Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
DZIŚ RANO ODNOTOWAŁEM WEJŚCIE NA MOJE OPOWIEŚCI NUMER 200.069. Ponad 200 tysięcy... Jak to mówią Rosjanie: WOW! (albo ŁAŁ!), czyli po polsku: O RANY! (lub O K..A!)
Pisanie dzisiejszej Opowieści szło mi jak krew z nosa, ponieważ... nazbierałem zbyt wiele informacji, w tym relacji osobistych. Żeby wszystko opisać, musiałem przekopać się przez ponad 100 stron wydruku! W końcu wyszło mi to, co wyszło :-)
Następnym razem przeczytacie o japońskim krążowniku „Kumano”. Przypominam, że to o tym okręcie powiedział admirał William Halsey: „Jeśli w ogóle miałbym czuć przykrość z powodu jakiegokolwiek japońskiego okrętu, byłby to „Kumano”.
Opowieść 558
ZGODNIE Z ROZKAZEM ADMIRALICJI
Irlandzka stocznia Harland and Wolff – tak, ta sama, która zbudowała później między innymi „Titanica” – zwodowała 3 czerwca 1909 roku pasażersko-towarowy statek „Leicestershire”, dla Bibby Line, powstałego w 1807 roku armatora może i mało znanego, ale za to, po kilkukrotnych przekształceniach, istniejącego do dzisiaj (!). Parowiec miał 8.069 GRT, i 142 metry długości, a dwie śruby rozpędzały go raptem do 15 węzłów. Cztery cienkie, nieco przechylone do tyłu maszty dodawały lekkości sylwetce. Statek miał niewiele, bo tylko 230 miejsc pasażerskich w jednej, „uśrednionej” klasie. Armator przejął go 11 września co znaczyło, że już na pochylni musiano wykonać bardzo wiele prac wykończeniowych. Dziewicza podróż prowadziła z Birhenhead, Anglia, do stolicy Birmy, Rangunu.
„Leicestershire”
Krótko po wybuchu Wielkiej Wojny statek został zmobilizowany i przeznaczony do przewozu z Indii do Europy wojsk, w dużej mierze składających się z Hindusów. Gdy już przewieziono cały planowany kontyngent, statek wrócił pod cywilne rozkazy, ale w 1917 ponownie stał się wojskowym transportowcem. W 1918 zdarzyło mu się nawet zawieźć do Murmańska oddziały mające walczyć z bolszewikami.
Wcześniej jednak, 11 października „Leicestershire” staranował i zatopił duży, elegancki parowy jacht „Kethailes”. Dziwna nazwa, której nie przetłumaczy nam żaden, najbardziej nawet dokładny słownik angielsko-polski. KETHAILES to po prostu skrót od imion czterech córek właściciela pięknego jachtu, Williama Johnstona: Kathleen, ETHel, AILeen, EStele. Kto by się domyślił?
We wrześniu 1914 Johnston z własnej inicjatywy przekazał jacht do użytkowania Royal Navy, która podjęła na nim działania patrolowe najpierw na Morzu Północnym, a potem na Irlandzkim. Tam właśnie wpadł na niego „Leicestershire”. Życie straciło 17 marynarzy z patrolowca, a drugie tyle – w tym kapitana - uratowano. W 1918 roku rząd zwrócił Johnstonowi równowartość ceny jachtu.
Po wojnie ponownie znajdujący się pod zarządem Bibby Line statek poszedł na stocznię, gdzie zgodnie z panującym trendem przeobrażono go w motorowiec, a zasobnie na węgiel przekształcono w dodatkowe ładownie. W 1930 „Leicestershire” sprzedano firmie British National Exhibition Company. Statek miał pływać po portach krajów Imperium Brytyjskiego pokazując, reklamując i zachęcając do kupna brytyjskich towarów. W 1931 zmieniono nazwę na „British Exhibitor” (exhibitor - wystawca)
Firma zbankrutowała jednak już rok później, a wchodzący w skład masy upadłościowej statek został kupiony przez egipskiego armatora Egyptian Company for Travel and Navigation. Od 1922 roku Egipt był niezależnym państwem, chociaż de facto wciąż zależał od Wielkiej Brytanii.
Zmieniono nazwę na „Zamzam” (święta studnia w Mekce), po czym skierowano statek do przewozu pielgrzymów pomiędzy Suezem a Mekką. Jedną z ładowni przekształcono nawet w meczet, a ze względu na krótki przelot i dobre warunki pogodowe, zwiększono dopuszczalną liczbę pasażerów do sześciuset. Zaledwie po roku statek przeszedł w ręce innego egipskiego armatora, Societe Misr de Navigation (MISR Line), Aleksandria, ale pozostał na dotychczasowej, krótkiej linii.
