rowin
Na Forum: Relacje w toku - 4 Relacje z galerią - 6 Galerie - 1
|
Witam w kolejnej relacji
Będąc 1 listopada w Lublinie odwiedziłem miejsce pochówku "ojca" linii samolotów, z których najważniejszy, czyli PZL P.11c, był obrońcą polskiego nieba w pierwszych dniach wojny rozpoczętej we wrześniu 1939 roku. Utalentowany, młody inżynier, Zygmunt Puławski pochowany został na cmentarzu przy ulicy Lipowej w centrum Lublina, po wypadku lotniczym, który miał miejsce na Ochocie w Warszawie.
Ostatnie dni to również szereg uniesień patriotycznych, w związku z setną rocznicą odzyskania niepodległości przez Polskę, w których to czasie nie omieszkałem skorzystać z obchodów organizowanych jak co roku w Warszawie.
Dodatkowo dzień później, czyli 12 listopada, miała miejsce 14 rocznica śmierci naszego najlepszego asa lotniczego, którym był Stanisław Skalski.
(źródło zdjęcia http://ipsb.nina.gov.pl/a/foto/pilot-stanislaw-skalski)
Także w niedzielę 11 listopada po powrocie z Marszu Niepodległości, postanowiłem uczcić tą niebywałą rocznicę oraz oddać hołd Zygmuntowi Puławskiemu i Stanisławowi Skalskiemu, w sposób dla nas charakterystyczny, czyli modelarski.
Prawie wszyscy modelarze lotniczy uważają, że każdy powinien mieć w swojej kolekcji Spitfire'a. My Polacy również do takich obowiązkowych modeli zaliczamy PZL P.11c. Także, przyszedł czas, żeby postarać się zbudować własny. Model wydany nakładem wydawnictwa Andrzej Haliński, czyli w moim przypadku norma. Tłuczony przeze mnie od roku szwabski pomiot jest już na ukończeniu, więc nic nie stało na przeszkodzie, aby rozpocząć budowę nowego modelu. Oczywiście materiały do niego posiadałem w swojej biblioteczce od dłuższego czasu. Nie wiem, czy są jeszcze jakieś inne publikacje, ale wydaje mi się, że to co zgromadziłem, plus zdjęcia zrobione w Muzeum Lotnictwa w Krakowie, to jest wystarczająca dokumentacja.
Pierwszy start z tym modelem mam za sobą, a odbyło się to około 10 lat temu i zakończyło na kabinie pilota. Może gdzieś w czeluściach Internetów jest jeszcze relacja, jednak zapewne zdjęcia już na niej wygasły, więc nie ma co wracać i do relacji, i do tamtego modelu. Także zaczynam zupełnie od nowa.
Założenie, jakie przyjąłem odnośnie tego modelu jest takie, żeby był sklejony w najlepszy sposób jaki potrafię, gdyż samolot na to zasługuje. Oczywiście planuję użyć wszystkich dodatków jakie są tylko możliwe, podobnie jak to uczyniłem w poprzednim modelu. Posiłkuję się relacją mistrza standardu, czyli Wojtka P. znanego pod wdzięcznym pseudonimem ceva. Wojtek osiągnął fantastyczny efekt, jednak widać po zdjęciach, że konstrukcja modelu jest bardzo karkołomna, więc prosto nie będzie.
Przez ostatnie dni zastanawiałem się nad imitacją żłobkowanego poszycia blaszanego, czy w ogóle jest sens to robić w modelu. O ile wiem, jest jeden model z takim efektem. Pokusił się o to Marcin Grygiel, jednak ja nie widziałem jego modelu na żywo, więc nie wiem czy walka z trasowaniem, jest tego warta. Według AJ-Press żłobkowanie miało promień 1mm, a odległość pomiędzy "falkami" wynosiła 5mm. W skali daje nam to 0,15mm, czyli mało! Mimo wszystko postanowiłem spróbować i trasowałem te powierzchnie za pomocą szpikulca dostępnego w AK-5 Olfy. Dodatkowo należało również wykonać brzechwy w odpowiednich miejscach. Nie wiem niestety jakiej wysokości one były w samolocie, ale wstępnie, żeby było łatwiej, próbowałem wycinać cienkie paski z kartonu 0,2mm w kolorze, o szerokości około 0,5mm, przyklejając je na płasko, jednak to nie zdało egzaminu. A później z różnego rodzaju pasków łączących z modelu, wycinałem w odpowiednim kolorze paski szerokości około 0,8mm i przyklejałem je bokiem o grubości 0,2mm. To wydaje mi się być akceptowalne. Żeby zrobić próbę czy podołam takiemu zadaniu i czy ma to sens wizualny, zacząłem od czegoś małego, czyli statecznika pionowego. Efekt widoczny jest poniżej.
Po wysłaniu tych zdjęć na świeżo do Laszlika odpisał mi, że różne odległości pomiędzy trasowanymi liniami psują efekt (robiłem je ręcznie od linijki, jedna po drugiej). Nie jest to bardzo widoczne gołym okiem, jednak po powiększeniu już rzuca się w oczy. Także starałem się znaleźć na to rozwiązanie. Zakupiłem w pasmanterii igły w rozmiarze 12 czyli najcieńsze jakie były. Ich średnica to 0,35mm, więc po sklejeniu ze sobą, będą tworzyły paski w odległości od siebie około 0,35-0,4mm, jest to 3 razy więcej niż wynika z przeliczenia żłobkowania. Jednak okazało się, że idealnie się to zgrywa z liniami grafiki na modelu. Zapewne autor modelu zwiększył odległości, żeby oszukać oko oglądającego, w przeciwnym wypadku linie zlałyby się w całość. Ale tak naprawdę było mi to na rękę. Także zbudowałem narzędzia do trasowania widoczne poniżej. Jedno z 3 igłami, natomiast drugie z 5. Do ich budowy użyłem cyjanoakrylu, nitki i patyczków do lodów.
Efekt nowego trasowania jest widoczny poniżej. Niestety nie jestem w stanie zrobić zdjęć, żeby to było lepiej widoczne. Ale póki co gra wydaje się warta świeczki. Schody mogą się zacząć przy skrzydłach, ale będę o tym myślał jak będę je budował.
I jeszcze na koniec trochę lepsze zdjęcia statecznika pionowego. Retusz wykonany za pomocą wymieszanej Tempery, jeszcze będzie poprawiany w trakcie dalszej budowy.
Pozdrawiam!
Post zmieniony (15-11-18 09:47)
|