LOTNICTWO   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Tematyka lotnicza, konstrukcje lotnicze, literatura, historia, dokumentacja, linki do ciekawych stron, dyskusje o wyzszosci Bf nad Spitfire lub odwrotnie...

Uwaga! W tym dziale NIE WPISUJEMY postow "kartonowych".


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 3 z 5Strony:  <=  <-  1  2  3  4  5  ->  => 
15-12-14 15:59  Odp: Powietrzne boje
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

1920

W nawiązaniu do zamieszczonego wpisu pt. „Czerwone Okręty” na Zachodnim Froncie – 1920” przytaczam, jako uzupełnienie, dowolne tłumaczenie fragmentów książki Aleksieja K. Tumańskiego - „Polet’ skwoz gody” („Loty w moim życiu”) wyd. w 1962 r.


A.K. Tumański i plakat propagandowy by zwiększyć produkcję zbrojeniową: „Na polski front; Krzepnie komuna pod nawałą kul, Towarzysze z bronią potroimy nasze siły !”

Wspomnienia „czerwonego lotnika” Dywizjonu Powietrznych Okrętów” (DWK) nie są wolne od języka propagandy a tak autor opisuje wydarzenia 1920 roku:

„Wiosną [w maju] 1920 r. nasz oddział skierowano na Front Zachodni do Nowozybkowa. Pierwsze odjechały pociągami „okręty” wraz z obsługą i wyposażeniem technicznym.
Po tygodniu, my - lotnicy. Zabraliśmy ze sobą - ziemniaki, jaja, olej roślinny i mąkę – wiadomo, że w podróży jeść się chce a kupić prowiant ciężko. I nie pomyliliśmy się. Dworcowe bufety były puste a na perony nikt niczego nie wnosił.

Pod Moskwą, w bufecie stacji w Aleksandrowsku z trudem udało się kupić kotlety z koniny -kosztowały 60 tyś. kierieńskich rubli za sztukę a z psiego mięsa – 80 tys. rubli. Zjedliśmy je z apetytem! Podróżowaliśmy w wagonie towarowym po drodze zabierając głodne, „bezprizorne” dzieci i karmiąc je.

W Nowozybkowie w swoim pierwszym locie na „Muromcu” tak się skompromitowałem, że nawet teraz, po latach, nie chcę o tym wspominać.

Dwa dni przed tym niefortunnym lotem dowódca oddziału Spieranski wyjechał do Mohylewa dokąd i my mieliśmy przelecieć. Poinformował, że w pobliżu lotniska w Mohylewie zapalone zostaną trzy ogniska.
Do wylotu „okręty” przygotowaliśmy dopiero pod wieczór, lecz mimo późnej pory postanowiliśmy lecieć. Startować miałem ostatni.
Mechanikiem był u mnie Leonid Fridrikow, pomocnikiem – Kuźmin a obserwatorem Duk Lilienfeld.

Silniki już pracowały jak przybiegli spóźnieni Kuźmin i Lilienfeld. Nie tracąc chwili wystartowałem, i po dwóch kręgach położyłem się na kurs wcześniej wytyczony przez mojego szturmana. Busola na „Muromcu” zamocowana była za fotelem pilota.

Od czasu do czasu trącałem stojącego z prawej strony Kuźmina by przypominał Dukowi o kontrolowaniu kursu. Kuźmin machał ręką – w porządku, leć na wprost !
Minęła godzina lotu, druga, zaczęło się ściemniać, wyszedł księżyc. Lecimy wzdłuż torów kolejowych. Spoglądam na mapę – wszystko w porządku, niedługo powinien być Mohylew.
Wreszcie ujrzałem światła miasta a przed nim pole i trzy palące się ogniska. Nooo, dzięki Bogu dolecieliśmy !

Schodzę do lądowania i w ciemnościach toczymy się po polu pełnym dziur. Serce mi zamarło, już, już czekam na charakterystyczny trzask a tu cisza ! „Okręt” stanął.
Wyłażę z samolotu i klnę na czym świat stoi, obwiniając Spieranskiego, że wybrał takie a nie inne lotnisko.
Ale jesteśmy w dobrym nastroju – wszystko dobrze się skończyło !
Zaskoczony jestem, że nie widać innych „Muromców” i że nikt nas nie wita.

Pierwsza jak zwykle to bywa, zjawiła się dzieciarnia
- Wujaszki! A wy skąd ?
- To Mohylew ? – spytałem będąc nie bardzo pewny.
Wytrzeszczają oczy, patrzą na siebie.
- Powiedzcie dzieciaki co to za miasto ?
Odpowiadają chórem :
- Briańsk, wujku !
- Co, żarty was się trzymają ? Przecież to miasto - to Mohylew !
- Nie wujku, to Briańsk, nie Mohylew…!

Nagle Kuźmin rzuca się do Duka:
- Ach ty, łajdaku, pijaku jeden! Dokąd nas zawiozłeś ?!
Zobaczyłem, że szturman ledwo trzyma się na nogach a i Kuźmin też „ma wypite” !
Okazało się, że obaj sporo wypili przed lotem. Duk spał przez prawie cały lot. Gdy pytałem Kuźmina czy prawidłowo lecimy ten targał Duka, on trzeźwiał na moment i nie patrząc na busolę przytakiwał głową, machał ręką krzycząc – Naprzód ! Na wprost !

„Bojcy” poligonu artyleryjskiego na którym lądowaliśmy serdecznie nas powitali i rankiem następnego dnia pomogli ustawić samolot na najlepsze miejsce do startu. Nawiasem mówiąc, kiedy przeszedłem po śladach lądowania, stwierdziłem, że tylko cud uchronił nas od rozbicia „okrętu” – to ręka opatrzności kierowała nami omijając leje po pociskach !!

W magazynach poligonu ku mojej wielkiej radości były dwie beczki czystej benzyny i sam dowódca nam je ofiarował.

Wykreśliłem kurs na Mohylew i szczęśliwie wystartowaliśmy. Wykonałem duży krąg, by za radą Fridrikowa sprawdzić prawy skrajny silnik, który w trakcie lotu do Briańska pracował nieprawidłowo.
Minęło 10, może 12 minut lotu gdy w silniku coś zastukało, zadymił i musiałem go wyłączyć. Usiedliśmy na równym polu blisko wsi Siniezierka – 15 km od Briańska.
Fridrikow obejrzał silnik i usłyszałem - „tłoki i zawory diabli wzięli, trzeba je wymienić”.
Nadałem telegram do Mohylewa i wysłałem Duka z meldunkiem do Spieranskiego.

Zakwaterowaliśmy w domu byłego sklepikarza, człowieka nietowarzyskiego, o którym nic dobrego nie można było powiedzieć. Ale jego dwie córki były tak podekscytowane naszą wizytą i tak życzliwie się do nas odnosiły, że tylko dzięki nim nie umarliśmy z głodu !
Miłe te dziewuszki w tajemnicy przed ojcem podkarmiały nas i gdyby nie one to z braku sił do Mohylewa nie dolecielibyśmy nawet w 10 dni !

Z Mohylewa przerzucono nas do Biełynicza. Z jedzeniem było bardzo źle. Zupy gotowaliśmy z lebiody - były jeszcze tylko suszone śledzie. Trzeba było zaciskać pasa!

Razu pewnego Duk, „nasz” kwatermistrz przybiegł z radosną nowiną, że od wiejskich dzieciaków dowiedział się, że w rzece są duże ryby – nawet sumy! Pytani o ryby chłopi milczeli, tak jak byśmy mogli wyłowić z rzeki wszystko co tam żyje !
- Bracia moi ! – krzyczał Duk – A jaką znalazłem zatokę ! Straszna głębina, brzeg stromy i wszędzie muł… w sam raz dla sumów ! No, teraz to pojemy… !
- A jak te twoje sumy złowić, a… ? Gołymi rękami chwytać ?
- A bomby ?! – tryumfująco oznajmił Diuk i spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.
- A co, a od czego mamy bomby ?! – powtórzył.

Tak… to kusiło. W miejsce zapalnika wkręci się świecę zapłonową do niej kabel w bezpiecznym miejscu na brzegu magneto i…

Gdy wszystko było już gotowe nasz dzielny kwatermistrz poprowadził nas nad zatokę. Magneto ukryte zostało za dużymi głazami rozrzuconymi wzdłuż brzegu - pozostał tam tylko motorzysta Andros. Po sygnale Duka miał zakręcić…

Duk ostrożnie załadował bombę na łódkę i odpłynął na środek zatoki. Powoli, bardzo wolno opuścił bombę na dno trzymając zasilający kabel. Gdy skończył – szybko powiosłował do brzegu. Ukryliśmy się za głazami i wydawało się, że wszystko będzie dobrze… a tu raptem, pośrodku zatoki, z głuchym hukiem wyrósł ogromny słup wody. Opadając lśnił wszystkimi kolorami tęczy…

Nasz dryblas, niezgrabny Duk wyleciał razem z łódką w powietrze, a potem wypadł z niej i z wysokości 5 – 6 m runął w dół, zniknął pod wodą ale ku naszej radości wnet wynurzył się i kraulem podpłynął do brzegu.
Prawie nie udusiliśmy naszego gieroja w objęciach. Okazało się, że Andros siedzący za głazami nie widział co dzieje się na wodzie i za wcześnie zakręcił magnetem.
Cała powierzchnia wody pokryta była srebrnym płaszczem mieniących się w słońcu ogłuszonych ryb.

I tak żyliśmy do czasu kiedy Rada Pracy i Obrony RFSRR nie podjęła uchwały, która dotarła do nas:
„Personel dywizjonu powietrznych okrętów „Ilja Muromiec” który faktycznie wykonuje loty i powietrzne zadania, powinien być żywiony zgodnie z normami i procedurami określonymi w rozporządzeniu RWSR z 1920 r. Nr. 1765 a pozostali członkowie tego dywizjonu na froncie – wg norm frontowych a na tyłach – wg tyłowych.
Przewodniczący Rady Pracy i Obrony, W. Uljanow (Lenin). "

Po tym, nasza sytuacja żywnościowa się poprawiła.

Na rozkaz dowódcy dywizjonu Lilienfelda wykluczono z latania i odesłano do Sarapola.
Kuźmina z wielkim trudem wybroniłem – był to odważny człowiek, wspaniały strzelec, jak nikt umiał „na oko” zrzucać bomby i dbał o nasz „okręt”.

Co mogę powiedzieć o sobie ?
Muszę przyznać, że mimo surowej lekcji jaką odebrałem w Briańsku, niestety nie wyciągnąłem z niej odpowiednich wniosków; w przyszłości zdarzyły mi się przypadki, za które musiałem odpokutować - za łatwowierność nie popartą rozwagą…

Działalność bojową rozpoczęliśmy w Biełyniczu. Szczególnie zapamiętany został pierwszy nalot na Bobrujsk.
Bobrujsk był ważnym punktem oporu i „białopolacy” ciężko walczyli ze wszystkich sił by go utrzymać.
Na bombardowanie wyznaczono dwa „okręty” – Szkudowa i mój. Według dostępnych danych wywiadu w pobliżu miasta była baza i lotnisko nieprzyjacielskich myśliwców – 12 samolotów. W związku z powyższym zaplanowano, że nalot przeprowadzimy w osłonie naszych samolotów. Cztery, zaraz po starcie, z powodu złej pogody zawróciły na lotnisko.


IM - „3 – trzeci” Nr. 283 „krasnowojenleta” F. G. Szkudowa, 1920 r.

Zostaliśmy sami.

W skład mojej załogi wchodzili: pom.[pil.] Kuźmin, mechanik Fridrikow, szturman [nawig.] Spieranski. Leciał z nami Naczelnik Wydziału Politycznego 15. Armii (nazwiska nie pamiętam)[A. Pikiel].
Podczas lotu do Bobrujska pogoda się poprawiła i udało mi się wznieść na 800 m.
Wyżej mój „okręt” obładowany bombami (zabraliśmy na burtę ok. 20 pudów [320 kg]) nie chciał wzlecieć.

Załoga Szkudowa nie doleciała do celu. Musieli lądować przymusowo z powodu awarii - wpierw jednego, potem drugiego silnika. Szkudow przyziemił swoją ciężką maszynę na przypadkowej leśnej polanie…

Atak tym samym miała wykonać tylko jedna załoga. Moja.