28 października, gdy statek po powrocie z Japonii stał na doku w Aleksandrii, został uszkodzony przez włoskie bombowce. Naprawy skończono w grudniu, po czym angielski kapitan William Gray Smith – Egiptowi nadal brakowało swoich oficerów – wyszedł z ładunkiem oraz 99 pasażerami w bardzo długi rejs biegnący z Aleksandrii poprzez Kanał Sueski i Kapsztad, potem wzdłuż wybrzeży obu Ameryk aż do Nowego Jorku. Wszystko po to, aby uniknąć niebezpiecznych wód Morza Śródziemnego, oraz wschodniego i środkowego Atlantyku. Rejs zakończył się dopiero w lutym po 60 dniach w morzu, i przebyciu około 13.000 mil morskich.
Kapitan William Gray Smith
14 marca 1941 roku. „Zamazam” zbliża się do nowojorskiego portu
Pomimo że statek czekały kolejne zadania, przestał on kilkanaście dni przy kei w Hoboken, New Jersey, a to w związku z roszczeniem amerykańskiego dokera, który w trakcie rozładunku doznał poważnego urazu czaszki. Dopiero złożenie w sądzie kaucji 50.000 dolarów pozwoliło na opuszczenie portu. Wkrótce okaże się, że opóźnienie to było bardzo brzemienne w skutkach...
Statek krótko po wyjściu z Hoboken
„Zamzam” wyszedł z Hoboken o 21:30 20 marca, mając przed sobą trasę prowadzącą przez Baltimore, Trynidad, Recife (Brazylia), Kapsztad i Mombasę, z Aleksandrią jako port docelowy. W Baltimore przybyli kolejni pasażerowie, w tym 137 misjonarzy – część z nich z żonami i dziećmi – jadącymi szerzyć w Afryce Jedyną Prawdziwą Wiarę. Jeszcze będąc pod statkiem zaczęli śpiewać powstały jeszcze w 1833 roku religijny hymn Lead Kindly Light (Prowadź nas, Łaskawe Światło). Spotkało to się z nieprzychylną reakcją również czekających na wejście na „Zamzama” 24 kierowców Brytyjsko-Amerykańskiego Korpusu Sanitarek, którzy złośliwie zaczęli głośno śpiewać własną piosenkę o dużo mniej religijnej treści... Obserwujący to ze skrzydła mostu kapitan Smith odezwał się do starszego mechanika, drugiego Brytyjczyka na statku: „Zapamiętaj moje słowa, czifie, obecność tylu biblistów i niebiańskich przewodników przynosi pecha. Nic z tego dobrego nie wyjdzie”.
Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, nie ma pewności co do dokładnej liczby pasażerów. Przyjmijmy że było ich 202, w tym owych 137 rozśpiewanych kaznodziejów i ich rodzin, 24 kierowców mających pracować w Północnej Afryce dla aliantów jako ochotnicy w cywilu, 6 handlarzy tytoniem z Północnej Karoliny, żony brytyjskich lotników stacjonujących w Kenii i Egipcie, oraz brytyjscy, amerykańscy i kanadyjscy biznesmeni. Pań było 73, a dzieci 35. A tak przedstawiało się to, jeśli chodzi o narodowości:
- 138 Amerykanów
- 26 Kanadyjczyków
- 25 Brytyjczyków
- 5 Południowych Afrykanów
- 4 Belgów
- Włoch
- Norweg
- 2 greckie pielęgniarki
Załoga liczyła 129 osób, i też była mieszana:
- 106 Egipcjan
- 9 Sudańczyków
- 6 Greków
- 2 Jugosłowian
- 2 Turków
- 1 Czech
- 1 Francuz
- 2 Brytyjczyków, czyli kapitan i starszy mechanik.
Podaję te przydługie listy, ponieważ późniejsze losy ludzi zależały od ich narodowości.
W trakcie rejsu kapitan zamierzał iść w dzień pod egipską banderą, a w nocy z pełnymi światłami nawigacyjnymi, dla pokazania ewentualnym U-bootom że nie jest jednostką kraju walczącego, ale neutralnym statkiem. Nic z tego. Na Trinidadzie Smith otrzymał z Admiralicji rozkaz który nie tylko narzucał mu konkretne kursy pomiędzy poszczególnymi portami – nie było zgody na żadne odstępstwo! – ale dodatkowo nakazano mu zdjęcie bandery, oraz przestrzeganie pełnego zaciemnienia. W drodze z Trinidadu do Recife załoga musiała także zamalować na czarno bulaje. Nie było mowy o używaniu radiostacji.
Kapitan prosił o wycofanie rozkazu, ponieważ mając na burcie kobiety i dzieci bał się płynąć zaciemnionym, „utajnionym” statkiem, który przecież był neutralny! Odpowiedź była jednoznaczna, i zamykająca dalszą dyskusję: „Zamzam” przewozi warte 3 miliony dolarów zaopatrzenie dla wojsk w Egipcie, w związku z czym podlega brytyjskim regulacjom! Koniec, kropka.
