Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 556
FATALNA KOLIZJA
Kwartet krążowników typu Mogami – cała czwórka otrzymała nazwy rzek: Mogami, Mikuma, Suzuya i Kumano – od samego początku musiał się spotkać z ograniczeniami, narzuconymi przez Traktat Waszyngtoński. Przy projektowaniu osiągnięto wprawdzie maksymalną dozwoloną wyporność, ale i tak pozwoliło to na wybudowanie jedynie krążowników lekkich, i co z tego, że wyposażonych aż w 15 dział kalibru 155 mm (pięć wież po trzy działa w każdej). Ponieważ można było je podnieść o 55 stopni, mogły być jednakże wykorzystane także do walki z lotnictwem. Do tego doszło umieszczone na śródokręciu 8 dział 127 mm (4x2) oraz broń, której niezwykłe parametry sprawiały podczas wojny aliantom mnóstwo przykrych niespodzianek: 4 ukryte pod pokładem wyrzutnie torpedowe, z których każda miała po 3 rury. Torpedy nazwane przez Amerykanów długimi lancami były nie tylko bardzo szybkie (ich prędkość dochodziła do 50 węzłów!), ale także miały wielki zasięg, oraz większą niż w torpedach innych krajów ilość materiału wybuchowego. Tyle że akurat w tym przypadku, na niewiele one się zdały…
Aby zaoszczędzić na wadze, szeroko zastosowano spawanie elektryczne, a przy konstrukcji nadbudówek nie skąpiono aluminium, dzięki czemu zaoszczędzono tyle na wadze, że można było zastosować solidne opancerzenie. Okręty mogły rozwinąć aż 35 węzłów, czego w owym czasie nie potrafił przebić chyba żaden inny krążownik na świecie. Podwójny ster też nie był w owych czasach czymś zwyczajnym.
Pierwszy do służby wszedł „Mogami” – 27 lipca 1935, ale już 29 sierpnia dołączył do niego „Mikuma”.
„Mogami”
,
Już od samego początku zaczęły wychodzić niedoróbki zarówno projektantów, jak i stoczniowców. Najpoważniejszym problemem podczas prób morskich krążowników było, przy rozwijaniu dużej szybkości, puszczanie spawów blach poszycia, w wyniku czego oba nowiutkie przecież okręty musiały pojść na dok już na początku następnego roku. Inną, bardzo istotną wadą był zbyt wysoko położony środek ciężkości, będący rezultatem lekkiej konstrukcji kadłuba (spawy zamiast nitów!) oraz umieszczenia wysoko dużych mas, głównie potężnego uzbrojenia. Oznaczało to, że zwłaszcza przy niskich stanach paliwa i wzburzonym morzu, trzeba było nawigować bardzo ostrożnie. Nie pierwszy to, i nie ostatni przypadek tego rodzaju w japońskiej flocie.
Po wycofaniu się w 1936 roku Japonii z Traktatu Waszyngtońskiego, zdecydowano o przemienieniu czwórki lekkich krążowników w ciężkie, a to poprzez wymianę dział artylerii głównej na większe, bo kalibru 203 mm. Przy okazji miano także poprawić stateczność.
„Mikuma”, jeszcze z potrójnymi działami 155 mm
„Mogami”. Umieszczone po obu burtach działa 127 mm
Ponieważ wymiana dział na większe nie jest tak prosta jak mogłoby się wydawać, musiało to zająć mnóstwo czasu i kosztować ogromne pieniądze. Działo okrętowe to nie tylko wieża i lufy, co doskonale pokazuje poniższy rysunek. Przedstawiono tu wprawdzie mechanizmy dział kalibru aż 381 mm, ale są one podobne także dla 155 czy 203 mm. Sama wieża z lufami to jedynie kwiatek całej dużej rośliny, pod spodem której szalenie istotne są jej korzenie.
Prace nad „Mogami” i „Mikumą” spowodowały, że gotowa do służby w styczniu 1936 „Suzuya”, została po próbach morskich stanęła przy kei, gdzie czekała na swoją kolej na przebudowę.
„Suzuya” na próbach
Na listę floty ”Suzuyę” wciągniętą dopiero 31 października 1937, po czym okręt nadal... pozostał nieaktywny. Również czwarty z serii, „Kumano” – gotowy do służby jako lekki krążownik w październiku 1937 – nie pożegnał się ze stocznią aż do 20 października 1939!
