KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 75 z 80Strony:  <=  <-  73  74  75  76  77  ->  => 
02-08-23 02:23  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
GrzechuO   

Dziękuję za kolejną opowieść - trochę za nimi tęskniłem.

Małe sprostowanko:
Melvin nie był jedynym niszczycielem, który w historii morskich bitew samodzielnie zatopił pancernik.
HMS Onslaught zatopił SMS Pommern w Bitwie Jutlandzkiej. Co prawda Pommern to predrednot, ale... pancernik to pancernik ;)
No i jeszcze bolszewicki Kercz samodzielnie zatopił Swobodną Rossiję (ex Impieratricę Jekatierinę Wieliką), tyle że to nie była bitwa morska więc "nie liczy się". (Przy okazji: mam wrażenie, że losy Floty Czarnomorskiej po Traktacie Brzeskim to dobry temat na jedną z opowieści.)

Malutki błędzik: "największym zagrożeniem jest wrogiem lotnictwo" - powinno zapewne być "wrogie".

Czekam na następne opowieści!

--
Pozdrówka

GrzechuO

 
02-08-23 16:20  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Dzięki GrzechuO za sprostowania. Poprawiłem.

Jednak Opowieść o "Taiho" będzie. Wprawdzie jak sądzę, wszystko o tym okręcie zostało napisane w książce wydawnictwa AJ Press, ale po pierwsze nie miałem tego w rękach, a po drugie jak zwykle bazuję tylko na zagranicznych źródłach, w tym przypadku anglojęzycznych i japońskich (tak samo robiłem przy pisaniu poprzedniej opowieści). No a poza tym w odróżnieniu od bezprzykładnie fachowego i drobiazgowego podejścia AJ Press do każdego tematu, ja piszę tylko jakieś tam opowiastki :-)

Przy okazji: będzie wydana druga część mojej książki "OKRĘTY I STATKI Tajemnice Katastrofy Bitwy", ale dopiero za rok.

Post zmieniony (02-08-23 16:24)

 
02-08-23 16:51  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
yak   

Pewnie ilustracje zapodasz ciekawsze. A na kolejny tom miejsce się znajdzie :-)

 
03-08-23 12:56  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
JoBox   

GrzechuO napisał:

> Malutki błędzik:

To ja znalazłem jeszcze mniejszy błędzik ;)

Akra napisał:

> Artyleria
> - 6 x 356 mm

--

 
25-08-23 13:15  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

JoBox - poprawione!

 
25-08-23 13:20  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

A jednak Opowieść o „Taihō” powstała! Przyjąłem że dzieło AJPress (którego nie miałem nawet w rękach!) jest znakomitym opracowaniem wręcz naukowym, podczas gdy ja serwuję jedynie Opowieści. I mniej ważne jest, czy jakieś podane przeze mnie dane są zgodne czy nie całkiem zgodne z przywołaną pracą, bo moim zamiarem było, jest, i będzie pisanie Opowieści, a nie pracy doktorskiej na zadany temat. I dlatego lecimy:

Opowieść 567

JEDNA TORPEDA

7 marca 1944 roku Japończycy zwodowali swój najnowszy duży lotniskowiec, „Taihō” (wymawiaj taihoo), mający wesprzeć w boju dwie inne wielkie jednostki tego typu, czyli „Shōkaku” i „Zuikaku”.


„Taihō”, po prawej w głębi lotniskowiec „Shōkaku” lub „Zuikaku”. Zdjęcie lotnicze z tego samego czasu i miejsca będzie można znaleźć w dalszej części Opowieści

Żeby tradycji stało się zadość, najpierw kilka ogólnych informacji o okręcie:
- długość 260,6 m
- szerokość 27,7 m
- szybkość 33,3 węzła czyli zaledwie o jeden węzeł mniej od „Shōkaku” i „Zuikaku” i taka sama, jak u amerykańskich lotniskowców typu Essex. Doskonały wynik.
- samoloty: w przeciwieństwie do amerykańskich, japońskie albo nie miały składanych skrzydeł, albo tylko częściowo lub wręcz symbolicznie, co oznaczało ogromne zapotrzebowanie na miejsce w hangarach. Dla przykładu Mitsubishi Zero w tako oto mizerny sposób zmniejszały rozpiętość skrzydeł…



…aby tylko samolot mógł zmieścić się na windzie.

