KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 22 z 80Strony:  <=  <-  20  21  22  23  24  ->  => 
14-07-17 09:19  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 491

SAPER

Zbudowany dla White Star Line pasażerski statek „Ceramic” sylwetką do złudzenia przypominał dziesiątki pływających wtedy jednostek: ot, jeden z wielu. Żaden szał.

,

Statek zwodowano 11 grudnia 1912, a oddano w ręce armatora 5 lipca następnego roku. Pozwoliło to mu na pokazanie nowego nabytku tłumnie zebranej publiczności, która sześć dni później zjawiła się nad rzeką Mersey aby oglądać wspaniały pokaz ogni sztucznych, nazwanych Mersey River Pageant (Widowisko nad Rzeką Mersey). Zorganizowany przez Liverpool Steamship Owners Association (Liverpoolski Związek Armatorów) pokaz uświetniał wizytę króla Jerzego V, który przyjął zaproszenie na uroczyste otwarcie nowego suchego doku. „Ceramic” stał w długiej linii statków jako trzeci zaraz po „Mauretanii” i „Andanii”, mając na pokładzie 600 gości. Drugim statkiem White Star Line była piękna fregata „Mersey”, służąca jako statek szkolny dla 60 kadetów.

„Mersey”


Mało znany jest fakt że swojego czasu tenże armator miał „pasażera” o nazwie „Poland”, kupionego z drugiej ręki w roku 1922. Statek od dwóch lat nosił już tę nazwę i White Star nie zmieniło jej. Zwodowaną w 1897 roku jednostkę sprzedano zresztą na złom zaledwie po trzech latach eksploatacji.

„Poland”


„Ceramic” został przeznaczony na linię Liverpool – Cape Town - Australia. Oprócz kabin pasażerskich miał także ładownie, co było wówczas standardem. Aż 38 procent ich pojemności było przystosowane do przewozu ładunków mrożonych, takich jak na przykład australijska baranina czy masło. Mający 18.495 GRT statek mógł rozwinąć raptem 13,5 węzła, co było raczej przeciętnym osiągnięciem. Zapisał się za to w historii White Star Line jako ostatni zamówiony przez Bruce Ismaya, który został zmuszony zrezygnować z kierowania firmą po tym, jak po wmieszaniu się pomiędzy kobiety i dzieci uciekł z tonącego „Titanica”.

Będący przez całe dziesięć lat największym statkiem na linii, „Ceramic” rozpoczął dziewiczą podróż 24 lipca 1913 roku. Nawet jednak gdy w 1923 zdetronizował go należący do Peninsular and Oriental Steam Navigation Company (P&O) „Mooltan”, „Ceramic” wciąż szczycił się mianem najwyższego (licząc od linii wody aż do topu masztów) statku, przechodzącego pod Harbour Bridge, słynnym mostem w Sydney.

„Ceramic” pod Harbour Bridge, na którym trwają pierwsze prace mające na celu podwieszenie jezdni


W sierpniu 1914 statek został zarekwirowany i uzbrojony w dwa działa 120mm, przewożąc następnie na europejskie fronty australijskich i nowozelandzkich żołnierzy. Otrzymał wtedy nazwę kodową A 40.



Jedno z dwóch dział „Ceramica”


Grudzień 1914. Okrętowanie oddziałów i branie wojskowych ładunków w Melbourne. „Ceramic” na pierwszym planie. Przed nim statek P&O „Berrima”, który przetrwał wojnę i został zezłomowany w roku 1930.


Styczeń 1915. „Ulysses” (armator Alfred Holt & Co, Liverpool) i „Ceramic” płyną z żołnierzami przez Morze Czerwone. „Ulysses” zatonął bez strat w ludziach w 1942, storpedowany przez U-160


16 luty 1916. Z wojskiem w Kanale Sueskim


Zdjęcie z tego samego rejsu. Żołnierze szukali wszelkich form rozrywki. Jaki widać, wbrew rozkazom nie wszyscy mieli założone pasy ratunkowe


„Ceramic” w latach I wojny nosił interesujący kamuflaż, mający dezorientować niemieckich podwodniaków



Może rzeczywiście kamuflaż spełniał swoje zadanie, ponieważ dwukrotne próby storpedowania statku nie udały się. W maju 1916 przewożący 2500 żołnierzy statek został zaatakowany przez okręt podwodny, ale torpeda o włos minęła celu. W tym samym miesiącu zdecydowano o zamianie transportowca w jednostkę przewożącą do Wielkiej Brytanii mrożoną żywność z Australii. 9 czerwca 1917 odnotowano kolejny udany unik przed torpedą. 21 lipca w okolicach Wysp Kanaryjskich statek ścigany był z kolei przez wynurzony okręt podwodny, ale przewaga szybkości oraz nie żałowanie amunicji pozwoliło na udaną ucieczkę.

Dopiero w 1919 „Ceramic” wrócił pod opiekuńcze skrzydła White Star Line, ale zanim ponownie zaczął wozić pasażerów, przeszedł w Belfaście solidny remont połączony z przebudową wnętrz. Wykonawcą prac była słynna na cały żeglugowy świat stocznia Harland and Wolff. Pierwszy powojenny rejs rozpoczął się w Liverpoolu 18 listopada 1920. Najpierw statek nietypowo popłynął na północ, do Glasgow, a dopiero potem obrał kurs na Sydney.



1920. „Ceramic” odchodzi od kei Millers Point w Sydney. A potem trzeba było usunąć te olbrzymie ilości serpentyn...
, ,

Pierwszym ważnym wydarzeniem po latach wojny była zmiana armatora w 1934 roku, kiedy to White Star Line połączyła się z Cunardem. Ponieważ nowy armator nagle stał się posiadaczem zbyt wielu statków, część z nich została sprzedana. Nowym właścicielem „Ceramica” została firma z Liverpoolu Shaw, Savill and Albion, która pozostawiła statek na dotychczasowej linii. W 1936 „Ceramic” przeszedł kolejną stoczniową kurację, czyniącą go bardziej eleganckim i luksusowym. Prace przeprowadziła – jakżeby inaczej! – Harland and Wolff. Przy okazji unowocześniono także maszynownię dzięki czemu statek nie tylko zużywał mniej paliwa, ale i zyskał dodatkowy węzeł. Niby niewiele, ale na długiej trasie Liverpool-Sydney oznaczało to skrócenie czasu rejsu o trzy dni. 15 sierpnia 1936 „Ceramic” wrócił na morze.



Nadeszła kolejna wojna i już w lutym 1940 na statku rękę położył rząd. Liniowiec znowu miał zamienić się w daleki od elegancji transportowiec wojsk. Pierwsze godne odnotowania wydarzenie zdarzyło się już pół roku później, 11 sierpnia o drugiej nad ranem na południowym Atlantyku.

