KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 74 z 80Strony:  <=  <-  72  73  74  75  76  ->  => 
07-01-22 12:53  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
yak   

Ja czytając książkę siedzę przy kompie. Ilustracje oglądam w kolorze i w większej liczbie. Porównuję i np. opowieść o cyrku i słonicach ma w książce epilog/nekrolog z 2021 r. w porównaniu do historii z "opowieści(...)" gdzie dociągnięta była do 2018 r. Na wyłapywaniu takich różnic tracę czas :-)

 
07-01-22 14:32  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Jak już pisałem, wydawnictwo wolało więcej opowieści z mniejsza liczbą zdjęć, niż opowieści dużo mniej, za to bogaciej ilustrowanych. Na Konradusie mogę szaleć ze zdjęciami, bo w przeciwieństwie do książki nie ma tu ograniczeń ilościowych. Dlaczego wszystkie zdjęcia są tylko czarno-białe, nie wiem. Widać wydawnictwo przyjęło taki styl.

Być może zauważyliście, że niektóre opowieści zawarte w książce są krótsze od "konradusowych". Chodziło tu o to, żeby miały one mniej więcej podobną objętość, bez jednej czy dwóch dominujących kobył. Trochę się nauczyłem o wydawaniu książek, bo do tej pory nie miałem pojęcia jak bardzo to jest skomplikowane: poza mną nad książką pracowało jeszcze kilka osób, i co chwila stawialiśmy sobie kolejne zadania. Opowieści na Konradusie mają swój własny, "netowy" styl, nie do przyjęcia w książce, którą może przeczytać i zrozumieć każdy, nawet nie mający pojęcia o sprawach morskich.

 
12-01-22 15:36  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 565
cz.2

WOJENNE LOSY LINIOWCÓW ELDER DEMPSTER LINES

Fatalny koniec „Abosso” nie powstrzymał armatora od nadania identycznej nazwy liniowcowi zwodowanemu 19 czerwca 1935, który 16 października tegoż roku rozpoczął dziewiczą podróż z Liverpoolu do Lagosu, Nigeria. Mająca 11.330 GRT i mierząca 140,5 metra jednostka była największą we flocie Elder Dempster. Przez następne lata statek pływał na linii do Lagos, mogąc na trzech pokładach zabrać 250 pasażerów pierwszej klasy, 74 drugiej, i 332 trzeciej. Umieszczone na dziobie chłodzone ładownie przewoziły głównie mięso, masło, ryby oraz owoce. Statek mógł rozwinąć 14,5 węzła, co nie było w tych latach specjalnym powodem do dumy.

„Abosso”, druga jednostka o tej nazwie


Gdy nadeszła wojna, na liniowcu zainstalowano działo 102 mm plus dwa 2 x 20 mm i osiem karabinów maszynowych, mające stanowić obronę przed atakiem niemieckiego rajdera. Było to typowe uzbrojenie brytyjskich cywilnych jednostek. Wprawdzie teoretycznie statek miał wozić głównie żołnierzy, ale w przypadku braku takowych, armator miał zezwolenie na pływanie na zwykłej linii do Lagosu, wożąc w obie strony także cywilów. Nigeria była ważną kolonią, i dlatego nigdy nie narzekano na brak pasażerów. Załoga liczyła 182 osób, plus 20 artylerzystów.

24 maja 1941 roku statek zaatakował niemiecki bombowiec Condor (Focke-Wulf Fw 200), ale skończyło się tylko na zainkasowaniu kilkunastu odłamków z niecelnej bomby. No cóż, gdyby zamiast nieruchawego czterosilnikowego bombowca nadleciał jakiś lżejszy, mogący zrzucić bomby z mniejszej wysokości, być może na tym skończylibyśmy opisywanie historii „Abosso”…

W październiku 1942 roku statek popłynął dużo bardziej na południe niż zwykle, meldując się w Kapsztadzie, Afryka Południowa.

Zostawiając na chwilę „Abosso” samemu sobie, nie bez powodu poznajmy brytyjski okręt podwodny „Varne”. Była to jednostka udanego typu „U” doskonale znanego Polskiej Marynarce Wojennej, ponieważ dwa takie okręty służyły na Morzu Śródziemnym jako „Dzik” i „Sokół”.

ORP „Dzik”


„Varne” nie wszedł jednak w skład Royal Navy, ponieważ na prośbę Holendrów zdecydowano o przekazaniu im jednostki, mającej zmienić nazwę na „Haai”. Załogę mieli stanowić marynarze służący do tej pory na trzech przestarzałych holenderskich okrętach podwodnych KIX, KX i KXII. Po zdobyciu Indii Holenderskich przez Japończyków, zdołały one przedostać się do Australii, ale uznano je tam za niezdatne do walki.

Marynarzy należało zatem przerzucić z Australii do Wielkiej Brytanii. Zebrano ich 33. Wprawdzie na Wyspie Ostatniej Nadziei znajdowali się już holenderscy podwodniacy, ale wyznaczono już ich do obsadzenia znajdującego się w trakcie wyposażania okrętu – także typu U – P47, który ostatecznie wszedł do służby 7 listopada 1942 roku jako „Dolfijn”.

Holendrzy wyruszyli z Australii do Kapsztadu na liniowcu „Westernland”, który dotarł tam 4 października 1942 roku. Tam nastąpiła przesiadka na „Abosso”, który cztery dni później wypłynął w samotny rejs do Liverpoolu. Nie byłaby to dziwna decyzja w przypadku statku idącego w granicach 20 węzłów albo i więcej, ale robiąca raptem 14,5 węzła jednostka mogła liczyć jedynie na szczęście. Niska szybkość w praktyce wymuszała unikanie zygzakowania, ponieważ jego zastosowanie wydłużyłoby podróż ponad wszelką miarę. Dowodzący holenderskimi marynarzami Luitenant ter zee der 1ste klasse (komandor podporucznik) Henry Christophe John Coumou jeszcze przed wyjściem z portu zgłaszał swoje zastrzeżenia co do solowej podróży, ale nikt nie chciał wysłuchać jego argumentów.

