StuGu
moderator
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 13
Grupa: GEKO
|
Khem, khem...
Normalnie nie będzie, o tym wszyscy wiedzą:-)
Już sam fakt, że gdy na dworze skwar i wyglądane jak pierwsza gwiazdka ciepło, a StuG dzierga relację z totalnej żenady na miarę azjatyckiej Eurowizji mówi wszystko:-)
I nie jest prawdą, że dostaję co godzinę SMSy z pogróżkami, szczególnie, że u mnie na wsi pola nie ma:>
Przypomnę tylko tym, którzy odbiorniki internetowe mają od wczoraj, że zaczęło się wszystko na pierwszym lipcowym spotkaniu GEKO, na którym Gienek, nie ruszając swojego zacnego tyłka z Rzeszowa, zaproponował, a de facto zmusił nas do przyjazdu w ostatni weekend tegoż miesiąca do swego grodu warownego, gdzie zjawić się mili również inni troglodyci żądni mocnych wrażeń i szczypania w pośladki:-)
Cóż było robić - ustąpiliśmy przed przemocą, mając jednakowoż nadzieję na zawiązanie jakiś bliżej nieokreślonych znajomości - za to o zabarwieniu ściśle określonym:>
NA GEKO 64 omówiliśmy ostatnie szczegóły oraz został wybrany skład reprezentacji na wyjazdowe spotkanie. Ławki rezerwowych co prawda nie mieliśmy, ale i tak jechaliśmy w roli faworytów:>
Rankiem 30 lipca Ania Dominik 2011 zebraliśmy się w jedną kupę 4 osobową - Stasiu, Jańcio, Ramm i ja. Sumaryczne IQ tejże grupy oscylowało gdzieś na poziomie wspomnianej kupy, ale to wystarczyło na obrania prawidłowego kierunku:-)
Ruszyliśmy z kopyta:>
Pierwszy, oczywiście w pełni zaplanowany przystanek na siku, kupę i napełnienie zbiorników podbrzusznych nastąpiło w okolicach Balic:-)
Ponieważ po wyjściu z wehikułu okazało się, że tak czy siak Staszek jest największą atrakcją turystyczna na stacji, bez wahania strzeliłem sobie nim fotkę. Pseudo-rycerze z Malborka czy przereklamowany miś z Krupówek jak widzicie wysiadają:-)
Jańcio i Ramm poszli w tym czasie wydalić i zakupić co nieco.
Nasz naczelny lump również chciał zabłysnąć jak widać. Już samo to, że mu sprzedali te dwa piwa z taka mordą,. zasługuje na szacunek i dwugodzinny tajski masaż okolic lędźwiowych:-)
Podstawka pod piwka obowiązkowa:-)
Kolejne 30 minut spędziliśmy na obserwowaniu zmagań Stasia z butelką 0,66 l, bo w tych godzinach występował jeszcze zakaz picia na pokładzie, który z uwagi na zagrożenie dotarcia do celu za 2 miesiące musiał zostać uchylony:-)
Handel wymienny kwitnie, mimo różnic polityczno-pokoleniowych:-)
Inna wersja głosi, że to Ojciec, Syn i Ramm w roli gołębicy:-)
Jeszcze na pierwszym pit-stopie połączył się z nami Gieniu chcąc nas zniechęcić do przyjazdu, mówiąc coś o żabach walących z nieba w jego okolicach. Nie daliśmy się jednak zwieść, wszak była jeszcze plusowa temperatura:-)
Podróż z piciem a bez jedzenia, jest jak kobieta z miskami A - niby wszystko na miejscu a czegoś brakuje (najbardziej punktu zaczepienia powiedzą złośliwi:-))
Po bardzo wnikliwym rozeznaniu stacji benzynowych w końcu zatrzymaliśmy się na przysłowiowe (i nie tylko) parówy.
Za przykładem wielebnego Jańcia, skorzystaliśmy z hot-dogowego menu skutecznie czyszcząc cały ruszt:-)
Stasiu jako ostatni załapał się na przerwę w dostawie oraz na awarię mechanizmu spustowego musztardy, przez co jego konsumpcja opóźniła się o kolejne minuty:-)
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło:-)
Przy pierwszym wepchaniu parówy do dzioba Stasiu elokwentnie jak zwykle zauważył, że nie ma zębów:-)
Dla naszego pluszaka nie był to jednak problem nie do rozwiązania. Tak długo ciamciał i zwilżał swoją przekąskę, aż ta rozpłynęła się jak fala orgazmu po ciele:-) Dla sprawozdawczej poprawności dodać należy, że bułka poddała się szybciej:-)
na fotografii udało się uchwycić moment zwarcia dziąseł:-)
Grupa wspierała Staszka cały czas żuchlając razem z nim w stylu niemego "razem, razem, razem!"