Przeciwległymi kursami płynęły tam „Ceramic” i brytyjski frachtowiec „Testbank”. Dodana prędkość wynosił 25 węzłów. Transportowiec przewoził z Anglii do Cape Town ponad 300 – głównie cywilnych – pasażerów, a do tego dochodziło jeszcze około 300 członków załogi. „Testbank” wyładowany był 9.000 tonami rudy żelaza i płynął dokładnie w przeciwnym kierunku. Zgodnie z wojennymi zasadami żadna z jednostek nie niosła świateł.

Kiedy z mostka „Testbanku” dostrzeżono jakiś statek, znajdował się on w odległości zaledwie półtora mili. Na „Ceramicu” wachta była mniej uważna, bo dokonała podobnego odkrycia dopiero wtedy, gdy jednostki dzieliło niewiele ponad 300 metrów. Wykonane w ostatniej chwili rozpaczliwe manewry niczego już nie mogły zmienić: statki zderzyły się prawie dokładnie dziobami!

Szczęściem ogromnym był fakt, że w przeciwieństwie do większości frachtowców załoga „Testbanku” miała swoje pomieszczenia w rufowej, a nie w dziobowej części statku. Zdjęcie dziobu po kolizji dobitnie pokazuje, co by się stało z przebywającymi tam ludźmi.



Także na „Ceramicu” obyło się bez ofiar, mimo że uszkodzenia należały do poważnych.

,

Nie chcą ryzykować życia pasażerów wezwano pomoc, i bardzo szybko na miejscu zjawił się pomalowany na szaro transportowiec wojsk „Viceroy of India”.

„Viceroy of India” w wojennych barwach


Ten właśnie statek przejął wszystkich pasażerów i bezpiecznie dowiózł ich do Cape Town. Okaleczony „Ceramic” popłynął w eskorcie do Walvis Bay, gdzie dokonano prowizorycznych napraw. Ostateczny remont został przeprowadzony w Cape Town, a jego koszt obliczono na 50.000 funtów, co na dzisiejsze wyniosłoby 2.320.000.

Ponieważ morze było spokojne, przewiezienie pasażerów ze statku na statek przebiegło bezproblemowo. Zdjęcia wykonane z pokładu „Ceramica”
,

Kolejne dwa lata minęły w miarę spokojnie, aż wreszcie nadeszła końcówka roku 1942. 23 listopada „Ceramic” wypłynął z Liverpoolu w rejs do Sydney. Na mostku stał kapitan Herbert Charles Elford. Po drodze planowano zawinięcie na Wyspę Świętej Heleny i do Durbanu. Na burcie znajdowało się 378 pasażerów, wśród których większość stanowili wojskowi. Resztę stanowiło 30 pielęgniarek, 6 lekarzy oraz 133 cywilnych pasażerów, w tym 12 dzieci. Najmłodsze z nich miało zaledwie roczek. Załoga liczyła 264 osób, a ponadto na statek zamustrowało 14 artylerzystów do obsługi dwóch dział 120 mm.

Z początku statek płynął w zmierzającym do Kanady konwoju ON-149 ale w końcu, po minięciu akwenu najbardziej zagrożonego U-bootami, trzeba było się rozstać. Będąc mniej więcej połowie drogi pomiędzy Hiszpanią a Nowym Jorkiem samotny „Ceramic” odłączył się, po czym obrał kurs na południe. Do tej pory statek robił zaledwie 9 węzłów – tyle ile najwolniejsza jednostka w konwoju – ale teraz wreszcie można było ustawić telegraf maszynowy na „Cała naprzód”.

Późnym popołudniem 6 grudnia 1942 roku, gdy „Ceramic” znajdował się na zachód od Azorów, czubki jego masztów zostały zauważone z U-515.

*

Trzydziestodwuletni kapitan Werner Henke był już kawalerem Żelaznego Krzyża I klasy, ale dopiero 21 lutego 1942 roku objął swoje pierwsze dowództwo.

Werner Henke...


...i jego U-515



Pasmo sukcesów kapitana rozpoczęło się wprawdzie dopiero 12 września zatopieniem dziesięciotysięcznika „Stanvac Melbourne”, ale dalej poszło gładko. Do 12 listopada miał już na koncie 10 zatopionych statków o tonażu 57.632 oraz dwa uszkodzone.

*

Henke oceniał odległość na 16 mil. Dał rozkaz „30 stopni w prawo” oraz „Podwójna cała naprzód”, co oznaczało iż nie należy się teraz przejmować gwałtownym wzrostem zużycia paliwa, ani też możliwymi awariami, spowodowanymi przez pracujące na maksymalnych obrotach maszyny. Celem nadrzędnym było wyjście na pozycję do strzału. Niska temperatura powietrza towarzyszyła sporym falom niespokojnego oceanu.

Gdy U-boot zbliżył się do niespodziewającej się niczego ofiary, Henke ocenił jej wielkość na 20.000 ton i szybkość na 17 węzłów. Uznał także iż ma do czynienia z transportowcem, który, skoro płynął na południe, wiózł pewnie żołnierzy do Suezu. Statek płynął sam i nie zygzakował. U-boot znajdował się o jakieś 400 metrów na prawo przed dziobem statku. Zanurzenie torped ustawiono na 6 metrów. Na początek miano wystrzelić torpedy z wyrzutni 1 i 4.

Kilka minut przed północą Henke wydał rozkaz: „Achtung... Ein los! Vier los!”

Trzy minuty po północy ludzie na „Ceramicu” poczuli ostre szarpnięcie, tak jakby statek wszedł na skałę. Rozległy się dzwonki alarmowe. O dziwo wybuch torpedy – jednej, bo druga nie eksplodowała - nie był słyszany na całym statku co spowodowało, iż nie wszyscy orientowali się, o co chodzi z tym alarmem. Większość ludzi ruszyła na pokład dopiero wtedy, gdy pojawili się stewardzi, mówiący „Wszyscy natychmiast na stanowiska przy szalupach”.

Wybuch torpedy poczuła także załoga U-boota. Na okręcie rozległy się krzyki radości i podniecenia. Henke spojrzał przez peryskop, ale wyglądało na to, że cel jest nietknięty. Dźwiękowiec zameldował: „Numer cztery trafił, ale nie eksplodował”. Ponieważ meldunek szybko rozszedł się po całym okręcie, znajdujący się w dziobowej części marynarze z wyrzutem patrzyli na operatorów czwartej wyrzutni.

