KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 70 z 121Strony:  <=  <-  68  69  70  71  72  ->  => 
26-09-14 08:05  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 232

PRELUDIUM DO PEARL HARBOR

Japończycy ostro nacierali na Nankin. Wyglądało na to iż miasto padnie w ciągu najbliższych dni, toteż okręty i statki państw neutralnych gorączkowo kursowały po rzece Jangtse, ewakuując swych obywateli. W połowie grudnia 1937 roku w Nankinie pozostawała wciąż garść dyplomatów, dziennikarzy oraz sporo cywilów. Na rzece czekała już na nich amerykańska kanonierka "Panay".



Zbudowany w 1927 roku w Szanghaju okręt nigdy nie pojawił się na amerykańskich wodach, ale ważna była sama obecność amerykańskiej flagi w tym zapalnym rejonie świata. Ochrona własnej żeglugi przed piratami oraz własnych obywateli na lądzie, były najważniejszymi zadaniami okrętu. Jedenastego grudnia “Panay” szykował się do przeprowadzenia ostatecznej ewakuacji, Tuż obok niego na rzece zakotwiczyły dwie kanonierki brytyjskie. Łodzie dowoziły z lądu coraz to nowych pasażerów.

Ostrzał miasta potęgował się, gdy Amerykanie poinformowali Japończyków o planowanym odkotwiczeniu. Wkrótce dowodzony przez komandora porucznika Jamesa J. Hughesa “Panay” ruszył wzdłuż rzeki, eskortując przy okazji trzy należące do Standard Oil Company zbiornikowce. Za rufą podążały – eskortując własne frachtowce - kanonierki brytyjskie. Powtórnie przekazano Japończykom informację o ruchach jednostek.

Następnego ranka, 12 grudnia, z lądu odbiła łódź z Japończykami. Po chwili żołnierze wypytywali Hughesa, czy nie widział gdzieś po drodze chińskich oddziałów. Powołując się na neutralność komandor odmówił udzielenia informacji, wprawiając tym agresorów w źle tłumioną wściekłość.

Godzinę przed południem na wysokości miasta Hoshien Hughes polecił rzucenie kotwic. Amerykańskie bandery - wymalowane dodatkowo także na dachach nadbudówek - widoczne były doskonale z daleka. Ale dowództwo japońskie wydało już rozkaz “atakowania przez samoloty marynarki całej żeglugi na odcinku rzeki powyżej Nankinu”. Świadoma obecności na tym akwenie jednostek neutralnych marynarka poprosiła o wyjaśnienia, ale w odpowiedzi przyszło jedynie potwierdzenie rozkazu. W tej sytuacji dalsza dyskusja stała się bezprzedmiotowa.

Krótko po trzynastej Amerykanie ujrzeli pierwsze samoloty. O 13:38 trzy nurkowce zrzuciły na kanonierkę niecelne bomby, a po chwili 13 kolejnych bombowców i 9 myśliwców ostrzelało okręt z broni maszynowej.

Pomimo zaskoczenia oraz faktu że broń przeciwlotnicza była przykryta brezentami, Amerykanie nie stracili głowy. Błyskawicznie otworzyli ku napastnikom ogień. Samolotów było jednak zbyt wiele. Po chwili eksplodująca tuż przy burcie bomba poraniła trzech oficerów: Hughes oprócz wielu poważnych obrażeń miał złamaną nogę, zraniony w gardło porucznik Arthur Anders stracił głos, a kwatermistrz John Lang krwawił z podbródka i ramienia.



Dowódca okrętu, komandor porucznik Hughes podczas rekonwalescencji


Ranny porucznik Anders


W pobliżu powoli pogrążały się w wodzie dwa celnie trafione zbiornikowce. O 2.05 “Panay” otrzymał dwa bezpośrednie trafienia. Nie mogący wydobyć głosu Anders chwycił mapę i na jej odwrocie zaczął pisać rozkaz. Krew z ranionego gardła spływała na papier zalewając część słów. Mimo to stojący obok marynarz odczytał: “Wszystkie małe łodzie za burtę. Czy możemy osadzić okręt na mieliźnie? Jeśli nie, opuścić okręt.”

Załoga natychmiast przystąpiła do ewakuacji. Łódź za łodzią schodziły na wodę, by po chwili, wypełnione ludźmi, kierować się ku brzegowi. I wtedy szalupy zostały ostrzelane z samolotów seriami z broni maszynowej. Rany odniosło kilka osób, w tym bardzo ciężkie marynarz Charles L. Ensmiger. Po dotarciu na ląd rozbitkowie ukryli się natychmiast w bambusowych gąszczach. Szczęśliwie ostrzeliwanie na ślepo zarośli przez Japończyków było wyjątkowo nieskuteczne.