Na rogatkach miasta artyleria przeciwnika rozpoczęła intensywny ostrzał lecz wkrótce, nie wiedzieć czemu, przestała, nie czyniąc nam żadnych szkód.
Trzeba było widzieć z jakim zapałem załoga ”Muromca” zrzucała na wroga śmiercionośny ładunek !

Pracy nie zabrakło dla każdego, pomimo, że bomby były małego kalibru to i tak wszystkie powyrzucać sześcioma rękami, 20 pudów to nie tak łatwo… Nawet naczelnik „politoddieła” pełen emocji zakasał do łokci rękawy „gimnastiorki”…

Zrobiłem trzy kręgi. Nasze bomby eksplodowały na stacji kolejowej ze składami pociągów, trafiły w magazyny, skupiska oddziałów wojskowych i w składy na obrzeżach miasta.

Oczekiwaliśmy ataku nieprzyjacielskich myśliwców, lecz żadnego samolotu nie było – zarówno w powietrzu, jaki i na lotnisku. (Później, w 1920 r. dowiedziałem się od mieszkańców Bobrujska jaka szalona panika ogarnęła polskie wojska gdy pojawił się nasz „okręt”. Oficerowie biegali, krzycząc do żołnierzy by nie otwierali ognia, bo samolot jest opancerzony !)

W drodze powrotnej, 10 km od lotniska, skończyła się benzyna i silniki stanęły. Dookoła same lasy. Wypatrzyłem niewielką polankę ale jak tylko zniżyłem lot zorientowałem się, że to bagno porośnięte trawą.
Wybierać nie było co i „okręt” ugrzązł w bagnie po same powierzchnie skrzydeł ale był cały !

Później - część po części, z wielkim trudem został rozmontowany, wyciągnięty i przewieziony na lotnisko przez ochotników – chłopów z okolicznych wsi.
Po tej „przygodzie” otrzymałem kolejne zadanie – zbombardować stację w Osipowiczach. Objąłem dowództwo „okrętu” w zastępstwie pilota Jeremienki, który niedawno zachorował.


IM – „2 – gi” Nr. 280. W środku – A. K. Tumański, 1920 r.

Zadanie wykonano pomyślnie, tak jak poprzedni nalot na Bobrujsk, tylko, że na kursie powrotnym znów zabrakło paliwa i ponownie musieliśmy lądować awaryjnie, lecz tym razem wszystko odbyło się pomyślnie.

Może się wydawać dziwne i niepojęte, że w obu tych wypadkach zabrakło paliwa i ktoś spyta - „A jak załoga przygotowała do lotu „Muromca” ?
Po pierwsze - należy wziąć pod uwagę, że nasze „okręty” budowane były ze słabych technologicznie materiałów, i znacznie odbiegały od norm konstrukcyjnych, a po drugie – silniki RB (Russo - Bałt) nie dawały w locie pełnej mocy; i w końcu, na oba te cele – Bobrujsk i Osinowicze z powodu ich dużego znaczenia militarnego na rozkaz dowództwa zabrano maksymalną ilość bomb. Ładowaliśmy je kosztem paliwa. Zapas benzyny wyliczony był na minimum lotu i napotkanie przeciwnego wiatru skutkowało przymusowym lądowaniem.

Nasz oddział przeniesiono do Sławnoje. Tam spotkaliśmy się z naszymi AO [Awiationnyj Otriad]. „Muromce” otrzymały kolejne zadanie - nalot na Mińsk ze specjalnym uwzględnieniem węzła kolejowego.
Tuż przed startem dotarła do nas wiadomość, że Mińsk został oswobodzony przez nasze wojska. Nalot odwołano.

Dostałem więc rozkaz by zamiast bomb dostarczyć na lotnisko w Mińsku olej silnikowy dla myśliwców.
Po starcie wlecieliśmy w silną burzę i zmuszony byłem lądować w Żodynie. Przez cały dzień i noc padał deszcz.

Następnego dnia pogoda się poprawiła. Słońce świeciło i było ciepło.
Pole na którym wylądowałem było duże i równe. Na jego skraju droga z niewielkim pagórkiem a za nią znów płaski teren. Postanowiliśmy jak najszybciej wracać do Mińska.
Zapuściliśmy silniki i po sprawdzeniu jak pracują, zacząłem kołować na start. Grunt był twardą glebą nierozmiękłą od deszczu i bardzo się zdziwiłem dlaczego „okręt” tak wolno nabiera szybkości.

Na wyłączenie silników było już za późno. Postanowiłem poderwać go w powietrze przed samą drogą. Próba była nieudana.
„Okręt” uderzył kołami podwozia o nasyp drogi wysokości około pół metra i wzniósł się w powietrze a na ziemi zostało podwozie. Śmigło prawego środkowego silnika rozleciało się. Maszyną strasznie zatrzęsło, wyłączyłem silniki i … spadliśmy na ziemię.

Przeszklony nos rozleciał się od uderzenia. Ja i Fridrikow wylecieliśmy z kabiny do przodu jak korki od szampana. Załoga była cała, lecz bańki popękały i kadłub samolotu zamienił się w wannę wypełnioną olejem.
Wyglądaliśmy strasznie i żałośnie. Pociągiem dojechałem do Mińska i udałem się do dowódcy dywizjonu.

Nie mogłem nie uznać siebie winnym za ten wypadek. Powinienem wziąć pod uwagę to, że nasz „okręt” namókł od deszczu, stał się ciężki i nie wolno było mi nim lecieć.

Po tym wypadku dostałem nowy „okręt”[IM typ G-3 Nr. 280] – z kabiną tylnego strzelca. Samolot był szybszy od poprzednich – rozwijał prędkość do 130 km/godz. a „pulemiot” w ogonie miał sferyczny ostrzał.
W skład mojej załogi weszli: mech. Fridrikow, pomocnik Kuźmin, nawigator Rodziewicz – były szturman z floty oraz strzelec Michajłowski”.



„Naprzód – zorzy na spotkanie”

Post zmieniony (15-12-14 16:49)

 
15-12-14 17:03  Odp: Powietrzne boje "Muromców"
Borowy 



Na Forum:
Relacje z galerią - 13
Galerie - 3


 - 2

Witam. I kolejna ciekawa opowieść przeczytana z wielką przyjemnością.

--


Wykonane:
ORP Błyskawica , ORP Piorun , Torpedowce Kit i Bezszumnyj , Torpedowiec A-56 , Torpedowiec ORP Kujawiak , ORP Burza - stan na 1943 r , Pz.Kpfw. III Ausf J , T-34 , IS-2, Komuna Paryska , Sherman M4A3 , Star 25 - samochód pożarniczy , Zlin 50L/LS , Gaz AA , PzKpfw. VI Tiger I Ausf. H1, Krupp Protze OSP,

W budowie:


Pozdrowienia z krainy podziemnej pomarańczy !

 
18-12-14 13:16  Odp: Powietrzne boje
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

„Muromce” w RKWWF
(Rabocze-Kriestianskom Wojenno-Wozdusznom Fłotie)

Front Południowy – 1919 r. W walce z wojskami Denikina.


Gen. lejtn. Anton I. Denikin – dca Armii Ochotniczej, wódz naczelny Sił Zbrojnych Południa Rosji

Po zajęciu przez wojska niemieckie terenów Ukrainy EWK bazująca do tego czasu w Winnicy przestała praktycznie istnieć.
Część personelu eskadry popierająca bolszewików bez powodzenia starała się ewakuować resztki eskadry.

Na początku 1918 r. oficerowie z EWK, którzy przeszli na stronę „czerwonych” dotarli do Piotrogrodu. Dzięki staraniom jednego z nich - Aleksieja W. Pankratiewa sprawa odtworzenia ciężkiego lotnictwa wojskowego znalazła pozytywny odzew w Głównym Zarządzie Lotnictwa i Aeronautyki Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej.

22 marca 1918 r. Sownarkom (Sowiet Narodnych Komissarow po Wojennym i Morskom Diełam - Rada Komisarzy Ludowych ds. Armii Czerwonej i Marynarki Wojennej) wydała dekret o organizacji Siewiernoj Gruppy Wozdusznych Korabliej (SGWK) – Północnej Grupy Okrętów Powietrznych.

Grupa ta miała składać się z trzech oddziałów lotniczych. Dowódcą został wspomniany „czerwony lotnik wojenny” Pankratiew, a po nim, gdy skierowano go do nadzoru nad produkcją „Muromców”– I. S. Baszko.

W RBWZ produkcję „Muromców” wstrzymano. W oddziałach fabrycznych było tylko kilka niewykończonych „okrętów”. Pankratiew doprowadził do zakończenia ich montażu – w sumie pięciu samolotów.

W lipcu zmieniono nazwę Grupy z SGWK na GWK – Gruppa Wozdusznych Korablej (Grupa Powietrznych Okrętów).
Bazą GWK miał być Kazań, jednak gdy zajęli go „biali” oddział skierowano do Niżnego Nowogrodu.
Całe wyposażenie GWK wraz z rozmontowanymi „okrętami” dowieziono pociągami i przywrócono „starą” nazwę – „Eskadra Powietrznych Okrętów” (EWK).
Dowódcą EWK został Iosip S. Baszko.

W listopadzie 1918 r. EWK przebazowano do Lipecka i ponownie zmieniono nazwę z EWK na - Grupa Lotnicza. W składzie miała zaledwie trzy „bojkorablie” jak je teraz określano.
W dowództwie Grupy spierano się o koncepcję ich użycia, brak było kadry pilotów. Oficerom z EWK, którzy przeszli na stronę „czerwonych”, obawiając się ich lojalności na każdy lot przydzielano komisarzy politycznych. Brakowało części zamiennych i zapasów materiałowych. Panował ogólny bałagan i chaos.

Na Froncie Południowym trwały walki z wojskami „białych”. Sytuacja była niekorzystna dla bolszewików i zadecydowano by pomimo wszystkich trudności „okręty” jak najszybciej znalazły się na froncie.
Grupę Lotniczą skierowano więc do Sarapola. I znów nazwa uległa zmianie – powstał „Dywizjon Powietrznych Okrętów” (DWK).
Personel dywizjonu składał się z czołowych specjalistów RBWZ i byłych członków eskadry „Muromców”.

Zadaniem DWK było przygotowanie „okrętów” dla walki na froncie. Do czasu kiedy trwały prace montażowe, na lotnisku skompletowano trzy „lekkie” samoloty - dwa S – 16 i jeden S – 12. Prowadzono intensywne szkolenie.


Sikorski S – 16 i S - 12

Tak wspomina szkolenie „czerwony lotnik” dywizjonu A. Tumański:

„Dowódca dywizjonu polecił bym je oblatał. Wpierw wystartowałem na S-12. Samolot mi się nie podobał – może dla tego, że bardziej przywykłem do Nieuportów.
Miał mały zapas mocy silnika, trudno się go pilotowało i był mało stateczny.

Później zacząłem oblatywać samolot S-16. Od razu po starcie poczułem, że maszyna silnie ciągnie w lewo i przepada. Im większa szybkość, tym bardziej. Nie byłem w stanie utrzymać maszynę w płaszczyźnie poziomej i postanowiłem niezwłocznie lądować.

Na wysokości 200 m próbowałem skręcić w prawo ale moje wysiłki spełzły na niczym. Zacząłem więc skręcać w lewo. Samolot zaraz po zwrocie przechylił się na skrzydło i zwalił pod kątem prawie 90 stopni. Ziemia przybliżała się z zatrważającą prędkością.
Musiałem wyłączyć silnik, wziąć drążek do siebie i gdy nie miałem wątpliwości, że to już koniec, w głowie mi błysnęło: „Ech, blin już nie zjem!” – a miało to miejsce w karnawale…

Często jest tak, że gdy wszystkie niezbędne środki podjęte dla ratowania zawiodą, a śmierć bliska i nieunikniona, człowieka ogarnia poczucie obojętności. To właśnie w tym momencie w głowie pojawiło się wspomnienie o blinach…
Samolot wbił się w śnieg. Uderzyłem silnie piersią o drążek, ale byłem żywy. Przybiegli towarzysze…

Upadłem szczęśliwie – a to może zdarzyć się tylko raz w życiu.
Samolot wbił się silnikiem w głęboką zasypaną śniegiem jamę, z której wcześniej wybierano glinę. Skrzydła łamiąc się o brzeg wykopu zamortyzowały uderzenie.
Skończyło się na niewielkich obrażeniach.
Oczywiście była to moja wina.