Ziąb, silny wiatr, ciemna noc i głośny szum oceanu wprowadził dodatkowy niepokój. Po kilku minutach w głośnikach rozległ się głos kapitana: „Cel zatrzymuje się .... Cel szybkość zero ... Kąt do celu 90 stopni ... Zanurzenie 4 metry”. Szybko poprawiono ustawienie kolejnych torped.
O 00:18 Henke wydał kolejny rozkaz: „Achtung... Zwei los!” a po półtorej minuty starszy oficer zawołał: „Numer dwa trafił!”.

Na pokładzie statku zapaliły się światła i przez peryskop widać było opuszczane szalupy. Po dalszych 20 minutach Henke rozkazał: „Drei los!”. W chwili kiedy zobaczył jej wybuch na tle ciemnej burty, światła na statku pogasły.

Wisząc przy peryskopie kapitan jednocześnie tak manewrował, żeby ustawić się do celu wyrzutniami rufowymi. Godzinę po pierwszym strzale dał rozkaz na wyrzutnię pięć, a dwie minuty później krzyknął w podnieceniu: ”Mój Boże, łamie się w pół!” Następnie odwrócił się do radiooperatora: „Czy wysłał SOS?”.

„Tak jest, panie kapitanie. SS Ceramic, 18.800 ton i pozycję ale wątpię żeby ktoś to odebrał, bo są poważne zakłócenia atmosferyczne. Czy mam wysłać wiadomość za niego?”. „Nein”, odpowiedział Henke, po czym wezwał wachtę na pomost. „Jedna trzecia naprzód”.

Głos silników U-boota usłyszeli rozbitkowie, którzy ze wszystkich sił starali się zwrócić na siebie uwagę. Henke nadal był pewny, że storpedował statek wiozący żołnierzy. Słysząc wołania polecił włączyć szperacz.

Pierwsze co zobaczył to kobietę trzymającą się jedną ręką kawałka drewna. Drugą obejmowała małe dziecko. Reflektor zmienił położenie, pokazując teraz grupkę tratew. Na jednej z nich znajdował się mężczyzna, pięć kobiet i kilkoro dzieci.

U-boot zatrzymał się, a wtedy gromada rozbitków podpłynęła do okrętu, starając się dostać na pokład. Kiedy kilkorgu z nich się ta sztuka udała, Henke rozkazał zepchnąć ich z powrotem do wody. Zanim jednak marynarze powrócili, kolejni rozbitkowie uczepili się okrętu. Kapitan rozkazał iść pół naprzód, potem cała naprzód ale pomimo tego trójka najmocniej uczepionych ludzi – mężczyzna , kobieta i dziesięcioletni na oko chłopiec – nadal nie rezygnowała. Dopiero wysłany na rufę marynarz kopnięciami w zaciśnięte dłonie odrzucił ich od okrętu.

Reflektory pracowicie wyłuskiwały z ciemności szalupy, tratwy i mnóstwo znajdujących się wodzie ludzi. Henke przywołał trzy szalupy po czym spytał, czy na którejś z nich jest kapitan. Odpowiedziano zgodnie „Nie”.

Krótko potem światło wyłuskało tratwę z trzema rozbitkami. Okręt zatrzymał się o kilka metrów od nich. Henke zapytał, kim są.
- Marynarz marynarki handlowej Jones.
- Doktor Smith.
- Saper Munday, Royal Engineers.

„Rzucić linę saperowi” – rozkazał Henke, po czym wciągnięto noszącego mundur Erica Alfreda Mundaya, lat 20, na pokład.
- Jesteś żołnierzem?
- Tak, sir. Królewscy Saperzy.
- Wziąć go pod pokład. Cała naprzód.

Eric Alfred Munday


Ponieważ w tym czasie dwójka pozostałych rozbitków z tratwy wdrapała się na rufowy pokład, Henke dał rozkaz zanurzenia. Jeden z wachtowych zawahał się.
- Kapitanie, na pokładzie jest dwójka ludzi...
- Na dół!
Pomost opustoszał i po chwili okręt zniknął pod wodą.

Podobno Henke bił się z myślami czy dobrze postąpił, nie starając się w żaden sposób pomóc rozbitkom. Nie było oczywiście mowy o wzięciu ich na pokład, bo znajdujący się na powierzchni okręt mógłby paść łatwym łupem wroga. Henke pamiętał przypadek kapitana Wernera Hartensteina i jego U-156, który wziął na pokład mnóstwo rozbitków z zatopionej przez niego „Laconii”, biorąc ponadto na hol kilka szalup. Pomimo rozłożonej dużej flagi Czerwonego Krzyża i doskonale widocznych rozbitków okręt został zaatakowany bombami przez amerykański samolot. Przypadek Hartensteina został opisany w Opowieści 37 „LACONIA BEFEHL”. Po tym właśnie wydarzeniu Dönitz zabronił narażania okrętu przez ratowanie rozbitków.

W miejscu zatopienia „Ceramica” pozostało prawdopodobnie około 400-500 rozbitków. Pogoda nie była wprawdzie najlepsza, ale nie aż tak zła, aby uniemożliwić – zwłaszcza szalupom – dotarcie w ciągu tygodnia do Azorów. Niestety w nocy zaczął się wzmagać wiatr, przechodząc następnego dnia w sztorm. Wiemy o tym z dziennika okrętowego U-515. O 12:00 wpisano tam:
„Wiatr NW, siła 10, stan morza 8 (bardzo wzburzone), deszcz i grad... zanurzenie z powodu pogody”.
W dzienniku tym, znajdującym się obecnie w archiwach brytyjskiej Admiralicji, znaleziono także wpis:
„7 Grud. 1942 - 40˚-50’ N 39˚-55’ W – Zatopiono SS Ceramic, 18,800 BRT. Wyratowano jednego żołnierza”.

Werner Henke, z lewej, robi wpis w dzienniku okrętowym. Zdjęcie wykonano w tropiku, gdzie we wnętrzu U-bootów panowały trudne do zniesienia temperatury


Po powrocie z patrolu Henke przedłożył Dönitzowi szczegółowy raport. Nazwę zatopionego statku potwierdził Munday. Ponieważ statek uznano za transportowiec, admirał zaliczył Henkemu podwójny tonaż, przyznając mu Dębowe Liście do posiadanego już Krzyża Rycerskiego.

Mundaya przewieziono do Berlina, gdzie był wielokrotnie przesłuchiwany, po czym przeniesiono go do położonego w północnych Niemczech obozu jenieckiego Marlag-Milag-Nord. Stamtąd wysłał swój pierwszy list do rodziny, w którym napisał o zatopieniu „Ceramica”. Do tej pory nikt w Wielkiej Brytanii nie miał pojęcia o losie statku ponieważ nie tylko nie uratowano nikogo spośród kilkuset rozbitków, ale nawet nie natknięto się choćby tylko na puste szalupy i tratwy. Fakt ten stał się powodem do szeroko rozpowszechnianych plotek, jakoby Henke rozkazał wszystkich wystrzelać. Plotka natychmiast została wykorzystana przez aparat propagandowy.