„Abosso” zabrał 210 pasażerów, w tym:
- 4 marynarzy z Royal Navy
- 40 świeżo wyszkolonych w Rodezji pilotów Royal Air Force
- 18 osób określonych w dokumentach jako „stały personel wojskowy na statku”. Prawdopodobnie chodziło o artylerzystów
- 44 internowanych Niemców
- 33 marynarzy Królewskiej Holenderskiej Marynarki Wojennej
- 51 holenderskich poborowych
- 3 urzędników
- 17 cywilów, w tym 10 kobiet i dzieci
Powyższe dane są zgodne z oficjalnym zestawieniem, sporządzonym przez odpowiedzialnego oficera Royal Navy w Kapsztadzie, i różnią się niekiedy w szczegółach od podawanych przez inne źródła, także przez autora oficjalnej historii armatora (książka „Elder Dempster Fleet History”). Na czele 182-osobowej załogi stał 54-letni kapitan Reginald Tate. W ładowniach złożono 400 worków z pocztą oraz 3500 ton ładunku, z czego 3000 stanowiła wełna.

*

Dowodzony przez kapitana Günthera Heydemanna U-575 od 16 września znajdował się na szóstym już, wciąż pod tym samym dowódcą, patrolu. Okręty który wszedł do walki 2 października 1941 roku, po roku aktywności miał na koncie jeden holenderski, dwa amerykańskie i cztery brytyjskie statki, łącznie 19.717 ton, z tym że dwie ostatnie jednostki były niewielkimi żaglowcami mającymi raptem 69 i 75 ton.
Wieczorem 29 października U-Boot napotkał na swej drodze samotnego „Abosso”.

*

Jednostki znajdowały się nieco ponad 1000 kilometrów na północ od Azorów. Pomimo lekkiej mgły, Heydemann wystrzelił cztery torpedy, z których druga doszła celu. Można znaleźć także informacje o wystrzeleniu jedynie dwóch torped, i to w kilkunastominutowym (!) odstępie, ale kolejne wydarzenia czynią pierwszą wersję zdecydowanie bardziej wiarygodną.

Wybuch po lewej burcie za mostkiem wyrwał kawał poszycia na wysokości maszynowni. Światła pogasły, a wdzierające się do kadłuba masy wody zaczęły go powoli przechylać.

Zgodnie z przedwojennymi jeszcze przepisami, statek miał 12 szalup, do których w latach wojny dołożono jeszcze sporo tratew.

Rozmieszczenie szalup na „Abosso”


Pomimo przechyłu, udało się zwodować nawet szalupy z prawej burty, wychodzącej coraz bardziej z wody. Jako pierwsza zaczęła schodzić na wodę łódź numer 3, w której większość rozbitków stanowili holenderscy podwodniacy, aczkolwiek bez swego dowódcy. Niestety liny na których była opuszczana puściły, i szalupa gwałtownie szarpnęła się wzdłuż osi, wyrzucając wszystkich do wody. Łódź numer 5 łagodnie osiadła na wodzie, a po kilku minutach podjęła kilku Holendrów z pechowej „trójki”. Szalupa numer 9 była wyposażona w silnik, toteż jej obsada z miejsca zaczęła wyławiać znajdujących się w wodzie rozbitków.

W tym czasie załodze kapitana Tate – który wciąż nie tracił nadziei na uratowanie statku – uruchomiła awaryjny agregat, dzięki czemu na statku ponownie zabłysło światło. Tym samym, niestety, „Abosso” okazał się doskonale widoczny, nawet w gęstniejącej mgle. Heydeman odpalił torpedę z rufowej wyrzutni. No cóż, gdyby wcześniej poszły tylko dwie torpedy a nie cztery, obracanie okrętu o 180 stopni nie miałoby przecież sensu.

O 22:28 torpeda trafiła ponownie w lewą burtę, tym razem przed mostkiem, i po 37 minutach „Abosso” poszedł dziobem pod wodę. U-575 wynurzył się, włączając szperacz. W jego świetle naliczono 10 szalup, niektóre pływające dnem do góry, oraz kilkanaście tratew. Ciekawe, że niemiecki kapitan zrezygnował z dowiedzenia się od rozbitków co zatopił, tłumacząc to później „słabą widocznością”. Dziwne. Co mu naprawdę stanęło na przeszkodzie, aby zbliżyć się do rozbitków?

Od tej pory przebieg wydarzeń znamy jedynie z zeznań obsady szalupy numer 5, jedynej, której pasażerowie przeżyli. 30 października o 1:30 „piątka” straciła kontakt wzrokowy z innymi rozbitkami i to już nie zmieniło się. Pomimo przecieków, szalupa dotrwała do południa następnego dnia, kiedy to na jej drodze pojawił się konwój KMS-2, płynący z Anglii na Morze Śródziemne, z zaopatrzeniem dla wojsk mających wkrótce lądować w Afryce Północnej (Operacja Torch).

Ku szalupie ruszył okręt eskorty, slup „Bideford”. Zatrzymywanie się jednostek eskorty dla ratowania jakichkolwiek rozbitków było surowo zabronione – a to ze względu na bardzo prawdopodobną obecność U-Bootów – ale tym razem sama Admiralicja wyraziła na to zgodę.

