KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 3 z 80Strony:  <=  <-  1  2  3  4  5  ->  => 
10-10-16 17:32  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Przypomnę że zapowiadałem niniejszą historię jako "Opowieść, której głównemu a doprawdy niezwykłemu tematowi nieoceniony pan Flisowski (Burza nad Pacyfikiem) poświęcił zaledwie 5 linijek!"

I to jest sztuka, rozdmuchać pięć linijek do kilku stron! Chapeau bas przede mną :-)

A poza tym ZbiGu, wprawdzie jesteś zwykłą zgredowatą marudą której generalnie brak optymizmu i życzliwości do bliźnich, ale i tak czuję do Ciebie ogromną sympatię. Co nie przeszkadza mi postawić Cię od czasu do czasu do pionu :-)

 
10-10-16 17:39  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Andrzej - sądzę, że nie w tym rzecz. Założenia pracy Flisowskiego były ( jak sądzę) zgoła odmienne - ukazanie historii (panoramy) wojny na Pacyfiku.
Gdyby każdy epizod działań wojennych z tego okresu miał rozwinąć to podejrzewam, że całość zamknęłaby się nie w dwóch a kilku tomach.
Grzeb więc dalej i poszerzaj nasza wiedzę o takie właśnie "smakowite" kąski !

 
10-10-16 21:31  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Jasne, amigo, że gdyby pan Flisowski zaczął się rozpisywać tak jak ja, to Jego książka "Burza nad Pacyfikiem" zajęłaby ze 20 tomów, Swoją drogą cholerna szkoda, że do tego nie doszło!
A tak - ograniczony pewnie wymogami wydawcy - musiał się streścić w dwóch, na szczęście opasłych tomach.

Przez całe lata książki pana Flisowskiego, który zaczynał do skromnych objętościowo Miniatur Morskich, były dla mnie czymś niezwykle ważnym. I to tej pory mam za to dla Niego - i Jego nieodżałowanej pamięci - ogromny szacunek i wdzięczność.

No dobra, powzruszałem się, a teraz idę dalej grzebać :-) A w zasadzie to już wygrzebałem: jak sądzę zupełnie nieznany, a szalenie dramatyczny temat. I to znowu z okresu wojny na Pacyfiku. Stos wydrukowanych kartek z rozmaitych źródeł ma około centymetra wysokości (nie bujam!), spośród których trzeba teraz wycisnąć co najważniejsze. Będzie także sporo wypowiedzi świadków owych dramatycznych wydarzeń, co zwłaszcza - jak mi się zdaje - bardzo lubi Naczelny Konradusowy Pesymista, czyli Niekiedy Niepotrzebnie Chamowaty ZbiG :-).

 
11-10-16 09:07  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Nie padło, tylko sam się zgłosiłeś :-)

 
17-10-16 07:56  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 464
Część 2

BOHATER JEDNEJ SALWY

Okręt przebywał w Button do 21 września. Załoga wspomagana przez fachowców z tendra oraz stacjonującego tam Siódmego Batalionu Budowlanego Marynarki dokonała prowizorycznych napraw, mających wystarczyć do pokonania 600 mil, czyli dystansu dzielącego Button od bazy White Poppy na wyspie Numea, Nowa Kaledonia. Zakres prac był całkiem spory. Między innymi wszelkie możliwe do załatania dziury zostały zakryte przyspawanymi arkuszami stali, a grodzie 22 i 25 wzmocniono dodatkowo betonem. Kotwice i ich łańcuchy przeniesiono na rufę. Zmniejszono także znacznie przecieki do przedniej maszynowni.

23 września „O’Brien” rzucił cumy na Espirito Santo, stojąc tam do 10 października. Remont kontynuowany był przy udziale ludzi z „Argonne”, mającego tytuł okrętu flagowego bazy.

„Argonne” w bazie White Poppy


Oficjalnie jego status określano jako „wielozadaniowy, pomocniczy”. Ponownie wzmocniono przednią część kadłuba niszczyciela tak, aby bezpiecznie dotarł do Stanów, gdzie miał zostać postawiony na dok. Dla odciążenia pokiereszowanej jednostki zdjęto z niej 11 torped, 12.000 sztuk amunicji kalibru 20 mm, część (osiem) bomb głębinowych oraz całe wyposażenie radarowe. Teraz już nikt nie miał wątpliwości, że okręt szczęśliwie dotrze do stoczni Marynarki (Mare Island Naval Shipyard) w Vallejo, Kalifornia.

