Mucha
Na Forum: Relacje w toku - 3 Relacje z galerią - 1
W Rupieciarni: Do poprawienia - 3
|
Dornier powoli ma się ku końcowi, zaczynam kolejny projekt. Kto zgadnie co to jest, temu chwała!
Wszyscy wyczekiwali w napięciu. Straty są nieuniknione, ale mniej bolą, jeżeli są mniej liczne. Inaczej wygląda kiedy ginie jedynie pilot, inaczej jak cała załoga. Przez okulary lornetek wielu oficerów z wieży kontrolnej wypatrywało samolotów. Nagle na horyzoncie zamajaczył jakiś niewyraźny kształt. Zbliżał się i po chwili można już było rozróżnić skrzydła, silniki i stateczniki. Noc była pogodna, więc i widoczność dobra. Po chwili dało się słyszeć miarowy równomierny pomruk, który zwiastował długą noc w hangarach dla mechaników. Ludzie Ci wykonywali tytaniczną pracę, naprawiając postrzelane maszyny, które nierzadko wracały niemal siła woli swoich załóg.
- Wracają!!! - ktoś krzyknął. Na lotnisku zawrzało. Ludzie biegli na swoje stanowiska.
Huk silników był ogromny, kiedy maszyny jedna po drugiej przelatywały nad lotniskiem zniżając lot i podchodząc do lądowania.
- 8, 9, 10!
- Tam są jeszcze dwa!
Kolejna maszyna przeleciała nad nimi. Z następnej, która zbliżała się do lotniska, wystrzelono czerwoną rakietę. Po chwili drugą. Czerwona raca kreśliła w powietrzu łuk i powoli opadała, oznajmiając o stratach w załodze. Natychmiast ruszyły z wyciem syren karetki.Pędziły aby jak najszybciej znaleźć się w pobliżu postrzelanej maszyny, aby jak najszybciej podjąć rannych lotników.
Na wieży kontrolnej zadzwonił telefon. Odebrał dyżurny i zanim zdążył wyklepać swoją formułkę, poprosił stojącego obok dowódcę bazy.
- XXXX słucham...
Chwila ciszy, słuchał pytania po czym odpowiedział.
- Nie wiem, jeszcze wracają. Nie wiem czy wszyscy wrócą, to był ciężki nalot.
Prawie natychmiast zaprotestował słysząc słowa swojego rozmówcy.
- Jak mam to zrobić??? Nad ten cel latało już chyba wszystko i straty sięgały zenitu! A Pan żąda aby polecieć tam jeszcze nocą?
Kolejne słowa nieco go powstrzymały. Zrozumiał kto był inicjatorem tego pomysłu.
- Panie YYYY, ja rozumiem, że nie możemy odpuszczać... - nad wieżą z hukiem przeleciała kolejna maszyna - ale krążą już legendy, że prędzej piekło zamarznie niż on zostanie zniszczony. Nalot z 1940 roku zakończył się tragicznie, ten ze stycznia też nie jest powodem do dumy. Że o reszcie nie wspomnę...
Głos w słuchawce nie dawał cienia złudzeń czyim pomysłem była nadchodząca misja. Tylko, że tym razem padło na nich. Rolę jego dywizjonu przejmą Mosquito. Nie ma wyjścia, rozkaz jest rozkaz.
- 12! Tam są jeszcze dwa! - ludzie dookoła wypatrywali wracających maszyn.
- Tak jest. Wykonamy rozkaz. Maszyny będą sprawne, wybiorę najlepsze załogi. Kiedy mam się spodziewać dokładnych wytycznych i tej nowej broni?
W kokpicie panowała napięta atmosfera. Załoga już wiedziała, że nie będzie lekko. Wewnętrzny silnik przerywał i dławił się a to wróżyło spore problemy. Maszyna była uszkodzona od ognia plot. Lotnisko zbliżało się. Pilot wypuścił podwozie. Oba potężne koła wypadły. Pochylił nos do przodu i zmniejszył ciąg. Nagle uszkodzony silnik zdławił się i strzelił parę razy po czym stanął. Prawdopodobnie się zatarł. Maszyna zaczęła ściągać na prawo.
Cholera, nie przy samym podejściu! - rzucił przez intercom do załogi, że lądowanie będzie twarde.
Zwiększył ciąg prawego silnika i odjął ciąg lewych. Prędkość niebezpiecznie malała, więc dodał gazu zachowując odpowiednie ustawienia ale minął się z pasem startowym. Maszyna uderzyła kołami o ziemię i jedna z goleni pękła. Załoga została rzucona jak szmaciane lalki w kąt szafy. Ogromna siła zaczęła działać na kadłub i maszyna zaczęła się powoli rozpadać, sunąc naprzód. Pękate cielsko samolotu ryło murawę a dookoła latały drobne fragmenty rozpadającej się maszyny. Ludzie na wieży kontrolnej i obsługa lotniska zamarli w napięciu. Samolot orał ziemię ustawiając się bokiem do kierunku ślizgu i gubiąc coraz większe fragmenty poszycia i stateczników. Wszystko co stanowiło przeszkodę na jego drodze nie miało szans na przetrwanie. Masy ziemi i kurzu wzbiły się w powietrze. Obsługa modliła się w duchu aby za chwilę nie okazało się, że na pokładzie znajdzie się jakaś nie zwolniona bomba albo że za chwilę zajmą się zbiorniki z benzyną, której jeszcze trochę z całą pewnością się tam znajdowało. Dźwięk darcia metalu kiedy kadłub się rozpadał był okropny. Huk malał bo prędkość spadała i w końcu ociężałe cielsko a raczej to co z niego zostało, zatrzymało się gdzieś na peryferiach lotniska.
Samolot przedstawiał sobą żałosny obraz czegoś co definitywnie nie wzbije się więcej do lotu.
- Kolejny do skreślenia ze stanu dywizjonu... - pomyślał dowódca bazy odsuwając szkła lornetki od oczu.
Westchnął ciężko, odprowadził jeszcze wzrokiem karetki jadące w miejsce katastrofy. Oby wszyscy byli w jednym kawałku, życzył im w duchu. Są w końcu tacy młodzi...
Pędzące ku wrakowi karetki i załogi wozów strażackich wyciągnęły całą załogę. Byli ranni, ale przeżyli...
No i standardowo - jak zgadniecie, jutro wstawię zdjęcia i zmienimy to w relację :)
--
Post zmieniony (21-02-21 19:34)
|