A tu dla przykładu hangar amerykańskiego lotniskowca z upakowanymi niczym sardynki w puszce Wildcatami na USS „Charger”


Pełni optymizmu Japończycy ustalili, że „Taihō” zabierze nawet około 100 samolotów, ale po obliczeniu ile metrów kwadratowych potrzebuje dana maszyna, przyszło otrzeźwienie. Najpierw zamiary ograniczono do 84 sztuk, a na początku 1944 zgodzono się na 77 samolotów: 27 myśliwców, 27 bombowców nurkujących, 16 bombowców torpedowych i 3 rozpoznawcze. Ile ostatecznie było ich w decydującej chwili? Jeszcze do tego wrócimy.

Wprawdzie w polskiej Wikipedii czytamy iż „w budowie lotniskowca zastosowano po raz pierwszy w Japonii opancerzenie pokładu lotniczego na całej długości”, ale możemy to włożyć między bajki. Takie rozwiązanie gwarantowałoby nie tylko poważne zwiększenie wagi okrętu, ale także podniesienie jego środka ciężkości, i dlatego opancerzono jedynie część pokładu, mającego wymiary 257m długości i do 30 metrów szerokości. Pancerz rozciągał się pomiędzy windami i miał rozmiary 150 na 18 metrów oraz grubość 80 mm, co powinno być wystarczającą zaporą nawet dla półtonowych bomb. Po lewej stronie pokład wystawał nad wodę bardziej niż ten ze strony przeciwnej, a to dla częściowego zrównoważenia wagi nadbudówki.

Co ciekawe, okręt mógł zabrać aż 990 ton paliwa lotniczego, podczas gdy także przecież wielki „Zuikaku” miał zbiorniki jedynie dla 496 ton. Powodem tego było założenie, że „Taihō” będzie uzupełniał zapasy innych lotniskowców. Zbiorniki z tym paliwem nie były jednak solidnie opancerzone, a na poważnie osłoniono jedynie pomieszczenia z bombami i torpedami. Dlaczego? No cóż, i bez tych dodatkowych setek ton stali pokład dolnego hangaru znajdował się niewiele ponad linią wody, a dolne elementy wind i ich łoża nawet poniżej tej linii! Zamiast solidnego opancerzenia, pomiędzy zbiornikami z paliwem lotniczym a burtą rozmieszczono mniej więcej do metra poniżej linii wodnej zbiorniki z olejem napędowym, nie tak podatnym na zapalenie się. Olej, jako nieściśliwy, miał rozprowadzić energię wybuchu na większą powierzchnię kadłuba, nie pozwalając tym samym na punktowe oddziaływanie eksplozji. Grubość płynnej warstwy wynosiła 90 cm. Silnie zaoblony kształt podwodnej części kadłuba dawał także szanse na to, że jeśli torpeda nie uderzy pod kątem prostym, mogłaby się prześlizgnąć pod okrętem nie wybuchając.

I na koniec kilka słów o systemie przeciwpożarowym okrętu. Górny hangar podzielono na pięć, a dolny na cztery części, oddzielone od siebie ognioodpornymi kurtynami, które można było bardzo szybko rozwiesić. Wzdłuż ścian hangarów biegły podwójne rury do których podłączono dysze, uwalniające pianę gaśniczą. Dolny hangar wyposażono dodatkowo w system uwalniający dwutlenek węgla. Systemy gaśnicze znajdowały się także w innych newralgicznych miejscach okrętu. Ograniczenia związane z obawą przed ogniem dotknęły także w bardzo dokuczliwy sposób załogę. Ilość drewna na okręcie była ściśle limitowana nawet jeśli chodziło o podstawowe meble, a na stalowych podłogach zabrakło łatwopalnego linoleum.

