Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Pomyślałem sobie wczoraj że przecież nigdy nie deklarowałem, że moje Opowieści będą traktować tylko o sprawach morskich – chociaż na 157 opublikowanych historii (już 157, nie do wiary!), dokładnie 157 to sprawy związane z morzem. Po dłuższych obliczeniach wyszło mi, że jest to mniej więcej 100 procent :-)
Postanowiłem zrobić mały skok w bok i opisać historię LOTNICZĄ, znaną mi i intrygującą od lat.
Opowieść 157
„LADY BE GOOD”
4 kwietnia 1943 w godzinach popołudniowych z bazy lotniczej Soluch pod Benghazi w Libii, wystartowało 25 amerykańskich bombowców typu B-24 Liberator. Celem nalotu był port w Neapolu. Lot tam i z powrotem planowano na dziewięć godzin, ale samoloty 376 Grupy Bombowej miały paliwa aż na godzin dwanaście. Jeden z bombowców miał wymalowany na nosie numer 64, a pod prawymi oknami kabiny pilota widoczna była własna nazwa samolotu „Lady be good” (tytuł musicalu Gershwina). Był to pierwszy bojowy lot tej załogi, która przybyła do Afryki zaledwie 16 dni wcześniej.
Nalot miały przeprowadzić dwie fale bombowców: najpierw dwunastu, a krótko potem pozostałych trzynastu. Jednym z tej trzynastki był Liberator „Lady be good”.
Silny wiatr i unoszące się w powietrzu masy piasku spowodowało tak wielką penetrację piasku do silników, że aż dziewięć bombowców z drugiej fali musiało zawrócić do bazy. Teraz „64” leciała już tylko w towarzystwie trzech maszyn.
Samoloty zjawiły się nad Neapolem o 19:50, lecąc na wysokości 7600 metrów. Z powodu fatalnej widoczności jednak lotnicy zmuszeni byli zrezygnować z bombardowania portu, kierując się na cel zastępczy, który znajdował się na samym początku trasy powrotnej. Jednakże jedynie dwa Liberatory zrzuciły tam swe bomby, bo dwa pozostałe – nie widząc dokładnie celu – pozbyły się swego ładunku dopiero po zrzuceniu go do morza.
„Lady be good” wracała samotnie. O 12:12 dowodzący maszyną porucznik William J. Hatton zameldował że jego automatyczny naprowadzacz nie działa, w związku z czym prosi bazę o wysłanie sygnału naprowadzającego. Nie wysłano go jednak, ponieważ dowódca bazy uznał, że może to być sztuczka Niemców! Gdy Liberator jednakże znajdował się już blisko Soluch wystrzelono z ziemi rakiety mające zwrócić uwagę lotników, ale nikt z załogi samolotu ich nie dostrzegł!
Przez dwie kolejne godziny samolot leciał w głąb pustyni, tracąc w końcu wszelką orientację co do swego położenia. Wobec kończącego się paliwa i braku możliwości bezpiecznego wylądowania w nocy i na nieznanym terenie, o godzinie drugiej na rozkaz dowódcy siedmioosobowa załoga wyskoczyła na spadochronach. Pozbawiony załogi samolot przebył w powietrzu jeszcze 26 kilometrów zanim płasko lecąc sam wylądował, rozbijając się tylko w pewnym stopniu. Jeden z silników pracował aż do chwili zderzenia z piaskiem.
Rankiem na poszukiwania zaginionego bombowca wyruszyły z bazy w Soluch liczne maszyny, ale żadna z nich nie zaleciała wystarczająco daleko, aby zauważyć szczątki „Liberatora”. Po paru dniach zniknięcie samolotu zamknięto konkluzją „Zaginieni w akcji” i taką informację otrzymały rodziny lotników. No cóż, jak to na wojnie…
***
Mijały lata, a rodziny wreszcie pogodziły się z myślą, że ich bliscy już dawno nie żyją. I nagle gruchnęła wiadomość o odnalezieniu „Lady be good”! Dokonała tego 9 listopada 1958 roku grupa brytyjskich nafciarzy. Zawiadomili oni natychmiast o swoim odkrycie amerykańska bazę lotniczą w Libii – Wheelus Air Base – ale nie poskutkowało to żadną akcją ze strony Amerykanów! Jak stwierdzili, w tym rejonie nie stracono nigdy żadnego samolotu, więc znaleziony wrak nie może być ich. Wprawdzie Brytyjczycy mówili o amerykańskich znakach rozpoznawczych, ale co tam cywilni Angole mogli o tym wiedzieć... Zaskoczeni taką reakcją nafciarze zaznaczyli miejsce znaleziska na mapie, pozostawiając na przyszły rok dokładniejsze zbadanie sprawy.
27 lutego 1959 roku do wraku samolotu dotarł kolejny brytyjski nafciarz, Gordon Bowerman. Miejsce znajdowało się aż o 710 kilometrów od Soluch! Wreszcie Amerykanie z Wheelus Air Base poszli po rozum do głowy i wysłali na miejsce swoich ludzi. Zastali przełamanego na dwie części Liberatora i to całkiem nieźle zachowanego. Działały karabiny maszynowe – sprawdzono to przez naciśnięcie spustu - a także radiostacja, oczywiście po podłączeniu jej do prądu. Znaleziono także trochę wody i jedzenia. Herbata w termosie wciąż nadawała się do picia!
Poszukiwania ludzkich szczątków w kadłubie maszyny oraz w najbliższej okolicy okazały się bezowocne. Nie było także spadochronów, co od razu z grubsza wyjaśniło Amerykanom przebieg wypadków. Znaleziony na miejscu dziennik lotu prowadzony przez nawigatora porucznika Haysa, kończył zapis na Neapolu. To był pierwszy bojowy lot porucznika...