Dla porządku dodajmy że niektóre źródła podają, iż wysłane przez „Ceramica” SOS zostało odebrane przez krążownik HMS „Enterprise”. Na prośbę Brytyjczyków 9 grudnia z Azorów wypłynął na podaną przez statek pozycję portugalski niszczyciel „Dão”, ale niczego nie odnalazł. Okręt rzucił cumy dopiero 9, ponieważ wcześniejsze wyjście w morze uniemożliwiał silny sztorm.

Jeden z setek listów wysłanych do rodzin ofiar, a podpisany przez Ministra Transportu Wojennego. Pani Towey, żona Michaela który służył w maszynowni, została poinformowana że jej mąż jest na liście osób, które „prawdopodobnie utonęły”


Po pobycie w Marlag-Milag-Nord Munday został przeniesiony do Stalagu 8B w Lamsdorfie, czyli w Łambinowicach. Do miejsca, które po wojnie zyskało taką samą ponurą sławę jak wtedy, gdy było pod niemieckim zarządem. Tam doczekał kapitulacji Niemiec.

Pozostało nam teraz jedynie poznać dalsze losy U-515 i samego Wernera Henkego. Pomiędzy 12 września 1942 a 24 grudnia 1943 dowodzony przez niego U-515 zatopił aż 25 statków, 157. 064 tony. Pasmo sukcesów urwało się 9 kwietnia 1944 roku na północ od Madery. U-boot został dostrzeżony z samolotu amerykańskiego lotniskowca eskortowego „Guadalcanal”. Atak z powietrza wsparty przez bomby głębinowe z również amerykańskich niszczycieli eskortowych „Pope”, „Pillsbury”, „Chatelain” i „Flaherty” przesądził o losie okrętu. O dziwo uratowano aż 44 z liczącej 60 osób załogi, w tym także jej dowódcę.

Seria dramatycznych zdjęć, pokazujących ostatnie chwile U-515. Na pierwszym z nich w prawym górnym rogu „Chatelain”
, , ,

Wszyscy trafili do ośrodka przesłuchań w Fort Hunt, Wirginia. 15 czerwca 1944, w środku dnia, Walter Henke podszedł do płotu i próbował go sforsować. Ponieważ nie zareagował na strzały ostrzegawcze, kolejny był celny. Śmiertelnie celny. Wydaje się że Henke z pełną świadomością popełnił „zdalne” samobójstwo, ponieważ doszły do niego wieści o tym, że po przekazaniu go do Wielkiej Brytanii zostanie oskarżony o wymordowanie rozbitków – co, jak wiemy, nie było prawdą. Pochowano go na wojskowym cmentarzu usytuowanym wewnątrz wojskowej bazy w Fort George G. Meade, Maryland. Wiadomość o okolicznościach śmierci Henkego szybko dotarła do Niemiec i już 18 lipca Dönitz wydał Rozkaz Dzienny oddając hołd „wybitnemu oficerowi, który zginął w trakcie próby ucieczki”.

Na nagrobku podany jest stopień Korvettenkapitän czyli komandor podporucznik, ponieważ Henke został pośmiertnie awansowany przez Dönitza 18 marca 1945


Książka
SS CERAMIC
NIEOPOWIEDZIANA HISTORIA
w tym uratowanie jedynego ocalałego Erica Munday



Post zmieniony (03-05-20 12:10)

 
15-07-17 19:41  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-04-20 13:34)

 
23-07-17 13:18  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-04-20 13:34)

 
23-07-17 18:21  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Brawo ! Tylko patrzeć a będzie 100 tysięcy !

 
24-07-17 08:32  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 492


KOCIOŁ


USS BENNINGTON należał wprawdzie do typu Yorktown, ale ani jedna ani druga nazwa nie miała wtedy nic wspólnego z lotniskowcami. Powód był prosty: kiedy 3 czerwca roku 1888 w Chester (Pensylwania) wodowano ten okręt, latające maszyny cięższe od powietrza istniały jedynie w umysłach największych marzycieli. „Bennington” otrzymał kod PG-4, przy czym PG oznaczało Patrol Gunboat, czyli kanonierkę patrolową. US Navy przejęła okręt dopiero rok i 17 dni później, co z pewnością nie było spowodowane jego nadzwyczajnymi rozmiarami lub stopniem skomplikowania konstrukcji.

Wyposażanie okrętu w stoczni Delaware River Iron Works, Chester


Z upływem czasu w dostępnych źródłach pojawiły się nieco różniące się od siebie dane taktyczno-techniczne, ale zgódźmy się z tymi podanymi przez Historyczne Stowarzyszenie San Diego (San Diego Historical Society). Według kalifornijskich dżentelmenów kanonierka wypierała 1710 ton i mierzyła 70 metrów. Cztery cylindryczne kotły napędzające dwie śruby nadały jej prędkość na próbach aż 17,5 węzła, chociaż Marynarka domagała się tylko 16. Aby móc przedłużyć pobyt na morzu okręt dostał trzy maszty z ożaglowaniem szkunera, co pozwalało na oszczędzanie węgla, zwłaszcza podczas długich transoceanicznych przelotów.

Głównym uzbrojeniem było 6 dział 152 mm: dwa przed mostkiem, po bokach, z lufami na linii burty plus dwa na śródokręciu w barbetach i dwa w części rufowej, również z lufami na linii burty. Dzięki takiemu rozwiązaniu okręt mógł strzelać czterema działami przed dziób co było pożądane w przypadku pogoni za przeciwnikiem oraz również czterema za rufę, gdy trzeba by było odgryzać się w trakcie ucieczki przed silniejszym wrogiem.

Okręt uzbrojono ponadto w 4 sześciofuntówki (57 mm), 4 jednofuntówki (37 mm) i dwa śmiercionośne na krótkich dystansach ze względu na szybkostrzelność i kaliber 11-milimetrowe karabiny maszynowe Gatlinga, będących antenatem GAU-8 Avenger, zabójczej broni znajdującej się obecnie na wyposażeniu szturmowców Fairchild Republic A-10 Thunderbolt.

Dwa takie karabiny maszynowe Gatlinga wzór 1883 zainstalowano na „Benningtonie”


Za okręt US Navy zapłaciła 522.356 dolarów i 44 centy.



Na prawo od „Benningtona” „Yorktown” PG-1, pierwszy okręt z serii


Przez trzy lata „Bennington” służył na Atlantyku i Morzu Śródziemnym.