Tyle z grubsza o okręcie, który wyróżniał się wśród innych japońskich lotniskowców nie tylko dużą wyspą z wielkim, wychylonym o 26 stopni w prawo kominem, ale także pełnym poszyciem dziobu, zwanym po angielsku „hurricane bow”. Dzioby tego rodzaju od lat stosowali Brytyjczycy. Oto ich „Indomitable”:


Amerykanie zastosowali takie rozwiązanie w „Saratodze” i „Lexingtonie”, ale w późniejszych konstrukcjach doprowadzali poszycie tylko do wysokości przedniego pokładu głównie dlatego, że ustawiali na nim 40 mm działka przeciwlotnicze. Niekiedy trzeba było za to zapłacić. Oto część dziobowa „Horneta” (drugiego lotniskowca o tej nazwie, typu Essex) po sztormie z 5 czerwca 1945 roku:


*

15 kwietnia 1944 roku admirał Ozawa Jisaburo (w Japonii najpierw podaje się nazwisko), dowódca Trzeciej Floty, przeniósł swoją flagę z lotniskowca „Shōkaku” na „Taihō”. Już wtedy z braku wystarczającej ilości rafinowanego paliwa, okręty brały głównie nierafinowaną ropę z Borneo, zawierającą mnóstwo lekkich frakcji, normalnie usuwanych podczas rafinacji. Powodowało to, że na skutek podwyższonej temperatury owe frakcje silnie parowały, napełniając hangary podatnymi na ogień wyziewami. W odróżnieniu od lotniskowców amerykańskich Japończycy nie mieli otwieranych w razie potrzeby burtowych wrót górnego hangaru, co powodowało trudności w usuwaniu oparów. Przeważyła teoria że boczne żaluzje mogą nie być wystarczająco światłoszczelne, co mogło mieć w nocy istotne znaczenie.

13 czerwca, gdy należało się spodziewać inwazji na Saipan, japońska Połączona Flota dostała rozkaz rozpoczęcia operacji A-GO. Następnego wieczoru zespół zatrzymał się na kotwicowisku wyspy Guimaras, gdzie pobrał paliwo, to z Borneo, oczywiście.


„Taihō” na kotwicy. U góry po lewej lotniskowiec „Shōkaku” lub „Zuikaku”, a po prawej w dali pancernik „Nagato”

Następnego dnia rano flota wyszła w morze, idąc w kierunku Saipanu poprzez cieśninę San Bernardino.
Ile i jakie samoloty miał wtedy „Taihō”? No cóż, było tego raptem 56 maszyn:

19 myśliwców Mitsubishi A6M5 (czyli słynne, ale teraz już przestarzałe Zera), mające – jak już wiemy – tylko podnoszone końcówki skrzydeł…


…20 bombowce nurkujące Yokosuka D4Y1 Suisei (Judy), w tym cztery rozpoznawcze, bez składanych skrzydeł…


…1 bombowiec nurkujący Aichi D3A2 (Val) z podnoszonymi końcówkami skrzydeł
,

…i 16 bombowców torpedowych Nakajima B6N2 Tenzan (Jill) ze składanymi połówkami skrzydeł


Początkowo było ich 62, ale na skutek wypadku przy lądowaniu jednego z bombowców który wpadł na drugą maszynę tego typu powstał pożar, który zniszczył cztery kolejne samoloty.

Flota Ozawy była bardzo silna. W jej skład wchodziły trzy wielkie lotniskowce („Taihō”, „Shōkaku” i „Zuikaku”), sześć lotniskowców lekkich, pięć pancerników a do tego liczne krążowniki, niszczyciele i okręty podwodne. Na lotniskowcach znajdowało się około 450 samolotów plus około 300 z lotnisk lądowych. Tyle że Amerykanie mieli piętnaście lotniskowców i siedem pancerników, a w krążownikach oraz niszczycielach ich przewaga była również wyraźna. Ponieważ jednak naszym głównym bohaterem jest „Taihō”, darujmy sobie więcej szczegółów, także jeśli chodzi o przebieg samej bitwy.