Stasiu dość optymistycznie wziął dwa hot-dogi, ale z powodu przeciągającej się konsumpcji pierwszego, nie chcąc marnować ciepłych potraw, wszamaliśmy mu tego drugiego - wyszły 2 gryzy na łeb:-)
W końcu dotarliśmy na miejsce schadzki, zahaczając jeszcze zgodnie z regulaminem imprezy o pobliski hipermarket, gdzie znowu zdobyliśmy status gwiazd i byliśmy krok od zdobycia platynowej płyty i siniaków na ryjach:-)
Dość dużą konsternację wywołała mała bójka Staszka i Jańcia przy kasie, która była pokłosiem ich wymiany zdań podczas podróży na tematy ustrojowe:-) Gdy początkowe ciągnięcie za włosy i brodę Jańcia przez Stacha wywołały ripostę w postaci strzału w pysk
kasjerki z pobliskich kilku stanowisk poważnie zastanawiały się nad uruchomieniem alarmu:-) Niestety, w końcu pokapowały się w sytuacji, gdyż miny Ramma i moja dobitnie wskazywały, że to tylko ćwiczenia:-)
Druga przygoda przydarzyła się na parkingu, gdzie zainteresowała się nami grupka pijanych harleyowców poruszających się samochodem terenowym:-) Punktem kulminacyjnym było przyciśnięcie do piersi dwumetrowego bydlaka Stasiowej srebrnej główki z romantycznych "chodź tu dziadku!";-)
Maszkiety maszkietami, ale trzeba było jechać dalej, szczególnie, że do Gienka zostało już kilkaset metrów:-) O dziwo trafiliśmy:-)
Serdecznym powitaniom, uściskom i klepaniu po wystających częściach ciała nie było końca:-) Na miejscu zastaliśmy Kijankę, Kojaka i Gienia... Mimo, że spóźniliśmy się jakąś godzinę (przez co nie było komu wręczyć kwiatów dla gospodyni, gdyż ta w popłochu opuściła hacjendę:-)), to PIWKA ani widu, ani słychu:-) Widocznie był tłok w aptece:-)
Staszek, wzorem facebookowej tradycji "Lubię to" od razu wskazał swojego, a właściwie swoją faworytkę:-)
Tymczasem pojawił się pierwszy Piwkowicz - Ostoja, który przyniósł księgi wieczyste, które z emocji Jańcio prawie zżarł:-) Modele oczywiście też były:-)
Staszek tymczasem śmigał niczym struś pędziwiatr po lokalu i wokół niego, ściskając się z wszystkimi, póki wiedział po co i z kim to robi:-) Ledwo go złapałem w kadr:-) Jakby ten swój dolny cycek miał trochę wyżej, można by go pomylić z pałętającą się tu i ówdzie białą damą:-)
Razem z Rammem, przemierzając bezkresne zakątki Gienkowej warowni, sznupiąc mu po szufladach i szafach, znaleźliśmy skład okularów wszelkiej maści, z których najznamienitszymi były te, w których człowiek czuł się jak zamknięty w starym piecyku:-)
Niektórzy mylili takie przebranie z taplającą się w gównie muchą, co oczywiście wywoływało aplauz, szczere uśmiechy na gębach, a naprawdę zazdrość i pożądanie:-)
Wbrew obawom Gienia, że go pobratymcy wycyckali jak młodą wiewiórkę pod monopolowym, w końcu reszta piwkowiczów zaczęła ściągać na imprezę czując feromony, które unosiły się na wietrze:-) Ponieważ ciężko uciec z mocno pilnowanej, specjalnej placówki zdrowia w dużej grupie, wymykali się po dwóch-trzech, myląc trop pościgu:-)
Gieniu - jak na przedstawiciela naszej armii przystało... zaczął rozpalać pod grillem:-) Na razie z powodu małej ilości płynów w organizmie, panicznie bał się kropel siąpiących cały czas z nieba - potem mu przeszło:-)
Prze aklamację wystąpiła propozycja, by spotkanie nasze było bezalkoholowe...