„Bennington” na samym początku swej służby w jednym z europejskich portów. Za nim stoi krążownik „Newark”


W 1893 był jednym z amerykańskich okrętów biorących udział w Międzynarodowym Przeglądzie Marynarki Wojennej (International Naval Review) na redzie Hampton, Anglia.

Pocztówka wydana z okazji Przeglądu. Okręty US Navy znajdują się tuż poniżej miasta Newport News, po lewej stronie mapki (podpisane: UNITED STATES). Oprócz tego podpisane są tam także stojące grupami flotylle z Hiszpanii, Brazylii, Włoch, Wlk. Brytanii, Chile. Francji, Rosji i Niemiec


Zbliżenie na kilka okrętów z zespołu amerykańskiego. Pocztówka z tylu elementami namalowana była zwykłymi kredkami!



W 1894 „Bennington” przeszedł na Pacyfik. Przez cztery kolejne lata zawijał do wielu zagranicznych portów „pokazując banderę”, czyli demonstrując maluczkim zdolność US Navy do przemieszczenia się w każde dowolne miejsce.

,

Pod koniec 1898 kanonierkę wysłano aż na Filipiny. Po drodze, 17 stycznia 1899, okręt zatrzymał się na atolu Wake, uroczyście biorąc go w posiadanie Stanów Zjednoczonych. Jest to kolejna informacja z Historycznego Stowarzyszenia San Diego, różniąca się nieco od zapisu w Wikipedii która mówi iż „4 lutego 1898 wyspy zajęły Stany Zjednoczone, a 17 stycznia 1899 [czyli w dniu zawinięcia tam Benningtona”] formalnie ustanowiono z atolu terytorium zależne Stanów Zjednoczonych”. Dodajmy na zakończenie tego wątku że wprawdzie od 1568 roku atol formalnie należał do Hiszpanii, ale ponieważ przez wieki nigdy Madrytu nie obchodził, więc i teraz podniesienie na nim amerykańskiej flagi nikogo tam nie zabolało.

Przez półtora roku pobytu na filipińskich wodach okręt brał udział w tłumieniu powstania tubylców. Większość czasu zajmowały mu patrole w poszukiwaniu łamaczy blokady, dostarczających powstańcom broń, żywność i lekarstwa, chociaż kilkakrotnie przemówiły także jego działa. Zdarzały się także krótkie wypady do Japonii, Hong Kongu i Szanghaju. Z tego ostatniego portu pochodzi zdjęcie datowane 4 lipca 1901 roku. Gala banderowa została podniesiona oczywiście z okazji Święta Niepodległości.



Dodajmy dla formalności, że po trzech latach krwawych walk (1899-1902) Filipiny uzyskały ograniczoną autonomię, a pełna niepodległość przyszła po 14 latach.

„Bennington” w sztormie


Po powrocie do kraju sfatygowany służbą w tropiku okręt trafił na stocznię w San Francisco, gdzie przebywał aż 18 miesięcy. Do służby powrócił 2 marca 1903 roku.

,

Po zejściu ze stoczni „Bennington” popłynął wzdłuż zachodniego wybrzeża Meksyku i Ameryki Południowej ponownie „pokazując tam banderę”, po czym obrał kurs na Hawaje. Z niezrozumiałych względów półtoraroczny remont nie obejmował kotłów, które sfatygowane 12-letnią służbą pozwalały na osiągnięcie zaledwie 12 węzłów - aż o 5 i pół mniej, niż w czasach świetności! Zamiast tego zajmowano się na przykład demontowaniem głównego masztu...

Załoga „Benningtona”. San Diego, 3 marca 1905




Minęły dwa lata. Rankiem 21 lipca 1905 roku „Bennington” stał na kotwicy w dobrze mu znanej zatoce San Diego, na wysokości bazy Marynarki Wojennej. Poprzedniego popołudnia okręt otrzymał rozkaz eskortowania w drodze do stoczni w Port Hartford uszkodzonego monitora „Wyoming”. Marynarze wchodzili na pokład po drabinach wywieszonych na czarnych od świeżo pobranych 300 ton węgla burtach. 196-osobowa załoga była wściekła, bo zaledwie dwa dni wcześniej okręt powrócił po dwumiesięcznym rejsie po Pacyfiku.

Kończono już przygotowania do wyjścia, czekając jednocześnie na przybycie dowódcy, komandora porucznika Luciena Younga, który właśnie wsiadał przy kei do łodzi.

O 10:38 dwie głuche eksplozje szarpnęły okrętem. Przez rozerwany pokład śródokręcia wytrysnął niczym gejzer strumień przegrzanej pary, okrywającej po chwili okręt białym obłokiem. Z najbliżej stojącego na pokładzie chorążego Newmana Kershaw Perry ciśnienie pary zdarło ubranie, rzucając z impetem o nadburcie na wpół ugotowane ciało.

Chorąży Newman Kershaw Perry. 24-latek, jedyny oficer który zginął tego dnia, miał straszliwą śmierć


Charles Garry Wheeler znajdujący się w pomieszczeniu podoficerskim: „Nie miałem pojęcia co się stało, ale pomieszczenie natychmiast wypełniło się gorącą parą. Było ona tak gęsta, że zapanował półmrok”.

Rysunek z gazety Boston Daily Globe. Krzyżykiem zaznaczono miejsce wybuchu


I mapka sytuacyjna. Krzyżyk – miejsce eksplozji. Gwiazdka – zaraz na prawo – miejsce osadzenia statku na mieliźnie



Ludzie zaczęli skakać do wody, niekiedy najpierw zrywając z siebie parzące do granic wytrzymałości ubranie. Jednym z nich był czarnoskóry mat artylerzysta pierwszej klasy J. H. Turpin, który raz już przeżył podobną historię podczas wewnętrznej eksplozji na pancerniku „Maine” w roku 1898 (vide Opowieść 34, HAWAŃSKA TAJEMNICA). Turpin szczęśliwie dopłynął do brzegu, nie odnosząc żadnych obrażeń. Niestety wielu innych, ciężko poparzonych utonęło, zanim zjawili się ratownicy. Spod pokładu wydobywało się wycie uwięzionych ludzi, którym para odcięła drogę ucieczki.

Ci, którzy nie odnieśli obrażeń, zadziałali natychmiast. Ryzykując życiem marynarz Rade Grbitch wbiegł pod pokład, krzycząc co sił „Tędy do wyjścia! Tędy do wyjścia!”. Wielu ocalałych mówiło później, że te krzyki ocaliły im życie. Kilku najbardziej poszkodowanych Grbitch wyniósł na plecach w bezpieczne miejsce, po czym dołączył do grupy mechaników, starających się zatrzymać wyciek pary. Za bezprzykładne bohaterstwo marynarz otrzymał Medal Honoru, będący najwyższym amerykańskim wojskowym odznaczeniem. Grbitch zmarł w 1910, mając zaledwie 40 lat



Identyczne odznaczenie otrzymało jeszcze dziesięciu marynarzy. Wiemy coś więcej o kilku z nich.

