KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 78 z 80Strony:  <=  <-  76  77  78  79  80  ->  => 
11-12-23 20:41  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Jeszcze o piosence:

Jej żartobliwo-rozpaczliwy tekst powstał w USA w roku 1919, PO WPROWADZENIU – co szalenie istotne! – PROHIBICJI. Jest to rozmowa gościa, którego suszy, z kelnerem, ale w pewnej chwili odzywa się Duch Alkoholu.

Oto moje wolne tłumaczenie, ale najpierw mały słowniczek użytych w tekście zwrotów, dotyczący napojów i osób znanych w Stanach w tamtym okresie:

- Sarsaparilla. Napój bezalkoholowy o takiej nazwie, podobny w smaku do piwa imbirowego (które wcale nie jest zresztą piwem).
- Percy, Clarence, Reginald, Bevo – napoje bezalkoholowe z tego samego okresu.
- William J. Bryan – amerykański polityk
- seltzer – musujące tabletki przeciwwirusowe
- vichy – gazowana woda mineralna

No to lecimy:

- Jak mnie suszy, jak mnie suszy
Łatwo zrozumieć, dlaczego tu jestem
W mojej szklance nie ma alkoholu
I dlatego tak mnie suszy, panie kelnerze.

- A co chcesz? Co chcesz?

- Jestem tak spragniony, jak to tylko możliwe
Co masz? Co możesz mieć?
Zaproponuj mi małego drinka

- Z najlepszych napojów bezalkoholowych
Mamy wszystko, co najlepsze

- Nic o nich nie wiem
Co byś zaproponował?

- Napij się trochę Coca-Coli
Naprawdę, to cudowny napój
Percy, Clarence, Reginald też
Polecam je.
Napij się trochę Coca-Coli
Myślę, że to jest najlepsze
Nie jest to alkohol, ale można się zabawić
Jeśli wypijesz wystarczająco dużo

- Są o wiele za wytrawne.

- Więc co chcesz spróbować?
Sarsaparillę, spróbuj sarsaparilli
Sarsaparilla powinna wystarczyć
Rockefeller pije sarsaparillę
I co jest wystarczająco dobre dla Rockefellera
Jest wystarczająco dobre dla ciebie

- Idź i powiedz barmanowi, że taki drink mi nie wystarczy

- No to wypij szklankę soku winogronowego
To jedyny drink, który można kupić
Naprawdę, jest w porządku, po prostu bosko
Jest polecany przez Williama J. Bryana
Wszyscy piją sok winogronowy
Odkąd miasto wyschło [czyli wycofano alkohol]
Słyszałem, jak to opowiadali, Sir
Ten sok winogronowy i seltzer
To tylko taki napoik do wypróbowania

- Obawiam się, że to nie wystarczy

- No to spróbuj lemoniady
Trochę cytryny, trochę cukru
Trochę vichy i słomka
To najpiękniejszy
Napój, jaki kiedykolwiek widziałeś
Powinieneś taki kupić, wypróbuj
Bo to najlepszy napój, jaki kiedykolwiek powstał
Taki napój zmoczy ci wargi
Wypij szklankę lemoniady

- Obawiam się, że to nie wystarczy
Chciałbym szklankę piwa

No to wypij trochę Bevo, Bevo
To najwspanialsza imitacja, jaką znamy
Jeśli zależy Ci na piwie
To napój, który powinieneś wybrać
Smakuje jak lager, ale tak
Nie ma kopa
Bevo, napij się Bevo
Chociaż nie daje kopa
Ci, którzy to piją, twierdzą
Że z łatwością Bevo może zawrócić w głowie.

- Jak mnie suszy, jak mnie suszy
Łatwo zrozumieć, jak jest ze mną
Och, jak wołam o alkohol
I dlatego mnie suszy.

- Słyszę, jak mnie wołasz
Jestem Duchem Alkoholu
Pozwólcie, że was wszystkich zapewnię
Nie umarłem, tylko śpię
Któregoś dnia do was wrócę

- Mamy nadzieję, że tak, mamy nadzieję, że czas
Kiedy twoje prawa nie będą takie smutne
Mamy nadzieję, że tak, mamy nadzieję, że tak
Kiedy wykopiesz prohibicję

- Możesz założyć się o życie, że wykopię
Bo to jest bardzo niegodziwe
Powiedz panu Wstrzemięźliwości, że przetrzymasz

- To właśnie zrobię, to właśnie zrobię

- I kiedyś wrócę
Z hip hip hurra!!
Dopóki jednak tego nie zrobię, dam ci
Mały, nowy koktajl.

I – jak już pisałem – można usłyszeć tę piosenkę na You Tube.

--
UWAGA: po poznaniu tekstu całego piosenki zmieniłem treść jednego zdania w końcowej części Opowieści.

Post zmieniony (12-12-23 07:16)

 
22-12-23 21:33  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 574

NIEZWYKŁY POJEDYNEK

W latach 1927-1928 Włosi zbudowali pięć wielkich okrętów podwodnych dalekiego zasięgu. Oto pierwszy z nich, „Balilla”. Tak jak pozostałe duże włoskie okręty podwodne, miał nietypowy dla tego okresu wielki kiosk.

, ,

Beznadziejnie pomyślana obudowa działa działała niczym hamulec podczas poruszania się pod wodą…



…i dlatego szybko została zdemontowana



Porównajmy te okręty z oceanicznymi U-Bootami typu IXA, które przecież od samego początku przeznaczono do długich atlantyckich patroli. Pierwsza liczba dotyczy Balilli, druga XIA:
- wyporność na powierzchni, ton: 1427 – 1032
- wyporność w zanurzeniu, ton: 1874 – 1153
- długość, metry: 86,5 – 76,6
- zasięg na powierzchni, Mm: 13.000 – 10.500

I – już bez porównywania – uzbrojenie włoskich jednostek: cztery dziobowe i dwie rufowe wyrzutnie torpedowe, działo 120 mm, i dwa przeciwlotnicze karabiny maszynowe 13,2 mm, później zastąpione dwoma podwójnymi karabinami tego samego kalibru.

Czym kierowali się Włosi budując takie duże jednostki? W założeniu miały one operować na Oceanie Indyjskim, stacjonując w portach Włoskiej Afryki Wschodniej. W erytrejskiej Massawie stacjonowało aż osiem okrętów podwodnych, ale wśród nich nie znalazł się ani jeden typu Balilla.
(O losach włoskich okrętów w tym rejonie mówią dwie części Opowieści 480, FLOTA MORZA CZERWONEGO, http://www.konradus.com/forum/read.php?f=17&i=88034&t=88034&filtr=0&page=13)

Ponieważ owa ósemka wystarczała do realizacji założonych celów, cztery Balille musiały pozostać na Morzu Śródziemnym, na który to akwen były zdecydowanie za duże. Czwórka, a co z piątym okrętem tego typu? Sprzedano go Brazylii, już w wersji bez osłony działa. Po nazwą „Humaytá” służył tam do roku 1950. Oto on:



Nazwy jednostek pochodziły od włoskich bohaterów, walczących o wolność kraju (Balilla, Antonio Sciesa, Domenico Millelire). Poznajmy w wielkim skrócie historię tego, od którego wziął nazwę czwarty okręt z serii, „Enrico Totti”, bo był to człowiek niezwykły!

Urodził się w 1882 roku, a jego pierwsza praca, to palacz na lokomotywie. W roku 1908, smarując swój pojazd poślizgnął się akurat wtedy, gdy obok przejeżdżał inny parowóz. Toti wpadł pod jego koła, a obrażenia były tak poważne, że amputowano mu nogę na poziomie miednicy. Po utracie pracy Toti poświęcił się niezliczonym działaniom, w tym realizacji kilku drobnych wynalazków przechowywanych obecnie w Rzymie, w Muzeum Historycznym Bersaglieri. W 1911 roku, pedałując jedną nogą (!), udał się rowerem do Paryża, a następnie przez Belgię, Holandię i Danię, dojechał aż do Finlandii i Laponii. Stamtąd, przez Rosję i Polskę, w czerwcu 1912 r. wrócił do Włoch.

Kiedy wybuchła Pierwsza Wojna Światowa, Toti zgłosił się na ochotnika do armii włoskiej, ale oczywiście nie został przyjęty. Niezrażony dotarł na rowerze na linię frontu i udało mu się służyć jako darmowy, niezarejestrowany, całkowicie niepodlegający przepisom „ochotnik cywilny”, przypisany do kilku jednostek.