Należało sprawdzić wyregulowanie całego samolotu - choćby dlatego, że S-16 był po raz pierwszy w naszym dywizjonie. Nie zrobiłem tego, wierząc, że nikt nie dopuści nieprzygotowanego samolotu do lotu bez uprzedniego sprawdzenia i regulacji silnika.
Ale jak mówią - „szczęście w nieszczęściu”.

Lekcja ta nie poszła na marne.

Kolejny lot na S-16 przebiegał normalnie, bez żadnych incydentów. Nawet spodobał mi się, ze względu na stabilność lotu, był czuły na stery i łatwy w pilotowaniu.”

Przed skierowaniem na front, loty szkoleniowe na „Muromcach” odbywali wyznaczeni dowódcy „okrętów” - A. K. Jeremienko, F. G. Szkudow i A. K. Tumański.

„Trenował nas stary doświadczony lotnik – Aleksiej Wasilewicz Pankratiew. „Muromiec” sprawiał doskonałe wrażenie. Przyjemnie było siedzieć w miękkim, wygodnym fotelu na przedzie oszklonej kabiny i mieć doskonałą widoczność. Kabina chroniła pilota od strug powietrza. Ponadto przed dowódcą był przyrząd wskazujący prędkość samolotu w powietrzu !

Dla naszych „braci frontowców” [pilotów „lekkich” samolotów] nie znających innych przyrządów z wyjątkiem obrotomierza i wskaźnika ciśnienia oleju, prędkościomierz był cudem, który pozwalał pilotować samolot w złą pogodę i przy złej widoczności ziemi, wlatywać na krótkie chwile w chmury, przelatywać je…

Uzbrojenie „okrętu” składało się z 5-6 „pulemiotów”. Ekscytujące było to, że po raz pierwszy spotkałem się z tym, że nie tylko od pilota ale również mechanika i od doświadczenia całej załogi, wspólnego działania zależy lot, start i i lądowanie.
Pilotowanie „okrętu” było pracą małego kolektywu 4 – 6 ludzi.

Aleksiej W. Pankratiew wykonał ze mną jeden zaznajamiający lot i dał dwa razy samemu pilotować. Gdy po raz pierwszy samodzielnie wystartowałem byłem dumny i szczęśliwy gdy przekonałem się jak posłuszny jest mojej ręki ten czteromotorowy gigant.

Od tej pory całym sercem pokochałem „ciężką” awiację.”

W DWK znajdowały się 3 „Muromce”, czwarty dostarczony w maju (zmontowany bez silników jeszcze w 1917 r. typu D-3) miał być zmontowany w Lipecku - nie został wykończony (kadłub spalił się w czerwcu 1921 r. w pożarze w magazynu w Sarapol).
W RBWZ zmontowano 13 sztuk - typu G-1 (4 silniki RBZ-6, trzy stery kierunku) i typu G-3 (2 silniki Renault i dwa RBZ-6 , dwa stery kierunku i tylne stanowisko strzeleckie).
Samoloty te sukcesywnie dostarczano do DWK od maja do grudnia 1919 r. gdzie w ciężkich warunkach polowych montowano je, borykając się z brakiem wykwalifikowanych mechaników, deficytem materiałów i narzędzi.

Chrzest bojowy „Muromce” przeszły na Południowym Froncie.

DWK otrzymał ze sztabu 36 dyw. strzeleckiej rozkaz zniszczenia pociągu pancernego „białych” i torów kolejowych w rejonie stacji Polianka.


Pociągi pancerne : „Jedinnaja Rossija”, "Oficer" i "Ioann Kalita"

8 sierpnia 1920 r. o 7.20 rano wystartował „1 – wszy”. Załadowano 20 bomb, 1 pud (16 kg) „literatury” (ulotki propagandowe) i 1 „pulemiot” z 10 magazynkami.

Z raportu „komandira” „1 –szego”: Aleksandra W. Nanosowa:

„… pociąg pancerny przeciwnika został zauważony jak jechał ze stacji Polianka do Poworina. Zawróciłem i poszedłem na spotkanie wzdłuż linii Poworino - Polianka i zacząłem bombardować tory. „Okręt” w tym czasie był ostrzeliwany z pociągu. Kilka razy trafiono w tory (nie mniej niż dwa razy). Po zrzuceniu bomb zawróciłem w prawo a obserwator Spieranski otworzył ogień z „pulemiotu” do pociągu. Dalej nasza trasa była taka: Polianka - chutor Mochowy - Nowochopersk i przymusowe lądowanie w rejonie między Makariewskimi osadami a Rogozinem z powodu braku paliwa. Jako ochrona „okrętu” leciał z nami lotnik Klim”.

Załoga czekała dwa dni na paliwo i słyszała odgłosy artylerii . Wieczorem 10 sierpnia „okrętowi” udało się przelecieć do Żerdewki. Dwie godziny po starcie, rejon ten zajęty został przez „białą” konnicę. Były to przednie oddziały 4 Dońskiego Korpusu Kawalerii kozackiej gen.-lejt. K. K. Mamontowa, który 10 sierpnia rozpoczął rajd na tyły „czerwonych” na Froncie Południowym.

Kawaleria „białych kozaków” w sile 6-7 tyś. szabel przerwała front w rejonie Nowochoperska na styku 8 i 9 armii bolszewickiej. W czasie 40 dni posuwania się zajęła: Tambow, Lebiedin, Jelec, Griazno, Woroneż, wszędzie wywołując panikę bolszewików.

DWK w Lipiecku zagrożona została zajęciem przez „białych”. Zarządzono ewakuację. 21 sierpnia dwa eszelony ze sprzętem wyjechały do Bielewa a potem, przez Moskwę przybyły do Sarapola, który od września stał się jego bazą aż do czasu rozformowania.

22 sierpnia 1919 r. ze składu DWK wydzielono dwa „okręty” („1-wszy” Nr. 276 i „11 –sty” Nr. 275), które po przelocie do Bolewa weszły w skład sformowanego oddziału - AGON (Awiacionnaja Gruppa Osobnowo Naznaczenia – Lotniczy Oddział Specjalnego Przeznaczenia).

Prócz „okrętów” w jej skład sukcesywnie włączano eskadry myśliwskie : 1 "Sowieckij" IAO, 3 IAO, 13 "Kazanowskij" IAO i rozpoznawcze: 41 RAO i 51 RAO. Personel i instruktorzy byli z Moskiewskiej Szkoły Lotniczej (M.A.SZ.).
Eskadry na wyposażeniu miały ok. 30 samolotów różnych typów – Nieuport 17, Vickers FB.19, Sopwith 1 ½ „Strutter”, Farman – 30 (zwany „Aliosza”), Voisin LAS („Wuapołt”).


Nieuporty 17C1, ostatnie dwa – R.A.F. BE2C


Vickers FB 19 i Sopwith 1 ½ „Strutter”


Farman F – 20 („Aliosza”, „Farsal”, "Fatri") i Voisin LAS („Wuapołt”)

AGON dowodzony przez Konstantina W. Akaszjewa miał zwalczać konnicę „białych” generałów: Mamontowa i A. G. Szkury - dcy 3 Kubańskiego Korpusu Kawalerii. Korpusy działały w ramach kontrrewolucyjnych armii generałów Krasnowa i Denikina.


"Biali" generałowie: gen. lejtn. Konstantin K. Mamontow i gen. por. Andriej G. Szkuro

„1-wszy” nie wypełnił żadnego zadania i 5 września przeleciał do Orła.

„ 11 –sty” kranowojenleta Władimmira A. Romanowa (byłego oficera EWK) na początku września wyleciał w celu rozpoznania i bombardowania rejonu miasta Jelec zajętego przez „białych”. Z powodu niesprawnej busoli nie odnaleziono celu i lądował w Radomce pod Orłem.

Kolejnym zadaniem było bombardowanie rejonu Osadczino i rozpoznanie obszarów na których działała kawaleria Mamontowa, niepohamowanie zbliżająca się już do Woroneża.
W działaniach bojowych uczestniczył tylko jeden „bojkorabl” - „11-sty”. Silna burza połamała skrzydło „1-wszego”.
We wrześniu „11-sty” wykonał kilka lotów bombardując i rozpoznając ruchy wojsk „białych”.

19 września 1919 r. w locie, w którym jako obserwator brał udział dca AGON –u bombardował tabory kawalerii.

Atakowano rozciągnięte na prawie 8 km oddziały gen. Mamontowa (2 tyś. szabel), które szły na spotkanie 3 Kubańskiego Korpusu gen. Szkura.
Na kawalerię zrzucono 18 bomb o wadze 9 pudów (144 kg) i 0,5 puda ( 8 kg) „literatury”, wystrzelono 7 magazynków z dwóch Lewisów. W trakcie lotu wykryto duże grupy wojsk i taborów korpusu gen. Szkuro idącego na pomoc Mamontowi.

„Wojenlet” A.K. Pietrenko szturman „11-tego” wspomina:

„… bomby, agitki zrzucone. Romanow skierował samolot na kurs powrotny lecz na ziemi nieoczekiwanie pokazały się kolumny kawalerii. Mieliśmy jeszcze niewykorzystane cztery bomby, i dla nich je przeznaczyliśmy.
A potem wydarzyło się coś, co spowodowało by poważnie się zastanowić nad taktyką bombardowania ruchomych oddziałów przeciwnika…
Lecimy w ślad za kolumną i już ją doganiamy, kiedy, ku mojemu zdziwieniu widzę, że kawaleria nie ma zamiaru się rozproszyć jak dotąd zawsze było podczas nalotów.
Kolumna zawraca i galopem pędzi na spotkanie nadlatującego samolotu. Nie zdążyliśmy zrzucić nawet jednej bomby jak przemknęła pod nami.

Romanow wykonał wielki krąg, wróciliśmy na poprzedni kurs i ponownie dolecieliśmy do kolumny. Białogwardziści powtórzyli manewr, ale dwie nasze bomby spadły na tyły kolumny.
I znów zawracając nadlecieliśmy na małej wysokości, prawie, że na poziomie ich głów ostrzeliwując kawalerzystów z „pulemiota.”

21 września „Muromiec” po raz trzeci wyleciał z zadaniem: „ wykryć przeciwnika, zbombardować i ostrzelać”.
Na oddziały, tabory i konne patrole zrzucono 18 bomb o wadze 10 pudów (160 kg), 0,5 puda „literatury” i wstrzelono 3 magazynki.

Z końcem września Ochotnicza Armia gen. Denikina ponownie przerwała Front Południowy, zajęła Kursk i zmierzała do Orła z zamiarem zajęcia Moskwy.

„11-ty” „wojenleta” Romanowa zrzucił na przeciwnika łącznie 29 pudów (464 kg) bomb, 1,5 puda (24 kg) „literatury” i wystrzelał 10 magazynków – a on sam został nagrodzony dodatkową kwota pieniężną w wysokości miesięcznego żołdu.

2 października 1919 r. „Muromce” wycofano z frontu w rejon Sarapolu.



Post zmieniony (18-12-14 13:41)

 
20-12-14 15:03  Odp: Powietrzne boje
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Front Południowo – Zachodni 1920 r. W walce z Wranglem (cz.1)


Gen.por. Piotr N. Wrangel

W sierpniu 1920 r. „1 – oddział bojowy” DWK dowodzony przez „czerwonego obserwatora” A. N. Spieranskiego otrzymał rozkaz przebazowania na Front Południowy.

Z końcem miesiąca do stacji Sinielikowo (Ukraina) przybył eszelon z dwoma „okrętami” (nr. 280 i Nr. 283) w miejsce postoju sztabu 13. Armii. W działaniach operacyjnych został bezpośrednio włączony do dyspozycji dowódcy lotnictwa armii - W. I. Korowina.

Oddział wszedł w skład Centralnej Grupy Lotniczej (ACG) bazującej pod Aleksandrowskiem (Zaporoże). Grupa operowała w Północnej Tawrii (na północ od Krymu) - wzdłuż linii kolejowej Aleksandrowsk - Melitopol.
Dowodził - Iwan U. Pawłow.

