KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 6 z 121Strony:  <=  <-  4  5  6  7  8  ->  => 
06-05-14 10:20  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Edekyogi 

 

Fajne te opowiadania. Czytam je z nostalgią i miłymi wspomnieniami młodości. Świetny pomysł aby je ponownie opublikować.

A co do samej historii USS „SCORPION”. Wspomniano w tekście bazę radzieckich okrętów podwodnych "w Teriyoli (Xelenogorsk) na Morzu Bałtyckim w części Rosji Sowieckiej, która uprzednio była Łotwą". Jedyną miejscowością nadmorską o podobnie brzmiącej fonetycznie nazwie jest Zielenogorsk (Terioki) ale ciut na północ od St. Petersburga (Leningradu) w części, która uprzednio była Finlandią. Zatoka Fińska w tym miejscu jest płytka, miejsca na bazę OP tam nie ma. Jest malutka przystań dla stateczków żeglugi przybrzeżnej, wodolotów i jachtów.

 
06-05-14 10:46  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-02-20 14:18)

 
06-05-14 11:58  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Edekyogi 

 

Akra - to nie pretensje do ciebie. Wiadomo jaki był dostępny materiał źródłowy w tamtych czasach ...

 
06-05-14 13:00  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 13

HEKATOMBA NA MISSISIPI

Któż nie słyszał o "Titanicu", ludziach, którzy ponieśli śmierć w tamtą zimową noc na północnym Atlantyku? Ale w historii żeglugi bywały tragedie straszniejsze...

Kwiecień 1865 roku przyniósł koniec kilkuletniej krwawej wojny secesyjnej pomiędzy Północą a Południem. Nadszedł czas powrotu do domów. Ten radosny fakt dotyczył także żołnierzy obu stron, przebywających do tej pory w niewoli. Jenieckie obozy i więzienia miały straszliwą sławę, a ludzie marli tam masowo, dlatego też każdy starał się jak najszybciej dotrzeć do domu. Podróżowano w różny sposób: koleją, pieszo, konno a także statkami wzdłuż Missisipi. To była walka o życie.

Tej wiosny rzeka rozlała się szeroko, miejscami nawet na trzy mile. Przykryte cienką warstwą wody mielizny stanowiły ogromne zagrożenie dla płynących nią parowców. Jednym z nich była "Sultana". Duży, zaledwie dwa lata wcześniej zbudowany bocznokołowiec miał wyporność 1.719 ton i oficjalnie mógł zabierać 376 pasażerów. Cztery kotły nowego typu powodowały, iż statek musiał się dość często zatrzymywać, aby usunąć muł zasysany do obiegu wraz z rzeczną wodą.

"Sultana" opuściła Nowy Orlean 21 kwietnia 1865 roku płynąc na północ. Na pokładzie oprócz niewielkiego ładunku cukru, świń i 60 mułów znajdowało się 80 członków załogi i 100 pasażerów. Podczas postoju w Vicksburgu stwierdzono przeciek jednego kotła. Opóźniło to o dzień wyjście statku, dzięki czemu na pokład zdążyli wejść jeszcze zdemobilizowani żołnierze Unii. Jedne zapiski mówią o 2.400 żołnierzach i 180 cywilach, inne podają łączną ich liczbę na 2.106. Istotne było jednak, że statek był kilkakrotnie przeładowany.

„Sultana” pełna żołnierzy
,

Dwa dni później bocznokołowiec przybył do Memphis. Część żołnierzy, spragniona alkoholu i rozrywek zeszła na ląd - i pijąc na umór - nie zdążyła na odcumowanie. O ironio, opilstwo uratowało im życie.

O północy "Sułtana" odbiła od nabrzeża, kierując się ku Cairo, a już dwie godziny później zaczęło się piekło. Jeden z kotłów eksplodował. Huk słyszalny był aż w Memphis. Chwilę później nad statkiem wzniosły się jęzory ognia. Żołnierze śpiący na pokładzie nad fatalnym kotłem wyrzuceni zostali w powietrze. Większość zginęła na miejscu, reszta była poraniona. Jeden z nich przeleciał w powietrzu 60 metrów i ... wylądował w wodzie praktycznie bez obrażeń. Uchwycił się płynącego pnia i tak doczekał ratunku.