10 października „O’Brien” wypłynął z White Poppy w towarzystwie zbiornikowca „Cimarron” i niszczyciela „Lang”. Po drodze, płynący piętnastoma węzłami zespół miał jeszcze zawinąć do Suva na wyspie Fidżi.

„Cimarron” i „Lang” (zdjęcie niszczyciela przedwojenne) towarzyszyły pokiereszowanemu okrętowi




Już po dwóch dobach zaobserwowano zwiększające się wciąż przecieki do przedniej maszynowni. Nie uważano jednak tego za coś nadzwyczajnego wobec faktu że burtę w tym rejonie załatano wieloma kawałkami blachy, a dodatkowo w poszyciu części podwodnej brakowało mnóstwa nitów, wyrwanych ze swych miejsc w chwili wybuchu torpedy. Dokładne przeanalizowanie spływających meldunków przyniosło niepokojącą wiedzę o ugięciu się w tym miejscu kadłuba! Tuż przed przybyciem do Suva stwierdzono pęknięcie blachy, wzmacniającej prawą wzdłużnicę.

Zespół znalazł się w Suva 13 października. Przeprowadzono tam szczegółowy przegląd skuteczności wykonanych do tej pory napraw. Nie znaleziono niczego nowego, poza odkrytym poprzedniego dnia pęknięciem.

16 października o 14:30 okręty wyszły ponownie w morze. Krótko potem zaczął się powiększać przeciek do maszynowni, ale pompy zęzowe wciąż dawały sobie z nim radę. Pogoda nadal sprzyjała. O północy przekroczono linię zmiany daty i znowu mieliśmy szesnastego.



Wczesnym rankiem osiemnastego przecieki nasiliły się i teraz pompy musiały pracować pełną parą, aby powstrzymać napływ wody. Dokonana o piątej rano inspekcja wykryła kolejne pęknięcie blachy prawej wzdłużnicy. Powiadomiono kapitana „Cimarrona”, który pełnił rolę dowódcy miniaturowej Task Force 66.3.

Woda przybywał w coraz szybszym tempie. Do akcji włączono dwie pompy pożarowe. Około 10:00 stwierdzono bardzo szerokie pęknięcia prawej wzdłużnicy oraz, co gorsze, uszkodzenie kilu. Sytuacja stawała się coraz poważniejsza. Na rozkaz dowódcy zespołu skierowano się do najbliższego kotwicowiska, które znajdowało się w Pago Pago na Samoa.

Rozbrojono bomby głębinowe poprzez wyjęcie z nich zapalników. O 11:30 wyrzucono za burtę wszystkie znajdujące się na i ponad pokładem, a możliwe do ruszenia ciężkie elementy takie jak kotwice, łańcuchy, windę pokładową czy pokładowy zbiornik oleju smarnego.

Po południu woda przybierała już tak intensywnie, że rozpoczęto przygotowania do ewakuacji przedniej maszynowni. Ponieważ znajdowały się tam oba główne generatory oraz tablica rozdzielcza, przygotowano do pracy awaryjny generator. Przypomniano mechanikom o procedurach awaryjnych. Pod wieczór Burrowes zebrał załogę informując ją o powadze sytuacji, oraz że „Lang” i „Cimarron” są gotowe do akcji ratunkowej. Na koniec dowódca wyraził nadzieję, że jednak dotrą do Pago Pago.

Noc przyniosła pogorszenie sytuacji. O 3:37 poszycie na śródokręciu prawej burty pękło z hukiem przypominającym wystrzał. Coraz więcej wody wdzierało się do maszynowni. Zmniejszono prędkość do 9, a następnie 5 węzłów. Zmieniono kurs, żeby kadłub mniej pracował na fali. Na rozkaz dowódcy zespołu wyrzucono za burtę mnóstwo pocisków 127 mm, rozbrojone bomby głębinowe oraz zachowane do tej pory, a pozbawione głowic bojowych torpedy.