W chwili wybuchu kucharz pierwszej klasy Frank E. Hill stał u wyjścia ze szpitalika okrętowego. Zamiast uciekać na górę, ku życiu, pobiegł w dół, pomagając kolegom wydostać się na pokład. Wszedł także do zakrytej parą maszynowni, wyciągając resztką sił bezwładne ciała. W uzasadnieniu nadania Medalu Honoru napisano między innymi: „Przez wiele poprzednich dni był na liście chorych. Dwukrotnie zemdlał podczas wynoszenia rannych na pokład, ale nie przerwał pracy”.

Szpitalny steward William S. Shacklette również nie spanikował. Wybiegł na pokład, po czym zajął się rannymi. Wtedy to nagły podmuch pary objął jego głowę. Pomimo bardzo poważnych oparzeń, po kilku minutach szoku Shacklette podjął ratowanie kolegów. Sam poddał się opiece dopiero wtedy, gdy wszyscy wokół uzyskali już pomoc.

William Shacklette zmarł w 1945 roku, w wieku 65 lat


Kolejnym bohaterem dnia został palacz w drugiej kotłowni, H. B. Nidever. Po usłyszeniu wybuchu wskoczył w ułamku sekund do sąsiedniego magazynu. Słysząc krzyki kolegów otworzył drzwi, po czym wyciągnął z kotłowni trzech ciężko poparzonych mężczyzn. Gdy tylko temperatura pary nieco zelżała Nidever wydostał się na pokład, ale po zaczerpnięciu kilku łyków świeżego powietrza zszedł ponownie w dół, po czym wyciągnął nieprzytomnych kolegów na górę.

Tymczasem zewsząd płynęły ku „Benningtonowi” statki, okręty i zwykłe łódki. Pospiesznie zmienił kurs także duży bocznokołowy prom „Ramona”. Na wodę schodziły kolejne, wyciągające rozbitków z wody szalupy.

„Ramona”


Para zabijała i raniła załogę, ale samemu okrętowi najbardziej groziła woda, wlewająca się przez wyrwę w prawej burcie. Aby zapobiec zatonięciu kanonierki na głębokiej wodzie, dziobem do jego burty ustawił się holownik „Santa Fe”, pchając go w kierunku mielizny. Udało się to dzięki niezwykłemu poświeceniu mata Lynna J. Gauthiera, który wcześniej zdążył się skryć przed parą w jednym z magazynków. Teraz wyskoczył z niego, aby zwolnić mocowanie łańcucha kotwicznego. Kotwica wraz z łańcuchem opadła na dno, co pozwoliło holownikowi przemieścić okręt. Swój czyn Gauthier opłacił poparzeniem płuc ze śmiertelnym skutkiem. Medal odebrała jego żona.

Pocztówki pokazujące okręt dwie godziny po eksplozji. „Pamiętajmy naszych dzielnych chłopców z Benningtona!”
,

Natychmiast po wybuchu kotła jęzory ognia doszły do drzwi jednego z magazynów amunicyjnych. Najstarszym oficerem obecnym na okręcie w chwili wybuchu był porucznik Alexander F. H. Yates, który niedawno ukończył słynną akademię w Annapolis. Młody człowiek nie stracił głowy i ogłosił przejęcie dowództwa, po czym natychmiast wydał rozkaz pozamykania wodoszczelnych drzwi, oraz zalania magazynu z amunicją. Rozkazu posłuchał szef artylerzystów, mat John J. Clausey – kolejny kawaler Medalu Honoru – który ryzykując życiem zbiegł do magazynu, otworzył w nim zawory denne i w ostatniej chwili opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą stalowe drzwi.

John Clausey zmarł w 1951


Groby kolejnej czwórki bohaterów, udekorowanych Medalem Honoru. Zważywszy na dużą ostrożność w szafowaniu tym najwyższym wojskowym odznaczeniem, udekorowanie nim aż 11 członków załogi było najlepszym świadectwem ich niezwykłej postawy. Pomimo upływu ponad stu lat, charakterystyczne nagrobki stojące na terenie cmentarza wojskowego (niektórzy spoczywają w swym rodzinnych stronach) są utrzymywane w idealnym stanie. US Navy dba o pamięć swoich bohaterów

, , ,

Krótko po jedenastej na okręt dotarł komandor Young. Para wciąż wydobywała się z rozbitych rurociągów, a pokłady z leżącymi na nich licznymi ofiarami pokrywał zielony szlam. Na razie ratownicy zostawiali martwe ciała, biorąc na szalupy rannych i poparzonych.

, ,

Zabieranie ciał


Ponieważ miejskie szpitale były wypełnione poszkodowanymi do granic możliwości, otworzono prowizoryczny szpital w dawnych koszarach. Jako że w szpitalach – nie mówiąc już barakach – szybko zabrakło łóżek, pacjentów kładziono na kocach, albo wręcz na gołej podłodze. Na radiowy apel mieszkańcy zaczęli znosić poduszki, koce, maty, pościel, owoce, papierosy oraz lody. Ponad sto pań zgłosiło gotowość pomagania lekarzom i pielęgniarkom.

Ogromne kłopoty miała także kostnica, nie przystosowana przecież do tylu nieboszczyków na raz. Bardzo szybko znalazło się w niej około 50 ciał, a ich liczba wzrosła wieczorem następnego dnia do 59. W szpitalach znajdowali się jednak jeszcze pacjenci, nie mający szans na przeżycie. Skończyło się na 65 (62? 66?) ofiarach śmiertelnych, a ponadto 40 osób odniosło rany, w tym 14 bardzo poważne, które uniemożliwiły im powrót do służby wojskowej.

Zbiorowy pogrzeb na wojskowym cmentarzu Fort Rosencrans w San Diego


Po pogrzebie na Fort Rosencrans wiele rodzin zażądało oddania im ciał, celem pochowania ich w ojczystych stronach. Prośby zostały przez Marynarkę odrzucone, ponieważ „nie ma na to funduszy”, a Rząd pokrył jedynie kosztów pogrzebu na miejscu (i to we wspólnym dole!). Ponieważ jednak naciski nie ustępowały, pod koniec lipca Kongres uchwalił prawo, nakazujące przewożenie na koszt państwa zwłok marynarzy w miejsca wskazane przez rodziny. Po kilkunastu dniach wydobyto i wywieziono znaczną część trumien, jednocześnie rozdzielając groby pozostałych na miejscu ofiar wypadku.

