KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Poprzednie wiadomości  |  Następne wiadomości 
 Strona 1 z 80Strony:  1  2  3  4  5  ->  => 
14-09-16 00:21  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 460


SKARB PRZEZ BARDZO DUŻE „S”


Nowy Świat! Nowy Świat za wielkim oceanem! Słowa te były powszechnie znane zwłaszcza w Hiszpanii, władającej tam pod koniec XVI wieku ogromnym terytorium, gdzie Mexico City, Lima i Potosi miały więcej mieszkańców niż hiszpańskie miasta. Kolonistom przyznawano ogromne połacie ziemi na której uprawiali tytoń, kawę i wszystko to, za co z chęcią płacili kupcy zza Wielkiej Wody. Najbardziej cenionym jednakże przez hiszpańskich władców towarem, było wydobywane w wielkich ilościach złoto i srebro.

Pomiędzy rokiem 1561 a 1748 wysyłano co roku z Hiszpanii dwie floty, wiozące kolonistom europejskie towary, i zabierające w podróż powrotną kruszce – zarówno w sztabach jak i w wyrobach – oraz produkty rolne. Połączone floty wypływały z Cadiz na początku każdego roku, rozdzielając się dopiero na Morzu Karaibskim.

Flota de Nueva España płynęła do Veracruz w Meksyku, a Flota de Tierra Firme do Portobello, Panama. Tam przywiezione z Europy ładunki były zastępowane przez złoto i srebro brane przez największe i najlepiej uzbrojone żaglowce; na pozostałe jednostki ładowano głównie produkty rolne. Floty ponownie łączyły się w Hawanie, po czym płynęły z Golfsztromem na północ. Po dojściu do szerokości na której leżała Hiszpania, zmieniano kurs na wschodni.

Za każdym razem obawiano się dwóch czynników: złej pogody oraz piratów. Aby uniknąć tego pierwszego, starano się opuścić Karaiby przed lipcem, kiedy to rozpoczynał się sezon huraganów. Jeśli nie zdążono w porę opuścić tego akwenu, statki czekały w Hawanie aż do przełomu października-listopada, kiedy to sezon kończył się. Tyle że wtedy wpadano na okres najgorszej pogody podczas przekraczania Atlantyku...

A co z piratami? Każda flota miała w swym składzie dwa ciężko uzbrojone galeony, idące na początku i końcu szyku. Pierwszy nosił nazwę Capitana, a drugi Almiranta. W praktyce tylko szaleniec spod znaku czarnej bandery mógł odważyć się na zaatakowanie tych statków.

W roku 1622 floty wyjątkowo wypłynęły z Hiszpanii oddzielnie. 23 marca ojczyznę opuściła Flota de Tierra Firme, na czele której płynęła „Santa Margarita”. Rolę Almiranty pełnił trzymasztowy galeon „Nuestra Señora de Atocha” (Matka Boska z Atochy. Atocha: wówczas miasto w pobliżu Madrytu, obecnie jego część). Galeon ten zbudowano zaledwie dwa lata wcześniej, w Hawanie. Miał długość 34 metrów, szerokość 10,30 i maksymalne zanurzenie 4,30. Określano go jako 550-tonowiec.

„Nuestra Señora de Atocha”


I kolejny obraz z tym statkiem. Nie jest pewne, czy żagle przyozdobione były malunkami



Po krótkim postoju na Dominice, flota przypłynęła 24 maja do Portobello. Ponieważ cenny ładunek powrotny – wysyłany karawanami mułów z Limy i Potosi - przybywał do portu niewielkimi partiami, minęły całe dwa miesiące, zanim ładownie statków wypełniły się w satysfakcjonujący sposób. A tymczasem sezon huraganów był coraz bliżej...

Wreszcie 22 lipca Flota de Tierra Firme rzuciła cumy i po drodze do Hawany – gdzie miała spotkać się z wracającą z Vera Cruz Flota de Nueva España – zawinęła do Cartageny des Indias, w dzisiejszej Kolumbii. Tam na „Nuestra Señora de Atocha” doładowano kolejną partię złota i srebra z niedawno założonych kopalni w Cartagenie i Santa Fe de Bogotá. Na wypadek próby abordażu, na galeonie zamustrowano dodatkowo 82 żołnierzy piechoty. Ich obecność spowodowała, że chęć popłynięcia na nim do Hiszpanii zgłosili pasażerowie przewożący ze sobą niekiedy prawdziwe skarby.

