Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 14
"ARK ROYAL" - ŚMIECH I ŁZY
Już na wiele lat przed drugą wojną światową czołowe morskie potęgi świata zaczęły sobie zdawać sprawę z roli, jaką w przyszłych konfliktach będą odgrywać lotniskowce. Aby nie stracić prymatu na morzu, Wielka Brytania musiała pomyśleć o budowie naprawdę nowoczesnych jednostek. Pierwszym takim lotniskowcem był "Ark Royal". W krótkiej, acz bogatej historii tego okrętu bywało trochę momentów zabawnych, ale i tak w końcu pozostały tylko łzy.
Był to pierwszy brytyjski lotniskowiec, w pełni zasługujący na tę nazwę. Wodowanie w 1937 roku poprzedzone było ciężką pracą całego biura konstrukcyjnego Royal Navy. Ograniczani postanowieniami międzynarodowych traktatów inżynierowie mieli ciężki orzech do zgryzienia. Wyporność okrętu mogła tylko nieznacznie przekroczyć 20.000 ton, a długość również była limitowana. Jak przy takich ograniczeniach zapewnić wystarczająco długi pas startowy?
Rozwiązanie było rewelacyjnie proste. Rufa okrętu kończyła się potężnym nawisem To on właśnie dawał dodatkowe metry dla lądujących samolotów. W rezultacie pokład lotniczy był aż o 24,4 metra dłuższy od linii wodnej okrętu! Nieźle - jak na owe czasy - uzbrojony w artylerię przeciwlotniczą, swą główną siłę uderzeniową "Ark Royal" miał oczywiście w lotnictwie. Czterdzieści dwa torpedowo-rozpoznawcze "Swordfishe" wraz z 18 myśliwsko-bombowymi "Skua" były grupą wprawdzie przestarzałą jakościowo, ale pomimo tego - jak pokazała przyszłość - niezwykle groźną. Wkrótce zresztą przestarzałe "Skua" zastąpiono nieco lepszymi "Fulmarami".
Okręt wszedł do służby 12 stycznia 1939 roku i po trzymiesięcznych ćwiczeniach wszedł w skład Home Fleet stacjonującej w Scapa Flow, Szkocja. Po wejściu Wielkiej Brytanii do wojny, lotniskowiec z miejsca rozpoczął służbę patrolową. Niewiele brakowało, by była ona niezwykle krótka. Już dwunastego września wszystkich poderwał alarmujący okrzyk na mostku: "Torpeda z lewej!". To U-39 próbował swego szczęścia strzelając dwie torpedy. Na szczęście dzięki gwałtownemu manewrowi, oba groźne cygara przeszły za rufą.
Dla Niemców decyzja o ataku okazała się fatalna w skutkach. Eskortujące lotniskowiec niszczyciele „Faulknor”, ”Foxhound” i „Firedrake” zdecydowanym atakiem zmusiły pokiereszowanego bombami głębinowymi U-boota do wyjścia na powierzchnię. Czterdziestotrzyosobowa załoga uratowana została przez Anglików, po czym U-39 poszedł na dno. Był to pierwszy okręt podwodny zatopiony w trakcie II wojny światowej! Teraz wydarzenia następowały szybko jedno po drugim. Dwudziesty szósty września przyniósł kolejne emocje, kiedy to myśliwce "Ark Royala" zestrzeliły pierwszy nieprzyjacielski samolot na zachodnim froncie.
Jednocześnie niewiele brakowało, aby atak wroga przyniósł mu pełny sukces. Otóż bomba zrzucona przez pilota Karla Francke eksplodowała zaledwie 10 metrów od dziobu. Wzniesiona wybuchem potężna ściana wody przeszła przez pokład okrętu. Jednocześnie wstrząs poluzował znajdujące się w przewodach sadze, i nagle z komina zaczęły buchać jej czarne, gęste kłęby. Wszystko razem wyglądało tak groźnie że trudno się dziwić, iż Niemcy uwierzyli w zatopienie lotniskowca! Goebbels nie próżnował. Następnego dnia spiker Radio Hamburg powiedział: "Mamy ważny komunikat dla słuchaczy. Gdzie jest Ark Royal? Trafiony został w niemieckim ataku 26 września o godzinie 15:00. Gdzie jest Ark Royal? Brytyjczycy, spytajcie swoją Admiralicję".
Treść komunikatu wzbudziła ogólną wesołość na okręcie. Wkrótce dał się słyszeć także irlandzki renegat William Joyce, zwany pogardliwie na Wyspach lordem Hau-Hau. Na jego pytanie zadane w trakcie audycji radiowej "Gdzie jest Ark Royal?" setki marynarzy krzyknęło chórem: „We are here, bastard!” (Tutaj jesteśmy, bękarcie!). Niestety, Hau-Hau nie mógł słyszeć tej bezpośredniej, zagłębi serca płynącej odpowiedzi... Niemcy poszli zresztą dalej. "Volkischer Beobachter" opublikował artykuł ilustrowany rysunkami tonącego "Ark Royal", a Ministerstwo Propagandy wydało nawet ilustrowaną książkę pod tytułem "Jak zatopiłem "Ark Royal"! Francke otrzymał awans na kapitana oraz Żelazne Krzyże pierwszej i drugiej klasy... Ileż zdrowego śmiechu przysporzyły te nagłośnione wydarzenia Brytyjczykom, kiedy jasne się stało, że ich "Ark" nadal łoi Niemcom skórę!
