Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 506
SIŁA ŻYWIOŁU
Zważywszy że zbiornikowiec „Pendleton” zwodowano w styczniu 1944, jego długość 153,62 metra i DWT 16.613 pozwalała go zaliczyć wtedy do statków naprawdę dużych. Zbudowany został na zamówienie War Shipping Administration, co można przełożyć na Zarząd (Kierownictwo) Żeglugi Wojennej. Oznaczało to, że po podniesieniu bandery i przekazaniu pod rozkazy Korpusu Marines, statek włączył się bezzwłocznie do wojny.
„Pendleton” wyglądał identycznie jak ten zbiornikowiec
Zbiornikowiec przetrwał ją bez wydarzeń godnych odnotowania, a w roku 1948, w ramach pozbywania się niepotrzebnych podczas pokoju jednostek, sprzedano go do National Bulk Carriers. NBC był poważnym i poważanym armatorem eksploatującym wielką liczbę zbiornikowców i masowców, zatrudniającą w swych najlepszych latach ponad 20.000 ludzi!
Minęły cztery lata. 11 lutego 1952 wyładowany do pełna naftą i olejem opałowym statek wypłynął z Baton Rouge w Luizjanie, kierując się na północ, ku Bostonowi. Kapitan John Fitzgerald miał pod komendą 40 ludzi.
17 lutego późnym wieczorem, gdy Boston był już niedaleko, pogoda gwałtownie pogorszyła się, a obfite opady śniegu znacznie ograniczyły widoczność. Ze zmniejszoną szybkością statek płynął w kierunku Zatoki Massachusetts, na łuku której leżał Boston. W nocy zarówno wiatr jak i fale ciągle rosły, wspierane przez oślepiającą wachtowych śnieżycę.
18 lutego o 4 rano „Pendleton” rozpoczął omijanie Przylądka Cod (Cape Cod), skąd – po obraniu kursu północno-zachodniego – pozostałoby mu już tylko około 45 mil do Bostonu. Koniec mordęgi był coraz bliżej. Tyle że...
...o 5:50 przerażona załoga usłyszała serię przerażających dźwięków pękającej stali. Zbiornikowiec przechylił się, a zaraz potem kadłub przełamał się kilka metrów za nadbudówką śródokręcia. Jak opowiadał strażak Frank Fateaux mający wówczas wachtę w kotłowni, w statek uderzyły dwie ogromne fale, sile których kadłub nie był w stanie się oprzeć. Z kolei marynarz Fred Brown wspominał, że przełamywanie kadłuba brzmiało „niczym darcie ogromnej puszki”. Niezwykły hałas obudził innego marynarza, Carola Kilgore. Młody człowiek ubrał się szybko i wybiegł na pokład. „Kiedy się tam znalazłem, nie wierzyłem własnym oczom. Dziób zniknął”.
Klatka z filmu THE FINEST HOURS (polski tytuł: CZAS PRÓBY)
Starszy mechanik Raymond L. Sybert: „Hałas był głośny. Pobiegłem do maszynowni i po drodze usłyszałem coś jakby eksplozję. Statek mocno przechylił się na lewą burtę”. Po wejściu do maszynowni Sybert wysłał na mostek marynarza z latarką. Ten bardzo szybko wrócił i zameldował, że statek przełamał się. Mechanik rozkazał zastopować maszyny, po czym sam pobiegł na górę. Ponownie jak Kilgore, także i on nie spostrzegł części dziobowej. Kolejnym rozkazem było zamknięcie wszystkich drzwi wodoszczelnych poza tymi, które łączyły maszynownię z kotłownią. Szczęśliwie agregat wciąż dawał prąd, dzięki czemu wszędzie było światło. Zasilania nie miała za to część dziobowa, w nadbudówce której przebywało ośmiu ludzi, w tym kapitan John J. Fitzgerald stojący przy sterniku w chwili, gdy zbiornikowiec przełamał się. Z braku prądu nie można było niestety uruchomić znajdującej się tam radiostacji.
