Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 528
część 1
RAJDER
Mający 7766 ton frachtowiec „Kandelfels” zwodowano w Bremen 2 listopada 1936, dla Deutsche Dampfschifffahrts Gessellschaft (Hansa Line), co z radością skróćmy do DDG, bo tak najczęściej o firmie mówiono. Długość 155 metrów i szerokość 18.7, a silniki Diesla o mocy 7.600 KM pozwalały na rozwijanie 17 węzłów. Płynąc z ekonomiczną prędkością 12 węzłów, statek miał zasięg aż 30.000 mil morskich.
„Kandelfels” z charakterystycznym godłem Hansa Line na kominie
Po kolejnej podróży do Indii, „Kandelfels” zameldował się w ojczyźnie 1 września 1939 roku i – ze względu na prędkość i zasięg – już po kilku dniach zgłosiła się po niego Kriegsmarine, widząc idealną jednostkę do przebudowy na krążownik pomocniczy.
W zimie statek postawiony w bremeńskiej stoczni Deschimag A.G. Weser – tej samej, która go zbudowała – gdzie został solidnie uzbrojony, dorównując uzbrojeniem lekkim krążownikom brytyjskim. Zainstalowano:
- 6 dział 150 mm, zdjęte z pochodzącego jeszcze sprzed pierwszej wojny światowej pancernika „Schlesien”
- 1 x 75 mm, zdobyczne francuskie
- 1 podwójne działko przeciwlotnicze 37 mm
- 4 podwójne działka przeciwlotnicze 20 mm
- 2 pojedyncze wyrzutnie torpedowe z zapasem 16 torped
- 300 min
Na okręt załadowano także 25 torped typu 25-G7 oraz 80 min, które w razie potrzeby miały być przekazywane na U-booty.
Pomyślano także o mającym wypatrywać cele wodnosamolotach, wyposażając okręt w dwa Heinkle He-114 B, z których jeden znajdował się, rozmontowany, w kratach.
Heinkel He-114
Przebudowę zakończono na początku lutego 1940 roku. 6 lutego na mostek wszedł 42-letni komandor (Kapitän zur See) Ernst-Felix Krüder, a wraz z nim zaokrętowało 17 oficerów, 5 oficerów więziennictwa (do zajmowania się spodziewanymi jeńcami), oraz 398 podoficerów i marynarzy.
Ernst-Felix Krüder z Krzyżem Rycerskim
Schiff 33 wszedł do służby jako HSK 5 (HSK - Hilfskreuzer der Kriegsmarine – krążownik pomocniczy Kriegsmarine) o nazwie „Pinguin”.
„Pinguin”
Załoga szkoliła się przez ponad dwa miesiące na Wezerze, a następnie okręt przeszedł kanałem (Kaiser-Wilhelm Canal, obecnie Kanał Kiloński) na Bałtyk, gdzie kontynuowano ćwiczenia, koncentrując się na zadaniach wyznaczonych rajderom, czyli uzbrojonym ex-cywilnym jednostkom, mającym zwalczać na oceanach wrogą żeglugę.
Kwiecień 1940. „Pinguin” w trakcie ćwiczeń na Bałtyku
Nadszedł czas wejścia do linii. 15 czerwca okręt wypłynął z Gdyni udając zwykły transportowiec płynący pod eskortą trałowca „Nautilus”. Zmieniając po drodze eskortę na „poważniejszą”, bo składającą się z trzech jednostek, doszedł do Kattegatu. Stamtąd, osłaniany przez torpedowce „Falke” i „Jaguar”, przepłynął 19 czerwca Skagerrak, gdzie towarzyszyła mu dodatkowo powietrzna osłona w postaci latającej łodzi Dornier Do-18 oraz dwóch myśliwców.
Wkrótce samoloty zostały zastąpione stawiaczami min M17 i M18, i składający się z pięciu jednostek konwój wpłynął na Morze Północne, kierując się ku Norwegii.
„Pinguin” w drodze z Gdyni do Norwegii
Pod wieczór 20 czerwca „Pinguin” zakotwiczył w dobrze ukrytym fiordzie Sörgulen, leżącym mniej więcej 150 kilometrów na północ od Bergen. Tam, w ciągu dwóch dni okręt zmienił się w rosyjski frachtowiec o czarnych burtach i z sierpem/młotem na kominie i nazwie „Печора” (Peczora – rzeka w Rosji).
Wczesnym rankiem 22 czerwca „rosyjski” statek wyszedł w morze w eskorcie trałowców, kierując się ku Cieśninie Duńskiej, czyli akwenowi pomiędzy Islandią a Grenlandią. Pierwszym zadaniem było spotkanie się w pobliżu Wysp Zielonego Przylądka z U-bootem „U-A”, celem przekazania mu zaopatrzenia. Okręt o tak nietypowej jak na U-boota nazwie, podobnie jak drugą jednostkę typu Ay, zbudowano w Niemczech dla tureckiej marynarki (dwa kolejne powstały w Turcji, w dużej mierze dzięki przebywającym tam niemieckim specjalistom), ale po wybuchu wojny zarekwirowała go Kriegsmarine, nadając mu tę mocno nietypową nazwę.
Fatalna pogoda powodowała liczne przypadki choroby morskiej, ale sam okręt zachowywał się doskonale nawet na bardzo dużej fali. Niewielkie trałowce nie dawały sobie jednak rady w ciężkim sztormie, i w końcu Krüder rozkazał im zawrócić.
Krótko potem zameldowano mu dostrzeżenie wynurzonego okrętu podwodnego, i bez wątpienia musiał to być Brytyjczyk: SKL (skrót od Seekriegsleitung – Kierownictwo Wojny Morskiej) upewniło Krüdera, że własne okręty wiedzą o nim, i że żaden z nich nie wprowadzałby, poprzez wynurzenie w pobliżu, niepotrzebnego zamieszania.
Natychmiast zmieniono kurs na północny wschód, prowadzący ku Murmańskowi czyli tam, gdzie rosyjska jednostka miałaby pełne prawo podążać. Okręt podwodny zapytał o nazwę („What ship?”), a wobec braku odpowiedzi zasygnalizował „Heave to, or we open fire!” (Zatrzymać się, bo otworzymy ogień). Zamiast tego Krüder dał całą naprzód i zmienił kurs na oddalający go od nieprzyjaciela. Brytyjczycy próbowali go gonić jeszcze przez godzinę oddając w tym czasie trzy, o wiele jednak za krótkie strzały, po czym zrezygnowali z bezsensownego pościgu.
Bez wątpienia Brytyjczycy powiadomili swoich o podejrzanym statku, ale zakładając iż wrogi okręt wciąż może go widzieć, na wszelki wypadek Krüder aż do wieczora utrzymywał „rosyjski” północno- wschód kurs. Na wszelki wypadek wyrzucono w powietrze Heinkla, który patrolował pobliskie wody.
Przejście przez Cieśninę Duńską kosztowało wszystkich mnóstwo nerwów. Niemcy mieli pecha, że nie poinformowano ich o zatopieniu przez „U-A” brytyjskiego krążownika pomocniczego „Andania”, strzegącego przejścia pomiędzy Wyspami Owczymi a Islandią, czyli najkrótszej drogi na Atlantyk. Z braku tej informacji Krüder zdecydował się pójść daleko na północ, wokół wyspy Jan Mayen i następnie skierować na południowy zachód ku Cieśninie Duńskiej. Zamiast chwilowo całkowicie bezpiecznej, i krótszej aż o 700 mil (!) drogi koło Wysp Owczych „Pinguin” popłynął nie tylko drogą dłuższą, ale i niebezpieczniejszą, ponieważ akurat w tym czasie Brytyjczycy wzmocnili siły patrolujące grenlandzkie wody, wysyłając tam ciężki krążownik „Sussex” i lekki „Newcastle”.
Jak na złość Niemcom, 23 czerwca paskudna do tej pory pogoda zaczęła się poprawiać, a następnego dnia widoczność była tak znakomita, że z pokładu rajdera widać było odległy o ponad 100 mil pokryty lodem wierzchołek wulkanu Beerenberg! Na szczęście wieczór przyniósł „Pinguinowi” gęstą mgłę, spowodowana przez pobliski lodowy pak. Ale rankiem widoczność znowu była tak znakomita, że Krüder wolał nie ryzykować, wycofując się pod osłonę pozostawionej za sobą w nocy mgły. Kilkakrotnie przerywany marsz na południe miał finał dopiero 1 lipca, kiedy to „Pinguin” znalazł się wreszcie na otwartych wodach Atlantyku. Po kolejnych sześciu dniach Niemcy dotarli do szlaku transatlantyckich konwojów.
