Ryszard
Na Forum: Relacje w toku - 20 Galerie - 33
W Rupieciarni: Do poprawienia - 20
- 9
|
„Boski członek”
Shivalingam – Członek Boga Śiiwy
Linga – termin z metafizyki hinduizmu. W najstarszych tekstach śiwaizmu linga obrazowana jest jako Pierwotne Kosmiczne Jajo z którego powstaje cały wszechświat i wszystkie stworzenia. Kamienny hinduistyczny lingam to najczęściej obiekt kultu boga Śiwy czyli śiwalingam.
Potoczne wyobrażenia lingamu jako fallusa (męski) czy jaja (żeński) mają charakter skojarzeniowy, a nie merytoryczny.
Przykładowo, Abhinawagupta (X wiek) w tantrycznym traktacie "Tantra-Aloka" (Światło Tantry, wers 5.54) tak wyjaśnia znaczenie pojęcia lingamu:
„Ten cały wszechświat jest rozpuszczany w tym (lingamie), i ten cały wszechświat jest postrzegany jako przebywający w tym lingamie!”
Ciemno-granatowy, czarny znajduje się u podstawy tułowia i uważany jest za zbiornik energii witalnej, kojarzony z witalnością, długowiecznością, łonem i narządami rozrodczymi.
- Cyt, cyt,cyt … takie dźwięki wydałem, gdy na moje pytanie – Ile posiadasz dzieci ? – usłyszałem, że sześcioro…
Uniósł brwi do góry a ciemną twarz okrasił szeroki uśmiech. Błysnęły białe zęby i z zadowoleniem kiwał głową.
Średniego wzrostu, z nadwagą, nosił krótko przycięty, lewo widoczny wąsik a twarz pokrywał biały puder z mąki ryżowej. Na czole widniały trzy białe namalowane paski.
- A Ty Richard jesteś ojcem ilu ?
- Mam dwie córki – Agnes i Marthę. Agnes jest starsza.
- Cyt, cyt, cyt, usłyszałem.
Jego żona przystrojona w szmaragdowozielone sari w jedwabnej chuście zarzuconej na kruczoczarne włosy uśmiechała się w milczeniu. Twarz jej zdobiła krwisto-czerwona tilaka i złoty kolczyk-wisior u płatka nosa. Siedziała skromnie z boku na dużej poduszce obszytej złotymi frędzlami. Wiedziałem, że rozmowę gość winien zacząć od pytania o ilość dzieci - i tak postąpiłem. Gospodarze nie mogli ukryć zadowolenia. Nastąpiła prezentacja. Męscy potomkowie, a miał ich czworo, to duma i chluba dla wyznawców hinduizmu. Były jeszcze dwie dziewczynki. Dzieci podchodziły kolejno składały dłonie i lekko kłaniając się wymawiały swoje imię. Zapamiętałem tylko jedno , najstarszego chłopca – Sova. Grzeczne, uśmiechnięte, lecz nie mogły ukryć zaciekawienia na widok mojej ponad półrocznej brody.
Siedzieliśmy na tarasie białego bungalowu, dobrą godzinę jazdy od doków Kolombo.
Upał już zelżał, purpurowo-złote niebo zwolna ciemniało. Zapalały się pierwsze gwiazdy, trzepotały ćmy i otaczał nas zapach ukwieconych drzew i przypraw z parteru, gdzie krzątał się kucharz. W dole, w ogrodzie, widoczne były w zapadających ciemnościach białe cętki karłowatych jeleni – aksis a przy bramie wjazdowej na posesję, drzemał przykucnięty wartownik.
Gospodarz był bogatym człowiekiem. Ukończył studia ekonomiczne w Dehli a obecnie był jednym z zarządzających towarzystwem maklerskim Ceylon Ocean Lines Ltd. , w którym udziały miały Polskie Linie Oceaniczne.
Poznaliśmy się kilka lat temu, gdy zaokrętował jako pasażer . Był clarkiem w firmie i został skierowany na roczną praktykę, właśnie do PLO.
Gdy wręczył mi paszport przeczytałem, że nazywa się Shivalingam Sinnadurai. Sinnadurai, jak mi wyjaśnił, to nazwisko rodowe a Shivalingam to imię… Członek Boga Śiwy !
Na statku nazywaliśmy go Sinny. Syngalezi i mimo, że w większości są oni wyznawcami buddyzmu on był hinduistą.
W drodze do Gdyni mieliśmy wiele czasu by ze sobą rozmawiać. Wypytywał mnie o Polskę, Gdynię, i czy naprawdę zimą zamarza całe morze. Zdradził mi, że jego marzeniem jest przywieść na Sri Lankę po pobycie w Polsce motocykl i maszynę do szycia. Dał się poznać jako miły, sympatyczny człowiek. Wszystko go interesowało, chwalił nasze jedzenie a w messie na stole, przy którym miał miejsce, cieśla sporządził drewnianą kratkę, w której trzymał swoje kulinarne przyprawy. W soboty przyrządzał „chickeny” – Tandoori Masala. Ogień, ogień w ustach ! Wiele różnych specjałów dane było mi próbować w różnych stronach. ale takiego „piekła” jeszcze nie znałem !
Przed zejściem ze statku wymieniliśmy się adresami, może spotkamy się kiedyś, kto wie…
Po latach, gdy zamustrowałem na „skocznię” - m/s „Lenino”
pierwszego dnia po zacumowaniu w Kolombo zawołał mnie wachtowy,
- Rychu jakiś drajwer do Ciebie !
Na wręczonej mi wizytówce widniało znane mi nazwisko a na odwrocie zaproszenie bym go odwiedził. Ucieszyłem się, może nie z samej możliwości wyjazdu lecz z tego, że wciąż pamiętał moje nazwisko ! Musiał więc przeglądać listy załogowe polskich statków zawijających do portu.
Maska straszliwego demona jaką dostałem od Sinniego na pamiątkę tego spotkania wisi u mnie w domu i tak jak powiedział strzeże przed złymi mocami. Przypomina mi też sympatycznego i miłego człowieka - „Członka Boga Śiwy”.
Post zmieniony (15-10-14 19:06)
|