Zgodnie z tak zdecydowanym rozkazem – pamiętajmy że kapitan Smith był obecnie oficerem rezerwy Royal Navy, więc nie mógł go zlekceważyć! - statek wyszedł z Recife do Kapsztadu 9 kwietnia bez podniesionej bandery, z milczącą radiostacją i w pełnym zaciemnieniu. Wykorzystali to później Niemcy twierdząc, że tym samym jednostka nie zachowywała się jako neutralna. Nagłośnili także sprawę ładunku, którego wojskową naturę uznali jako oczywistą kontrabandę. Niby prawda, tyle że akurat o ładunku Niemcy dowiedzieli się dopiero PO FAKCIE. Sfatygowane maszyny pozwoliły na wyciągnięcie zaledwie 13 węzłów.
We wtorek 16 kwietnia Smith ogłosił pasażerom że do Kapsztadu pozostało 1450 mil, czyli 5 dni rejsu, ale środa zmieniła wszystko.
O 5:43 kapitan został obudzony przez pierwszego oficera Stanko Fidela dla wyliczenia pozycji statku. Smith, wciąż w piżamie, wyszedł na skrzydło mostku, i wtedy zobaczył odległy o cztery mile statek, płynący tym samym kursem, bez wywieszonej bandery, i mający wymalowaną nazwę TAMESIS (nazwa statku norweskiego). Dlaczego oficer wachtowy nie obudził go zaraz po dostrzeżeniu jednostki? Kapitan wysłał Fidela do nawigacyjnej, aby zabrał stamtąd i wywiesił możliwie największą egipską banderę.
Obcy zbliżył się na 3,5 mili, po czym spadły osłony, pokazując działa sporego kalibru. I nagle, bez ostrzeżenia okręt którym był niemiecki rajder „Atlantis”, znany nam już z Opowieści 544 pt NUMER DWA, A MOŻE JEDEN, otworzył ogień! Pierwsza salwa była za krótka 20-30 metrów, ale jednak szła w kierunku mostka. Druga przeniosła, ale trzecia już weszła w cel. Jeden z pocisków zniszczył kabinę radiową, a inny rozbił szalupę. Pocisk z czwartej salwy wybił dużą dziurę w burcie maszynowni.
Dlaczego Rogge, dowódca „Atlantisa”, otworzył ogień bez ostrzeżenia?
Kapitan uznał, iż zaciemniony, pozbawiony bandery statek jest liniowcem brytyjskiego armatora Union Castle, mogącym służyć jako transportowiec wojsk. Przez jakiś czas obserwował jego nieregularnie zygzakowanie, a potem zaczął strzelać. Dopiero po 9 minutach ostrzału Rogge zobaczył podnoszoną egipską banderę, a zaraz potem uchodzącą z komina parę, będącą oznakę zatrzymania maszyn. Wtedy to padł rozkaz wstrzymania ognia.
A co się działo na „Zamzamie”?
Ponieważ lampa sygnalizacyjna została rozbita, kapitan Smith chwycił zwykłą latarkę, pospiesznie nadając raz za razem wiadomość „Statek neutralny – wszystko [w sensie: maszyna] zastopowane”.
W ciągu 9 minut Niemcy wystrzelili 55 pocisków, ale do celu doszło zaledwie dziewięć! Bardzo kiepski wynik, mając na względzie niewielką odległość od celu. W kabinie nawigacyjnej Smith gorączkowo pakował do obciążonego worka tajne dokumenty i kody, zapominając jednakże o czymś bardzo ważnym. Pod szkłem na stole wsunięte były rozkazy Admiralicji, ulokowane tam przez samego kapitana, aby o nich nie zapomnieć. W rezultacie rzuciły się one w oczy Niemcom, kiedy ci weszli na mostek.
Ponieważ statek zaczął się przechylać, kapitan wydał rozkaz opuszczenia go. Wspomina pasażerka Olga Guttormson:
„Rozkazy były mylące, bo kiedy dotarłam na stanowisko mojej łodzi, była ona akurat opuszczana. Wrzuciłam do niej jakąś szmatę i chciałam na nią skoczyć, ale szalupa zaczęła odchodzić od burty. Pobiegłam do innej łodzi, ale już tak zatłoczonej, że nie było miejsca. Większość pasażerów i załogi już opuściła statek, i właśnie w dół schodziła ostatnia łódź.
Skoczyłam do niej gdy była w połowie drogi, ale wtedy zablokowały się liny [na których opuszcza się szalupę]. Przez chwilę wisieliśmy przy burcie. Wtedy ktoś znalazł w łodzi siekierkę i zaczął rąbać liny, aż znaleźliśmy się w wodzie. Szalupa był uszkodzona przez odłamki i szybko zaczęła się wypełniać wodą. Zdjęliśmy buty i zaczęliśmy [nimi] ją wylewać ale łódź była przeciążona i jedyną szansą było jej odciążenie. Mieliśmy sporo dzieci więc było jasne, że to starsi muszą wysiąść. Zawiązaliśmy mocniej kamizelki ratunkowe i ześlizgnęliśmy się do wody. Atlantyk był niespodziewanie ciepły. Do tej chwili zatonęła większość pozostałych szalup, część z nich została podziurawiona odłamkami na samym początku. Te które pływały, też miały dziury.