Oddział bojowy posiadał dwa „okręty” – „1-szy” Fiodora G. Szkudowa i „2 –gi” Aleksandra K. Tumańskiego. Na początku września 1920 r. „okręty”przeleciały na lotnisko w okolice Woźniesieńska. Dokonywały bombardowań miejscowości rejonu gdzie znajdowały się oddziały wojsk gen. por. barona Piotra N. Wrangla - „drozdowcy” i „markowcy” (gen. Michaiła G. Drozdowskiego i gen. lejtn. Siergieja L. Markowa). Eskortę zapewniały „lekkie” samoloty z ACG Pawłowa.

"Biali" generałowie

Gen. M. G. Drozdowski, Gen. S. L. Markow, Gen. A.W. Turkuł

Wrzesień był bardzo „pracowity” dla „czerwonych okrętów”.

2 września 1920 r.

„1-szy bojkorabl" Szkudowa otrzymał zadanie zbombardowania miasta Priszyb i rozpoznania obszaru: Priszyb – Michajłówka – Fridrichsfeld – Muntal.
„Okręt” z pułapu 1200 m zrzucił bomby na Priszyb gdzie kwaterował sztab „białej” armii gen. M. G. Drozdowa.

Dca jednej z dywizji tej armii - gen. mjr. Anton W. Turkuł w swoich wspomnieniach tak opisał ten nalot:

„Zdarzyło się to pięknego letniego poranka na stacji Priszyb gdzie mieścił się sztab dywizji. Zjawił się ordynans i zameldował:
- Wasza wysokość! Aeroplan leci.
Wyszedłem na taras. „Palma” [pies] oczywiście ze mną. Wysoko nad nami huczała silnie maszyna. Poleciłem rozłożyć kod – znaki rozpoznawcze.

Raptem… grzmot straszny, zatrzęsła się ziemia ! Drugi… trzeci wybuch !

Aeroplan zrzucił na nas 6 pudowe [96 kg] bomby. Po raz pierwszy nad naszym frontem pojawił się sowiecki „Ilja Muromiec” przezwany później przez strzelców „Iljuszką”. Duży aeroplan rzucał cień na ziemię i po chwili odleciał. Blisko sztabu odłamki raniły dowódcę brygady artylerii gen. Polznikowa, pięciu oficerów i żołnierzy oraz „Palmę”. Rany były dla niej śmiertelne…”

W czasie nalotu szturman „okrętu” I. I. Gorszkow raniony został w głowę odłamkiem własnej bomby.
Zwykle „Murowce” bombardowały z pułapu 2000-2500 m.

8 września 1920 r.

Tego dnia wystartował „2-gi”. Rozkaz brzmiał: „wcześnie rano, lecieć na bombardowanie stacji Dianko, w drodze powrotnej zbombardować wrogie lotnisko we Fiedorowce”.

Tak wspomina ten lot „czerwony lotnik wojenny”, dowódca „Muromca” Tumański:

„Pawłow przyszedł na lotnisko, aby nas zobaczyć. Zauważyłem, że jest bardzo zaniepokojony.
- A może, odłożyć lot? - powiedział, spoglądając w niebo. Niskie chmury zapowiadały deszcz, mgła pełzała po ziemi.
- Poczekaj na pogodę.
- Nie, Iwanie Ulianowiczu nie można. Polecę, nic się nie stanie.

Było oczywiste, że myśliwce wydzielone do osłony naszego „Muromca” w takich warunkach pogodowych nie wystartują.

- Nie bratku! Samego nie puszczę ! Sam polecę a ciebie nie puszczę !

Pawłow już miał rozkazać by przygotowano dla niego samolot.

- Iwanie Ulianowiczu ! Proszę was, nie róbcie tego, nie trzeba. Nie chcę się o was martwić bardziej niż o siebie samego. Przecież dobrze wiecie, że przed lotem nie można się denerwować. Zobaczycie, wszystko będzie w porządku, czekajcie na nas !

- No, dobrze – powiedział po namyśle.
– Leć do cholery! Niech cię diabli wezmą ! „Ni pucha ni piera !” ( „bez piór i puchu”– odp. „połamania nóg”)

- Będę czekać.

Lecieliśmy nad samą ziemią na wysokości 30-50 m. Nad Dianko wykonaliśmy polecenie dowódcy. W drodze powrotnej skierowaliśmy się na lotnisko białych. Tak jak przypuszczałem, nikt się tam nas nie spodziewał. W dwóch szybkich nalotach zrzuciliśmy wszystkie przeznaczone dla lotniska ciężkie i lekkie bomby. Zniszczyliśmy 4 ze stojących w rzędzie 6-ciu „Havillandów.”

Jeśli przyjąć do wiadomości, że cała wranglowska awiacja miała z 20 szt. samolotów (poza maszynami różnych typów, których nie wliczam w skład, z powodu ich złego stanu), można powiedzieć, że ta strata okazała się dla „białych” bardzo dotkliwa.

Pawłow dotrzymał obietnicy. Czekał na lotnisku i pierwszy wszystkich mocno uściskał.
Do sztabu armii wysłano raport o naszym locie.
Później pogoda się poprawiła. Wysłane dwa samoloty rozpoznawcze sfotogarafowały wrogie lotnisko. Zdjęcia potwierdziły nasz meldunek”.
Na zdjęciach widoczne były zniszczone 4 samoloty „Havilland” z 4 i 5 AO.


De Havilland DH - 9

W raporcie Tumański pisał:

„…na lotnisko i stojące na starcie 6 aparatów zrzucono 4 pudowe [po 16 kg] i 2 zapalajace bomby. Na lotnisku 2 bomby pudowe spadły w odległości 15 sążni [32 m] od aparatów, a zapalajace upadły z tyłu, w odległości 30 sążni [64 m], zniszczone - 4 aparaty”.

Na lotnisku Fiedorowka bazował 2 AO im. „Dońskiego Atamana Kaledina”. Wcześniej, 29 sierpnia samolot „czerwonego” 9 RAO wykrył na lotnisku 7 samolotów.
3 września samoloty bolszewickie zbombardowały lotnisko, zrzucając 12 bomb o łącznej wadze 7 pudów (112 kg).
Wg informacji wywiadu nalot jednak nie wyrządził szkód - „biali” lotnicy nie zaprzestali działalności.
Fakt zniszczenia 4 samolotów przez „czerwony okręt” Tumańskiego w istotny sposób osłabił więc siłę bojową ich lotnictwa.

Tumański wspomina:

„Za dnia wezwano mnie do sztabu armii do dcy tow. Uborewicza. Kiedy meldowałem mu o wynikach nalotu, dał znak adiutantowi, który wyszedł do drugiego pokoju. Gdy wrócił, położył na stole Order Czerwonego Sztandaru. Tow. Uborewicz wstał i rozkazał wstać wszystkim. Odczytał rozkaz i z pomocą adiutanta przypiął na mojej „ gimniastorce” order, objął mnie… i ucałował.

To co zaszło było dla mnie zupełnie nieoczekiwane. Jak pijany wyszedłem ze sztabu i przez całą drogę od czasu do czasu obmacywałem swój order. Otrzymać taką nagrodę to było więcej niż miłe.”


Order Czerwonego Sztandaru (w latach 1918-1924 na dole był napis: RSFSR)

Tak o moim locie pisała „Izwiestia”:

„Bohaterskie Czyny Czerwonych Lotników”

8 września t.r. samolot czerwonej floty powietrznej typu „Ilia Muromiec” działający na Południowo-Zachodnim Froncie, przeprowadził błyskotliwy lot pod kierownictwem czerwonego wojennego lotnika tow. Tumańskiego z celem zniszczenia samolotów na lotnisku przeciwnika. Nie zwracając uwagi na silny deszcz utrudniający lot, Tumański spowodował duże zniszczenia u przeciwnika, rozbijając bombami lotnisko przeciwnika i zniszczył 4 samoloty z 6-ciu stojących, gotowych by wystartować.
Tow. Tumański za swój wspaniały lot o paraliżujących rezultatach został w tych dniach nagrodzony przez dowodzącego „N” armią Orderem Czerwonego Sztandaru”.

Dużą grupę naszych pilotów odznaczono za walkę Orderami Czerwonego Sztandaru. Z tej okazji w Aleksandrowsku miała odbyć się parada.
Aby wziąć udział w uroczystościach przyleciał do nas świetny pilot myśliwski - Gieorgij S. Sapożnikow [z 1 AO], który walczył z powodzeniem przeciw „białym” w jednej z najlepszych eskadr lotniczych grupy Pawłowa.


„Kraslet” G. S. Sapożnikow

Mało go znałem, ale słyszałem o nim wiele dobrego. Był miłym i sympatycznym człowiekiem. W potrzebie gotów oddać życie za swojego przyjaciela. W bitwach, zawsze okazywał wielką odwagę. Przyznaję, że z podziwem obserwowałem go, jak krążył nad lotniskiem - przywitał nas taką wiązanką niezwykle skomplikowanych i pięknych figur, jakich do tej pory nie widziałem.

Odznaczeni postanowili uczcić to wielkie wydarzenie swojego wojskowego życia.
Nie da się ukryć faktu, że u nas, we frontowych lotniczych oddziałach spirytus dla celów technicznych w wielu przypadkach nie zawsze był użytkowany zgodnie z przeznaczeniem. Tak zdarzyło się tej nocy.

W godzinach porannych, prawie cały personel grupy udał się do miasta na paradę. Sapożnikowa nie budzono – zdecydowano, że musi się wyspać. Obudził się półtorej godziny później a gdy zorientował się, że wszyscy już wyjechali, od razu pobiegł się na lotnisko do swojego samolotu.

Sapożnikow latał na pięknym, zdobycznym „Bekasie” [Spite – w jęz.ros. i pol. Bekas] z mocnym silnikiem 220 KM. Nazwał swój samolot „Nelly”.
Na kadłubie myśliwca wymalował czarnego asa pik a na ogonie – czarną strzałę, gwiazdy na skrzydłach również były czarne.


Sopwith „Spike”- „Nelly”

Rozkazał mechanikowi niezwłocznie uruchomić silnik.

- Polecę na paradę i pokażę chłopakom i „naczalstwu” jak się lata !

Mechanik widząć, że lotnik nie całkiem jest trzeźwy odłączył przewód od magneta, to jest wyłączył zapłon bez czego nie można uruchomić silnik, ale widać Sapożnikow wiedział w czym rzecz.
Wyszarpnął mausera i zagroził mu kulą. Silnik zapracował. Ledwo co oderwał się od ziemi i nie nabrawszy jeszcze prędkości - lotnik poderwał go świecą w górę.
Nawet mocny silnik „Spita” tego nie wytrzymał - samolot stracił prędkość, runął na ziemię i… było po wszystkim.

Gieorgija Sapożnikowa pochowaliśmy następnego dnia na cmentarzu miejskim. Zebrały się tłumy. Byli wojskowi i cała masa mieszkańców Aleksandrowska. Gdy trumnę z ciałem opuszczano do grobu orkiestra wojskowa cicho zaczęła grać stary walc - „Bieriozka”.

Wszyscy drgnęli, patrzyli z niedowierzaniem jeden na drugiego a potem… najwidoczniej zrozumieli. Usłyszałem to tu, to tam, wpierw cichy, potem narastający płacz kobiet przechodzący w głośny szloch. Wielu mężczyzn, ja też, sięgneliśmy chusteczki…

Walc "Bieriozka" zamówił wcześniej u swoich najbliższych przyjaciół on sam”.

Wg innych źródeł Sapożnikow wystartował rankiem 8 sierpnia po „gwałtownie spędzonej nocy” do lotu bojowego wbrew rozkazowi dcy i w trakcie wznoszenia samolot przepadł i runął na ziemię lub też 6 sierpnia podczas lotu pokazowego nad lotniskiem spowodowanym złym stanem technicznym silnika.

Post zmieniony (20-12-14 15:06)

 
21-12-14 19:40  Odp: Powietrzne boje
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Front Południowo – Zachodni 1920 r. (cz.2)

„Maraże” w walce z Wranglem


„Maraża”- arba. Duży wóz ciągniony przez woły lub konie.

14 września 1920 r.

„Czerwona razwiedka” doniosła, że we Fridrichsfeldzie (rejon Symferopola – Krym) tego dnia miała tam odbyć się defilada z udziałem barona Wrangla.
Dla bolszewików - doskonała okazja by uderzyć w samo serce „białych”.
Atak miały przeprowadzić dwa „okręty” w eskorcie kilku „lekkich” samolotów.

