MacGregor
Na Forum: Galerie - 1
W Rupieciarni: Do poprawienia - 1
|
Windus - cóż mogę powiedzieć... - DZIĘKUJĘ :-) Najgorsze stres był pierwszego dnia po urodzeniu, kiedy trwała walka o utrzymanie MacGabrysia przy życiu a potem największy chyba "dół" był trzeciej doby, kiedy byliśmy świadomi, że idzie na operację, której może nie przeżyje. Ale przeżył i wszystko powolutku zaczęło się poprawiać. Teraz rozwija się bardzo dobrze, mamy też nadzieję, że płuca w końcu dogonią jego normalny rozwój. Jak na razie dwie dawki Synagisu chyba spełniają swoją rolę, bowiem (odpukać) nie imają się na razie infekcje. A dla niego mała infekcja teraz to prawdopodobnie od razu zapalenie płuc i szpital. Mamy więc w domu wręcz sterylne warunki, my wszyscy zaszczepieni przeciwko grypie i najgroźniejszemu dla niego krztuścowi, córka wycofana z przedszkola, aby nie przyniosła nie wiadomo jakich bakcyli, osoby trzecie (nawet dziadek) nie mają dostępu do Gabrysia. Ot takie środki bezpieczeństwa...
Vansen - oczywiście, że wielu ojców przeżywa stresy, doły i wpada w depresje z wielu przyczyn. Są też dla odmiany ojcowie, którzy mają wszystko gdzieś, czasem w przypadku wad wrodzonych dziec umywają ręce i znikają zostawiając matki same sobie. A lekarze? Szkoda słów... Nawet w centrum Zdrowia Dziecka co lekarz to inna diagnoza, opinia, inne rokowania... Ale z drugiej strony - oni też są tylko ludźmi, z mniejszą czy większą wiedzą, zaangażowanie i doświadczeniem. My mieliśmy chyba wiele szczęścia w przypadku pani lekarz prowadzącej jak i chirurga, który przeprowadzał operację. Jestem im bardzo bardzo wdzięczny za to wszystko, co zrobili.
--
MacGregor
|