Zmuszony przez żandarmerię do opuszczenia strefy walk i powrotu do domu, Toti wrócił jednak na front, i udało mu się dołączyć (wciąż nieoficjalnie) do 3. Batalionu Rowerowego Bersaglieri. Zginął nad Isonzo. Śmiertelnie ranny, rzucił jeszcze kulę we wroga. Zanim upadł na ziemię, krzyknął: „Nun moro io!” (w języku romanesco „Nie umieram!”).



I tak okrężną drogą doszliśmy do głównego bohatera Opowieści, czyli okrętu „Enrico Totti”. Pomińmy wszystko, co działo się z nim i jego załogą do jesieni roku 1940, bo po pierwsze nic specjalnego się tam nie działo, a poza tym i tak nic nie mogło być ważniejszego od wydarzenia z tego właśnie okresu. Dowódcą jednostki był 36-letni komandor podporucznik (capitano di corvetta) Bandino Bandini.


„Enrico Totti” po zwodowaniu



Wczesnym rankiem 14 października 1940 roku „Enrico Totti” wyszedł w morze, aby dwa dni później wraz z sześcioma innymi okrętami utworzyć barierę we wschodniej części Morza Śródziemnego. Rozciągać się ona miała od południowych wybrzeży Krety, po akwen przyległy do Aleksandrii. Jednostki miały zastąpić ustawioną tam 8 października inną szóstkę. Któryś z tych zespołów powinien mieć okazję do zaatakowania spodziewanego konwoju idącego z Aleksandrii na Maltę. Kiepskie rozpoznanie mieli Włosi, ponieważ konwój minął wyznaczoną przez nich linię w dniu, w którym pierwsza z barier dopiero się formowała.

Konwój ów składał się z czterech frachtowców, eskortowanych przez dwa krążowniki i cztery niszczyciele, ze zdalną ochroną czterech pancerników, dwóch lotniskowców, sześciu krążowników i szesnastu niszczycieli. Brytyjczycy skierowali praktycznie całą Flotę Morza Śródziemnego do osłony zaledwie czterech frachtowców (!), co tylko potwierdza jak ważne było utrzymanie Malty, niezależnie od ceny, jaką można było za to zapłacić.

Już następnego dnia „Enrico Totti” doznał poważnej awarii silników elektrycznych. Tak poważnej, że nie można było nawet pomyśleć o zanurzeniu. Bandini zawrócił w kierunku latarni morskiej Cao Colonne (wschodnie wybrzeży Włoch przy Morzu Jońskim), skąd droga prowadziła na północ, do bazy w Brindisi.

15 października o 1:10 idący oczywiście na powierzchni okręt znajdował się mniej więcej pośrodku Morza Jońskiego. Morze było spokojne, a niebo wprawdzie zachmurzone, ale światło księżyca chwilami się przebijało przez chmury. Wraz z Bandino Bandinim oraz marynarzem-obserwatorem, na pokładzie kiosku znajdował się także oficer wachtowy, i to on dostrzegł po lewej burcie ciemny wąski kształt. Prawie zaraz potem oficer potwierdził: „Zbliża się do nas okręt podwodny!”

Gdy odległość zmniejszyła się do tysiąca metrów, okręt ów został zidentyfikowany jako brytyjska jednostka typu Perseus. W rzeczywistości był to okręt typu T. Włochów zmyliło to, że oba typy miały postawione wysoko – a nie na pokładzie – działo.


Okręt typu Perseus


Okręt typu T


Na brytyjskiej jednostce także dostrzeżono włoski okręt, a kąt ustawienia dziobu jednoznacznie wskazywał na zbliżający się atak torpedowy.

Bandini naciska klakson alarmu bojowego. Jego zastępca, porucznik Giovanni Cunsolo, wraz z artylerzystami biegną do działa, a jednocześnie obsadzane są karabiny maszynowe. Włoski okręt gwałtownie przyspiesza ze sterem wychylonym maksymalnie w lewo tak, aby wystawić nieprzyjacielowi jak najmniejszą sylwetkę. Manewr został przeprowadzony bardzo szybko i szczęśliwie: gdy okręt jeszcze wciąż skręcał, zaledwie kilka metrów od jego prawej burty przemknęła torpeda.

Oba gnające całą naprzód okręty – tym drugim jest HMS „Triad” – szybko zredukowały dystans.


„Triad”

Teraz nie ma już ani czasu ani sensu, aby próbować ustawić się w pozycji do strzału torpedowego, ponieważ jednostki są zbyt blisko siebie: torpeda uderzyłaby w cel, jeszcze zanim zdążyłaby się uzbroić. „Triad” jako pierwszy zaczyna strzelać z działa kalibru 102 mm. Pierwsze pociski przenoszą, lub padają po obu burtach włoskiego okrętu, ale kolejne są już celniejsze: jeden trafia w pobliżu podstawy kiosku nie powodując jednakże istotnych uszkodzeń, raniąc jedynie dwóch marynarzy.

Pierwsze strzały Włosi oddają z karabinów maszynowych, śląc długie serie w kierunku brytyjskich artylerzystów. Walka jest zacięta: „Triad” przechodzi zaledwie o cztery metrów za rufą „Totti”. Takie ustawienie jednostek pozwala włoskim artylerzystom obsadzić działo. Wzajemnie ostrzeliwanie się z karabinów maszynowych nie powoduje oczywiście uszkodzeń żadnego z okrętów. Po kilku minutach okręty płyną mniej więcej równoległymi kursami i są tak blisko siebie, że załoga „Totti” słyszy głosy brytyjskich marynarzy. Komandor Bandini widzi wydającego rozkazy brytyjskiego dowódcę w białym (?) mundurze.

Wreszcie przyszedł czas na włoskich artylerzystów. Ustawiona poziomo lufa, dystans kilkudziesięciu metrów, ognia! Cisza. W takiej chwili działo zacięło się! Marynarz Nicola Stagi w bezsilnej wściekłości zdejmuje but, i rzuca nim w kierunku wroga. Gest ten porównywano później do rzucenia kulą przez Enrico Tottiego tuż przed śmiercią.

Teraz jednak widać skutki morderczego ognia czterech luf włoskich ciężkich karabinów maszynowych: działo brytyjskiego okrętu strzela coraz rzadziej, aż wreszcie milknie. Pozbawiony jedynej broni w tej śmiertelnej walce na wyniszczenie, brytyjski dowódca nakazuje opuszczenie pokładu. Okręt przyspiesza, i wyprzedza włoską jednostkę, szykując się do zanurzenia.

W tej jednakże chwili Włosi odblokowują działo! W chwili gdy „Triad” jest już około 100 metrów przed nimi, pocisk trafia w jego kadłub, a zaraz potem kolejny dochodzi celu. „Totti” wystrzelił także torpedę, ale na tak krótkim dystansie nie mogła się ona oczywiście uzbroić.

To już koniec „Traida”. Bez wątpienia pociski kalibru 120 mm przebiły jego kadłub sztywny. Okręt otacza się czarną chmurą dymu, z której wylatuje kilka aktywowanych przez pożar kolorowych rakiet, służących do komunikacji z samolotami. Rufa okrętu idzie ostro pod wodę, ustawiając jednostkę w prawie pionowej pozycji. Dziób znajduje się teraz około 30 metrów nad powierzchnią morza.



Kadłub jedzie w dół, i w tym momencie trafia go trzeci armatni pocisk. Jest godzina 1:40. „Totti” pozostał jeszcze przez jakiś czas na miejscu poszukując rozbitków, ale nikogo nie znaleziono. Nie wypłynęło także żadne ciało.

Co ciekawe, zaledwie dwa miesiące przed fatalnym spotkaniem, ”Triad” stoczył już pojedynek na powierzchni z innym okrętem podwodnym! Bezowocna walka artyleryjska z U-46 zakończyła się rozejściem się okrętów, z których żaden nie miał okazji użyć torped.

Włosi byli oczywiście zachwyceni – i słusznie! – niezwykłym sukcesem swego okrętu.