9 lipca, na wysokości Azorów, Krüder sensownie uznając, że obecność „rosyjskiego” statku na tym akwenie musi budzić poważne podejrzenia uznał, że czas na zmianę skóry. Następnego dnia jednostka spod znaku sierpa i młota zmieniła się w grecki „Kassos”, należący do Kassos Steam Navigation Company.
„Pinguin” jako „Kassoss” – na burcie namalowano KASSOSS GREECE. Trzy białe krzyże na niebieskim tle to fragment greckiej bandery. Zdjęcie wykonano z „U-A” podczas spotkania obu jednostek
,
18 lipca „Pinguin” przybył na miejsce spotkania z mającym poważne problemy z maszynami „U-A”, dowodzonym przez kapitana Hansa Cohausza. Jego okręt miał pobrać torpedy, wodę, żywność i części zamienne. Morze było jednakże zbyt niespokojne, żeby rozpocząć przeładunek. Dowódcy uzgodnili pójście na południe, w poszukiwaniu spokojniejszych wód. Po drodze udało się jedynie dużym wysiłkiem przekazać na U-boota 70 ton paliwa, co w razie czego wystarczyłoby mu na powrót do bazy.
20 lipca, około 700 mil na południe od Wysp Zielonego Przylądka, rozpoczęto po raz pierwszy przerzut zaopatrzenia z rajdera na okręt podwodny.
„Pinguin” i „U-A”. Zdjęcie wykonał pilota Heinkla
Rozpoczęto od 11 torped. Kładziono je pojedynczo na specjalnych pontonach, które następnie marynarze z U-boota przyciągali do siebie. Podobnie robiono później z pozostałym zaopatrzeniem. Brak doświadczenia w tego typu operacjach tak bardzo spowalniał pracę, że zakończono ją dopiero 25 lipca!
Ponieważ droga obu jednostek prowadziła na południe, „Pinguin” wziął mniejszego „kolegę” na hol, a to w celu zaoszczędzenia paliwa na U-boocie. Okręty rozstały się po osiągnięciu prowadzącego do Freetown brytyjskiego szlaku żeglugowego. Po kilkunastu godzinach Cohausz poinformował Krüdera o nieudanym pościgu za zbiornikowcem, do którego nawet wystrzelił torpedę, tyle że okazała się ona wadliwa, w rezultacie czego zawróciła, zmuszając „U-A” do gwałtownej zmiany kursu.
Okręty ponownie spotkały się, i ponownie „Pinguin” wziął U-boota na hol, rozstając się 28 lipca po raz drugi i ostatni.
Trzy dni później, gdy okręt znajdował się trzysta mil na północny zachód od Wyspy Wniebowstąpienia, dostrzeżono statek. Był to brytyjski frachtowiec „Domingo de Larrinaga”, 5358 GRT, płynący z Bahia Blanca (Argentyna) do Newcastle z 7.000 ton zboża. 36-osobową załogą dowodził kapitan William Chalmers, którego zmyliła grecka bandera i napis na burcie. Zaczął coś podejrzewać dopiero wtedy, gdy obca jednostka zmieniła kurs, ale pewność co do jej rzeczywistej natury powziął dopiero po dokładnym przyjrzeniu się przez silną lornetkę: otóż jak na „greka”, statek był ...zbyt zadbany i nadto starannie pomalowany!
Chalmers z miejsca odwrócił się rufą i umykał co sił, nadając sygnał QQQ, oznaczający spotkanie z rajderem. Niestety owe „co sił” oznaczało zaledwie 10,5 węzła.
Radiooperator, podporucznik Karl Brunke, próbował zagłuszać te sygnały, podczas gdy jego okręt gnał za angielską jednostką. Przewaga szybkości leżała po stronie Niemców i już po dwóch godzinach Krüder rozkazał podnieść niemiecką banderę, nakazując jednocześnie pod groźbą ostrzelania wyłączenie radiostacji. Dystans wynosił wówczas 2,5 mili. Statek jednak wciąż płynął całą naprzód, bez przerwy wysyłając QQQ i swoją pozycję, a na rufie obsadzone przez artylerzystów działo 102 mm było wycelowane w niemiecką jednostkę.
75-milimetrowe działo „Pinguina” oddało strzał ostrzegawczy przed dziób. W odpowiedzi brytyjski radiooperator zaczął wysyłać w eter dokładny „rysopis” rajdera!
„Domingo de Larrinaga”
Jakby wzbraniając się przed strzelaniem do marynarzy, Krüder rozkazał oddać cztery kolejne strzały ostrzegawcze. W końcu jednak otworzono ogień z głównej artylerii w kierunku mostka, wielokrotnie go trafiając. W odpowiedzi Brytyjczycy odpowiedzieli z jedynego działa, ale za każdym razem pudłowali. Dopiero kiedy Niemcy wzniecili pożar w ładowni za nadbudówką, kapitan Chalmers zdecydował się na kapitulację.
Porucznik Erich Warning – były cywilny kapitan Nord-Deutsche Lloyd - wszedł na pokład brytyjskiej jednostki na czele silnie uzbrojonego zespołu abordażowego, pozostawiając przy burcie dużą łódź motorową z bosmanem Rauchem przy sterze. W skład zespołu wchodził między innymi doktor Wenzel z dwoma sanitariuszami, co oczywiście jak najlepiej świadczyło o humanitaryzmie kapitana Krüdera. Opatrzono czwórkę rannych, w tym mającego złamane obie nogi radiotelegrafistę, po czym jak najdelikatniej opuszczono ich na łódź. Chalmers zgłosił śmierć ośmiu ludzi, oraz obecność 28, którzy nie ponieśli żadnych obrażeń. Wszyscy zeszli ze statku, w maszynowni którego założono silne ładunki wybuchowe, mające eksplodować dokładnie za dziewięć minut.
Bez wątpienia były to straszne minuty dla wszystkich, znajdujących się na zatłoczonej łodzi, i to niezależnie od narodowości. Przyczyną była awaria silnika motorówki, którego za nic nie dawało się uruchomić. Zabrano się za wiosła, ale fale rzucały łódź z powrotem pod burtę frachtowca! Sekundy przemieniały się bezlitośnie w minuty, aż wreszcie zaczęła się kończyć ósma. Rozpoczęła się dziewiąta i... nic! Niewiarygodne, ale zapalnik nie zadziałał!
Dopiero po trzech kolejnych minutach spoconemu z emocji bosmanowi udało się uruchomić silnik...
Krüder rozkazał wystrzelić w kierunku maszynowni torpedę i dopiero ona – wraz z wywołaną przez nią detonacją założonego tam ładunku wybuchowego - posłała statek na dno.
Sygnały z „Domingo de Larrinaga” zostały odebrane, co spowodowało natychmiastowe wysłanie ciężkiego krążownika „Dorsetshire” na podaną przez Chalmersa pozycję. Druga jednostka tego typu, „Cumberland” rozpoczął patrolowanie akwenu na południowy wschód od położonej dalej na południe wyspy Tristan da Cunha, ponieważ logicznie zakładano, że rajder będzie chciał się przedostać na Ocean Indyjski.
Aby dać licznej załodze „Pinguina” choćby tylko trochę rozrywki, okręt zabrał w rejs sporą liczbę filmów, nie tylko zresztą niemieckich. Związany jest z tym anegdotyczny wpis we wspomnieniach oficera torpedowego, porucznika Friedricha Gabe, a dotyczący wydarzenia z 19 sierpnia:
„W jednym ze starszych filmów seksowna dziewczyna robiła strip tease. Obecny na widowni oburzony Staruszek [Krüder] nakazał ponownie ją ubrać, co zrobiono bardzo łatwo; wszystko co musiał zrobić obsługujący projektor, to puścić taśmę wstecz. Generalna opinia była jednak taka, że Staruszek, który wcale nie był stary, po prostu chciał to ponownie zobaczyć wszystko od początku”.
Krüder (siedzi pośrodku) z oficerami na pokładzie „Pinguina”
Wieczorem następnego dnia, z okrążającego Przylądek Dobrej Nadziei rajdera spostrzeżono daleko na północ wielki statek, ale obawiając się, że może to być brytyjski krążownik pomocniczy, Krüder odpuścił próbę pościgu. W rzeczywistości była to „swoja” jednostka, a konkretnie zdobyty przez niemieckiego rajdera „Atlantis” spory (7.230 GRT) norweski „Tiranna”, dowodzony obecnie przez podporucznika Waldmanna. Z 18-osobową niemiecką załogą płynął do Francji, wioząc w ładowniach ponad 300 jeńców – wśród nich sporo kobiet i dzieci - z zatopionych przez „Atlantis” statków. Dodajmy jeszcze, że „Tiranna” nie dopłynęła do celu: 22 września, w ujściu Żyrondy, gdy statek czekał na eskortę trałowców, dosięgły ją torpedy brytyjskiego okrętu podwodnego „Tuna”. Spośród jeńców śmierć poniosło sześćdziesiąt osób.