Rajder zbliżył się i kapitan perfekcyjną angielszczyzną zaczął wykrzykiwać rozkazy, nakazując dowódcom poszczególnych łodzi wiosłować do lewej burty jego jednostki. Opuścili łodzie motorowe, żeby pozbierały tych w wodzie.”
Pasażerka Kathleen Levitt znajdowała się w kabinie z dwójką dzieci, gdy rozpoczęła się kanonada. Eksplodujący w pobliżu pocisk rozbił częściowo kabinę, a odłamek poważnie zranił stopę kobiety.
Kathleen Levitt...
...oraz Peter i Wendy. Zdjęcie zrobione gdy cała trójka wraz z innymi pasażerami i załogą „Zamzama” byli niemieckimi jeńcami. Później całą trójkę (oraz pozostałe kobiety i dzieci) Niemcy wymienili na swoje kobiety i dzieci, internowane w Wielkiej Brytanii i Kanadzie
Kathleen z trudem wydostała się z dziećmi na pokład, gdzie szczęśliwie zajęli się nimi współtowarzysze niedoli, pomagając dostać się do szalupy. Peterem zaopiekował się jeden z handlarzy tytoniem, Harry Cawthorne, który wziął chłopca pod pachę, i tak zniósł do łodzi. W podobny sposób znalazła się tam także kobieta i jej córeczka.
„Zamamzem” podróżował fotoreporter znanego amerykańskiego tygodnika „Life”, David Scherman. Wysokiej klasy zawodowiec prędzej pozbyłby się kamizelki ratunkowej niż aparatu, dzięki czemu zachowało się sporo zdjęć z tamtych dramatycznych chwil. Jedno z nich pomogło zresztą później przypieczętować los „Atlantisa”, o czym była mowa w Opowieści NUMER DWA, A MOŻE JEDEN.
Oto jedno ze zdjęć Schermana. Trzymający mocno Petera, Harry Cawthorne schodzi po sztormtrapie do szalupy
A oto David Scherman, tyle że w lepszych czasach
Inną pasażerką podróżującą z dziećmi, tyle że aż z szóstką, była Lillian Danielson, żona czekającego na nią w Afryce misjonarza. Dzieci to Laurence (najstarszy, miał wtedy 11 lat), Eleanor Grace, Evelyn Ruth, Luella Faith, Wilfred i najmłodsza Lois Christine (niecałe dwa latka).
Lillian Danielsen z dziećmi. Zdjęcie wykonano kilka dni przed wyjściem statku w morze
Po usłyszeniu pierwszych strzałów dzielna kobieta przede wszystkim zadbała o to, żeby każdy miał na sobie mocno zawiązaną kamizelkę ratunkową (wcześniej dostała dla nich małe rozmiary). Cała siódemka weszła do przypisanej sobie szalupy, ale gdy tylko osiadła ona na morzu, zaczęła nabierać wody przez liczne dziury od odłamków. Mówi Lillian Danielsen, która nawet w takich chwilach nie straciła zimnej krwi:
„Ktoś zawołał o wiadro, ale nie było żadnego. Mężczyźni zdjęli buty próbując wylewać nimi wodę. Ja zaoferowałam mój słoneczny kapelusz, ale po wielu bezowocnych próbach ktoś krzyknął: Nie ma szans. Przecieka niczym sito!
Jak lichymi się czuliśmy, unosząc się na falach Południowego Atlantyku w przeciekającej łodzi. Gdy woda doszła do kolan, nadszedł czas na działanie! Zgarnęłam pod lewą pachę małą Lois, miała wtedy 19 miesięcy, potem chwyciłam z drugiej strony trzyletniego Wilfrieda. Poprosiłam najstarszego chłopca Laurence’a, który miał prawie 11 lat żeby pilnował małą Luellę, mającą tylko 4 lata. Z załzawionymi oczami próbowałam uśmiechać się zachęcająco do Eleanor (9 lat) i Evelyn (7), które siedziały naprzeciwko. Gdy łódź zatonęła pod nami i 30 pasażerów znalazło się w wodzie [szczęśliwie ciepłej i spokojnej], powiedziałam dzieciom: Módlcie się w sercach, moje maluchy. Jezus was kocha”.
I dalej:
„Najmłodszy synek huśtał się na fali obok mnie. Najstarszy, wierny obowiązkowi, odepchnął egipskiego marynarza od małej siostrzyczki [Luelli] żeby znajdowała się tuż przy nim. Zapanowała chwila spokoju. [Potem] najmniejsze dziecko zaczęło skomleć ponieważ słona woda dostawała się do oczu i ust. Upomniałam wszystkich żeby mieli usta zamknięte i modlili się. Powiedziałam: Bądźcie odważne w Jezusie. Jezus kocha was bardziej niż mama i tatuś. Módlcie się [w myślach] i trzymajcie usta zamknięte. To po to, żeby nie nałykały się słonej wody”.
