Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Dzisiejsza Opowieść miała w zamyśle jedynie przedstawienie wojennych losów dwóch największych duńskich okrętów, ale jak widać, znowu trochę mnie poniosło :-)
Opowieść 540
ZAGŁADA FLOTY SPOD BIAŁO-CZERWONEJ BANDERY
Dziś zapoznamy się z wojennymi losami marynarki, noszącej biało-czerwone barwy:
1 września 1939 w skład Kongelige Danske Marine (Królewskiej Duńskiej Marynarki Wojennej) wchodziły
następujące jednostki:
- 2 duże okręty („Peder Skram” i „Niels Juel”)
- 21 torpedowców
- 13 okrętów podwodnych, na ogół przestarzałe
- 68 innych jednostek, głównie niewielkie patrolowce
Po niemieckiej inwazji na Polskę, Duńczycy z baczną uwagą obserwowali poczynania południowych sąsiadów mając gorącą nadzieję, iż Hitler dotrzyma warunków podpisanego zaledwie trzy miesiące wcześniej (31 maja) traktatu o nieagresji. Niemcy powstrzymywali jednakże swoje zapędy tylko do kwietnia następnego roku, kiedy to zaczęli realizować plan „Weserübung”, mający na celu opanowanie Norwegii. Uznali, że do tego celu należy zaminować nie tylko norweskie, ale także duńskie wody, a ponadto Luftwaffe zgłosiło potrzebę przejęcia lotniska w Aalborg, na północy Danii. Stacjonujące w tym kraju samoloty mogły przy okazji stać się elementem obrony wobec brytyjskich nalotów na Rzeszę.
Niemcy podbili Danię w ciągu zaledwie jednego dnia, pomimo że użyli do tego celu naprawdę niewielkich sił. Pomimo tego odniesiono sukces, ponieważ duńska armia była jeszcze słabsza, a jej opór niewielki. O skali walk najlepiej mówią dane o zabitych i rannych: Niemcy 20, Dania 49. Trudno właściwie nawet zatem mówić o wojnie: Niemcy po prostu wkroczyli do Danii nie siejąc przy tym zniszczeń.
Większość okrętów Danske Marine rozbrojono, przenosząc do rezerwy. Jednakże w ramach „miękkiej” okupacji, Dania zachowała niewielką część floty, współpracując z Kriegsmarine przy trałowaniu wewnętrznych wód, oraz szlaków prowadzących do Szwecji i Norwegii. Duńczykom nie chodziło oczywiście o pomaganie Niemcom, ale o umożliwienie bezpiecznego kursowania własnych promów i frachtowców.
Kolejna umowa została złamana przez Niemcy w 1941 roku, kiedy to Kriegsmarine położyła łapę (choć oficjalnie był to „dzierżawa”) na sześciu duńskich torpedowcach. Trzy z nich były nowoczesnymi, zbudowanymi w Kopenhadze w latach 1930-1931 jednostkami typu Dragen („Dragen”, „Hvalen” i „Laxen”), mogącymi rozwijać 27,5 węzła.
„Dragen”, zdjęcie przedwojenne
W latach okupacji na okrętach namalowano duńskie flagi, aby alianci nie wzięli ich za jednostki niemieckie. Na zdjęciu torpedowiec „Laxen”
Pozostałe trzy również „wydzierżawione” w tym samym czasie torpedowce, zbudowane w latach 1933-1934 również w Kopenhadze, były lekko zmodyfikowanymi okrętami typu Dragen. Ich nazwy to „Glenten”, „Høgen” and „Ørnen”. Cała szóstka została obsadzona niemieckimi marynarzami i skierowana do służby pomocniczej, polegającej głównie na wyławianiu ćwiczebnych torped. Okręty stacjonowały w Piławie i Gdyni.