Wracamy na Ocean Indyjski. W pozycji na południe od Madagaskaru, 26 sierpnia Krüder polecił katapultować wodnosamolot, na którym namalowano brytyjskie oznaczenia! Bardzo szybko pilotujący go podporucznik Werner dostrzegł spory (6.901 GRT), głęboko zanurzony norweski zbiornikowiec „Filefjell”.
Filefjell”
Werner zbliżył się, po czym zrzucił na jego pokład woreczek z krótką wiadomością w języku angielskim: „Z powodu bliskości nieprzyjacielskiego rajdera, zmień kurs na 180 stopni”. Kolejne polecenie brzmiało: „Od tego miejsca przyjmij kurs dokładnie 31˚N 37°E, potem dostaniesz następne informacje. Nie używaj radiostacji”. Oczywiście kurs ten prowadził na „Pinguina”.
Norweski kapitan posłuchał rady, ale po kilku godzinach najwyraźniej nabrał podejrzeń, bowiem w zapadającym zmroku zgasił światła nawigacyjne i zawrócił, idąc od tej chwili maksymalną prędkością.
Nie widząc zbliżającego się zbiornikowca, Krüder ponownie wysłał Wernera w powietrze. Pilot szybko odnalazł Norwega, i ku zaskoczeniu marynarzy poszatkował pociskami antenę radiową, oraz przeorał nimi mostek. Kolejny zrzucony rozkaz brzmiał „Zatrzymaj się tu ... idzie ku tobie krążownik Cumberland”, i wreszcie „Włącz światła”.
Norwedzy nie mieli już wątpliwości, że samolot nosi fałszywe barwy, ale – mając na burcie 10.000 ton wysokooktanowego paliwa lotniczego oraz 500 ton oleju napędowego – woleli nie ryzykować śmierci w ogniu. Zabłysły światła.
Kierowany nimi „Pinguin” już po 30 minutach znalazł się przy swej ofierze. Gdy na pokład zbiornikowca wszedł oddział pryzowy stwierdzono, że będący w czarterze Brytyjskiej Admiralicji statek
znajdował się w drodze z Zatoki Perskiej do Kapsztadu.
Krüder zdecydował o popłynięciu obu jednostek na spokojniejsze wody, gdzie planował przepompowanie do swoich zbiorników 500 ton oleju. W drodze do owego miejsca, 27 sierpnia krótko przed świtem, dostrzeżono przed dziobem idący bez świateł zbiornikowiec. Niemiecka załoga „Filefjell” otrzymała rozkaz zastopowania, podczas gdy rajder ruszył ostro, już po godzinie zbliżając się do statku wystarczająco blisko, aby wywiesić sygnały nakazujące zastopowanie, a następnie oddać przed dziób strzał ostrzegawczy. Kolejną ofiarą był brytyjski zbiornikowiec „British Commander”, 5.008 GRT.
„British Commander”
Statek podał swoją nazwę, ale jego radiostacja wciąż pracowała, wysyłając QQQ wraz z podaniem pozycji i na wszelki wypadek dodając to, co i tak mówił sygnał QQQ, czyli że napastnikiem jest uzbrojony statek handlowy. Światło reflektora „Pinguina” przejechało po zbiornikowcu, zatrzymując się na rufowym dziale 102 mm, pospiesznie obsadzanym przez artylerzystów. Niemcy natychmiast otworzyli ogień.
Idący pod balastem z Falmouth do Abadanu (Iran) „British Commander” obrócił się rufą do rajdera, ruszając cała naprzód. Pracująca non-stop radiostacja otrzymała w tym czasie z lądu trzy potwierdzenia odbioru informacji.
Niestety niemiecki ogień był bardzo celny, w wyniku czego zbiornikowiec stanął w ogniu. Zdając sobie sprawę że ani dalsza ucieczka ani opór nie ma sensu, jego dowódca rozkazał zatrzymać maszyny, wstrzymać pracę radiostacji, i wreszcie opuścić szalupy.
Niemcy odpalili torpedę która wyrwała sporą dziurę w burcie, ale płonący zbiornikowiec wciąż nie zamierzał tonąć. Poszedł na dno dopiero po czterdziestu trafieniach pociskami 150 mm!
W tym czasie szalupy z rozbitkami starały się odpłynąć jak najdalej w kierunku wybrzeża afrykańskiego, ale po wykończeniu zbiornikowca Niemcy z łatwością je dogonili, biorąc do niewoli całą, 45-osobową załogę. Na „Pinguinie” przestawiono telegraf maszynowy na całą naprzód, aby jak najszybciej przedostać się na Ocean Indyjski.
To był niemiecki dzień! Prawie natychmiast dostrzeżono za rufą frachtowiec, który po odebraniu groźby ostrzelania w przypadku gdy natychmiast się nie zatrzyma albo uruchomi radiostację, z miejsca uznał się za pokonanego, stając w dryfie. Swój udział miał w tym oczywiście ostrzegawczy strzał przed dziób, oddany z działa 75 mm.
Na pokład statku, którym okazał się norweski „Morviken”, 7.616 GRT, weszła grupa pryzowa znanego nam już porucznika Warninga. Statek płynął z Kalkuty do Kapsztadu. Mocno zdenerwowany kapitan Anton Norvalls powiedział że jego statek jest „najładniejszym statkiem norweskiej marynarki handlowej”, po czym poprosił Warninga aby zostawił na burcie garść swoich ludzi, a on w zamian obiecuje osobiście doprowadzić „Morvikena” do Niemiec!
„Morviken”, zdjęcie z 1938 roku
Niecodzienna oferta została odrzucona przez Krüdera, który rozkazał 34 Norwegom i jednemu Amerykaninowi przejść na „Pinguina”. Zabrano także nowoczesną łódź motorową frachtowca. Tym razem założone w maszynowni ładunki eksplodowały bez żadnych niespodzianek, posyłając raptem dwuletni statek na dno.
Krüder zdawał sobie sprawę że Brytyjczycy wiedzą o obecności rajdera, dlatego też uznał, że „Filfjell” z niemiecką załogą nie ma szans na przedarcie się do Francji. Z bólem serca, po przepompowaniu 500 ton paliwa, zdjął z pryzu swoją załogę, decydując się zatopić statek przy użyciu materiałów wybuchowych. Z powodu wielkiej ilości lekkiego paliwa lotniczego na zbiornikowcu, ładunki ustawiono z takim zapasem czasu, aby „Pinguin” mógł oddalić się na znaczną odległość.
Nadszedł czas. Usłyszano stłumioną detonację, statek zaczął z wolna przegłębiać się na rufę, ale wciąż nie doszło do spodziewanego zapłonu paliwa. Minęło pięć godzin, a uparty zbiornikowiec wciąż nie zamierzał tonąć! Nie pomógł także ostrzał z dział 75 mm. Teraz wystrzelono dwa pociski 150 mm: drugi z nich trafił w linię wodną, powodując wreszcie zapalenie się paliwa. W niebo wystrzelił ogromny słup ognia, szybko obejmujący pozostałe zbiorniki. Pozostawiając za sobą morze płomieni, „Pinguin” oddalił się pospiesznie.
Ten dzień był godny przyznania załodze przez Krüdera specjalnego przydziału piwa: 27 sierpnia 1940 roku „Pinguin” zatopił trzy statki mające 19.525 GRT!
Później dowódca został skrytykowany przez SKL za zatopienie ”Filfjella”, ale bez dwóch zdań była to słuszna decyzja, której nie rozumieli siedzący za biurkiem oficerowie. Jak się później okazało, na miejsce zatopienia „British Commander” płynęły dwa brytyjskie lekkie krążowniki „Neptune” i „Colombo”, brytyjski krążownik pomocniczy „Arawa” oraz australijski krążownik pomocniczy „Kanimbla”. Bardzo wątpliwe, czy pryz zdołałby przedostać się niepostrzeżenie na Atlantyk!
29 sierpnia Krüder uznał, że czas zmienić skórę. Pomysł podsunął mu niechcący kapitan Anton Norvalls mówiąc, że na samym początku wziął rajdera za „Trafalgar”, statek norweskiego armatora Wilhelmsen. To właśnie było powodem decyzji o zmianie bandery z greckiej na norweską, i nazwy z „Kasoss” właśnie na „Trafalgar”.
Rajder maksymalnie upodobniono do „Trafalgara” (na zdjęciu). Statek ten został zatopiony 15.10.1942 przez U-129
Przeobrażanie stojącego w dryfie rajdera rozpoczęto 31 sierpnia, a już 5 września Krüder rozkazał wysłać samolot na rozpoznanie. To był jednak dla Niemców pechowy dzień: zaraz po starcie z katapulty samolot stanął w płomieniach i spadł do wody, natychmiast tonąc. Wprawdzie szybko wyłowiono całych i zdrowych pilota i obserwatora, ale wraz z maszyną, na dno poszedł jedyny przenośny radiotelefon pracujący na falach, których alianckie statki nie miały możliwości podsłuchać.