„Bideford”


Okręt podjął z szalupy 31 rozbitków, jedynych, którzy przeżyli zatopienie „Abosso”, i po trzech dniach wysadził ich na ląd w Gibraltarze. Zastanawiające, że brak jest jakichkolwiek informacji o poszukiwaniu pozostałych rozbitków zważywszy, że startujący z Irlandii samolot miałby do znanego przecież miejsca zatonięcia raptem około 1000 kilometrów. W tym czasie nie było tam sztormowej pogody, co pozwalało przyjąć, że rozbitkowie wciąż żyją, i czekają na ratunek. Wygląda na to, że również Admiralicja nie wysłała żadnego ze stacjonujących w Gibraltarze szybkich okrętów! Intrygujące.

Wśród piątki ocalałych Holendrów znajdował się kapitan Coumou. Ze względu na brak załogi musiał pożegnać się z myślą o dowodzeniu nowoczesnym – wreszcie! – okrętem podwodnym. „Haai” zmienił nazwę na „Ula”, podnosząc norweską banderę.

Niedoszły holenderski „Haai”, tu jako norweski „Ula” wchodzi do Rotterdamu, rok 1947. Po prawej widać dwa holenderskie okręty z numerami O27 i 021. Po niemieckiej inwazji niewykończony jeszcze 027 został przejęty przez Niemców, służąc w Kriegsmarine jako UD-5. 29 października 10942 okręt ten odniósł swój jedyny wojenny sukces, zatapiając brytyjski parowiec „Primrose Hill”. Zaraz po wojnie miał być zatopiony, tak jak mnóstwo U-Bootów, w ramach Operacji Deadlight, ale szczęśliwie rozpoznano go jako własność Holandii. Jako O27, okręt wrócił pod ojczystą banderę 13 lipca 1945 roku.
Stojący po jego lewej burcie O21, którego wyposażenie wciąż nie było ukończone, natychmiast po niemieckiej inwazji na Holandię uciekł do Anglii. Tam dokończono stoczniowe prace, i obsadzono holenderską załogą. Największym sukcesem okrętu było zatopienie 28 listopada U-95



Aż do końca wojny Coumou musiał zadowolić się mało ambitnym zadaniem dowodzenia dwoma niewielkimi, mającymi raptem 38 metrów długości trałowcami: najpierw był to „Wieringen”, a później – już do końca wojny – „IJsselmonde”. Na takich skromnych okręcikach trudno było o awans, i dlatego kapitan aż do końca wojny nie awansował ani o stopień, pozostając przy Luitenant ter zee der 1ste klasse.

Pechowy kapitan Henry Christophe John Coumou…


…i jeden z jego dwóch bliźniaczych trałowców



A jakie były losy U-575? W styczniu 1943 roku zatopił on amerykański statek ”City of Flint”, którego losy przedstawiła Opowieść 103 (NIEZWYKŁA ODYSEJA), ale kolejna ofiara trafiła się dopiero 14 miesięcy później, już pod innym dowódcą. W trakcie ataku na konwój zatopiono wówczas brytyjską korwetę „Asphodel”. Brawurowy wyczyn nie uszedł Niemcom na sucho. Zaledwie cztery dni później, U-Boot został zatopiony przez bomby głębinowe i artylerię kanadyjskiej fregaty „Prince Rupert” oraz dwóch amerykańskich niszczycieli „Hobson” i „Haverfield”. Swoje dołożyła także załoga Avengera z lotniskowca „Bogue” oraz brytyjski Wellington. Siła złego na jednego.

Zdjęcie z Wellingtona pokazuje początek końca U-575


Na zakończenie dodajmy, że w latach pierwszej i drugiej wojny Elder Dempster stracił aż 32 (!) statki, co kosztowało życie 811 ludzi.

--

Post zmieniony (13-01-22 11:00)

 
13-01-22 17:08  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Nie chcąc milczeć tak długo jak ostatnio, już dziś zacząłem pisanie Opowieści 566 pod tytułem ZBYT WOLNY, PRZESTARZAŁY, TAK NAPRAWDĘ NIEPOTRZEBNY…, bazujący głównie na JAPOŃSKICH źródłach. Mnóstwo stron z "krzaczkami" bardzo sprawnie przełożył mi wujek Google na angielski, i dlatego "zaczołem" pisanie :-)

 
23-03-22 13:48  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Andrzej Pietrachow 

 

Jeszcze taka drobna uwaga do opowieści 563:
"uspokojony tym komodor konwoju zrezygnował z zygzakowania (!), a ponadto zmniejszył szybkość z 12 do węzłów."
Zabrakło liczby do ilu węzłów.

Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki za kolejny tom!

--
Andrzej Pietrachowicz
Viator, to iest: Pielgrzym

 
23-03-22 16:09  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Ajwaj, już poprawiam! Zmniejszył szybkość z 15 do 12 węzłów

 
23-07-23 14:41  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Dłuuuugo mnie tu nie było, ale nie leniuchowałem przez ten czas. Uporządkowałem i opisałem TYSIĄCE zdjęć tworząc z nich rodzinną kronikę, rozpoczynającą się w XIX wieku. Ileż ja forsy przepuściłem na robienie dobitek mnóstwa zdjęć gnijących do tej pory w kilku komputerach…



Jednocześnie wraz z trzema kuzynkami przez wiele miesięcy niewiarygodnie żmudnie odtwarzaliśmy nasze drzewo genealogiczne. Udało się zebrać aż siedem pokoleń. Moi przodkowie Kraśniccy żyli na dzisiejszym Podlasiu, i byli wyznania prawosławnego. Niestety podczas rewolucji październikowej ksiądz (uwaga: nazwa POP jest obelżywa, coś jak nasz KLECHA!) uciekł przed „czerwonymi”, ale najpierw spalił wszystkie księgi. Dlaczego????

Tak czy owak, jak widzicie, co nieco udało się ustalić. Ja jestem w piątym pokoleniu od góry. Pierwsza z lewej to moja żona, a drugi z lewej to JA.



I teraz, kiedy już uporządkowałem rodzinne sprawy, nadszedł czas na cos, o czym już z pewnością zapomnieliście :-) VOILA!