Kilka dni wcześniej doszło do pewnego zdarzenia. Oddajmy głos Tumańskiemu :

„Pewnego razu szturman z grupy Pawłowa często odwiedzający nasze „okręty” pół żartem, pół serio zaczął mi przedkładać – wylecieć skoro świt, kiedy nas nie będą oczekiwać i wlecieć nad lotnisko przeciwnika w pobliżu Fiedorowki. Następnie, nie wyłączając silników lądować, podkołować do miejsca postoju samolotów wybiec z „Muromca”, obrzucić samoloty granatami a potem wystartować i bezkarnie odlecieć. Szturman mi się nie podobał - bezczelne oczy, bezwzględna twarz a on sam nieprzyjemny i sprawiał odpychające wrażenie. Jego szalony plan, i to jak mi o tym opowiadał -wskazywało, że chce mnie wybadać i brzmiało to niejednoznacznie.
Natychmiast udałem się do Iwana Pawłowa Ulianowicza i poufnie powiedziałem mu wszystkim, o swoich podejrzeniach. Gdy mnie wysłuchał, udał się do sztabu armii i dowódcy zameldował o naszej rozmowie”.

14 września, tuż przed 12-tą obładowane bombami „czerwone okręty” z trudem wzbiły się w powietrze.

Plastyczny opis nalotu znamy z relacji naocznego świadka - „białego” kapitana N. A. Rajewskiego, oficera jednego z oddziałów wojsk gen. Markowa.

„W przeddzień poinformowano nas, że generał Wrangel przybędzie do Friedrichsfeld. Bolszewicy też się dowiedzieli. „Maraże” [określenie „Muromca” w oddziałach „biaych”] napadły o drugiej, a przegląd wyznaczony był na piątą.

Wybiegam na ulicę. „Nieuporty”- jeden, dwa, trzy. Wysoko. Kryją się w obłokach chmur na niebie. Cwane ważki !

- „Maraża”! Niech pan patrzy panie kapitanie - „Maraża” !
Aaaa… w tym rzecz ! Myśliwce nie są same. Z tyłu, powoli pełznie po niebie jasnożółty ptak. Jest jeszcze daleko.

Patrzę przez lornetkę. Sam. Cztery motory w rzędzie. Czy to ten „Ilja Muromiec” co każdego dnia nadlatuje nad Priszyb, kolonie [folwarki niemieckich osadników], na nasze tyły. Bomby ma duże. Zrzucać potrafią.

Biegnę do naszej armaty (polowa, wz. 1902) i widzę, jak z dachów, balkonów strzelcy „pulemiotów” gorliwie ostrzeliwują.

Gruchot i świst ! Niemki z dziećmi biegną do piwnic.


Rosyjska armata polowa 76,2 mm wz. 1902

Dowódca „markowskiej” brygady artylerii ranny w nogi !
Patrzę, a tu… - wynalazek jakiś ! Ścięto wierzchołek akacji, na pniu na górze osadzony „Maxim”!
Obstrzał ze wszystkich stron.
- Dajcie mu po motorach ! - krzyczy junkier Lubimow.
Salwy z pobliskich zabudowań dworku.
Ogłuchłem!
Piechociarze strzelają do „Nieuportów”. Biegnę przed siebie.

„Maksirowka” [działo] na stanowisku. Wszystko gotowe… Garkin nie odrywa wzroku od lornetki, w ręku sznur spustowy, furażerkę zsunął do tyłu. Klęczy.
- Nastawa – numer 5, numer 6…
Pokrywa skrzyni otwarta - szrapnele, zapalniki przygotowane.
Teraz tylko pokrętłem…
Czujność – najważniejsza jest czujność! Czujnośc!
Cel leci wprost na nas ! Prędkość powyżej 100 wiorst… [ponad 110 km/godz.]
- Ognia !
Wylatuje pomarańczowy jęzor. Uderzenie w uszy. Pocisk leci w niebo, głośny szum. Dymiąca, pusta łuska dźwięczy uderzając o lawetę.
Garkin przylgnął do celownika, łowi „Muromca” w jego kreski. Patrzy w niebo – biały obłok z tyłu „ptaka”. Przeleciał.
- Nastawa, góra - dwanaście! Pokrętło na sto ! Na sto !!! – wrzeszczy.
- Ognia !
Gawriłow chwyta kolejny szrapnel. Szczęka zamek.
Wystrzał !
Poprzez gdakanie „pulemiotów” słyszę jak grzmią motory. Prawe skrzydło skryło się w chmurze wybuchu. Brawo ! Nie doleci ! Aeroplan nie zmienia kursu, leci prosto na Fridrichsfeld.
Jeszcze jeden wystrzał !... i jeszcze jeden… i kolejny!
Biała wata wybuchów, „pulemioty” kołatają - z kolonii strzelają seriami.
Pułkownik Tarasow spogląda w tabelę. Głosem pełnym tryumfu komenderuje:
- Siedem i pół… nastawa siedem i pół….!
- Panie pułkowniku… !
- Czego ?
Garkin macha ręką. Nie ma co więcej strzelać. „Muromiec” poza zasięgiem ognia. Pozostaje tylko patrzeć co dalej będzie robił.
Ech… gdyby tak mieć prawdziwe zenitówki ! Nie ma żadnej w całej armii.
Odbój !

Wszyscy spoglądają w górę nie odrywają wzroku od „Maraży”. Lśnią tafle śmigieł, na skrzydłach czerwone gwiazdy, słychać pomruk. Leci w kierunku kolonii.

Nagle… szum, świst, furkot jakiś ! Prawie nad głowami !

Wybuch !

Nad Fridrichsfeldem czarna kurtyna dymu. Z wolna opada, okrywa akacje i dachy.

Świst… znów świst, wizg…i jeszcze jeden !

Wybuch ! Wybuch! Wybuch !

Połowa kolonii w dymach! Czerwone słupy ognia wzlatują niczym ptaki!
- Pobili piechotę, swołocze !
- Diabelska „Maraża” ! … mać… nogi … powyrywać !

Dzisiaj wszyscy się pomylili.
Normalnie samoloty zjawiały się pojedynczo – a tu wszystkie i myśliwce.
W artylerii strat nie ma. W piechocie bombami zabito i raniono 27 ludzi.
Dywizja rozlokowana wzdłuż drogi na Priszyb. 2500 bagnetów, 500 „szaszek” [szabli], oddziały „pulemiotów” i 7 baterii. „Maraża” miała co atakować…”

„Okręt” Tumańskiego zrzucił w rejonie Fridrichsfeld 37 bomb o łącznej wadze 12 pudów (188 kg), 2 pudy (16 kg) strzałek i 1 pud (16 kg) „literatury” adresowanej zarówno do żołnierzy Wrangla jak i mieszkańców terenów zajętych przez wroga.
Jedna z nich zaczynała się tak:
„Ach, jak wielu na Kubaniu białych jest łajdaków, grasują dranie wszędzie, lgnąc do ludzi prostych i uczciwych …”

Wróćmy do wspomnień Tumańskiego:

„Dzień później wezwano mnie do tow. Pawłowa. Oznajmił, że nawigator, który proponował lot z lądowaniem na lotnisku wroga został aresztowany przez WCzK.
Okazał się szpiegiem i zeznał, że chciał mnie i mojego pomocnika Kuźmina podczas lądowania zabić, a tym samym podarować „białym” nasz „okręt”. Byłem bardzo zadowolony z faktu, że nie popełniłem błędu tak jak kiedyś na Froncie Wschodnim i umiałem rozpoznać nikczemnego wroga”.

16 września 1920 r.

Na rozkaz komandarma 13. Armii Uborewicza z zadaniem zbombardowania stacji Priszyb i zniszczenia stojącego tam pociągu pancernego „białych” wystartowały „okręty” – Szkudowa i Tumańskiego. Wraz z Tumańskim w charakterze obserwatora leciał dca DWK W. M. Remieziuk.

„Szkudow wystartował pierwszy, ja za nim.

Na burcie miałem „naczalnika”. Nasz cel – pociąg pancerny, zauważyłem już z daleka. Wróg miał się na baczności i pociąg natychmiast zaczął kursować tam i z powrotem.
Szkudow nadleciał z prawej a ja, po wykonaniu skrętu w lewo, nadleciałem od tyłu.
Nad celem przeszliśmy na przeciwbieżnych kursach i zasypaliśmy pociąg bombami. Trzeba oddać hołd przeciwnikowi - bronił się wspaniale.
Cały nalot prowadziliśmy z wysokości 800 m i oczywiście dla „białych” byliśmy niezłym celem.

Serce mi drgnęło z radości gdy zauważyłem, że tylna platforma pociągu z działem po trzech nawrotach przewróciła się na bok.

No, „gołubczik” [gołąbeczek] już sobie nie postrzelasz !

Działo z platformy uszkodziło ”okręt” Szkudowa. Mnie została jedna 3 pudowa [48 kg] i kilkanaście bomb 20 funtowych [9 kg]. Zacząłem się szybko zniżać, by przelecieć nad pociągiem jak najniżej i ostatni ładunek zrzucić dokładnie w cel.

Widziałem jak ludzie biegli do zwalonej platformy, spiesząc by ją odczepić i wtedy tuż przy mnie pojawił się szef. Chwycił za sterownicę wskazując na wielką dziurę od pocisku w lewym skrzydle, rozkazując bym natychmiast zawracał.
Przekrzykując grzmot silników zacząłem go przekonywać, że to nic, że już kończymy, ale on nie puszczał sterownicy i ciągle krzyczał – „Wracaj - do domu ! Do domu !”
Trzepnąć go po rękach nie ryzykowałem…

Na ziemi zobaczyłem, że Kuźmin [pom.dcy] jest lekko ranny odłamkami w biodro.
Na dwa, trzy dni nasze „Muromce” wypadły z gry.
Na „okręcie” Szkudowa należało wymienić silnik, u mnie wyremontować uszkodzony dźwigar skrzydła. Nie pamiętam ile przebić naliczyliśmy na „okręcie” Fiodora. Na naszym było ich 208.

Żal tylko, że nie rozliczyliśmy się z przeciwnikiem do końca…”



Post zmieniony (22-12-14 09:02)

 
22-12-14 17:28  Odp: Powietrzne boje "Muromców"
Borowy 



Na Forum:
Relacje z galerią - 13
Galerie - 3


 - 2

Witam. Potrzeba matką wynalazków. To działo ,,przeciwlotnicze" jest extra :) Ale najważniejsze, żeby było skuteczne.

--


Wykonane:
ORP Błyskawica , ORP Piorun , Torpedowce Kit i Bezszumnyj , Torpedowiec A-56 , Torpedowiec ORP Kujawiak , ORP Burza - stan na 1943 r , Pz.Kpfw. III Ausf J , T-34 , IS-2, Komuna Paryska , Sherman M4A3 , Star 25 - samochód pożarniczy , Zlin 50L/LS , Gaz AA , PzKpfw. VI Tiger I Ausf. H1, Krupp Protze OSP,

W budowie:


Pozdrowienia z krainy podziemnej pomarańczy !

 
22-12-14 21:44  Odp: Powietrzne boje
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Powoli zbliżamy się do końca opowieści o "okrętach". Pozostało jeszcze opisać dzieje "Muromców" w hetmanacie Skoropatskiego i "cywilną" ich działalność na linii pocztowo -pasażerskiej: Moskwa - Charków oraz postacie Polaków z nimi związanych.

Front Południowo – Zachodni 1920 r. (cz.3)


„Wrangel jeszcze żywy – dobij go bez litości”


„Trzy lata socjalistycznej rewolucji.
Kołczaka, Judenicza, Denikina, Petlurę – zniszczono.
Wytężcie wszystkie siły by odrabąć ostatnią głowę kontrrewolucji – Wrangla”

18 września 1920 r.

„Okręty” Tumańskiego i Szkudowa ponownie bombardowały stację kolejową w Priszyb i składy pociągów. W drodze powrotnej nad Aleksandrowskiem „okręt” Tumańskiego został zaatakowany przez cztery Havillandy „białych”.