Na rajderze znajdowały się wprawdzie kraty z elementami drugiego Heinkla, ale do złożenia ich niezbędne było idealnie gładkie morze.
Brak samolotu oznaczał, że nie ma obecnie możliwości zaskakującego ostrzelania i zniszczenia anten atakowanych statków. Alternatywa nie podobała się Krüderowi, ponieważ była nią konieczność rozpoczynania każdej akcji od ostrzelania mostku i kabiny radiowej, co musiało nieść ze sobą ofiary w ludziach. Niemieckiemu dowódcy wcale nie uśmiechało się zabijanie cywilnych marynarzy.
10 wrześnie „norweski” statek był gotów do akcji. Wzdłuż czarnych burt namalowano dwa biały pasy, a dwa jasnoniebieskie pasy owijały czarny komin. Wypisz-wymaluj „Traflagar”!
Przed pójściem na australijskie wody – gdzie miano postawić pierwsze miny – Krüder zdecydował się na krótki rajd niedaleko Madagaskaru. To był trafna decyzja.
12 września, 330 mil na wschód od wyspy dostrzeżono jakiś frachtowiec. „Pinguin” obrał kolizyjny kurs. Obcy statek ustąpił drogi, ale w końcu – gdy obie jednostki dzieliła tylko mila – nadał syreną długi ostrzegawczy sygnał.
W tejże chwili „Norweg” podniósł banderę Kriegsmarine i jednocześnie odsłonił działa, pozbawiając obcych marynarzy wszelkich złudzeń. Na statku – był to brytyjski Benavon”, 5872 GRT – pospiesznie obsadzono rufowe działo 102 mm, próbując odwrócić się do Niemców rufą, i dając jednocześnie cała naprzód.
Kolejną ofiarą rajdera stał się „Benavon”
Rajder nadał polecenia zatrzymania się, ale pomimo ostrzegawczego strzału, Brytyjczycy odpowiedzieli ogniem ze swojego jedynego działa. Ich pierwszy pocisk odbił się rykoszetem od wody, wybił dziurę w lewej burcie „Pinguina” i zakończył lot w jednym z pomieszczeń załogi, niebezpiecznie blisko miejsca składowania 300 min. Na szczęście dla Niemców niedoświadczeni brytyjscy artylerzyści wystrzelili pocisk bez założonego zapalnika, co oczywiście uniemożliwiło jego eksplozję. Gdyby nie ten szkolny błąd możliwe jest, że własne miny rozniosłyby rajdera na strzępy!
Zagrzmiały działa 152-milimetrowe, ale ostro zygzakujący „Benavon” stanowił tak trudny cel, że dopiero przy ósmej salwie odnotowano pierwsze trafienie. Potem szło już gładko: pocisk za pociskiem wchodził w cel rozbijając między innymi pomieszczenie radiostacji, szalupy i w końcu wzniecając liczne pożary. Wokół rozbitego działa 102 mm leżały martwe ciała artylerzystów. Płonący komin zapadł się, i w końcu kapitan dał rozkaz opuszczenia statku. Zaraz potem pocisk trafił dokładnie w sterówkę zabijając jego, wszystkich oficerów pokładowych i radiooperatora.
Niemcy wstrzymali ogień, przyglądając się jak załoga „Benavona” zrzuca tratwy, po czym skacze do wody.
Gdy zespół pryzowy wszedł na pokład skazanego na zagładę statku, znaleziono tam jeszcze pięciu ludzi, w tym trzech rannych. Zabrano wszystkich na „Pinguina”, podobnie jak 24 rozbitków podjętych z tratew. Marynarze zeznali, że statek płynął z Manili i Singapuru do Londynu, z ładunkiem konopi, juty i gumy.
Gdy trójka zabranych ze statku rannych zmarła z ran, liczba śmiertelnych ofiar na „Benavonie” wzrosła do 21 osób. Statek płonął od dziobu do rufy, podczas gdy Niemcy chowali trójkę marynarzy w morzu, oddając im wojskowe honory.
Rozkazy z SKL nakazały „Pinguinowi” opuścić dotychczasowe wody i popłynąć na wschód, wchodząc na szlak łączący Australię z Afryką Południową.
W centrali wiedzieli co robią. Już 16 września dogoniono i zmuszono do zastopowania i niewłączania radiostacji norweski motorowiec „Nordvard” (4.111 GRT). Kapitan Henry Hansen albo nie miał w sobie bojowego ducha, albo też był po prostu realistą, stąd brak próby ucieczki i milczenie w eterze. Statek płynął z Bunbury (Australia) do Port Elizabeth (Afryka Południowa) z 7.000 ton pszenicy.
„Nordvard”
Tym razem Krüder nie wahał się. Obsadził statek kilkunastoosobową załoga pod dowództwem podporucznika Hansa Neumeyera i nakazał mu podjąć próbę przebicia się do Francji. Na „Nordvarda” przeniesiono także 189 jeńców, pozostawiając jedynie dziesięciu ciężko rannych Brytyjczyków, którym tylko fachowa pomoc lekarska mogła dać jakieś szanse przeżycia. „Pinguin” stracił ponadto sporo czasu przekazując na zdobyty statek paliwo, wodę, żywność i inne zapasy, niezbędne do bardzo długiego rejsu. „Nordvardowi” zresztą udało się niepostrzeżenie ominąć brytyjskie patrole i triumfalnie zawinąć do Bordeaux.
Opóźnienie to uniemożliwiło pójście z minami pod Australię, ponieważ rajder przybyłby tam pod koniec września podczas pełni Księżyca, oświetlającego ocean niby wielki reflektor. Z tego powodu Krüder dostał rozkaz pójścia w kierunku północno-wschodnim, aby patrolować tam szlak żeglugowy łączący Indie z Australią. 2.800 mil przez puste morze pozwoliło wprawdzie na prowadzenie prac konserwacyjnych, ale za to wszechobecna, niemająca końca nuda i psychiczne zmęczenie nieźle dało w kość marynarzom.
Wraz z oficerem nawigacyjnym, podporucznikiem Wilhelmem Michaelsonem, Krüder opracował plan położenia min na sześciu szlakach żeglugowych przy Australii i Tasmanii, ale do szybkiego wykonania zadania należałoby zatrudnić jednocześnie dwie jednostki, zamiast tylko samotnego „Pinguina”. Szansa na przełamanie impasu pojawiła się przy wyspie Bożego Narodzenia (Christmas Island), leżącej na południowy zachód od Cieśniny Sundajskiej, oddzielającej Jawę od Sumatry.
Szansą tą stał się norweski zbiornikowiec „Storstad”, 8998 GRT, wyładowany aż 12.000 tonami oleju napędowego i 500 tonami paliwa ciężkiego, a płynący z Miri (północne Borneo) do Melbourne. Ze względu na łatwopalny ładunek, kapitanowi Egilowi Wilhelmsenowi wystarczył tylko jeden strzał ostrzegawczy aby stanąć w dryfie, i trzymać się jak najdalej od kabiny radiowej. Statek zresztą był nieuzbrojony. Załoga składała się z 30 Norwegów i Duńczyka.
„Storstad”
Po raz pierwszy Krüder opuścił swój okręt, lądując z grupą pryzową na zbiornikowcu. Zabrał ze sobą oficera minowego, z którym chciał ocenić możliwość użycia zdobytego statku w charakterze pomocniczego stawiacza min. Ponieważ inspekcja wypadła pozytywnie, przerzucono 25 marynarzy „Storstada” na rajdera, zatrzymując na burcie sześciu Norwegów: 2 i 3 mechanika, asystenta maszynowego, 2 motorzystów oraz cieślę. Na zdobyty statek zaokrętował awansowany w międzyczasie już do stopnia kapitana Erich Warning – jak pamiętamy, przed wojną był on kapitanem floty handlowej – oraz 2 oficerów, 9 podoficerów i 19 marynarzy. Doliczyć należy do nich pięciu Norwegów, którzy na ochotnika pozostali na „Storstadzie”, dołączając do niemieckiej załogi maszynowej. Jedynie cieśla zażądał powrotu na „Pinguina”.
Statek przemianowano na „Passat”, przystosowując rufowy pokład do zrzucania min. Szalenie przydała się przy tym zabrana z „Morvikena” duża łódź motorowa, przewożąc na najnowszą jednostkę Kriegsmarine aż 110 min. W drodze powrotnej łódź obładowywano beczkami z olejem napędowym kończąc pracę dopiero wtedy, gdy rajder otrzymał 1.200 ton paliwa. Dużo czasu minęło na tych ryzykownych operacjach, ale przy tej okazji złożono kolejnego Heinkla.