Opowieść 566

ZBYT WOLNE, ZBYT PRZESTARZAŁE, TAK NAPRAWDĘ TO JUŻ NIEPOTRZEBNE…

Japoński „Fusō” był pierwszym z bliźniaczych pancerników – drugim był „Yamashiro” - zbudowanych w latach Wielkiej Wojny (1914-1918). Ciekawa jest etymologia nazwy okrętu, mającej korzenie w języku chińskim. W starożytnej literaturze przewijało się tam słowo „fusang” (Fú Sāng), oznaczające między innymi mityczny kraj leżący na wschód od Chin. Japońska wymowa „fusang” to „fusō” (czytaj mniej więcej: „fso”), i termin taki przyjęto później na Wyspach za poetycką nazwę Japonii.

„Fusō” był także pierwszym super-drednotem (czyli pancernikiem silniejszym niż klasyczny drednot), w całości zaprojektowanym w Japonii. Poznajmy najważniejsze opisujące go liczby:
- wyporność bojowa 36.500 ton, co w chwili wodowania czyniło go największym okrętem świata
- długość 202,7 m
- szerokość 28,7 m
- szybkość 23 węzły. Dwie brytyjskiej produkcji parowe turbiny poruszane były dzięki spalaniu w japońskich kotłach mieszanki węgla i oleju napędowego.
Artyleria
- 12 x 356 mm (sześć podwójnych wież)
- 16 x 157 mm
- 6 wyrzutni torpedowych, po trzy na każdej burcie
Dzisiaj rzuca się w oczy brak artylerii przeciwlotniczej, ale też i w tamtych latach nie spodziewano się, aby potężnemu okrętowi mogły zaszkodzić jakieś tam prymitywne samoloty. Okręt zwodowano w marcu 1914, a oddano do służby 8 listopada 1915 roku. I pomyśleć tylko, że ówczesnym wrogiem Japonii były Niemcy, a aliantami Brytyjczycy…

2.3.1914 – wodowanie „Fusō”


Okręt idzie na próbach całą naprzód, 24 sierpnia 1915


Napis mylnie informuje, że są to działa głównej artylerii „Yamashiro”. W rzeczywistości zdjęcie wykonano na „Fusō”



Pancernik nie popłynął jednakże na europejskie wody aby zetrzeć się z flotą kajzera, pozostając przy nudnym, nie wiadomo po co mu wyznaczonym, patrolowaniu chińskich wód. Jedynym godnym odnotowania wydarzeniem następnych lat był udział okrętu w ratowniczej akcji po wielkim trzęsieniu ziemi w regionie Kantō 1 września 1923 roku. Było to gigantyczne trzęsienie, które zrujnowało między innymi Tokio i Jokohamę, przynosząc śmierć dziesiątkom tysięcy ludzi: pojawiały się nawet (niesprawdzone) informacje o ponad stu tysiącach ofiar!

2 września okręt opuścił bazę w Kure zawijając do Sasebo po prowiant i środki medyczne, i już następnego dnia zameldował się w Zatoce Tokijskiej. Wyokrętował tam 41 kadetów Akademii Morskiej, aby włączyli się do bezpośredniego niesienia pomocy. Pancernik stał tam aż do 22 września przekazując na ląd także część swojego prowiantu i lekarstw, a jego personel medyczny działał aktywnie na lądzie.

Na redzie Jokohamy, rok 1928. Widoczny dobudowany okap na pierwszym kominie, mający chronić przede dymem ludzi pracujących na platformach pierwszego masztu


Kolejne lata mijały bez żadnych godnych odnotowania wydarzeń, a jedyne o czym wypada wspomnieć to kolejne przebudowy mające unowocześnić okręt i wzmocnić jego siłę, głównie ciągłym dodawaniem kolejnych dział przeciwlotniczych. Pomiędzy kwietniem 1930 a majem 1933 okręt stał na doku w Kure, przechodząc poważną modernizację, mającą także na celu podniesienie mizernej, coraz bardziej nie pasującej do zmieniających się wymogu czasów szybkości.

28.4.1933. Przebudowa w Kure. Widać już charakterystyczną, bardzo rozbudowaną w górę nadbudówkę


Zdecydowano o wymianie wielkim kosztem maszyn napędowych. Wstawiono nowe kotły i turbiny, wszystko rodzimej produkcji, zastępując mieszkankę węglowo-olejową samym olejem. Z nadzieją czekano na test, mający potwierdzić słuszność nowej koncepcji.

No cóż, wprawdzie maszynownia wyglądała obecnie zupełnie inaczej, ale na próbach, w pełni załadowany okręt osiągnął 24,682 węzła. Zaledwie o półtora więcej niż przed wymianą maszyn!

Kolejne modernizacje przeprowadzono pomiędzy wrześniem 1934 a lutym 1935. Pomimo szeroko zakrojonej modernizacji nie usunięto najważniejszych – poza mizerną szybkością – bolączek. Nadal salwom artylerii głównej towarzyszył utrudniający celowanie ogromny blask. Podmuch powodował uszkodzenia nadbudówek, a na dodatek potwierdziło się, że opancerzenie burt, pokładu, oraz górnych płaszczyzn wież ciężkiej artylerii jest dalekie od współczesnych standardów. Częściowo zapobieżono temu dobudowując na linii wodnej bąble przeciwtorpedowe, oraz nieco wzmacniając opancerzenie pokładu. Na tym poprzestano, ponieważ dodawanie kolejnych warstw grubej stali znacznie zredukowałyby i tak już mocno niewystarczającą szybkość.

Jedną z nielicznych rzeczy która się udała, było zwiększenie kąta podniesienia luf 356 mm z 30 do 43 stopni, co zwiększyło ich zasięg z 27,8 km do 32,42 km.