Dla „Taihō” zaczęła się ona 19 czerwca o 7:45, kiedy to na rozkaz dowódcy lotniskowca, komandora Kikuchi Tomozo, okręt ustawił się pod wiatr, aby wyrzucić w powietrze 42 samoloty: 17 bombowców nurkujących Judy, 9 bombowców torpedowych Jill i 16 myśliwców Zero. Była to druga fala uderzeniowa japońskiego lotnictwa. Samoloty które już wystartowały zaczęły krążyć nad okrętem czekając, aż dołączą do nich pozostałe.

*

USS „Albacore” (SS 218) był jednym z licznych amerykańskich okrętów podwodnych typu Gato.


„Albacore” w maju 1944

O zaletach Gato może świadczyć fakt, że ostatni okręt tego typu, „Bashaw”, wycofano ze służby dopiero we wrześniu 1969 roku, po 26 latach od zwodowania. Oczywiście przez te wszystkie lata okręt konsekwentnie modernizowano, ale i tak owe 26 lat robi duże wrażenie.

Do tej pory największą zdobycz „Albacore” odnotowano 18 grudnia 1942 roku, kiedy to na drugim patrolu u wybrzeży Nowej Gwinei okręt natknął się z – jak to odnotował wtedy dowódca – na transportowiec eskortowany przez niszczyciela. Z odległości niecałych dwóch kilometrów poszła salwa trzech torped, zatapiając wśród mnóstwa płomieni i dymu „niszczyciel”. Dopiero po pewnym czasie załoga dowiedziała się, iż był to lekki krążownik „Tenryu”!


„Tenryu”

Dziewiąty patrol okręt rozpoczął 29 maja 1944, po spędzeniu dwóch tygodni na stoczni w Pearl Harbor. Wyznaczony akwen znajdował się w okolicy Wysp Mariańskich i Palau, leżących kilkanaście setek kilometrów na wschód od Filipin.

18 czerwca, dwa dni po rozpoczęciu desantu na Sajpan, „Albacore” wraz z trzema innymi jednostkami znajdował się już na nowej pozycji, 100 mil na południe od Marianów. Rozkaz przejścia na nowy akwen wydał Nimitz dowiedziawszy się, iż będzie tamtędy przechodził zespół Ozawy. I rzeczywiście. Rankiem następnego dnia na „Albacore” usłyszano odgłosy wielu śrub, a gdy o godzinie 8 podniesiono ostrożnie peryskop, komandor James Blanchard ujrzał, że znajduje się w środku grupy japońskich lotniskowców! Blanchard natychmiast zorientował się, że jest już za późno na zaatakowanie pierwszego okrętu w szyku, w związku z czym skupił uwagę na drugim lotniskowcu, którym był odległy o niecałe 5 kilometrów „Taihō”. Teraz przyszła rola dla kalkulatora torpedowego, na który gorączkowo nanoszono potrzebne dane. Tyle że akurat wtedy urządzenie zadziałało nieprawidłowo (!) i po ponownym szybkim spojrzeniu przez peryskop okazało się, że cel nie znajduje się na wskazanej przez kalkulator pozycji.

Blanchard błyskawicznie przekalkulował „na oko” wzajemne pozycje okrętu swojego i japońskiego, i dokonując korekty położenia „Albacore”, dla pewności odpalił całą szóstkę dziobowych torped. Zaraz potem ogłosił zanurzenie alarmowe, ponieważ w kierunku dostrzeżonego peryskopu, ruszyły ku niemu trzy japońskie niszczyciele.