W końcu jednak cała czwórka została przezbrojona, po czym oficjalnie przeklasyfikowano ją na ciężkie krążowniki. Solidnie uzbrojone, szybkie i dobrze opancerzone zasłużenie zajęły miejsce wśród najlepszych jednostek tej klasy na świecie.
Wyposażone w nowe, dwulufowe wieże 203 mm krążowniki nie były już tak często fotografowane jak uprzednio (wojna!), stąd trudność w znalezieniu ich zdjęć. Pomimo tego czujni Amerykanie zamieścili w swym informatorze o okrętach rysunki już przebudowanych jednostek
Tworzący 7 Dywizjon Krążowników kwartet (okrętem flagowym był „Kumano”) rozpoczął wojnę 8 grudnia, wspierając lądowanie na Malajach. Następnego dnia okręty otrzymały rozkaz nocnego ataku na brytyjskie pancerniki „Prince of Wales” i „Repulse”. Dywizjon został wzmocniony przez lekki krążownik „Sendai” i cztery niszczyciele, ale do starcia nie doszło. Ponieważ już następnego dnia oba pancerniki zostały zatopione przez samoloty, okręty otrzymały nowe zadania, polegających głównie na eskortowaniu konwojów i wspieraniu kolejnych desantów. Dodajmy jeszcze, że od wybuchu wojny Dywizjonem dowodził kontradmirał Takeo Kurita, ten sam, który w październiku 1944 poniesie klęskę w Bitwie w Zatoce Leyte.
W nocy z 28 na 29 lutego 1942 „Mikuma” i „Mogami” po raz pierwszy uczestniczyły w prawdziwym boju, który przeszedł do historii jako Bitwa w Cieśninie Sunda. Wysunięte dalej na północ „Suzuya” i „Kumano”, nie zdążyły na plac boju.
Cieśnina Sunda (Sunda Straight) oddziela Jawę od Sumatry
Ponieważ jednak nie to starcie jest naszym głównym tematem, pozostańmy tylko przy jego podsumowaniu. Przede wszystkim siły były rozpaczliwie nierówne. Atakujące japońskie transportowce amerykański ciężki krążownik „Houston”, australijski lekki krążownik „Perth” oraz holenderski niszczyciel „Evertsen” musiały się zmierzyć z trzema japońskimi krążownikami („Mikuma”, „Mogami” i „Natori”) oraz 10 niszczycielami. Był tam jeszcze nie liczący się w tej stawce japoński stawiacz min, który zresztą został zatopiony.
Alianci stracili wszystkie trzy okręty, Japończycy zaś ów stawiacz min, 4 transportowce (zatopione lub zmuszone wyrzucić się na brzeg), a uszkodzeniu uległy trzy niszczyciele, oraz „Mikuma”. Okręt ten trafiły pociski z „Houstona” zabijając 6 ludzi, i 11 raniąc. Pierwszy krążownik ze wspaniałej czwórki złożył daninę krwi.
USS „Houston”
Kolejne zadanie nie było już niebezpieczne, ponieważ zapadła decyzja o zaatakowaniu bezbronnej alianckiej żeglugi handlowej w Zatoce Bengalskiej. W skład trzech grup (Północna, Centralna i Południowa) weszły:
- lekki lotniskowiec (Ryujo)
- 5 ciężkich krążowników (Chokai, Kumano, Suzuya, Mikuma, Mogami)
- 3 lekkie krążowniki (Yura, Yuguri, Asagiri)
- 2 niszczyciele (Shirakumo, Amagiri)
Trwający od 1 do 11 kwietnia wypad zakończył się zatopieniem 20 statków, mających nieco ponad 90.000 GRT. Można dyskutować czy ze względu na znaczną liczbę wydzielonych do tego okrętów był to sukces czy nie, ale jednak później Japończycy nie powtórzyli czegoś takiego na podobnie dużą skalę. Kilka okrętów podwodnych mogłoby pewnie osiągnąć taki sam wynik, zużywając przy tym nieporównanie mniej amunicji i – przede wszystkim! – cennego paliwa.