Część łodzi powróciła pod “Panay” celem zabrania pozostałych tam ludzi. Okręt tonął coraz szybciej aż wreszcie o 15.45 osiadł na dnie niezbyt głębokiej w tym miejscu rzeki. Nad powierzchnię wystawały tylko nadbudówki, z rzucającym się w oczy potrzaskanym mostkiem.
,

Na brzegu gorączkowo zajmowano się rannymi. Obrażenia - niekiedy bardzo poważne - odniosło 59 oficerów i marynarzy. Raniono także pięciu cywilów. Na szczęście któryś z przytomniejszych marynarzy zabrał ze sobą okrętową apteczkę, co pozwalało na udzielenie pierwszej pomocy. Pomimo tego, po chwili zmarł włoski dziennikarz Sandro Sandri.

Ostatnie chwile życia dziennikarza


Do pomocy w niesieniu rannych ściągnięto chińskich kulisów i dzięki temu następnego dnia rozbitkowie dotarli do Hoshien. Tam zmarł Ensmiger, druga śmiertelna ofiara bandyckiego nalotu. Przykrytą banderą trumnę zabrał wkrótce USS “Oahu”, eskortowany przez brytyjską kanonierkę “Ladybird”. 17 grudnia trumnę przeła przeładowano na krążownik “Augusta”, celem przewiezienia ciała do Stanów.

Zdecydowany i kategoryczny ton oficjalnej reakcji Waszyngtonu zaskoczył nawet spodziewający się ostrej reakcji japoński rząd. Na szczeblu dyplomatycznym rozpętała się burza. Japończycy niemrawo przepraszali twierdząc, iż piloci wzięli zbiornikowce za jednostki chińskie. Admirał Hasegawa po przyznaniu się do błędu, został odwołany do stolicy.

Amerykanie nie kryli oburzenia
,

Grew, amerykański ambasador w Tokio, nie szczędził gorzkich słów japońskiemu ministrowi spraw zagranicznych. Niedwuznacznie dawał do zrozumienia, że incydent może zagrozić stosunkom ekonomicznym pomiędzy oby-dwoma państwami. Zwykli mieszkańcy Tokio także byli zszokowani zbrodnią swoich lotników i wielu z nich zaczepiało wręcz Amerykanów na ulicach, przepraszając za “Panay”.

W Waszyngtonie sekretarz stanu Cordell Hull otrzymał przed spotkaniem z japońskim ambasadorem jasne wytyczne od Roosevelta. Miał zakomunikować dyplomacie iż:
1. Prezydent jest głęboko zaszokowany i zaniepokojony wiadomościami o morderczym bombardowaniu amerykańskich oraz innych niż chińskie statków na rzece Jangtse, dlatego też doradza powiadomienie o tym cesarza.
2. Wszystkie fakty zostaną zebrane i następnie przedłożone japońskiemu rządowi.
3. Jednocześnie oczekuje się, iż japoński rząd przedłoży rządowi amerykańskiemu: jednoznaczne wyrazy ubolewania i zaoferuje pełną rekompensatę, a także metody gwarantujące uniknięcie w przyszłości podobnych ataków.

Zdecydowanie dyplomatów połączone z demonstracjami na ulicach amerykańskich miast musiało zrobić swoje. Japończycy oficjalnie przeprosili za incydent, po czym wypłacili zgodne z amerykańskimi wyliczeniami odszkodowanie w wysokości 2.214.007 dolarów i 37 centów. Na tyle wyceniono trzy zatopione jednostki oraz życie i zdrowie poszkodowanych ludzi.

Po ataku na Pearl Harbor 7 grudnia 1941 roku Japończycy nikogo już nie przepraszali...

--

Post zmieniony (09-04-20 13:07)

 
26-09-14 09:26  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:28)

 
26-09-14 09:40  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Niestety, mnie nie bedzie, ale zdjecia z imrezy chetnie zobacze.

--
pozdrawiam Kuba

 
26-09-14 10:20  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:28)

 
26-09-14 10:43  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
pieczarek   

Zrozumialem, ale to przy innej okazji. Chwilowo sie nie wybieram w tamta strone (ponad 800km). Niemniej bede zaszczycony, gdy kiedys spotkanie nastapi.