Wniosek upadł:-)
Tymczasem przy stole brylował Jańcio...
Był w swoim żywiole dyktatora, wszechwładnego watażki, przywódcy junty:-) A ten, który się z nim nie zgadzał, dostawał pytanie o 2 akapit, 3 wersu na stronie 173 czwartej od tyłu (a jakże) książki imć Suworova:-) Nie wiedziałeś - strzał w czoło:-)
Prawie wszyscy Piwkowicze coś przytaszczyli, chwaląc się niemiłosiernie i wskazując na nas, jako wyrzutków modelarskich, którzy nie mają prawa głosu w merytorycznej dyskusji:-)
Na szczęście sami znamy swoja wartość, szczególnie w ciemnym kącie:-)
Gieniu narobił sałatek, a wszyscy i tak warzywa olali:-) Przynajmniej do czasu, kiedy im gastryka nie upominała się o jakieś urozmaicenie w zalewie.... zalewy:-)
Kolejne parafie przysyłały swoich przedstawicieli... TRH i Lotnikus wydobywają z worów kolejne modele, Tomasz K. również wystawił na stół to co miał najlepszego:-) Jakby tak Gekony takie coś wystawiły, to ekskomunika pewna:-)
Stół, który już nie raz przewinął się na fotkach, miał po myśli Gienka służyć jako główna arena spotkania, aczkolwiek po szybkiej akcji uświadamiającej, po której czeka go seria bolesnych zastrzyków i płukania jelita, przystał na nasze warunki - tylko altanka!
Czym prędzej przenieśliśmy się na docelową arenę walki na słowa i promile:-) Początkowy deficyt szkła szybko nadrobił Tomek, przynosząc ze spiżarni słynne już krzywe kielony:-)
Przed rozpoczęciem wieczerzy oczywiście modły:-) Ostoja w roli ojca prowadzącego obrządek:-)
Niektórzy zaczęli od dzielenia się opłatkiem i oranżady Stasiowej:-)
A inni jednak od warzyw (bo potem już można było nie wiedzieć, czy to aby nie jadło wtórne:-)) jak również od gustownego piłowania pazurów stosownym kindżałem:-)
Po pazurach było ostrzenie i test - jednym ruchem ukroić pajdę chleba:-) Wszystko pod czujnym okiem oficera na półtorej etatu:-)
Jańcio dostał się nieopatrznie w szpony Kijanki, która jak widać zadaje kłam, że ma tylko ogon:-) Widać wyraźnie, ze wcale nie wygląda jak czarny plemnik w powiększeniu, a umie kąsać:-)
W czasie, gdy bezdomnym został wydawany wurst, doszedł (niestety nie wiemy gdzie i z kim) Kuba. Miał co prawda dostać z otwartej za brak Mi-2, ale kara została mu odroczona do nocy:-)
Jańcio szybko poczuł powołanie... do wyrobów garmażeryjnych:-) Od razu osiągnął poziom mistrzowski grillując bez ognia na samym parapecie:-)
Impreza zaczynała się rozkręcać - jak to zwykle bywa rozbawione towarzystwo zaczęło organizować się w podgrupy, wychodząc często na zewnątrz lokalu:-) Gienek i Staszek jako mentorzy młodego pokolenia sprawdzali się nieźle:-) Acz jak widać Stasiu więcej pluł na słuchaczy:-) Trh i Tomasz K. trafieni:-)
Zaczęło się powoli ściemniać, więc postanowiliśmy zgodnie stosunkiem oralnym do normalnego, że zrobimy sobie grupowe zdjęcie, póki jeszcze jesteśmy w jako takim komplecie i wszyscy reagują na polecenia fotografa:-)
Okazało się, że Izba Pamięci Mordy oddział w Rzeszowie, chciała wzbogacić swoje zbiory o kilka szczegółów. Na nic zdały się sztuczki, dopadli nas i tym razem:-)
Nie śmiem oczywiście wyrokować, kto tym razem otrzyma stosowną statuetkę zawiniętą w zużyty papier toaletowy, ale kilku faworytów widać:-) Niektórzy debiutanci bardzo sprawnie usunęli w cień starych wyjadaczy IPMowych:-)