Flota de Tierra Firme przypłynęła do Hawany dopiero pod koniec sierpnia, czyli już po sezonie gwarantującym dobrą pogodę. Czekała tam na nią Flota de Tierra Firme. W niedzielę 4 września przy pięknej pogodzie, 28 statków wypłynęło z portu, kierując się na południowe krańce Florydy, znane obecnie jako łańcuch wysp Floryda Keys. Na końcu jako Almiranta płynęła „Nuestra Señora de Atocha”. A co miała w swych ładowniach? Znamy niestety tylko część oficjalnie przewożonych towarów:

20 brązowych dział
1.038 sztabek srebra o wadze 24 ton
18.000 pesos w srebrnych monetach
545 kg srebrnych wyrobów
125 sztab i dysków złota
582 sztab miedzi
350 skrzyń indygo
525 bel tytoniu

Złoty dysk z „Atochy”


Srebrne pesos



Ponadto należy doliczyć nieznaną ilość i wartość towarów i kruszców przemycanych dla uniknięcia płacenia w Hiszpanii cła, a także biżuterię, monety, złote i srebrne wyroby oraz kruszce bogatych pasażerów.

Wprawdzie w chwili wypłynięcia z Hawany sezon huraganów trwał już sześć tygodni, ale póki co morze było spokojne. Owe „póki co” trwało jednak zaledwie kilkanaście godzin. Już wieczorem zaczęły pojawiać się spore fale, a w nocy zaczął narastać północno-wschodni wiatr. Na galeonie odgłosy towarzyszące chorobie morskiej, przeplatały się ze słowami modlitw.

Przez cały poniedziałek flota przesuwała się pod naporem wiatru na zachód. Wiatr atakował najmocniej pięć ostatnich statków płynących na końcu długiego szyku. Były to galeony „Nuestra Señora de Atocha”, „Santa Margarita”, „Nuestra Señora del Rosario” oraz dwie mniejsze jednostki. Pod koniec dnia nadal spychane na zachód statki zaczęły zbliżać się do wysp Dry Tortugas. Zredukowane żagle zostały porwane w strzępy, podobnie jak olinowanie. Łamały się maszty oraz, co gorsze, także stery. Teraz rzeczywiście pozostały tylko modlitwy.
Bezwładnie unoszące się na wodzie statki zniosło w końcu na skały, położone o 35 mil na południowy zachód od Key West. Tam cała piątka poszła na dno.

Świadkiem zagłady „Nuestra Señora de Atocha” był kapitan Bernardino de Lugo, dowódca „Santa Margarity”. Jego statek został przeniesiony przez wielkie fale ponad rafami, które osadziły go na w miarę płytkim dnie. I wtedy kapitan zobaczył „Atochę”. Jego załoga rzuciła kotwice w nadziei powstrzymania statku przed wpadnięciem na rafy, ale wobec siły żywiołu nie było na to szans. Statek uderzył w skały łamiąc przy tym główny maszt, następnie fale przeniosły go przez rafę, po czym wgniotły galeon pod wodę.

Ostatnie chwile „Nuestra Señora de Atocha”
,

Pozostała część połączonej floty także nie uszła bezkarnie huraganowi, tracąc osiem kolejnych statków. Pozostałym udało się szczęśliwie dotrzeć bardziej na zachód, na spokojniejsze wody Zatoki Meksykańskiej.

Następnego dnia na miejscu tragedii pojawiła się łódź wysłana na rekonesans przez dowódcę floty, manewrując pomiędzy ogromną liczbą pływających szczątków. Oczom załogi ukazał się wystający ponad wodę kawałek trzeciego masztu „Nuestra Señora de Atocha”, z którego gorączkowo wymachiwała przywiązana do niego piątka ocalałych z hekatomby rozbitków. Na samej tylko „Atoche” śmierć poniosło 265 pasażerów, żołnierzy i marynarzy. Tym razem szczęście dopisało ludziom z najgłębszych społecznych nizin: życie zachowało trzech marynarzy oraz dwójka niewolników.

Gdy tylko wieść o zatonięciu statków – a zwłaszcza galeonu wiozącego znaczną część skarbów – dotarła do Hiszpanów, z miejsca ruszono do działania. „Atocha” została szybko zlokalizowana dzięki wystającemu na wodę masztowi, ale okazało się, iż leży aż na 17 metrach. Dzisiaj wzbudziłoby to prawdziwy zachwyt ze względu na łatwy dostęp do przewożonych skarbów, ale wówczas nie mający żadnego wyposażenia nurkowie byli efektywni tylko na czas, na który potrafili wstrzymać oddech. Ponieważ nie mieli najmniejszych szans na otworzenie ładowni, oznaczono jedynie miejsce na którym leżał wrak – maszt mógł przecież w końcu odłamać się i odpłynąć – po czym zabrano się za poszukiwanie pozostałych jednostek.