--
pozdrawiam Kuba

 
27-09-14 08:08  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (02-05-20 12:44)

 
27-09-14 08:09  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 233

„STOLT DAGALI”

Norweski zbiornikowiec „Stolt Dagali” należał do niewielkich w swej klasie. Trzynastotysięcznik nie narzekał jednakże na brak pracy od chwili zwodowania w 1955 roku.

„Stolt Dagali”


Dwudziestego piątego listopada roku 1964 statek znajdował się 17 mil od wybrzeży New Jersey, szykując się do kolejnego skoku przez Atlantyk. Pogoda była wyjątkowo paskudna. Jakby nie wystarczała gęsta mgła, to jeszcze dodatkowo deszcz utrudniał życie ludziom na mostku. Aura psuła zresztą humory całej 43-osobowej załodze. W tym samym czasie na swej drodze znajdował się także piękny izraelski wycieczkowiec „Shalom”. Lśniący nieskazitelną bielą burt statek wiózł z Nowego Jorku 616 pasażerów i 460 członków załogi, idąc ku znacznie sympatyczniejszym rejonom globu: na wszystkich czekało ciepło i egzotyka Morza Karaibskiego.

,

Noc z 25 na 26 nie zmieniła pogody nawet o włos. Poruszający się z niewielką szybkością zbiornikowiec regularnie dawał sygnały potężną, ochrypłą jakby syreną. Mijały kolejne kwadranse. Odległość pomiędzy „Stolt Dagali” a zbliżającym się z lewej burty izraelskim pasażerem zmniejszała się systematycznie. Zmalała do zera o drugiej w nocy. Ostry, wygięty kielichowato do przodu dziób „Shalom” wbił się w sam środek zbiornikowca. Nadmierna prędkość pasażera spowodowała prawie natychmiastowe rozpadnięcie się „Stolt Dagali” na połówki. Cała norweska załoga znajdowała się w tym czasie na części rufowej. W eter poszły wezwania o nieodległy na szczęście ratunek. „Shalom” nabierał wody przez kilkunastometrową wyrwę w kadłubie, ale z asystą innych jednostek szczęśliwie powrócił do Nowego Jorku. Nikt z 1076 znajdujących się na jego pokładzie osób nie ucierpiał. Inny los czekał Norwegów.

Uszkodzony dziób „Shalom”


Rufowa część nieszczęsnego statku dryfowała wśród mgły i deszczu, coraz bardziej pogrążając się w wodzie. Ostatecznie zatonęła po przebyciu aż 18 mil. Fatalna widoczność spowodowała, iż dopiero po kilku godzinach odnaleziono rozbitków. Nie wszystkich. Spośród 43 osób załogi życie uratowało się zaledwie 24, w tym kapitan.

Dziobowa połówka statku najwyraźniej nie miała ochoty tonąć, toteż holowniki zaciągnęły ją do Nowego Jorku.

,

Rozważano sprzedaż do stoczni złomowej, ale ostatecznie po kilku tygodniach fragment statku został kupiony przez innego norweskiego armatora. Zbiornikowiec Norwega „C.T. Gogstad” przełamał się właśnie u ojczystych wybrzeży, zachowując część rufową w doskonałym stanie.

Dziób „Stolt Dagali” zabezpieczono starannie, po czym przeholowano przez Atlantyk do Goeteborga. Niezwykły konwój dotarł tam 13 kwietnia 1965 roku. W stoczni dołączono do niego duży fragment nowego śródokręcia, a następnie rufę (z maszyną i nadbudówką) „C.T. Gogstad”. „Łaciaty” statek, nazwany „Stolt Lady”, jeszcze przez lata przemierzał szczęśliwie oceany.

„Stolt Lady”


--

Post zmieniony (02-05-20 12:59)

 
27-09-14 21:01  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Łosiu 

Na Forum:
Relacje w toku - 1
Relacje z galerią - 3
Galerie - 1


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 2
 

Cos mi się bilans ofiar „E. D. Hulberta” nie zgadza. 20 marynarzy + 176 pasażerów = 196. Ocalała szalupa z kapitanem i żoną (co najmniej) + ci 4 z wraku, a ofiar było 192?