O 4:10 woda w maszynowni miała już głębokość półtora metra i nadal jej przybywało. Od najbliższego lądu – samoańskiej wyspy Upolu – dzieliło niszczyciel zaledwie 40 mil. Ustawiono obroty śruby tak, aby zmniejszyć jej wpływ na powoli pękający kadłub. Przednia maszynownia obciążona była coraz większą masą wody, grożąc przełamaniem grodzi oddzielającej kotłownię, którą w związku z tym ewakuowano. Wciąż pracująca druga kotłownia pozwalała na utrzymywanie 5 węzłów.

O 6:00 dno na śródokręciu otworzyło się. Połówki okrętu połączone były teraz jedynie pokiereszowanymi burtami oraz słabnącym z każdą chwilą kilem. Ewakuowano ludzi spod pokładu.

Śródokręcie niszczyciela krótko po pęknięciu blach w tym rejonie. Doskonale widoczne ugięcie kadłuba


6:25. Od strony prawej burty zaczął pękać pokład główny. Teraz nie było już na co czekać. Za zgodą dowódcy zespołu padł rozkaz opuszczenia okrętu dla wszystkich oprócz grupki ochotników, która miała być gotowa do przyjęcia holu. O 7:01 wyznaczeni do ewakuacji znaleźli się na pokładzie „Langa”.

Oczywiście spodziewano się że okręt wkrótce się przełamie, ale miano nadzieję, że któraś z dwóch części niszczyciela utrzyma się na powierzchni, co pozwoliłoby ją odholować do bezpiecznego miejsca. Niestety. O 7:46 okręt przełamał się, ukazując kil na wysokości działa numer 1, a z drugiej strony nad powierzchnią wody pokazały się śruby.



Po dalszych siedmiu minutach „O’Brien” leniwie przechylił się na prawą burtę O 7:57 rufa znikła pod wodą, a zaraz potem w jej ślady poszła część dziobowa.

,

Szczęśliwie nikt z grupki przebywającej wciąż na niszczycielu przy tym nie zginął. Od miejsca gdzie został storpedowany, okręt przemierzył aż 2800 mil, zanim poszedł na dno! Niezwykłe przy tym wszystkim było to, że był to pierwszy przypadek utraty okrętu US Navy, w którym do zatonięcia doprowadziły uszkodzenia kadłuba powstałe daleko od miejsca, w które uderzyła torpeda.

Niewątpliwie nie doszłoby do utraty cennego okrętu, gdyby w zasięgu kilkuset mil znajdował się jakiś pływający dok. Przypadek „O’Briena” spowodował gwałtowne przyspieszenie wprowadzenia ich do służby na Pacyfiku.

No cóż, mamy już za sobą opis skutków fenomenalnej salwy sześciu torped, z których pięć zatopiło lotniskowiec, niszczyciel oraz wyłączyło z akcji pancernik na całe dwa miesiące. Ale co działo się bezpośrednio po śmiałym ataku japońskiego okrętu?

Natychmiast po wystrzeleniu torped Kinashi Takaichi opuścił peryskop i dał rozkaz do zejścia na głębię. Załoga w skupieniu i lęku oczekiwała na nieuchronny atak amerykańskich niszczycieli. Japończycy nie mieli pojęcia, że z bezpiecznej odległości ich niewiarygodnemu sukcesowi przyglądał się przez peryskop dowódca bliźniaczego I-15. Okręt ten wcześniej atakował odległego o kilka mil „Horneta”, ale jego torpedy nie znalazły celu.

Tymczasem na I-19 mijały straszne minuty, z których każda mogła być ostatnią w życiu jego załogi. Niszczyciele zrzuciły ponad 80 bomb głębinowych, z których jednakże ani jedna nie zagroziła poważniej dzielnemu okrętowi. Po kilkunastu godzinach Amerykanie w końcu dali sobie jednak spokój, koncentrując się na osłonie „Horneta” i „North Carolina”.

Po upewnieniu się że nie słychać dźwięku śrub Kinashi wynurzył okręt, wpuszczając do jego wnętrza świeże powietrze. Słyszał wcześniej pięć eksplozji co oznaczało, że tylko jedna z jego torped nie doszła celu. Nie miał jednocześnie wątpliwości, że co najmniej trzy trafiły wrogi lotniskowiec. Teraz, gdy już nie trzeba było utrzymywać ciszy, podniecona załoga jak jeden mąż krzyknęła: „Banzai!”.

