Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 141
JEDEN Z WIELKIEJ TRÓJKI
„Britannic” był siostrzanym statkiem słynnego „Titanica” i znacznie mniej słynnego „Olympica”. Jako ostatni z serii, budowany był już po słynnym zderzeniu z górą lodową, co miało wpływ na wprowadzenie istotnych zmian w planach. Główna zmiana polegała na podwójnym poszyciu kadłuba wzdłuż maszynowni i kotłowni, oraz podniesienie sześciu z piętnastu grodzi wodoszczelnych aż do pokładu „D”. Konstruktorzy pamiętali, że grozie wodoszczelne „Titanica” nie sięgały aż tak wysoko, w związku z czym woda stopniowa przelewała się ponad nimi, zalewając kolejne i kolejne przedziały.
Kolejna istotna zmiana dotyczyła wyposażenia ratunkowego. Po obu stronach tylnej części statku zainstalowano potężne żurawiki, z których każdy mógł utrzymać opuścić na wodę po kolei aż pięć szalup poza własną, szóstą. Dodatkowe łodzie mogły być złożone na dachu nadbudówki w zasięgu żurawików. Były zresztą one tak wielkie, że mogły sięgnąć po szalupę leżącą na drugiej burcie statku.
Dzięki tej elastyczności, super-żurawiki mogły opuścić na wodę wszystkie liczne szalupy znajdujące się w ich zasięgu, niezależnie od tego, na którą burtę i jak bardzo kładłby się tonący statek. Problemy „Vestris” z opuszczeniem szalup (vide Opowieść 7) nigdy już nie miały się powtórzyć.
Piękny liniowiec zwodowany został 26 lutego 1914 roku a w chwili wybuchu wojny nie był wciąż ukończony. Ponieważ pierwszeństwo miały obecnie okręty wojenne, prace wyposażeniowe szły bardzo powoli.
Dopiero w maju następnego roku zakończono próby maszyn, po czym armator - White Star – odstawił statek na postój w Belfaście idąc w ślady „Olympica” zacumowanego na nabrzeżu postojowym, również w Belfaście, 3 listopada 1914 roku.
Wkrótce o olbrzymie statki upomniała się jednak Admiralicja, pilnie potrzebująca jednoste dla przewożenia żołnierzy na front bitwy o Gallipoli. Na pierwszy ogień poszedł „Olympic”, zaczynając we wrześniu na Morzu Śródziemnym swą wojskową służbę.
Próby wylądowania na Gallipoli przyniosły tak ogromne straty w zabitych i rannych, że zgłoszono zapotrzebowanie na duży statek szpitalny. 13 listopada „Britannic” wszedł oficjalnie do służby w takim właśnie charakterze. Kadłub przemalowano na biało z wielkimi czerwonymi krzyżami i poziomym zielonym pasem. Dowódcą został człowiek z Royal Navy, komandor Charles A. Barlett. W tym przypadku nie liczyło się że komandor nie miał towarzyskich talentów, jako że nie zblazowanych milionerów miał teraz wozić.
Statek pracowicie spędzali czas transportując rannych i chorych ze Środkowego Wschodu do Anglii. Tak minęło sześć kolejnych podróży.
12 listopada 1916 roku po zdaniu pacjentów „Britannic” wyszedł ponownie z Southampton, kierując się jak zwykle na Śródziemne. Tym razem celem była leżąca na Morzu Egejskim wyspa Lemnos. Już po pięciu dniach szybki statek dotarł do Neapolu, gdzie uzupełnił zapasy węgla i wody.
Następnego dnia statek kontynuował swój rejs. Minął cieśninę Messyńską a 21 listopada wczesnym rankiem przeszedł koło przylądka Matapan. Tego samego, przy którym w latach II wojny Royal Navy rozbiła w puch zespół włoskich krążowników. Wielki statek wszedł w kanał znajdujący się pomiędzy przylądkiem Sounion a wyspą Kea.
O 8:12 potężny wybuch szarpnął idącym z szybkością 21 węzłów statkiem, który wszedł na jedną z min, postawionych tam przez U-73. Eksplozja nastąpiła po prawej burcie, dokładnie na wysokości wręgi dzielącej drugą i trzecią ładownię. Siła wybuchu była tak duża, że uszkodziła także wodoszczelną wręgę pomiędzy ładownią pierwszą, a pomieszczeniami dziobowymi. Co gorsze, uszkodzeniu uległo także przejście prowadzące z dziobowych pomieszczeń palaczy do kotłowni numer 6. Poprzez częściowo rozbite drzwi wodoszczelne przejścia, woda zaczęła dostawać się także do kotłowni.
W chwili wybuchu na mostku znajdował się komandor Bartlett oraz starszy oficer Hume. Jeszcze nie ucichł huk eksplozji, gdy dowódca wydał rozkaz pozamykania wszystkich wodoszczelnych drzwi, wysłania SOS i przygotowania szalup. Rutyna i wyszkolenie zadziałały bezbłędnie.
Nie wszystko jednak na dole przebiegało zgodnie z oczekiwaniami. Z nieznanych powodów drzwi pomiędzy kotłowniami 6 i 5 nie był tak naprawdę wodoszczelne, w wyniku czego woda zaczęła przelewać się także do „piątki”. Nie pomogły sięgające do pokładu wodoszczelne wręgi, jako że zbyt wiele przedziałów uległo zalaniu. W przeciągu zaledwie 10 minut „Britannic” znalazł się w gorszej sytuacji niż „Titanic” w godzinę po kolizji z górą lodową!