„Hvalen”, przemianowany przez Niemców na T5
Trzy z przejętych torpedowców. Najbliżej kei stoi „Dragen”, już z niemiecką nazwą T4
Okręty nie miały okazji powrócić pod duńską banderę. „Glenten” i „Dragen” zatonęły na minach na wiosnę 1945, a pozostała czwórka została poważnie uszkodzona 14 czerwca 1945 – czyli już po wojnie! - we Flensburgu, w wyniku eksplozji wielkiej ilości składowanej w portowych magazynach amunicji.
Poznajmy garść szczegółów owych dramatycznych wydarzeń.
Zaraz po wojnie, Brytyjczycy zebrali we Flensburgu większość ocalałych okrętów Kriegsmarine. Wraz ze „zwykłymi” jeńcami, niemieckie załogi otrzymały rozkaz usuwania z nich materiałów wybuchowych. Torpedy, bomby głębinowe, pociski wszelkiego rodzaju i nawet flary, wyładowywano do magazynów, skąd były obierane przez brytyjskich saperów. Nawykli do „ordnungu” Niemcy pracowali tak efektywnie, że saperzy ledwo nadążali z odwożeniem niebezpiecznego ładunku.
Wreszcie stało się. 14 czerwca o 8:05 rozhulało się piekło. W powietrze wyleciał wypełniony 20-milimetrową amunicją magazyn. Ogromna ilość odłamków, oraz płonących fragmentów magazynu zaczęła opadać na znaczną część portu niczym ognisty, niosący zagładę deszcz. Po około dziesięciu minutach eksplodował ze znacznie większą siłą sąsiedni magazyn, w którym eksplodowało 200-250 składowanych w nim bomb głębinowych, a każda z nich zawierała 125 kilogramów materiału wybuchowego!
Teraz rozpoczęła się reakcja łańcuchowa – w ogniu stawały jeden po drugim kolejne magazyny, siejąc wokół ogromne zniszczenia. Wokół waliły się budynki, a liczne okręty albo tonęły, albo zamieniały się w poszarpane wraki. O sile eksplozji niech świadczy fakt, że w odległym o 10 kilometrów Flensburgu podmuch zrywał dachy, oraz masowo rozbijał szyby w oknach.
Stacjonujące właśnie we Flensburgu brytyjskie dowództwo zrazu przyjęło iż mają do czynienia z buntem albo ze zwykłym sabotażem, ale szybko zorientowano się, że jest to po prostu ogromna katastrofa. Pospiesznie wysłano wspartych przez licznych ochotników strażaków, udzielając wsparcia niemieckiej straży pożarnej, dysponującej tuż po wojnie zdecydowanie skromną ilością specjalistycznych pojazdów. Ich praca była skrajnie niebezpieczna, ponieważ eksplozje rozsiały po całym porcie wielkie ilości niewybuchów.
Najwięcej amunicji wybuchło przy kei, przy której stał były frachtowiec „Donau” (4.260 GRT), przejęty w 1937 przez Kriegsmarine i przez lata służący jako baza okrętów podwodnych (tzw. tender). Przed jego dziobem stały duńskie torpedowce, oczywiście ze zdjętymi już niemieckimi banderami.
Na pierwszym planie poharatane torpedowce. W głębi przewrócony na burtę „Donau”
Torpedowce mające pecha stać przy najciężej poszkodowanej kei to „Hvalen” (niemiecka nazwa T5) „Laxen” (T6), „Høgen” (T1) i „Ørnen” (T2). Ich nadbudówki uległy zniszczeniu, a kadłuby zostały solidnie podziurawione. Takimi zobaczyli je członkowie duńskiej komisji, którzy zaledwie kilka godzin wcześniej przyjechali do Flensburga, aby rozejrzeć się za okrętami zagrabionymi przez Niemców. Odkładając na później dyskusję na temat dalszej przydatności tych jednostek, Duńczycy zdecydowali, że po prowizorycznym załataniu kadłubów, poharatane torpedowce zostaną przeholowane do morskiej bazy Holmen, w Kopenhadze.
