MacGregor
Na Forum: Galerie - 1
W Rupieciarni: Do poprawienia - 1
|
vansen - dotąd nie odzywałem się, ale teraz się odezwę, bo koledzy udzielają Ci sensownych rad i jak najbardziej godnych poparcia z mojej strony - jednak chyba nikt nie dostrzegł podstawowego i pierwszego do pokonania problemu. To Twoja depresja stanowi w tej chwili największy i podstawowy problem. To co piszesz, że "witki opadają", że "nie chciałeś już nigdzie do nikogo iść". Depresja dla wielu osób to nie choroba, to jakaś fanaberia, którą zasłaniają się osoby słabe, nieporadne życiowo albo tacy, co im się po prostu nic nie chce. Nic bardziej mylnego. Depresja jako choroba to fakt bezsporny i problem ze zrozumieniem tego może mieć tylko ten, kto w życiu nigdy nie otarł o to.
Ja mam za sobą wiele ciężkich przeżyć (2008 rok), rozbicie rodziny po 13 latach małżeństwa, zdrada byłej, policja, sprawy sądowe, oskarżenia z jej strony o takie rzeczy, że włosy się jeżą na głowie, spadłem na dno albo jeszcze niżej. Poszedłem do lekarzy - depresja totalna. W dwa miesiące zleciało ze mnie 18 kilo, ludzie zastanawiali się czy mam raka, czy co... Depresja jest czymś strasznym. Wizja samobójstwa wydaje się zbawieniem. Ale to tylko złudzenie. Podobnie jak chęć wyjechania gdzieś na drugi koniec świata. Niestety - od siebie się nigdzie nie ucieknie. Trzeba wypowiedzieć wojnę depresji. Moja skończyła się jak nożem uciął jednego dnia, e jednej chwili po 4 miesiącach dna... Bez terapii, bez lekarza. Terapią był areszt na 48 godzin z powodu chorych oskarżeń byłej. Intryga jej polegała na tym, abym siedział 3 miesiące do sprawy sądowej, podczas gdy ona miałaby czas ogołocić nasze wspólne mieszkanie z wszystkiego. Nie udało się jej, pomógł mi brat i dzięki dobremu adwokatowi (nieźle kosztował...) wyszedłem po 48 godzinach. Spojrzałem na niebo, na ulice, na ludzi i... poczułem się jak ktoś, kto się właśnie na nowo urodził. To był dzień, w którym depresja zniknęła w jednej chwili a ja podniosłem się z dna i ruszyłem do walki. Od tego momentu nie było już dołów, myśli samobójczych ani tym podobnych. Były długi, kredyty, walka o wszystko. Zabrałem się za zdrowie, wróciłem do pracy po prawie 5 miesiącach niebytu, zająłem się walką o zachowanie jak najlepszych relacji z synem (wówczas prawie 9 letnim). Przez kolejne pól roku używałem życia - szczegóły przemilczmy. Potem poznałem wspaniałą dziewczynę, która od 7 lat jest moją żoną, mam z nią córkę 3,5 roku a teraz syna Gabrysia. Nie poddałem się ani na chwilę. Nie jest lekko także i teraz, kiedy jest mnóstwo kłopotów, w tym finansowych. Kobiety tak mają, że marudzą, zrzędzą, wciąż im nie możesz dogodzić, ale są na to sposoby, nasze męskie sposoby. Da się z tym żyć.
Nie będę więcej tu truł o sobie. Ważne jest teraz to, co dalej zrobisz. A najważniejsze jest TWOJE ZDROWIE - o czym piszą koledzy - jednakże w podjęciu walki o zdrowie najważniejsza jest walka z depresją. Od tego trzeba zacząć. Nie znam sposobu na Twoją - ale jakiś jest i musisz go znaleźć przede wszystkim w sobie. Córki Cię kochają bezwarunkowo, mimo iż na pewno postawa ich matki ma wpływ na ich widzenie. Mimo to warto walczyć o to, aby uczucia córek do Ciebie nigdy się nie zmieniły. Brak taty dla nich teraz to byłby największy życiowy dramat, który mocno wpłynąłby na ich dalsze życie. Pamiętaj o tym zawsze!
Gdy będzie potrzebne jakieś wsparcie finansowe i jeśli uruchomimy tu jakiś rodzaj pomocy, giełda itp - na pewno wezmę w tym udział, jak już obiecałem. Ale musisz mieć jakieś wolne konto na kogoś, nie na siebie, ale z dostępem, jednakże bez dostępu i wiedzy swojej żony.
--
MacGregor
|