Żeby uspokoić dzieci, a pewnie i siebie, matka zaczęła śpiewać stary, bo powstały w 1763 roku popularny religijny hymn „Rock of Ages” (Skała wieków).
Ponownie Lillian:
„Podtrzymywałam synka, a drugiego co chwila wyprostowywałam w wodzie, ponieważ ciężka kamizelka ciągnęła mu główkę do tyłu. Tego ranka nie bałam się swojej śmierci, ale muszę przyznać że czułam ból w sercu na myśl o dzieciach. Gdy tylko któreś z nich znikało mi z pola widzenia, rozpaczliwie wołałam. Łatwo było sobie wyobrazić że taśmy kamizelki mogły się rozwiązać, i kochane maleństwo znikna pod wodą. Nikt nie zrozumie mojej radości w chwili gdy słyszałam odpowiedź: Mamo, jestem tutaj!
Szalupa wypłynęła na powierzchnię, ale dnem do góry. Wdrapał się na nią egipski marynarz, a wtedy pastor Hull krzyknął do niego: Zsuń się trochę i wciągnij do siebie te maluchy. Marynarz zrobił tak, i wkrótce obok niego siedzieli Luella i Wilfried, a nieco później dołączyła Evelyn. Nigdy nie zapomnę widoku jak się trzęśli na tej odwróconej szalupie. Nie zapomnę także pięknego łuku tęczy, przypominającej nam o boskich obietnicach. W tym czasie nazistowski rajder zastopował o milę od nas. Opuszczono łódź motorową. Dzieci zostały zabrane na nią jako pierwsze, potem kobiety i wreszcie mężczyźni.”
Scherman powiedział później o tych chwilach: „Historia Lillian i tego jak opiekowała się swoją szóstką dzieci w kamizelkach, jak unosili się na wodzie niczym mama kaczka z szóstką kaczątek, stała się jedną z najbardziej heroicznych scen w całej tej historii”.
Zamykając temat rodziny Danielsenów dodajmy, że niemieccy marynarze uratowali wszystkich. Później, gdy Amerykanów zwolniono z niewoli, siódemka wróciła do Stanów na pokładzie parowca „Exeter”.
Dzielna kobieta z dziećmi na „Exeterze”. Po ocaleniu całej szóstki, jej wiara musiała niebywale się wzmocnić, chociaż to ona je ocaliła
Tu już w Stanach, gdzie jej historia stała się bardzo głośna
Gotowi do zejścia do szalupy. Kolejne zdjęcia Schermana
,
,
Ostatnia szalupa odeszła od „Zamzama”
Nie wszystko w ewakuacji przebiegało tak, jak powinno, ale też zaledwie dwójka Brytyjczyków nie miała szans na kontrolowanie zachowań egipskich marynarzy. Wielu z nich wpadło w nieokiełznaną panikę, skacząc na oślep do morza. Gdy już podpływali pod burtę rajdera, budzili szczere przerażenie i pogardę Niemców zachowaniem godnym walczących o przeżycie szczurów. Brutalnie odpychając innych rozbitków dopadali wywieszonych lin i sztormtrapów, wspinając się z okrzykami „Każdy martwi się o siebie, a ostatnich niech porwie diabeł”!
Gdy rozbitkowie zbliżyli się do rajdera, z przerażeniem dostrzegli niemieckich marynarzy, stojących przy burcie ze skierowanymi w ich stronę lufami karabinów. Spodziewano się najgorszego, ale jak się okazało, ustawił ich tam dowódca „Atlantisa”, Rogge, aby strzelali do rekinów, gdyby się tam pojawiły!
Szalupa przy burcie rajdera. To zdjęcie wykonał adiutant Roggego, porucznik Ulrich Mohr, który później wszedł ze swymi ludźmi na pokład „Zamzama”
W końcu na statku pozostało tylko 36 osób, w tym ranny mężczyzna i czteroletnia dziewczynka, wypchnięta z kolejki (!), gdy „jej” szalupę wypełnił już komplet rozbitków. W tym czasie Rogge wiedział już, że ostrzelana jednostka nie była wojskowym transportowcem. Pospiesznie wysłał kolejną motorową łódź, która zabrała z „Zamzama” resztę ludzi. Ponieważ jednak statek wciąż utrzymywał sie pewnie na wodzie, kilkunastu Niemców weszło na jego pokład, zabierając ile tylko się dało żywności, napojów alkoholowych i co tylko było wartościowego. Mało tego, z ładowni wyciągnięto także wiele sztuk pasażerskiego bagażu, oddając je potem właścicielom!
