Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 496
„KTO CHCIAŁ ZOSTAĆ, TEN ZOSTAŁ”
W roku 1991 pasażerski statek „Oceanos” miał już 38 lat, co jak na jednostkę przemierzającą oceany było wiekiem bardzo zaawansowanym. Wprawdzie nadal (w roku 2017) pływa 69-letni (!) wycieczkowiec „Azores”, zwodowany w roku 1948 jako „Stockholm” (ten sam, który zatopił „Andrea Dorię”), ale jest to jedynie fenomenalny wyjątek od reguły. Więcej na temat owego dziarskiego staruszka można przeczytać w Opowieści 152 pt. „STOCKHOLM” – WIECZNY WĘDROWIEC.
„Oceanos” został oddany do służby w roku 1953 jako francuski „Jean Laborde” i pływał pod tą nazwą aż do roku 1970.
„Jean Laborde”
Ponieważ armatora Messageries Maritimes stać było na odnawianie floty, w roku 1970 sprzedano „Jeana Laborde” Grekom, którzy nazwali go „Mykinai”. Zaledwie rok później znalazł się kolejny chętny, który z kolei zmienił nazwę na „Ancona”.
Zaledwie trzy lata później, w 1974, pod następnym armatorem „Ancona” stała się „Eastern Princess”, ale nosiła wciąż tę samą biało-niebieską banderę.
„Eastern Princess”
Statek najwyraźniej jakoś nie pasował dotychczasowym greckim właścicielom, ale już w 1976 znalazł się kolejny, który tym razem związał się z nim na dłużej. Mowa o armatorze Epirotiki Lines z Pireusu. Kolejna nazwa jednostki brzmiała „Oceanos”.
Statek odbywał na konto armatora liczne rejsy wycieczkowe, zaglądając nawet na wody otaczające Afrykę Południową. Na początku r wielką firmę turystyczną TFC Tours (obecnie Stralight Cruises), oferującą miedzy innymi rejsy na wycieczkowcach. Załoga pozostała ta sama, z 51-letnim kapitanem Yiannisem Avranas. Miał on za sobą 30 lat na morzu, w tym 20 w charakterze oficera, co śmiało pozwalało go zaliczyć do marynarzy z ogromnym doświadczeniem. Tylko z takim pływać!
W lipcu 1991 roku statek odwiedził Seszele, Mauritius i Reunion na Oceanie Indyjskim, po czym zawinął do East London. Na pokładzie znajdowało się 387 pasażerów oraz – licząc także artystów -184 członków załogi.
W porcie tym, 2 sierpnia, miał odbyć się na statku ślub oraz wesele. Pan młody nalegał jednak na przeprowadzenie ceremonii na morzu, co – poparte z pewnością wymiernymi „argumentami” – zostało przez Avranasa zaakceptowane. „Oceanos” wyszedł na redę, po czym odbyła się uroczystość zaślubin. Nie było to jednak zbyt radosne wydarzenie, ponieważ fatalna pogoda doprowadziła zarówno młodą parę jak i ich gości do choroby morskiej. Żeby wesele mogło się odbyć jak należy statek powrócił do kei, gdzie stał przez całą, wypełnioną tańcami noc.
„Oceanos” miał rzucić cumy następnego ranka, ale stan morza spowodował dziesięciogodzinne opóźnienie. Kiedy w końcu statek znalazł się na odkrytych wodach, pogoda dała się wszystkim mocno we znaki. Nadal panował sztorm, ale akurat na tych wodach jest to zjawisko normalne. Powodem tego jest spotkanie poruszającego się na południe szybkiego Prądu Mozambickiego z silnymi wiatrami wiejącymi w przeciwnym kierunku, na co nakłada się krawędź kontynentalnego szelfu. Wszystko to razem tworzy wielkie, często kapryśne fale, atakujące z impetem przepływające tamtędy statki. Po wyjściu z East London „Oceanos” napotkał wiatr wiejący 75 km/godzinę, a rozkołysane morze (tzw. swell) tworzyło fale dochodzące do 9 metrów.
Wprawdzie większość pasażerów rozchorowała się i wolała pozostać w łóżkach darując sobie kolację, ale i bardziej odporni mieli kłopot z jej zjedzeniem. Niezamocowane meble zmieniały swoje położenie, a jeśli nawet stewardom udało się postawić na stołach talerze z jedzeniem, to wiele z nich lądowało one na podłodze.