Na drugiej połówce statku dowództwo nad 32 marynarzami objął Sybert. Szybko zorientował się, że grodzie i wodoszczelne drzwi są mocne i wobec tego nie grozi im szybkie zatonięcie. Mało tego, można było użyć steru awaryjnego ale mechanik zdecydował, że bezpieczniej będzie dryfować, niż walczyć rozbitym kadłubem z falami. „Pendleton”, a raczej to co z niego zostało, dryfował na południowy wschód. Około 14:00 rozstawieni na pokładzie szalupowym obserwatorzy z ulgą dostrzegli zbliżającą się powoli plażę.
Wyjątkowo trudne chwile przeżywała nie tylko załoga „Pendletona”. Straż Wybrzeża zajmowała się akurat wtedy innym zbiornikowcem, „Fort Mercer”, który także przełamał się o 32 mile na południowy wschód od Chatham, tyle że parę godzin wcześniej.
„Fort Mercer”
Szczęśliwie obie połówki statku utrzymywały się na wodzie. Dzielni ludzie z łodzi ratowniczej zdjęli załogę z przedniej części którą później zatopiono, ponieważ dryfując stwarzała zagrożenie dla innych jednostek.
Okręt Coast Guard „Yakutat” zbliża się do rufy „Fort Mercer”
Pomiędzy „Yakutat” a rufą „Fort Mercer” widoczna lina, wzdłuż której przeciągana jest tratwa ratunkowa z rozbitkiem
Rufowa połówka „Fort Mercer”
Następnego dnia okręt „Yakutat” szykuje tratwę do zwodowania. Pierwsza jest już podciągana do dziobu „Fort Mercer”
Spośród 43-osobowej załogi śmierć poniosło pięciu mężczyzn z części dziobowej, którzy zginęli w chwili przełamania się statku. Rufową połówkę, wartą uratowania choćby tylko ze względu na nietkniętą maszynownię wzięto na hol, i zaciągnięto do stoczni w Newport.
Rufa „Fort Mercer” wchodzi na holu do portu
Tam dobudowano mu część dziobową i przemianowano na „San Jacinto”. Kiepska musiała to być robota, skoro w 1964 statek ponownie przełamał się (!) – tym razem przy niezłej pogodzie i bez ofiar – po czym po raz drugi dobudowano nowy dziób. Jako „Pasadena” poszedł na złom w 1983 roku.
The PENDLETON BREAKING UP HERE – Tutaj przełamał się PENDLETON
The FT. MERCER 32 MILES E. OF CHATHAM – FORT MERCER 32 mile na wschód od Chatham
CHATHAM COAST GUARD – Straż Wybrzeża Chatham
POLLOCK LIGHT SHIP – Latarniowiec POLLOCK
*
Około godziny 15:00, gdy widoczność poprawiła się na krótką chwilę, ratownicy z należącej do Coast Guard Chatham Lifeboat Station (Stacja Łodzi Ratunkowych w Chatham) dostrzegli oderwaną część dziobową dużego statku, ale nie dało sie odczytać jego nazwy. Dopiero godzinę później samolot biorący udział w ratowaniu „Fort Mercer” z niewielkiej wysokości ujrzał napis PENDLETON.
Na części rufowej „Pendletona” posiadająca radio załoga słyszała o dramacie „Fort Mercer”, ale nikt nie miał pojęcia, czy ratownicy odebrali ICH wezwanie o pomoc. W trakcie gorączkowej narady przyjęto obawy Syberta, iż przy zbliżeniu się do lądu niezwykle silny przybój może rozbić odsłoniętą, a tym samym wystawioną wprost na ataki fal wręgę, co oznaczałoby szybkie zatonięcie statku. Konsekwentnie starszy mechanik rozkazał ustawić obroty śruby na wolno wstecz, utrzymując statek mniej więcej w stałej odległości od przesuwającej się wzdłuż burty plaży.