Na pokładzie „Atlantisa”. Widoczne liczne sztuki bagażu
Na rozkaz Roggego, wyjątkowo troskliwie zajęto się dziećmi. Najbardziej przemarznięta była szóstka Danielsenów – inne dzieci znalazły miejsca w szalupach – i dlatego przeniesiono ich do ciepłego pomieszczenia, dano suche ubrania i owinięto w ręczniki, a następnie położono w kojach i okryto kocami. Na koniec dzieci dostały jeszcze czekoladowe ciasteczka!
Jeden z Niemców którzy weszli na pokład „Zamzama” przyniósł stamtąd gdzieś znalezioną listę pasażerów, w związku z czym Rogge zarządził apel. Szok był ogromny gdy okazało się, że nikt nie stracił życia, a jedynie czterech mężczyzn zostało rannych od odłamków. Ci trafili natychmiast do okrętowego szpitalika.
Ranni spotkali się ze znakomitym traktowaniem i troskliwością. W szpitalu był nawet aparat rentgenowski!
Rogge zebrał swych oficerów i nakazał im traktować rozbitków z największą uprzejmością. Poskutkowało to tym, że zdarzało się, iż pasażerowie pytali: „Kiedy podają herbatę?”, „Gdzie jest jedzenie dla dzieci?”, a nawet „Kiedy będzie otworzony bar?”
Na pretensje oburzonych pasażerów iż został zaatakowany neutralny statek, niemiecki dowódca tłumaczył się tym, że na rozkaz Admiralicji – a więc instytucji wojskowej! - statek płynął w zaciemnieniu, a ponadto przewoził ładunek dla brytyjskiej armii.
Dla Davida Schermana najważniejszą sprawa było takie ukrycie filmów, aby nie wpadły w ręce osób rewidujących pasażerów. Włożył je do kartonu z pastą do zębów, uprzednio wyciskając ją z większości tubek, aby zrobić miejsce. Skąd ten karton i ta pasta? No cóż, już na „Zamazamie” Scherman pomyślał o tym, że gdzieś trzeba będzie filmy ukryć. Na szczęście żadnego z Niemców nie zdziwiło, dlaczego pasażer zabrał do szalupy tak bardzo niepotrzebną w takim miejscu rzecz, jak pudełko z pastą do zębów. Interesujące, że Niemcy pozwolili zatrzymać mu aparat.
„Zamzama” zatopiły rozmieszczone w kadłubie ładunki wybuchowe. Mohr zezwolił Schermanowi zrobić zdjęcia, wskazując mu nawet miejsce, które uznał za najlepsze do tego celu!
Opuszczony „Zamzam” z rozbitą lewą burtą
Rozbitkowie mogli zobaczyć ostatnie chwile ich statku
Wieczorem wszystkich zaprowadzono do dużych ładowni, których wyposażenie pozytywnie zaskoczyły jeńców. Znajdowały się tam solidne koje, wyposażone w wypchane słomą materace. Jak wspominał jeden z jeńców widać było że Niemcy spodziewali się używać tego wszystkiego przez długi czas, ponieważ całość robiła bardzo solidne wrażenie. Każdy dostał koję tylko dla siebie, a na dobranoc wydano jeszcze pożywną zupę.
Następnego dnia wczesnym rankiem „Atlantis” spotkał się z frachtowcem „Dresden”, statkiem zaopatrzeniowym rajderów. Rendez-vous było ustalone już wcześniej, a „Dresden” miał przekazać świeży prowiant, zakupiony dla niego w Brazylii przez niemieckiego morskiego attache. Statek opuścił jednakże port bez żadnej dostawy, ponieważ „attache idiota” – jak powiedział o nim kapitan – załadował wcześniej całość na inny statek, który na dodatek nie miał wystarczająco dużej chłodni, aby uchronić całość przed zepsuciem! Na szczęście na wyznaczonej pozycji zjawił się także inny zaopatrzeniowiec, „Alsterufer”, który uzupełnił zapasy rajdera, przeładował nań trzy złożone w skrzyniach wodnosamoloty Arado Ar-196A oraz dostarczył najważniejszą rzecz dla marynarzy – pocztę!
Rogge przekazał na „Dresden” rozbitków z „Zamazama” – już teraz jeńców – serwując jeszcze wszystkim na pożegnanie zupę. Co ważne, można było ze sobą zabrać uratowany z „Zamzamna” bagaż. „Dresden” miał zawieźć ich do okupowanej części Francji. Schodzącym do łodzi jeńcom uprzejmie salutowali niemieccy oficerowie, noszący idealnie białe tropikalne mundury z szortami. W szpitalu rajdera pozostała tylko trójka ciężko rannych podczas ostrzału mężczyzn, z których Ned Laughinghouse [smuty los, ale nazwisko zabawne: Domśmiechu] zmarł 28 kwietnia. Pozostała dwójka, Robert Starling i Frank Vicovari, przeżyła.
