Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 290
TAJEMNICA HMS „AFFRAY”
Zastanawiające jest, dlaczego zwodowany 12 kwietnia 1944 roku brytyjski okręt podwodny „Affray” wszedł do służby dopiero 25 listopada następnego roku! Co prawda w drugiej połowie 1944 trudno było o jakiekolwiek sensowne cele dla podwodniaków na wodach europejskich, ale przecież okręt z góry przeznaczono do służby na Dalekim Wschodzie, gdzie pozostawało do zatopienia jeszcze mnóstwo japońskich statków i okrętów.
Niezależnie od dziwnej decyzji Royal Navy, sam okręt był cudem ówczesnej podwodnej techniki. Część elementów żywcem skopiowano ze zdobytych U-bootów, ale prawdziwą nowością był spawany w całości kadłub. Do służby w tropikach okręt otrzymał bardzo wydajną klimatyzację (w owym czasie luksus nad luksusy!), a dodatkowo pomieszczenia załogi umieszczono możliwie jak najdalej od siłowni. Zgodnie z planami, jednostka weszła w skład Brytyjskiej Floty Pacyfiku.
Naprawdę było się czym chwalić, a że do tego „Affray” doskonale nadawał się do długich rejsów w gorących szerokościach, przez następne lata okręt odwiedził mnóstwo takich miejsc jak Australia, Singapur, Japonia, Maroko, Południowa Afryka, a nawet Pearl Harbor.
W marcu 1949 roku okręt wrócił do kraju gdzie zamontowano mu chrapy, pozwalające na używanie silników spalinowych podczas pływania na głębokości peryskopowej. Pół roku później „Affray” popłynął na Morze Śródziemne, skąd po dwóch latach powrócił do bazy w Portsmouth, gdzie postawiono go „na sznurku”. Po zaledwie dwóch miesiącach odstawienia do rezerwy okręt otrzymał jednak nową załogę i ponownie wszedł do służby.
Chrapy wprowadzili do użytku pod koniec wojny Niemcy. Wystająca nad poziom wody głowica pobierała powietrze dla diesli. W chwili gdy główkę chrapów zalewała woda, automatycznie zamykał się zawór, blokując możliwość przedostania się do chrapów – a tym samym do kadłuba okrętu - wody
Szesnastego kwietnia 1951 roku okręt wyznaczono do ćwiczeń nazwanych Training Spring. Liczebność podstawowej załogi zredukowano z 61 do 50 ludzi po to, aby można było zaokrętować specjalnych gości. Byli to: czwórka ludzi z marines z tak zwanego Special Boat Service, instruktora z Royal Navy, siedmiu poruczników-mechaników oraz trzynastu podporuczników. Dwie ostatnie grupy miały przejść przy tej okazji podwodne szkolenie. Łącznie na „Affray” znalazło się zatem aż 75 ludzi.
Dowódca okrętu otrzymał wyjątkowo proste zadanie: w ramach ćwiczeń należało wysadzić marines gdzieś na południowo-zachodnim wybrzeżu Anglii, po czym wrócić do bazy. Bułka z masłem.
Tuż przed dwudziestą pierwszą, 28-letni ale bardzo doświadczony dowódca „Affray”, kapitan John Blackburn wysłał do bazy krótką informację: Zanurzenie o 21:15 w pozycji 5010 N, 0145 W w ramach ćwiczeń Training Spring.” Zgodnie z planem, następny meldunek miał być wysłany następnego ranka pomiędzy ósmą a dziesiątą rano.
Dowódca „Affray”, kapitan John Blackburn miał za sobą udaną służbę podczas II wojny światowej. Tu - jeszcze jako młodszy oficer – stoi pierwszy z prawej
Wobec braku meldunku, 17 kwietnia o 10:40 podniesiono alarm. Dwadzieścia minut później kontradmirał Sidney Raw wysłał pilny meldunek do wszystkich jednostek Royal Navy. Meldunek ów zawierał jedynie dwa słowa ”SUBMASH ONE”. Dopiero po tym słowach poszło określenie obszaru, którego te słowa dotyczyły. Kod był rozkazem do natychmiastowego przystąpienia do akcji poszukiwania okrętu podwodnego, który może mieć kłopoty natury mechanicznej, ale także czysto radiowej.
Wobec braku sygnałów od „Affray”, w południe nadano w eter kod SUBMASH TWO, oznaczający, że okręt podwodny potrzebuje ratunku.
O 12:55 wszystkie znajdujące się w tym rejonie okręty Floty Ojczystej (Home Fleet) wraz z jednostkami ratowniczymi, wsparte przez okręty amerykańskie i francuskie rozpoczęły gorączkowe poszukiwania. O 13:00 Admiralicja poinformowała telegramami rodziny obecnych na „Affray” o zaginięciu okrętu – tyle że część z nich wiedziała już o tym z doniesień radiowych… Jak wspominała żona pierwszego oficera, Dereka Fostera: „Pilne wiadomości podały, że jeden z naszych okrętów podwodnych zaginął. Pamiętam to jak dziś. Nie trzeba było mi mówić, o jakim okręcie mowa. Po prostu wiedziałam, że to Affray”.
W środę 18 kwietnia o 21:55 okręt podwodny oraz statek ratowniczy zameldowały o usłyszeniu stuków w rejonie, gdzie prawdopodobnie „Affray” się zanurzył. Dźwięki były niewyraźne, ale odniesiono wrażenie, że ktoś stuka w rytm alfabetu Morse’a. Admiralicja pochopnie – zbyt pochopnie! – podała, iż nawiązano łączność z „Affray”… Szybko obliczono, że dla 75 osób powietrza w okręcie wystarczy na cztery doby. Dwie z nich już minęły.