Walkę tak opisał Tumański:

"... zauważyłem pięć nieprzyjacielskich samolotów, które szybko zbliżały się do nas i gdy nadleciały bliżej rozdzieliły się; jeden leciał za nami podlatując pod prawe skrzydło a cztery pozostały z tyłu. Strzelcy - ogonowy i z luku na kadłubie, wystrzelali do wszystkich pięciu aparatów 16 magazynków. Samolot znajdujący się z prawej strony „okrętu” podjął jeszcze jedną próbę ataku - od góry. Oddał do „okrętu” kilka serii ale przywitany ogniem z dwóch „pulemiotów” zadymił i zniżając lot zaczął się szybko oddalać za Dniepr. Pozostałe poleciały za nim. Ogniem z wrogiego samolotu przebity został zbiornik oleju skrajnego prawego silnika RBW3. Mechanik Fridrikow wyszedł na skrzydło, zatkał dziurę w baku i tylko dzięki temu mogłem lecieć dalej. Było 48 porzestrzelin.”

Po latach Tumański poznał interesujące szczegóły tej walki.

W Moskwie spotkał pilota Pawła Kaczana. Służył on w ”białym” 5 AO, potem przeszedł na stronę Armii Czerwonej. W trakcie rozmowy opowiadał o walce nad Aleksandrowskiem. W celu zahamowania działań „czerwonego lotnictwa” postanowiono zbombardować lotnisko grupy lotniczej 13. Armii. W nalocie więło udział 11 samolotów, lecz atak nie powiódł się – na lotnisku były tylko dwa uszkodzone Nieuporty. Po bombardowaniu grupa rozdzieliła się - sześć samolotów poleciało za Dniepr na własne lotnisko, a pięć krążyło nad miastem. Gdy dostrzeżono „Muromca” przystąpiły do ataku. Jeden z nich pilotował por. Kaczan. To właśnie celne serie Michajłowskiego - strzelca ogonowego „okrętu” przebiły osłonę cylindrów silnika i chłodnicę jego samolotu. Z trudem doleciał do swoich.

…i dalej pisze:

„Walka toczyła się na oczach całego oddziału i moich młodszych braci Siergieja i Lwa a także matki, którą za radą rodziny przywieźliśmy do siebie z Mińska; wszyscy mieszkali razem w pociągu.
Po wylądowaniu usłyszałem, że Aleksandrowsk nie zajęty, nie oddany „białym”. Zadrżało moje serce – czy naszemu eszelonowni udało się przebić ? Mogłem tylko czekać. Czas wolno płynął.”

W związku z szybkim postępem wojsk gen. Wrangla i groźbą zajęcia Aleksandrowska dowództwo grupy postanowiło rozdzielić „okręty” i „lekkie” samoloty na różne lotniska polowe. Jedno z wynaczonych było nieopodal Siliniekowa.

„Wiedzieliśmy, że nasz pociąg jest uzbrojony w karabiny maszynowe i granaty. Ale jeśli został odcięty - jak długo może się utrzymać? Szczególnie w otwartym polu. A jeśli zaczną bombardować samoloty wroga?
Gdy wskazówki zegarka pokazały czwartą nie mogłem opanować zdenerwowania….
Towarzysze widząc w jakim stanie się znajduję, pocieszali mnie jak mogli.
W końcu razem ze Szkudowem postanowiliśmy lecieć na poszukiwania i jeśli eszelon jest naprawdę odcięty, poinformujemy dowództwo by okazali naszym pomoc. Mój mechanik – Fridrikow, sugerował by poczekać jeszcze z godzinę a następnie, gdy pociąg nie przyjedzie, lecieć. I tak postanowiliśmy.
Minęło może 20-30 min. gdy nagle ktoś zakrzyczał:
- Idzie! Idzie! Nasi idą !
Z początku pomyślalem o samolotach i spojrzałem w niebo. Potem uświadomiłem sobie, że to nadjeżdża nasz pociąg. Przejechał obok nas - zobaczyłem w oknach swoich. Widziałem nawet Siergieja uśmiechającego się i krzyczącego, że wszystko w porządku, że wszyscy żywi i zdrowi.
Kiedy tylko nadlecieliśmy nad Aleksandrowsk i rozpoczął się bój z „białymi”, bracia chcieli siłą matkę wprowadzić do wagonu, lecz ona skamieniała i nie było siły by oderwać ją od poręczy. Drżała od płaczu bielsza niż śnieg.
- Aloszka, Aloszka syneczku mój drogi! – szeptały jej usta. – Dranie, niegodziwcy, podłe tchórze! Wszyscy na jednego… A kto mu pomoże?! – i zacisniętą pięścią groziła niebu, gdzie toczył się bój.
Gdy samolot zadymił i odleciał a za nim zaczęły odlatywać pozostałe, nagle usiadła i łzy połynęły z jej oczu. Bracia wzięli matkę na ręce i zanieśli do wagonu. Wtedy zaczęła histeryzować. Bracia zapewniali ją, że żyję, bo jeśli byłbym zabity lub ranny to mój samolot na pewno spadłby na Alekandrowsk. Uspokoiła się. Przybył felczer i dał jej dużą dawkę środków nasennych. Spała jak zabita i obudziła się dopiero kiedy pociąg zbliżał się do stacji Siliniekowo.”

Oba „okręty” „1 –go bojotriada” w końcu września 1920 r. przeleciały do Charkowa. Tam zostały rozmontowane i przez ponad miesiąc trwał ich transport na trasie: Charków – Apostołowo – Koristowka, gdzie skład dotarł na początku listopada.
Oddział „Muromców’ włączono w skład lotnictwa 2-giej Armii Konnej.

Rozkaz dla Floty Powietrznej Nr. 75 z dnia 24 października 1920 r.:
„Po zapoznaniu się z działalnością bojową Dywizjonu Powietrznych Okrętów „Ilja Muromiec” z satysfakcją stwierdzam, że Sztabwozduch [Sztab Dowództwa Sił Powietrznych] nie pomylił się w swoich wyliczeniach zadań powierzonych powietrznym „okrętom”. Dywizjon zorganizowano szybko i wyleciał na front wykonując w czasie od 1 do 18 września tego roku 16 lotów o łącznym czasie trwania 22 godziny i 15 minut.
W czasie lotów zrzucono 107 pudów 23 funty (230 szt.) bomb [1722 kg], 12 pudów [192 kg] strzał i 3 pudy [48 kg] literatury przy czym loty odbywały się niezależnie od pogody i pory dnia. I tak np. 8 września tego roku „Ilja Muromiec” wyleciał w deszcz dla zniszczenia nieprzyjacielskiego Fiedorowskiego lotniska i wspaniale wykonał zadanie. Cały dywzjon do ostatniego „krasnofłotca” przejawiał maksimum energii, co skutkowało na całą bojową pracę oddziałów „Ilja Muromiec” na froncie.

Naczelnik Polowego Dowództwa Lotnictwa i Powietrznej Żeglugi Armii i Floty RSFSR
Komisarz wojenny Siergiej Kuzniecow.”

Był to okres najbardziej aktywnego udziału „Muromców” w Armii Czerwonej.


Lotnicy „białego” lotnictwa Armii Dońskiej

21 listopada 1920 r.

„1-szy” dowodzony przez A. S. Jeremienkę otrzymał zadanie: „wyjaśnić położenie band w rejonie wsi Zybkow, Bogojawleńsk”. W locie trwającym ponad 1 godz. ostrzeliwano z 4 „Lewisów” okoliczne wsie w tym rejonie gdzie stacjonowały oddziały „band”.

Był to ostani lot bojowy „Muromców” w 1920 r.

Intensywna działalność „Muromców” pogorszyła stan techniczny samolotów. Brakowało części zamiennych i z końcem roku „okręty” niezdolne były do lotów. Rozkazem dowództwa DWK przetransportowane zostały do Sarapola.

1922 r.

Po zakończeniu Wojny Domowej, w lutym 1922 r. postanowiono jeszcze raz wykorzystać „okręty”. Oddział „Muromców” wysłano do Kisielewicz pod Bobrujskiem. Miały brać udział w walkach z „bandami”- oddziałami Sawinkowa.


Gen. Ławr Korniłow i Borys Sawinkow

Tumański pisze:

„….ja i komisarz jednym głosem udawadnialiśmy, że dużą pomyłką jest użycie ciężkich samolotów do takich celów, a ich stan techniczny jest bardzo zły. Były tak zużyte, że zmiejszylismy ilośc lotów do jednego na tydzień.
Nasze argumenty nie przekonały jednak sztabu. Oddział w składzie dwóch „okrętów” (mojego i F. Szkudowa) odjechał do Bobrujska eszelonem i rozmieścił się 6 km od miasta w chutorze Kisielewicz. My lotnicy, nie od razu tam dotarliśmy.
Nasz pociąg jechał do najdalszej bocznicy. Kancelarię, część gospodarczą i lotników zakwaterowano w dwóch niezamieszkałych domach na obrzeżach miasta, w pobliżu szosy Bobrujsk – Rogaczew.
Ledwo co po zakwaterowaniu jak zobaczyłem zbliżające się drogą w stronę Rogaczewa jednostki kawalerii.
Z przodu, na rasowych, zadbanych i dobrze odkarmionych koniach jechali jeźdcy w średnim i starszym wieku, wąsaci, z czubami i takimi bandyckimi fizjonomiami, że ogarnęło mnie zdziwienie - skąd tacy w szeregach Czerwonej Armii ? Uzbrojeni byli jak to się mówi po zęby. Dalej młodsi - już na gorszych koniach. Wielu z nich było pijanych i ledwo co trzymało się w siodłach. Mundury wszyscy mieli krasnoarmiejców. Na taczance z pulemiotem, okrytej dywanem, siedział ktoś ważny, widać dowódca tego oddziału. Człowiek lat 45-50, ubrany na czarno o nalanej, ponurej twarzy i zakręconych do góry siwych wąsach. Często oglądał się do tyłu i patrzył wokoło. Przy nim siedziała dorodna, piękna kobieta około 30-tki i śmiejąc się coś mu opowiadała. Po bokach i z tyłu taczanki na pięknych koniach podskakiwała najwyraźniej ochrona dowódcy.
Miałem przeczucie, że jednak to nie nasi. Powiedziałem o tym Makowskiemu i Kuźminowi. Makowski rzucił się do telefonu i zaczął dzwonić do komisarza politycznego oddziału dywizji armii tow. Rodinowa. Wrócił blady i zdenerwowany.
Nasze podejrzenia się sprawdziły. Od prawie 10 dni czerwonoarmiści poszukiwali bandy Sawinnikowa, która udając oddział karny naszej 8. Armii krążyła po okolicznych wsiach, zwoływała zebrania partyjne, aresztowała i zabijała komunistów.
- Teraz – powiedział Stanisław Antonowicz – za bandytami szybko wysłana będzie pogoń, a nas proszą o pomoc.
Czasu było mało.
Ruszyliśmy by uruchomić silnik naszego Wanderera, zabraliśmy trzy „Lewisy”, 12 magazynków i czekaliśmy na pojawienie się czerwonoarmistów.
Po około 30-40 minutach obok nas pełnym galopem przemknął oddział 200-250 naszych kawalerzystów. Pojechaliśmy za nimi. Po ok. 8 km stanęliśmy. Wg informacji chłopów z pobliskiej wsi, bandyci rozlokowali się kilometr z przodu, w niewielkiej wiosce obok drogi.
Plan dojrzał szybko. Wieś zajęta przez bandytów zamknieta była od drogi niewielkim laskiem. Oddział kawalerzystów podzielony na dwie części powinien lasem podejść skrycie do wsi i otoczyć ją z dwóch stron.
My samochodem podjedziemy powoli leśną drogą dobrze przygotowani by nie przepuścić wroga jak będzie uciekał do lasu. Mając trzy kaemy będzie łatwo – banda składała się z nie więcej niż 100 ludzi.
Plan się udał. Kiedy nasi jeźdźcy z krzykiem wpadli do wioski bandyci zaskoczeni gwałtownym szturmem poddali się bez jednego wystrzału. Dowódca został schwytany w kapieli, w wannie gdzie zabawiał się ze swoją „damą”. Wkrótce cała szajka stanęła przed Trybunałem Rewolucyjnym i ponieśli oni zasłużoną karę za okrucieństwa jakich się dopuszczali…
Tak jak można było się spodziewać, loty bojowe „Muromców” przeciw kilku, rozproszonym i mobilnym bandom Sawinkowa nie przyniosły efektów. Nasz wyjazd na Wandererze razem z kawalerzystami przeciw szajce był jedyną skuteczną działalnością operacją całego oddziału DWK.
Przez cały okres pobytu w Kisielewiczach tylko dwa razy była okazja by podnieść w powietrze nasze ciężkie maszyny, ale w obu przypadkach bandy wcześniej rozpraszały się zanim zjawiliśmy się nad tym obszarem. „Okręty” wracały z pełnym ładunkiem bomb na burcie…”

Loty te były ostatnimi lotami wojennymi „Muromców”.