--
Się robi: coś...
skończone ORP Błyskawica 1:300 MO , OS2U Kingfisher 1:33 Orlik , Nowgorod 1:200 Pro-Model , Kamow A-7 1:33 Orlik , TKS 1:25 GPM , Od2 1:25 Modelik

 
27-09-14 22:15  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (05-04-20 13:29)

 
29-09-14 08:07  Odp: Opowieści bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 234

ŁADNA NAZWA, BRZYDKI STATEK

Nazwa statku – „Heleanna” była miła i zwiewna, ale wygląd mógł się śnic po nocach w charakterze koszmarów. Statek zbudowano w roku 1954 jako zbiornikowiec i nadano mu imię „Munkedal”. Pływał pod szwedzką banderą aż do roku 1967, kiedy to kupili go Grecy i przebudowali na największy w owym czasie prom samochodowy świata. Pozostawili przy okazji niezmieniony komin, charakterystyczny w owych latach dla wielu zbiornikowców. Oto „Heleanna”:



Statek chodził na linii pomiędzy greckim Patras a włoską Anconą i tak przez prawie cztery lata. 28 sierpnia 1971 około 5:30 statek znajdował się na Adriatyku o 12 mil od miasteczka Torre Canne, usytuowanego na północ od Brindisi. Na pokładzie znajdowało się 94 marynarzy oraz ponad 1000 pasażerów. Na pokładach samochodowych w miarę starannie zamocowano 6 chłodniczych lor oraz 180 samochodów osobowych.

Pożar rozpoczął się w kuchni, a że nie przystąpiono natychmiast do szeroko zakrojonej akcji gaśniczej, ogień szybko rozprzestrzenił się po statku. Szybko też kapitana Demetrios Antypas zrezygnował z walki, zarządzając opuszczenie statku zaledwie po dwóch godzinach od powstania pożaru. Ponieważ włoski ląd był tuż tuż, po wezwaniu pomocy bardzo szybko pojawiły się włoskie wojskowe śmigłowce, ewakuujące licznych rannych i poparzonych. Pozostałymi zajęły się statki, których spora liczba zajęła pozycje wokół płonącego promu. Przez następnych kilkanaście godzin przejmowano i odwożono kolejne partie rozbitków na bezpieczny ląd.

,

Spośród 1127 osób na pokładzie, 25 poniosło śmierć, a 150 odniosło rany, niekiedy ciężkie. Tylko cudownym zrządzeniem losu uratowano aż 1102 ludzi!

Po zakończeniu ewakuacji dwa holowniki połączyły się z wciąż płonącym statkiem, kierując się ku Brindisi. Niestety wkrótce oba hole zerwały się i bezwładny statek zaczął dryfować, osiadając w końcu daleko od swej trasy, bo w pobliżu San Cataldo na Sycylii. Następnego dnia ściągnięto „Heleannę” z mielizny i ponownie zaczęto holować do Brindisi. Siedem godzin później nietypowy konwój rzucił kotwice na redzie tego portu. Czwartego sierpnia o godzinie 16:00 strażacy zameldowali o ugaszeniu pożaru. Teraz do akcji wkroczył wymiar sprawiedliwości. Włoski.



Kapitan Demetrios Antypas został oskarżony za spowodowanie śmierci wielu ludzi, zaniedbanie obowiązków, wyjście w morze z niewystarczającym sprzętem przeciwpożarowym i - przede wszystkim – za „zgodę na zaokrętowanie większej liczby pasażerów niż to było dozwolone.” Według włoskich władz, certyfikat promu pozwalał na zabranie najwyżej 620 osób, w tym załoga!

Grecy postanowili jednakże bronić swojaka. Minister Marynarki Handlowej oświadczył, że statek miał środki ratunkowe nawet dla 1500 osób, a wydana 26 sierpnia licencja pozwalała na przewóz 945 ludzi! Włosi jednak nie dali się nabrać na greckie sztuczki i zaaresztowali wrak promu. Kapitanowi udało się powrócić do kraju.

,

Grecy w końcu uznali że broniąc swego kapitana wystawiają się na międzynarodowe pośmiewisko i we końcu – w dwa i pół roku po pożarze – postawili w stan oskarżenia sześć osób. Byli to: kapitan, starszy oficer, pierwszy i drugi mechanik, kucharz – a jakże – oraz właściciel statku, Constantine Efthymiadis. Prokurator oskarżył ich o spowodowanie poprzez zaniechanie śmierci i ran ludzi oraz samego pożaru. Skończyło się karami więzienia, ale znając greckie podejście do „swoich” armatorów, nie mogły one być zbyt dokuczliwe…

Sam statek został z grubsza wyremontowany, po czym kontynuował swoje morskie życie jako zwykła, pozbawiona napędu barka do przewozu samochodów…

--

Post zmieniony (02-05-20 13:00)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 70 z 121Strony:  <=  <-  68  69  70  71  72  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024