Już głęboko pod wodą na okręcie usłyszano dwie silne eksplozje, a czas który upłynął od wystrzelenia torped wskazywał, że do celu doszły torpedy numer pięć i sześć z tym że nie było pewności, iż wystrzelone ”na oko” pociski trafiły w wybrany cel.

„Albacore” przetrwał atak niszczycieli. Atak krótki, ponieważ Japończycy tak bardzo nie chcieli opóźniać marszu, że skończyło się raptem na 25 bombach. W takich sytuacjach Anglicy atakowali U-booty aż do skutku, ale tym razem przeciwnikowi przyświecał inny, ważniejszy cel, niż zatopienie pojedynczego okrętu podwodnego.

I właśnie kolejny „pojedynczy okręt podwodny” dopadł drugi z wielkich japońskich lotniskowców admirała Ozawy. Zaledwie trzy godziny później „Shōkaku” został aż czterokrotnie trafiony torpedami USS „Cavalla”, co przypieczętowało jego los. Vide Opowieść 551 „JEDEN Z PARY ŻURAWI”, http://www.konradus.com/forum/read.php?f=17&i=88034&t=88034&filtr=0&page=60.

*

Wracamy na „Taihō”.

Ślady torowe torped wprawdzie dostrzeżono z okrętu, ale ponieważ wystrzelono je z niewielkiego dystansu, nie było czasu na unik. Tak tę chwilę zapamiętał komandor porucznik Shioyama Sakuichi: „Ślady torped! Głośniki na mostku ryknęły rozkazami i część załogi zmartwiała”.

Zanim jeszcze okręt zaczął reagować na wychylenie steru, torpeda wybuchła na wysokości przedniej części prawej burty, wzbudzając wysoką kolumnę wody.

,

Trafiła tylko jedna torpeda, jakim zatem cudem Blanchard usłyszał DWIE eksplozje? Drugi pocisk, nieuchronnie zdążający ku lotniskowcowi został dostrzeżony przez znajdującego się już w powietrzu podporucznika Sakio Komatsu. Bohaterski pilot wyszedł z formacji i skierował bombowiec Judy wprost na torpedę, powodując – za cenę życia - jej przedwczesny wybuch.

Szósta, ostatnia z wystrzelonych torped, poczyniła znaczne uszkodzenia, ale Japończycy nie rozważali ich jako poważne zagrożenie dla okrętu. Eksplozja przedziurawiła burtę uszkadzając przy tym zbiorniki paliwa lotniczego, oraz blokując windę samolotów pomiędzy pokładem startowym a pokładem górnego hangaru. Gdy napływ wody pogrążył dziób na półtora metra, mieszanka wody, oleju napędowego oraz paliwa lotniczego wypełniła znajdującą się poniżej linii wodnej przestrzeń, mieszczącą dolne elementy urządzeń windy. Ponieważ zablokowała się ona znacznie wyżej, więc pustej przestrzeni do zalania niebezpieczną mieszanką było aż nadto.

Kapitan Kikuchi Tomozo zmniejszył szybkość o półtora węzła, aby choć trochę zredukować tempo wlewania się wody do kadłuba. Ponieważ w wyniku eksplozji torpedy nie pojawił się ogień, Ozawa rozkazał pospieszne prowizoryczne załatanie wielkiego otworu na pokładzie startowym - jako że nie można było go zamknąć zablokowaną nieco niżej windą – aby można było wznowić lotnicze operacje. Otwór łatano drewnem uzyskanym z pospiesznie wyniesionych z mess ław i stołów, ale tylko podoficerskich i załogowych (!).