Dowódca I-19 powrócił do Japonii witany niczym bohater. Kiedyś najgorszy student z całego rocznika, oficer nie rokujący specjalnych nadziei, został teraz awansowany na stopień komandora. Mało tego, zaproszono go do odwiedzenia pałacu cesarskiego, aby tam przyjął gratulacje od samego cesarza! Nie było większego zaszczytu dla oficera Cesarskiej Marynarki. Zgodnie z oczekiwaniami Kinashi zameldował z pokorą cesarzowi (samemu cesarzowi!) że wykonał jedynie swój obowiązek, do czego był przez lata szkolony.

Po odebraniu wszelkich należnych mu hołdów, Kinashi Takaichi powrócił na morze, ale nie były to już czasy pozwalające na równie efektowne zwycięstwa. Jego jednostka – tak jak wiele innych japońskich okrętów podwodnych – użyta została do dowozu zaopatrzenia na atakowane przez Amerykanów wyspy, głównie na Guadalcanal. Wymuszona sytuacją strategiczną zamiana bojowych okrętów w zaopatrzeniowe oznaczała oczywiście znaczne zmniejszenie zagrożenia dla amerykańskiej floty, jak i statków wiozących wojska oraz zaopatrzenie. Podwodne operacje wokół Guadalcanalu zakończyły się dopiero po ewakuacji stamtąd resztek armii japońskiej.

I-19 powrócił do prawdziwej wojny dopiero 4 marca 1943 roku, wraz z przybyciem do bazy w Truk. Stamtąd rozpoczął szósty bojowy patrol, poszukując wrogich transportowców. Dopiero jednak 29 kwietnia tuż po zmroku Kinashi natknął się na nie eskortowany statek typu Libery „Peter Silvester”, znajdujący się w drodze z Espiritu Santo (Nowe Hebrydy) do San Francisco. Dwie wystrzelone torpedy były jednak nastawione zbyt głęboko i dlatego przeszły pod dnem pustego, a więc siedzącego wysoko w wodzie frachtowca.

Sukces przyszedł już następnego dnia. Kolejny statek tego samego typu, „Phoebe A. Hearst” został zatopiony po trzygodzinnym pościgu.

Wyznaczony okrętowi akwen był wyjątkowo ruchliwy. Już 2 maja niedaleko wysp Fidżi, I-19 uszkodził torpedą kolejnego „liberciaka” „Williama Williamsa”. Torpeda wyrwała w jego prawej burcie otwór o rozmiarach 13 na 10 metrów! Załoga opuściła statek, ale kiedy okręt podwodny nie ponawiał ataku marynarze powrócili na pokład, uruchomili silnik i w glorii chwały dotarli do Suva na Fidżi!

16 maja. Wciąż w pobliżu Fidżi Kinashi zatopił torpedą frachtowiec „William K. Vanderbilt”. Po zatonięciu statku okręt wynurzył się po czym ostrzelał szalupy, w wyniku czego śmierć poniósł jeden marynarz, a kilku innych odniosło rany.

Kolejny – częściowy sukces – I-19 odniósł dopiero 12 maja, kiedy to poważnie uszkodził kolejny statek typu Liberty, „M.H. DeYoung”, wiozący do Espiritu Santo spychacze, ciężarówki, dźwigi i inne budowlane wyposażenie. Statek nie zatonął tylko dlatego, że zasztauowane w ładowniach pontony pomogły mu zachować pływalność. „M.H. DeYoung” został zaholowany do Nukualofa na Tongatabu (największa wyspa w Archipelagu Tonga), gdzie zdjęto z nieco cały, jakże cenny ładunek, po czym jednak uznano statek za nie nadający się do remontu. 27 września wyczerpany do cna nieprzerwaną ciężką służbą Kinashi Takaichi został zmieniony przez komandora porucznika Kobayashi Shigeo, dowodzącego wcześniej I-171.

Zanim wrócimy do naszego głównego bohatera dowiedzmy się, jaki los spotkał I-19.