15 maja 7 Dywizjon Krążowników wyszedł w morze, aby w okolicach wyspy Hashirajimy (na południu Zatoki Hiroszimy), odbyć ćwiczenia artyleryjskie i nie byle z kim, bo z 1 Dywizjonem Pancerników w składzie „Yamato”, „Nagato” i „Mutsu”. Okręty wróciły do Kure w poniedziałek 18 maja, i ku ogromnej radości, marynarze dostali wolny wieczór na lądzie. Następnego dnia zaczęło się uzupełnianie amunicji oraz prowiantu – najwyraźniej szykowało się coś wielkiego. 21 wieczorem krążowniki wyszły w morze osłaniane przez niszczyciele „Asashio” i „Arashio”, i kierując się na wyspę Guam, której Japończycy nadali nazwę Omiyajima (Wyspa Omiya). Rzucono tam kotwice pięć dni później.
Na odprawie kapitanowie krążowników 7 Dywizjonu dowiedzieli się o zbliżającym się ataku na Midway, z przykrością jednakże słysząc o swoim zadaniu. Zamiast wzięcia bezpośredniego udziału w boju, okręty miały tworzyć bliską osłonę Grupy Transportowej Inwazji na Midway, dowodzonej przez byłego dowódcę pancernika „Kongo” kontradmirała Raizō Tanakę, który pięć miesięcy później zasłynął wspaniałym zwycięstwem w nocnej bitwie pod Tassafarongą (przylądek u brzegów Guadalcanalu). W skład grupy wchodził zbiornikowiec „Akebono Maru” i 12 transportowców wiozących 5000 żołnierzy, mających dokonać desantu na Midway.
28 maja krążowniki wyszły w morze w towarzystwie dwóch transportowców wodnosamolotów „Chitose” (przebudowany później na lotniskowiec) i „Kamikawa Maru”. Dopiero wtedy załogi zostały poinformowane o zbliżającym się ataku na Midway. Po zdobyciu wyspy, 7 Dywizjon miał popłynąć na Aleuty, prawdopodobnie dla wsparcia także i tam planowanego desantu.
30 maja 7 Dywizjon wraz z transportowcami wodnosamolotów dołączył do Grupy Transportowej, która powiększyła się o zbiornikowiec „Nichiei Maru” – jeszcze się z nim spotkamy - oraz niszczyciele „Asashi” i „Arashio”.
„Nichiei Maru”
3 czerwca bardzo liczny już teraz zespół został zaatakowany przez dziewięć Latających Fortec z Midway, ale zrzucane z wysokiego pułapu bomby chybiły. Udało się natomiast następnego dnia uzbrojonej w torpedę zwiadowczej łodzi latającej Catalina. Pocisk trafił w dziób „Akebono Maru”, wywołując eksplozję w magazynie pocisków przeciwlotniczych, i rozdzierając poszycie kadłuba na długości 10 metrów. Zginęło przy tym 10 marynarzy, a 13 odniosło rany. Cudem prawdziwym było to, że statek nie tylko że nie zatonął, ale jeszcze zdołał dotrzeć 21 czerwca do bazy w Kure.
W południe 5 czerwca głównodowodzący, admirał Isoroku Yamamato, rozkazał 7 Dywizjonowi krążowników podejście pod Midway, i ostrzelanie wyspy. Ponieważ okręty znajdowały się 410 mil od celu podkręcono obroty, idąc jak najszybciej, czyli 35 węzłami. Ponieważ ocean wbrew swej nazwie nie był wcale spokojny, nie mogące dotrzymać kroku niszczyciele szybko zostały w tyle. I kiedy marynarze szykowali się już do wykonania zadania, o 21:20 przyszedł rozkaz odwołujący akcję!
7 Dywizjon obrał kurs północ-północny zachód, redukując szybkość do 28 węzłów. Na czele szedł flagowy „Kumano”. Za nim pozycję zajął „Suzuya”, wyprzedzający „Mikumę” – z komandorem Sakiyama Shakao, dowodzącym krążownikiem od 1 listopada 1940 roku – a szyk zamykał „Mogami”. Okręty szły w jednej kolumnie, w odstępach 800 metrów.
*
Amerykański okręt podwodny „Tambor” pod dowództwem komandora porucznika John M. Murphy’ego znajdował się na drugim bojowym patrolu.