Wydany już 16 października Biuletyn Wojenny nr. 131 ogłosił (cytuję tylko pierwszą część): Zeszłej nocy nasz okręt podwodny Toti podczas misji na Morzu Śródziemnym, zaważywszy angielski okręt podwodny typu Perseus, zaatakował go zdecydowanie ogniem artyleryjskim. Wywiązała się bardzo brutalna walka na krótki dystans, podczas której nasz okręt podwodny zaatakował wroga z działa i karabinów maszynowych, a następnie wychodząc na dogodną pozycję, storpedował go. Jednostka wroga, trafiona bezpośrednio, zatonęła dziobem do góry. Nasz okręt nie poniósł żadnych strat w załodze, a jedynie odniósł lekkie uszkodzenia kiosku…”

Swoją radość z tak nieoczekiwanego triumfu włoskiej marynarki miała także prasa. Oto kilka nagłówków:
- Wrogi oceaniczny okręt podwodny ostrzelany, storpedowany i zatopiony przez „Enrico Toti”
- Żadnych strat na pokładzie zwycięskiego włoskiego okrętu podwodnego
- Epickie przedsięwzięcie „Toti”
- Pojedynek z kilku metrów
- Desperacka próba zanurzenia trafionego wroga
- Dziób ginącego wroga wskazał na niebo, 30 metrów nad wodą
itp. itd…

Za ten niezwykły sukces, odznaczenia dostała cała załoga okrętu. Bandino Bandini otrzymał Srebrny Medal za Waleczność. Oto on w pełnej gali:



Ciekawe, że niewiele dni po tym wielkim sukcesie dzielny oficer objął dowództwo… trałowca, na którym służył siedem miesięcy. Potem długa przerwa, i wreszcie w 1942 roku został zastępcą dowódcy szkoły dla przyszłych podwodniaków. Być może wpływ na tak dziwnie przebiegającą karierę miały jakieś problemy zdrowotne. Zmarł w roku 1990.

--

Post zmieniony (23-12-23 07:58)

 
28-12-23 16:06  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Dzisiejsza bardzo długa Opowieść jest zupełnie inna, niż wszystkie wcześniejsze. Dlaczego? Gdy zacząłem pisać „normalną” Opowieść natknąłem się na informacje, których nie mogłem zostawić bez odpowiedzi. Ciekaw jestem waszych komentarzy.

Opowieść 575

NAJBARDZIEJ PECHOWY OKRĘT US NAVY, CZYLI KŁAMSTWO MA KRÓTKIE NOGI

Niszczyciel typu Fletcher, USS „William D. Porter”, znany jako Willie Dee, w licznych tekstach przedstawiany jest jako najbardziej pechowy okręt US Navy w latach II wojny światowej. Dziś dowiemy się jak to naprawdę było, głównie na podstawie oryginalnych dokumentów.

,

Alianci uzgodnili na listopad 1943 roku spotkanie przywódców w Teheranie. Roosevelt zdecydował się pokonać większość drogi na pancerniku „Iowa”, któremu miała oczywiście towarzyszyć eskorta.
12 listopada prezydencka, licząca 80 osób grupa, szybko i dyskretnie weszła na pokład prezydenckiego jachtu „Potomac”, i rzeką o tej samej nazwie dotarła do jej ujścia w Zatoce Cheasapeake, gdzie czekał już pancernik. W drodze do zatoki jacht eskortowany był przez ścigacz okrętów podwodnych SC 664. Przed zameldowaniem się na to spotkanie „Iowa” musiała pozbyć się w Norfolk prawie całego paliwa, ponieważ inaczej osiadłaby na mieliźnie, daleko od punktu przejęcia niezwykłych pasażerów.

Na pokładzie pancernika znajdowały się tylko absolutnie niezbędne osoby, a cała reszta załogi miała zakaz wychodzenia ze swych kwater. „Nie wiedzieliśmy co robimy w Cheasapeake Bay aż do chwili, gdy ujrzeliśmy prezydencki jacht” – wspominał Grier Sims, jeden ze świadków tych wydarzeń. „Gdy staliśmy w Norfolk przywieziono wannę i zastanawialiśmy się, co do cholery robi ona na okręcie. Teraz, gdy prezydent znalazł się na burcie, nabrało to sensu”.

„Potomac” stanął przy prawej burcie „Iowy” i rozpoczęto transfer pasażerów prezydenckiego jachtu, co odbyło się w 29 minut szybko, i bez żadnych incydentów. Specjalne krzesło z przymocowanym do niego prezydentem wciągnięto na pokład dźwigiem znajdującym się przy wieży numer działowej 3. Na prośbę Roosevelta nie oddano mu żadnych honorów, gdy znalazł się na pokładzie. Ze względów bezpieczeństwa, „Iowa” nie podniosła prezydenckiej flagi.



Przybysze zostali zaprowadzeni do swych pomieszczeń, po czym pancernik odszedł na redę Hampton, celem pobrania paliwa ze zbiornikowców „Housatonic” i „Escalante”. Gdy wyruszył wreszcie na Atlantyk, towarzyszyły mu trzy nowoczesne niszczyciele typu Fletcher: „Cosqswell”, „Young” i „William D. Porter”, czyli Willy Dee. Tym ostatnim dowodził 37-letni komandor podporucznik Wlifred Aves Walter. Niszczyciele rzuciły cumy w piątek 12 listopada, krótko po 23.

KŁAMSTWO NUMER 1
W DNIU WYJŚCIA Z NORFOLK, ŹLE MANEWRUJACY „WILLIAM D. PORTER” USZKODZIŁ SIOSTRZANY NISZCZYCIEL

Oto publikacja z „The Retired Officer Magazine”, 1994 dotycząca wydarzeń z wieczora 12 listopada

„Wieczorem poprzedzającym wypłynięcie z Norfolk w Wirginii „W.D. Porter” z powodzeniem zdemolował pobliski siostrzany okręt, cofając się wzdłuż jego burty, i kotwicą zniszczył relingi, tratwę ratunkową, łódź kapitańską i różne inne elementy wyposażenia. „Willie Dee” doznał jedynie lekkiego zarysowania kotwicy, ale jego kariera chaosu i zniszczenia już się rozpoczęła”.

A teraz „The 5 Craziest War Stories (All Happened on the Same Ship)”, 2012

„Kłopoty zaczęły się jeszcze zanim okręt odszedł od kei. Konkretnie ktoś zapomniał podnieść kotwicę, i wycofując się bardzo powoli, okręt przeciągnął ją po pokładzie siostrzanego okrętu. Wyobraź sobie kotwicę szorującą o poręcze, łodzie ratunkowe i gówno wojenne warte tysiące dolarów, jak naćpany koksem maluch w sklepie ze słodyczami. Wyobraź sobie wyraz twarzy początkujących marynarzy, gdy obserwowali to wydarzenie: a) pierwszego dnia w pracy i b) w drodze na spotkanie z cholernym prezydentem”.

Jedziemy dalej: oto „World War II's Unluckiest Ship, the William D. Porter”, YouTube, 2020

„Podczas swojej pierwszej akcji bojowej okręt nie podniósł prawidłowo kotwicy i podczas wycofywania, wyrwał ogromny kawałek ze znajdującej się obok jednostki”.

I na koniec polski youtuber – od Polski You Tuber nazwijmy go PYT, ze swoją Morską Opowieścią pod tytułem – a jakże! – „Najbardziej pechowy okręt US Navy”, który opowieść bazuje niestety tylko na powyższej cytowanych źródłach.

PYT skopiował z grubsza tekst z „The 5 Craziest…” powtarzając iż „marynarzom prawdopodobnie nie udało się dobrze podnieść kotwicy” co nie znaczy nic, skoro zaraz potem mówi iż „uderzyła ona i ciągnęła się po pokładzie siostrzanego niszczyciela zacumowanego burta w burtę”.
Okręty stały na cumach, więc o jakim podnoszeniu kotwicy jest tu mowa? Od kiedy to zacumowana jednostka rzuca dodatkowo kotwicę?

Ponadto słyszymy od PYT, iż „kapitan Walter był niedoświadczonym dowódcą”. A tymczasem komandor podporucznik Walter był dowódcą niszczyciela „MacLeish” 31.7.1942 – 11.4.1943, a od 6.7. 1943 niszczyciela USS „William D. Porter”. 12 grudnia 1943 roku miał zatem za sobą łącznie 14,5 miesiąca służby jako pierwszy po Bogu. I to ma być niedoświadczony dowódca?