Pokłady okrętów wyglądały zdecydowanie nieciekawie
Wrzesień 1945. Torpedowce – a raczej to, co z nich zostało – przy kei w Holmen. Na dziobach wymalowane tymczasowe oznaczenia
Rozbite torpedowce przeszły kilka szczegółowych inspekcji, które doprowadziły do jedynej słusznej decyzji: okręty należy zezłomować, co też dokonano, jakkolwiek dopiero w latach 1949-1952.
Oczywiście Brytyjczycy przeprowadzili śledztwo, mające ustalić przyczyny kataklizmu. A oto ich ustalenia:
- 14 czerwca miał urodziny król Jerzy VI co oznaczało dzień świąteczny, wolny od pracy, tyle że nikt nie powiedział o tym Niemcom
- W rezultacie wyładowywana w tym dniu amunicja nie była odbierana przez saperów. Spowodowało to, że już po dwóch godzinach pracy w magazynach zrobiło się ciasno
- Podczas pokazywania przez niemieckiego oficera w magazynie jeńcom, jak się obchodzić z amunicją, jeden z nich, „bawiąc się” granatem, przypadkowo wyrwał z niego zawleczkę, po czym spanikowany odrzucił go. Granat upadł na stos flar i amunicji pistoletowej. Oficer rzucił się wprawdzie w tym kierunku mając nadzieję zdążyć chwycić i odrzucić granat w inne miejsce ale nie zdążył, stając się pierwszą śmiertelną ofiarą tego poranka. Wybuch flar spowodował przeniesienie się ognia na pociski 20 mm, a potem już rozpoczęła się reakcja łańcuchowa.
Liczne eksplozje przyniosły śmierć 74 ludzi – głównie Niemców – ale odnaleziono szczątki tylko 53 osób. Pozostałych 21 uznano oficjalnie za „zaginionych”. Rany odniosło ponad 200 osób, z których 14 nie przeżyło.
*
A teraz, aby poznać wojenne losy pozostałych duńskich okrętów, cofnijmy się do 29 kwietnia 1943 roku,
kiedy to Niemcy zaczęli realizować operację Safari, polegającą na jednoczesnym przejęciu 19 baz i garnizonów, oraz wprowadzeniu stanu wojennego. Skąd taka zmiana polityki wobec Danii?
No cóż, jedną z przyczyn był rosnący opór i niechęć do współpracy duńskiego rządu (bezczelni Duńczycy odmówili na przykład pomocy Gestapo w ujmowaniu członków ruchu oporu!) a także postawa społeczeństwa, które z kolei miało na sumieniu najpierw ukrywanie duńskich Żydów, a potem przemycenie ich prawie w komplecie do neutralnej Szwecji. Kolejnym, jeszcze ważniejszym powodem decyzji o natychmiastowym rozbrojeniu duńskiej armii były całkiem słuszne podejrzenia, że w razie inwazji aliantów, natychmiast ona do nich dołączy. Częścią planu musiało być zatem także przejęcie prawie całej duńskiej floty. Prawie, bo patrolowiec „Maagen” i okręt ratowniczy „Ternen” stacjonowały na Grenlandii, daleko poza niemieckim zasięgiem.
Większość duńskiej floty znajdowała się w bazie Holmen, do której dostęp drogą lądową prowadził przez zwodzony most. Do przejęcia bazy Wehrmacht wyznaczył pięciuset żołnierzy, którzy dojechawszy do mostu ze złością stwierdzili, iż jest on podniesiony. Poganiany okrzykami duński wartownik – znajdujący się po niemieckiej stronie – gorączkowo tłumaczył, iż korba uruchamiająca opuszczanie mostu gdzieś się „zapodziała”, i dlatego nie może opuścić mostu!