Okręt z całkowicie już zmienioną sylwetką. Zniknęły także leżące wcześnie na burtach charakterystyczne wytyki do wywieszania sieci przeciwtorpedowych


Próba szybkości


20.4.1941. Interesujące zdjęcia „Fusō” z 20.4.1941, kiedy to w Kure przeprowadzono test na stateczność, zalewając część lewych balastów

,

*

Czas przedstawić, tym razem bardzo zwięźle, drugiego bliźniaka, czyli „Yamashiro” (przybliżona wymowa „Jamasiro”, z tym że „s” i „i” wymawiamy osobno, a nie jako polskie miękkie ”si” jak np. w słowie „kosi”). Tym razem nazwa zgodna była z generalną zasadą, iż pancerniki noszą nazwy dawnych prowincji. Terytorium Yamashiro było niewielkie, a w jego dawnym centrum leży obecnie Kioto.

Podobnie jak nieco starszy brat, także i ten pancernik patrolował chińskie wody, i również przyszedł z pomocą po wielkim trzęsieniu ziemi. Okręt przechodził także podobne modernizacje, które również nie usunęły największej bolączki czyli kiepskiej szybkości – na próbach po wymianie maszyn, „Yamashiro” osiągnął tylko marne 24,7 węzła.

9 maja 1917, przy nabrzeżu stoczniowym przeprowadzane są próby rozstawiania sieci przeciwtorpedowych


Próby szybkości


Dziobowe działa pancernika. Na zdjęciu wiceadmirał Sankichi Takahashi, dowodzący okrętem w latach 1924-1925


1930. Kotwicowisko w Kobe. „Yamashiro”, a za nim lotniskowiec „Kaga”


Rok 1938, po przebudowie. Na pierwszym planie „Yamashiro” za nim „Fusō” (widać różnicę w kształcie tylnej części nadbudówki), w tle krążownik liniowy „Haruna”, w 1940 przeklasyfikowany na pancernik


Próba szybkości


*

Japońska widokówka



Żaden z bliźniaków nie tylko że nie odegrał większej roli do jesieni 1944 roku, ale nawet nie miał okazji wypróbować w boju głównej artylerii. Powodem ich niewykorzystywania w pierwszej linii była przede wszystkim niska prędkość, i dlatego używano ich głównie do celów szkoleniowych. Okręty nie mogły się równać do czterech pancerników typu Kongō (Kongō, Haruna, Hiei i Kirishima), mogących rozwinąć 30 węzłów. Podsumujmy teraz ciekawsze wydarzenia dotyczące naszej pary od wybuchu wojny, do drugiej połowy 1944 roku. Bardzo niewiele tego było.

„FUSŌ”

8 czerwca 1943.
Kotwicowisko Hashirajima, leżące ponad 30 km na południe od bazy w Kure. Pancernik „Mutsu”, stojący na prawo od dziobu „Fusō” eksploduje (wydarzenie szczegółowo opisane w Opowieści 289, „Pancernik, który przez 19 miesięcy wojny wystrzelił tylko cztery pociski. Przeciwlotnicze”). Pospiesznie opuszczone z „Fusō” szalupy ruszyły na pomoc rozbitkom. Pokrytych gęstym olejem mężczyzn sprowadzono pod pokład, oczyszczono pod gorącym prysznicem, dano czyste ubrania i… spore ilości ryżowego wina. Dopiero 15 sierpnia rozbitków przekazano na „Nagato”.
Przez kolejne miesiące „Fusō” służył jako kwatera główna prowadzących akcję wydobywania wraku, a także miejsce działania komisji wyjaśniającej przyczynę eksplozji.

„YAMASHIRO”

5 listopada 1943.
Nakierowany przez wywiad amerykański okręt podwodny „Halibut”, napotkał w pobliżu cieśniny Bunga cztery japońskie trałowce poszukujące min, mogących zagrozić idącymi za nimi lotniskowcowi „Junyo”, oraz pancernikom „Yamashiro” i „Ise”. „Halibut” odpalił sześć torped, z których jedna trafiła w rufę lotniskowca, uszkadzając ster. Amerykański okręt obrócił się potem rufą do celu i wystrzelił w kierunku „Junyo” kolejne dwie torpedy. Pierwsza była równie niecelna jak pięć z pierwszej salwy, natomiast druga trafiła w „Yamashiro”, i… nie eksplodowała.

Dodajmy jeszcze, że po utracie w czerwcu aż czterech lotniskowców w bitwie pod Midway, Japończycy rozpoczęli prace projektowe nad przebudowaniem „Fusō” i „Yamashiro” na pancerniko-lotniskowce. W czerwcu 1943 rozpoczęto pierwsze prace stoczniowe ale szybko je zarzucono, decydując się jedynie na przebudowę pancerników „Hyūga” i „Ise”.

*

Przez cały okres wojny na Pacyfiku Japończycy marzyli o pojedynczej, decydującej o wszystkim, bitwie morskiej. Teoretycznie szansa taka pokazała się w październiku 1944 roku, kiedy to przeciwnik zdobył filipińską wyspę Leyte. Tokio zdecydowało o posłaniu w bój prawie całej floty licząc na to, że Amerykanie postąpią podobnie, a wtedy potężna armada z olbrzymimi „Yamato” i „Musahi” na czele najpierw rozbije siły inwazyjne, a potem skutecznie zajmie się US Navy.

Ponieważ niniejsza Opowieść mówi tylko o losach „Fusō” i „Yamashiro”, jedynie skrótowo przedstawimy siły obu stron.

Japonia wystawiła między innymi pancerniki „Yamato”, „Musashi”, „Kongō”, „Haruna”, „Nagato”, „Fusō” i „Yamashiro”, pancerniko-lotniskowce „Ise” i „Hyūga” i cztery lotniskowce. Te ostatnie, praktycznie bez samolotów, miały posłużyć jedynie za przynętę odciągającą z pola głównej bitwy amerykańskie lotnictwo pokładowe. Do tego liczne krążowniki i niszczyciele, ale zdecydowanie zbyt mała liczba samolotów.

