KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 61 z 80Strony:  <=  <-  59  60  61  62  63  ->  => 
09-08-20 21:12  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
yak   

Wielowątkowo temat potraktowany, nie ma co. A dla słabo czytających sporo obrazków. Tak lubimy :-)

 
09-08-20 21:37  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Tym razem "skokiem w bok" była chyba tylko historia "Neosho", no i może sprawa autorstwa słynnego zdjęcia. Lubię rozwijać poboczne wątki, bo urozmaicają one Opowieść. A jeszcze bardziej lubię mozolnie dokopywać się do nieznanych faktów. Tym razem posłużyły mi one do w miarę szczegółowego opisu agonii „Shōkaku".

Kolejna Opowieść nie będzie już taka długa. Po sake przyjdzie kolej na wódkę Finlandia. Dobrze zmrożona przyda się na gorące dni :-)

 
09-08-20 21:54  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
yak   

Na zimne też pasi. Przynajmniej mnie.

 
18-08-20 12:12  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 552


NAJWIĘKSZE OKRĘTY FIŃSKIEJ MARYNARKI, I ICH SKROMNIEJSI KOLEDZY


Okręty, które dziś bliżej poznamy przedstawiane są na polskich stronach internetowych jako pancerniki obrony wybrzeża, ale nie jest to nazwa poprawna. Sami Finowie mówili o nich „panssarilaiva”, czyli „okręt opancerzony” (lub pancerny). Mowa jest o zbudowanych w fińskim Turku) „Väinämöinen" i „Ilmarinen”. Są to imiona bohaterów z fińskiej mitologii.

Jednostki zostały zaprojektowane przez Niemców, ale dla obejścia postanowień Traktatu Wersalskiego, oficjalnie autorem planów była holenderska firma IvS (Ingenieurskantoor voor Scheepsbouw).

,

Jako pierwszy, do służby wszedł „Väinämöinen". Było to 29 maja 1932 roku, podczas gdy na jego bliźniaku banderę podniesiono 17 kwietnia 1934. Okręty miały 3.900 ton wyporności, długość 93 metry, i rozwijały marne 15 węzłów – tyle że wobec przydzielonych im zadań i rejonu działania, nie miało to większego znaczenia. Z tego samego powodu mizerny zasięg, zaledwie 700 mil, także był całkowicie wystarczający.

Za to uzbrojenie było jak się należy:
- 4 działa Boforsa 254 mm (2 x 2), strzelające nawet na 31 km (!) pociskami o wadze 225 kilogramów
- 8 dział Boforsa 105 mm (4 x 2)
- 4 działka przeciwlotnicze Vickersa 40 mm (4 x 1)
- 2 przeciwlotnicze karabiny maszynowe Madsena (duńskie) 20 mm (2 x 1)

Fabryka Boforsa. Budowa dział 254 mm dla fińskich okrętów
,

W latach pokoju załoga liczyła 330 osób, a podczas wojny 410. Ani przedtem ani potem Merivoimat, czyli fińska Marynarka Wojenna, nie miała większych okrętów. Ich zadaniem było odgrywanie roli pływających baterii przybrzeżnych, z naciskiem na chronienie przed wrażymi zakusami zdemilitaryzowanych Wysp Alandzkich.



Interesujący był status owych wysp. 24 czerwca 1921 Liga Narodów przyznała je Finlandii, z zastrzeżeniem przyznania rozległej autonomii dla tamtejszej ludności i utrzymania demilitaryzacji. 20 października zawarto w Genewie układ o statusie wysp. Oprócz Szwecji i Finlandii stronami były Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Włochy, Dania, Polska, Estonia i Łotwa. ZSRR, mimo iż był członkiem Ligi od 1934 roku, odmówił podpisania układu.

Niewielkie zanurzenie – zaledwie 5 metrów! – i wysoko umieszczone działa dawała w rezultacie kiepską dzielność morską. Plusem były nowoczesny system kontroli ognia, pozwalający na błyskawiczne przekazywanie artylerzystom koordynatów celu.



Działa 254 mm…


…i 105 mm


Mesa załogowa



„Väinämöinen" został wyznaczony do reprezentowania Finlandii na wielkiej morskiej paradzie w Spithead, zorganizowanej w maju 1937 roku na cześć koronacji króla Jerzego VI. Tyle że ze względu na niewielki zasięg, przez większość drogi do i z Anglii okręt szedł na …holu!