„Storstad” jak stawiacz min „Passat”. Zdjęcie wykonane z „Pinguina”
Gdy już wszystko co miało być przewiezione, znalazło się na swoim miejscu, obie jednostki ruszyły w kierunku Tasmanii, stawiając miny w Cieśninie Banks (pomiędzy Australią a Tasmanią), Cieśninie Bass
(na północny wschód od Tasmanii, blisko jej brzegów), oraz możliwie jak najbliżej Sydney, Newcastle, Hobart a także pod Adelajdą.
W Cieśninie Bass chwilę emocji miała załoga „Passata” ponieważ ze stacji lądowej zauważono go, i nadano sygnał „What ship?” (Co to za statek?). Warning nie stracił zimnej krwi i odpowiedział „tanker storstad, z miri do melbourne”. Na stacji wprawdzie spodziewano się „Storstada” znacznie wcześniej, ale uznano że musiała go opóźnić pogoda. „W podzięce” Warning położył 10 min na południe od stacji, po czym poszedł na północ.
Akcja – w trakcie niej położono aż 230 min - trwała od 28 października do 7 listopada, po czym okręty udały się na uzgodnione miejsce spotkania, wyznaczonego na 15 listopada, 700 mil na zachód od Perth. Dowiedzmy się jeszcze tylko, czy miny spełniły swoje zadanie. Tak, aczkolwiek Niemcy z pewnością liczyli na większe sukcesy:
- 7 listopada pasażersko-towarowy „Cambridge”, 10.846 GRT, zatonął w ciągu 30 minut od wejścia na minę „Passata”. Zginął jeden marynarz.
- 9 listopada amerykański frachtowiec „City of Rayville”, 5.883 GRT, wpadł także na minę „Passata”. Statek zatonął w pięć minut. Pomimo fatalnej pogody i krótkiego czasu na ewakuację, śmierć poniosła tylko jedna osoba. Był to pierwszy amerykański cywilny statek, który zatonął w wyniku działań wojennych podczas II wojny światowej.
- 5 grudnia australijski kabotażowiec „Nimbin”, 1.052 GRT, trafił na minę „Pinguina”. Zatonął w pięć minut, zabierając ze sobą ośmiu ludzi.
- 7 grudnia frachtowiec „Hertford”, 10.923 GRT, uległ uszkodzeniu na minie. Statek zaholowano bezproblemowo do Port Lincoln. Ciekawostką jest fakt, że statek zwodowano w 1917 roku w Bremen jako „Rheinland”, później przemianowany na „Friesland”. W 1922 jednostka trafiła w ręce Brytyjczyków jako część reparacji wojennych, otrzymując nazwę „Hertford”. Statek ostatecznie zatonął po storpedowaniu go na zachodnim Atlantyku w marcu 1942 roku przez U-571.
- 26 marca 1941, niewielki rybacki trawler „Millimumul” zatonął na minie „Pinguina”.
I to wszystko. Poszukiwanie min trwało aż do 1946 roku. Do tego czasu znaleziono i unieszkodliwiono 98 min.
*
Pomimo że Krüder otrzymał rozkaz zapolowania na brytyjsko-norweską flotę wielorybniczą w pobliżu Wyspy Georgia Południowa (mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Urugwajem a Antarktydą), musiał najpierw zająć się swoim okrętem, którego maszyny pracowały praktycznie bez przerwy przez całe pięć miesięcy, i to w dodatku w tropiku! Jedynym rozsądnym rozwiązaniem było odstawienie po kolei i oddanie do remontu jednego z silników, posługując się tylko drugim, co oznaczało zredukowanie prędkości do 10 węzłów. Następnego dnia Warning zameldował, że maszyny „Passata” są w jeszcze gorszym stanie, na skutek czego jednostka nie nadaje się już do wypełniania zadań bojowych.
Decyzją Krüdera „Storstad”, ponownie pod swoją oryginalną nazwą, miał służyć wlokącemu się „Pinguinowi” jako straż przednia. Warning powrócił na rajdera, a jego miejsce zajął porucznik Levit. Osiemnastoosobową niemiecką załogę wzmocniło 20 norweskich ochotników z oryginalnej załogi statku, którzy dołączyli do już obecnej na nim piątki.
Można by się obruszyć na Norwegów, zgłaszających się na ochotnika do pomocy Niemcom, ale postawa Skandynawów wcale nie była aż tak godna potępienia. Alternatywą było pędzenie nędznego jenieckiego żywota na rajderze, którego ładownie z dużym prawdopodobieństwem wkrótce miały zapełnić się kolejnymi wziętymi do niewoli nieszczęśnikami. Można też było spodziewać się, że szczęście w końcu „Pinguina” opuści, a wtedy pójdzie na dno zabierając ze sobą ludzi, dla których zabraknie miejsc w szalupach i na tratwach. Z drugiej strony domyślano się że „Storstad” zostanie wysłany do Francji, a tam cywilni przecież norwescy marynarze mogli się spodziewać nie tylko przyzwoitego traktowania, ale może nawet i wywiezienia do Norwegii!
Obie jednostki ruszyły na północ, „Storstad” wysunięty daleko przed „Pinguina”.
Na „Pinguinie”. Konserwacja pływaka trału
Wieczorem 17 listopada, gdy remont silnika był już bliski ukończenia, na horyzoncie dojrzano dym, prawdopodobnie przeoczony z pokładu „Storstada”. Niemrawy pościg na jednym silniku zmienił się wkrótce w prawdziwą pogoń, gdy nieco ryzykownie włączono także drugi, z miejsca wchodząc na wysokie obroty. Niepodziewanie szybko rajder zbliżył się na tyle blisko, że można było oddać ostrzegawczy strzał, nakazać ciszę radiową i ...wyłączyć pracujący na słowo honoru niewyremontowany jeszcze do końca silnik.
Na brytyjskim motorowcu „Nowshera”, 7.920 GRT, pełni entuzjazmu artylerzyści obsadzili rufowe przestarzałe japońskie działo 102 mm domagając się zgody na otwarcie ognia, ale ich kapitan nie miał zamiaru poświęcić części załogi w walce, której rezultat był z góry do przewidzenia. Silniki stanęły, a radiotelegrafista opuścił kabinę radiową.
„Nowshera”
Ekipa pod dowództwem nieocenionego Warninga weszła na pokład najnowszej zdobyczy. Okazało się, że statek wiózł z Adelajdy do Durbanu i Anglii 4.000 ton rudy cyny, 3.000 ton pszenicy, 2.000 ton wełny oraz różnorodną drobnicę taką jak alkohole, konserwy czy odzież. Załoga liczyła aż 113 osób, w tym 93 Hindusów.
Niewątpliwie Krüder wolałby wysłać statek z tak cennym ładunkiem do Francji, ale brakowało czasu na przygotowanie go do tak dalekiego rejsu. Rozkazał przenieść na rajdera jak najwięcej żywności i wody oraz co się tylko dało z ładowni „Nowshery”. Łup okazał się niezwykle bogaty, i składał się z wina, mocnych alkoholi, świątecznych ciast, gotowanego mięsa a także swetrów, rękawic, szalików i ciepłej bielizny, co miało ogromne znaczenie wobec planów przeniesienia działań w zimniejsze rejony.
Tym razem frachtowiec miał być zatopiony w bardzo nietypowy sposób. Grupa pryzowa rozmieściła na nim 14 lotniczych bomb z opóźnionym zapłonem, po czym... pozostała na statku, gotowa do odbioru z rajdera i rozmieszczenia kolejnych bomb, gdyby pierwsza ich partia nie zatopiła statku!
Bomby okazały się wszelako tak efektywne, że statek szarpnął się i z miejsca zaczął tonąć. Zaskoczeni Niemcy ruszyli do relingu, za którym stał ich kuter. Nagle, dzięki dużej ilości uwięzionego w ładowniach powietrza frachtowiec zamarł na kilka minut na równej stępce, jakkolwiek cały pokład znajdował się tuż pod wodą. Czas ten wystarczył jednak marynarzom na zejście do łodzi i pospieszne odbicie. Cała załoga „Nowshery” była już wtedy uwięziona w ładowni „Pinguina”.
To był szczęśliwy okres dla rajdera. Już nazajutrz, wczesnym rankiem 20 listopada, z idącego na jednej maszynie okrętu dostrzeżono dym. Ponieważ mechanicy obiecywali że za godzinę-dwie remont zostanie ostatecznie ukończony, Krüder postanowił wstrzymać się z pościgiem.