Interesujące zdjęcie kiosku „USS „Tambor”
5 czerwca o 2:15 Murphy wysłał radiową wiadomość o dostrzeżeniu „czterech wielkich okrętów” 90 mil na północ od Midway, odległych od niego o 5,6 kilometrów. Było to za daleko dla dokładnej identyfikacji jednostek (noc!), a ponadto komandor był uprzedzony o możliwości napotkania własnych okrętów. Murphy próbował zmianami kursu zbliżyć się, ale dopiero zmiana kursu „czterech wielkich okrętów” na północny, pozwoliła znowu się im przyjrzeć. Była 2:58 kiedy „Tambor” znalazł się na ich drodze, ale wtedy okręty zmieniły kurs na północno zachodni. Murphy odpowiednio zmienił swój kurs, mając nadzieję że niezidentyfikowane jednostki znajdą się na tle księżyca, co wyraźnie pokaże ich sylwetki.
Ta zabawa a w ciuciubabkę trwała aż do 4 rano, kiedy wreszcie coś można było zobaczyć. „Coś”, czyli sylwetki niby były widoczne, ale wciąż trudne do zidentyfikowania. Zdesperowany Murphy – będący przez cały czas w wynurzenie - kazał nadać o 4:12 świetlny sygnał rozpoznawczy swego okrętu. Otrzymał odpowiedź, a jakże, tylko że zupełnie niezrozumiałą. Oto jak opisał to sygnalista:
- Co on odpowiedział? – spytał Murhpy.
- Niech mnie cholera, jeśli wiem – odpowiedziałem [bardzo nieregulaminowo!].
To wystarczyło Murphy’emu: „Zanurzenie – zanurzenie – zanurzenie! W dół i szykujcie się na atak bombami głębinowymi!”
„Tambor” pospiesznie zszedł pod wodę, ale ponieważ jednak nikt nie miał zamiaru go atakować, Murphy wysunął peryskop.
*
Peryskop został dostrzeżony na mostku „Kumano”. Oficer wachtowy Isamo Okamoto pospiesznie przesłał na pozostałe okręty sygnał świetlny, nakazujący natychmiastowy i jednoczesny zwrot o 45 stopni w lewo, a krótko potem uznając że światła mogłyby zostać niezauważone lub źle odczytane, powtórzył przez radiotelefon komendę: „Natychmiastowy jednoczesny zwrot w lewo o 45 stopni”.
„Kumano” i „Suzuya” wykonały zwrot o 45 stopni, ale na „Mikumie” najwyraźniej dwie następujące po sobie komendy, każda nakazująca zwrot o 45 stopni, przyjęto za rozkaz skręcenia o stopni 90. Idący z tyłu „Mogami” oczywiście skręcił tylko o 45 stopni, a co gorsza, nie zwrócono uwagi na to, że „Mikuma” przekroczył już 45 stopni i skręca nadal! Ponieważ okręty szły z dużą szybkością, kolizja była nieunikniona.
Masywny dziób „Mogami” wbił się z ogromną siłą w burtę „Mikumy” na wysokości mostku. Prawie natychmiast z rozbitych zbiorników zaczęło wylewać się paliwo, zmieniając się w długi, tworzący się za wciąż poruszającym się okrętem ciemny warkocz. Okręt przechylił się o 4 stopnie, ale dosyć szybko udało się go wyprostować, a także ugasić pożar w radiostacji. Było źle, ale przecież nie tragicznie. Mocno ucierpiał także „Mogami”, z urwaną kilkunastometrową częścią dziobową.
Na wieść o fatalnej kolizji, przyszedł rozkaz aby przy uszkodzonych krążownikach – zdolnych jednak do marszu ze zredukowaną szybkością! - pozostały jako eskorta jedynie niszczyciele „Arashio” i „Asashio”, podczas gdy „Suzuya” i „Kumano” miały szybko oddalić się z niebezpiecznego akwenu. I wszystko mogłoby się dobrze skończyć, gdy nie raport wysłany do Pearl Harbor przez komandora Murphy’ego, i gdyby nie bardzo długa, doskonale widoczna nawet z dużej wysokości, ścieżka paliwa znacząca kilwater „Mikumy”...