A okręt pracował ciężko i niewiele było operacji, w których by nie uczestniczył. Pomimo że szczęście mu dopisywało, to w ciężkich walkach jego grupy lotnicze nie pozostawały nietknięte. Dotyczyło to zwłaszcza walk o Norwegię, gdzie lotnictwo "Ark Royala" z powodzeniem wspierało wojska lądowe. Kolejne akcje przebiegały na Atlantyku oraz na Morzu Śródziemnym.
Właśnie na Śródziemnym samoloty "Arka" zastosowały najśmieszniejszą - na pewno! - broń II wojny światowej! Dwuosobowe myśliwce Fulmar z karabinami maszynowymi z przodu były bezbronne wobec ataku od ogona, co czyniło je łatwym celem dla niemieckich myśliwców. Potrzeba jest jednak matką wynalazku. Przedstawmy zatem jeden z pojedynków niemieckich myśliwców z Fulmarami.
Messerschmitt zachodzi Brytyjczyka od ogona, który – mniej zwrotny i wolniejszy - nie ma praktycznie szans na uniknięcie swego losu. Nagle, co to? Od strony angielskiego samolotu lecą wprost na zaskoczonego Niemca setki dziwnych małych kształtów migocących w blasku słońca. Za chwilę nastąpi zderzenie! Niemiecki pilot odruchowo schodzi z kursu unikając kolizji. Nie myśli już o pościgu. Tę chwilę wykorzystuje angielski pilot uciekając w chmury lub nad powierzchnię morza, unikając dzięki temu niechybnego zestrzelenia.
Cóż tak przestraszyło hitlerowskiego pilota? Brzmi to jak anegdota, ale jest najprawdziwszą z prawd: oto w momencie zagrożenia obserwator Fulmara wyrzucił z kabiny... rolkę przeciętego na krzyż papieru toaletowego! Pęd powietrza powodował, iż z tyłu tworzyła się obłok złożony z kawałków papieru. Atakujący nie miał czasu na żadne analizy: oto jego samolot leciał z pełną szybkością na zderzenie z czymś niezwykłym. Robił więc unik dając tym samym szansę atakowanemu!
Służba na Morzu Śródziemnym była wyjątkowo ciężka. Walki w osłonie idących na Maltę konwojów stwarzały stałe zagrożenie. Wielokrotnie "Ark" tylko o włos uniknął trafienia bombami, bowiem jako kluczowy okręt eskorty był atakowany szczególnie zajadle. Na razie szczęście dopisywało dzielnemu okrętowi.
Nadszedł rok 1941, a z nim dwa najważniejsze dla okrętu wydarzenia. W maju Royal Navy zelektryzowała wiadomość, iż niemiecki pancernik "Bismarck" wraz z krążownikiem "Prinz Eugen" przedarły się na Atlantyk. Pozostawienie ich tam samym sobie oznaczało śmiertelne zagrożenie zarówno dla pojedynczych statków, jak i dla całych alianckich konwojów. W dodatku "Bismarck" zdążył już pokazać swą siłę. Celna salwa posłała na dno chlubę brytyjskiej floty, krążownik liniowy "Hood". Zaledwie 3 osoby ocalały z 1421-osobowej załogi! Nic więc dziwnego, że wyjątkowo potężne siły rozpoczęły polowanie na Niemców.
Kilka pancerników, krążowniki i niszczyciele rozpoczęły pościg. Siły te wzmocnione zostały przez dwa lotniskowce: "Victorious" i sławny już "Ark Royal". W decydującej fazie to właśnie jego Swordfishe - pomimo fatalnej pogody - storpedowały „Bismarcka". Torpeda trafiła w ster, zakleszczając go w wychylonej pozycji. Teraz mogący jedynie bezradnie kręcić się w kółko Niemiec nie miał żadnych szans. Otoczony przez przeważające siły poszedł na dno po zaciekłej walce. Gdyby nie samoloty "Arka", być może bezpiecznie uszedłby do Brestu.
Był to wielki, ale jak się później okazało, ostatni triumf "Ark Royala". Rozkazy rzuciły lotniskowiec ponownie na Morze Śródziemne, gdzie miał ochraniać wściekle atakowane maltańskie konwoje. I wtedy szczęście opuściło dzielny okręt.
Trzynastego listopada 1941 roku o 15:25 celna torpeda z U-81 trafiła maszynownię. Wydawało się, że przechylony na prawą burtę lotniskowiec będzie można doholować do Gibraltaru. Niestety pożar w maszynowni unieruchomił część pomp, a tymczasem przez rozdartą burtę wdzierało się coraz więcej wody. Gibraltar był blisko: teraz już zaledwie 25 mil dzieliło holowany okręt od ratunku. Już widać było brzegi Hiszpanii! I wtedy przechył zwiększył się do 35 stopni.
,
Ewakuowano załogę i rzucano hole. O 6:30 okręt przewrócił się do góry dnem i zatonął na głębokości 2 kilometrów. Wraz z nim zginął tylko jeden członek załogi. Pozostali przeszli wkrótce na większe, nowocześniejsze lotniskowce. Ale żaden z nich nie zyskał już takiej sławy jaką miał niezapomniany "Ark Royal"...
I jeszcze informacja o dalszych losach lotnika, który „zatopił” ARK ROYAL:
Francke nigdy nie zgłaszał przesadnych roszczeń wobec swego wyczynu, a honory i popularność które podążyły za wydarzeniem którego nigdy nie było i kpiny oficerskiej braci kiedy prawda ostatecznie wyszła na jaw miały taki wpływ na jego umysł, że w 1941 roku odebrał sobie życie czując, iż jest to jedyny sposób na uratowanie honoru rodziny.
Post zmieniony (21-07-20 09:55)
|