I rzeczywiście, po dwóch godzinach można było już korzystać z obu maszyn, jakkolwiek z początku rozwinięto tylko 14 węzłów. Wprawdzie obca jednostka, płynąca zachodnim kursem, nagle przyspieszyła, ale niemiecki dowódca postanowił wykorzystać szybkość i uzbrojenie Heinkla. Podporucznicy Werner i Müller otrzymali rozkaz zniszczenia anten radiowych, i w razie czego zbombardowania mostku.
Ponieważ tym razem nie udało się rozerwać pociskami anten, z samolotu zrzucono na skrzydło mostku woreczek z kartką nakazującą zatrzymanie się, i przestrzegającą przed użyciem radiostacji.
Kapitan przewożącego ładunki chłodzone brytyjskiego parowca „Maimoa”, 10.123 GRT, nie posłuchał rozkazu. W eter poszła informacja o ataku niemieckiego wodnosamolotu. W odpowiedzi Werner zrzucił dwie bomby przed dziobem statku, po czym ponownie spróbował ostrzelać anteny. Niespodziewanie Brytyjczycy odpowiedzieli ogniem z karabinu maszynowego i ze zwykłych karabinów, kilkakrotnie trafiając samolot, któremu zresztą udało się wreszcie porwać druty anten.
„Maimoa”
Ogień marynarzy przedziurawił zbiornik paliwa, oraz poważnie uszkodził jeden z pływaków, zmuszając Niemców do wodowania tuż przy statku. Oczekując że zostaną ostrzelani, obaj Niemcy przykucnęli jak najniżej w kabinach, chociaż bardzo wątpliwe czy uratowałoby by ich to, gdyby Brytyjczykom rzeczywiście taka myśl przyszła do głowy. Na ich szczęście, kapitan poprzestał na daniu całą naprzód i poleceniu zainstalowania zapasowej anteny radiowej. Jedyne co lotnicy zobaczyli na pokładzie „Maimoy”, to dwóch machającym im rękami marynarzy. Gdy wdzięczy za pozostawienie ich w spokoju Müller odpowiedział identycznym gestem, ktoś z mostka włączył na krótko syrenę, najprawdopodobniej w podsumowaniu obustronnego dżentelmeńskiego gestu.
Tymczasem Krüder, wściekły że jego radiostacja nie potrafi zagłuszyć brytyjskich sygnałów, a także poinformowany przez „Storstada” o innym statku w pobliżu, ruszył całą naprzód, mając gorącą nadzieję, że remont został wykonany bezbłędnie.
Gdy rajder zbliżył się do bezradnie kołyszącego się na falach Heinkla, nie chcą zwalniać pościgu kapitan jedynie na krótko przeszedł na pół naprzód, i wielce ryzykownym manewrem opuścił na wodę (przy tej szybkości!) łódź motorową z trzema marynarzami, którzy mieli zabrać do siebie lotników oraz zabezpieczyć samolot przed przypadkowym zatonięciem. Chyba nie było na pokładzie „Pinguina” nikogo, kto nie wyraziłby ogromnego zdumienia faktem, że opuszczona w marszu szalupa została wyhaczona z talii tak szybko, że nie poszła dziobem pod wodę. Bez wątpienia był to majstersztyk w wykonaniu jej trzyosobowej załogi!
Po dostrzeżeniu brytyjskiej jednostki „Pinguin” ścigał ją jeszcze ponad dwie godziny, w trakcie których jej radiostacja szczegółowo opisywała wygląd napastnika. Gdy dystans zmalał do 12 mil, co było maksymalnym zasięgiem dla dział 155 mm, Niemcy podnieśli banderę bojową i otworzyli ogień.
Wprawdzie pierwsza salwa była nieco za długa, a druga ciut za krótka, ale oznaczało to, że najprawdopodobniej kolejne będą już bezbłędnie wchodzić do celu. Pozbawiony złudzeń brytyjski kapitan rozkazał opuścić banderę i zastopować maszyny.
Grupa pryzowa, jak zwykle pod dowództwem Warninga, weszła na pokład dowiadując się, że statek płynął z Fremantle (Australia) via Durban do Anglii, mając w ładowniach 5.000 mrożonego mięsa, 1.500 ton masła, 16 milionów jajek zapakowanych w 170.000 skrzynek oraz 100 ton rozmaitej drobnicy. Rzecz jasna że za dostarczenie do Francji statku z tak wyjątkowo cennym ładunkiem Krüder noszony byłby przez SKL na rękach, ale ku jego szczerej rozpaczy „Maimoa” nie miała na to wystarczającej ilości paliwa. Pozostało zatem tylko całkowite wypełnienie chłodni rajdera żywnością, a następnie posłanie statku na dno przy użyciu ładunków wybuchowych. Liczba jeńców wzrosła o 87 osób.
Rankiem następnego dnia „Pinguin” podpłynął do prowizorycznie naprawionego wodnosamolotu oraz przycumowanej do niego łodzi. Morze było jednakże tak niespokojne, że dopiero po kilku godzinach udało się wciągnąć obie jednostki na pokład. Krótko potem ze „Storstada” przyszedł sygnał o dostrzeżeniu parowca, przechodzącego o 60 mil od miejsca, w którym poprzedniego dnia zatopiono „Maimoę”. Kapitan brytyjskiego chłodniowca „Port Brisbane”, 8.739 GRT, uznawszy że podążający za nim niezidentyfikowany zbiornikowiec jest mocno podejrzany zmienił kurs na północny, maksymalnie przyspieszając.
Po kilku godzinach kapitan uznał jednak że zbiornikowiec nie stanowi żadnego zagrożenia, i powrócił na oryginalny kurs, i prędkość ekonomiczną. Następnego ranka obcy statek ukazał się ponownie, i nie niosło to ze sobą dobrych wiadomości. Pomimo tego, tym razem „Port Brisbane” nie zmienił ani kursu, ani też szybkości.
Informowany na bieżąco przez „Storstada” o ruchach frachtowca, Krüder postanowił iść kursem równoległym wciąż widząc na horyzoncie dym bijący z komina parowca, sam pozostając poza zasięgiem wzroku. Dopiero po zapadnięciu zmroku zbliżył się do celu, włączył reflektory, oddał strzał ostrzegawczy i zakazał włączania radiostacji. Prawie natychmiast Niemcy dostrzegli na rufie dwa pospiesznie obsadzane działa 102 mm. Dwa, nie jedno! Nie dając szansy brytyjskim artylerzystom na sprawdzenie wyników swego wyszkolenia, Krüder rozkazał otworzyć natychmiast ogień ze wszystkiego co miał.
Już pierwsza, składająca się z ośmiu pocisków salwa, okazała się mordercza w skutkach. W rozbitej radiostacji śmierć poniósł radiotelegrafista w chwili, gdy zaczął nadawać sygnał o ataku rajdera. W płomieniach stanął mostek, rozbity został komin i wreszcie maszyna sterowa, w wyniku czego zablokowany maksymalnie w lewo ster spowodował kręcenie się statku w kółko.
Jedna salwa przesądziła o losach „Port Brisbane”
W takiej sytuacji dowódca „Port Brisbane” podjął jedyną sensowną decyzję, rozkazując zatrzymanie maszyny i nakazując opuszczenie statku. Jego jednostka płynęła z Adelajdy do Wielkiej Brytanii via Durban, mając w ładowniach 5.000 ton mrożonego mięsa, masła i sera, 3.000 ton wełny, a ponadto trochę ołowiu i klasycznej drobnicy.
Załoga statku liczyła 87 osób, ale część z nich zginęła podczas ostrzału. „Pinguin” wziął na swój pokład sześćdziesięciu mężczyzn i jedną kobietę. Szalupie z kilku osobami udało się umknąć w ciemnościach.
Założone ładunki nie zatopiły statku, i dopiero torpeda przesądziła o losach parowca. Przez resztę nocy Niemcy rozglądali się za brakującą szalupą, ale nie dostrzegli jej, nawet gdy już nastał świt. „Pinguin” opuścił miejsce kolejnego triumfu, kierując się pospiesznie na zachód. I słusznie, ponieważ już następnego dnia na szalupę z „Port Brisbane” natknął się poszukujący rajdera ciężki australijski krążownik „Canberra”.
„Canberra” podchodzi do szalupy z „Port Brisbane”
,
Korzystając z chwilowego oddechu, na „Pinguinie” pospiesznie remontowano drugi silnik. Kilka mil za rufą rajdera płynął nierozłączny „Storstad”.