Z Turku do Portsmouth (port leżący przy Spithead) są 1284 mile morskie. W obie strony mamy zatem 2568 mil. Odliczmy 500, które przy Spithead – płynąc do i z cieśniny - okręt pokonał samodzielnie (z pozostawioną rezerwą paliwa na 200 mil), i pozostaje nam 2068 mil na holu: 1034 w każdą stronę. Przy prędkości holowania 8 węzłów, droga w każdą stronę zajęła ponad 5 dób. Musiało to żałośnie wyglądać.

Parada w Spithead, 1937


Lokalna prasa pisała żartobliwie, że Finlandia musi być nie lada morską potęgą, skoro nawet latarniowce są tam uzbrojone w ciężkie działa. Była to oczywiście aluzja do bardzo nietypowego masztu okrętu, rzeczywiście przypominającego te na latarniowcach.



30 listopada 1939 roku rozpoczęła się Zimowa Wojna czyli atak ZSRR na Finlandię. Główne siły Fińskiej Marynarki składały się wówczas z:
- 2 okrętów opancerzonych
- 5 okrętów podwodnych
- 4 kanonierek
- 7 kutrów torpedowych
- 1 stawiacza min
- 14 patrolowców
- 8 trałowców

Już na samym początku wojny, celem bombowców stały się pancerne bliźniaki. Zaraz po po pierwszym ataku Finowie przenieśli je w pobliże wyspy Lohm (Lom), leżącej na południowy wschód od Turku, i tam już samoloty z czerwonymi gwiazdami ich nie znalazły. Stamtąd okręty przeszły na Wyspy Alandzkie, aby – zgodnie z przedwojennymi planami – chronić je w razie inwazji. Gdy w grudniu można było pływać już jedynie w asyście lodołamaczy, pancerne bliźniaki przeszły do Turku i rzuciły kotwice na rzece Aura, pomagając miastu w obronie przeciwlotniczej.

W czasie tej wojny Merivoimat straciła kilka niewielkich jednostek, w tym jeden okręt-nie okręt, który na początku grudnia został zmobilizowany i przemianowany na eskortowiec ”Aura II”. Piszę okręt-nie okręt”, ponieważ w cywilu był on prezydenckim jachtem, o nazwie ”Aura”.



Ponieważ jeden z patrolowców nosił już tę nazwę, cywilną „Aurę” zmieniono na wojskową „Aurę II”.

13 stycznia 1940 okręt wraz z inną niewielką jednostką, „Tursas”, eskortował konwój idący przez Morze Alandzkie, czyli akwen pomiędzy wybrzeżem Szwecji i Wyspami Alandzkimi (zaznaczone na mapie).



Konwój składał się z trzech statków: frachtowców „Anneberg” i „Hebe”, oraz pasażerskiego „Bore I”.

„Bore I”


Kiedy mijano skalistą, niezamieszkaną wyspę Märket, z pokładu „Tursas” dostrzeżono ślad torpedy, a zaraz potem w odległości 300 metrów po lewej burcie wynurzył się okręt podwodny. „Tursas” podniósł alarm, po czym spróbował staranować wroga. Okręt poszedł wodę, i wtedy do kontrataku przystąpiła ”Aura II” rzucając trzy bomby głębinowe, po wybuchu których na powierzchni ukazały się plamy oleju.

Przeciwnikiem był Szcz-324 który starał się zatopić „Anneberg”, będący największym statkiem w konwoju, ale torpeda była niecelna.

Wyrzucono kolejne dwie bomby głębinowe, ale kolejna eksplodowała w miotaczu! 135 kilogramów trotylu rozerwało rufę drewnianej jednostki. Na miejscu zginęło 26 ludzi, i tylko 15 zdążyło skoczyć do wody. Ostatnie słowa śmiertelnie rannego dowódcy, porucznika Esry Terä, były: „Zaśpiewajmy, chłopcy”.

Lekko uszkodzony Szcz-324 nie próbował kolejnego ataku, i zawrócił do bazy. Dodajmy, iż okręt ten zaginął wraz z całą załogą na początku listopada 1941 roku, ponownie prowadząc działania przeciwko Finlandii. Wszystko wskazuje na to, iż przyczyną zatonięcia była mina.