Część pokładu ze śpiącymi na niej dziewięciu żołnierzami wyleciawszy w powietrze spadła - wciąż z żywymi ludźmi - do wody. Cała grupa uratowała się, trzymając desek. Eksplozja zniszczyła poważną część rufy "Sultany", a pożar rychło skończył dzieło. Grozę dopełnił upadek na pokład dwóch wysokich kominów parowca. Zabiły one wielu ocalałych po eksplozji ludzi.

Suche drewno stanowiło łatwą pożywkę dla rozszalałego ognia. Jedynie dziób był od niego wolny i tam też zgromadziło się około 500 ludzi. Gdy wydawało się że los daje im dodatkowy czas, jedno z bocznych kół napędowych zniknęło w ogniu. W rezultacie statek zaczął obracać się rufą pod wiatr. Po chwili "Sultana" płonęła od rufy do dziobu.



Rzeka pokryła się mrowiem głów. Zimna, rwąca woda była zbyt silnym wyzwaniem dla większości rozbitków, toteż z każdą chwilą natężenie krzyków malało.

Statek przewoził drewnianą klatkę z 3,5 metrowym aligatorem. Jeden z żołnierzy przebił gada bagnetem i przetoczył klatkę przez nadburcie. Na tej niezwykłej tratwie doczekał ratunku.

Dwie godziny po detonacji na miejsce tragedii przybył statek "Bostomia".



Rozpoczęła się akcja ratownicza. Bilans był straszliwy. Według dowództwa armii zginęło 1.238 osób podczas gdy inne - również oficjalne źródła - podają liczbę 1.547. Było to więcej niż wiele lat później zginęło na "Titanicu". Uratowano tylko około 800 osób.



Tragedia została prawie nie zauważona przez amerykańską prasę. Społeczeństwo zmęczone wojennymi okropnościami nie chciało czytać doniesień o kolejnych nieszczęściach. W rezultacie skończyło się na niewielkich notkach informacyjnych.

Post zmieniony (26-06-20 11:55)

 
06-05-14 22:07  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Hastur 



Na Forum:
Relacje w toku - 1
Relacje z galerią - 6
Galerie - 2


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 5


 - 3

Dzięki Andrzeju za te publikacje. To od kilku dni moja "lektura obowiązkowa" :)

--
Pozdrawiam,
Hastur

"Mądry się czasem wygłupia, za to głupi się wiecznie wymądrza."

Na macie: Dardo,
W porcie: s/y Spray, kuter D-3, Holk, Koga

Architektura: Ustka, Sv. Katerina, Okusa, Chasuyama

 
07-05-14 08:06  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-02-20 14:19)

 
07-05-14 08:20  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 14

"ARK ROYAL" - ŚMIECH I ŁZY

Już na wiele lat przed drugą wojną światową czołowe morskie potęgi świata zaczęły sobie zdawać sprawę z roli, jaką w przyszłych konfliktach będą odgrywać lotniskowce. Aby nie stracić prymatu na morzu, Wielka Brytania musiała pomyśleć o budowie naprawdę nowoczesnych jednostek. Pierwszym takim lotniskowcem był "Ark Royal". W krótkiej, acz bogatej historii tego okrętu bywało trochę momentów zabawnych, ale i tak w końcu pozostały tylko łzy.

Był to pierwszy brytyjski lotniskowiec, w pełni zasługujący na tę nazwę. Wodowanie w 1937 roku poprzedzone było ciężką pracą całego biura konstrukcyjnego Royal Navy. Ograniczani postanowieniami międzynarodowych traktatów inżynierowie mieli ciężki orzech do zgryzienia. Wyporność okrętu mogła tylko nieznacznie przekroczyć 20.000 ton, a długość również była limitowana. Jak przy takich ograniczeniach zapewnić wystarczająco długi pas startowy?

Rozwiązanie było rewelacyjnie proste. Rufa okrętu kończyła się potężnym nawisem To on właśnie dawał dodatkowe metry dla lądujących samolotów. W rezultacie pokład lotniczy był aż o 24,4 metra dłuższy od linii wodnej okrętu! Nieźle - jak na owe czasy - uzbrojony w artylerię przeciwlotniczą, swą główną siłę uderzeniową "Ark Royal" miał oczywiście w lotnictwie. Czterdzieści dwa torpedowo-rozpoznawcze "Swordfishe" wraz z 18 myśliwsko-bombowymi "Skua" były grupą wprawdzie przestarzałą jakościowo, ale pomimo tego - jak pokazała przyszłość - niezwykle groźną. Wkrótce zresztą przestarzałe "Skua" zastąpiono nieco lepszymi "Fulmarami".