Do domu w Massachusetts przewieziono także trumnę z ciałem chorążego Perry. Jego drugiemu pogrzebowi towarzyszyła msza – z tysiącami wiernych - za dusze wszystkich zmarłych marynarzy.

W 1908 roku odsłonięto na cmentarzu Fort Rosencrans obelisk poświęcony pamięci ofiar „Benningtona”
,

Co było przyczyną wybuchu kotła? W sierpniu, po dwutygodniowym śledztwie, zawyrokowano iż winny był palacz, który jakoby niechcący zablokował zawór bezpieczeństwa. Dopiero później przedostało się do opinii publicznej że kotły na okręcie były w złym stanie, a informacje na ten temat kilkakrotnie docierały do dowództwa, które nic w tej sprawie nie zrobiło. No cóż, łatwiej było zwalić winę na nieboszczyka, niż postawić przed sądem oficerów sztabowych...

Pierwsze, wieczorne doniesienia mówiły o 27 zabitych...


...potem o 50...


...a tu już o 60: SZEŚĆDZIESIĘCIU NIE ŻYJE, A INNI SĄ UMIERAJĄCY. Po lewej komandor Young



Ponieważ uznano okręt za nie warty naprawy, 31 października 1905 roku „Bennington” został oficjalnie wycofany ze służby.

Demontowanie urządzeń okrętu: wyładunek kotła


Po zdjęciu nadbudówek i zdemontowaniu co tylko się dało, załatany kadłub – wciąż z wymalowaną nazwą „Bennington”! – używano jako podręcznej barki. 10 września 1910 publicznie ogłoszono, że jest ona do sprzedaży. 14 listopada znalazł się chętny, który jednak trzymał kadłub przy kei aż do 1912 roku, kiedy to sprzedał go hawajskiemu armatorowi Matson Line, który używał go do przewozu melasy.

Honolulu. „Bennington” jako barka do przewozu melasy


Kolejny właściciel – także z Honolulu – dostarczał nim wodę na statki. W końcu i jemu się znudziło... Wobec braku następnego kupca, 19 stycznia 1924 roku żałosne resztki kanonierki odholowano na otwarte morze i zatopiono.

Post zmieniony (03-05-20 12:10)

 
24-07-17 10:38  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Świetnie napisana historia !
A jakie "talerzówy" mieli w tamtych czasach !

PS - zmieniłbym jednak tą "czaszkę" na "głowę" ( "Wtedy to nagły podmuch pary objął jego czaszkę." ) :-)

 
24-07-17 10:46  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-04-20 13:36)

 
27-07-17 11:51  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

OPOWIEŚĆ 493


PECHOWA NAZWA


Okręt zszedł z pochylni jako USS „Blower”, kolejny z serii nazwanej Balao. Jak udany był to model może świadczyć fakt, że Amerykanie wyprodukowali ich aż 122, z czego 101 w latach wojny.

Zwodowany 23 kwietnia 1944 i przekazany US Navy 10 sierpnia okręt nie miał zbyt wielu szans wykazania się w walce, zważywszy że wcześniej trzeba było zgrać go z załogą. I rzeczywiście, „Blower” zjawił się w Pearl Harbor dopiero 16 grudnia, a wyszedł w pierwszy patrol 17 stycznia 1945. Wojna skończyła się dla załogi 28 lipca, kiedy to okręt zawinął do Freemantle, Australia, po swoim trzecim patrolu, na którym – tak jak i na poprzednich – nie trafiła mu się żadna okazja do wystrzelenia torped, co nie było niczym wstydliwym zważywszy, że prawie nic już nie pozostało z ogromnej japońskiej floty wojennej i handlowej.

Sześć okrętów typu Balao. „Blower” trzeci od prawej


W drugiej połowie 1947 roku Turcy wystąpili o sprzedaż czterech okrętów typu Balao. Rzecz jasna że prośba spotkała się za oceanem z dużym zainteresowaniem, jako że utrzymywanie w czasie pokoju wielkiej podwodnej floty nie miało większego sensu. W rezultacie 23 maja 1948 roku Amerykanie przekazali Turkom „Brill”, „Blueback”, „Boarfish” i „Chub”. Turecka Marynarka (Türk Donanması) była tak bardzo zachwycona jakością jednostek, że wkrótce potem wystąpiła o dwie kolejne.

16 listopada 1950 turecką banderę podniosły „Canakkale” (ex „Bumper”), oraz „Dumlupinar” (ex „Blower”). Dla porządku dodajmy że nie były to ostatnie kupione okręty tego typu. W roku 1954 Turcy kupili jeszcze „Guitarro” i „Hammerhead”, a w latach 1958-1974 kolejne 11 sztuk Balao, tyle że były to już mocno unowocześnione wersje.

Od lewej „Bumper” i „Blower” w dniu zmiany bandery. Widać jak bardzo zmieniły się po przebudowie kioski okrętów


„Dumlupinar”



Na przełomie marca i kwietnia 1953 na Morzu Śródziemnym odbywały się morskie ćwiczenia NATO, mające kryptonim Blue Sea. Udział w nich brało także kilka tureckich okrętów, w tym także siostrzane „Dumlupinar” i „İnönü”. Późnym wieczorem 3 kwietnia obrały one kurs na Gölcük, w którym to tureckim porcie znajdowała się stocznia marynarki wojennej. Na czele niewielkiego zespołu stał dowódca „Dumlupinara”, komandor Kurmay Albay Hakkı Burak. Wraz z nim załoga liczyła 86 osób.

Komandor Kurmay Albay Hakkı Burak


W nocy okręty płynęły przez Dardanele – cieśninę łączącą Morze Egejskie z Morzem Marmara – mijając po prawej miasto Canakkale.

Wprawdzie kapitan Huseyin Inakya zakończył już swoją wachtę, ale wciąż pozostawał na pomoście. Kiedy okręt znalazł się na wysokości przylądka Nara, oficer dostrzegł kątem oka coś wielkiego, co nagle wynurzyło się z ciemności. Zaraz potem rozległ się przerażający huk, połączony z niezwykle silnym wstrząsem. Cała ósemka znajdująca się na pomoście została wyrzucona do wody. Jeden z kontuzjowanych w chwili kolizji marynarzy natychmiast utonął, a dwóch kolejnych poniosło straszną śmierć od śruby „Dumlupinara”. Była 2:15.

Szwedzki czterotysięcznik „Naboland” uderzył w prawą burtę śródokręcia tureckiego okrętu


Uszkodzenia na szwedzkim statku

,

„Dumlupinar” zaczął iść dziobem pod wodę tak szybko, że spośród 78 osób znajdujących się wewnątrz okrętu, zaledwie 22 zdążyło przedostać się do przedziału rufowych wyrzutni torpedowych i zamknąć za sobą wodoszczelne drzwi. Nie było wśród nich komandora Buraka. Wśród całkowitej ciemności zwolniono boję ratunkową, która wypłynęła na powierzchnię.