„Szcz-324”
,


*

Zimowa Wojna była krótka, jako że Moskiewski Traktat Pokojowy podpisano już 12 marca 1940 roku, ale przez cały ten czas „Väinämöinen" i „Ilmarinen” pomogły odeprzeć 60 lotniczych ataków na Turku, przeprowadzonych z udziałem około 400 samolotów. Stwierdzono wtedy, że przeciwlotnicze 40-milimetrówki Vickersa nie są wiele warte, i dlatego w następnym roku zastąpiły je działka tego samego kalibru, ale produkcji Boforsa. Wtedy także dodano 2 pojedyncze 20-milimetrowe karabiny maszynowe Madsena.

Marzec 1940. „Ilmarinen” w lodach w Turku, już po podpisaniu traktatu


Na mocy traktatu z 12 marca, Finlandia został zmuszona do wydzierżawienia ZSRR na 30 lat 115 kilometrów kwadratowych terytorium, które obejmowało obszar Hankoniemi wraz z miastem Hanko i około 400 niewielkich wysepek



21 czerwca 1941 roku, czyli na dzień przed atakiem Niemiec na ZSRR, fińska armia i marynarka wkroczyła na zdemilitaryzowane do tej pory Wyspy Alandzkie. W ciągu kilkunastu godzin do portu w Maarianhaminie – stolicy i jednocześnie jedynego miasta na Wyspach – zawinęło 20 okrętów, a wśród nich „Väinämöinen" i „Ilmarinen”. Należy sądzić, że Niemcy uprzedzili Finów o terminie „Barbarossy”, ponieważ trudno jest uwierzyć że ci przypadkowo zmilitaryzowali Wyspy akurat dzień wcześniej. Tak czy owak, Finowie działali na swoim terytorium.

Pomimo że Rosjanie dostawali tęgie baty na całym froncie, nie zapomnieli o znienawidzonym sąsiedzie z północy, i już 25 i 26 czerwca ich samoloty zbombardowały fińskie lotnictwa oraz miasta, w których spodziewano się wojskowych oddziałów – tak, jakby nie mieli dosyć kłopotów z Niemcami! W odpowiedzi Finlandia wypowiedziała agresorowi wojnę.

25 kilometrów na południowy zachód od Hanko, w fińskich rękach znajdowała się skalista wysepka Bengtskär, ważna ze względu na stojącą tam latarnię morską. 26 lipca Rosjanie uderzyli na wysepkę, bronioną przez 41 ludzi, i wspomaganych przez bliźniacze kanonierki „Uusimaa” i „Hämeenmaa”.

„Uusimaa”


Wysepkę atakowało 31 żołnierzy według Rosjan, i prawie 100 według Finów. Oddział dowieziony był tam i wspierany przez dziesięć patrolowców typu MO.

Patrolowiec typu MO


Finowie byli górą w walce na wysepce, a dodatkowo „Uusimaa” zatopił ogniem artyleryjskim patrolowiec PK-238.

Osłaniające akcję z dystansu „Väinämöinen" i „Ilmarinen” były kilkakrotnie atakowane przez bombowce, którym udało się trafić drugi z tych okrętów. Wprawdzie bomby zabiły tylko jednego człowieka, ale wyrządziły szkody, które trzeba było usunąć w Turku. Tam ktoś wpadł na pomysł dobry jedynie w teorii, a mianowicie na obłożenie wszelkich odkrytych stanowisk dużymi workami z piaskiem, co pogorszyło i tak przecież już kiepską stateczność okrętów.

Po remoncie, pancerne bliźniaki wielokrotnie ostrzeliwały bazę w Hanko, niszcząc jeden z magazynów amunicyjnych. Dokuczliwy ostrzał zmusił w końcu Rosjan do ewakuacji bazy.

„Ilmarinen”
,

W listopadzie niewielkie jednostki wywiozły połowę wojsk do Leningradu, a druga połowa popłynęła tam w nocy z 2 na 3 grudnia. Stracono przy tym na minie ex-łotewską kanonierkę „Virsaitis” (zginęło na niej około 130 ludzi) oraz transportowiec „Josif Stalin”. Statek także wpadł na minę, a następnie został ostrzelany przez artylerię nabrzeżną. Porozbijany, cudem od razu nie zatonął; prądy zniosły go w końcu na mieliznę na fińskim wybrzeżu. Ocalałych żołnierzy i załogę wzięły do niewoli niemieckie okręty.