Siła ta miała jakoby rozbić Amerykanów, którzy mieli do dyspozycji aż 34 lotniskowce, 12 pancerników plus wielką liczbę krążowników i jeszcze większą niszczycieli, a dodatkowo na deser kutry torpedowe i okręty podwodne. Siły lotnicze przewyższały wroga mniej więcej czterokrotnie, mając w dodatku dużo lepsze samoloty. Wobec takiej nierównowagi sił prawdziwym cudem byłoby, gdyby Japończycy zrealizowali swój plan całkowitego zniszczenia wroga.

*

„Yamashiro” z wiceadmirałem Shōji Nishimurą był okrętem flagowym Zespołu Południowego, składającego się z:
- dwóch pancerników „Yamashiro” i „Fusō”
- ciężkiego krążownika „Mogami”
- czterech niszczycieli, wśród nich sławnego swymi wyczynami „Shigure”. Pozostałe okręty tego typu to „Michishio”, „Yamagumo” i „Asagumo”.
I to wszystko.

Wiceadmirał Shōji Nishimura dowodził z pokładu „Yamashiro”


Załoga „Fusō” liczyła aż 1300 osób – dużo więcej niż zwykle – a powodem tego była mocno zwiększona liczba działek przeciwlotniczych. Bez wątpienia identycznie było na „Yamashiro”, bowiem od dawna wszyscy wiedzieli, iż największym zagrożeniem jest wrogie lotnictwo. Jak się wkrótce okaże, nie zawsze tak było…

Na mapie widzimy m.in. wyspę Leyte oraz Cieśninę Surigao (Surigao Strait). Od lewego dolnego rogu idą na północny zachód, a następnie na północ okręty Nishimury. Dwa zapisy dotyczą jego okrętów:
- 2 battleships 1 destroyer (pancerniki – „Yamashiro” i „Fusō” i niszczyciel „Shigure”)
- 1 cruiser 3 destroyers (krążownik „Mogami” i niszczyciele „Michishio”, „Asagumo” i „Yamagumo”)
Pokazane dodatkowo w lewym dolnym rogu „3 cruisers 4 destroyers” dowodzone przez wiceadmirała Shimę, nie należące do Zespołu Południowego



Owe siedem okrętów Nishimury miało się zmierzyć z niewiarygodnie silniejszym przeciwnikiem, mającym:
- sześć pancerników: „West Virginia”, „Maryland”, „California”, „Tennessee”, „Mississippi” i „Pennsylvania”. Przestarzałe, fakt, ale jednak nie tak jak pancerniki japońskie.
- do tego ciężkie krążowniki i niszczyciele, oraz kutry torpedowe. I samoloty.

Z taką dysproporcją sił jasne było, że Nishimura może jedynie „na dnie z honorem lec”…

*

24 PAŹDZIERNIKA.

9:18 Japoński zespół w drodze do Zatoki Leyte poprzez Cieśninę Surigao został zaatakowany przez 28 bombowców nurkujących Helldiver, oraz myśliwców Hellcat z „Enterprise” i „Franklina”. Prowadzący formację „Yamashiro” uniknął bezpośredniego trafienia, ale jedna z bomb wybuchła tak blisko, że rozerwała na dużej powierzchni prawy bąbel przeciwtorpedowy, powodując pięciostopniowy przechył. Wyrównano go szybko, zatapiając odpowiedni przedział po drugiej stronie. Ponadto pociski z samolotów zniszczyły jeden z radarów, i zabiły dwudziestu marynarzy.

„Fusō” zanotował bezpośrednie trafienie 500-funtową bombą która trafiła w rufę okrętu i wybuchła w mesie, wywołując przy tym trwający godzinę pożar złożonej przy katapulcie (!) lotniczej benzyny. Płomienie zniszczyły dwa zwiadowcze wodnosamoloty. Niejako przy okazji w ogniu wybuchły wiszące pod nimi bomby głębinowe dziurawiąc rufowe poszycie burtowe, ale szczęśliwie dla Japończyków, ponad linią wodną. Wybuch spowodował także niewielkie uszkodzenia w pomieszczeniu steru i pobliskich magazynach. Po ugaszeniu pożaru doliczono się dziesięciu śmiertelnych ofiar. Dodajmy, że w tym samym ataku trafiony został bombą w przednią wieżę działową słynny niszczyciel „Shigure”. Zginęło sześciu ludzi, a pięciu zostało rannych. Żyrokompas, radio i urządzenia sterowe zostały rozbite, przez co przez kilka godzin okręt był niezdolny do nawigacji. Pomimo tego okręt i tak ostatecznie został jedyną jednostką Zespołu Południowego, która przeżyła bitwę, meldując się w Brunei 27 października. Z kolei krążownik „Mogami” został ostrzelany z broni pokładowej, w wyniku czego sześciu ludzi odniosło rany.

„Yamashiro” i „Mogami” (w głębi) pod atakiem lotnictwa


Ponieważ jasne stało się że obecność samolotów na pokładzie niesie poważne zagrożenie, oba nietknięte przez wroga maszyny z „Yamashiro” odleciały na wyspę Cebu. Wróciły po zachodzie słońca aby przechwytywać wrogie kutry torpedowe, ale bez rezultatów.

Ponieważ admirał Nishimura dowiedział się iż zespół Kurity, mający wejść do zatoki Leyte opóźnia się, około południa nakazał zmniejszenie szybkości do 14 węzłów.

18:30 Nishimira wysłał „Mogami” i trzy niszczyciele do przodu, jako zespół „wymiatający”, mający na celu torowanie drogi poprzez spodziewane amerykańskie kutry torpedowe. „Yamashiro” i „Fusō” wraz z towarzyszącym im „Shigure” szły z tyłu, przyspieszając do 18 węzłów.