Teraz ruszyła szeroko zakrojona akcja mająca na celu odnalezienie zwłok załogi. Prowadzono ją w dużym promieniu od samolotu, trafiając wreszcie na trop. O 31 kilometrów na północ od samolotu znaleziono strzałkę zrobioną z butów, a do zrobienia kolejnych użyto przygniecionych kamieniami spadochronów: wszystkie strzałki pokazywały na północny zachód. Urwały się one jednak na skraju libijskiej pustyni Calanscio. Od tego miejsca i tej chwili żadne dalsze poszukiwania nie przynosiły nowych odkryć. Z powodu wyjątkowo ciężkich warunków atmosferycznych akcję odwołano.
I znowu na scenie pojawiają się brytyjscy nafciarze. W lutym 1960 roku znaleźli szczątki pięciu lotników o 137 kilometrów na północ od rozbitego samolotu. Leżały blisko siebie, otoczone licznymi przedmiotami. Wśród nich znajdował się dziennik drugiego pilota „Lady be good”, porucznika Roberta Tonera! Opowiedział on wszystko o tragicznych losach załogi ...
Niedziela, 4 kwietnia 1943
Neapol - 28 miejsc (? – A.K.) - wszystko się pomieszało – zgubiliśmy się podczas powrotu, koniec paliwa, wyskoczyliśmy, wylądowaliśmy na pustyni o 2 nad ranem, nikt nie jest poważnie ranny, nie możemy znaleźć Johna (John S. Woravka – bombardier), pozostali obecni.
Poniedziałek 5
Rozpoczynamy marsz na północny-zachód, wciąż nie ma Johna, kilka racji żywnościowych, pół manierki wody, jedna nakrętka wody dziennie, słońce silnie grzeje. Miły wiatr z północnego zachodu. Noc bardzo zimna, bez snu. Odpoczywamy i idziemy.
Wtorek 5
Odpoczynek o 11:30, słońce bardzo grzeje, bez wiatru, spędziliśmy popołudnie w piekle, nie ma samolotów itd, odpoczywaliśmy do 17:00. Odpoczywaliśmy i szliśmy całą noc. 15 minut w drodze, 5 odpoczynku.
Środa, 7 kw. 1943
Ta sama rutyna, wszyscy słabną, nie możemy iść długo, modlimy się cały czas, anowu po południu bardzo gorąco, piekło. Nie możemy spać, wszystko boli od leżenia na ziemi.
Czwartek 8
Atakujemy piaskowe diuny, bardzo wynędzniali, dobry wiatr ale ciągłe wianie piasku, każdy teraz bardzo słaby, myślę że Sam (Samuel R. Adams – strzelec) i Moore (Vernion L. Moore - strzelec i asystent radiooperatora) mają dosyć. Oczy La Motte (Robert LaMotte - radioperator) uciekają, pozostałych oczy też są niedobre (widać po nich zły stan organizmu – A.K.). Wciąż idziemy na północny zachód.
9 kwietnia porucznicy Hatton, Toner, Hays i sierżanci Adams i LaMotte kończą marsz, zbyt wycieńczeni aby iść. Sierżanci Shelley, Moore i Ripslinger idą na północ w nadziei na ratunek. Porucznik Toner nadal notuje:
Piątek 9
Shelly (z wycieńczenia nieprawidłowo napisał nazwisko kolegi), Rip (Ripslinger), Moore oddzielili się i próbują uzyskać pomoc, reszta z nas bardzo słaba, niedobre oczy, bez kroku, wszyscy chcemy umrzeć. Nadal (pijemy) bardzo mało wody. W noce około 35 (Farnheita = 1,5 stopnia C), dobry północny wiatr, zostawiliśmy jeden spadochron.
Sobota, 10 kw. 1943
Wciąż modlimy się o ratunek. Żadnego znaku ani niczego, trochę ptaków, dobry wiatr z północy. Naprawdę bardzo słaby, nie mogę iść. Wszystko boli, nadal chcemy umrzeć. Noce bardzo zimne, bez snu.
Niedziela 11
Wciąż czekamy na ratunek, wciąż się modlimy. Złe oczy, tracimy wagę, rozglądamy się wokół, dalibyśmy radę mając wodę, tylko aby zwilżyć język, mamy nadzieję na ratunek wkrótce, nie odpoczywamy, wciąż to samo miejsce.
Poniedziałek 12
Jeszcze nie ma pomocy, bardzo zimna noc.
I to był ostatni wpis…
Zaczęto teraz szukać szczątków silniejszej trójki, która poszła na północ. Sierżant sztabowy Guy E. Shelley znaleziony został o 34 kilometry na północ od piątki która nie miała już sił iść. Sierżant Harold J. Ripslinger dokonał niezwykłego, szkoda tylko że bezowocnego wyczynu – jego szczątki znaleziono aż 141 kilometrów za ciałem Shelleyem: łącznie – praktycznie bez wody – przeszedł aż 175 kilometrów! Ciała radioperatota Moore nigdy nie znaleziono.
Doczesne szczątki ośmiu lotników przetransportowano do USA, gdzie urządzono im uroczysty pogrzeb. Wrak samolotu przewieziony został do Wheelus Air Base, skąd część elementów przerzucono następnie do Stanów, celem przeprowadzenia badań technologicznych.
Załoga „Lady be good”
Trasa lotu
Wrak samolotu
, , ,
, , , , ,
,
Elementy wyposażenia załogi
,
Notatnik Tonera
Znalezione pięć pierwszych ciał przykryto flagami USA
Wrak samolotu po przewiezieniu go do Wheelus Air Base
, ,
--
Post zmieniony (11-04-20 11:10)
|