Korzystając z ogromnego zamieszania po kolizji Murphy mógł zaatakować torpedami uszkodzone okręty posyłając na dno być może nawet oba, ale komandorowi zabrało ducha agresji, która powinna być cechą każdego dowódcy okrętu podwodnego. Samo wysłanie informacji o uszkodzonych okrętach uznano w dowództwie za absolutnie niewystarczające, i wyciągnięto z tego powodu ostre konsekwencje. Po powrocie „Tambora” 16 czerwca do Pearl Harbor, Murphy został zdjęty z dowództwa – hańbiąca plama na życiorysie każdego oficera! – i do końca wojny przekładał już tylko papierki.
John M. Murphy, oficer który stracił okazję, aby stać się bohaterem
*
Okaleczone krążowniki ruszyły 12 węzłami, i mimo że „Mikuma” mógł rozwinąć większą szybkość, komandor Sakiyama Shakao postanowił pozostać w szyku, aby wzmocnić obronę w przypadku lotniczego ataku.
Sobota, 6 czerwca. O 6:30 zespół wypatrzyła Catalina, przekazując do dowództwa informację o jego pozycji, kursie i szybkości. Ciekawe, że pilot poinformował o „dwóch pancernikach ciągnących za sobą ślady paliwa”. Na atak nie trzeba było czekać długo. O 8:05 nadlatuje 12 bombowców nurkujących, 6 typu Dauntless i 6 Vindicator, ale żaden z nich nie odnotował trafień. Mało tego, pilotowany przez kapitana Richarda Fleminga Vindicator został zestrzelony, wpadając w płomieniach do wody.
O 9:50 atakują samoloty z lotniskowca „Hornet”. Tym razem uderza aż 26 Dauntlessów, i – nie do wiary – znowu żadnego trafienia! Dwa bombowce zostają zestrzelone. Faktem jest że artyleria przeciwlotnicza dwóch krążowników i dwóch niszczycieli stanowiła potężną siłę ogniową, ale żeby żadna z 26 bomb nie doszła celu?
Szczęście opuściło Japończyków dopiero przy kolejnym ataku, przeprowadzonym tuż przed trzynastą. Tym, razem zaatakowało 31 Dauntlessów, z „Enterprise”. I nareszcie były efekty! „Mikuma” dostaje aż pięcioma bombami, a dwie kolejne wybuchają tuż obok, również czyniąc poważne szkody. Potężny podmuch rzuca komandor Sakiyame na stalową ścianę, powodując poważne obrażenia głowy. Dowództwo przejmuje jego zastępca, komandor Takashima Hideo. Dwie bomby rozbijają prawoburtową maszynownię, a po chwili podobny los spotyka maszynownię po lewej burcie. Kolejny wybuch blisko nadbudówki wywołuje eksplozję pocisków przeciwlotniczych, co niesie ze sobą nie tylko poważne uszkodzenia, ale także zbiera kolejne krwawe żniwo. Na śródokręciu wybuchają liczne pożary. Obezwładniony krążownik staje w dryfie.
13:58. Sakiyama nie postąpił tak, jak jego kolega na „Mogami”, który przezornie już kilka godzin temu wyrzucił za burtę wszystkie torpedy, i to się zemściło. Część torped eksploduje rozbijając kompletnie pokład z katapultami wodnosamolotów, niszcząc maszt, i wyrzucając do wody duży fragment kadłuba. Po otrzymaniu raportów o zniszczeniach, Takashima rozkazuje opuścić okręt. W bardzo gorzkiej chwili przejął nad nim komendę! „Mogami” i „Arashima” podchodzą bliżej, aby przejąć rozbitków.
Około 15:00 „Mikuma” i „Mogami” są atakowane przez 23 bombowce z „Horneta”.
Dauntlessy z „Horneta” nadlatują nad płonącego „Mikumę”
Ten atak był absolutnie niszczący. „Mikuma” dostaje kolejną bombę, która zabija między innymi komandora Takashimę. Obrywają także niszczyciele: każdy z nich został trafiony bombą 230 kg. Na „Arashio” ginie 37 członków załogi oraz wielu rozbitków z krążownika. Taką samą bombę zaliczył także „Asashio”, tracąc 22 marynarzy. „Mogami” trafiło 6 bomb, które oprócz wyrządzenia ogromnych szkód – całkowicie rozbita została wieża artylerii głównej numer 5 (pierwsza od rufy) – zabiła 81 członków załogi. Największe straty poniosła oczywiście załoga „Mikumy”, z której uratowano tylko 240 osób. Zginęło 650-700 (brak jednoznacznie wiarygodnych danych), w tym komandor Sakiyama, którego wprawdzie przeniesiono na „Asashio” a później na „Suzuyę” – tam był chirurg! - ale pomimo starań, oficer zmarł 10 czerwca.