Kilka dni później „Storstad” zameldował o statku na horyzoncie. Krüder podał porucznikowi Levitowi – wciąż dowodzącemu zbiornikowcem – współrzędne miejsca spotkania, po czym przetestowaną już metodą zaczął śledzić obcą jednostkę, doganiając ją dopiero w całkowitych ciemnościach. Statek szedł z wygaszonymi światłami. Dopiero gdy rajder zbliżył się na jedną milę, z brytyjskiego chłodniowca „Port Wellington”, 8.393 GRT, dostrzeżono zagrożenie. Statek był bliźniakiem niedawno zatopionego „Port Brisbane”. Nagły zwrot i gwałtowne przyspieszenie nie mogło już jednak oczywiście w niczym pomóc.
„Port Wellington”
Żeby zapobiec wysłaniu sygnału QQQ, Niemcy otworzyli ogień bez ostrzeżenia, już pierwszą salwą niszcząc kabinę radiostacji i zabijając przy tym radiotelegrafistę. Z kolei pocisk wystrzelony w sterówkę śmiertelnie ranił kapitana. Widząc rozbity ster i rozpoczynające się pożary, pierwszy oficer rozkazał zastopować maszyny i opuszczać szalupy. Dwa działa (znowu dwa!) 102 mm i jedna 76-milimetrówka okazały się w tej sytuacji bezużyteczne. Statek płynął z Adelajdy via Durban do Anglii, mając w ładowniach 4.400 ton mrożonego mięsa, masła, jajek i sera, a do tego 1.750 ton stali i 1.200 ton pszenicy. Załogę stanowiły 82 osoby, a oprócz nich rejs odbywało 7 pasażerek.
Martwego radiotelegrafistę zostawiono na miejscu, przenosząc pozostałych na „Pinguina”. Pomimo szczerych starań niemieckiego lekarza, ranny kapitan wkrótce zmarł. Ponieważ pasażerki miały na sobie tylko koszule nocne, Krüder zezwolił pierwszemu oficerowi „Port Wellington” na powrót na statek, skąd dzielny mężczyzna przywiózł sporo damskich ubrań, zabranych z kabin pasażerek.
Jeńcy z „Port Wellington” na pokładzie „Pinguina”. Tak jak ich poprzednicy, także i oni nie narzekali na złe traktowanie
Gdy na statku znajdowała się jeszcze grupa pryzowa, niemieckiemu kapitanowi zameldowano o prawdopodobnej bliskości jednostki, będącej prawdopodobnie jednostką wojenną. Wściekły niemożliwością uzupełnienia zapasów żywności Krüder zmuszony był wydać rozkaz jak najszybszego zatopienia chłodniowca. Odległość była niewielka, toteż działa 152 mm szybko sobie poradziły z nieruchomym celem.
Do tej pory rajd okazywał się nie byle jakim sukcesem. Zdobyto lub posłano na dno 11 statków, a na „Pinguinie” znajdowało się podobno aż 405 jeńców. Piszę podobno, bo dodając do siebie liczbę jeńców począwszy od niewielkiej części załogi „Storstada” aż do ludzi z „Port Wellington”, wychodzi ich tylko 356. Dokładna liczba nie ma jednak większego znaczenia wobec faktu, że jeńców owych było po prostu zbyt wielu, przez co stanowili poważny problem dla niemieckiej załogi.
Właśnie kłopoty z wyżywieniem i utrzymaniem w dyscyplinie tylu osób spowodowało, że Krüder wysłał do SKL wiadomość informującą o zamiarze skierowania „Storstada” do Francji ze wszystkimi jeńcami, oraz z 9.000 tonami paliwa, które miały pozostać na nim po przekazaniu 3.000 ton do zbiorników „Pinguina”. Na dowódcę statku wyznaczony został podporucznik Hanefeld. Tyle że 1 grudnia o zamiarach Krüdera dowiedział się Bernhard Rogge, dowódca rajdera „Atlantis”, również działającego na Oceanie Indyjskim. Zaproponował SKL pobranie paliwa ze „Storstada”, dowiadując się przy tym z zadowoleniem że już zapadła decyzja spotkania zbiornikowca nie tylko nie tylko z jego okrętem, ale także z pozostałymi rajderami, czyli „Kometem” i „Orionem”.
8 grudnia spotkały się „Pinguin” i „Atlantis”, a następnego dnia nadszedł główny aktor planowanego przedstawienia, czyli „Storstad”. Po pobraniu paliwa przez „Atlantis” oba rajdery rozdzieliły się: „Atlantis” poszedł w kierunku Wysp Kerguelena, a „Pinguin” na spotkanie statków wielorybniczych na południe od Wyspy Bouvet. Po przekazaniu paliwa na „Kometa” i „Oriona”, „Storstad” obrał kurs na Bordeaux, gdzie też szczęśliwie dopłynął 4 lutego 1941 roku. Oprócz jeńców z „Pinguina” statek dowiózł do Francji dodatkowych 218 z „Atlantisa”. Droga do Francji obfitowała w niezwykłe wydarzenia takie jak dwukrotna próba przejęcia statku przez jeńców, ale wykraczają one zbyt daleko poza temat niniejszej Opowieści.
*
Po serii błyskotliwych sukcesów nadeszły dla „Pinguina” chude tygodnie, spowodowane zejściem z brytyjskich szlaków żeglugowych. Ponieważ jednak było to związane z nowym zadaniem – zwalczaniem floty wielorybniczej – nikt specjalnie nie narzekał na możliwość odpoczynku tym bardziej, że nie trzeba było już pracować przy obsłudze setek jeńców.
Krüder bawi się na pokładzie „Pinguina” z okrętowym psem
17 grudnia, gdy dostrzeżono pierwsze góry lodowe, SKL dał znać, że poszukiwana flota powinna się znajdować w okolicach Wyspy Południowej Georgii, i że znajdujące się tam norweskie statki-przetwórnie nazywają się „Harpon”, „Pelagos”, „Thorshammer”, „Vestfjord” i „Ole Wegger” – wszystkie w brytyjskim czarterze.
W wigilię Bożego Narodzenia Krüder otrzymał z dowództwa gratulacje, w związku z przyznaniem mu Krzyża Rycerskiego Krzyża Żelaznego. Ponieważ na „Pinguinie” na wszelki wypadek znajdowała się skrzynka z różnymi odznaczeniami, kapitan mógł zawiesić sobie krzyż na szyi, co zostało potwierdzone zamieszczonym już wcześniej zdjęciem.
Gratulacje z SKL były połączone z dodatkowymi informacjami na temat floty wielorybniczej. Niemcy przechwycili nadawaną na otwartej częstotliwości rozmowę pomiędzy „Ole Wegger”, „Pelagos” i 14 jednostkami połowowymi. Z rozmów tych wynikało że Norwedzy nie spodziewali się, żeby wojna zawitała w ich strony. Dowiedziano się także, że w ich kierunku płynął zaopatrzeniowiec.
Najwartościowszą informacją dla Krüdera było to, że „Pelagosowi” kończyło się paliwo, podczas gdy zbiorniki „Ole Wegger” były wypełnione po brzegi. Statki umówiły się na spotkanie i było to, na co czekał niemiecki dowódca: dwa unieruchomione, połączone ze sobą jednostki powinny być wyjątkowo łatwym łupem.
Nie było jednakże szansy na zaatakowanie, a może nawet przejęcie zbliżającego się zaopatrzeniowca, ponieważ przechwycono jego wymianę depesz z armatorem w Nowym Jorku. Żeby nie dopuścić do przypadkowego choćby incydentu z neutralnym statkiem, Krüder zdecydował przeprowadzić całą akcję jeszcze przed jego przybyciem. Tyle że, ku jego radości, kolejne depesze owej jednostki pozwoliły na zidentyfikowanie go jako norweski „Solglimt”, 12.246 GRT, przystosowany do przewozu wielorybiego oleju!
Na swoje nieszczęście „Solglimt” został zidentyfikowany jako jednostka norweska
13 stycznia „Solglimt” stanął przy burcie „Ole Wegger”, 12.201 GRT.
„Ole Wegger”
Wczesnym rankiem, korzystając z ciemniejszego nieba na zachodzie, nadpłynął z tego kierunku „Pinguin”. I wtedy jak na zamówienie nagle rozpoczął się śnieżny szkwał, kryjący rajdera praktycznie do ostatniej chwili Gdy Norwedzy dostrzegli intruza, znajdował się on już prawie przy burcie „Solglimta”. Gdy Krüder ostrzegał przed użyciem radiostacji, na wodę schodziły już łodzie z dwoma grupami pryzowymi – po jednej na statek. Po trzech kwadransach obie norweskie jednostki znalazły się w niemieckich rękach, a 60 członków załogi „Solglimta” i 190 z „Ole Weggera” mogło uważać się za jeńców.