Nikomu z piszących powyższe słowa nie chciało się zapoznać z zamieszczonymi na tej samej stronie www zdjęciami trzech dzienników okrętowych. Oto strony dzienników, raportujących wydarzenia z 12 listopada:

Strona z „Younga”…


…”Williama D. Portera”…


…i „Cosqswella”


W żadnym z tych dzienników nie odnotowano ani zderzeń ani uszkodzeń, i na tym moglibyśmy zakończyć wyśmiewanie powyższych informacji. Ale… przyjmijmy (wbrew dokumentom!) że Wille Dee z powodzeniem zdemolował pobliski siostrzany okręt, cofając się wzdłuż jego burty, i kotwicą zniszczył relingi, tratwę ratunkową, łódź kapitańską i różne inne elementy wyposażenia” a nawet „wyrwał ogromny [ogromny!] kawałek” okrętu, TO KTO POZWOLIŁBY TAK POWAŻNIE USZKODZONEMU NISZCZYCIELOWI WYJŚĆ W MORZE, I TO W CHARAKTERZE OSŁONY PANCERNIKA Z SAMYM PREZYDENTEM NA BURCIE? Przecież to byłby kryminał!

Wracamy do wyprawy Roosevelta przez ocean.

Każdy z niecodziennych pasażerów „Iowy” zastał w kabinie taką oto kartkę, na górze której podano nazwisko i stanowisko danej osoby:

Witamy

• Kapitan, oficerowie i załoga „Iowy” są szczęśliwi mając cię na burcie
• Numer twojej kabiny to – Kabina Kapitana*
• Twoja mesa to – Mesa Flagowa*
• Twoje miejsce w przypadku opuszczenia okrętu to – szalupa motorowa
• Twoje miejsce w przypadku alarmu to – nadbudówka główna (poziom flagowy)
• Promenady spacerowe znajdują się:
- Promenada Prezydencka (i tu szczegóły jej usytuowania)
- Promenada Oficerów Gości (j.w.)
- Promenada Oficerów Okrętu (j.w.)
• Alarm ogólny i alarm przeciwgazowy będzie przeprowadzany codziennie o 12:00. Nie są wezwaniem do ćwiczeń. Jeśli jakikolwiek alarm odzewie się o innej godzinie niż 12:00, oznacza to, że spodziewana jest akcja wroga.

(*) wskazuje przydział Prezydenta

Od początku rejsu „Iowa” szła w Gotowości Trzeciej, co oznaczało, że przez cały czas jedna trzecia załogi znajdowała się na stanowiskach bojowych.



Następnego dnia, w sobotę 13 listopada morze było wzburzone, co niszczyciele oczywiście boleśnie odczuwały.

KŁAMSTWO NUMER 2
„WILLIAM D. PORTER” PRZYPADKOWO ODPALIŁ UZBROJONĄ BOMBĘ GŁĘBINOWĄ

Ponownie „The Retired Officer Magazine”

„Następne wydarzenie miało miejsce zaledwie 24 godziny później. Konwój składający się z czterech okrętów w tym IOWA i jej tajni pasażerowie, W.D. Portera i dwóch innych niszczycieli, otrzymał ścisłe instrukcje dotyczące zachowania całkowitej ciszy podczas przechodzenia przez teren działań U-Bootów, gdzie prędkość i cisza były najlepszą obroną. Nagle potężna [podwodna] eksplozja wstrząsnęła konwojem i wszystkie okręty rozpoczęły manewry przeciw okrętom podwodnym. Manewry kontynuowano, dopóki W.D. Porter nieśmiało przyznał, że jeden z jego ładunków głębinowych spadł z rufy i zdetonował na wzburzonym morzu. Zabezpieczenia nie zostały ustawione zgodnie z instrukcją. Szybka kariera kapitana Walkera szybko zeszła na dalszy plan.

The 5 Craziest War Stories (All Happened on the Same Ship)

„Tak, geniusze z Willie Dee nigdy nie zabrali się za rozbrojenie swojej broni przeciw okrętom podwodnym. A 12 listopada uzbrojona bomba głębinowa właśnie spadła z pokładu. Spadła. W pewnym sensie stoczyła się do oceanu, w zabójczej odległości od prezydenta Stanów Zjednoczonych. I eksplodowała.”

World War II's Unluckiest Ship, the William D. Porter

„Nagle bum! Huk! Łup! Hare Kryszna! Ogromna eksplozja po prawej burcie! Jak jasna cholera! Manewry unikowe! [gwizdanie] Ale po upływie wielu minut nadchodzi sygnał mówiący: „Och, cześć, tu Wilfred D. Williego Waltera, mam na myśli, och, no więc bomba głębinowa mogła przypadkowo spaść z okrętu, i mogliśmy też zapomnieć włączyć mechanizmy zabezpieczające przed detonacją”. Najbardziej pechowy statek II wojny światowej, William D. Porter Sam O'Nella, YouTube, 29 stycznia

A co na to PYT?

Tu od razu komentuję niektóre akapity:

* „Niedługo potem nastąpiła potężna eksplozja która wstrząsnęła niemal całą małą eskadrą”.
- Okręty płyną w odstępach liczonych na kilometry, a pomimo tego „niemal wszystkie” okręty doznały wstrząsu z powodu jednej bomby głębinowej? Odległy o 5500 metrów pancernik nawet by tego nie poczuł tak samo, jak idący po jego lewej burcie drugi niszczyciel, którego od Willie Dee dzieliło aż 2 x 5500 metrów, czyli 11 kilometrów!

* „Jak można sobie wyobrazić, sonar na każdym niszczycielu w konwoju zaczął dzwonić na alarm jakby świat się kończył, ponieważ najwyraźniej w zasięgu rażenia znajdował się okręt podwodny wroga … Okręty zaczęły manewry wymijające co oznaczało, że próbowały wydostać się z zagrożonej strefy.”
- Ponieważ na oceanie nie było niczego, co należałoby wyminąć, rozumiem że pod tymi słowami kryje się informacja o właśnie rozpoczętym, niejako w trybie alarmowym, zygzakowaniu.
Ale wystarczy zajrzeć do dziennika „Iowy”, żeby zobaczyć, że zespół regularnie zygzakował od samego początku, a nie dopiero od tej chwili! Oto jeden z kilku takich zapisów: „zig-zagging in accordance with Plan no.11”. No chyba że przedtem zygzakowały, a teraz po prostu dołożyły do tego jakieś manewry wymijające. Wtedy stwierdzenie PYT jest OK.

* „Chaos trwał dopóki kapitan Wilfred Walter nie przyznał się, że to z jego okrętu spadła do wody niezabezpieczona prawidłowo bomba głębinowa. Kiedy uderzyła we wzburzone morze, eksplodowała”.
- Bomby głębinowe nie wybuchają od uderzenia w wodę.

* „Wkrótce potem niespodziewana fala…”
- powstała po wybuchu bomby?
„… wdarła się na pokład niszczyciela, zabierając wszystko, co nie zostało przywiązane.”
- Woda zawsze wchodzi na pokład niszczyciela, zwłaszcza idącego po oceanie i to z dużą szybkością, i dlatego nie ma na nim niczego, powtarzam: niczego, co nie jest zamocowane.
„… a jeden z członków załogi został zmyty za burtę i nigdy nie został odnaleziony.”
- Ów marynarz wypadł za burtę w innych okolicznościach, i jeszcze o tym tutaj przeczytamy, oraz zobaczymy na ten temat oficjalne dokumenty.

* „Myślę że w tym momencie byłby to prawdziwy akt miłosierdzia, gdyby dowódca sił odłączyłby okręt i odesłał z powrotem do Norfolk.”
- Myślę że byłby to prawdziwy akt, ale skrajnej głupoty, który skończyłby się postawieniem przed wojskowym sądem tego, kto taki rozkaz by wydał. Osłabić o jedną trzecią eskortę okrętu z prezydentem?
Okręty osłony szły w takim oto szyku: przed pancernikiem niszczyciel (jako wymiatacz) i po jednym niszczycielu po obu stronach „Iowy”. Brak jednego okrętu idącego równolegle do pancernika oznaczałby brak osłony z tej strony, czyli otwarte pole dla bezkarnie atakującego okrętu podwodnego. I dlatego sędziowie zastanawiali by się jedynie, ile lat temu „dowódcy sił” dać.

I najlepsze na końcu:

* „Co ciekawe, w dziennikach okrętowych Portera i Iowy, nic nie wspomniano o zgubieniu bomby”.
- W tym momencie PYT powinien zakrzyknąć: z czego zatem jasno wynika, że żadnej bomby nie było, bo przecież jaki sens miałoby sfałszowanie dzienników okrętowych z tak błahego de facto powodu? Przecież wypadki się zdarzają, czyż nie? Ale PYT tego nie krzyknął, bo najwyraźniej uważa, że brak zapisu o bombie świadczy o tym, że bomba była.