W połowie listopada 1943 roku miły, zawsze uśmiechnięty Kobayashi otrzymał rozkaz popłynięcia w rejon wyspy Tarawa. Dwudziestego drugiego wysłał do dowództwa wiadomość: „Spodziewam się przybycia 30 mil od Tarawy w ciągu 48 godzin”. I to była ostatnia otrzymana od niego wiadomość. Trzy dni później o 21:30, 50 mil od wyspy Makin, niszczyciel „Radford” zobaczył na radarze znajdujący się na powierzchni w odległości 8 mil wrogi okręt podwodny. Japończycy wprawdzie nie mieli radaru, ale niewiele później dostrzegli niszczyciel w swym doskonałych nocnych lornetkach. I-19 zanurzył się w trybie alarmowym, ale „Radford” był zbyt blisko. Po zlokalizowaniu celu wiązką sonaru, Amerykanie z żelazną konsekwencją przeprowadzili siedem ataków bombami głębinowymi, zatapiając w końcu okręt wraz z całą 105-osobową załogą.

„Radford”, pogromca I-19


Wypadałoby tu wspomnieć, że Kobayashi był współtwórcą wielu sukcesów japońskich okrętów podwodnych, dostosowując do nich używane na jednostkach nawodnych znakomite torpedy, czyli słynne Długie Lance. Miały one średnicę 610 milimetrów, będąc tym samym zbyt szerokie jak na rozmiary wyrzutni okrętów podwodnych. Kobayashiemu udało się zmniejszyć ich średnicę do 533 milimetrów, zachowując jednocześnie ich znakomitą szybkość, zasięg i moc ładunku wybuchowego.

Wracamy do naszego głównego bohatera, którym jest oczywiście Kinashi Takaichi. Po krótkim odpoczynku, już w październiku 1943 roku komandor objął w Kure dowództwo I-29. Pod koniec listopada okręt skierowano do Singapuru, skąd miał rozpocząć nietypowy rejs.

5 grudnia przy burcie I-29 stanął dowodzony przez komandora Uchino Shinji I-8, który właśnie powrócił z ryzykownej wyprawy do opanowanego przez Niemców Brestu. Zadanie Kinashiego nie miało być aż tak bardzo ambitne, ale i tak na wszelki wypadek Uchino odbył z nim kilka długich rozmów, przekazując swoje obserwacje i praktyczne rady. Ostrzegał przede wszystkim przed wyposażonymi w radary lotniczymi patrolami wroga – które bardzo dały mu się we znaki – chwaląc jednocześnie otrzymany z U-161 niemiecki wykrywacz fal radarowych Metox.

Antena wykrywacza fal radarowych Metox, zwana przez Niemców także Krzyżem Biskajskim


Po krótkim wypoczynku w Singapurze I-8 przybył 21 grudnia do Kure, kończąc tam rejs na niewiarygodnie długim dystanse 30.000 mil. Muchino pojechał do Tokio składając szczegółowy raport szefowi generalnego sztabu Marynarki admirałowi Nagano Osami, oraz ministrowi Marynarki admirałowi Shimada Shigetaro.

O ile dla Kinashiego wyprawa daleko na zachód była czymś absolutnie nowym, o tyle dla samego okrętu oraz części jego załogi oznaczało jedynie „powtórkę z rozrywki”.

Siedem miesięcy wcześniej, 5 kwietnia 1943 roku I-29 wypłynął z Penang, Malezja, w okryty najwyższą klauzulą tajności rejs. Na okręt załadowano 11 ton ładunku w tym między innymi torpedę typu 89, dwie lotnicze torpedy typu 2 oraz dwie tony złotych sztab przeznaczonych dla japońskiej ambasady w Berlinie. Wniesiono na pokład także plany miniaturowego okrętu podwodnego typu A, a także stoczniowe rysunki lotniskowca „Akagi” (!), które Niemcy zamierzali wykorzystać jako pomoc przy budowie własnej jednostki tego typu, „Graf Zeppelin”.

26 kwietnia, około 450 mil na południowy wschód od Madagaskaru I-29 spotkał się z dowodzonym przez kapitana Wernera Musenberga U-180.

