Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 295
POŻAR PRZY KEI
Z dzisiejszego punktu widzenia statek był raczej szpetny, ale mógł pomieścić aż 600 pasażerów. Miał klasyczną sylwetkę „jeziorowca”, czyli jednostki kursującej po Wielkich Jeziorach, rozdzielających Kanadę od Stanów Zjednoczonych. „Noronic” zwodowano w 1913 roku na zlecenie Canada Steamship Lines, znane bardziej jako CSL. Ze względu na rozmiary – i ponoć także ze względu na urodę statku (?) – nadano mu przydomek Królowej Jezior (The Queen of the Lakes”).
, ,
,
Urodziwe były z pewnością wnętrza „Noronica”. Wyłożone drewnem i bogato zdobione sala balowa, biblioteka, salon piękności (był już wtedy!), pokój muzyczny czy jadalnia budziły powszechny zachwyt. No i statkowa orkiestra grająca nie tylko podczas balu... Do tego eleganckie kabiny. Czegóż trzeba więcej, żeby być Bardzo Zadowolonym Pasażerem? Statek nie kursował jako rodzaj promu na ściśle określonej trasie, oferując za to rejsy wycieczkowe.
, ,
,
Czternastego września 1949 roku „Noronic” stanął na noc przy Kei 9 w Toronto. Zimny wiatr spowodował, że prawie wszyscy spośród 131 członków załogi i 574 pasażerów woleli przebywać w ciepłych kabinach, niż na omiatanym wiatrem pokładzie.
O 2:30 w nocy pasażer Don Church poczuł dym w tylnej części korytarza pokładu C prawej burty. Poszedł w tym kierunku, aż dotarł do zamkniętych drzwi magazynu z pościelą. O swym odkryciu Church natychmiast poinformował chłopca hotelowego, O’Neilla. Nie podnosząc alarmu, otworzył on drzwi magazynu! Z wnętrza buchnęła wielka kula ognia, która z miejsca zapaliła drewniane poszycie korytarza.
Dopiero teraz krzyki O’Neilla ściągnęły na miejsce kilku członków załogi, którzy wraz z Churchem próbowali opanować pożar. Wobec szybko rozprzestrzeniającego się ognia, musieli ustąpić jednakże już po kilku minutach. Ogólny alarm podniesiono (wciąż tylko krzykiem) dopiero po ośmiu minutach od wydostania się ognia na korytarz. Dopiero wtedy o zagrożeniu dowiedzieli się statkowi strażacy! Nawet tak niewiele minut wystarczyło, żeby pożar znacznie się już rozprzestrzenił: znajdujące się wszędzie drewno, często gęsto pokryte lakierem, stanowiło znakomitą pożywkę dla żywiołu.
Statek łączyły z lądem jedynie dwie kładki oraz platforma malarska, umieszczona tam przez wyjątkowo przytomnego robotnika, akurat wracającego keją do domu. Pozwoliło to na nieco szybszą ewakuację z objętego ogniem statku, chociaż i tak wielu ludzi po prostu skakało do wody.
, ,
Pierwszy strażacki wóz przyjechał o 2:41, kiedy to ogień przedostał się już na zewnątrz, sięgając szczytu masztów. Od strony wody podpłynęły statki strażackie. Na „Naronicu” znajdowało się wciąż niepokojąco wielu ludzi zablokowanych przez płonące klatki schodowe i zdezorientowanych wszędobylskim dymem. Strażacy porozbijali klapy prostokątnych otworów znajdujących się u góry burt, aby ułatwić ucieczkę ze statku.
Nawet huk płomieni i warkot silników służb ratowniczych nie potrafiły przytłumić wycia uwięzionych na statku, często płonących żywcem ludzi. Całkiem zrozumiała panika powodowała skoki z wysokości wprost na beton kei, co w wielu przypadkach skończyło się śmiercią. Jedna z przeciążonych kładek zerwała się pod ciężarem ludzi.
,
Na zdjęciu widać jednego z pasażerów bez butów i spodni, tak jak wybiegł z kabiny
Ogień był tak silny, że metalowa konstrukcja statku zaczęła się topić, co powodowało zawalanie się kolejnych pokładów. Użyta do gaszenia woda spływała na dno kadłuba, powodując w końcu jego silny przechył na keję.
Poświęcenie i liczebność strażaków pozwoliła w końcu ugasić pożar po dwugodzinnej, wyjątkowo dramatycznej akcji. O siódmej rano zaczęło się poszukiwanie ciał ofiar. Mnóstwo zwęglonych szkieletów leżało na korytarzach, ale szczątki wielu ofiar znaleziono po prostu w spalonych łóżkach. Ciała niektórych po prostu wyparowały w ogromnej temperaturze, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu!
Do pracy w identyfikacji szczątków zaprzęgnięto niedawno powstały Medical Identification Institute. Tak naprawdę nigdy nie ustalono prawdziwej liczby ofiar pożaru. Zakłada się, że owej koszmarnej nocy śmierć poniosło od 118 do 139 pasażerów. Z załogi nie zginął nikt. Postawa załogi spotkała się zresztą z dość powszechna krytyką: chodziło o to, że widząc ogień, nie zaczęli natychmiast budzić i alarmować pasażerów. Z uznaniem natomiast spotkała się natomiast postawa kapitana Williama Taylora. Jeszcze przed taką samą akcją ratowników, Taylor sam rozbił kilka klap na burcie, wypychając przez otwory zszokowanych ludzi. Spośród szukających ucieczki w wodzie utonęła zaledwie jedna osoba.
, , ,
,
Tytułem rekompensat armator wypłacił 2 miliony dolarów. Sam wrak został pocięty na miejscu tragedii i dopiero jego denna część została zaholowana do stoczni złomowej.
Najważniejszym rezultatem owej nocy była bardzo istotna zmiana przepisów. Łatwopalne materiały takie jak drewno, zostały zakazane przy pływających po Jeziorach statkach. Do tego doszedł wymóg budowania przegród przeciwogniowych, rozmieszczania licznych gaśnic, zakładanie dzwonków alarmowych. Obowiązkowy stał się także system spryskiwaczy.
A co było powodem pożaru? Drogą logicznej dedukcji sąd uznał za najbardziej prawdopodobny taki oto scenariusz: pościel została złożona w magazynie przez jakiegoś palacza, który później rzucił tam niedokładnie zgaszony niedopałek. I to wszystko.
--
Post zmieniony (02-05-20 13:21)
|