Boja „Dumlupinara”


Pod klapą w zagłębieniu pokrywy znajdował się telefon, połączony kablem z okrętem



Na lewo od miejsca kolizji znajduje się port Eceabat. Wpływająca tam właśnie jednostka służby celnej została poinformowana przez jakiś niewielki stateczek, iż tuż obok doszło do zderzenia. Celnicy zawrócili w pośpiechu i wkrótce ujrzeli szalupy szwedzkiego statku, obsadzone przez marynarzy w fosforyzujących kamizelkach ratunkowych i świecących flarami w poszukiwaniu rozbitków. Turcy wyciągnęli z morza piątkę marynarzy wyrzuconych do wody w chwili zderzenia, po czym szybko zawrócili, aby dostarczyć ich jak najprędzej do szpitala. Gdy tylko rozbitkowie znaleźli się na kei, statek zawrócił na morze. Zaalarmowana baza marynarki wojennej rozkazała jak najszybsze wyjście w morze specjalistycznego okrętu ratowniczego „Kurtaran”, przystosowanego do udzielania pomocy podwodniakom.

„Kurtaran” – ex USS „Bluebird” – został przekazany Turcji w roku 1950, podobnie jak to było w przypadku „Canakkale” i „Dumlupinara”


O 6:40 jaskrawa boja „Dumlupinara” została zauważona przez rybaków, którzy natychmiast poinformowali o tym celników. Z pospiesznie opuszczonej szalupy Selim Yoluduz przeczytał napis: NALEŻĄCY DO TURECKIEJ MARYNARKI OKRĘT PODWODNY DUMLUPINAR ZATONĄŁ TUTAJ. OTWÓRZ KLAPĘ I SKONTAKTUJ SIĘ Z OKRĘTEM.

Yoluduz postąpił zgodnie z instrukcją i zobaczył słuchawkę telefonu. Wyciągnął ją na zewnątrz i – trudno było w to wszystko tak ot sobie uwierzyć - chciał się upewnić co do realności sytuacji. W odpowiedzi usłyszał: „Tak, jestem kapitanem Selami”. Na kolejne pytania Selami powiedział że okręt leży 15 stopni na prawej burcie, nie ma prądu i że w rufowym przedziale torpedowym znajduje się 22 ludzi”.

Z kolei Yoluduz poinformował kapitana w którym miejscu się znajdują, i że głębokość w tym miejscu wynosi około 90 metrów. Dodał: „Nie martwcie się, wydostaniemy was. Kurtaran jest w drodze”. W odpowiedzi usłyszał: „Pozdrawiamy nasze rodziny. Wiemy że nas uratujecie”

Nadzieja pojawiła się w sercach, gdy o 11:00 na miejscu zjawił się „Kurtaran”. Czekał już tam na niego „Canakkale”, który – płynąc kawał drogi przed „Dumlupinarem” - przez dłuższy czas nie miał pojęcia, co stało się z siostrzanym okrętem! Do Turków wkrótce dołączył amerykański niszczyciel „Hawkins”, z lekarzami i nurkami na burcie.



Nurkowie na „Kurtaranie” docierali do „Dumlupinara” używając zarówno klasycznego jak i skorupowego skafandra
,

Przez telefon poproszono rozbitków aby wstrzymywali się od rozmów, śpiewów i palenia papierosów, aby oszczędzać tlen.

Dwóch nurków próbowało przymocować do lekko przechylonego okrętu linę, wzdłuż której można by opuścić i wciągać dzwon ratunkowy, ale bardzo silny prąd niweczył ich wysiłki. Być może gdyby w akcji był amerykański okręt ratowniczy, doświadczenie jego załogi pozwoliłoby pokonać wszelkie trudności, ale Turkom zabrakło właśnie owego doświadczenia...

Zasada działania dzwonu ratunkowego


Po południu ratownicy pogodzili się z myślą że z pewnością nie będą w stanie wykorzystać dzwonu. Połączono się z kapitanem Selami. W słuchawce słuchać było modlących się ludzi. Poinformowano kapitana o sytuacji i dodano na koniec z bólem: „Panowie, możecie rozmawiać, śpiewać i nawet palić”, na co Selami odpowiedział „Za ojczyznę...”, po czym kabel telefonu zerwał się.

Chyba jedynie dla zachowania czystego sumienia przez wiele następnych godzin podejmowano kolejne próby przyjścia kolegom z pomocą, ale rezultaty było zerowe. 7 kwietnia, 3 dni po zatonięciu okrętu Marynarka Wojenna ogłosiła że po tak długim czasie poziom dwutlenku węgla w okręcie musiał już wszystkich zabić, i to co najmniej 24 godziny wcześniej, w związku z czym akcja ratownicza zostaje przerwana.

Nigdy nie podjęto próby wydobycia wraku.

*

Nazwa „Dumlupinar” nie była szczęśliwa dla tureckich okrętów podwodnych. Identycznie nazwano kolejny okręt typu Balao, ex USS „Caiman”, przejęty przez Türk Donanması 24 sierpnia 1972 roku.

Drugi „Dumlupinar”


1 września 1976 okręt zderzył się na Morzu Marmara z rosyjskim statkiem „Szik Wowiłow”. Załodze udało się jednak osadzić okręt na mieliźnie, dzięki czemu nikt nie stracił życia, a samą jednostkę zdołano wyremontować.



Oba „Dumlupinary” zderzyły się praktycznie w tym samym rejonie. Pierwszy z nich zatonął w pobliżu portu Canakkale.


Pomnik upamiętniający tragedię z 1953


Co roku 4 kwietnia w miejscu gdzie na dnie leży „Dumlupinar”, opuszcza się na wodę wieniec



Post zmieniony (03-05-20 12:10)

 
27-07-17 18:16  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Komandor Hakk Burak - nie wiem czy zwyczajowo w Turcji wpierw pisze się nazwisko a potem imię ale Burak to imię męskie (tak nazywał się koń Mahometa) i korzystniej byłoby w zdaniu "Nie było wśród nich komandora Buraka" zmienić imię na nazwisko - Hakk.

 
28-07-17 09:19  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-04-20 13:38)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 22 z 80Strony:  <=  <-  20  21  22  23  24  ->  => 

 Działy  |  Chcesz sie zalogowac? Zarejestruj się 
 Logowanie
Wpisz Login:
Wpisz Hasło:
Pamiętaj:
   
 Zapomniałeś swoje hasło?
Wpisz swój adres e-mail lub login, a nowe hasło zostanie wysłane na adres e-mail zapisany w Twoim profilu.


© konradus 2001-2024