Strona dziennika z „Williego Dee” z tego dnia znajdzie się trochę niżej, a tu strona „Iowy”. Rzeczywiście nie ma tam nawet jednego słowa o jakimkolwiek wybuchu.



Wracamy do normalnej narracji.

Tego samego dnia Willie Dee miał kłopoty z jednym z czterech kotłów (w kotle numer 3 pojawiły się problemy z orurowaniem) ale wkrótce okręt mógł utrzymać ustaloną dla zespołu szybkość 24 węzłów. Ponieważ pogoda była sztormowa, łatwo sobie wyobrazić jak ciężko niszczyciele musiały przy tej prędkości pracować na fali, i jak woda co chwila zalewała pokład.


Niszczyciel typu Fletcher pracujący ciężko na fali

I wtedy za burtę wypadł marynarz James William Morton, który zszedł z mostku, i zniknął na zawsze. Wypadł z powodu sztormowej fali, a nie ogromnej fali, powstałej w wyniku „wybuchu”. Nikt nie widział chwili wypadku, ale ponieważ okręt wtedy ciężko pracował na fali można się domyślić, co i jak się stało. Interesujące że na pokazanej poniżej stronie dziennika okrętowego, informacja o tym wypadku została przekreślona, ale pozostawiono ją wciąż czytelną!



Czytamy tam: „Około 13:20 MORTON, James, William [tu numer] opuścił mostek. Stwierdzono jego nieobecność około 13:30 podczas obchodu podoficera zawiadującego sterownią. Pomimo powtarzanych przez głośniki wezwaniach oraz po przeszukaniu nie znaleziono go, po czym ogłoszono jako zaginionego. Okręt doświadczał bardzo głębokich przechyłów powodu bardzo wzburzonego morza. Największe przechyły były około 13:30 i podejrzewa się że wtedy wypadł za burtę, ale nie ma na to świadków”. Nie ma nic o tym, że „po wybuchu bomby przez okręt przeszła ogromna fala, która mogła zabrać Mortona”.

Nijak nie zamierzano tego jednak ukrywać – bo przekreślony z jakichś powodów wpis pozostał przecież wciąż czytelny - o czym świadczy kolejny dokument „Raport o zmianach” [załogowych].



U góry:
4. Morton, James William
u dołu:
4. Uznany oficjalnie za zaginionego (bez udziału nieprzyjaciela) około 1400 tego dnia, w czasie przeprowadzania tajnej operacji [swoją drogą po jakie licho dodano te słowa?]

Nadeszła wreszcie bogata w wydarzenia niedziela 14 grudnia.

W tym dniu, kiedy okręty znajdowały się na wschód od Bermudów, dowódca „Iowy” zaproponował Rooseveltowi i jego zespołowi zademonstrowanie, w jaki sposób pancernik broni się przez atakiem lotniczym. Prezydenta usadowiono tak, aby mógł wszystko zobaczyć, po czym przygotowano całą prawoburtową artylerię przeciwlotniczą począwszy od dział 127 mm, poprzez 40 mm, aż do dwudziestomilimetrówek. Miało to stworzyć widowiskową kurtynę przeciwlotniczą. W górę poszły meteorologiczne balony, udające wrogie maszyny.

Komandor Walter i jego załoga obserwowali widowisko z odległości 6000 jardów (5,5 kilometra) i chętnie przyłączyli się do zabawy. Dostali swoją szansę, gdyż artylerzyści pancernika pozostawili kilka balonów nietkniętych, które teraz miały stać się celem dział Williego Dee. Dowódca ogłosił alarm przeciwlotniczy, i wkrótce rozległy się strzały niszczyciela.

Jednocześnie Walter wydał rozkaz przeprowadzenia ćwiczenia, polegające na sprawnym przygotowaniu do strzelania torped. Przygotowaniem torped do ćwiczenia bez oddawania strzału zajęło się dwóch starszych torpedystów: Lawton Dawson i Tony Fazio. Przede wszystkim mieli oni usunąć spłonki, bez których torpedy nie mogłyby opuścić rur wyrzutni. Jako symulowany cel Walter obrał oczywiście najbliższy i najefektowniejszy, czyli pancernik.

I wtedy stało się coś, co nigdy stać się nie powinno. Jedna ze spłonek najwyraźniej nie została skutecznie usunięta – albo zadziałały inne czynniki - ponieważ jedna z torped odpaliła, idąc w kierunku „Iowy”.

Oto strona z dziennika okrętowego pancernika z interesującym nas fragmentem:



Czytamy tam między innymi: „O 1438 lewoburtowy niszczyciel osłaniający zgłosił torpedę idącą w kierunku [naszego] okrętu, zmieniono awaryjnie kurs na 165 stopni. Wszystkie maszyny cała naprzód. 28 węzłów (163 obroty na minutę). O 14:40 dał się odczuć lekki wstrząs spowodowany albo bombą głębinową albo torpedą, która wybuchła w pobliżu. O 1441 ogłoszono Stan Zebra”.

Stan Zebra oznacza obsadzenie stanowisk bojowych i pozamykanie drzwi, włazów i zaworów, oznaczonych literami X, Y oraz Z. Jako ciekawostkę można podać, że na okrętach US Navy każdy członek załogi był (i pewnie nadal jest) przeszkolonym strażakiem, począwszy od dowódcy aż do najniższego rangą marynarza.

Tyle dziennik okrętowy „Iowy”. Ale mamy też inny, niezwykle ważny, bo oficjalny dokument z „najwyższej półki”. Oto kopia dokumentu zatytułowanego „The Log of the President’s Trip” czyli „Dziennik podróży prezydenta”!

,

I cóż czytamy w tym prezydenckim dokumencie?

Niedziela, 14 listopada. (W morzu na Iowa)

1:00 w nocy Wszystkie zegary na statku przesunięto o godzinę do przodu, aby dostosować się do czasu obowiązującego w Strefie Plus Trzy.

8:00 Pozycja:
Szerokość geograficzna 34°-16'00" N
Długość geograficzna 62°-33'14" W
Kurs — 105° (prawdziwy)
Prędkość — 25 węzłów
Dystans pokonany od 8:00 w sobotę, 553 mile
Odległość pokonana od wypłynięcia, 618 mil
Wiatr od 300°, siła 6
Temperatura — 70° [Farnheita]
Morze – umiarkowane falowanie
Pogoda – lekko pochmurno.

Po południu Iowa ćwiczył obronę przeciwlotniczą, symulując odparcie ataku powietrznego z prawej burty. Prezydent był świadkiem tego ćwiczenia z pokładu tuż obok swojej kwatery (pierwszy pokład nadbudówki, prawa burta). Z kilku jednostek baterii przeciwlotniczej okrętu (dział 5-calowych, 40 mm i 20 mm) wystrzelono ostrą amunicję, aby zademonstrować Naczelnemu Dowódcy, jaką prawdziwą kurtynę ognia może zaoferować okręt tego typu, jako „pozdrowienie” dla gotowych na atak samolotów wroga.

Podczas gdy Iowa prowadziła ćwiczenia przeciwlotnicze, w chwili ciszy po pierwszych seriach, skrajne napięcie wywołał niespodziewany wybuch o charakterze podwodnym, który nastąpił w pobliżu okrętu. Po tej eksplozji ogłoszono zwięźle [przez głośniki]: „To nie są ćwiczenia”.

Wszyscy zastanawiali się, czy nie zostaliśmy zaatakowani? Wątpliwości te wkrótce zostały rozwiane, gdy William D. Porter, nasza osłona przeciw okrętom podwodnym na prawej burcie, zgłosił za pomocą aldisa, że przypadkowo wystrzelił torpedę w naszym kierunku. Na szczęście ślad torpedy został wykryty i zgłoszony przez obserwatorów Iowy na czas, aby mogła wymanewrować i uniknąć trafienia.

Podczas tych manewrów Iowa w ciągu zaledwie kilku minut osiągnęła prędkość 31 węzłów. Torpeda przeszła około 1200 jardów za rufą Iowa, poruszając się z szacunkową prędkością 46 węzłów i na szacunkowej głębokości 5 metrów. William D. Porter wyjaśnił, że przypadkowy strzał był prawdopodobnie spowodowany wilgocią spowodowaną przez wzburzone wcześniej morze, uziemiającą obwód elektryczny od iglicy przez skrzynkę impulsową, i zapalającą ładunek impulsowy czarnego prochu. Admirał King, naczelny dowódca floty amerykańskiej, który był wówczas pasażerem okrętu Iowa, natychmiast zarządził dochodzenie w sprawie tego zdarzenia.