Tuż obok rozgrywała się inscenizacja pożegnania delegacji radzieckiej. Publikujemy oczywiście tylko te zdjęcia, które nie narażą nikogo na zaszycie się w ciemnym lesie z kawałem sera między pośladkami:-)
Dwa lata temu Gienek omamił nas występami cheerliderek i kobiet płci odmiennej, którym nie będzie przeszkadzał strój, wygląd i unoszący się nad nami fetor:-) Obiecanki cacanki jak zwykle:-) W tym roku niestety było podobnie:-)
Widoczny kolega Piotrek - przyjaciel Gienka z czasów hołdu pruskiego, miał przynieść skrzynkę piwa oraz dziewczyny:-) O ile trudniejszemu zadaniu podołał, to dał plamę z najłatwiejszą jej częścią:-) No i musieliśmy zadowolić się tylko tą skrzynką:-)
Niedoszłe nagie tancerki rozbudziły apetyty w najbardziej paskudnych osobnikach, którzy potem bezwstydnie chcieli dać upust swoim żądzom atakując Kijankę:-) Wszystko byłoby OK, gdyby nie zapomnieli, że w pewnym wieku ciężko już wstać z kolan bez łupania w krzyżu:-)
A skrzynka spokojnie leżała w altance:-)
Kojak, udając, ze z kimś rozmawia na tematy quasi-modelarskie, dobierał się co pewien czas do wodopoju:-) Paparazzim jednak nic nie umknie:-)
Piotrek był lekko zaniepokojony robieniem zdjęć, ale szybkie i skuteczne tłumaczenie Staszka, że to na okładkę "Gejzera", rozwiało jego obawy:-)
Nagle wpadła przedostatnia uczestniczka spotkania:-) Tzw. SMJ pomimo swojego początkowego sprzeciwu, w końcu stwierdziła, że takiego spotkania nie można przegapić, szczególnie, że nie mogła spać przy otartym oknie ze względu na hałasy i smród:-) Szybko wpadła w objęcia Staszka, który wtedy jeszcze mógł ją powitać jakimkolwiek w miarę wyraźnym słowem:-)
Loża szyderców zwana inaczej "dziadami z Muppetów":-) Już lekko niewyraźni... i nie pomoże tutaj nawet Rutinoscorbin:-)
Dieter Bohlen ze swoim modnym, stylizowanym na młodzieńcze lata 80 wąsikiem i jego przyszły kebabowy towarzysz niedoli:-)
Stasiowi było już powoli wszystko jedno, do kogo się przystawia i o co ociera... byle coś wystawało:-) Kojak miał co nieco do zaoferowania:-)
Tymczasem syn marnotrawny Jańcio, zgodnie z tradycją - po krótkiej drzemce - szybko powrócił i wbrew nazwie, nie marnotrawił już niczego:-) Co widać:-)
Impreza przekształciła się w nocna balangę, gdzie coraz mniej było tematów merytorycznych - co zrozumiałe:-) W międzyczasie doszła kaszanka i pojawiła się następczyni oranżady Stasia:-)
Jako ostatni uczestnicy wpadli Radek i Dziadek-Tadek, wpisując się w imprezę przy pomocy przekładanych wafli i nie tylko:-) Radek szybko dostał się w szpony Staszka - typowy przykład dwóch biegunów trzeźwości:-)
Żeby ludzie nie gadali - zdjęcie z kobietą musi być:-)W tym wypadku Photoshop niewiele mógł pomóc:-)
Staszek co jakiś czas nakładał na swój talerz co akurat było w menu:-) Po kilku godzinach zorientował się, że chyba należy coś wszamać:-) Natenczas jednak widelec okazał się taki niestabilny, a kaszanka taka nieposłuszna:-)
Kojak ustawiający się do zdjęcia:-) Potrzebne mu będzie jako załącznik w CV na stanowisko magazyniera w Biedronce:-)
Dłuższą chwilę spędziłem na górze, na łóżku z Tomaszem K.... Co jeszcze dziwniejsze gadaliśmy o różnym robactwie (gąsienice) i co zaskakujące, o modelarstwie:-) Nie zdążyło się to wszystko rozkręcić, gdy dziki wrzask z dołu oznajmił, że Staszek wrócił z dworu:-)
Szybko okazało się, że nie ma na sobie okularów:-) Dobrą chwilę trwało zanim razem z Rammem dowiedzieliśmy się, gdzie mogły mu wypaść:-)