Był to pierwszy z U-bootów, który miał za zadanie przedostać się do Japonii. Okręt wypłynął z Kilonii 9 lutego, wioząc plany U-boota typu IXC/40, próbki chininy – takiej, jaką chciano otrzymywać z Japonii – lufy działek i amunicję, trzy skrzynie wabików antysonarowych i wreszcie dokumenty i listy dla niemieckiej ambasady w Tokio. Na okręcie znajdował się także Subhas Chandra Bose, przywódca antybrytyjskiej Indyjskiej Narodowej Armii Wyzwoleńczej, oraz jego muzułmański adiutant, major Habit Hassan, były student Oxfordu.

Na japoński okręt przeszli niemiecki oficer oraz sygnalista, po czym obie jednostki popłynęły zgodnie w oczekiwaniu na poprawę pogody, co pozwoliłoby na wymianę ładunków. Następnego dnia Bose z Hassmanem przenieśli się na I-29, skąd z kolei dwójka oficerów przeszła na U-boota.

Nietypowi pasażerowie na wspólnym zdjęciu z japońskimi marynarzami. W pierwszym rzędzie od lewej Hassan, Bose i Kinashi


I-29 sfotografowany z pokładu U-180. Przy pomocy niewielkich tratew okręty wymieniły się ładunkami



Po zakończeniu tej trudnej operacji I-29 zawrócił ku Japonii, podczas gdy U-boot obrał kurs na Bordeaux, gdzie też szczęśliwie dotarł.

Po kilku miesiącach dowództwo postanowiło powtórzyć wyprawę I-8, tym razem w wykonaniu okrętu Kinashiego. Przygotowania zajęły sporo czasu, ale wreszcie 16 grudnia 1943 roku I-29 wypłynął w długą podróż do Francji. Na okręt załadowano gumę, wolfram, cynę, cynk, chininę, opium – do celów leczniczych, oczywiście – oraz kawę. Prawdziwą, nie zbożową! Dodatkowo zamustrowało 16 specjalistów, oficerów Cesarskiej Marynarki. Operacja nosiła nazwę Yanagi. Po tygodniu rejsu okręt pobrał paliwo z niemieckiego statku zaopatrzeniowego „Bogota”. Pobranie 120 ton diesla oraz żywności trwało zaledwie 6 godzin i było to jedyne uzupełnienie zapasów podczas długiej drogi do francuskiego Lorient. Jakim cudem w końcówce roku 1943 wciąż działał na Oceanie Indyjskim niemiecki statek?

Zwodowana w Niemczech w roku 1938 „Bogota”, w chwili wybuchu wojny przebywała na półkuli południowej. Pływała następnie jako zwykły frachtowiec pomiędzy portami zachodniego wybrzeża Ameryki Południowej, aż w końcu wobec groźby przejęcia jej przez Brytyjczyków, w połowie 1941 roku udała się w drogę do Japonii. 15 czerwca na Wyspach Marshalla „Bogota” pobrała paliwo od niemieckiego statku zaopatrzeniowego „Elsa Essberger”, którego załoga pomogła także w upodobnienie frachtowca do jednostek japońskich. Po wyjściu z portu, statek występował już jako „Heizan Maru”. Po drodze do Japonii na „Bogocie” odebrano sygnał alarmowy z niemieckiego statku „Osorno”, który z powodu awarii maszyny stał w dryfie na Pacyfiku. „Bogota” dotarła do bezwładnej jednostki, wzięła na hol i... oba statki dopłynęły do Jokohamy!

28 lipca „Bogota” została oficjalnie przejęta przez Kriegsmarine, jako pomocnicza jednostka zaopatrzeniowa. Ponieważ chwilowo brakowało dla niej zajęcia, Niemcy wyczarterowali statek Japończykom, którzy eksploatowali go przez ponad pół roku pod nazwą „Teiho Maru”. Do swej roli „Bogota” wróciła dopiero w sierpniu 1943 roku, zaopatrując na otwartym morzu niemieckie i włoskie okręty podwodne w paliwo, wodę i żywność. Jak widzimy, statek pomógł także japońskiej jednostce.

„Bogota” wpływa do Singapuru


5 maja 1945 roku „Bogotę” przejęli Japończycy, internując niemiecką załogę. Jako „Bogota Maru” frachtowiec wypełniał zadania zlecone mu przez Marynarkę. Po wojnie pracował dla kilku armatorów z różnych krajów, kilkakrotnie zmieniając nazwę. 9 maja 1964 roku dawna „Bogota”, obecnie grecka „Alcyone”, znajdowała się około 100 mil na północ od St. Louis, Senegal. Niewyjaśniona do końca eksplozja w maszynie spowodowała pożar który objął szybko całą jednostkę. Statek zatonął dwa dni później.