KŁAMSTWO NUMER 3
OKOLICZNOŚCI ZWIĄZANE Z ODPALENIEM TORPEDY

Aby nie rozciągać Opowieści w nieskończoność, pominę już cytaty ze znanych nam już trzech amerykańskich źródeł, ponieważ PYT powtarza ich rewelacje.

* Kiedy Iowa strzelał ze swych dział przeciwlotniczych do balonów … Walter i jego załoga obserwowali to widowisko z odległości 6000 jardów, około 5000 metrów”.
-Tak dla porządku: 6000 jardów to prawie 5500 metrów. ZAPAMIĘTAJMY TĘ ODLEGŁOŚĆ!

* „[po wystrzeleniu uzbrojonej torpedy] następne 5 minut na pokładzie Willie Dee było istnym pandemonium. Załoga biegała dookoła wykrzykując sprzeczne rozkazy i próbowała wymyślić najlepszy sposób skontaktowania się z Iowa”.
- Ciekawa sytuacja! Na okręcie US Navy załoga biega w panice i wykrzykuje nawzajem do siebie różne sprzeczne ze sobą rozkazy, kombinując jednocześnie jakby tu zawiadomić pancernik, ale nikt nikogo nie słucha. Wygląda na to, że Willie Dee był jedynym okrętem w historii, w którym to nie dowódca wydaje rozkazy, tylko uzgadnia je ze sobą biegająca w kółko, spanikowana załoga. Kto w to uwierzy?

* „…użyli sygnałów świetlnych, ale nawet tego nie byli w stanie wykonać poprawnie. Sygnalista szybko przekazał na Iowa że torpeda jest w wodzie, z tym że płynie w przeciwnym kierunku. Zdając sobie sprawę ze swego błędu, sygnalista próbował ponownie, tym razem kompletnie to schrzanił i zasygnalizował do Iowa: płyniemy do tyłu z pełną prędkością”
- Sygnalizacja aldisem posługiwała się alfabetem Morse’a, czyli że trzeba było „wymigać” każdą literę osobno. Z tego to powodu niemożliwe jest wysłanie informacji o bzdurnej treści.

* Dowódca Willie Dee zdał sobie w końcu sprawę że sygnały świetlne zdecydowanie nie działają, a czas mu się kończy, więc postanowił w końcu przerwać w końcu ciszę radiową. Radiooperator Willie Dee szybko przekazał wiadomość do Iowa używając kryptonimu: Lion Lion come right – Lew lew prawo na burtę. Operator na Iowa zaskoczony tym że ktoś nadawał na antenie odpowiedział spokojnie pytając kto nadaje i dlaczego. Zidentyfikuj się i powiedz jeszcze raz gdzie jest okręt podwodny?”
- Radio z Iowy nie mógł nadać „powiedz JESZCZE RAZ gdzie jest okręt podwodny” ponieważ radio z niszczyciela nic przecież o okręcie podwodnym nie mówił.

* „Operator Willie Dee odpowiedział: torpeda w wodzie, Lew daj w prawo daj prawo na burtę nagły wypadek Lew prawo na burtę, a potem nie było już odpowiedzi ze strony Iowa ponieważ mnie więcej w tym samym czasie obserwator na pancerniku zauważył nadpływającą torpedę i krzyknął: torpeda na naszej prawej burcie, to nie są ćwiczenia, torpeda na naszej prawej burcie. Iowa skręciła ostro w prawo i zwiększyła prędkość, a jej działa zaczęły strzelać do zbliżającej się torpedy.”

Policzmy teraz odległości i czasy podane przez PYT:
- Pięć minut kręcenia się w kółko i kłótni pomiędzy załogą (sic!), co należy teraz zrobić. (Od wystrzelenia torpedy minęło 5 minut)
- Trzy minuty na nadanie dwóch mylnych sygnałów aldisem (od wystrzelenia torpedy minęło 5 +3 = 8 minut )
- Minuta zastanawiania się, czy zaryzykować prace radiostacji (od wystrzelenia torpedy minęło 8 + 1 = 9 minut). Wtedy to jakoby Walter uświadomił sobie, że „czas mu się kończy”.
- Kolejne dwie minuty to nadawanie wiadomości (od wystrzelenia torpedy minęło 9 + 2 = 11 minut)
- Radio z „Iowy” stara się dowiedzieć o co komu chodzi. Kolejna minuta (od wystrzelenia torpedy minęło 11 + 1 = 12 minut)
- Iowa dostrzega torpedę, przyspiesza, i niczym motorówka z miejsca wykonuje ostry zwrot. Zero efektu bezwładności ogromnej masy stali!

Zatem WEDŁUG RELACJI PYT, JESZCZE 12 MINUT PO WYSTRZELENIU TORPEDY BYŁA ONA NADAL W DRODZE! Pamiętajmy, że dystans pomiędzy okrętami wynosił 5,5 kilometra. Torpeda została nastawiona na maksymalną szybkość 45 węzłów. Oznacza to – uwaga uwaga - że wystarczyłyby jej zaledwie 4 (cztery) minuty, aby dojść do celu. A Walterowi „czas zaczął się kończyć” dopiero po dziewiątej minucie?

Skąd wiadomo jaką szybkość miała torpeda? Przypominam zapis z oficjalnego dokumentu:
„Torpeda przeszła około 1200 jardów za rufą Iowa, poruszając się z szacunkową prędkością 46 węzłów i na szacunkowej głębokości 5 metrów”.
Ja podałem iż „torpeda została nastawiona na maksymalną szybkość 45 węzłów” dlatego, że taka była maksymalna szybkość amerykańskich torped. Można je było nastawić na 26,5 oraz na 33,5 węzła, ale robiono tak tylko przy atakowaniu na długi dystans, jako że im wolniejsza torpeda, tym większy zasięg.

Z powyższego wynika zatem, że informacje PYT nie odpowiadają prawdzie, bo TORPEDA DOSZŁABY CELU NA WIELE MINUT PRZED ZAKOŃCZENIEM WSZYSKICH OPISANYCH PRZEZ NIEGO ZDARZEŃ. Ba, trafiłaby w pancernik minutę przed tym, jak „załoga niszczyciela” dopiero skończyła biegać dookoła, wykrzykując sprzeczne rozkazy, i próbując wymyślić najlepszy sposób skontaktowania się z „Iową” (jako że robili to przecież przez całe pięć minut!). Przy okazji: pewnie gdyby uzgodnili ów sposób pomiędzy sobą, przekazaliby swoją decyzję kapitanowi do wykonania?

A zatem, podczas czasu trwania kilku czynności które powyżej wymieniłem, torpeda zdążyłaby pokonać zatem trzy i pół raza dystans do pancernika, zanim ją jakoby dopiero z „Iowy” dostrzeżono. Jakie jest wytłumaczenie tego, że torpeda nie trafiła? Proste! Niszczyciel z miejsca zaalarmował „Iowę”, i dlatego pancernik miał czas na wykonanie skrętu w prawo.

* Po usłyszeniu, że do okrętu zbliża się torpeda, według PYT: „Kiedy Roosevelt został powiadomiony o nadciągającym niebezpieczeństwie, poprosił o przeniesienie swego wózka inwalidzkiego na burtę okrętu, gdzie mógł obserwować bieg torpedy”.
- Czyli że mijają, powiedzmy dalsze dwie minuty, więc mamy już razem około 14 minut, a torpeda wciąż mozolnie pokonuje dystans pięciu i pół kilometra?
- Poza tym NIKT nie zgodziłby się na prośbę prezydenta, żeby przysunąć go bliżej burty. Dlaczego? No cóż, gdyby torpeda trafiła w burtę akurat pod prezydentem, mogłoby to się bardzo źle skończyć!

* „Kiedy załoga Willie D wstrzymywała oddech i patrzyła czy pancernik wykona zwrot na czas, torpeda eksplodowała w śladzie torowym pancernika” [prawda].
- Czyli że według PYT, pędząca 45 węzłów czyli 83 km/godz. torpeda, już po co najmniej 12 minutach pokonała całe 5,5 kilometra!