Post zmieniony (22-12-14 21:46)

 
23-12-14 10:34  Odp: Powietrzne boje "Muromców"
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

„MUROMCE” na trasie : MOSKWA – ORZEŁ - CHARKÓW

Pocztowo – pasażerska linia lotnicza 1921-1922 r.

17 stycznia 1921 r. rząd sowiecki wydał dekret „O ruchu lotniczym w przestrzeni powietrznej nad terytorium RFSRR i nad jej wodami terytorialnymi”.
Na podstawie tego aktu prawnego przystąpiono do organizowania pocztowo-pasażerskiej linii lotniczej na której zamierzano wykorzystać samoloty „Ilja Muromiec”.
Samoloty miały latać na trasie: Moskwa – Charków.

Z DWK wydzielono 6 „okrętów” i utworzono dwa oddziały lotnicze:

„I-szy” - pod dowództwem P. M. Stupina („okręty”: „1-szy”, „2- gi” i „3-ci”) oraz „II – gi” dowodzony przez A. K. Tumańskiego ( „4-ty”, „5-ty” i „6 – ty”).
Zaczęto określać je jako „pocztowe”: „1 – szy pocztowy” itd.



Samoloty były mocno wyeksploatowane w trakcie lotów bojowych, transportu kolejowego, wielokrotnych remontów. Tylko dwa (Nr. 282 i Nr. 285) zmontowane stosunkowo niedawno były w miarę nowe ale nawet i one nie mogły latać na całej trasie.
Podzielona ją więc na dwa etapy:

„II-gi Oddział” miał latać na trasie : Moskwa – Tuła – Orzeł a „I – szy Oddział” na odcinku : Orzeł – Kurs – Charków.

Na lotnisku w Orle samoloty tankowały, pasażerowie się przesiadali i przenoszono ładunek.
Sztab „I-go Oddziału” znajdował się w Moskwie a „II-go” w Orle.

1 maja 1921г. „Ilja Muromiec” wyleciał w pierwszy lot z pasażerami i pocztą do Orła.
Dzień ten przyjmuje się za narodziny rosyjskiego lotnictwa pasażerskiego.

Wspomina dca „1-go” - A.K.Tumanski:

„Robiliśmy po dwa-trzy loty w tygodniu przewożąc głównie pocztę rządową i ważnych pasażerów. Pasażerowie byli zachwyceni szybkością przelotu ale my lotnicy cieszyliśmy się mniej - okręty nasze były zużyte a większość silników dawno już pracowała poza resursem. Rzadko kiedy lot z tego powodu odbywał się bez incydentów”.


Przymusowe lądowanie „1-go pocztowego”, 1921 r.

W styczniu 1922 r. „II – gi Oddział” przebazowano do Bobrujska na byłe polskie lotnisko.
Jeden „okręt” tego oddziału a był nim „5-ty pocztowy” (Nr. 285) miał silniki Breadmore wymontowane z IM-„Kijewskiego”. Cztery lata wcześniej to właśnie z Bobrujska w swój ostatni lot ze znakami carskiego lotnictwa Rosji wystartował „Kijewski”.
„5-ty” z czerwonymi gwiazdami i tymi samymi silnikami był ostatnim latającym „okrętem” ze wszystkich wyprodukowanych „Muromców”.

W związku z pogorszeniem się stanu technicznego samolotów i przy całkowitym wstrzymaniu ich produkcji oraz kompletnym braku części zapasowych zapadła decyzja o zamknięciu linii i likwidacji obu oddziałów.

Na linii pasażersko-pocztowej wykonano ogółem 43 loty (wg innych źródeł 76). W czasie od 1 maja do 10 października 1921 r. przewieziono 60 pasażerów i ponad 2 tony ładunku.

Na początku 1922 r. „I-szy Oddział” rozebrał swoje okręty w Orle i to co z nich pozostało przekazano do utworzonej Szkoły Powietrznego Strzelania i Bombardowania w Sierpuchowie pod Moskwą. W skład szkoły wszedł również w niezbyt dobrym stanie „5-ty”z „II – go Oddziału”.

W 1922 r. pilot Sokrat Monastyriow dokonał jeszcze na nim przelotu z Moskwy do Baku.
Później, w latach 1922 – 1923 na tym zużytym „Muromcu” członek komisji likwidacyjnej - lotnik B. N. Kudrin wykonał jeszcze ok. 80 lotów szkoleniowych do chwili rozbicia samolotu przy awaryjnym lądowaniu spowodowanym awarią silników.

Było to ostatnie wykorzystanie samolotu konstrukcji Igora Sikorskiego – „Ilja Muromiec”.

 
26-12-14 16:34  Odp: Powietrzne boje "Muromców"
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Znalazłem taką informację :

Niedziela, 28 grudnia 2014, godzina 12.00:
Sikorski Ilia Muromiec
Latający gigant Wielkiej Wojny
Muzeum Lotnictwa Polskiego zaprasza serdecznie
na kolejne spotkanie prowadzone przez
Jana Hoffmanna.

Wielka szkoda, że Kraków tak daleko od Wybrzeża. ;-)

 
05-01-15 18:38  Odp: Powietrzne boje "Muromców"
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

"MUROMCE" W LOTNICTWIE UKRAIŃSKIM

Epizodem w prawie dziewięcioletniej historii „Powietrznych Okrętów” była ich służba w lotnictwie ukraińskim.

W latach Wielkiej Wojny i Wojny Domowej w Rosji na obszarach zamieszkałych przez Ukraińców istniały dwa niezależne państwa ukraińskie – Ukraińska Republika Ludowa (UNR) i Zachodnio-Ukraińska Republika Ludowa (ZUNR).

Każde z nich utworzyło własne siły zbrojne, w tym lotnictwo.

„Muromce” weszły w skład lotnictwa Ukraińskiej Republiki Ludowej, później po obaleniu rządu w utworzonym w jej miejsce Państwie Ukraińskim ( Hetmanat) a zakończyły służbę z końcem istnienia Dyrektoriatu – rządu ponownie restytuowanej Ukraińskiej Republiki Ludowej.

W okresie tym samoloty głównie wykorzystywano do celów szkoleniowych i łączności prócz kilku zaledwie lotów bojowych.

Odmienna sytuacja miała miejsce w lotnictwie wchodzącym w skład Ukraińskiej Armii Halickiej (Galicyjskiej) – siłach zbrojnych Zachodnio – Ukraińskiej Republiki Ludowej i po jej zjednoczeniu z Ukraińską Republiką Ludową. Uczestniczyło ono aktywnie w wojnie polsko – ukraińskiej w 1919 r. i w walkach z Rosją Sowiecką.

Z końcem XIX w. na obszarach europejskich wielonarodowościowych monarchii – Rosji i Austro – Węgier miało miejsce budzenie się świadomości narodowej. Ruch nacjonalistyczny cieszył się dużym poparciem i utworzonych zostało wiele organizacji politycznych.

Wybuch I WŚ spotkał się z pozytywnym nastawieniem Ukraińców z Galicji. Licząc, że zwycięstwo państw centralnych przyniesie zjednoczenie w ramach Austro – Węgier wszystkich ziem ukraińskich - Galicji i z obszaru Rosji, powołali we Lwowie 1 sierpnia 1914 r. Główną Radę Ukraińską. Miał to być pierwszy krok do uzyskania niepodległości.

W Galicji działały liczne ukraińskie organizacje polityczno-społeczne i kulturalne, do których wkrótce dołączyły podobne z terenów Rosji, uchodzące na skutek represji władz carskich.

Gdy 5 sierpnia 1914 r. Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Rosji, wojska rosyjskie na przełomie 1914/15 r. zajęły wschodnie obszary Galicji. Powołano generał-gubernatora, rozpoczęto rusyfikację, nawracanie na prawosławie, dla szkół opracowano rosyjskie programy nauczania i popierano miejscowych rusofilów. Utworzona została prorosyjska Ukraińska Rada Narodowa. Z zajętych obszarów organizacje ukraińskie emigrowały na tereny Austro-Węgier.

Na terenach zarządzanych przez armię austro-węgierską represjonowano natomiast osoby podejrzewane o rusofilstwo, internując je w utworzonym obozie.

Późną wiosną 1915 r. armia austro-węgierska i niemiecka rozpoczęły natarcie i wyparła Rosjan prawie z całej Galicji.
W czerwcu 1916 r. nastąpiła rosyjska kontrofensywa gen. Brusiłowa. Zdobyto części Wołynia, Halicza, Stanisławowa, Kołomyi i Czerniowiec.

14 sierpnia 1916 r. ukraińscy emigranci z Rosji utworzyli we Lwowie nacjonalistyczny Związek Wyzwolenia Ukrainy.
Z połączenia Związku z Główną Radą Ukraińską powstała w Wiedniu – Naczelna Rada Ukraińska. Rada współpracując z rządem Austro-Węgier głosiła konieczność utworzenia demokratycznego, samodzielnego państwa ukraińskiego.
Rozpoczęto tworzenie przyszłych sił zbrojnych – Legionu Ukraińskich Strzelców Siczowych.

Powstanie Ukraińskiej Republiki Ludowej (Ukrajińska Narodni Respublika ) – UNR


Godło UNR

8 marca (23 luty) 1917 r. w Piotrogrodzie wybuchła rewolucja. Obalono carat i wprowadzono w Rosji rządy demokratyczne.
17 marca po abdykacji cara Mikołaja II w Kijowie powstała Ukraińska Centralna Rada - autonomiczna władza ustawodawcza na terenach ukraińskich znajdujących się na obszarze rosyjskim. Na jej czele stanął M. Hruszczewskij.

Rada ogłosiła cztery dekrety - uniwersały.
W pierwszym - powstanie autonomicznego rządu, w drugim 16 lipca - całkowitą autonomię w ramach ugody z rosyjskim Rządem Tymczasowym. Ukraina miała pozostać częścią demokratycznej republiki rosyjskiej.
Ogłoszenie autonomii było jednym z powodów wybuchu pierwszej wojny ukraińsko – bolszewickiej.

W Piotrogrodzie 7 listopada 1917 r. bolszewicy dokonali zbrojnego zamachu zamierzając także przejąć władzę w Kijowie. Nie dopuściły do tego lojalne wobec Rady oddziały ukraińskie.

Listopadowa rewolucja bolszewicka skutkowała ogłoszeniem przez Radę 20 listopada 1917 r. trzeciego uniwersału –zadeklarowano w nim pozostanie autonomicznej Ukrainy w składzie federacyjnym Rosji Sowieckiej.

Gdy 19 stycznia 1918 r. bolszewicy z pomocą Czerwonej Gwardii bezprawnie rozwiązali Konstytuantę i obalili demokratyczny Rząd Tymczasowy, w odpowiedzi Rada, w czwartym uniwersale 25 stycznia -ogłosiła pełną niepodległość i powstanie Ukraińskiej Republiki Ludowej.

Ogłoszenie w listopadzie powstania UNR skutkowało utworzeniem przez bolszewików w dniach 24-25 grudnia 1917 r. Ukraińskiej Ludowej Republiki Rad. Oddziały wojsk bolszewickich zaatakowały wojska ukraińskie i okupowały do lutego 1918 r. część terytorium UNR.

8 lutego 1918 r. wyniku ofensywy Armii Czerwonej bolszewicy zajęli Kijów. Gdy 1 marca odzyskano miasto, rząd Ukrainy zwrócił się do Państw Centralnych o pomoc.

3 marca 1918 r. w Brześciu Litewskim zawarto separatystyczny traktat pokojowy między Niemcami, Austro-Węgrami, Turcją, Bułgarią a Rosją Sowiecką (RFSRR) i Ukraińską Republiką Ludową.
Ukraińska Republika Ludowa zrzekła się roszczeń terytorialnych do części Galicji, a Rosja Sowiecka zawarła zawieszenie broni z Państwami Centralnymi i uznała oficjalnie niepodległość Republiki.