W tym czasie, na dole okrętu, wciąż wydobywające się z uszkodzonych zbiorników paliwo lotnicze zaczęło parować i wkrótce jego opary wypełniły zarówno dolny jak i górny hangar. W oczy zespołów awaryjnych zaczęło zaglądać wielkie niebezpieczeństwo, ale z powodu słabego wyszkolenia - głównie braku wystarczającej ilości ćwiczeń na okręcie który wszedł do służby zaledwie trzy miesiące wcześniej – oraz braku kompetentnych dowódców zespołów, musiało to się źle skończyć. Skupiono się na nieudanych próbach podniesienia windy do poziomu pokładu startowego, nie zajmując się dużo ważniejszą rzeczą: pokryciem hangarów pianą gaśniczą, dostępną przecież z systemów przeciwpożarowych. Nie rozwieszono także ognioodpornych kurtyn, ponieważ uniemożliwiłoby to przemieszczanie samolotów w kierunku tylnej windy, która miała rozpocząć pracę zaraz po naprawie pokładu startowego.

Gdy w końcu załatano dziurę po zablokowanej poniżej windzie, oba hangary „Taihō” były teraz szczelnie zakryte od góry, a przesiąknięte oparami paliwa powietrze mogło być usunięte jedynie przy pomocy mechanicznej wentylacji. Jakże inna byłaby sytuacja, gdyby wzorem amerykańskich lotniskowców górne hangary miały otwierane wielkie boczne furty!

Uruchomiono wentylację w obu hangarach, i dodatkowo opuszczono tylną windę raz po to, aby pobudzić cyrkulację powietrza – a to dzięki odsłoniętemu wielkiemu otworowi windy na pokładzie startowym - a po drugie, aby poprzez dociążenie rufy podnieść dziób okrętu. I może takie rozwiązanie pozwoliłoby na skutecznie usuwanie niebezpiecznych oparów i zastępowania go czystym powietrzem, gdyby nie fakt, że około południa wznowiono operacje lotnicze wymuszające podnoszenie tylnej windy do poziomu pokładu startowego, co oczywiście uniemożliwiało usuwanie zatrutego powietrza. Doszło do tego, że zrozpaczeni ratownicy wybijali młotami szkło iluminatorów, aby zrobić choć trochę przewiewu. Czyżby dowódca zespołów awaryjnych nie informował Tomozo czy Ozawy o tym, jakie fatalne skutki może przynieść zamykanie wielkiego otworu tylnej windy?

Zamiast tego, dowódca zespołów awaryjnych rozkazał przestawić system wentylacji na maksymalną wydajność, oraz – uwaga! - otwarcie wszelkich drzwi i klap prowadzących do wnętrza okrętu. W jego mniemaniu powietrze w hangarach miało się dzięki temu częściowo oczyścić, a niebezpieczne stężenie oparów zmaleć... Oczywiście jedynym rezultatem tego rozkazu było rozprzestrzenianie się owych oparów po całym okręcie, i teraz można było jedynie czekać na tę jedną jedyną iskrę, która musiała się gdzieś w końcu pokazać!

O 14:30, sześć i pół godziny po storpedowaniu, lotniskowcem targnęła seria potężnych eksplozji. Jeden z oficerów widział z mostku, jak wybuch znacznie wybrzuszył pokład startowy.



„Taihō” wypadł z formacji i zaczął osiadać w wodzie. Jego los był przesądzony. Admirał Ozawa zamierzał pójść na dno wraz z okrętem, ale jego sztab skłonił go przeniesienia swej flagi na krążownik „Haguro”. Ozawa zabrał Najważniejszą Rzecz Którą Jaką Pierwszą Należy Ewakuować Z Tonącego Japońskiego Okrętu czyli portret cesarza, i wsiadł z nim na pokład niszczyciela, który podwiózł go do „Haguro”. Zaraz po tym jak admirał zszedł z lotniskowca, okrętem wstrząsnęła kolejna potężna eksplozja, po czym „Taihō” zaczął tonąć rufą naprzód. Woda wokół okrętu pokryta była płonącym paliwem, niosącym śmierć wielu rozbitkom. „Taihō” poszedł na dno o 16:28. Z liczącej 2150 osób załogi, zginęło aż 1650 marynarzy.

