Seahorse
Na Forum: Relacje w toku - 3 Relacje z galerią - 17 Galerie - 2
|
Witam Koleżanki i Kolegów,
ponieważ pewien projekt "legł w gruzach", by otrzeć gorzkie łzy niepowodzenia, rozpocząłem sklejanie nowego okrętu.
Na "Sao Gbriel" Vasco da Gama szukał drogi do Indii. Prócz okrętu flagowego w wyprawie wziął udział bliźniaczy "Sao Rafael" pod dowództwem Paulo da Gamy, brata Vasco, karawela Berrio pod dowództwem Nicolau Coelho i Sao Miguel jako okręt transportowy. Wyprawa rozpoczęła się 8 lipca 1487 roku i dotarła do Indii niecały rok później 20 maja. Powrót był zdecydowanie mniej udany: spora część załogi zmarła na szkorbut, nie pozostało nic innego jak pozbyć się jednego okrętu (padło na Sao Rafael) i kontynuować powrót. Niedaleko Wysp Zielonego Przylądka okręty walczyły ze sztormem, rozdzieliły się i z powodu uszkodzeń i przecieków niemalże zatonęły. Ostatecznie Berrio, a miesiąc później Sao Gabriel dopłynęły do Portugalii w lipcu i sierpniu 1499 roku.
Karraka "Sao Gabriel" miała najprawdopodobniej 25 metrów długości i około 8,5 metra szerokości. Oparłem się na modelu z muzeum lizbońskiego, choć oczywiście powstało wiele prób rekonstrukcji tej jednostki.
Jak to zwykle bywa z okrętami zacząłem od szkieletu zrobionego z kartonu grubości 1 mm. Ponieważ kasztele mają dużo okien, więc zostaną dobudowane później, kiedy już "skorupa" będzie stabilna i mocna.
Przykleiłem poszycie poprzeczne i drzwi w korytarzu, do którego później dostęp będzie bardzo ograniczony:
Tak przygotowany szkielet okleiłem drugą warstwą poszycia, podłużną, ale tylko do połowy, trochę powyżej pokładu:
... i zacząłem wznosić kasztel dziobowy...
Głównym zadaniem kaszteli na karakach (ale i na galeonach) była funkcja obronna, ale skoro już były, to wykorzystywano je również do innych celów. Niestety w tamtych czasach prawie w ogóle nie tworzono planów konstrukcyjnych, więc nie wiele wiadomo o rozmieszczeniu pomieszczeń. Źródłem są zapiski i oczywiście wraki, na podstawie których można próbować te pomieszczenia odtworzyć. Poprosiłem o pomoc p. Krzysztofa Gerlacha i udało się stworzyć wnętrza w oparciu o karakę "Madre de Deus", karakę "Mary Rose" i kilka innych źródeł.
Po tych zabiegach zamknąłem kasztele górnymi pokładami i dokończyłem drugą warstwę poszycia.
Przyszedł najwyższy czas na przyklejenie ostatecznych klepek, już w kolorze. Każdy pas składa się z dwóch planek przetrasowanych po środku tępą igłą. Korzystałem w tym celu z krzywików, ale i tak kilka razy igła powędrowała w nieplanowanym kierunku... trudno. Najpierw testowo oklejiłem jedną burtę...
... a że było dobrze to i druga burta pokryła się plankami. Deski również pojawiły się wewnątrz. Gdzieniegdzie pojawiły się białe szpary, ale tylko dlatego, że będą zakryte listwami, więc nie przykładałem się do idealnego spasowania. (Dobrze to widać na na lewej burcie na zdjęciu od rufy - nożyczki tak się "wcięły" w krawędź, że nie byłem pewien, czy listwa to potem zakryje)...
Generalnie tam, gdzie nie powinno być żadnych szpar i niedoróbek jest przyzwoicie:-)...
Myślałem, że teraz już "z górki", ale ilość listew i słupków okazała się prawie "dwutygodniowa" i traciłem nadzieję, że kiedykolwiek wszystkie je dokleję.
By nie popaść w depresję od czasu do czasu kleiłem jakieś inne detale...
Ale udało się i kadłub jest gotowy. Teraz pozostały balustrady, schodnie, artyleria i kilka innych drobnostek, a potem to już "tylko" olinowanie:-)
Pozdrawiam
Tomek
--
Post zmieniony (22-04-20 11:14)
|