Na stacji ratowniczej w Chatham wiedziano już jednak o drugim przełamanym statku. Poinformowano Centrum Ratownicze iż „Pendleton” dryfuje na południe. Pomimo wysiłków ludzi Syberta statek przesuwał się wprost ku płyciźnie w okolicach Chatham (Chatham Bar), gdzie – jak to sformułowano – „znalazłby się w sytuacji grożącej przewróceniem się, ze śmiercią wszystkich na burcie”.
Około 17:30 długa na 11 metrów motorowa (90 KM) łódź ratownicza CG36500 z czteroosobową załogą opuściła Chatham. Wysłał ją w morze będący akurat na służbie w Stacji Łodzi Ratowniczych Chatham bosman Cluff. Wezwał on pilnie ratownika Bernarda C. Webbera i powiedział mu: „Webber, zbieraj załogę. Bierzcie 36500, przejdźcie nad barem i podejdźcie w pobliże statku”. Widząc stan morza, pełen obaw o swoje życie ale jednocześnie czując że musi spełnić obowiązek, Webber odparł drżącym głosem: „Tak jest, Sir, będę gotowy”.
Na Stacji przebywało w tej chwili jedynie trójka ludzi, i z żadnym z nich do tej pory Webber nie pływał. Wszyscy z miejsca wyrazili zgodę na wyjście w morze. Warto poznać nazwiska tych bohaterów: młodszy mechanik Stacji Andrew Fitzgerald, marynarz Richard Livesey i wreszcie człowiek który nigdy nie brał udziału w żadnej akcji ratowniczej: marynarz Irving Maske który czekał na poprawę pogody, aby wrócić na swój latarniowiec „Pollock”.
Ratownicy biegną do CG36500
Gdy łódź pokonywała pierwsze metry na wodzie jeszcze wewnątrz portu, do jej załogi krzyknął z lądu znajomy rybak John Stello: „Chłopaki, lepiej spieprzajcie zanim nie będzie za późno!” Webber czuł to samo, ale poczucie obowiązku przeważyło. Wspominał później swoją myśl: „Mój Boże, czy on [Cluff] naprawdę myśli że łódź i jej załoga mogą wyjść tak daleko w morze podczas takiego sztormu i znaleźć przełamany statek w oślepiającej śnieżycy i przy wściekłym morzu, kierując się tylko kompasem?” Jeśli nawet załoga łodzi nie zamarznie wcześniej na śmierć, to jak ma się jej udać przejąć ludzi z rzucanej przez fale połówki zbiornikowca?
Szykując się na najgorsze Webber odkrzyknął Johnowi aby ten zadzwonił do chorej, leżącej od dwóch dni w domu żony i powiedział jej, że Bernard wypłynął na ratunek.
Gdy już poza falochronem fale zaczęły wyjątkowo silnie rzucać łodzią, dzielna czwórka podtrzymywała ducha wyśpiewując na cały głos – a raczej wydzierając się ile wlezie – marynarskie piosenki „Rock of ages” i „Harbor lights”. Bardzo szybko jednak ryk morza stłumił owe śpiewy tym bardziej, że załoga szybko zaczęła walczyć o przetrwanie.
Wszystko szło w miarę dobrze do chwili, gdy łódź przepływała nad Chatham Bar. Gigantyczna fala dosłownie wyrzuciła ją w powietrze, a zaraz potem CG-36500 ciężko opadła na burtę, w kotlinę pomiędzy dwoma kolejnymi falami. Konstrukcja łodzi spowodowała wprawdzie szybkie powrócenie do pionu, ale nie zapobiegło to urwaniu się kompasu, który wypadł za burtę. Czteroosobowa załoga z impetem walnęła się o pokład. Gdy łódź wyprostowała się, ku szczeremu zdziwieniu Webber stwierdził, że nikogo nie brakuje!
