Witold
|
Tak jakoś się złożyło, że nikt nie mówi o sklejaniu tego modelu tylko o teorii. Ja się już robię coraz bardziej nudny. Mam na warsztacie dwa "Zera", bo model pana Grzelczaka już skończyłem. Pan Grzelczak lubi techniki kombinowane i część jego "Zera" jest klejona metodą - jedna wręga - jedna sklejka a część ogonowa metodą wręga do wręgi. Jestem z tego modelu bardzo zadowolony, właśnie dlatego że wybaczał niewiele,ale przynajmniej błędy się tak bardzo nie przenoszą. "Zero" nie ma zbyt prostego kadłuba w części "dziobowej", a wyszło bez metody okrętowej bardzo dobrze. To samo w modelu AH z metodą całkowicie okrętową jest zupełnie nieporównywalne. Oddanie kształtów żadne, co najwyżej ewentualne ich zarysowanie. Wygląda na to, że to zupełnie różne samoloty w swej zasadniczej konstrukcji, bo nie mówie o ewentualnych różnicach w wersjach. Najmniej jestem zaawansowany w modelu z MM,ale widziałem go na wystawie w Oleśnicy i jest bliski modelowi pana Grzelczaka. Kiedyś nie miałem wątpliwości jak bym te modele klasyfikował: 1. MM, 2. Fly 3. AH, gdyż model z MM różni już cała epoka od obu pozostałych. Dzisiaj tylko 3 pozycja nie wzbudza moich niepokojów. Raczej sklaniam się do tego że model z FLY jest lepszy i gdyby był zrobiony techniką komputerową (chodzi o wnętrze kabiny i wystrój modelu) nie miałbym żadnych wątpliwości. Model z MM jest też bardzo dobry, ale on jest dla trochę innego odbiorcy i jak na niego jest znakomity. W modelu z MM jest uproszczone, to co zostało skomplikowane w modelu z FLY. W całym modelu znalazłem tylko jeden błąd dotyczący kołpaka śmigła, wewnętrzna wręga była za małej średnicy lub kołpak za dużej. Zdziwiła mnie też technika klejenia dodatkowego zbiornika, ale podejrzewam, że autor tu sobie z nas zażartował. Naprawdę nie sądzę, żeby poza szczególnymi przypadkami utrudniać sobie pracę. Przy skomplikowanych detalach - zgoda jeśli oklejanie szkieletu nie będzie na podstawie jednej oklejki, a kilku dokladnie spasowanych do kształtu kadłuba. Płaskiego arkusza nie da się na sucho tak uformować, by pasował do wszystkich nierówności. Można to tylko osiągnąć aproksymując niewielkimi kawałkami pokrycia. Mając doświadczenie z modelami okrętowymi o dużych gabarytach jesten coraz bardziej przeciwny dotychczasowemu sposobowi wykonywania szkieletu. Do Bismarcka z GPM przystąpię po przepracowaniu szkieletu na beztekturowy. Jedyne co wzmocnię to pokład. Po prostu wydaje mi się, że jeżeli czegoś nie trzeba robić, bo nie całkiem znajduję na to uzasadnienie, to tego nie robię. Rozwiązanie powinno wymusić założenie konstrukcyjne i robienie czegoś z bezproduktywnym naddatkiem, bo wydaje się, że może stać się to lub to jest bez sensu. Lepiej to sprawdzić przed ostateczną decyzją i zaprojektować tak, by trudno było to zrobić lepiej w sensie wystarczalności konstrukcji.
|
|