Okręt wszedł do służby 12 stycznia 1939 roku i po trzymiesięcznych ćwiczeniach wszedł w skład Home Fleet stacjonującej w Scapa Flow, Szkocja. Po wejściu Wielkiej Brytanii do wojny, lotniskowiec z miejsca rozpoczął służbę patrolową. Niewiele brakowało, by była ona niezwykle krótka. Już dwunastego września wszystkich poderwał alarmujący okrzyk na mostku: "Torpeda z lewej!". To U-39 próbował swego szczęścia strzelając dwie torpedy. Na szczęście dzięki gwałtownemu manewrowi, oba groźne cygara przeszły za rufą.

Dla Niemców decyzja o ataku okazała się fatalna w skutkach. Eskortujące lotniskowiec niszczyciele „Faulknor”, ”Foxhound” i „Firedrake” zdecydowanym atakiem zmusiły pokiereszowanego bombami głębinowymi U-boota do wyjścia na powierzchnię. Czterdziestotrzyosobowa załoga uratowana została przez Anglików, po czym U-39 poszedł na dno. Był to pierwszy okręt podwodny zatopiony w trakcie II wojny światowej! Teraz wydarzenia następowały szybko jedno po drugim. Dwudziesty szósty września przyniósł kolejne emocje, kiedy to myśliwce "Ark Royala" zestrzeliły pierwszy nieprzyjacielski samolot na zachodnim froncie.



Jednocześnie niewiele brakowało, aby atak wroga przyniósł mu pełny sukces. Otóż bomba zrzucona przez pilota Karla Francke eksplodowała zaledwie 10 metrów od dziobu. Wzniesiona wybuchem potężna ściana wody przeszła przez pokład okrętu. Jednocześnie wstrząs poluzował znajdujące się w przewodach sadze, i nagle z komina zaczęły buchać jej czarne, gęste kłęby. Wszystko razem wyglądało tak groźnie że trudno się dziwić, iż Niemcy uwierzyli w zatopienie lotniskowca! Goebbels nie próżnował. Następnego dnia spiker Radio Hamburg powiedział: "Mamy ważny komunikat dla słuchaczy. Gdzie jest Ark Royal? Trafiony został w niemieckim ataku 26 września o godzinie 15:00. Gdzie jest Ark Royal? Brytyjczycy, spytajcie swoją Admiralicję".

Treść komunikatu wzbudziła ogólną wesołość na okręcie. Wkrótce dał się słyszeć także irlandzki renegat William Joyce, zwany pogardliwie na Wyspach lordem Hau-Hau. Na jego pytanie zadane w trakcie audycji radiowej "Gdzie jest Ark Royal?" setki marynarzy krzyknęło chórem: „We are here, bastard!” (Tutaj jesteśmy, bękarcie!). Niestety, Hau-Hau nie mógł słyszeć tej bezpośredniej, zagłębi serca płynącej odpowiedzi... Niemcy poszli zresztą dalej. "Volkischer Beobachter" opublikował artykuł ilustrowany rysunkami tonącego "Ark Royal", a Ministerstwo Propagandy wydało nawet ilustrowaną książkę pod tytułem "Jak zatopiłem "Ark Royal"! Francke otrzymał awans na kapitana oraz Żelazne Krzyże pierwszej i drugiej klasy... Ileż zdrowego śmiechu przysporzyły te nagłośnione wydarzenia Brytyjczykom, kiedy jasne się stało, że ich "Ark" nadal łoi Niemcom skórę!

A okręt pracował ciężko i niewiele było operacji, w których by nie uczestniczył. Pomimo że szczęście mu dopisywało, to w ciężkich walkach jego grupy lotnicze nie pozostawały nietknięte. Dotyczyło to zwłaszcza walk o Norwegię, gdzie lotnictwo "Ark Royala" z powodzeniem wspierało wojska lądowe. Kolejne akcje przebiegały na Atlantyku oraz na Morzu Śródziemnym.

Właśnie na Śródziemnym samoloty "Arka" zastosowały najśmieszniejszą - na pewno! - broń II wojny światowej! Dwuosobowe myśliwce Fulmar z karabinami maszynowymi z przodu były bezbronne wobec ataku od ogona, co czyniło je łatwym celem dla niemieckich myśliwców. Potrzeba jest jednak matką wynalazku. Przedstawmy zatem jeden z pojedynków niemieckich myśliwców z Fulmarami.