Około 21:30 wachtowy mechanik zgłosił na mostek duży przeciek ze skrzyni kingstonowej, w wyniku czego do maszynowni zaczęła wlewać się woda. Czym są skrzynie kingstonowe (na rysunku opisane jako sea-chest)? Poprzez otwory w podwodnej części kadłuba trafia do nich woda, skąd następnie pobierana jest rurociągami dla chłodzenia silnika, napełniania balastów oraz celów przeciwpożarowych. Prawdopodobnie niekonserwowany przez dłuższy czas zbiornik przerdzewiał na wylot i to zarówno od strony wody jak i maszynowni. Swoje mogły zrobić także silne uderzenia fal, mogące rozbić w tym miejscu osłabione poszycie kadłuba.
Dlaczego osłabione? Swoje miał tu do powiedzenia znany południowoafrykański adwokat David Gordon, który dwa tygodnie wcześniej filmował wyjście statku z Reunion. Zapisał na taśmie między innymi wydobywający się spod kadłuba wir mułu i kamieni. Zapytany o to kapitan odparł że to nic takiego i że statek prawdopodobnie uderzył w znajdująca się pod wodą boję (?). Prawnik był jednak pewny, że statek przeszorował po kamienistym dnie. Jak później powiedział, „Oceanos” był najgorszym statkiem, na jakim kiedykolwiek pływał.
Dodajmy jeszcze iż niektóre źródła mówią o „głuchej eksplozji” od której wszystko się zaczęło, ale przy skrzyni kingstonowej nie ma niczego, co mogłoby ową eksplozję wywołać. Wody zaczęło bardzo szybko przybywać.
Kwadrans po zgłoszeniu przecieku Moss Hills, gitarzysta statkowego zespołu, dostrzegł kilku członków załogi rozdających napotkanym pasażerom kamizelki ratunkowe. Moss odnalazł osobę odpowiedzialną za personel artystyczny, Lorraine Betts. Okazało się, że kapitan powiedział jej że jest kłopot z silnikiem (!) i że trzeba będzie opuścić statek.
W tym czasie pasażerowie zbierali się w głównym holu, aby obejrzeć zaplanowane na 22:00 występy artystyczne.
Utrzymanie się na nogach w trakcie czekania na występy nie było łatwe dla tych, którzy nie mieli solidnego fotela. Swoją drogą jak można było wtedy myśleć o rozrywce?
W chwili gdy pierwsi artyści mieli zacząć występ, zgasły światła. Powodem tego było wyłączenie zalewanych przez wodę generatorów. Zamarły także agregaty pomocnicze, w wyniku czego statek stanął w dryfie.
Ponieważ nikt nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji – statkowe głośniki wciąż milczały – pomimo braku prądu występ się zaczął, tyle że zamiast elektrycznych gitar i instrumentów klawiszowych muzycy użyli fortepianu, a także ...naczyń i sztućców.
Tymczasem na dole zamykano wodoszczelne drzwi maszynowni, po czym jej obsada założyła kamizelki ratunkowe i udała się na pokład. Tak to później skomentował kapitan Roy Martin, współuczestniczący w badaniu sprawy: „Jeśli widzisz ludzi z maszynowni idących w górę w kamizelkach, możesz być pewny, że statku nie uda się uratować”.
Pomimo że wciąż nie ogłoszono alarmu (!), załoga zaczęła wykładać szalupy za burtę. Zaniepokojonych świadków uspakajano mówiąc iż robi się to „na wszelki wypadek” i że to nieprawda, iż statek nabiera wody. „Na wszelki wypadek” wielu miało jednak ze sobą pakunki z rzeczami osobistymi! Słysząc te słowa Hills zszedł pod pokład i sfotografował wciąż przybierającą w klatach schodowych wodę. Skąd się ona wzięła, skoro zamknięto drzwi wodoszczelne? Otóż woda z maszynowni dostawała się przez otwór w grodzi do zbiornika na zużytą wodę sanitarną. Rosnące ciśnienie spowodowało pójście wody w górę tak, że w końcu zaczęła się wylewać na całym statku z otworów ściekowych pryszniców i umywalek, oraz toalet. Jakim cudem wydobywała się z maszynowni woda? No cóż, w pośpiechu pozamykano drzwi wodoszczelne, ale zapomniano o otwartych zaworach...
Większość pasażerów uświadomiła sobie niebezpieczeństwo dopiero wtedy, gdy ujrzeli na własne oczy przelewającą się na dolnych pokładach wodę.
Tymczasem na pokładzie szalupowym trwała już ewakuacja, a jakże. Tyle że oficerowie i większość załogi weszli do szalup w pierwszej kolejności, opuszczając część z nich wypełnionych zaledwie w połowie. Szczęśliwym trafem ogromne fale nie wywróciły żadnej z nich.