„Josif Stalin”. Żołnierze czekają na dopełnienie jenieckiego losu


*

Z początkiem września 1941 roku, ziemie należące jeszcze nie tak dawno do Estonii znalazły się już pod niemieckim panowaniem, ale nie w całości: Rosjanie wciąż okupowali dwie największe wyspy, których estońskie nazwy brzmią Hiiumaa oraz Saaremaa. Niewielki oddział stacjonował także na wysepce Muhu, leżącej tuż przy północno-wschodnim krańcu Saaremy. Niemcy zaplanowali atak na duże wyspy, ale miało on przebiegać dwuetapowo: najpierw wojska miały wylądować na Muhu, a dopiero stamtąd ruszyć na plaże Saaremy, i potem dalej, na Hiiumę. Żeby jednak zmylić Rosjan i skłonić ich do myślenia, iż desant nastąpi wprost z morza – a nie via Muhu - postanowiono wypuścić fałszywy niemiecko-fiński konwój, mający odciągnąć flotę przeciwnika jak najdalej od zachodnich wybrzeży Estonii. Operacji nadano nazwę Nordwind.



Składający się z piętnastu jednostek konwój wypłynął na południe z wyspy Utö. Z racji jej położenia względem głównych wysp Estonii rosyjski wywiad powinien bez pudła domyślić się, że jego celem jest Hiiumaa, i że tam należy skierować własną flotę.



Konwój szedł w następującym szyku:

Prowadził „Ilmarinen”, mając po obu burtach wysunięte do przodu dwa, wyposażone w bomby głębinowe patrolowce. Kilometr za nim szedł „Väinämöinen" , także osłaniany przez patrolowce.

Druga grupa składała się z ośmiu niemieckich statków którym towarzyszyły holowniki i patrolowce, a trzecią stanowił transportowiec w towarzystwie uzbrojonych lodołamaczy „Tarmo” i „Jääkarhu”. Nie obowiązywała cisza radiowa, bo przecież konwój miał być dostrzeżony przez wroga.

„Tarmo” (z przodu) i „Jääkarhu” przetrzymały wojnę. „Tarmo” jest obecnie statkiem-muzeum w Kotce. „Jääkarhu” trafił do ZSRR ramach odszkodowań wojennych, poszedł na złom w 1972 roku


Zespół szedł pod rozkazami kontradmirała Eero Raholi, który był jednocześnie dowódcą Merivoimatu. Oficer przybył na Utö ze swej kwatery w Turku 13 września tuż po południu. Przed wyjściem w morze otrzymał informację z wydziału rozminowywania, że przewidziana dla konwoju trasa jest wolna od min. Tyle że ani on, ani Ragnar Göransson, dowódca „Ilmarinena”, nie miał pojęcia, że Rosjanie już na początku sierpnia postawili tam długie na pięć mil pole minowe...

,

Niebo pokrywały chmury, ale widoczność była bez zarzutu. Morze wręcz tchnęło spokojem, i jedynie martwa fala kołysała okrętami.

Oba pancerne bliźniaki miały założone parawany, czyli przymocowane do dzioba stalowe liny rozchodzące się na boki, połączone z holowanymi po powierzchni pływakami. W razie natknięcia się na minę kotwiczną, liny odsuwają jej tak zwaną minlinę od burty, w kierunku pływaka. Na końcu lin znajdują się przecinaki przecinające minlinę z dala od okrętu. Miny po wypłynięciu na powierzchnię niszczone są ogniem działek lub karabinów maszynowych.

Schemat działania parawanu


Konwój szedł nie niepokojony. Nie zauważono żadnych obcych jednostek, peryskopów ani samolotów, co zresztą szczerze martwiło Raholego. Chodziło przecież o to, aby ZOSTAĆ ZAUWAŻONYM!

24 mile na południowy zachód od Utö znajdował się punkt, w którym należało wykonać zwrot na kurs powrotny. Pełniący wachtę komandor porucznik Keijo Rasi otrzymał rozkaz: „Ster piętnaście stopni w prawo na przeciwległy kurs”

20:30. Panuje prawie kompletna ciemność, ale stojący po prawej stronie znajdującej się na końcu głównego masztu platformie (tej „od latarniowca”) kapitan Ilamri Huhta dostrzegł, że po jego stronie lina trału nie biegnie od dziobu ku pływakowi – którego nie widać! – ale idzie ostro w dół, pod kadłub okrętu. Czyżby przy wciągniętym pod dno pływakiem znajdowała się mina???

I wtedy rozległa się eksplozja. W tym momencie „Ilmarinen” wykonał już zwrot o 50 stopni.

Sięgający szczytu masztu słup ognia i dymu wyrósł po lewej stronie rufy okrętu, i prawie jednocześnie do kadłuba zaczęła się wdzierać woda. Mający „od zawsze” kłopoty ze statecznością „Ilmarinen” zaczął kłaść się na lewą burtę, i zaledwie po 15 sekundach przechył doszedł do 45 stopni.