Zdjęcie z Dauntlessa. Płonący „Mikuma”. Na drugim zdjęciu na prawo od krążownika sylwetka niszczyciela podejmującego z wody rozbitków
,
Opuszczony przez załogę okręt wciąż utrzymywał się na powierzchni.
Całe śródokręcie było kompletnie zniszczone. Widoczne dwulufowe działa, oraz namalowana na wieży numer 1 japońska flaga, mająca sygnalizować własnym pilotom, z kim mają do czynienia
, ,
Znane zdjęcie, najczęściej mylnie opisywane, jakoby na drugiej wieży od rufy leżały szczątki samolotu kapitana Fleminga. Wzięci do niewoli japońscy marynarze stwierdzili że samolot wpadł do wody, a na dachu wieży znajdują się fragmenty rozbitego masztu – widać zresztą część jego ażurowych elementów. Na śródokręciu widać zwisające poza obrysem kadłuba rury rozbitych wyrzutni torpedowych
„Mikuma” dotrwał do 19:30, kiedy to wreszcie się położył na burtę, po czym poszedł na dno
„Mogami” i dwa niszczyciele uszły pogoni, i dotarły do Truku na remont. Po drodze okręty uzupełniały paliwo z „Nichiei Maru”.
„Mogami” otrzymał paliwo w nietypowy sposób czyli nie burta-burta, ale rufa – dziób (mimo że rozbity). Przed krążownikiem idzie „Nichiei Maru”. Tak jak na zdjęciu rozbitej „Mikumy”, także i tu widać dwulufowe wieże, oraz namalowaną flagę na dachu pierwszej z nich
*
9 lipca okręt podwodny „Trout” przechodził przez wielkie, pokryte paliwem pole, upstrzone mnóstwem szczątków. Natknięto się tam na dwóch rozbitków z „Mikumy”: szefa radiotelegrafistów Yoshida Katsuichi i palacza 3 klasy Ishikawa Kenichi. Pięć dni później okręt wysadził ich w Pearl Harbor.
„Trout” z jeńcami podchodzi do kei
*
A jaki los spotkał pozostałe okręty z Wielkiej Czwórki?
„Mogami”. W trakcie bitwy w Cieśninie Surigao, w nocy z 24 na 25 października 1944 roku, w okręt wjechał ciężki krążownik „Nachi” – niczym zemsta za staranowanie „Mikumy”! – w wyniku czego „Mogami” doznał bardzo poważnych uszkodzeń, a powstały pożar wywołał eksplozję pięciu torped, które rozbiły między innymi prawoburtową maszynownię. Nad ranem okręt został najpierw ostrzelany przez amerykańskie krążowniki które go unieruchomiły, a potem swoje dołożyły dwie lotnicze bomby. Załoga opuściła krążownik, a po dwóch godzinach, o 12:40, japoński niszczyciel „Akebono” dobił go torpedą. ”Akebono” uratował około 700 rozbitków, ale 192 marynarzy poszło na dno wraz z okrętem.
„Suzuya”. 25 października 1944, podczas bitwy przy wyspie Samar, krążownik został zaatakowany przez 30 samolotów torpedowych. Nalot miał zabójcze skutki. O 11:50 załoga zeszła z okrętu, który zatonął o 13:22. Niszczyciel „Okinami” podjął z wody 401 marynarzy wraz z dowódcą krążownika, komandorem Teraoka, a po kilkunastu godzinach wielu innych zostało uratowanych przez amerykańskie okręty.
„Kumano”… To okręt, o którym admirał William Halsey powiedział: „Jeśli w ogóle miałbym czuć przykrość z powodu jakiegokolwiek japońskiego okrętu, byłby to „Kumano”. I dlatego o jego ostatniej, niewiarygodnej walce o przetrwanie, jeszcze tutaj wkrótce przeczytacie.
--
Post zmieniony (07-09-20 20:11)
|