Messerschmitt zachodzi Brytyjczyka od ogona, który – mniej zwrotny i wolniejszy - nie ma praktycznie szans na uniknięcie swego losu. Nagle, co to? Od strony angielskiego samolotu lecą wprost na zaskoczonego Niemca setki dziwnych małych kształtów migocących w blasku słońca. Za chwilę nastąpi zderzenie! Niemiecki pilot odruchowo schodzi z kursu unikając kolizji. Nie myśli już o pościgu. Tę chwilę wykorzystuje angielski pilot uciekając w chmury lub nad powierzchnię morza, unikając dzięki temu niechybnego zestrzelenia.

Cóż tak przestraszyło hitlerowskiego pilota? Brzmi to jak anegdota, ale jest najprawdziwszą z prawd: oto w momencie zagrożenia obserwator Fulmara wyrzucił z kabiny... rolkę przeciętego na krzyż papieru toaletowego! Pęd powietrza powodował, iż z tyłu tworzyła się obłok złożony z kawałków papieru. Atakujący nie miał czasu na żadne analizy: oto jego samolot leciał z pełną szybkością na zderzenie z czymś niezwykłym. Robił więc unik dając tym samym szansę atakowanemu!

Służba na Morzu Śródziemnym była wyjątkowo ciężka. Walki w osłonie idących na Maltę konwojów stwarzały stałe zagrożenie. Wielokrotnie "Ark" tylko o włos uniknął trafienia bombami, bowiem jako kluczowy okręt eskorty był atakowany szczególnie zajadle. Na razie szczęście dopisywało dzielnemu okrętowi.

Nadszedł rok 1941, a z nim dwa najważniejsze dla okrętu wydarzenia. W maju Royal Navy zelektryzowała wiadomość, iż niemiecki pancernik "Bismarck" wraz z krążownikiem "Prinz Eugen" przedarły się na Atlantyk. Pozostawienie ich tam samym sobie oznaczało śmiertelne zagrożenie zarówno dla pojedynczych statków, jak i dla całych alianckich konwojów. W dodatku "Bismarck" zdążył już pokazać swą siłę. Celna salwa posłała na dno chlubę brytyjskiej floty, krążownik liniowy "Hood". Zaledwie 3 osoby ocalały z 1421-osobowej załogi! Nic więc dziwnego, że wyjątkowo potężne siły rozpoczęły polowanie na Niemców.

Kilka pancerników, krążowniki i niszczyciele rozpoczęły pościg. Siły te wzmocnione zostały przez dwa lotniskowce: "Victorious" i sławny już "Ark Royal". W decydującej fazie to właśnie jego Swordfishe - pomimo fatalnej pogody - storpedowały „Bismarcka". Torpeda trafiła w ster, zakleszczając go w wychylonej pozycji. Teraz mogący jedynie bezradnie kręcić się w kółko Niemiec nie miał żadnych szans. Otoczony przez przeważające siły poszedł na dno po zaciekłej walce. Gdyby nie samoloty "Arka", być może bezpiecznie uszedłby do Brestu.

Był to wielki, ale jak się później okazało, ostatni triumf "Ark Royala". Rozkazy rzuciły lotniskowiec ponownie na Morze Śródziemne, gdzie miał ochraniać wściekle atakowane maltańskie konwoje. I wtedy szczęście opuściło dzielny okręt.

Trzynastego listopada 1941 roku o 15:25 celna torpeda z U-81 trafiła maszynownię. Wydawało się, że przechylony na prawą burtę lotniskowiec będzie można doholować do Gibraltaru. Niestety pożar w maszynowni unieruchomił część pomp, a tymczasem przez rozdartą burtę wdzierało się coraz więcej wody. Gibraltar był blisko: teraz już zaledwie 25 mil dzieliło holowany okręt od ratunku. Już widać było brzegi Hiszpanii! I wtedy przechył zwiększył się do 35 stopni.

,

Ewakuowano załogę i rzucano hole. O 6:30 okręt przewrócił się do góry dnem i zatonął na głębokości 2 kilometrów. Wraz z nim zginął tylko jeden członek załogi. Pozostali przeszli wkrótce na większe, nowocześniejsze lotniskowce. Ale żaden z nich nie zyskał już takiej sławy jaką miał niezapomniany "Ark Royal"...

I jeszcze informacja o dalszych losach lotnika, który „zatopił” ARK ROYAL:
Francke nigdy nie zgłaszał przesadnych roszczeń wobec swego wyczynu, a honory i popularność które podążyły za wydarzeniem którego nigdy nie było i kpiny oficerskiej braci kiedy prawda ostatecznie wyszła na jaw miały taki wpływ na jego umysł, że w 1941 roku odebrał sobie życie czując, iż jest to jedyny sposób na uratowanie honoru rodziny.

