Ryszard
Na Forum: Relacje w toku - 20 Galerie - 33
W Rupieciarni: Do poprawienia - 20
- 9
|
"...gdziekolwiek żeglował mój statek, płynęły szczęśliwe dni mojego życia."
(J.Slocum "Samotny żeglarz"
Kilka lat temu w dziale Cafe zamieszczałem krótkie opowiadania z lat mojej pracy na statkach w żegludze oceanicznej.
Powyżej - ostatnie z nich a poniżej jedno z kilkudziesięciu zamieszczonych.
JAYANTI
Podobno szczęście przynoszą słonie z podniesioną trąbą.
Mój ma misternie rzeźbiona kapę na grzbiecie, trąbę zaś opuścił. Nie jestem przesądny, a mały słonik od wielu już lat stoi na półce z książkami. Patrzę na niego, wracają wspomnienia…
Była piękna. Upięte w kok kruczoczarne włosy przyozdobione kwiatami jaśminu, szafirowe sari i wielkie orzechowe oczy. Patrzyłem na nią z zachwytem.
Od tygodnia staliśmy w Kochin. Ładowano stalowe konstrukcje a ciepły wiatr tumanami rdzawego pyłu pokrywał pokład i nadbudówkę. Nie pomagało szczelne zamykanie drzwi.
Był wszędzie w kabinach i na stołach w messie. Pyliła ruda. Z piętrzących się hałd, sypano ją do stojącego obok nas masowca.
Jayanti poznałem gdy wszedłem do biura turystycznego zwabiony kolorowymi plakatami . Na jednym z nich widoczni byli tancerze w niezwykłych strojach, maskach, dziwnych pozach. „Namaste” powiedziałem - jedyne słowo które znałem w hindi i złożyłem ręce jak do modlitwy.
Uśmiechnęła się i spytała w czym może pomóc. Pracowała w biurze, była przewodnikiem, później dowiedziałem się, że jednocześnie studiowała w College of Art.
Plakat reklamował występ tradycyjnego teatru, w którym tancerze wcielali się w rolę bogów i demonów z dawnych mitów i eposów. Przedstawienia zwane Kathali są charakterystyczne dla Keralii – stanu Indii, w którym leżał Kochin a dowiedziałem się tego od niej i z folderu, który mi wręczyła .
- Pojutrze będą występy, bilety możesz kupić już teraz – usłyszałem.
Kupiłem. Spektakl zaczynał się o 20 – tej. Całe szczęście, że wieczorem - pomyślałem, bo nasz „Magister” (tak nazywaliśmy naszego kapitana, który na wszystkich dokumentach przed nazwiskiem stawiał nie Kpt ŻW a skrót mgr) ostatnio krzywo patrzył na moje za dnia wypady na ląd. Wracając, przed oczami wciąż miałem postać pięknej dziewczyny, egzotycznego motyla.
Muzyka, stroje, pomalowane niczym maski twarze, gesty i mimika tancerzy, wszystko to zlewało się w całość tworząc niezapomniane obrazy. Po przedstawieniu, oczarowany spektaklem, w tłumie widzów powoli kierowałem się w stronę nadmorskiego bulwaru.
Zobaczyłem ją stojącą w oczekiwaniu na motorową rikszę „tuk – tuk”.
Uśmiechnęła się i spytała - „I jak wrażenia ? Czy ci się podobało?”
Czy mi się podobało ? Ona mi się podobała i to bardzo. Dała się zaprosić do pobliskiej restauracji i tam dowiedziałem się, że przed spektaklem pomagała aktorom w garderobie. Jedliśmy tak pikantne potrawy po których brakowało mi tchu a oczy aż łzawiły.
„Jeśli nie pokochasz Indii od pierwszego wejrzenia to je znienawidzisz”- powiedziała. Kochałem Indie, ją, cały świat… Umówiliśmy się następnego dnia w tym samym miejscu, na bulwarze. Przed pożegnaniem wręczyła mi figurkę słonia, kupioną w hotelowym sklepiku.
„No, jak tam Rychu na piwie byłeś ?” – przywitał mnie trapowy.
Rankiem, przed śniadaniem zobaczyłem wywieszoną „deskę” – „Załoga na burcie godz. 08.00. Wyjście w morze. Kapitan”. Skancelowano resztę ładunku.
Zostały wspomnienia, niespełnione marzenia, Jayanti…
|