StuGu
moderator
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 13
Grupa: GEKO
|
-----
- Uważaj! Za szuwarami w prawo i wyjeżdżamy na brzeg!
- Chyba wypływamy!
Porucznik Czutko na moment odwrócił wzrok i spojrzał na rzekę. Przepłynęli już spory kawałek od miejsca, w którym wjechali w toń szaroburej o tej porze roku Piny. Stalowe chmury szczelnie zasłoniły niebo, ale pomimo nieprzyjemnej, listopadowej aury, było dość ciepło i bezwietrznie.
Kapral Lemański, łagodnie manewrując, minął wysokie zarośla i skierował czołg wprost na niedaleki brzeg.
Nagle dało się odczuć wstrząs, kadłub zawibrował a silnik nieco zwiększył obroty. Porucznik intuicyjnie zacisnął palce na obrzeżu włazu.
- Co jest? – krzyknął do kierowcy.
- Ale Pan wybrał miejsce. Zamiast czystej wody i piaseczku mamy przed sobą 20 metrów jakiegoś bagna!
- Nie marudź. Dasz radę, ta breja jest dość rzadka. Tylko błagam, powoli i spokojnie.
- Obiecuję, że żadna kropelka z tego bajora nie splami pańskiego nowiutkiego płaszcza.
Maszyna jeszcze unosiła się na wodzie, ale koła i gąsienice napotkały pierwszy opór. Prędkość spadła jeszcze bardziej, ale kierowca nie miał większych problemów z przebrnięciem przez lepką, choć niezbyt gęstą maź. Pamiętając jednak obietnicę daną porucznikowi, nie szarżował.
Po kilku minutach byli na twardym gruncie. Porucznik nadal stał za wieżą, trzymając się jej krawędzi. Lemański przecisnął się przez właz i leżąc, wychylił się mocno za krawędź lewego pływaka.
- Pięknie go umalowaliśmy. Na górze zielono, a w dole ciemny brąz… Normalnie jak...
- Możesz mi oszczędzić szczegółów? – żachnął się porucznik.
Była to tylko poza. Uwielbiał tego chłopaka, z którego twarzy prawie nigdy nie schodził szelmowski uśmiech, a gęsta czupryna i błyszczące oczy nie dodawały mu powagi. W duchu dziękował niebiosom, że to akurat z nim pułkownik wysłał go na testy.
- Szkoda, że ta nasza sto trzydziestka nie ma żadnej fujarki… - zagadnął Lemański, przyglądając się nieuzbrojonej wieży.
- Tam i tak by nic większego od karabinu nie wlazło – odpowiedział porucznik - sam się ledwo mieszczę... Dobra, wracamy….
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Taką wymyśloną historyjką, bazującą wszakże na prawdziwych wydarzeniach, otwieram ostatni akt tego modelarskiego dramatu:-) Wymyśliłem ją, by uzasadnić to, co za chwilę zobaczycie:-)
Mimo wielu trudności, głównie polegających na niemożności zebrania się w sobie i wykonania modelu w przyzwoitym terminie, mogę z ulgą oświadczyć, że budowa modelu Pzinż. 130 została zakończona:-) Temu wiekopomnemu wydarzeniu dorównuje chyba jedynie zakończenie emisji "Mody na sukces" :-)
Zapraszam więc do obejrzenia galerii końcowej:-)





Pewnie niektórych mocno zaskoczył efekt finalny:-) Kiedyś co prawda wspominałem, że nie zamierzam modelu specjalnie paćkać, ale... zmieniłem zdanie:-)
Początkowo w ruch poszły tylko suche pigmenty, ale jakoś nie wyglądało to za specjalnie, a może zwyczajnie nie miałem koncepcji. Pomieszałem je zatem z rozcieńczonym wikolem i tak przygotowaną papką zacząłem maltretować najpierw testowo dół spód wanny, a potem... już nie było odwrotu.
Po całej babraninie, przed którą zdjąłem oczywiście gąsienice, okazało się, że po wyschnięciu nałożonego specyfiku, czołg wyglądał może i ciekawie, ale jakby był mocno skorodowany i i opylony:-) Przy pomocy błyszczącego lakieru bezbarwnego przerobiłem to na imitację mokrego błota, a raczej rzadkiej brei, o której wspominają bohaterowie wcześniejszej historyjki:-)
Mając na uwadze długi czas budowy, było to posunięcie dosyć ryzykowne i pastwiąc się nad modelem kilka dni, trochę obawiałem się, efektu końcowego. Ale teraz widzę, że było warto, chociaż mankamentów do poprawy jest jeszcze mnóstwo:-) Najważniejsze, ze spróbowałem i nauczyłem się czegoś nowego. To zawsze jest wartością samą w sobie.
A sam model?
Jak już uważni obserwatorzy zauważyli, został mocno zwaloryzowany, bo mimo swojej prostoty i niewielu elementów, miał pewne merytoryczne niedoskonałości. Nie załamuję nad tym rąk, bo najważniejsze, że wszystkie, które wykonywałem prosto z wycinanki, sklejały się dobrze i pasowały do reszty. Inna sprawa, że ogromną ich część mocno przerobiłem lub wykonałem od podstaw. Ale to powoli staje się chyba moim znakiem firmowym:>
Uważam, ze efekt finalny jest nie najgorszy, a brudzenie dodało modelowi nieco kolorytu - dosłownie i w przenośni. Pomimo nawoływań ze strony wybitnych członków modelarskiego bractwa, nie zdecydowałem się na dorobienie hipotetycznego uzbrojenia. Po tylu godzinach przyglądania się zdjęciom archiwalnym, przyzwyczaiłem się do tego ziejącego czernią otworu w wykuszu wieży:-) Poza tym jest to dość oryginalne, a ja lubię czasem nieszablonowe rozwiązania:-)
Dziękuję wszystkim za uwagę i pozdrawiam najwierniejszych kibiców. Wytrwać tyle lat z tym odgrzewanym kotletem, to nie w kij dmuchał:-) Brawo Wy:-)
--
StuGu
Relacja w toku - Charron-Nakaszidze / StuG Ausf. F
Relacja/galeria - ChTZ-16 / FAI-M / T-50 / T-37A Modelik / Pz.Inż. 130 / Ha-Go / T-37A Orlik / L6/40 / 7TP Dwuwieżowy
|