randar
Na Forum: Relacje w toku - 4 Relacje z galerią - 7
|
Bosman Hayashi miał najlepszy wzrok z całej załogi. Nic więc dziwnego, że jako pierwszy zauważył zbliżające się niebepieczeństwo. Nie uspokoiły jego dziwnego poczucia zagrożenia nawet czerwone koła na kadłubie zbliżającego się samolotu. Wiedział - że wizyta kogoś z Kwatery Głównej nie wróży nic dobrego. Gdy w swoich szkłach zauważył pieniste slady wodującej maszyny, postanowił zejść z posterunku obserwacyjnego i szybko obudzić kapitana. To był najwyższy czas.
Pilot - najwyraźniej żółtodziób - źle obliczył odległosć i wylądował prawie kilometr od okrętu. Dobra nasza ! - pomyślał bosman, po czym skoczył we właz i zaczął wśród walających się w przejściach kabli, narzędzi i opróżnionych butelkach po ...*** ... torować drogę do kajuty kapitana. Co prawda nie zdążą już niczego uporządkować, zatrzeć śladów prowizorek i nie wykonanych w założonym przez Kwaterę czasie elementów, lecz bosman biegł na złamanie karku. Chciał dac choć kilka minut kapitanowi na doprowadzenie się do porządku i "odparowanie" krążącej jeszcze w jego żyłach sake ...
Maszyna podeszła do burty. Odchylona owiewka uwolniła dziwny zapach - jakiejś dawno już zapomnianej bosmanowi wody kolońskiej. " Cholerne gryzipiórki z Kwatery Głównej ! " - pomyślał . " Siedzą za biurkiem i grzeja stołki, a potem, tak jak dziś, przylatują niespodziewanie i rugaja za brak efektów. Prochu nigdy nie poczuli, a zachowują się jak ...." - tu ugryzł się w język, gdyż obsługa mocowała już linę do wodnosamolotu i za moment maszyna z niepożądaną "zawartością" pojawiła się na pokładzie. Obsługa przetoczyła samolot na nadbrzeże i zapadła cisza ....
Zdjęcia powyżej mają możliwość powiększania :)
Wodnosamolot będący bohaterem tej sesji zdjęciowej to Kugisho E14Y , w kodzie aliantów "Glen" - specjalny samolot obserwacyjny służący na okrętach podwodnych, wykonawca jedynego nalotu bombowego na terytorium macierzyste USA (zrzucono z niego małe bombki zapalające na lasy w stanie Oregon).
Kleiłem go z wydruku z "plujki" - posłużyłem się jako oryginałem samolotem zamieszczonym w modelu submariny I-19 "Otsu-Gata" z wydawnictwa AH. Na przyszłość użyję jednak papieru o wiekszej gramaturze niż zwykły papier do ksera ( 80-tka). Mimo tego, iż się go bardzo dobrze formuje, jest zbyt wiotki. Cały samolot usztywniłem malując go błyszczącym werniksem Humbrola, na który finalnie położyłem mat. Skrzydła dodatkowo są wzmocnione wklejonym wewnątrz paseczkiem brystolu o obrysie o 1-2 mm mniejszym niż powierzchnia płata.
Lwią część czasu budowy zajęła mi kabina pilota. Wbrew pozorom, jej wykonanie nie jest znowu takie trudne, wymaga jedynie znieczulenia 5-kilowym młotkiem sklejającego, dla nabrania cierpliwości i spowolnienia ruchów kończynowych. Przydaje się również ściana, na której zatrzymywać będziemy latające w pomieszczeniu warsztatowym mięso ;-)
Jej głównym elementem jest "wanna" o wysokości ścian 3 mm i takiej samej szerokiej podstawie. Fotele zrobiłem "na oko", posiadają trójkątne, boczne wzmocnienia, których naklejenie było chyba najtrudniejszą częścią tej zabawy.
Tablice przyrządów wyciąłem skalpelem, pomalowałem na czarno, a pędzelkiem 00 "nakropkowałem" białą farbą zegary. Dodałem drążek sterowy ( drucik 0,3 mm) i pedały.
Kadłub w większości kleiłem, też eksperymentalnie i pierwszy raz, klejem wodnym Brand Clear Glue, o którym wiele się naczytałem i wreszcie miałem możliwość jego sprawdzenia. Trzyma mocno, łapie po dłuższej chwili, więc jest czas na korektę, która przy tych rozmiarach elementów jest bardzo kłopotliwa. Uśmiejecie się, ale segmenty kleiłem metodą "jedna wręga i pasek łączący". Zapewniło to dobre spasowanie ze sobą poszczególnych kawałków kadłuba, gdyż przy tej skali każde "rozminięcie" się rozmiarów sąsiednich elementów ( po wrędze) jest niestety bardzo widoczne.
Silniczek - korpus to wykałaczka ucięta w "plasterek", cylindry - gruba, włochata nitka, nasączona superglutem i po stwardnięciu owinięta ciasno cieńszą. Pomalowane Gun Metalem Pactry. Wysokość cylindrów dopasowywałem dokładając wykałaczkę z doklejoną, jak na zdjęciu, nitką, do obrysu wręgi silnika i przycinałem skalpelem. Występujące na obwodzie osłony silnika "obłości" , chyba osłonki popychaczy zaworów, zrobiłem nakładając wykałaczką "paseczki" Wikolu, czynność powtarzałem trzy razy, po czym pomalowałem czarną Pactrą.
Najbardziej obawiałem się , zresztą słusznie, pływaków. Wydawca proponuje ( dość wydawało mi się dziwnie jak na taką skalę) zrobienie szkieletu pływaka aż z 4 elementów. I wydaje mi się, że jeśli taka mozliwość jest, warto z niej skorzystać. Formowanie takiego kształtu "w powietrzu" jest prawie niemożliwe, fanatastyczna mieszanina krzywizn nie pozwala na spasowanie pływaka bez oparcia go o porządny szkielet.
Trochę tu było szlifowania i dopasowywania, szkielet jest za duży ( za wysoki) i nie chciał pasować do górnej części pywaka, do której miał być wpierw wklejany.
Osłonę kabiny przed wycinaniem, zaimpregnowałem obustronnie werniksem błyszczącym Humbrola. Po takim zabiegu, przy wycinaniu okienek "metodą dzięcioła" osłona nie strzępiła się. Wykorzystałem tylko wiatrochron i segment środkowy. "Szyby" są zrobione z folii do pakowania, takiej używanej do foliowania palet w hurtowniach. Myślę, że z powodzeniem folia ta nada się nawet do wykonania wieżyczek strzeleckich czy innych obłych osłon, gdyż jest rozciągliwa i nie pęka - można na przykład na główce od zapałki bez podgrzewania zrobić "czapeczkę" . Jest lekko matowa, ale przy tej skali to nie przeszkadza.
Teraz można autora tej bajeczki zbluzgać za przynudzanie ;-)
|