Michał
|
Dzięki Janisz za ten wpis. Praktycznie, relacja z pierwszej ręki o wydarzeniach które mi zjeżyły włosy na głowie. Podczas seansu wielokrotnie przychodziły myśli "czy to możliwe?czy to nie wymysł produkcji aby podbić tempo/napięcie". Masa pieniędzy włożonych w produkcję płonie na ekranie i to widać na każdym ujęciu, dlatego tak szokujące są przedstawione dla mnie tam wydarzenia.
Pewne filmy, bez zaplecza finansowego nie powinny powstać. Tak jest z "H:303".
Dlatego od filmów opisujących prawdziwe losy ludzi wymagam. Wymagam wierności historycznej, oddania realiów, wierności w dialogach (niestety, bardzo współcześnie rozpisano kwestie aktorów w "Hurricane:303 Squadron") oraz od aktorów jak najwierniejszego odwzorowania granej postaci (przykład karykaturalnego odegrania T.Beksińskiego w "Ostatniej Rodzinie" był nie do zaakceptowania przeze mnie jak i przez najbliższych przyjaciół rodziny Beksińskich z którymi rozmawiałem).
Kino jest po to aby rozpalać wyobraźnię. Filmy opisujące prawdziwe wydarzenia, dla mnie są zapalnikiem, aby później sięgnąć po książki i inne źródła.
Idąc kilka lat temu na "Everest" do IMAX, nie sądziłem że kolejne pół roku poświęcę na zgłębienie tematów wspinaczek górskich, przeczytam wszystkie książki dostępne na rynku opowiadające z kilku stron wydarzenia przedstawione w filmie. Poznam naszych rodzimych alpinistów z Kukuczką na czele i Wandą Rutkiewicz od strony opisów rodzin i osób które żyją do dzisiaj. Zagłębię się w ich biografie tak mocno, że gdyby nie brak czasu i pieniędzy, zapisałbym się na kurs turystyki wysokogórskiej nie wspinaczkowej.
Dekadę temu przerwałem kurs szybowcowy, żałuję do dzisiaj i czekam, aż znowu coś, lub ktoś rozpali ten płomień i po seansie Dywizjon 303: Historia Prawdziwa powiem "yes, the fire rises" ;-)))))))
|
|