Łódź rzucało na falach tak, jakby płynęła na zwariowanym rollercoasterze, co w końcu zaczęło powodować kłopoty z silnikiem. Pod pokład wpełznął Fitzgerald, starając się nie tylko utrzymywać maszynę w ruchu, ale też regulując na miejscu jego obroty: chodziło o to, aby waląc się dziobem w głęboką kotlinę pomiędzy falami nie iść całą naprzód, ponieważ wtedy łódź mogłaby wtedy wbić się cała pod wodę. Cała naprzód, pół naprzód, cała wstecz – w ciasnym pomieszczeniu Fitzgerald przechodził wręcz samego siebie. Poprzez wybite szyby sterówki śnieg i woda bezlitośnie atakowały twarze pozostałej trójki.
Na rufie „Pendletona” wiedziano już, że łódź ratownicza jest w drodze. Jak wspominał mechanik Frank Fateaux: „Czekaliśmy na ratunek cały dzień. Mieliśmy nadzieję, ale nasze nastroje były bardzo kiepskie aż do chwili, gdy ujrzeliśmy wspaniałe światło. Było to pojedyncze światło tańczące w gorę i w dół na burzliwym morzu... patrzyliśmy oczarowani”.
Ku „Pendletonowi” przebijała się także CG36383, ale CG-3650 była bliżej. Pomimo fal dochodzących niekiedy nawet do 18 metrów i przy wietrze dochodzącym do 130 km/godz, Webber powoli zbliżał się do uszkodzonego zbiornikowca. Wspaniale manewrując podszedł do burty, pomimo że w każdej chwili CG-36500 mogła zostać rzucona o nią i roztrzaskana. Ryzykując niewiele mniej – ale też nie mając nic do stracenia za to wiele do zyskania, bo życie - marynarze zaczęli schodzić po sztormtrapie.
Gdy pierwszy z nich znajdował się na przedostatnim szczeblu, nagły przechył wcisnął go pod wodę niczym torebkę herbaty w kubku, po czym – gdy kadłub odbił w drugą stronę – marynarz nagle wystrzelił z wody niczym korek, będąc po chwili wysoko ponad wodą. Fitzgerald przy silniku i Webber przy sterze dokonywali cudów, a pozostała dwójka nie ustępowała im w dzielności, determinacji i poświęceniu.
Gdy na niewielkiej przecież CG36500 znajdowało się już 20 spośród 32 rozbitków, tylko z wielkim trudem dało się manewrować przeciążoną łodzią. Pomimo rosnącego ryzyka Webber zdecydował że albo wszyscy zginą, albo wszyscy zostaną ocaleni! Polecił kontynuować ewakuację, pomimo że każda chwila mogła być tą ostatnią. Jako ostatni schodził ze sztormtrapu kucharz George C. Meyers, ważący aż 160 kilogramów. Na statku mówiono na niego „Tiny” (malutki, drobny). Niestety Meyers puścił trap trochę za wcześnie, spadając wprost do morza. Chwilę później ujrzano jego potężne ciało znoszone w kierunku steru i śrub zbiornikowca. Webber gwałtownie zmienił położenie łodzi, ale żywioł był zbyt potężny. Wielka fala rzuciła CG36500 z impetem o burtę statku, miażdżąc na niej rozpaczliwie walczącego o życie Meyersa.
Pozbawiony kompasu, przy ogromnej fali i prawie zerowej widoczności Bernard Webber nie spodziewał się trafić do portu, mając jedynie nadzieję na dotarcie do jakiejś plaży, na którą mógłby próbować wyrzucić CG36500. Powiadomił o tym Stację, która skierowała w jego pobliże kuter Coast Guardu „McCulloch”, aby ten odnalazł go i wziął na swój pokład część rozbitków. To był jednak dzień Webbera. Przez absolutny przypadek niespodziewanie zobaczył przed dziobem czerwoną boją oznaczającą wejście do portu i bezbłędnie to wykorzystał, wchodząc do środka i cumując przy najbliższej dostępnej kei.
Rozbitkowie schodzą z CG36500. Część z nich pozowała później do wspólnego zdjęcia
;
Po jakimś czasie już na lądzie Webber spotkał Johna Stello i spytał co żona powiedziała gdy doniesiono jej, że łódź szczęśliwie wróciła. Jej komunikat był całkiem jednoznaczny: „Powiedz Berniemu żeby przytargał swój tyłek do domu tak szybko, jak tylko się da!”