„Dresden” i jego dowódca, kapitan Walter Jaeger
,
Ze względu na to, że mężczyźni z „Zamzama” przewyższali liczebnie jego załogę, Jaeger wolał zabezpieczyć się przed ewentualnym masowym buntem, mogącym doprowadzić do przejęcia statku. Zebrał wszystkich jeńców na pokładzie, po czym przemówił. Powiedział że głupotą byłaby jakakolwiek próba przejęcia statku, zwłaszcza że wśród jeńców są kobiety i dzieci. Zablefował także mówiąc, że na dnie statku są rozłożone ładunki dynamitu i wystarczy nacisnąć guzik, aby posłać go na do. Wyznał, iż nigdy nie przypuszczał iż kiedyś będzie miał u siebie aż tylu rozbitków, i że nie ma wystarczających zapasów żywności i wody aby można było jeść do syta, a warunki zakwaterowania będą bardzo skromne. Zrobi jednakże wszystko co w jego mocy, i spodziewa się tego samego od jeńców.
Ku ogólnemu zaskoczeniu, kobiety i dzieci zostały umieszczone w kabinach pasażerskich, natomiast mężczyzn zaprowadzono do ładowni, lokując osobno pasażerów i załogę. Ech, gdzież te luksusy z „Atlantisa”! Tutaj przez bardzo wiele dni miały wystarczyć rozrzucone dziesięciocentymetrowej grubości deski, oraz kilka bel bawełny, którą użyto jako wkładu do sporządzonych własnoręcznie z brezentu materaców, kołder i poduszek. Nieustającą plagą stały się wszechobecne i niezwykle liczne karaluchy, obsiadające śpiących mężczyzn.
Na początku kobiety i dzieci były jeszcze razem z mężczyznami
Tu widzimy już samych mężczyzn
Z odpływającego statku Scherman zrobił ostatnie zdjęcie „Atlantisa”. Opublikowane wraz z wielu innymi w „Life” 23 czerwca 1941 szybko dotarło do Wielkiej Brytanii, i pomogło później pilotowi samolotu rozpoznawczego z krążownika „Devonshire” potwierdzić tożsamość rajdera, co skończyło się jego zatopieniem
Jeńcy w kolejce po obiad, którego głównym składnikiem była gęsta zupa. Z kolei typowa kolacja składała się z chleba z masłem i dwóch jajek, oraz herbaty
Od czasu do czasu wyprowadzano ich niewielkim partiami na pokład, aby się pogimnastykowali. Pilnujący marynarz ma pistolet przy pasie
Od czasu do czasu ogłaszano także ćwiczebny alarm szalupowy, który dla znudzonych ludzi był pożądanym oderwaniem się od codziennej niezmiernej, niewiarygodnej wręcz nudy na dnie ładowni
Dzięki obcięciu dziennych racji żywnościowych jedzenia i wody wystarczyło na cały rejs do Francji, jakkolwiek nikt nie mógł powiedzieć o sobie, że jest syty. Co ważne, niemiecka załoga odnosiła się do jeńców życzliwie. Mnóstwo wolnego czasu pozwoliło na sporządzenie stołów, ołtarza, gier czy lalek dla dzieci. Otwarto nawet „zakład” fryzjerski! Żony i dzieci mogły się spotykać z bliskimi raz dziennie.
Kapitan Walter Jaeger (z prawej, w bieli) w przyjacielskiej rozmowie z jeńcami. On także zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen
„Dresden” dotarł do St. Jean-de-Luz (w Zatoce Biskajskiej, tuż przy granicy z Hiszpanią) świtem 20 maja, dzień po tym, jak Brytyjczycy ogłosili że opóźniony o miesiąc do następnego portu „Zamzam” jest uważany za zatopiony, co oczywiście natychmiast podchwyciła z oburzeniem amerykańska prasa. Wykorzystano przy tym informację Admiralicji, która skwapliwie oznajmiła, że Niemcy zatopili neutralny statek pasażerski ze 196 amerykańskimi pasażerami i że wszyscy oni są zaginieni. Podkreślono także że Amerykanie byli ochotniczymi kierowcami ambulansów, przez co zaczęto pisać o zatopionym statku szpitalnym! Oto nagłówek na stronie tytułowej The New York World-Telegram: NA EGIPSKIM STATKU SZPITALNYM ZGINĘŁO PRAWDOPODOBNIE 196 AMERYKANÓW.
Wprawdzie po dotarciu „Dresden” do portu Niemcy natychmiast ogłosili że Amerykanie, i nie tylko, bezpiecznie dotarli do Francji, ale mleko się już rozlało. Hunowie bezlitośnie zatopili szpitalny statek z Amerykanami na pokładzie i już. Nawet późniejsze, informujące o przeżyciu wszystkich Amerykanów gazety, nie zmieniły pełnego oburzenia nastawienia do Niemców.