Wewnątrz okrętu zapanowała kompletna, jakże zrozumiała w takich okolicznościach, panika. Marynarze próbowali wydostać się na pokład, ale wielu się nie udało: w ciemnościach kadłuba pozostała uwięziona cała obsada maszynowni, komór amunicyjnych i centrum kierowania ogniem. Jedynie nielicznym udało się przedostać do wody poprzez kilka ewakuacyjnych bulajów, mających powiększoną średnicę.

Marynarze skakali do wody, jakkolwiek prawie żaden z nich nie zdążył zabrać ze sobą kamizelki ratunkowej. Wielu z nich tonęło chwytając się w geście rozpaczy stóp pływaków, i niekiedy zabierając ich wraz ze sobą.

Na mostku kontradmirał Eero Rahola zdjął marynarkę i płaszcz. Wolał nie skakać do wody w szybko nasiąkającym, ciężkim ubraniu.

Kiedy charakterystyczny maszt dotknął wody okręt zatrzymał się na chwilę, zanim nie zaczął się obrać wokół osi, stając wreszcie kilem do góry. Moment ten wykorzystał Rahola, skacząc do wody. Po kilku minutach dopłynął do tratwy i wszedł na nią.

Wokół pływali ludzie starający się zdjąć ciężkie ubrania, i zwłaszcza obuwie – na okręcie bardzo popularne były ciężkie, ale za to ciepłe „śnieżne” buty. Prawie wszyscy kaszleli z powodu dostania się do płuc zanieczyszczonej paliwem wody. Pod wrak podszedł jeden z patrolowców, biorąc na pokład około pięćdziesięciu uczepionych stępek przeciwprzechyłowych rozbitków. Prawy silnik wciąż działał, obracając śrubą. Druga, której wał zdemolowała detonacja, patrzyła prawie prosto w niebo.

O 20:36 – zaledwie 6 minut po eksplozji – dziób „Ilmarinena” poszedł w górę, po czym okręt zaczął pomału zsuwać się rufą pod wodę.

Patrolowce krążyły wokół, rzucając do wody kamizelki i wywieszając za burtę liny. Miały one na końcu pętle dzięki czemu można było je wsunąć pod pachy, co szalenie ułatwiało wciąganie rozbitków na pokład. Ratunku doczekali dowódca okrętu Ragnar Göransson, a także kontradmirał Rahola. Uratowało się jednakże tylko 132 ludzi, a aż 271 poniosło śmierć.

Wprawdzie wojskowa cenzura nie dopuściła do opublikowania komunikatu o zatonięciu okrętu, ale po tygodniu zrobiła to szwedzka prasa, która wprawdzie nie miała informacji mówiących wprost o fatalnej nocy, ale na podstawie wyciekających raportów o śmierci wielkiej liczby marynarzy, dodała dwa do dwóch, poszperała jeszcze tu i ówdzie, i... odkryła skrywaną tajemnicę. Rosjanie oczywiście wykorzystali sprawę „Ilmarinena” w swojej propagandzie, informując zaraz potem, iż został on zatopiony „przez nasze okręty”.

Specjalna komisja doszła do wniosku, że jednocześnie wybuchły aż dwie miny, które pechowo zostały zagarnięte przez liny parawanu w momencie wykonywania zwrotu. Przez to właśnie miny nie ześlizgnęły się do pływaka, tylko wraz z nim zawędrowały pod kadłub. Wyjątkowo pechowy zbieg okoliczności. A już najbardziej gorzkim w tym wszystkim był fakt, że Rosjanie do samego końca nie mieli pojęcia o istnieniu konwoju! Niezamierzone poświęcenie „Ilamrinena” zdało się tym samym jak psu na budę.

Tym marynarzom się udało. Zdjęcie wykonane dwa dni po zatonięciu okrętu


Przemówił do nich kapitan Ragnar Göransson


Sierpień 1943. Kontradmirał Eero Rahola (z prawej) składa wieniec pod krzyżem upamiętniającym tragedię „Ilmarinena”


A oto sam krzyż. Zdjęcie współczesne



Przez kilka lat poszukiwano wraku, ale udało się to dopiero trzeciej ekspedycji, w roku 1990. Okręt leży 25 mil na południe od Utö, na 70 metrach, o 15 kilometrów od wraku promu „Estonia”, który zatonął w 1994 roku. Na kotwicy wraku (patrz rysunek) widać porwane sieci rybackie.