W tych krytycznych chwilach najlepiej spisała się ...Lorraine Betts. Głównie dzięki jej zdecydowaniu na pokładzie szalupowym, udało się ewakuować kobiety i dzieci.
W szalupie numer 2 większość stanowiły kobiety i dzieci
Gdy ostatnia z łodzi możliwych do zwodowania zeszła w dół - z powodu przechyłu nie udało się to z niektórymi z lewej burty - na statku pozostało jeszcze 228 ludzi, głównie pasażerów.
W kolejce do szalup
Moss Hills był jednym z nielicznych, który nie stracił głowy. Wraz iluzjonistą Julianem Butlerem i żoną Tracy (Tracy i Moss występowali na statku w duecie) pobiegł na mostek, gdzie ...nikogo nie znalazł. Kapitana nie było na posterunku, nie nakazał także nadania SOS! Gitarzysta oczywiście był pewny że wezwanie o pomoc zostało już nadane, ale milcząca aparatura szybko skłoniła go do przekonania, że nic takiego nie miało miejsca. Młodzieniec włączył radiotelefon i zaczął wywoływać statki. Z początku trafiał jedynie na jednostki, na których nikt nie znał słowa po angielsku – prawdopodobnie były to rybackie kutry. Z kolejnego statku zasypała go z kolei lawina słów w kompletnie obcym mu języku, bez reakcji na angielskie słowa. W końcu udało się! Odpowiedział holenderski statek „Neddloyd Mauritius”, z kapitanem Detmarem, który osobiście prowadził rozmowę.
„Na początku zadał mi kilka technicznych pytań i chciał poznać naszą pozycję, ilu ludzi znajduje się na statku, kąt przechyłu itp. Ponieważ nie potrafiłem udzielić odpowiedzi, spytał mnie o stopień. Odpowiedziałem że nie mam żadnego, jestem gitarzystą. Po krótkiej przerwie na przetrawienie tej wiadomości [Detmar] powiedział: „Co robisz na mostku?”. „No cóż, nie ma tu nikogo innego”.
Południowoafrykańska prasa podchwyciła tę historię i zamieściła rysunek niewielkiej postaci na mostku przechylonego statku, z podpisem: Uwaga, uwaga, mówi wasz gitarzysta prowadzący. Rysownik wysłał mi oryginał, który wciąż mam”.
Moss Hills z żoną Tracy występowali razem na „Oceanosie”. Tu już po bezpiecznym dotarciu na ląd
Statek znajdował się wtedy około 10 kilometrów na południe od zatoki Coffee (Coffee Bay).
Coffee Bay znajduje się w połowie drogi między East London a Durbanem
Kapitan Detmar z miejsca powiadomił południowoafrykańską Marynarkę Wojenną i lotnictwo, gdzie bez chwili zwłoki ogłoszono alarm najwyższego stopnia. Na nogi poderwano załogi 16 helikopterów, a w szpitalach ogłoszono stan gotowości.
Noc z 3 na 4 sierpnia
Wreszcie nadszedł świt, niosąc nadzieję na ratunek. Zdjęcie wykonane przez Hillsa
Rankiem 4 sierpnia nadleciały pierwsze maszyny. Starszy marynarz Paul Whiley opuścił się na linie na pokład przechylonego o 30 stopni na lewą burtę statku. Wprawdzie gwałtowny ruch statku spowodował iż w ostatniej fazie schodzenia Whiley z impetem uderzył o nadbudówkę, ale pomimo silnego bólu, po odpięciu liny natychmiast podjął obowiązki.
Za chwilę Paul Whiley stanie na pokładzie
Ratowników przywitał oczywiście nikt inny, jak Moss Hills, któremu dzielnie asystował Julian Butler. Widząc ich wolę działania, Whiley pokazał jak zakładać specjalne szelki ratownicze. Najpilniejszym zadaniem było jednak w tej chwili nie samo ratowanie rozbitków, ale poodcinanie wszelkich lin i anten, w które mogliby się zaplątać wciągani do helikopterów ludzie. Whiley ponownie podpiął się i zaproponował pierwszemu chętnemu jazdę do góry. Wydawało się to jednak tak przerażające, że dopiero po dłuższej chwili zgłosił się jakiś młody człowiek. Na szczęście wszystko poszło znakomicie i wkrótce Whiley powrócił z przypiętymi do pasa specjalistycznymi narzędziami. W odcinaniu lin pomagał mu jeden z pasażerów, Piet Niemand.