Czas stracony na gorączkowym poszukiwaniu czegoś, co mogłoby zastąpić korbę, wystarczył, aby duńskie załogi rozpoczęły realizować rozkaz wiceadmirała Aage Helgesena Vedela, od 1 września 1941 roku głównodowodzącego Królewskiej Floty.
Aage Helgesen Vedel
Vedel od dawna uważnie śledził kroczące pogarszanie się stosunków niemiecko-duńskich, i nie miał żadnych złudzeń co do dalszego rozwoju sytuacji. 27 sierpnia o 22:00 rozpoczął odprawę na którą zawezwał wysokich rangą oficerów floty. Po omówieniu aktualnej sytuacji politycznej, zaczęto analizować rozmaite sposoby reakcji w przypadku ataku Niemców na bazy, przyjmując ostatecznie plan, który zrealizowano 29 kwietnia. Zgodnie z nim, Vedel wydał poufny rozkaz ucieczki okrętów do Szwecji – ale tylko w przypadku niemieckiej otwartej agresji – a jeśli to niemożliwe, należało jednostki zatopić w miejscu postoju. Dowódcom najmniejszych, rozproszonych po mniejszych portach okrętów przekazano rozkaz telefonicznie.
Do tej pory Niemcy raczej unikali takich demonstracji siły. Niemiecki patrol w Kopenhadze, 29 kwietnia – akurat ci dwaj żołnierze wyglądają raczej „szwejkowato”
Kopenhaga. Pod pomocniczą jednostkę duńskiej marynarki właśnie podjechali mający ją przejąć niemieccy żołnierze
Poznajmy zatem losy duńskich okrętów, rozpoczynając od dwóch największych, czyli „Pedera Skrama” i „Nielsa Juela”. W polskiej literaturze najczęściej nazywane są one pancernikami obrony wybrzeża, chociaż z pewnością nie można tak powiedzieć przynajmniej o drugim z nich, mającym główną artylerię kalibru 150 mm czyli działa, jakie w czasie drugiej wojny montowano na lekkich krążownikach. Pisząc zatem o nich będę stosował nazewnictwo duńskie, czyli jak sądzę jedyne, które winno obowiązywać.
„Peder Skram” zwodowany został w roku 1908, a zatem zdecydowanie nie był to okręt nowoczesny. Jego głównym uzbrojeniem były dwa pojedyncze działa 240 mm (dla porównania, ciężkie krążowniki drugiej wojny miały na ogół kaliber 200 mm) i 4 x 150 mm, a do tego 4 wyrzutnie torpedowe. W latach 1916-1940 dodano mu trochę broni przeciwlotniczej. W chwili wejścia do służby Duńczycy określali go jako „pansret kystforsvarsskib" (opancerzony okręt obrony wybrzeża), w 1912 zmieniono to na "kystforsvarsskib" (okręt obrony wybrzeża), w roku 1922 po prostu jako "orlogsskib" (okręt wojenny), a od roku 1932 nazywano go "artilleriskib" (okręt artyleryjski).
„Peder Skram” w 1908
To zdjęcie pokazuje okręt już z lat trzydziestych
Będący w kiepskiej kondycji „Peder Skram” w kwietniu 1940 roku został odstawiony do rezerwy, i taki status miał także trzy lata później. Z tego powodu okręt nie mógł nawet myśleć o wypłynięciu z portu, wobec czego pozostało tylko jego zatopienie. Otwarto zawory denne, i „Peder Skram” osiadł na dnie, przechylony na prawą burtę.
W tle widoczny na pontonie trałowiec, wydobyty przez Niemców z wody. Na górze jego nadbudówki widać wymalowana duńską flagę. Taka sama znajduje się na boku rufowej wieży „Pedera Skrama”
Po pewnym czasie Niemcy połatali okręt i wypompowali z niego wodę, ale nie przywrócili przestarzałej jednostce żadnej zdolności bojowej, wyznaczając mu rolę hulku. Zdemontowano całą artylerię, przenosząc oba działa 240 mm do lądowej baterii Fäno. Sam okręt przeholowano do Kilonii.