„Ole Wegger” już w rękach Niemców
Jak zazwyczaj, także i teraz Krüder chciał wszystko załatwić bez zbędnych kłopotów, a przede wszystkim bez rozlewu krwi. Na jego rozkaz dowódca oddziałów pryzowych – był nim oczywiście Warning – korzystając z radiostacji „Ole Weggera” polecił szyprom jednostek łowczych aby kontynuowały pracę obiecując, że zostaną za to ...”wynagrodzeni przez Rzeszę”. Trzech szyprów natychmiast odwróciło się od nowego „armatora” meldując że mają kłopoty z silnikami oraz sterem, po czym „dali w długą”. Ponieważ ich radiostacje o niewielkim zasięgu i tak nie mogły nikogo zaalarmować, Krüder uznał, iż szkoda czasu na poszukiwanie mizernych jednostek. Cztery pozostałe z tej grupy: „Torlyn” (247 GRT), Pol VIII (293 GRT), Pol IX (354 GRT) i Pol X (354 GRT) podporządkowały się Niemcom.
„Torlyn” przetrwał wojnę, i wiele lat później został pięknie odrestaurowany
Statek wielorybniczy typu Pol. Na zdjęciu nieobecny wtedy na tych wodach Pol III
Tego wieczoru, pozostawiając zdobyte statki w rękach załóg pryzowych, Krüder odpłynął ostentacyjnie w kierunku odwrotnym do tego, gdzie powinna znajdować się trzecia przetwórnia, po czym – już w ciemnościach – zawrócił i pognał co sił w maszynach ku jasno oświetlonemu – z powodu mgły –„Pelagosowi”, 12.083 GRT. W pobliżu kręciło się siedem statków łowczych, mających od 249 do 361 GRT.
„Pelagos”
Z dystansu 200 metrów Krüder nadał swoje zwykłe ostrzeżenia i wysłał kolejną załogę pryzową. Na burcie dowiedziano się, że statek ma w ładowniach 9.500 ton wielorybiego oleju, a ponadto 800 ton paliwa, a załoga liczy aż 210 marynarzy. Norweski kapitan otrzymał polecenie wezwania pod burtę wszystkich statków łowczych, które z powodu mgły nie miały pojęcia o obecności rajdera. Wkrótce pod burtą „Pinguina” stało siedem statków o nazwie „Star” i kolejnym rzymskim numerze. Niewielkie, ale o dużej dzielności morskiej. Gdyby udało się je dostarczyć do Francji, można by je łatwo przebudować na jednostki ochrony przeciwpodwodnej.
Zaledwie kilkudziesięciogodzinna akcja przyniosła olśniewające efekty. Zdobyto:
- trzy wielkie statki mające 36.530 GRT
- jedenaście statków łowczych
- ponad 20.000 ton wielorybiego oleju
- około 10.000 ton oleju napędowego
i to wszystko bez jednego wystrzału!
Ernst-Felix Krüder triumfował, ale zastanawiał się, dlaczego te statki łowcze które nie uciekły, kontynuują pracę jakby nigdy nic. W końcu doszedł do wniosku że nie chcą podejmować żadnego ryzyka wierząc, że w pobliżu znajduje się okręt Royal Navy, który w końcu rozprawi się z Niemcami – a skoro tak, to wystarczy tylko cierpliwie poczekać na odzyskanie wolności.
Na rajderze nikt nie miał pojęcia, że trzy dzielne stateczki które umknęły pierwszego dnia ostrzegły już statek-bazę „Thorshammer”, którego kapitan pospiesznie opuścił zagrożony akwen. „Pinguin” wprawdzie starał się go dopaść, ale szybko zrezygnowano z beznadziejnych poszukiwań na ślepo. Zaraz potem Krüder wpadł na znakomity pomysł, mający wyprowadzić w pole Brytyjczyków.
Przez pięć dni „Pinguin” szedł całą naprzód na północny-zachód. Po minięciu Wyspy Bouvet, w połowie drogi do Wysp Sandwicha Południowego Krüder wysłał długą zakodowaną wiadomość do kraju zdając sobie sprawę z tego, że tym samym zdradza swoją pozycję – co było oczywiście częścią jego planu. Zaraz potem zawrócił o 180 stopni i pognał, nie zmniejszając szybkości, ku norweskiej flocie, znajdującej się oczywiście cały czas pod dowództwem Warninga. W tym czasie Brytyjczycy wysyłali gorączkowo ciężkie okręty z Falkandów i Simonstown (Afryka Południowa) na rzekomą pozycję rajdera.
Co robić z norweskimi statkami, które Krüder chciałby wysłać do Bordeaux? Ponieważ za mało było Niemców aby obsadzić wszystkie z nich, zapadła decyzja o przeładunku na „Solglimta” 7.000 ton wielorybiego oleju z „Ole Weggera”, a następnie o wysłaniu do Francji pierwszego z tych statków wraz z „Pelagosem” i dziesięcioma jednostkami łowczymi. Na jedenastym z nich, „Pol X”, podniesiono niemiecką banderę i dano niemiecką załogę, a następnie przemianowano na „Adjutant”, mający pełnić obowiązki pomocniczego stawiacza min. Nazwą okrętu Krüder uhonorował swojego wiernego adiutanta, Hansa-Karla Hemmera. Taki plan oznaczał oczywiście konieczność posłania na dno „Solglimta”.
I wtedy przyszedł z SKL rozkaz wysłania do Bordeaux „Pelagosa” i „Solglimta”, podczas gdy „Pinguin” w towarzystwie „Ole Weggera” i statków łowczych miał stawić się w wyznaczonym punkcie na północ od wyspy Tristan da Cunha, na spotkanie ze zbiornikowcem „Nordmark”. Statek miał przejąć jeńców, obsadzić statki łowcze, i razem popłynąć do Francji, „Pinguin” zaś – ku powszechnemu rozczarowaniu jego przemęczonej załogi – miał powrócić na Ocean Indyjski.
Zanim jednak rajder obrał prowadzący tam kurs, skorzystał z resztek zapasów holowanego przez „Nordmarka” brytyjskiego chłodniowca: 360.000 jajek, 47 połówek krowich tusz, mięso 410 owiec oraz ...17 worków ogonów wołowych wzbogaciły mocno już nadwerężone zapasy okrętu. Założone w maszynowni chłodniowca ładunki wybuchowe szybko posłały go na dno. Z kolei z towarzyszącego „Nordmarkowi” niemieckiego zaopatrzeniowca „Alstertor” przeładowano torpedy i miny, oraz co najważniejsze: pocztę z ojczyzny! „Alstertor” miał zresztą towarzyszyć „Pinguinowi” jeszcze przez jakiś czas.
Resztki ładunku „Duquesy” wypełniły chłodnie „Pinguina”
*
Poznajmy teraz pokrótce losy wysłanej do Francji norweskiej floty wielorybniczej. Do Bordeaux dotarły wszystkie trzy statki-bazy, oraz osiem spośród dziesięciu statków łowczych. Jedynie dwa, „Pol IX” i „Star XIX”, zostały samozatopione gdy w pobliżu zjawił się brytyjski slup „Scarborough”. 8 Niemców (oficer + 7 marynarzy) oraz 22 Norwegów zostało wyłowionych z wody.
„Ole Wegger” w Bordeaux, już pod niemiecką banderą
*
Po drodze na Ocean Indyjski „Pinguin” miał jeszcze umówione spotkanie z rajderem „Kormoran”, który miał przekazać 210 kilogramów białego metalu WM80, niezbędnego do usunięcia ciągłych problemów z łożyskami silnika głównego. Dowódcy obu jednostek byli tak ostrożni, że sporo czasu zajęła wymiana mnóstwa sygnałów, zanim wreszcie okręty się spotkały. Była to oczywiście okazja do przeładowywania w obie strony prowiantu, książek, zdjęć i przede wszystkim filmów, które na „Pinguinie” znano wszystkie już na pamięć. Podobna sytuacja była zresztą na „Kormoranie”.
„Kormoran” widziany z pokładu U-boota
Dowódcy uzgodnili, że następnym razem spotkają się 1 czerwca na Oceanie Indyjskim, po czym każdy ruszył w swoją stronę.
12 marca doszło do innego spotkania, tym razem z rajderem „Komet”, co Krüder wykorzystał na ponowną wymianę obserwacji i doświadczeń. „Pinguin” nadal płynął w asyście „Alstertora” i „Adjutanta”. Teraz należało znaleźć jakieś zaciszne miejsce, aby spokojnie pobrać z „Alstertora” zaopatrzenie, a zwłaszcza wodę. Wybór padł na Wyspę Kerguelena, położoną w cichym zakątku południowego Oceanu Indyjskiego, a konkretnie na dobrze osłoniętą Zatokę Gazelle przy niewielkiej stacji wielorybniczej Port Couvreux.
Port Couvreux znajduje się w środkowej części mapy
DOKOŃCZENIE OPOWIEŚCI NIECO NIŻEJ
Post zmieniony (03-05-20 12:22)
|