*

Na początku lutego Kinashi odebrał wiadomość z Kriegsmarine, podający pozycję spotkania z U-bootem, który miał przekazać najnowszy wykrywacz fal radarowych. Dzięki doskonałej nawigacji obu dowódców, 12 lutego I-29 spotkał się na południowy zachód od Azorów z U-518, dowodzonym przez podporucznika Hansa-Wernera Offermanna. Trójka niemieckich techników zdemontowała otrzymany wcześniej z U-180 Metox, instalując w zamian na kiosku najnowszy FuMB 7 Naxos.

Antena wykrywacza Naxos


Pierwsza okazja wypróbowania skuteczności niemieckiej aparatury przytrafiła się wieczorem 4 marca, kiedy to okręt został niespodziewanie oświetlony potężnym reflektorem brytyjskiego samolotu. Jedynie dzięki błyskawicznej reakcji i potężnej dozie szczęścia, I-19 zdążył szczęśliwie umknąć pod wodę. Czyżby niemieckie cudo nie było wcale aż takim cudem?

Pięć dni później okręt wpłynął do Zatoki Biskajskiej, gdzie na uzgodnionej pozycji pokazało się nad nim pięć myśliwców Ju-88C. Po kilku godzinach do I-29 dołączyły dwa niemieckie niszczyciele oraz dwa kutry torpedowe czyli eskorta, mająca towarzyszyć Japończykom w drodze do Lorient. Nie oznaczało to jednakże końca problemów dla Kinashiego i jego załogi.

Brytyjczycy przechwycili i rozszyfrowali informację która podawała pozycję I-29, a także jego trasę do portu! Na polowanie wysłano dwa samoloty Mosquito wyposażone w potężne działka 57 mm, osłaniane przez kolejne cztery maszyny tego typu z 248 Eskadry RAF, tyle że już ze standardowym uzbrojeniem myśliwca. Samoloty odnalazły niemiecko-japoński zespół na wysokości przylądka Peñas, leżącego mniej więc w połowie biskajskiego wybrzeża Hiszpanii. Na okrętami krążyła ósemka Ju-88C, z miejsca zaatakowana przez czwórkę myśliwskich Mosquito, chcących przez to ułatwić atak na japońską jednostkę dwóm pozostałym maszynom. Ogień okrętów eskorty był jednak tak intensywny, że skończyło się jedynie na zestrzeleniu jednego Junkersa. Tego samego dnia powtórzono atak, tym razem z udziałem 10 maszyn typu Beaufighter i Liberator, ale ponownie I-29 i jego eskorta wyszły z tego bez szwanku. 1 marca japoński okręt wszedł do Lorient i najpierw stanął przy burcie U-190, a krótko potem ukryto go w jednym z potężnych bunkrów bazy okrętów podwodnych.

Japończycy byli serdecznie podejmowani przez niemieckich podwodniaków.

Przy okazji goszczenia Kinashiego, niektórzy niemieccy oficerowie próbowali opanować sztukę jedzenia przy pomocy pałeczek


Po kilku dniach spędzonych głównie w barach, całą załogę wsadzono do pociągu i zawieziono do zamku (Château de Trévarez) w Finisterre. Po wypoczynku w luksusowych warunkach specjalnym pociągiem przewieziono wszystkich do Paryża, skąd Kinashiego zabrano do Berlina, gdzie z rąk Hitlera otrzymał Żelazny Krzyż.

Podczas gdy Japończycy balowali w Paryżu, ich okrętem zajmowali się stoczniowcy. Zdemontowano cztery przestarzałe działka przeciwlotnicze, wstawiając w ich miejsce znacznie cięższe i lepsze 37-milimetrówki Kruppa, a także 20-milimetrówkę Mausera. Na I-29 załadowano rakietowy silnik HWK 509A-1, używany w myśliwcu przechwytującym Me-163 Komet oraz odrzutowy silnik Jumo 004B, stosowany na myśliwcu Me-262. Do tego dołączono rysunki montowanego na kutrach torpedowych silnika Isotta-Fraschini, kadłub latającej bomby V-1, akustyczną minę, rudę boksytu oraz amalgamat radowo-rtęciowy. Cenny ładunek uzupełniały plany Me-163, Me-262, V-1 i radaru. Na koniec załadowano także 20 maszyn szyfrujących Enigma. 16 kwietnia okręt opuścił bezpieczny port.