Działo z „Pedera Skrama”, zdjęcie wykonane krótko po wojnie
Tam Niemcy uznali, że kadłub okrętu – przemianowanego na „Adler” - może służyć jako ruchoma podstawa do baterii przeciwlotniczych. Po nasyceniu go tego rodzaju bronią zaklasyfikowano „Adlera” jako okręt przeciwlotniczy (Flakschiff), oraz jednostkę szkolną dla artylerzystów.
Przykład klasycznego niemieckiego Flakschiff z działami 105 mm. Jest to „Nymphe”, poprzednio norweski okręt pancerny (panserskipet) „Tordenskjold”
Silne uzbrojenie przeciwlotnicze niewiele pomogło „Adlerowi”. W kwietniu 1945 okręt dostał kilka bomb, w rezultacie czego zatonął przy kei – i tam znalazła go duńska komisja. Już we wrześniu prowizorycznie załatany „Peder Skram” popłynął na holu do Kopenhagi. Wobec bezsensu przeprowadzania remontu beznadziejnie przestarzałej jednostki, 1 kwietnia 1949 roku sprzedano ją na złom.
Zachowany maszt okrętu stoi obecnie na podejściu do portu w Odense
*
Drugim pod względem wielkości okrętem Kongelige Danske Marine był „Niels Juel” zwodowany w 1918 roku, ale nie wiedzieć czemu wprowadzony do służby dopiero w maju 1923. Jego głównym uzbrojenie było 10 pojedynczych dział 150 mm czyli kalibru, jaki miały podczas drugiej wojny lekkie krążowniki. Sami Duńczycy najpierw określali jednostkę jako po prostu „orlogsskib” (okręt wojenny), a od 1932 uznali go za „artilleriskib” (okręt artyleryjski).
Okręt po wejściu do służby
Po przebudowie w połowie lat trzydziestych
W odróżnieniu od „Pedera Skrama”, okręt był w 1943 roku w pełni operacyjny. Stał przy kei w bazie w Holbæk, gdy jego dowódca, komandor Carl Westermann otrzymał najpierw o 4:10 a potem dziesięć minut później kolejną informację, że coś niedobrego dzieje się w Kopenhadze. Dowódca zarządził alarm bojowy, rzucając cumy półtora godziny później. Okręt ruszył na północ, ku wyjściu na morze. Ustawienie maszyn na „cała naprzód” pozwoliło osiągnąć raptem 15 węzłów.
Ze względu na swe położenie komandor słusznie uznał, że należy spróbować przebić się do Szwecji: zaledwie około 40 mil dzieliło Holbæk od bezpiecznego Helsingborga!
Uruchomienie maszyn i wreszcie odejście od kei zostało szybko odnotowane przez Niemców. Zanim jeszcze Westermann wyszedł z Isefjodu (głębokiej zatoki na południu której znajdowała się baza), już został ostrzeżony, jakoby Niemcy zaminowali wyjście na otwarte morze. Wkrótce Duńczycy spostrzegli w oddali blokujący im drogę torpedowiec T-27 i dwa kutry torpedowe, a zaraz potem nad okrętem zaczęły krążyć bombowce nurkujące Stukas. Wreszcie lotnicy dostali rozkaz do ataku.
„Niels Juel” miał do obrony tylko dwa przestarzałe działka przeciwlotnicze 57 mm, ponieważ 150-milimetrówki nie mogły być podniesione pod kątem wystarczającym do ostrzału samolotów.
O 8:55 pierwsze dwie bomby spadły tuż przy lewej burcie. Westermann przyjął to nie jako atak, ale tylko ostrzeżenie, i dlatego nie pozwolił na ostrzelanie Stukasów. Pozbył się tej nadziei, gdy po zmianie kursu samoloty ponownie nadleciały, tym razem ostrzeliwując z broni maszynowej pokład okrętu, i raniąc przy tym kilku marynarzy.