Interesujące, że dowódca lotniskowca, Kikuchi Tomozo, złamał niepisaną – i co tu dużo mówić, idiotyczną „honorową” zasadę - iż japoński kapitan idzie na dno ze swoim okrętem. Nie tylko że przeżył zatopienie „Taihō”, ale 15 października tegoż roku awansował do stopnia kontradmirała. Doczekał końca wojny, ale już tylko jako sztabowiec.

*

Interesujące, że z powodu awarii kalkulatora torpedowego Blanchard wcale nie był pewny trafienia w lotniskowiec, i to pomimo usłyszenia dwóch eksplozji, a nawet po odnotowaniu po kilku godzinach „odległej, przeciągłej detonacji o bardzo dużej sile wybuchu”. Komandor był wręcz zły na siebie za zmarnowanie „złotej okazji”.

W bazie Blanchard dostał „Wstęgę Pochwalną” (Commendation Ribbon) za „uszkodzenie lotniskowca typu „Shōkaku”, i zszedł z pokładu „Albacore”. Po latach wspominał: „Mijały miesiące za miesiącami, a o „Taihō” dalej ani widu ani słychu. Wreszcie gdzieś tam jakiś japoński jeniec napomknął podczas przesłuchania o zatopieniu „Taihō” w czasie bitwy na Morzu Filipińskim. Jeniec niewiele więcej wiedział, a dowody były mizerne. Powiedziałem: - Dobra, nie skreślajcie go z listy, aż się znajdzie mocny dowód”.

Faktem jest, że po bitwie na Morzu Filipińskim amerykańskim kryptologom „Taihō” nagle przestał pojawiać się w japońskich depeszach, ale było to za mało do uznania go za zatopiony. Kiedy jednak wreszcie po kilku miesiącach uzyskano na to dowody, dowódca sił podwodnych na Pacyfiku, wiceadmirał Lockwood, osobiście zamienił Blanchardowi Wstęgę na Krzyż Marynarki Wojennej (Navy Cross). Blanchard zmarł w 1987 roku, mając rangę kontradmirała.

Sam okręt nie doczekał niestety końca wojny. „Albacore” wyszedł z Pearl Harbor 24 października 1944, czyli raptem w cztery miesiące po swoim największym triumfie. Po czterech dniach wziął paliwo na Midway,
i już więcej nie słyszano ani o nim, ani o 85-osobowej załodze. Po przejęciu po wojnie japońskich archiwów znaleziono w nich informację o odnotowanym 7 listopada przez załogę patrolowca podwodnym wybuchu w pobliżu Hokkaido. Był to bez wątpienia okręt podwodny, ponieważ na powierzchnię wypłynęło paliwo, okleina korkowa, pościel oraz żywność. 21 grudnia 1944 „Albacore” uznano za stracony, a 30 marca 1945 skreślono go z listy floty. Później uznano, że przyczyną zatonięcia była znajdująca się pod powierzchnią wody mina.

Wrak odnaleziono w 2022 roku. Leży mocno poszarpany na głębokości 230 metrów.

--

Post zmieniony (26-08-23 21:24)

 
25-08-23 16:21  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Super ! Brawo !

 
25-08-23 18:00  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Witam Bardzo Wiernego Czytelnika :-)
Mam już materiały na dwie kolejne Opowieści, tym razem bez bum-bum, więc jeszcze w tym tygodniu zacznę pisać.

 
25-08-23 18:35  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
yak   

Ilustracje zdecydowanie zapodajesz ciekawsze.

 
25-08-23 18:42  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Trochę trzeba cierpliwie pokopać, ale czasem warto. Kolejna Opowieść będzie się działa w 1850, więc aż tak szałowo nie będzie :-)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 75 z 80Strony:  <=  <-  73  74  75  76  77  ->  => 

 Działy  |  Chcesz sie zalogowac? Zarejestruj się 
 Logowanie
Wpisz Login:
Wpisz Hasło:
Pamiętaj:
   
 Zapomniałeś swoje hasło?
Wpisz swój adres e-mail lub login, a nowe hasło zostanie wysłane na adres e-mail zapisany w Twoim profilu.


© konradus 2001-2024