Odnaleziono jedynie leżącą na stosunkowo płytkiej wodzie „Nuestra Señora del Rosario”, wydobywając z niej co tylko było drogocennego. Wiedziano oczywiście, że prawdziwe skarby znajdują się na „Nuestra Señora de Atocha”, ale w tym przypadku trzeba było najpierw popłynąć do Hawany aby tam zaopatrzyć się w sprzęt, pozwalający na dotarcie do wnętrza ładowni.

Zanim jednakże powrócono nad wrak, akwen nawiedził kolejny potężny huragan, w rezultacie czego zarówno prowizoryczna boja jak i maszt po prostu zniknęły. Gdzie jest wrak?

Przez dziesięć następnych lat ekspedycja za ekspedycją wyruszały na poszukiwanie galeonu, ale nikomu nie udało się go odnaleźć. W roku 1626 trafiono jedynie na „Santa Margaritę” i prowadząc kilkuletnie prace, odzyskano większość znajdujących się na niej skarbów. Tyle że ich wartość nijak nie mogła się równać z tymi leżącymi wewnątrz „Atochy”...

Mijała lata, potem wieki i wreszcie zapomniano o złotym galeonie. Przez ten cały czas dokumenty dotyczącego statku przechowywano w Archiwum Indii w Sewilli.

Przewrót w nurkowaniu przyniósł dopiero Jacques-Ives Cousteau, który w okupowanej Francji opracował w roku 1942 aparat oddechowy, nazwany później z angielskiego SCUBA (Self-Contained Underwater Breathing Apparatus). Skrót ten wszedł szybko do języka angielskiego jako normalne słowo: „scuba diving” znaczy po polsku „nurkowanie z akwalungiem”.

Noszący takie aparaty płetwonurkowie odnieśli pierwszy sukces odnajdując wraki hiszpańskich statków z 1715 roku, leżące na dnie w pobliżu Vero Beach, Floryda. Przeprowadzona w 1960 operacja wzbudziła ogromne zainteresowanie u ludzi marzących o odkryciu leżących pod wodą skarbów. Zaczęto przeglądać stare zapiski i tak natrafiono na informacje o „Nuestra Señora de Atocha”.

Jednym z uczestników operacji z 1960 roku był Mel Fisher, który kilka lat lat później utworzył firmę Treasure Salvors (Ratujący Skarby) uznając, że warto popracować na własny rachunek. Za główny cel uznał znalezienie wraku „Atochy”, rozpoczynając poszukiwania z początkiem roku 1969.

Mel Fisher w koszulce z optymistycznym hasłem swojej firmy TODAY’S THE DAY (Dziś jest ten dzień)


W 1973 znaleziono na dnie morskim trzy sztaby srebra, których numery widniały w znajdującym się w Sewilli spisie ładunków „Atochy”! Dwa lata później natrafiono na leżące bardziej na wschód pięć dział, pochodzących z poszukiwanego statku. Wtedy to Fisher przeżył osobistą tragedię. Podczas przygotowań do podniesienia dział, 13 lipca 1975 roku jego najstarszy syn Dirk z żoną Angel oraz nurkiem Rickiem Gagem ponieśli śmierć w wyniku wywrócenia się łodzi, na której znajdowała się tłocząca im powietrze pompa.

ATOCHA TRAIL OF DEBRIS – czyli ścieżka wzdłuż której leżały szczątki statku


Działo z „Atochy”



W roku 1980 Mel Fisher odnalazł duży fragment wraku „Santa Margarity”, wydobywając z niego warte fortunę sztaby złota, biżuterię, srebrne monety, działa oraz mnóstwo innych artefaktów.

I wreszcie stało się! 20 lipca 1985 roku wrak „Atochy” znalazła grupa dowodzona przez Kane’a Fishera, syna Mela, który ze statku poszukiwawczego „Dauntless” natychmiast wysłał ojcu wiadomość: „Mapy na bok, znaleźliśmy wielki stos!” [szczątków wraku]. Tak jak to opisano 363 lata wcześniej, wrak leżał na 17 metrach. Cóż to znaczyło dla płetwonurków z akwalungami?

Miejsce znalezienia „Atochy”


Zaczęło się wielkie szaleństwo. Na powierzchni zaczęło pojawiać się złoto, srebro, szmaragdy, a do tego działa, przyrządy nawigacyjne, narzędzia, naczynia i wiele innych przedmiotów znakomicie uzupełniających wiedzę o życiu 17-wiecznych Hiszpanów. Ponieważ cena samych tylko monet oraz złotych dysków - których oczywiście nikt nie ważył się przetopić - była wielokrotnie wyższa od ceny zawartego w nich kruszcu, z grubsza oceniono wartość wydobytego skarbu na 400 milionów dolarów! W krótkim czasie koszty wieloletnich poszukiwań zwróciły się z ogromną nawiązką. Prawie z dnia na dzień Mel Fisher, jego rodzina oraz współfinansująca poszukiwania firma Armada Research Corp. zostali multimilionerami.