Oficer nawigacyjny prosił dowódcę o pozwolenie otwarcia ognia z dział 150 mm w kierunku trzech niemieckich jednostek, ale ten odmówił. Co więcej, rozkazał obsadzie obu działek przeciwlotniczych zejść pod pokład, aby uniknąć ofiar wśród załogi. Ta zdecydowanie mało bojowa postawa obowiązywała do 9:35, kiedy to Stukasy ponowiły atak.
Wtedy to artylerzyści wrócili do działek i otworzyli ogień, uszkadzając jeden z samolotów (jedno ze źródeł mówi nawet o jego zestrzeleniu). W odwecie, serie z broni maszynowej spowodowały dalsze ofiary wśród załogi.
Wprawdzie żadna z bomb nie trafiła okrętu bezpośrednio, ale wybuchły one wystarczająco blisko kadłuba, aby zdeformować część poszycia i wręg, a ponadto – co najgorsze - pozbawić jednostkę energii elektrycznej, co uniemożliwiło prowadzenie skutecznego ognia.
„Niels Juel” atakowany z powietrza. Na dziobie namalowana duńska flaga
Zdając sobie sprawę, że dopłynięcie do Szwecji będzie praktycznie niemożliwe, Westermann postanowił skierować okręt na mieliznę. Gdy już „Niels Juel” na niej utknął, załoga podjęła próbę wysadzenia okrętu, co niestety się nie udało. Poprzestano jedynie na otworzeniu wodzie dostępu do wnętrza kadłuba, oraz na systematycznym niszczeniu wszelkiego wyposażenia, z wyrzucaniem go za burtę.
Po kilku dniach, na rozkaz okupanta fachowcy z duńskiej firmy ratowniczej zbadali dokładnie okręt: poziom wody w kadłubie sięgał półtora metra. Teraz do akcji wkroczyła firma z Niemiec, która w październiku podniosła okręt i przeholowała do Kilonii. Tam jednostka została rozbrojona, a w we wrześniu 1944 przejęta przez Kriegsmarine, i przemianowana na „Nordland”, jako okręt szkoleniowy. Portem bazowym stał się Stolpmünde, czyli Ustka.
Działa artylerii 150 mm zostały przez Niemców przeniesione do nabrzeżnego fortu Bangsbo w pobliżu Frederikshavn
W związku z szybkimi postępami Armii Czerwonej, wyładowany uciekinierami okręt wypłynął 18 lutego 1945 do Kilonii i tam, 3 maja, posłały go na dno alianckie bombowce.
Trudne do uwierzenia jest to, co się stało z wrakiem po wojnie. Kiedy Duńczycy zrezygnowali z podniesienia wraku, dziwnym trafem stracili go z oczu, w wyniku czego zajęli się nim „dzicy” złomiarze, którzy pocięli na własny rachunek i wywieźli wszystko, co tylko znajdowało się nad powierzchnią wody. Dopiero w 1952 resztki okrętu zostały przez Duńczyków sprzedane niemieckiej firmie złomowej.
*
A teraz pokrótce o losach pozostałych okrętów. Zwrot „zatopione” oznacza „zatopione przez duńską załogę”. Okręty oznaczone gwiazdką (*) nie były 29 kwietnia 1943 roku w aktywnej służbie.