Droga „Zamzama” i „Dresden”
Statek zbliża się do portu
Sprawdzanie obecności po zacumowaniu. Tu zebrała się załoga
We Francji oddzielono Amerykanów od innych nacji, uznanych za nieprzyjacielskie, i przewieziono autobusami do Biarritz, gdzie ulokowano w hotelu Beau Séjour który wprawdzie oferował kiepskie jedzenie (na późną kolację dano parówki i ponoć beznadziejną kawę), ale za to łóżka były komfortowe. No cóż, po legowiskach na „Dresden”, wszystko choćby tylko trochę miękkie a do tego czyste i bez karaluchów, mogło wydawać się czymś cudownie wyszukanym...
Gazeta z Północnej Karoliny informuje PASAŻEROWIE ZAMZAM SĄ BEZPIECZNI, i niżej: Niemcy przyznają się do zatopienia statku. Amerykanie żyją
Teraz do akcji wkroczyli amerykańscy dyplomaci. Ambasador w Vichy zażądał uwolnienia swoich rodaków, a jego koledzy w Madrycie i Lizbonie rozpoczęli przygotowania, słusznie domniemając, że ewakuowani z Francji pasażerowie z „Zamzama” przejadą przez Hiszpanię do Portugalii, skąd zabierze ich jakiś statek.
Nie wszystkich jednak Amerykanów czekał rychły powrót do ojczyzny. Niemcy odmówili zwolnienia kierowców ambulansów, którzy mieli przecież służyć brytyjskiej armii!
Pozostali Amerykanie opuścili Francję po dwóch tygodniach.
Jeden z samochodów hiszpańskiego Czerwonego Krzyża przewożący Amerykanów. Zdjęcie wykonane w San Sebastian, Hiszpania
Jako pierwsi w Stanach zjawili sie 9 czerwca trzej dżentelmeni, którzy przylecieli z Lizbony ogromną łodzią latającą Boeing 314 Clipper. Byli to: David Scherman na którego zdjęcia czekał cały kraj, wydawca magazynu Fortune Charles Murphy, oraz Charles McCarthy z British-American Ambulance Corps. Ten ostatni, starszy pan, został zwolniony przez Niemców, ponieważ nie należał do grupy kierowców. Pozostali pasażerowie wrócili statkami pomiędzy 21 czerwca a 2 sierpnia, a między nimi oczywiście także rodzina Danielsenów.
Nie wiedzieć dlaczego, dopiero 23 czerwca „Life” opublikował obszerny artykuł o zatopieniu „Zamzama”, i przymusowej podróży do okupowanej Francji. Zdjęcia do tekstu dostarczył oczywiście Scherman. 15 grudnia z kolei ukazał się kolejny artykuł, tym razem o życiu jeńców na „Dresden”, ponownie bogato ilustrowany. Zdjęcia z tego statku początkowo były zatrzymane przez Niemców, ale później zwrócono je ich autorowi. Ciekawe.
*
Pozostali pasażerowie i załoga „Zamzama” została rozproszona po obozach dla osób internowanych w Niemczech, Francji, a nawet Bułgarii. Za druty wsadzono także Egipcjan, ponieważ Niemcy uznali że ich kraj jest neutralny jedynie na papierze.
Od czerwca 1942 roku rozpoczęła się pomiędzy Niemcami a Wielką Brytanią i Kanadą wymiana internowanych kobiet i dzieci. Zapoczątkowało ją dziesięć Kanadyjek, które wprawdzie zwolniono z obozu w Liebenau już 12 września 1941 roku, ale zmuszono do zatrzymania się w Berlinie – gdzie klepały prawdziwą biedę – aż do połowy następnego roku. Wróciły do kraju dopiero 29 czerwca.
23 października 1944 roku agencja TASS podała, że oddziały Armii Czerwonej oswobodziły w Bułgarii obóz jeniecki, w którym przetrzymywano 104 egipskich marynarzy z „Zamzama”. Krótko po wojnie, Percy Knauth, korespondent New York Times, odnalazł wielu z nich, żyjących w niewielkim jugosłowiańskim miasteczku. Nie wiadomo, kiedy wrócili do Egiptu.
27 kwietnia ostatni żyjący jeszcze w niewoli pasażer z „Zamzama” został wyzwolony po zdobyciu obozu dla internowanych w Westertimke, koło Bremen.
Na początku marca 1947 roku część płynących „Zamzamem” Amerykanów skrzyknęła się, i wystąpiła do sądu o odszkodowanie od armatora, za przyczynienie się do zatopienia statku (brak bandery, zaciemnienie, zygzakowanie). Rozprawa, apelacja i kolejna rozprawa zakończyły się w maju następnego roku. Pasażerowie domagali się $24.448,79 (ciekawe jak doszli to tak precyzyjnie wyliczonej sumy?), ale sąd przyznał im tylko połowę. Z 12.224,40 dostali jednak zaledwie 9.543,30, ponieważ 2.681,10 zgarnęli reprezentujących powodów prawnicy.
--
Post zmieniony (23-09-20 12:19)
|