22:50. „Shigure” wykrył w świetle pocisków oświetlających kutry, po czym otworzył do nich niecelny ogień.

22:58. „Yamashiro” ostrzelał z dział 157 mm widoczne dzięki „Shigure” kutry, ale jego pociski były niecelne. „Shigure” miał nieco więcej szczęścia, uszkadzając dwie amerykańskie jednostki.

25 PAŹDZIERNIKA

Przez pierwsze pół godziny nowego dnia grupa „Mogami” bezskutecznie atakowała trzy kolejne kutry, po czym dowodzący krążownikiem kapitan Toma otrzymał od Nishimury rozkaz dołączenia do pancerników. W warunkach ograniczonej widzialności, krążownik został ostrzelany z trzech kilometrów przez „Fusō”, otrzymując jedno trafienie. Ponieważ szczęśliwie dla „Mogami” użyto tylko dział 157 mm – czyli ewidentnie krążownik wzięto za niewielki przecież kuter! – skończyło się na śmierci trzech marynarzy, którzy zginęli – o ironio losu – w okrętowym szpitaliku.

Przez całe to zamieszanie, dopiero po 2 w nocy Nishimura ustawił zespół w nowym szyku. Na szpicy szły „Michishio” i „Asagumo”, cztery kilometry za nimi „Yamashiro”, za którego rufą o kilometr szedł „Fusō”. Kolejny kilometr, i szyk zamykał „Mogami”. Dwa pozostałe niszczyciele pilnowały po obu flankach: „Yamagumo” po prawej, a „Shigure” po lewej.

1:33. Kutry PT-121 i PT-137 wystrzeliły torpedy w kierunku „Yamagumo”, ale obie chybiły.

2:03. PT-134 atakuje „Fusō”, nadchodząc z tyłu japońskiej formacji. Wystrzelone prawie z 3 kilometrów torpedy przechodzą za rufą pancernika.

Kilka kolejnych ataków również nie przyniosło Amerykanom sukcesu. Trafiony został za to PT-490, ale udało mu się ujść dzięki zasłonie dymnej, postawionej przez PT-493. Z kolei trafiony został ten właśnie okręt. Pomimo uszkodzonego silnika kutrowi udało się odejść z pola bitwy, ale uszkodzenia były na tyle poważne, że dowódca zmuszony był do wyrzucenia okrętu na brzeg.

Pierwszy poważny cios Japończycy otrzymali krótko po godzinie trzeciej, kiedy to do kutrów dołączyły nowoczesne amerykańskie niszczyciele typu Fletcher. Trzy z nich, „Melvin”, „Remey” i „McGowan”, wystrzeliły o 3:01 aż 27 torped, po czym natychmiast wycofały się, unikając intensywnego japońskiego ognia.

3:09. Dwie torpedy z „Melvina” wybuchają na śródokręciu prawej burty robiącego 17 węzłów „Fusō”. Pancernik z miejsca zwalnia i przechyla się. Na okręcie wybucha pożar. Zmieniający akurat pozycję „Mogami” zasłania uszkodzony okręt tak, że ani Nishimura ani nikt z „Yamashiro” nie ma pojęcia o uszkodzeniu pancernika. „Fusō” wypada z formacji i zawraca z szybkością zaledwie 10 węzłów. Torpedę dostał także „Yamagumo” i był to cios miażdżący: okręt eksplodował, po czym poszedł na dno wraz z całą załogą. Dwie minuty po tych trafieniach, atakują torpedami kolejne amerykańskie niszczyciele typu Fletcher – „McDermut” i „Monssen”.

3:20. Torpeda z „Monssena” trafia w lewą burtę „Yamashiro” wywołując niewielki pożar nadbudówki. Dowodzący okrętem kontradmirał Shinoda rozkazuje zatopić znajdujące się w pobliżu miejsca trafienia komory amunicyjne numer 5 i 6, wyłączając tym samym z akcji dwie znajdujące się na śródokręciu wieże artylerii głównej. Druga torpeda wybucha u burty „Michishio”. Unieruchomiony niszczyciel wkrótce zatonie. I to nie był koniec wspaniałej salwy. Trzecie trafienie, w niszczyciel „Asagumo”, przynosi zagładę okrętowi, który zatonie po kilku godzinach.

3:30. Nishimura składa radiowy meldunek o sytuacji, informując o poważnym uszkodzeniu dwóch niszczycieli oraz o tym, że „Yamashiro” wprawdzie został trafiony torpedą, ale jego wartość bojowa nie uległa pogorszeniu.
Zaledwie minutę później pancernik został ponownie storpedowany. Wybuch nastąpił na śródokręciu lewej burty, siedem metrów poniżej linii wodnej. Trafienie zostało zapisane na konto niszczyciela „Killen”. „Yamashiro” przechylił się mocno, a jego szybkość spadła do zaledwie pięciu węzłów.

3:37. Bardzo szybko udało się przywrócić okrętowi 18 węzłów. Osłaniają go „Mogami” i „Shigure”.

3:38. Na „Fusō” ogień dochodzi do komór amunicyjnych, które eksplodują osiem minut później.

W głębi po prawej „Yamashiro”, za nim idzie „Mogami”


Pancernik przełamuje się na pół. Część dziobowa idzie na dno około 4:25, a rufowa, odwrócona do góry dnem dryfuje aż do 5:20, kiedy to posłał ją na dno ogień z krążownika „Louisville”. Tylko dziesięciu marynarzy dopłynęło do najbliższego lądu. Pozostałe trzy okręty Nishimury czyli „Yamashiro”, „Mogami” i „Shigure” idą rozpaczliwie przed siebie, wprost na spotkanie z przeznaczeniem.