Torpedowce
- HVALROSSEN, MAKRELEN, SÆLEN i NORDKAPEREN – zatopione na terenie Królewskiej Stoczni
Maszty zatopionych burta w burtę „Nordkaperena” i „Sælena”
„Hvalrossen”, podnoszony przez Niemców
„Makrelen”
- HAJEN – Przejęty przez Niemców w Korsør
- HAVKATTEN - Uciekł do Szwecji. Na drugim zdjęciu powrót dzielnego okrętu do Kopenhagi już w maju 1945. Za nim płyną inne jednostki, którym 29 kwietnia 1943 ucieczka również się udała
- HAVØRNEN – Wyrzucony na mieliznę i zamieniony ładunkami wybuchowymi we wrak
- NARHVALEN – remontowany na doku w Królewskiej Stoczni – przejęty przez Niemców
- NAJADEN* i NYMFEN* – nowe okręty, w trakcie budowy w Królewskiej Stoczni. Przejęte przez Niemców, ale nigdy przez nich nie ukończone
Stawiacze min
- LINDORMEN, LOSSEN*, LOUGEN, LAALAND, SIXTUS* KVINTUS* - zatopione na terenie Królewskiej Stoczni
„Lindormen”
„Lindromen” został po wojnie wyremontowany i zmodernizowany
„Laaland”
„Lougen”
- „A” - tender stawiaczy min - zatopiony w Lunkebugten
Okręty podwodne
- ROTA, BELLONA*, FLORA*, DAPHNE, DRYADEN*, HAVMANDEN, HAVFRUEN*, HAVKALEN, i HAVHESTEN - zatopione na terenie Królewskiej Stoczni
Na pierwszym planie zatopiona „Bellona”
„Havfruen”
Wrak „Dryadena”, za nim „Flory”. Przy kei stoi (nietknięty z nieznanego powodu – być może nie było na nim załogi) „Triton”
- RAN*, TRITON* i GALATHEA* - przejęte przez Niemców, ale nie zostały przez nich wykorzystane
Okręty warsztatowe
- HENRIK GERNER – podpalony i zatopiony na terenie Królewskiej Stoczni
- GRØNSUND – przejęty przez Niemców
Duże patrolowce
- INGOLF – przejęty przez Niemców na Wielkim Bełcie, gdy uciekał do Szwecji
- BESKYTTEREN* i ISLANDS FALK* - przejęty przez Niemców na terenie Królewskiej Stoczni
- HVIDBJØRNEN – Zatopiony na Wielkim Bełcie gdy okazało się, że nie ma szans na przedostanie się do Szwecji
- MAAGEN – ocalał, stacjonując na Grenlandii
Trałowce
- SØHUNDEN*, SØULVEN, SØBJØRNEN, MS 10, MS 8 i MS 4 - zatopione na terenie Królewskiej Stoczni
„Søhunden”
„Søbjørnen”
Płonący MS 4
MS 8, podnoszony przez Niemców
- MS 1, MS 7 and MS 9 – uciekły do Szwecji
MS 1
- MS 3 – przejęty przez Niemców w zatoce Køge, gdy uciekał do Szwecji
- MS 5 lub MS 6 – przejęty przez Niemców w Nyborgu
- SØLØVEN, SØRIDDEREN i SPRINGEREN – przejęte przez Niemców w Korsør
- SØEHESTEN i MS 2 – przejęte przez Niemców w Kalundborgu
Okręty ratunkowe
- HEJMDAL* - częściowo zniszczony w Królewskiej Stoczni. Zbudowany w 1984 roku okręt nie miał praktycznie żadnej wartości
- FREJA* - przejęty przez Niemców na terenie Królewskiej Stoczni
- TERNEN - ocalał, stacjonując na Grenlandii
*
Na zakończenie zróbmy krótkie podsumowanie:
- zatopione przez własne załogi – 32 okręty. Niemcy wydobyli i wcielili do Kriegsmarine 15 z nich
- przejęte przez Niemców - 14 okrętów
- kutry patrolowe - 50 przejęli Niemcy, do Szwecji przedostało się tylko 9
Znajdujące się w Szwecji „Havkatten”, MS 1, MS 7, MS 9 oraz kutry, jesienią 1944 roku zostały oficjalnie uznane jako Królewska Duńska Marynarka Wojenna na uchodźstwie.
--
|