Po zawarciu traktatu wojska niemieckie i ukraińskie usunęły Armię Czerwoną z terytorium Ukrainy, w tym z terytoriów zajmowanych przez Ukraińską Ludową Republikę Rad.
W ich miejsce wkroczyły okupacyjne wojska niemieckie i austro-węgierskie.

LOTNICTWO UKRAIŃSKIE

Z końcem 1917 r. wszystkie AO (oddziały lotnicze) carskiego lotnictwa wraz z wyposażeniem znajdujące się na terytorium Ukrainy weszły w skład tworzonego w okresie od marca do kwietnia 1918 r. lotnictwa Ukraińskiej Republiki Ludowej .

Na terenach ukraińskich znajdowało się ok. 330 samolotów rosyjskiego lotnictwa.
Cechą rosyjskiego lotnictwa był bardzo krótki czas eksploatacji samolotów. Wynosił on nie więcej niż 9 miesięcy, a co 2-3 miesiące musiał być przeprowadzany kapitalny remont. Powodem była niska jakością produkcji i obsługi, a także intensywna eksploatacja samolotów. Większość z nich posiadała rotacyjne silniki francuskiego typu - proste w użyciu, ale bardzo zawodne, zużywające duże ilości deficytowego oleju rycynowego. Resurs nie przekraczał 500 godz., a remont należało przeprowadzać już po 50 godz. pracy. Tylko ostatnie wersje samolotów takie jak: "Farman", "Voisin", „Anasal” posiadały silniki Salmson.

W skład tworzonego lotnictwa weszła była EWK, której główna baza jesienią 1916 r. znajdowała się w Winnicy.
EWK była pod względem ilościowym silnym oddziałem strategicznego bombardowania podlegającym Naczelnemu Dowództwu.

Wg stanu na 25 października 1917 r. eskadra liczyła ponad 1500 ludzi, z których ok. 1000 znajdowało się w głównej bazie, a pozostali wchodzili w skład Polowych Oddziałów Bojowych na froncie.
„1-szy” z dwoma „okrętami” przydzielony był do Frontu Rumuńskiego, „2-gi” bazował w Strychowcu na Froncie Płd.-Zach. i miał 4 „okręty” a „3 – ci” był w składzie Frontu Zachodniego i znajdował się poza granicami Ukrainy.
W Winnicy był „4-ty” zapasowy, w którym było 10 bombowców. Dwa z nich wykorzystywano do szkolenia, sześć znajdowało się w remoncie, a kolejne dwa, dopiero dostarczone z fabryki były w końcowej fazie montażu i regulacji.


Lotnisko w Winnicy 1917 r. – baza EWK

„5-ty” oddział został niedawno sformowany i nie otrzymał jeszcze samolotów. Prócz oddziałów w EWK była stacja meteo, foto-laboratorium, dobrze wyposażone warsztaty rozlokowane na terenach byłej fabryki na obrzeżu Winnicy, bateria plot. i szkoła lotnicza.
16 „okrętów” znajdowało się na terenach ukraińskich. Prócz tego eskadra posiadała ponad 30 „lekkich” samolotów. Stan techniczny bombowców był zły – do działań bojowych przydatnych było 6 „Muromców”.

Po utworzeniu Ukraińskiej Republiki Ludowej jednym z priorytetów było stworzenie własnych sił zbrojnych zdolnych do obrony przed agresją Rosji Sowieckiej.
W strukturach sił zbrojnych zaplanowano utworzenie lotnictwa jednak brak kadr, jasno wypracowanej koncepcji rozwoju lotnictwa a przede wszystkim zły stan pozyskanego sprzętu i wyposażenia oraz toczące się starcia zbrojne z bolszewikami w poważnym stopniu utrudniały tworzenie struktur lotnictwa.

Naczelny Komitet Wojskowy, który w rządzie zajmował się tworzeniem sił zbrojnych na podstawie decyzji Centralnej Rady UNR z dnia 7 listopada 1917 r. stał się instytucją państwową i jako Naczelny Sekretariat Spraw Wojskowych (nominalnie istniał od 17 czerwca) przystąpił do prac organizacyjnych.

Sprawami lotnictwa w Sekretariacie Wojennym zajmował się Dział Techniczny – kierowany przez pracownika cywilnego inż. Szumickaja.
W celu poprawy zarządzania jednostkami lotnictwa pod koniec listopada 1917r. w dziale tym sformowano Zarząd Floty Powietrznej.

W oparciu o doświadczenia z I WŚ, a zwłaszcza dotyczące szkolenia, wyposażenia i wykorzystywania bojowego jednostek lotniczych, stworzono dwa wydziały - jeden zarządzał oddziałami lotniczymi , a drugi aeronautycznymi.
Pierwszym dowódcą Floty Powietrznej Ukrainy został ppłk z armii rosyjskiej, były dowódca 7 Dywizjonu Lotniczego - Wiaczesław J. Baranow, a jego współpracownikami - lotnik wojenny chor. 2 Gwardyjskiego AO A. A. Szewczenko i ppor. obs. 9 AO Armii - D.P. Aewickij.

Na dowódcą oddziałów lotniczych w listopadzie 1917 r. mianowano płk Ginejka.
Głównodowodzącym całym lotnictwem zarządzeniem Naczelnego Sekretariatu Spraw Wojskowych został 13 grudnia 1917 r. - ppłk pil. Wiktora Pawlenko.



Podlegali mu inspektorzy (dcy) działów - lotnictwa i aeronautyki.
Ważnym zadaniem Zarządu Floty Powietrznej stało się ustalenie stanu posiadania jaki znajduje się na terytorium Ukrainy – samolotów, silników lotniczych, części zamiennych, zaopatrzenia, paliwa, olejów, amunicji, uzbrojenia itp.

Na początku 1918 r. lotnictwo posiadało 188 samolotów 26 typów. Najwięcej wśród nich było myśliwców Nieuport różnych wersji, były także rozpoznawcze Anatra Anade, Voisin i Farman - 30.


Nieuport - 4 i Nieuport - 21


Nieuport – 23 i Anatra Anade

W tym okresie głównym zadaniem stało się przeniesienie na teren państwa jednostek lotniczych z linii frontu, gdzie były duże wpływy bolszewików.

Tworzenie lotnictwa na przełomie 1917/18 r. przebiegało dwutorowo – formowano nowe jednostki z ukraińskim personelem i ukrainizowano rosyjskie AO.

4 grudnia, w oparciu o lotniczy oddział artyleryjski przy polowej szkole oficerskiej rozpoczęto organizowanie 1 Ukraińskiego Artyleryjskiego AO.
W Kijowie na bazie 5-go parku lotniczego rozpoczęto tworzenie 1-go AO. Rozkazem szefa lotnictwa ppłk Baranowa, od 16 grudnia 1917 r. jego dcą został lotnik wojenny – chor. Nakonieczny.
Z końcem roku oddział prócz naziemnego personelu miał w swoim składzie 5 pilotów i 4 obserwatorów.
W styczniu 1918 r. tworzono 1 Ukraiński Dywizjon Lotniczy w składzie kilku AO.

Prowadzona ukrainizacja znacznie osłabiła kadry lotnictwa. Niejednokrotnie dowódcy jednostek czynili wiele wysiłków nie respektując zarządzeń, by zachować w miarę pełny stan osobowy oddziałów. Miało to też swoją złą stronę – wśród tych, którzy pozostali znajdowało się wielu nastawionych probolszewicko.

W 6 Dywizjonie Lotniczym bazującym po wycofaniu z Frontu Rumuńskiego na lotnisku Post-Wołyńsk z czterech oddziałów – 10 IAO, 6, 20 i 36 korpuśniego AO udało się zatrzymać większość kadry, w tym ok. 70 lotników, nie licząc personelu pomocniczego.
Na froncie, ukrainizowaniu poddano 9 korpuśny AO. Nieco później ukrainizację przeprowadzono w 6 IAO (przemianowanym na 1 ukraiński IAO), a także w 8 i 13 AO Armii.
W pierwszej połowie grudnia 1917 r. ukrainizowano oddziały w Odessie a w styczniu 1918 r. - 12 korpuśny AO 7 Armii i 7 AO 2-giej lotniczej grupy bojowej oraz 10 korpuśny oddział „Muromców” na Rumuńskim Froncie.

Jednym z oddziałów lotnictwa była EWK. Poważne szkody eskadrze przyniosła silna burza w listopadzie 1917 r., która zniszczyła 8 „Muromców”.
Po ukrainizacji i demobilizacji w eskadrze pozostało 16 oficerów i 17 żołnierzy.
Nazwę eskadry zmieniono na – „Eskadra Prowitrowich Korabliw” (EPK).

Szczupły personel EPK i przydzielony komisarz nie byli w stanie uchronić magazynów bazy od kradzieży.
Kradli szczególnie żołnierze ukraińskiego 7 hajdamackiego pułku im. Hetm. Pietra Doroszczenko, który po walkach z bolszewikami zajął lotnisko w Winnicy. Przy przyzwoleniu oficerów rozkradziono specjalnie przygotowane drewno lotnicze oraz część wyposażenia warsztatów naprawczych.

20 października 1917 r. wnioskowano o ukrainizację 3 Parku Lotniczego. Zamierzano wymienić zdemobilizowany personel na 130 Ukraińców ze szkoły lotniczej w Gatczynie i 40 – tu z 7 Parku Lotniczego w Twerze. Nie udało się jednak tego zrealizować i w 3 Parku Lotniczym pozostała znacząca ilość probolszewicko nastawionych Rosjan.

Nocą z 29 na 30 listopada 1917 r. na teren parku wkroczyły ukraińskie wojska, Wyznaczono nowego dcę – ppor. Mefedowskiego i park włączono w skład Floty Powietrznej UNR.
Ciągłym, poważnym problem był brak wykwalifikowanej kadry lotniczej.
22 listopada 1917 r. wydano rozkaz o ukrainizacji szkoły lotniczej w Odessie. Na bazie szkoły miały być formowane dwa bojowe AO, lecz nie zdołano tego przeprowadzić.

W grudniu planowano utworzenie na lotnisku Post – Wołyńsk pod Kijowem szkoły lotniczej wykorzystując sprzęt 3 Parku Lotniczego. Szkoła nie została jednak utworzona.
Ofensywa wojsk bolszewickich w styczniu-lutym 1918 r. wykazała słabość armii UNR.
Tylko niektóre pułki stawiły opór najeźdźcom. Pozostałe uległy agitacji bolszewickiej, bądź zdezorientowane nieprzemyślaną polityką wojenną rządu pozostały neutralne lub wspierały bolszewików.

Lotnictwo ukraińskie faktycznie nie wyszło jeszcze poza studium formowania i większość jego oddziałów nie osiągnęła gotowości operacyjnej.

Aktywny był tylko AO płk Nieczytajła składający się z 12 samolotów i ok. 120 ludzi personelu bazujący na lotnisku Post – Wołyńsk.
Samoloty latały na rozpoznanie pozycji wroga a podczas walk o Kijów bombardowano artylerię bolszewicką i z lewego brzegu Dniepru ostrzeliwano pociągi pancerne na stacji Darnica.
Po zajęciu przez bolszewicki pułk Primakowa lotniska, dowódca i lotnicy dostali się do niewoli a samoloty zostały zniszczone – porąbano „szaszkami” śmigła a silniki porozbijano młotkami. Za ten „wyczyn” czerwoni Kozacy dostali podziękowanie w rozkazie armijnym.

Lotnisko - baza „Powietrznych Okrętów” w Winnicy 17 stycznia 1918 r. ponownie zostało zdobyte przez bolszewicki 2 Korpus Gwardii dowodzony przez Jewheniję Bosz („Madame Bosz”).
Z dniem 25 stycznia 1918 r. nastąpił koniec działalności lotnictwa Ukraińskiej Republiki Ludowej.



W następnym odcinku - Służba "Powitriwich Korabljiw" w Hetmanacie i za Dyrektoriatu UNR.

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 3 z 5Strony:  <=  <-  1  2  3  4  5  ->  => 

 Działy  |  Chcesz sie zalogowac? Zarejestruj się 
 Logowanie
Wpisz Login:
Wpisz Hasło:
Pamiętaj:
   
 Zapomniałeś swoje hasło?
Wpisz swój adres e-mail lub login, a nowe hasło zostanie wysłane na adres e-mail zapisany w Twoim profilu.


© konradus 2001-2024