Post zmieniony (21-07-20 09:55)

 
07-05-14 09:41  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 15

SEKRETNA MISJA

Któż nie zna słynnego filmu Stevena Spielberga o rekinie ludojadzie? A kto pamięta wieczorną opowieść łowcy rekinów - jednego z bohaterów filmu - o tragedii krążownika "Indianapolis"? Rozbitkowie z tego okrętu przez kilka dni w wodzie oczekiwali na ratunek, a ich grupa zmniejszała się z każdą chwilą. Tamtejsze wody obfitowały bowiem w rekiny...

W lipcu 1945 roku Japończycy gonili już resztką sił. W obliczu przygniatającej przewagi Amerykanów ich straty były ogromne. Pomimo tego walczyli z determinacją o każdą piędź ziemi. Nie było wątpliwości, iż apogeum oporu nastąpi podczas inwazji na główne wyspy Japonii.

Samobójczy plan obrony przewidywał walkę praktycznie aż do ostatniego żyjącego Japończyka. Najpotężniejszą armię świata, nafaszerowaną najnowszym sprzętem powstrzymać miały na przykład w czołowym ataku setki tysięcy szkolnej młodzieży uzbrojonej w... bambusowe lance! Przy tego rodzaju założeniach inwazja na Japonię oznaczałaby w praktyce fizyczne zniszczenie narodu. Czy zatem zmuszająca do zakończenia wojny atomowa hekatomba w Hiroszimie i Nagasaki nie okazała się być jednocześnie darem życia dla milionów pozostałych Japończyków?

Samoloty, które zrzuciły obie bomby atomowe, wystartowały z lotniska na wyspie Tinian. Uprzednio najistotniejsze elementy bomb dostarczył tam ciężki krążownik USS "Indianapolis".

„Indianapolis”


Cała operacja przebiegała w niezwykłej tajemnicy. Szesnastego lipca 1945 roku o trzeciej nad ranem pod stojący w San Francisco okręt podjechały dwie wojskowe ciężarówki. Ich zawartość znalazła się wkrótce na krążowniku. Jedynie garstka ludzi z rządu i armii wiedziała, iż "Indianapolis" miał dostarczyć w pobliże Japonii materiały rozszczepialne dla dwóch pierwszych bomb atomowych. Dowódca okrętu otrzymał enigmatyczny rozkaz, iż w razie czego ma "ratować ładunek za wszelką cenę, używając nawet szalup, jeżeli byłoby to niezbędne. Każdy dzień przyspieszenia rejsu o tyle samo skróci wojnę".

Prawie całą drogę "Indy" (zwany tak przez załogę) szedł z dużą szybkością 29 węzłów. Dwudziestego szóstego lipca krążownik dotarł na Tinian. Po pozbyciu się tajemniczego ładunku przestał już być najważniejszą jednostką US Navy. Trudno uwierzyć, ale nie mający w tej chwili żadnego konkretnego przydziału okręt nikogo literalnie nie interesował! Nikt też nie śledził jego ruchów.

Po opuszczeniu Tinian krążownik zawinął na Guam, a następnie skierował się ku Okinawie. Tam miał otrzymać nowy przydział. Ze względu na minimalne zagrożenie ze strony nieprzyjaciela, okręt szedł samotnie. Zygzakując, podążał do celu z ekonomiczną szybkością niecałych 16 węzłów.

Dwudziestego dziewiątego lipca o 23.20 sylwetka krążownika ukazała się w peryskopie japońskiego okrętu podwodnego I-58. Komandor porucznik Mochitsura Hoshimoto nie mógł uwierzyć własnym oczom! Ku niezadowoleniu żądnych akcji załóg "kaiten" (torpedy kierowane przez dosiadających je samobójców) wystrzelił w kierunku wroga sześć konwencjonalnych torped. Pomimo krótkiego dystansu jedynie dwie doszły do celu. Zadane ciosy okazały się jednakże śmiertelne.

„I-58” podczas prób morskich we wrześniu 1944 roku i 1 kwietnia 1946 roku, tuż przed zatopieniem go przez Amerykanów




Potężny podwójny wstrząs targnął okrętem. Po chwili niezwykle silna wewnętrzna eksplozja przesądziła o jego losie. Główna radiostacja była nie do użytku. Z mniejszej, zapasowej, zaczęły wychodzić sygnały SOS.