Pomimo zniechęcania nas przez tubylców do szukania czegoś w trawie (widocznie bali się, że zaczniemy kopać:-)) znaleźliśmy je ukryte dość stosownie pod jedyna brzozą płacząca na świecie:-)
Jańcia ta opowieść nie wzruszyła - był zajęty indoktrynacją Radka, który nieświadom niczego, dawał się gwałcić... przez uszy:-)
Na tarasie rozgorzała dyskusja, czy się toast wznosi, czy wygłasza:-)
Stasiowe spodnie na tapecie, już po szczotkowaniu:-) Głównie po składzie chemicznym tych plam wywnioskowaliśmy, gdzie Staszek zaległ gubiąc brele:-)
Dłuższą już chwilę zajęło ułożenie naszego nestora rodu Gekonów do snu, głównie z powodu utrudnionej komunikacji:-) Jedyne, co było wyraźnie słychać z jego ust to "s... idź sobie":-)
W końcu jednak po obowiązkowym tangu Tomkowi udało się wtłoczyć Stasia do wyra:-)
Impreza powoli dogorywała, tak jak uczestnicy:-) Oczywiście wszyscy byli zmęczeni, prócz Jańcia, który poczuł drugie gazy i zaczął już uświadamiać wszystkich, że to on obalił komunę:-)
Co było robić... Trzeba było dać mu się wypluskać:-)
Stasiu jeszcze raz wyraził tymczasem dezaprobatę w stosunku do jańciowych wywodów wygrażając mu z łóżka jednym dobitnym słowem-ripostą... po czym nastąpiła cisza:-)
Nastała noc, w której królowała sałatka warzywno-mięsna i gazy bojowe:-)
Z figli niestety zdjęć nie można zamieścić z uwagi na psychiczne dobro tzw. ogółu:-)
Ranek zastał nas gołych i nieprzygotowanych:-)
Po jakiejś tam toalecie i przepchaniu dwóch umywalek, wrzuciliśmy przed podróżą coś na ruszt:-)
Były dwie zupy do wyboru, przy czym Stasiu wybrał jako jedyny drugą opcję:-)
Do wyjazdu było jeszcze kilkadziesiąt minut, ale co sobie Stasiu podotyka, to jego:-)
Słoneczko nasze rozchmurz pyska, wszak cała grupa zaraz pryska...:-)
Nie wiadomo dlaczego Jańcio jako jedyny dostał prezent:-) Słuchy chodzą, że miała na to wpływ jego najgorsza prezencja ocierająca się o obraz dzieci z czworaków:-)
Zniesmaczony Staszek pokazuje, czym czesze się dziś tzw. "mężczyzna":-)
Kolejna, ostatnia już grupówka... Liczba uczestników już o wiele mniejsza, ale nikt nie spodziewał się, że wszystko odbędzie się bezboleśnie:-) Ofiary muszą być:-)
No i GEKO wsiadło i pojechało do domu:-)
Zapomniałem dodać o najważniejszym aspekcie, który miał duży wpływ na podróż powrotną:-) Staszek obudził się ok. godziny 6, rzucając pojedynczymi kawałkami mięsa ze swej paszczy:-)
Jak się później okazało nie był w stanie wstać z łóżka z powodu urazu niewiadomego pochodzenia. Szczęśliwie Jańcio, mimo ideologicznych różnic, jako miłosierny samarytanin-ateista, ściągnął go za nogi z wyra i wysikał:-)
Podejrzewane były korzonki, ale jak zwykle winny był hel w dużych ilościach i żebro:-)
Ponieważ Stasiu był praktycznie bezbronny jak dziecko i mało ruchliwy, musieliśmy zastąpić mu matkę i ojca:-) Powyżej karmienie z butelki:-)
Tak, skleja się przez całe życie jakieś papierki, kupuje drogie modele, nie chodzi się do pracy... to potem trzeba zadowolić się substytutem:-)
A na sam koniec herszt bandy na tle swoich niczego nieświadomych podwładnych:-)
GEKO/PIWKO za nami:-)
Aby dojść do jakiejś tam sprawności psychicznej potrzeba pewnie znowu około 2 lat:-)
Jak było?
Mnie już ręce i doopa boli, niech puentę dopiszą inni:-)
--
Post zmieniony (07-08-11 16:10)
|