W poprzek cieśniny amerykański kontradmirał Jesse B. Oldendorf „postawił poprzeczkę nad literą T”, czyli że jego okręty stały prostopadle do japońskiego zespołu. Oznaczało to, że jednostki Nishimury mogły strzelać jedynie z dział dziobowych, podczas gdy Amerykanie byli w stanie walić we wroga pełnymi salwami burtowymi.



Od północy w poprzek cieśniny stanęło sześć pancerników których nazwy już poznaliśmy, a po obu ich skrzydłach pozycje zajęło siedem krążowników oraz niszczyciele.

3:51. Ciężkie amerykańskie krążowniki otwierają ogień, a zaraz potem rozlegają się także działa pancerników. Już pierwsza salwa z „West Virginii” trafia przed główną nadbudówką „Yamashiro”, a sama „pagoda” obrywa także od pocisków z krążowników.

3:56. „Yamashiro” jasno płonie, ale robiąc 12 węzłów, wciąż odpowiada wrogim pancernikom, tyle że jedynie z przednich wież artylerii głównej. Jego średnia artyleria próbuje odgryzać się krążownikom i niszczycielom.

4:04. Na śródokręciu „Yamashiro” widać silną eksplozję, prawdopodobnie spowodowaną wyleceniem w powietrze trzeciej wieży artylerii głównej.

4:07. Średnia artyleria japońskiego pancernika odnosi niewielki sukces, trafiając siedmiokrotnie niszczyciel „Grant”. Nawet tutaj jednak Amerykanie okazali się ”skuteczniejsi”, jako że „Grant” został również trafiony aż przez jedenaście pocisków z krążowników „Portland” i „Denver”… Okręt szczęśliwie przetrwał zarówno bitwę, jak i wojnę. W tym samym czasie w „Yamashiro” trafia kolejna torpeda, wystrzelona albo z „Granta” albo z drugiego niszczyciela, „Bennion”. Pocisk wybuchł w prawoburtowej maszynowni.

4:09. Tak wielka jest amerykańska nawała artyleryjska, że Oldendorf wstrzymuje ostrzał, ponieważ w tłoku odnotowuje się coraz więcej ofiar własnego ognia. Przerwę wykorzystuje „Yamashiro” zawracając na południe, i pomimo poważnych uszkodzeń, osiągając 14 węzłów. To oczywiście nic nie mogło dać, i nie dało.

4:11. Dwie torpedy z niszczyciela „Newcomb” eksplodują po prawej stronie pancernika. Okręt wstrzymuje bieg, i zaczyna się gwałtownie przechylać. Kiedy przechył, dochodzi do 45 stopni, Shinoda nakazuje opuścić okręt.

4:19. Płonący „Yamashiro” obraca się do góry dnem, i tonie rufą. Wraz z nim zginęło 1636 ludzi. Zarówno kontradmirał Shinoda jak i admirał Nishimura zdecydowali się podzielić los okrętu.

„Mogami” wycofuje się (retreats)


- Yamashiro Sinks (Yamashiro tonie)
- Claxton Resues Yamashiro survivors (niszczyciel Claxton ratuje rozbitków z Yamashiro)
- Fuso Explodes (Fuso eksploduje)
- Fuso Bow Sun 0535 (o 5:35 zatonął dziób Fuso)
- Fuso Stern Sinks 0640 (o 6:40 tonie rufa Fuso



Wczesnym popołudniem tego samego dnia na dno poszedł także opuszczony przez załogę „Mogami”. Zespół Południowy przestał istnieć.

Rufa wraku „Fusō”, odnaleziona przez Roberta Ballarda


*

Opowieść nie byłaby kompletna bez kilka słów o „Melvinie”, który jako jeden z dwóch niszczycieli w historii morskich bitew samodzielnie zatopił pancernik. Drugim okrętem tej klasy był brytyjski "Onsalught", który także torpedami zatopił w Bitwie Jutlandzkiej niemiecki pancernik "Pommern".

„Melvin” w Cieśninie Surigao. No dole widzimy wojenne dokonania okrętu. Od lewej:
- dwa zatopione okręty podwodne
- jeden zatopiony pancernik
- jeden zatopiony niszczyciel
- cztery zestrzelone samoloty
- trzykrotnie w akcjach desantowych
- jeden zatopiony frachtowiec


Nadbudówka okrętu z wymalowanymi trofeami. Tutaj są zaznaczone jeszcze tylko trzy samoloty


Dowódca okrętu, komandor podporucznik Barry K. Atkins na mostku „Melvina”. Pomimo poważnych uszkodzeń niszczyciela pod Okinawą, zarówno on jak i jego okręt przetrwali wojnę. Atkins zmarł w 2005 roku wieku 94 lat, jako admirał



--

Post zmieniony (25-08-23 13:11)

 
23-07-23 20:24  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
yak   

Już zapomniałem jaka to frajda to czytanie opowieści. Dzięki.

 
23-07-23 22:48  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Już mam materiały na kolejną, też skośnooką :-)

 
26-07-23 21:16  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

No tak, jednak skośnookiej Opowieści nie będzie. Miała ona mieć za bohatera lotniskowiec TAIHO, ale gdy już napisałem tak gdzieś jedną trzecią tekstu stwierdziłem, że historia okrętu jest zbyt znana (vide fantastyczne opracowanie wydawnictwa AJ Press!), aby tu ją powtarzać.
Odkładam zatem Taiho na bok, i "cofam się wstecz" do roku 1850, a potem pojadę wprost do 1917.

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 74 z 80Strony:  <=  <-  72  73  74  75  76  ->  => 

 Działy  |  Chcesz sie zalogowac? Zarejestruj się 
 Logowanie
Wpisz Login:
Wpisz Hasło:
Pamiętaj:
   
 Zapomniałeś swoje hasło?
Wpisz swój adres e-mail lub login, a nowe hasło zostanie wysłane na adres e-mail zapisany w Twoim profilu.


© konradus 2001-2024