Bartlett miał obecnie tylko jedną szansę: wyrzucić statek na odległą o trzy mile mieliznę wyspy Kea. Statek bardzo niechętnie słuchał steru, ale kierowany zmiennymi obrotami śrub powoli zaczął obracać się w pożądanym kierunku. W tym czasie na pokładzie łodziowym szykowano do opuszczenia szalupy. O ile jednak załoga pokładowa do ostatniej chwili wykazała się żelaznym opanowaniem i absolutnym profesjonalizmem, o tyle stewardzi czy palacze wpadli w panikę. Część łodzi została opanowana przez wrzeszczących ludzi, opuszczających je na wodę bez rozkazu jeszcze podczas ruchu statku.
Rezultat chaotycznego działania był tragiczny. Dwie zbyt pospiesznie opuszczane łodzie zerwały się na dwóch metrach od powierzchni wody, uderzając w nią z impetem. Statek wciąż był w ruchu przeganiając obie szalupy, które po chwili znalazły się przy obracających się, a częściowo wystających nad powierzchnię potężnych śrubach statku. Krótkie urwane wrzaski, zgrzyt i woda za rufa zmieniła barwę na czerwoną. Nie ocalał nikt.
Powiadomiony o wypadku Bartlett natychmiast wydał rozkaz zastopowania maszyn, co uratowało w ostatniej chwili obsadę trzeciej łodzi, także idącej na niechybną zgubę. Nie chodziło tu jednak tylko i wyłącznie o los rozbitków w kolejnych szalupach, poruszający się do przodu statek nabierał bowiem znacznie szybciej wody, niż gdyby stał nieruchomo w miejscu.
O 8:35 komandor dał rozkaz wodowania wszystkich szalup i opuszczenia statku. Tym razem nie dopuszczono już do jakichkolwiek chaotycznych działań. Łodzie szybko schodziły w dół. Od samego początku znakomicie spisywał się bardzo liczny personel medyczny „Britannica”. Lekarze i pielęgniarki karnie i ze starannie ukrywanym zdenerwowaniem słuchali rozkazów oficerów.
Wkrótce przechył tak bardzo się pogłębił, że nawet specjalne żurawiki – spisujące się znakomicie do tej pory – stanęły bezużyteczne. A na statku wciąż znajdowała się garść ludzi…
W ostatnie chwili udało się wyrzucić na wodę trzy składane łodzie, oraz zepchnąć zwyczajną, ciężką szalupę – fakt że silny przechył znacznie ułatwił to zadanie. Woda zaczęła lizać już podłogę sterówki, gdy Bartlett zdecydował się wreszcie na opuszczenie swego stanowiska. Podpłynął do jednej ze składanych łodzi, skąd po chwili donośnym, ale wciąż spokojnym głosem kontynuował prowadzenie akcji ratunkowej.
Dopiero w ostatniej chwili na sygnał syreny okrętowej z maszynowni pospiesznie zaczęli wybiegać na pokład bohatersko trwający do ostatniej chwili na stanowiskach mechanicy. Wiedzieli doskonale że statek tonie pod ich nogami, ale trwali na posterunkach aż do chwili, gdy pozwolono im je opuścić! Wyszli zresztą na pokład w wyjątkowo oryginalny sposób, bo po drabinkach znajdujących się wewnątrz „suchego” czwartego komina. Podobnie jak w „Titanicu” czy „Olimpicu”, postawiony on był jedynie dla zachowania rytmu linii statku.
O 9:07, w pięćdziesiąt pięć minut po wejściu na minę, „Britannic” poszedł na dno, będąc największym statkiem utraconym w latach I wojny światowej.
Bardzo szybko na miejscu znaleźli się greccy rybacy, podejmując tych, którzy znajdowali się w wodzie. Wysadzono ich na ląd w małym porcie na Kea o nazwie Korissia.
O 10:00 nadciągnął idący duża szybkością brytyjski niszczyciel „Scourge”, który przyjął na swój pokład 339 rozbitków. Prawie w tym samym czasie zjawił się także krążownik „Heroic”, ratując 494 osób. Teraz okręty zjawiały się jeden po drugim: niszczyciel „Foxhound”, lekki krążownik „Foresight” oraz francuski holownik „Goliath”. Łączne wysiłki zaowocowały wyratowaniem 1036 ludzi, w tym całego , licznego personelu medycznego. Życie straciło 30 osób, ale znaleziono i pogrzebano jedynie 5. Pozostali albo zginęli we wnętrzu statku, albo też zostali posiekani na kawałeczki przez okrętową śrubę.
I tylko strach pomyśleć jak wyglądałaby lista ofiar, gdyby „Britannic” wpadł na minę wracając do kraju z setkami czy tysiącami rannych i chorych...
Wodowanie „Britannica”
,
„Britannic” jako statek szpitalny. Czwarty komin stoi za potężnymi żurawikami opisanymi w tekście
, ,
„Britannic” bierze węgiel w Southampton przed wyjściem w swój ostatni rejs
„Britannic” tonie
,
Wrak statku, stan obecny
U-73. To postawiona przez niego mina zatopiła statek
--
Post zmieniony (11-04-20 10:55)
|