Keith
|
Drodzy Koledzy! Nie zamierzam już polemizować z W.SZ.P. Witoldem, który pomimo posiadania ogromnego zbioru literatury tematycznej, obawia się do niego zajrzeć aby broń Boże nie dowiedzieć się, że termin "modelarstwo szkutnicze" to najzwyczajniejsza budowa modeli /zazwyczaj pływających/ statków bądz okrętów z drewna lub materiałów drewnopodobnych (sklejka/daw, dykta, fornir itp.). Zwłaszcza, że Kol. Batonus, szpak i kos oraz Stach48 wystarczająco wyjaśnili sprawę. (Zgrzewka piwa Koledzy jeśli Któryś znajdzie wyraz "BZDURY" w moich poprzednich postach ! )
Ja sam uczę******em jako dzieciak do tzw. pracowni modelarstwa szkutniczego w Młodzieżowym Domu Kultury /aby było radośniej i w temacie - w Łodzi!/ gdzie piłowało się na kształt kadłuba i mozolnie wydłubywało środek z drewnianego klocka korzystająć z szablonów aby czasami nie zrobić dziury w tej dłubance. Ponieważ tak wykonany kadłub nie miał prawa po pewnym czasie nie wypaczyć się i nie popękać to zatosowano nowocześniejszą metodę uprzedniego sklejania kilku warstw drewna przed piłowaniem i dłubaniem. Dla zaawansowanych mistrzów istniała najnowocześniejsza wówczas technologia. Tylko dziób i rrufa były wykonywane powyższą metodą. Reszta jednostki posiadała stępkę z wręgami ze sklejki i to dopiero pokrywało się zwykle kilkoma warstwami listewek, kleiło, szpachlowało, szlifowało i szłifowało i szlifowało, potem malowało i szłifowało i malowało i szli... itd. Tak więc, mniej więcej, porównując ze współczesnymi technologiami była to wymarzona robota dla masochistów i prawdziwych archaicznych maniaków szkutnictwa /Ani myślę obrażać niniejszym szkutników, tym bardziej że sam te pokutne czynności wykonywałem z różnistymi efektami!/
Co do "archaizmów" to mimo że jestem człowiekiem /podobno brzmi to dumnie, ale miewam wątpliwości patrząc na wiele z człowieczych "osiągnięć"/ bardzo ale to bardzo starej daty, to jednak staram się nie używać we współczesnych czasach wielu z wpojonych mi pradawnymi laty pojęć - jeśli już jestem "zeschniętym sucharkiem" to po co jeszcze mają się ze mnie śmiać - tak też,nie proszę w Horteksie jak mnie uczono "za Cara" o "sachar morożiennyj", tylko najzwyczajniej zamawiam lody. Nie używam też zwrotów; "automobil", "cyklista", "awiator", "aeroplan", "tank", "awionetka",
"welocyped", "telegraf", "fonograf", "inkaustu" nie nabieram do Parkera, przed zamkniętym "szlabanem" kolejowym nie stoję, "wodnica" nie mówię tylko linia wodna itd. itp. itd. itp.
Przykrym jest pomówienie, jakobym władczo zarządził i okrutny rozkaz wydał, aby wszyscy zdegenerowani modelarze natychmiast odpiłowali części podwodne od modeli swoich, w piec je cisneli, a modelami teraz już zacnie wyglądającymi, na plask blaty stołów i półek karnie pokryli.
Bo to właśnie jest ta BZDURA ! Świetnie ujął to Batonus - rzecz gustu ! I ja się z nim w pełni zgadzam! Więcej, gdyby spróbował zlikwidować genialnie wręcz zbudowaną podwodną część swojego 'Takao", którego budowę pilnie i z podziwem śledzę wynająłbym płatnego mordercę a potem ryczałbym z żalu bo kto by model tej klasy dokończył ?!
Inną sprawą jest fakt, że taką masę okrętów widziałem, w których część podwodna była obrazem nędzy, rozpaczy, bólu, zgrozy, zwątpienia i smutku /zwłaszcza w
"standartach"/, że rezygnacja z jej budowy wyszłaby im tylko na dobre.
Dodam, że kiedy budowałem okręty, to jeśli były w klasie "water line" zawsze towarzyszyła im lepsza lub gorsza imitacja wody. Przy aktualnie stosowanych technologiach rezultaty można osiągnąć fantastyczne!
Kochani, pozdrawiam was serdecznie! ....no i "róbta co chceta" !!!
|
|