Rankiem 19 kwietnia gazety triumfalnie podały iż „Znaleziono Affray. Załoga wysłała wiadomość”. W serce rodzin zaginionych osób weszła mieszana z rozpaczą nadzieja. Może jednak?
Aż dwadzieścia dziewięć jednostek nawodnych i siedem okrętów podwodnych zebrało się w rejonie, w którym usłyszano stukanie. Do wody wrzucono specjalne ładunki wybuchowe sygnalizujące tym na dole, że należy skorzystać z wyjść awaryjnych. Setki ludzi wisiało na relingach, wypatrując do bólu oczu rozbitków, wydobywających się z zatopionego okrętu. Mijały minuty i nadzieja zaczęła stopniowo przechodzić w rozpacz.
Tego samego dnia o 19:45, 69 godzin po ostatnim zanurzeniu „Affray”, wycofano kod SUBMASH. Oznaczało to koniec akcji ratunkowej. Wszystkich 75 ludzi na pokładzie uznano za martwych. Oznajmiono przy tej okazji, że słyszane stuki pochodziły po prostu od maszyn jednej z poszukiwawczych jednostek.
Wrak znaleziono dopiero 14 lipca w miejscu znanym jako „Aleja wraków”, z powodu licznych leżących na dnie statków. „Affray” leżał na 80 metrach.
Boja oznacza miejsce, gdzie leży wrak
Kadłub okrętu był nienaruszony, a wszystkie cztery wyjścia ewakuacyjne zamknięte. Na swoich miejscach znajdowały się także boje, które w sytuacjach awaryjnych należało zwolnić z zaczepów. Boja taka – wciąż połączona kablem z okrętem – wypływała samoczynnie na powierzchnię i od razu zaczynała nadawać sygnał alarmowy. Boje wyposażone były także w telefony, a poprzez kabel można było rozmawiać z załogą leżącego na dnie okrętu. Radar do wykrywania samolotów oraz tylny peryskop „Affray”, były podniesione. Złamany był u podstawy maszt z chrapami.
Już na pierwszy rzut oka widać było, że załoga próbowała ratować okręt przed opadaniem na dno, jako że obie pary sterów głębokości nastawione były maksymalnie na wynurzenie. Co było powodem zatonięcia okrętu?
Rodziny ofiar miały nadzieje, że „Affray” zostanie podniesiony co nie tylko pozwoli na ustalenie przyczyn tragedii, ale także na „normalny” pogrzeb bliskich. Ku powszechnemu zaskoczeniu jednak, Admiralicja oznajmiła, że z powodu wysokich kosztów oraz zagrożenia dla wydobywających okręt (?), akcja taka nie zostanie przeprowadzona! Trudno było powstrzymać się od pytania, co takiego stało się z okrętem, że nie chciano dopuścić do upublicznienia tej wiedzy?
Zaczynały jednak na jaw wychodzić niepokojące informacje. Opublikowano fragmenty listów niektórych członków załogi. Starszy sierżant David Bennington pisał do ojca, że maszyny okrętu wielokrotnie nawalały, a sierżant Jack Andrews skarżył się bratu, że „okręt przecieka jak sito”. Znalazł się także raport mówiący o tym, że na dziesięć dni przed wypłynięciem w ostatni rejs, znaleziono paliwo w bateriach akumulatorów. Jakiś przeciek? Akumulatory oczyszczono, nie dociekając jednak w jaki sposób paliwo się tam znalazło! Teorii, iż dostające się do baterii akumulatorów paliwo mogło spowodować ich eksplozję, nigdy nawet nie rozważono. Odkryto także, że steward Ray Vincent – nigdy przedtem nie służący na okrętach podwodnych – został przyłapany na jakimś „akcie sabotażu” na jego poprzedniej jednostce. I pomimo tego zaokrętowano go na „Affray”!
Śledczy poszli jedynie torem zasugerowanym przez Admiralicję. Chodziło o wysoki na 10,4 metra maszt chrapów. Jego złamanie u podstawy miało spowodować nagły napływ wody do kadłuba i w rezultacie zatonięcie okrętu. Maszt wydobyto z głębi, ale nie potrafiono jednoznacznie określić czy uległ on złamaniu przed zatonięciem okrętu, czy dopiero w wyniku uderzenia kadłuba o dno. Faktem jest, że wewnętrzny zawór masztu był otwarty.
Tytuł artykułu: „Nurkowie próbują rozwiązać zagadkę Affray”
Ostatnio wysuwana teoria głosi, że przy chwilowym zanurzeniu całego masztu pod wodę zaciął się główny zawór, co spowodowało wlewanie się do wnętrza okrętu wody w tempie 13 ton na minutę. Przy zredukowanej – i częściowo niedoświadczonej załodze – nie dało się równie szybko usuwać wody ze zbiorników balastowych.
Obecnie stan wraku jest wręcz znakomity. Gdyby nie porastające go gąbki i anemony można by pomyśleć, że „Affray” dopiero co opadł na dno. W 2001 roku rząd ogłosił wrak za grób jego załogi, a na nurkowanie do niego potrzebne jest specjalne, trudno osiągalne zezwolenie.
--
Post zmieniony (02-05-20 13:19)
|