1 czerwca I-29 minął się na południowym Atlantyku z podążającym do Francji I-52, ale do bezpośredniego spotkania nie doszło. 13 lipca okręt osiągnął pozycję, na której czekała już eskorta, mająca doprowadzić go bezpiecznie do Singapuru. Tam wyładowano dostarczone przez Niemców plany, po czym samolotem przetransportowano je do Japonii. Pozostały ładunek miał być dowieziony przez I-29 wprost do Kure. Alianci wiedzieli już o pozycji okrętu Kinashiego, a dzięki przechwyceniu depesz Berlin – Tokio, dowiedzieli się również o jego bezcennym ładunku.

Nieświadomy złamania japońskiego kodu przez Amerykanów, Kinashi przesłał 20 lipca detale proponowanej trasy do bazy. Wiadomość została przechwycona i natychmiast rozszyfrowana. Poinformowany natychmiast wiceadmirał Charles Lockwood wydał rozkazy, w wyniku których na trasie I-29 znalazły się trzy okręty podwodne: „Tilefish”, „Rock” i „Sawfish”. Poinformowano dowódcę zespołu, komandora porucznika W.D. Wilkinsa – jednocześnie pierwszego po Bogu na „Tilefish” – że jest absolutnie konieczne aby I-29 wraz ze swym ładunkiem nigdy nie dotarł do Japonii.

Kinashi wypłynął z Singapuru rankiem 22 lipca. Trzy dni później nadał do Singapuru meldunek o zauważeniu wynurzonego okrętu podwodnego wroga. Następnego dnia I-29 płynął na powierzchni poprzez zachodnie podejście do kanału Balitang, w cieśninie Luzon. Tam przez peryskop dojrzał go komandor porucznik Alan B. Banister, dowódca „Sawfisha”. Z czterech wystrzelonych torped trafiły trzy, co błyskawicznie przypieczętowało los I-29. Wybuch wyrzucił w morze trójkę marynarzy – nie było wśród nich Kinashiego – z których jednemu udało się dopłynąć do okupowanej przez Japończyków wyspy.

„Sawfish”


I taki był koniec japońskiego bohatera jednej salwy.

Post zmieniony (22-06-20 11:12)

 
17-10-16 08:02  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Mam nadzieję, że historia spod znaku Wschodzącego Słońca się podobała. Prawdę mówiąc przed jej napisaniem wiedziałem jedynie o skutkach fenomenalnej salwy, i dlatego możecie mi wierzyć, że sam z ogromną ciekawością czytałem co też mi wychodzi spod klawiatury :-)

A za tydzień zrobimy wielki skok do roku 2011, z kapitalnymi zdjęciami!

 
17-10-16 10:01  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Dobrą miałeś nadzieję ! "Się podobała" !
ZbiG - oj mylisz się z tym, że obie rasy się nie cierpiały. Już Prusy przed I WŚ pomagały utworzyć Japonii nowoczesną armię.

 
17-10-16 10:31  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (16-04-20 20:22)

 
17-10-16 11:18  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Wielce ciekaw jestem jak mu się udało zmniejszyć średnicę torped aż o 7,7 cm ! Oszlifował ? :-)))

 
17-10-16 12:07  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Pewnie po prostu wziął rurę o średnicy 533 mm, po czym w jakiś cwany sposób wepchnął do niej wszystko, co mieściło się w Długiej Lancy. Już wtedy Japończyki umieli miniaturyzować :-)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 3 z 80Strony:  <=  <-  1  2  3  4  5  ->  => 

 Działy  |  Chcesz sie zalogowac? Zarejestruj się 
 Logowanie
Wpisz Login:
Wpisz Hasło:
Pamiętaj:
   
 Zapomniałeś swoje hasło?
Wpisz swój adres e-mail lub login, a nowe hasło zostanie wysłane na adres e-mail zapisany w Twoim profilu.


© konradus 2001-2024