Wyciągarka brała w powietrze po dwie osoby. Gdy maszyna była już pełna, odlatywała w kierunku lądu, a jej miejsce zajmował kolejna. Ich znaczna liczba pozwalała na prowadzenie akcji praktycznie bez przerwy.
Tylko przywiązanie się do relingów zabezpieczało przed zjechaniem do wody. Wiele z tych osób uratował osobiście Moss, powtarzając metodę Toma Cruise z filmu „Mission: Impossible”. W tym celu gitarzysta przywiązał się do relingu długą liną, po czym opuszczał się po pokładzie, aby następnie niczym wahadło co sił pobiec w bok, a ograniczająca jego zasięg lina pomagała dostać się łukiem na samą górę gdzie chwytał się relingu, po czym przywiązywał do niego kolejnego pasażera.
Aby maksymalnie przyspieszyć ewakuację, ratownicy podzielili ludzi na dwie grupy. Pierwsza wraz z Paulem Whileyem pozostała na rufie, a druga z jego kolegą Gary Scoularem, przeszła na część dziobową.
Gdy nadleciał drugi helikopter do Whileya podszedł ...Avranas, który zażądał zabrania go do maszyny. Gry ratownik zdecydowanie odmówił, kapitan powiedział, iż chce koordynować akcję ratowniczą. Z lądu! Kapitan ostatecznie dostał się do helikoptera na cztery godziny przed zatonięciem statku, gdy wciąż znajdowali się tam pasażerowie.
Kapitan Yiannis Avranis bezpieczny na lądzie
W pewnej chwili ewakuacja została wstrzymana, ponieważ wszystkie maszyny musiały uzupełnić paliwo. Ten czas został wykorzystany przez Whileya do sprawdzenia, czy pod pokładem, a zwłaszcza w kabinach nikt nie został. Była to szalenie ryzykowana decyzja, ponieważ statek mógł w każdej chwili przewrócić się. Znalazł tylko jednego pasażera, pijanego do nieprzytomności. Wyciągnięcie go na pokład było nie lada wyzwaniem, ale w końcu udało się. Przy okazji Whiley zauważył wciąż wylewającą się z łazienek wodę.
Dzielny ratownik działał nadal, zrzucając trzy gumowe tratwy. Dwie z nich zostały rozbite przez ciężko pracujący na falach kadłub, ale trzecia ocalała. Namawiał co odważniejszych do skoku w jej pobliże, i następnie wciągnięcie się do środka. Ostatecznie zdecydowało się na to trzech mężczyzn, wśród nich Julian Butler. Magik jako pierwszy dostał się na tratwę, po czym wciągnął pozostałą dwójkę. Wkrótce zabrał ich stamtąd helikopter.
Julian Butler (po lewej) w lecącym na ląd helikopterze
Gdy wszystkie maszyny powróciły pełne paliwa, „niebo było od nich czarne”, jak wspominał Whiley.
Ostatecznie helikoptery uratowały wszystkich znajdujących się na statku, a ostatnią wciągniętą do góry parą byli Tracy i Moss – po nich ewakuował się już tylko Paul Whiley. Dodajmy jeszcze, że rozbitków z szalup podjął z wody „Nedlloyd Mauritius”, który na wszelki wypadek zwodował także swoje, obsadzone wyłącznie ochotnikami, łodzie. Zaraz potem zaczął podejmować rozbitków „Oceanosa”. Także i tutaj, pomimo ogromnych fal, nie zginął nikt. Sam statek zatonął dopiero około 15:00.
, ,
Już po wszystkim, sprawą zajął się oczywiście grecki sąd. Kapitanowi i czterem oficerom zarzucono niewłaściwe działanie w krytycznej sytuacji, a zwłaszcza pozostawienie pasażerów samym sobie. Avranis bronił się wręcz niewiarygodnymi słowami: „Kiedy daję rozkaz opuszczenia statku, nie ma znaczenia kiedy ja to zrobię” oraz „[Komenda] Opuszczenia statku obowiązuje wszystkich. Kto chciał zostać, ten został”.
Nie doszedłem jak to się skończyło dla oficerów, ale kapitan poniósł dotkliwą karę, oczywiście. Ową karą była OSTRA NAGANA. Jeszcze łagodniej potraktował go armator, dając mu po kilku miesiącach pod komendę prom pasażersko-samochodowy...
Jako szósty w historii kraju, Paul Whitley został udekorowany drugim co do znaczenia południowoafrykańskim wojskowym medalem za odwagę, Honoris Crux Gold.
,
Trzy lata po zatonięciu „Oceanosa” bantustan Transkei, na wodach którego to się stało, wydał taki oto znaczek
Post zmieniony (03-05-20 12:11)
|