Przyjrzyjmy się zatem jeszcze raz zamieszczonemu już zapisowi z dziennika „”Iowy”. I cóż tam czytamy?
„O 1438 niszczyciel z prawej burty melduje o torpedzie idącej w [nasz] okręt. O 1440 czuć lekki wstrząs albo z powodu bomby głębinowej albo wybuchu torpedy w pobliżu okrętu” [torpeda wybuchła w śladzie torowym pancernika]. Nie ma nic o bystrych obserwatorach z lornetkami.

To jeszcze nie koniec. PYT: „Kiedy Iowa wróciła do formacji, Walter zobaczył że wszystkie działa pancernika zostały wycelowane w niszczyciel…”
- Po pierwsze i najważniejsze brak na zapisu w dzienniku „Iowy”. Nie wiem dlaczego PYT w ogóle nie bierze pod uwagę zapisów w dziennikach okrętowych, traktując je ewidentnie jako niewiarygodne notatki tylko dlatego, że nie pasują do powtarzanych za kimś sensacji? A przecież to właśnie dziennik okrętowy ze swymi zapisami jest NAJWAŻNIEJSZYM dokumentem na okręcie!
- Po drugie, zgodnie z zapisem w dzienniku okrętowym pancernika „Iowa” została natychmiast zaalarmowana przez niszczyciel, w związku z czym obracanie dział byłoby wręcz szczeniackim działaniem. Nie podejrzewam o takie numery admirała Kinga.
- Po trzecie jaki to miałoby sens wobec jasnej informacji Walkera iż był to przypadek, i że wyjaśnia sprawę?

* PYT: „Jednak w tych okolicznościach podejrzenia pozostały, a pechowy Willie Dee został natychmiast usunięty z konwoju”
- Nie natychmiast, tylko następnego dnia. Nie usunięty, ponieważ następnego dnia wszystkie trzy niszczyciele zgodnie z planem zostały zastąpione przez przybyłą na ustaloną dawno pozycję świeżą eskortę, mającą duży zapas paliwa. Nową eskortę stanowiły od teraz „Halligan”, „McComb” i „Hall”, a cała nasza trójka podążyła w ślad za nowymi rozkazami.

Oto zapis ze znanego nam już dziennika podróży:



Poniedziałek, 15 listopada. (W morzu na Iowa)

08:00. Pozycja:
Szerokość geograficzna 32°-11'-00" N
itd. itp., darujmy sobie kolejne szczegółowe zapisy i skupmy się na okrętach.

8:38 Amerykańskie niszczyciele Hall (DD583) z zaokrętowanym dowódcą 51. Eskadry Niszczycieli, McComb [właściwie Macomb] (DD458) i Halligan (DD584) zostały zauważone czekające na drodze od południa naszej Grupy Zadaniowej.

9:00 Grupa Zadaniowa 27.5 zmieniła kurs podstawowy w lewo na 093°

9:05 Hall, McComb i Halligan zgłosiły się do służby w Grupie Zadaniowej 27.5.

9:15 Cogswell, Young i William D. Porter odpadły z pozycji osłony „Iowy” przeciw okrętom podwodnym, po zastąpieniu przez Halla, McComba i Halligana. Następnie Cogswell, Young i William D. Porter opuściły nasz zespół, aby wykonywać przydzielone im obowiązki.

I tak właśnie wyglądało „natychmiastowe [natychmiastowe!] usunięcie z konwoju”.

KŁAMSTWO NUMER 4
„NATYCHMIASTOWE ARESZTOWANIE CAŁEJ ZAŁOGI”

PYT. „Ale Willie D został wysłany do amerykańskiej bazy na Bermudach. W pełni uzbrojeni amerykańscy Marines powitali okręt podczas dokowania…
- Po angielsku „docking” oznacza zarówno pójście na dok, jak i STANIĘCIE PRZY KEI. A zatem „powitali okręt podczas cumowania”, a nie podczas wchodzenia na dok.
…i umieścili całą załogę w areszcie. Po raz pierwszy w historii cała załoga okrętu marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych została bez wyjątku aresztowana w całości”.
- Brak JAKICHKOLWIEK zapisów na ten temat, więc nie można tego traktować poważnie. Przede wszystkim nie ma o tam kluczowym wydarzeniu adnotacji w dzienniku niszczyciela czy to przez rzekomo schodzącą załogę, czy też – co byłoby nie do uniknięcia! – przez jej zmienników!
Poza tym nawet najgłupszy admirał nie kazałby aresztować wszystkich mechaników, motorzystów, nawigatorów, sterników, kucharzy, radiowców, sygnalistów czy asdikowców w związku ze sprawą dotyczącą obsługi torpedy, BO I PO CO?
- William D. Porter zacumował o godzinie 17:06 do prawej burty „Halsey Powella”, obok „Altaira”, a o godzinie 17:19 „Young” zacumował przy burcie Portera.
Wachtę portową na Willie Dee rozpoczęto o 17:27, co oczywiście zapisano w dzienniku okrętowym. 17 listopada okręt pobrał paliwo i uruchomił kocioł nr 3 (najwyraźniej załatano/wymieniono rury), a następnie pomocniczy kocioł numer 2.
- Jeżeli zatem cała załoga NATYCHMIAST została aresztowana, to po pierwsze kto wygasił kotły (bardzo ważne!), kto objął pierwszą portową wachtę, kto bunkrował i kto pracował przy kotłach?

Dla porządku dodam, że sąd uznał winę starszego torpedysty Lawtona Dawsona – który zresztą przyznał się do swego niedbalstwa – został skazany na 14 lat ciężkich robót (!), ale tu wkroczył Roosevelt. Prezydent interweniował prosząc, aby nie wymierzano żadnej kary za coś, co niewątpliwie było zwykłym wypadkiem.

O tym, że admiralicja nie miała żadnych pretensji do komandora Walkera może świadczyć fakt, że pozostał on dowódcą Williego Dee aż do 30 maja 1944 roku, a morską karierę zakończył w stopniu kontradmirała.

I na koniec sam cud miód, ręce i nogi opadają. Otóż według PYT, niszczyciel nie był powszechnie nazywany Willie od imienia William, ale… oto cytat:
„W amerykańskiej Navy niszczyciel ten był znany niby pod pieszczotliwą, ale też kąśliwą złośliwą nazwą Willie Dee. Dlaczego jego pseudonim był lekko złośliwy? W języku angielskim, zwłaszcza na Wyspach Brytyjskich ale nie tylko, Willie oznacza w bardzo potocznym slangu pewną anatomiczną część ciała, występującą tylko u mężczyzn”.
Dobrze że nie słyszy tego Willie Nelson, albo Willie Wonka :-)

A może jednak coś jest na rzeczy i PYT ma rację? Nie, ponieważ skojarzenie Willie = penis powstało dopiero w roku 1984. TYSIĄC DZIEWIĘĆSET OSIEMDZIESIĄTYM CZWARTYM!

Wicked Willie to humorystyczna brytyjska postać z kreskówki uosabiana jako gadający penis, stworzona został przez Graya Jolliffe'a (ilustrator) i Petera Mayle'a (pisarz). PO RAZ PIERWSZY POJAWIŁ SIĘ ON W KSIĄŻCE „NAJLEPSZY PRZYJACIEL CZŁOWIEKA”, OPUBLIKOWANEJ W 1984 ROKU. A oto i on:



Czyżby marynarze z drugiej wojny światowej byli podróżnikami w czasie i przywieźli ze sobą te kreskówki do roku 1943? Według PYT – tak!

I to już koniec historii o udziale „Williama D. Portera” w rejsie prezydenta Roosevelta przez Atlantyk. Okręt niestety źle skończył tonąc pod Okinawą 10 czerwca 1945 roku po ataku kamikadze. Cudem prawdziwym jedynie 61 osób odniosło rany, ale nikt nie zginął!



Czy można zatem ten okręt nazwać Najbardziej Pechowym Okrętem US NAVY?

--

Post zmieniony (28-12-23 21:23)

 
29-12-23 11:07  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Max 



Na Forum:
Relacje w toku - 1
Relacje z galerią - 1
Galerie - 1
 

Bardzo ciekawa opowieść. Widać yuotuber się nie popisał, zresztą ci dziennikarze również. Nie zgłębili tematu tym bardziej, że jak piszesz były zdjęcia
stron z dzienników okrętowych.