Dowódca okrętu, kapitan Charles McVay z potrzaskanego mostku próbował porozumieć się z maszynownią. Nikt nie odpowiadał.
Okręt zaczął powoli pogrążać się w wodzie. Ponieważ nie działały głośniki, McVay krzykiem dał rozkaz opuszczenia okrętu. Szalupy i tratwy zaczęły osiadać na wodzie. Za nimi gromadnie skakali marynarze. Nagle "Indy" przewrócił się na prawą burtę. Część ludzi wdrapała się z powrotem na kadłub w nadziei, że okręt jednak nie zatonie. Zostali oni później wessani w głąb wody przez szybko tonący krążownik.

Nie dla wszystkich starczyło miejsca na szalupach i tratwach. Powierzchnia morza zaroiła się od rozbitków. Fale i wiatr podzieliły ich na liczne grupy.

W południe pierwszego dnia przeszedł kryzys. We wściekłym słońcu coraz bardziej męczyło pragnienie. Wkrótce jednak pojawiło się jeszcze gorsze zagrożenie. Nadpłynął pierwszy rekin, a po nim następne. Co chwila z którejś grupy rozbitków rozlegał się straszliwy krzyk rozszarpywanego przez rekina człowieka. Obserwując krążące wokół charakterystyczne trójkątne płetwy, rozbitkowie bezsilnie oczekiwali na wyrwanie z ich kręgu kolejnego nieszczęśliwca. Wreszcie z nadejściem nocy rekiny odeszły. Prawie 800 ludzi w udręce czekało na ratunek. Na szczęście nie zdawano sobie sprawy z okrutnej prawdy: wysłanych sygnałów SOS nie odebrał nikt!

Co gorsza, nikt na lądzie nie zastanawiał się, co też może się obecnie dziać z krążownikiem. Bez konkretnego przydziału okręt praktycznie nie istniał dla nikogo. Był to niewątpliwie jeden z największych skandali w dziejach US Navy.

Ranek drugiego dnia rozpoczął się kolejnymi mrożącymi krew w żyłach krzykami pożeranych przez rekiny ludzi. Ludojady atakowały przez wiele godzin. Wiele martwych ciał unoszących się dzięki kamizelkom na wodzie było całkowicie pozbawionych nóg. Krew z kolei przyciągała kolejne rekiny. Szybki atak i znów nieludzkie wycie wzbijało się w niebo.

Trzeciego dnia część rozbitków, spragnionych i oszalałych ze strachu, zaczęła mieć halucynacje. Odpływali w kierunku wyimaginowanych wysp, tym łatwiej padając ofiarą wszędobylskich rekinów. Inni, jakoby widząc unoszący się tuż pod powierzchnią wody "Indianapolis" nurkowali ku niemu, aby nigdy już nie wypłynąć.

Górą przelatywały liczne - wciąż nie widzące ich - samoloty. I wreszcie, czy to nie złudzenie? Jeden z nich obniżył lot i... tak! zaczął zrzucać tratwy, żywność, wodę i kamizelki ratunkowe! W tym momencie minęło 107 godzin od chwili zatonięcia okrętu. Jak się później okazało, rozbitkowie zostali spostrzeżeni zupełnie przypadkowo.

Dopiero teraz rozkręciła się wielka akcja ratunkowa. Niebo zaroiło się od samolotów, a w ślad za nimi pojawiły się okręty. Jeden po drugim wycieńczeni, często ranni rozbitkowie trafiali w troskliwe ręce ratowników.

Rozbitkowie ratowani przez załogę latającej łodzi typu Catalina


Rozbitkowie na niszczycielu „Basset”

,

Bilans tragedii był przerażający. Wraz z okrętem poszło na dno 696 członków załogi. Z 800 rozbitków ocalało zaledwie 316. Reszta padła ofiarą pragnienia, ran - i straszliwych rekinów ludojadów.

W Indianapolis powstało muzeum poświęcone krążownikowi
,

Post zmieniony (21-07-20 09:52)

 
07-05-14 11:04  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Kapitalne teksty, zwięzłe, nie "zaśmiecone" szczegółami, pisane w bardzo przystępnej formie.Czytam z przyjemnością.

 
07-05-14 11:26  Odp: Teksty bardzo ciekawe, ciekawe i takie sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-02-20 14:19)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 6 z 121Strony:  <=  <-  4  5  6  7  8  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024