Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Piotrze, o przejściu w balaście nie decyduje się jednoosobowo. No i nikt tego nie robi dla przyjemności.
A co do przejścia w balaście po ładunek przez Atlantyk. Trudno mi się wypowiedzieć nie znając szczegółów, ale wyobrażam sobie np. taką oto sytuację:
Mam długoterminowy kontrakt z klientem na przewóz miesięcznie 100.000 ton jego ładunków z Brazylii do Liverpoolu. Jeśli nie podstawię na czas statku to ryzykuję zerwanie kontraktu (fatalne!) i pokrycie strat klienta wynikających z tego, że nagle musi sam sobie znaleźć statek który jego ładunek zabierze. A jak mu się nie uda, albo nowy armator zażąda frachtu o 10 procent wyższego od tego, na który ja się zgodziłem? Do kogo przyjdzie z domaganiem się pokrycia strat? DO MNIE.
No i tak się złożyło, że rzeczywiście nie mam statku w Brazylii w wymaganym terminie. Moja wina? Niekoniecznie! Statek który miał tam zawinąć miał np. awarię maszyn i musi pójść do stoczni. Kolejna możliwość: statek miał przyjść do Brazylii po rozładunku w Chile. Tyle że w Chile cały czas leje, wyładunek stoi i wyjście w drogę do Brazylii opóźnia się już o dwa tygodnie.
Niezły klops, prawda? Straty handlowe i - co dużo ważniejsze - wizerunkowe, będą OGROMNE. Ale zaraz zaraz, mamy właśnie rozładowany w Portugalii statek i jeśli natychmiast wyślemy go w balaście do Brazylii, uratujemy kontrakt i unikniemy poważnych strat finansowych, nie dających się porównać z kosztami balastowania statku z Portugalii do Brazylii. Pewnie że cały rejs będzie finansowo do tyłu, ale dzięki temu nie powstaną naprawdę ogromne straty, przy którym ta jednostkowa jest niczym!
A ktoś się zdziwi: Co za idiota każe statkowi iść w balaście przez Atlantyk?
*
Stanie na sznurku. Statek niesie ze sobą koszty zwłaszcza wtedy, gdy stoi przy kei i czeka na ładunek. Kolejny przykład:
Mam statek w Valettcie, Malta. Stoi na sznurku i czeka na lepsze czasy. Dzień w dzień kosztuje mnie to grube tysiące dolarów. Przyjmijmy (skromnie jak dla dużego masowca!) 10.000 zielonych.
Dostaję ofertę na ładunek z Brazylii do Liverpoolu. Robię kalkulację: przelot w balaście, kiepski fracht, długi przelot do Anglii, koszt paliwa, załogi i inne. Taki rejs - zwłaszcza z tym pustym przelotem Malta-Brazylia - przyniesie mi stratę. Jaką?
Kalkulacja jest kwestia kilkunastu minut. Wyjdzie że w ciągu miesiąca stracę na wzięciu tego ładunku 140.000 dolarów. Czy go zatem odrzucam?
Oczywiście że nie, bo lepiej popłynąć i dołożyć do interesu 160.000 niż stać nadal w Valettcie i przez ten czas dołożyć do statku 300.000 dolarów...
A ktoś się zdziwi: Co za idiota każe iść w balaście przez Atlantyk a potem zrobić rejs który przyniesie stratę? Przecież stojąc na sznurku paliwa zużywa się ile kot napłakał (a ono zawsze najwięcej kosztuje) no i zmniejszona załoga...
Tyle że są jeszcze ogromne koszty STAŁE: spłacanie kredytu na zakup statku które rozkłada się na każdy dzień przez ileś tam lat, koszty remontów/dokowania które rozkłada się na 365 dni, koszty portowe i jeszcze parę innych pozycji. To one składają się na owe 10.000 dolarów DZIEŃ W DZIEŃ.
*
W żegludze nader często nie ma prostych sytuacji, a 2 dodać 2 nie zawsze jest 4 :-)
Post zmieniony (17-06-17 18:09)
|