Jako ciekawostkę pozwolę sobie zacytować fragment pewnego artykułu na temat projektowanych nowych japońskich okrętów podwodnych:

''Na tym jednak innowacje się nie skończyły, bo kluczową zmianą w tym projekcie okrętu podwodnego względem innych japońskich dzieł jest umiejscowienie żagla, które znajduje się z tyłu kadłuba, a nie z przodu. Dodatkowo koncept obejmuje płetwy nurkowe na dziobie, co stanowi kolejne odstępstwo od typowych płetw nurkowych umieszczonych normalnie na żaglach. Wedle zapewnień te funkcje znacząco zwiększają manewrowość okrętu, która będzie zwieńczeniem nowego projektu, dzierżącego wspomniane wyrzutnie VLS między żaglem a dziobem.''

Nieźle się uśmiałem jak to czytałem. Bo jak można pisać o czymś o czym nie ma się zielonego pojęcia. Pewnie ''dziennikarz'' przetłumaczył sobie translatorem i metodą kopiuj-wklej zamieścił taki ''kfiatek'' na stronie. Przy okażji dowiedziałem się, że okręty podwodne mają żagle i płetwy nurkowe:-)
Jeżeli ktoś nie wierzy:
<https://www.chip.pl/2023/12/japonia-nowy-okret-podwodny-taigei>

Dzięki Akra za kolejną ciekawą opowieść.

--

Post zmieniony (29-12-23 11:10)

 
29-12-23 11:31  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
yak   

Cytuję: "Ciekaw jestem waszych komentarzy" i "Dziś dowiemy się jak to naprawdę było, głównie na podstawie oryginalnych dokumentów."
Tak sobie pomyślałem, że aby dowiedzieć się jak naprawdę było na podstawie oryginalnych dokumentów, to trzeba mieć nieliche "niedoświadczenie" w ich przygotowywaniu. Zgodnie z podstawową zasadą biurologii, raport nie służy poinformowaniu adresata, a ochronie 4 liter autora. Ale opowieść baardzo mi się podoba, tylko jest za krótka :-) podobnie jak Willy

 
29-12-23 11:56  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Max: "jak piszesz były zdjęcia stron z dzienników okrętowych." Przecież ja te strony pokazałem.

Yak: „raport nie służy poinformowaniu adresata, a ochronie 4 liter autora”. Nie bazowałem na żadnym raporcie, tylko na Jak Najbardziej Oficjalnych Dziennikach Okrętowych, których pod groźbą sądu nie można fałszować, a w opisywanych przypadkach nawet nie byłoby żadnego powodu do ich fałszowania, bo i w jakim celu – i to na kilku okrętach jednocześnie. No i jeszcze trzeba by namówić Bardzo Ważne Osoby z Białego Domu, aby sfałszowały również „Dziennik podróży prezydenta”. Tak poważnie rozszerzona KRYMINALNA operacja fałszowania dokumentów z powodu pomyłki – lub niedopatrzenia - JEDNEGO marynarza? Przecież to się kupy nie trzyma.



--

Post zmieniony (01-01-24 13:33)

 
29-12-23 12:07  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
yak   

Akra, miałem jedynie na myśli, że oficjalne dokumenty, w tym dzienniki pokładowe, to tylko jedna z wersji "prawdy". Правда? :-)

Post zmieniony (29-12-23 12:08)

 
29-12-23 12:33  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

W sądzie Dziennik Okrętowy jest najważniejszym materiałem dowodowym. Ponieważ też tak uważam, na ich zapisach (plus sprawozdanie nie Johnny'ego Smitha, ale Białego Domu) oparłem krytykę Gregora.

 
29-12-23 12:45  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
yak   

Skoro już o sądach prawimy, to pod pewną celą w roku wybuchu Wielkiej Wojny toczył się taki dialog, którego fragmenty przytaczam:
"- Lekarze sądowi to dranie - ozwał się mały, skulony człowiek. - Niedawno temu jakimś trafem wykopano na mojej łące szkielet, a lekarze sądowi powiedzieli, że ten szkielet był zamordowany jakimś tępym narzędziem w głowę, i to przed czterdziestu laty. Ja mam lat trzydzieści osiem i zostałem aresztowany, chociaż mam metrykę chrztu, wyciąg z ksiąg stanu cywilnego i paszport.
- Sądzę - rzekł Szwejk - że na wszystko powinniśmy spoglądać z tej drugiej, pogodniejszej strony. Każdy omylić się może, a musi się omylić tym bardziej, im bardziej o czymś rozmyśla. Lekarze sądowi to ludzie, a ludzie mają swoje wady."

Youtuberzy to też ludzie i mają swoje wady.

Post zmieniony (29-12-23 12:45)

 
29-12-23 12:52  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

YT - drobna wada: kilkadziesiąt minut mówienia kłamstwa za kłamstwem...

A co do Szwejka: dla mnie nic nie przebije tego fragmentu książki:

Tymczasem Szwejk obejrzał numer karabinu i odezwał się:
- 4268! Taki numer miała pewna lokomotywa w Peczkach, na szesnastym torze. Mieli ją zabrać do remontu w Łysej nad Łabą, ale nic z tego nie wychodziło, bo ten maszynista, panie sierżancie, co ją miał tam odciągnąć, nie miał pamięci do liczb. Inspektor kolei go wezwał do kancelarii i powiada: "Na szesnastym torze stoi lokomotywa numer 4268. Ja wiem, że nie masz pan pamięci do liczb, a jak się panu zapisze jakiś numer na papierku, to pan ten papierek zaraz gubi. Więc uważaj pan, skoroś taki słaby na liczby, to ja panu pokażę, że bardzo łatwo zapamiętać jakiś numer. Patrz pan: lokomotywa, co ją masz pan odprowadzić do Łysej nad Łabą, ma numer 4268. A wiec uważaj pan. Pierwsza cyfra to czwórka, druga dwójka. Może pan już zapamiętać czterdzieści dwa, to jest dwa razy dwa i dwa, czyli cztery, a potem cztery dzielone przez dwa, czyli dwa, no i ma pan już dwie cyfry, 4 i 2. Więc śmiało dalej. Ile jest 4 razy 2, osiem, prawda? Więc wbij sobie pan do głowy, że ósemka to ostatnia cyfra numeru 4268. Pozostaje jeszcze, skoro już pan pamięta, że następują po sobie 4 i 2, a kończy 8, jakoś sprytnie zapamiętać, że przedostatnia jest szóstka. No, a to już jest całkiem proste. Najpierw 4, a potem 2, 4 plus 2 to 6. Więc jest już pan w domu: druga od końca to szóstka. Teraz już nam się ten numer w pamięci nie zatrze. Wbił sobie pan do głowy numer 4268. Albo z łatwością dojdzie pan do tego samego wyniku w sposób jeszcze prostszy..."

- No i zaczął mu wyjaśniać ten prostszy sposób na zapamiętanie numeru lokomotywy 4268. "8 minus 2 to 6, no to mamy od końca 8 i 6, a jak odejmiemy jeszcze 2, to mamy początkowe 4, a te 2 kładziemy za 4 i już mamy 4-2-6-8. A jeśli posłużyć się metodą mnożenia i dzielenia, to też nie jest takie trudne. Wynik otrzymujemy taki sam. Więc pamiętaj pan - powiada ten inspektor - że 2 razy 42 to 84. Rok ma 12 miesięcy. Odejmujemy zatem 12 i mamy 72, odejmujemy jeszcze raz 12 miesięcy i mamy 60, zero oczywiście to zero, czyli nic, mamy więc 6. wiemy zatem, że mamy 42, 6, 84, bośmy to zero wyrzucili, a jak jeszcze wyrzucimy tę końcową czwórkę, to mamy bez kłopotu numer lokomotywy 4268, którą trzeba odstawić do remontu w Łysej nad Łabą. Więc z tym dzieleniem, jak sam pan rozumie, wszystko jest proste. A można też to obliczyć według taryfy celnej na zasadzie współczynnika".

- Muszę panu tę historię dokończyć. Myśli pan, panie sierżancie, że ten maszynista zapamiętał? Coś mu się pomyliło i pomnożył to wszystko przez trzy, bo mu się przypomniała Trójca Przenajświętsza, i lokomotywy nie odnalazł. I ona do dzisiaj stoi na torze szesnastym.

Post zmieniony (29-12-23 12:55)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 78 z 80Strony:  <=  <-  76  77  78  79  80  ->  => 

 Działy  |  Chcesz sie zalogowac? Zarejestruj się 
 Logowanie
Wpisz Login:
Wpisz Hasło:
Pamiętaj:
   
 Zapomniałeś swoje hasło?
Wpisz swój adres e-mail lub login, a nowe hasło zostanie wysłane na adres e-mail zapisany w Twoim profilu.


© konradus 2001-2024