Czwórka bohaterów z CG36500
Tymczasem opuszczona rufa „Pendletona” dryfowała na południe. Na wodzie utrzymywała się także część dziobowa, ale nie było na niej widać ani jednego człowieka, a stan morza nie pozwalał na wejście na pokład. Wieczorem 18 lutego dziób osiadła na płyciźnie Pollack Rip. 24 lutego marynarz z ratowniczego holownika „Curb” wszedł na wrak i w jednym z dziobowych pomieszczeń znalazł jedno jedyne ciało, marynarza Hermana G. Gatlina. Nigdy nie natknięto na żadne inne zwłoki z „Pendletona”.
„Śmiertelne drgawki dwóch przełamanych zbiornikowców w dzikim sztormie w pobliżu Cape Cod”
„32 URATOWANYCH ZE ZBIORNIKOWCÓW [de facto dotyczyło to tylko Pendeltona].
Coast Guard w heroicznej akcji ratunkowej przy Chatham. \
Odłamany dziób jednego statku tonie z 8 ludźmi.
Po lewej: 32 ofiary. Ogromna strata spowodowana przez sztorm z północnego wschodu.
Po prawej: 46 w niebezpieczeństwie na drugim statku w sztormie północno-zachodnim [?]
Kapitan z Bostonu umiera na dziobie Pendletona.
Fort Mercer, podzielony na pół dryfuje bezradnie 30 mil [od lądu].
Flota ratownicza w pogotowiu. Flary z samolotów oświetlają akwen”
Na rysunku CG36500 zbliża sie do rufy „Pendletona”. Tekst mówi:
„32 URATOWANYCH ZE ZBIORNIKOWCÓW [tu także jest błąd].
Coast Guard [Straż Przybrzeżna] w heroicznej akcji ratunkowej przy Chatham.
Odłamany dziób statku tonie z 8 ludźmi.
Tytuł artykułu: Zamarznięte ciało znaleziono w dziobie Pendeltona przy Cape Cod. Trwają poszukiwania innych zwłok tragedii zbiornikowca”
Już po sztormie. Dziób i rufa „Pendletona”. Na przedostatnim zdjęciu widać sztormtrap, po którym schodzili marynarze
, , ,
Dziób na mieliźnie. To wtedy znaleziono wewnątrz ciało Gatlina. Zauważcie całkowicie zniszczoną nadbudówkę[i/]
Za szczególne zasługi w akcji ratowania ludzi z „Fort Mercer” i „Pendletona” uhonorowano 24 osoby. Uratowali oni 70 z 84 członków załogi – 32 z „Pendletona” i 38 z „Fort Mercer”. Odpowiednio 9 i 5 marynarzy poniosło na tych statkach śmierć. Najwyższymi odznaczeniami było pięć Złotych Medali za Ratowanie Życia. Uhonorowano nimi całą czwórkę z CG36500, co było niezwykłym odstępstwem od reguły, iż Złoty Medal otrzymuje jedynie dowódca łodzi!
Dekoracja Złotymi Medalami. Na zdjęciu widać tylko trójkę. Od lewej Fitzgerald, Livesay, Webber. Maske – jako cywil spoza Coast Guard – został odznaczony w swojej miejscowości
,
Resztki przedniej części „Pendletona”, zdjęcie z końca lat siedemdziesiątych
CG36500 została starannie odrestaurowana
Webber (z przodu), a za nim Andrew Fitzgerald na CG36500. Zdjęcie z 2002. Bernard Webber zmarł w styczniu 2009, w wieku 80 lat
14 kwietnia 2012 do służby w Coast Guard wszedł patrolowiec „Bernard C. Webber”, numer burtowy 1101
W 2016 Amerykanie nakręcili film na motywach dramatycznej akcji CG36500. FINEST HOURS (polski tytuł CZAS PRÓBY)
--
Post zmieniony (03-05-20 12:15)
|