Co ważne, Fisher nie działał jak bezmyślny robot ukierunkowany tylko na zdobycie majątku. Zatrudnił grupę archeologów i konserwatorów z Duncanem Mathewsonem na czele, którzy dbali o właściwe metody wydobycia, składowania i natychmiastowej konserwacji każdego wydobytego przedmiotu.



Oczywiście Wuj Sam nie chciał przegapić okazji, powołując wspólników przed sąd i domagając się 100 milionów, czyli 25 procent. Faktem jest, że owi wspólnicy (Treasuer Salvors i Armada Research) uzyskali od władz Florydy prawo do poszukiwań i skarbu w zamian za owe 25 procent, tyle że umowa mówiła o wraku leżącym na wodach terytorialnych Stanów Zjednoczonych, które w owym czasie miały zasięg zaledwie 3 mil morskich. Tymczasem „Nuestra Señora de Atocha” leżała 4 mile od brzegu!!!
Rząd nie chciał tak łatwo odpuścić darmowego szmalu i zaproponował sądowi, żeby ten zastosował prawo brytyjskie, przyznającego Koronie wszystko to co zostało porzucone na morzu, a następnie odnalezione przez brytyjskich obywateli. Przywołano przykład jednego ze stanów, który we wczesnym stadium istnienia Stanów Zjednoczonych takie prawo zastosował. Tyle że powodów stać już było na najlepszych adwokatów... Przyznali oni, że taki fakt miał raz miejsce, ale od tego czasu to się już nigdy nie powtórzyło. Ponadto żaden z amerykańskich rządów nie ujął tego prawa w formie pisemnej, co pozwala nie brać go pod uwagę. I tak Wuj Sam wyszedł z budynku sądu z nosem na kwintę, bez najmniejszego nawet kawałka złota z „Atochy” w kieszeni.

Triumfator


Fisher założył w Key West Mel Fisher Maritime Museum, gdzie można obejrzeć sporo prawdziwych skarbów z „Atochy”. Rocznie miejsce to odwiedza 200 tysięcy ludzi!

Mel Fisher Maritime Museum, przed nim działa z „Atochy”


Przykładowe eksponaty muzeum
, ,

Złoty pierścień z wielkim szmaragdem


Sztaby srebra


Sztabki złota



Zdecydowanie najwięcej zdjęć robią zwiedzający przy przezroczystym pojemniku ze sztabką złota, którą można wziąć do ręki. Niestety konstrukcja pojemnika uniemożliwia wyjęcie owej sztabki...

,

Oczywiście większość skarbów przeznaczona została na sprzedaż. Skarby są oferowane w stosunkowo niewielkich partiach, co pozwala na utrzymanie wysokich cen.

Pięknie zdobioną złotą łyżkę sprzedano za 180.000 dolarów


Mel Fisher zmarł w roku 1998, a jego główna spadkobierczyni czyli żona, odeszła dziewięć lat później, zostawiając olbrzymi majątek oraz muzeum „non-profit” – czyli nie nastawione na zysk - czwórce dzieci.

Model słynnego galeonu w muzeum Fishera


Post zmieniony (03-05-20 11:51)

 Odpowiedz na tę wiadomość  |  Tematy/Start  |  Wyświetlaj płasko   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 

 Tematy Autor Odsłon Data
 TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)  nowe
Akra 104705 29-08-16 07:57
 Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)  nowe
Ryszard 1286 29-08-16 09:45
 Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)  nowe
Akra 963 29-08-16 10:23
 Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)  nowe
Akra 1417 05-09-16 07:58
 Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)  nowe
Borowy 842 05-09-16 15:47
 Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)  nowe
Kalafior 3141 07-09-16 21:53
 Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)  nowe
Akra 830 14-09-16 00:15
 Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)  nowe
Akra 1148 14-09-16 00:21
 Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)  nowe
Akra 1210 14-09-16 10:17
 Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)  nowe
krzycho 802 14-09-16 08:49

 Działy  |  Chcesz sie zalogowac? Zarejestruj się 
 Logowanie
Wpisz Login:
Wpisz Hasło:
Pamiętaj:
   
 Zapomniałeś swoje hasło?
Wpisz swój adres e-mail lub login, a nowe hasło zostanie wysłane na adres e-mail zapisany w Twoim profilu.


© konradus 2001-2024