*

A co się działo z bliźniaczą jednostką, „Väinämöinenem"?

Właściwie już do końca wojny nie brał udziału w walkach, bo i nie miał do kogo strzelać, jako że Rosjanie woleli skupić się na działaniach okrętów podwodnych.

Fantastycznie zakamuflowany „Väinämöinen". Chodziło oczywiście o ochronę przez bombowcami. Zdjęcie z lipca 1944


Po zakończeniu wojny pozostał fińską własnością aż do roku 1947. Wikipedia (zarówno polska jak i angielska) mówi iż: „Po zakończeniu wojny kontynuacyjnej [czyli działań rozpoczętych w 1941] postanowiono, że „Väinämöinen” zostanie przekazany ZSRR jako odszkodowanie wojenne. Okręt został przejęty przez radziecką flotę 29 maja 1947 roku”.

Tyle że nie jest to prawdą! Fińska, a więc z pewnością lepiej poinformowana, Wikipedia mówi zupełnie coś innego: na stronie https://fi.wikipedia.org/wiki/Panssarilaiva_V%C3%A4in%C3%A4m%C3%B6inen czytamy, iż:

„Po zakończeniu wojny kontynuacyjnej Rosjanie nie byli zainteresowani „Väinämöinenem”, ale 29 maja 1947 roku został on sprzedany Związkowi Radzieckiemu za 265 mln FIM. Väinämöinen opuścił fińską flagę 5 czerwca 1947 roku w Pansio i przekazano go flocie NL, gdzie nadano mu nową nazwę, Vyborg ... W latach pięćdziesiątych Vyborg został zmodernizowany, ale w 1958 rozpoczęto przygotowania do pozbycia się go. Niekiedy sugerowano nawet, aby zwrócić go Finlandii. Ostatecznie został zezłomowany w 1966 roku, w bazie demontażu statków w Leningradzie”.

Na poparcie tych słów dołączony jest link, na którym opublikowano „Umowę pomiędzy Rządem Finlandii i Rządem Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich w sprawie użycia funduszy uprzednio należących do Niemiec, a przekazanych Związkowi Radzieckiemu przez Finlandię, na potrzeby Związku Radzieckiego”. Artykuł 1 Umowy podaje, iż wysokość owych funduszy to 6 miliardów fińskich marek.
...
„Artykuł 4
Rząd Finlandii sprzeda Zarządowi SNT-Liiton Hallitukselle [prawdopodobnie powołana w Finlandii rosyjska firma mająca się zajmować sprawami przejętego poniemieckiego majątku] przybrzeżny okręt pancerny "Väinämöinen" w dobrej kondycji, z całym uzbrojeniem, amunicją, wyposażeniem, umeblowaniem i dokumentacją ... W przeciągu dwóch tygodni od podpisania i otrzymania dokumentów, Zarząd SNT-Liiton Hallitukselle wypłaci Rządowi Finlandii cenę pancernego okrętu uzgodnioną pomiędzy umawiającymi się stronami – dwieście sześćdziesiąt pięć milionów (265,000,000) fińskich marek...”

„Wyborg”, z usuniętymi wszystkimi działami 105 mm. Ewidentnie chodziło o poprawienie stateczności okrętu


--

Post zmieniony (18-08-20 12:32)

 
18-08-20 18:31  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

W następnej Opowieści spróbujemy koniaku, z bardzo smutnym dodatkiem Wyborowej...

 
19-08-20 08:18  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
yak   

Pewnie z kiszonymi ogórkami na zagrychę?

 
19-08-20 09:37  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Smutnej Wyborowej się "nie zakansza"...

 
19-08-20 10:56  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Dziadek-Tadek 

Na Forum:
Relacje w toku - 1
Relacje z galerią - 1
 

"Zatopiony przez nasze okręty" - taki sam skrót myślowy jak rzeszowska ulica "Obrońców Poczty Gdańskiej". W końcu miny same tam nie przyszły :)
A tak poważnie, to dziękuję bardzo za wszystkie Opowieści, wspaniała robota.
Pozdrawiam

--
Co by tu jeszcze ... skleić panowie?

 
19-08-20 12:21  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

"Zatopiony przez nasze okręty", a nie przez nasze miny, bo brzmiałoby to mało bojowo. Ewidentnie chodziło o pochwalenie się potęgą artyleryjską, która dała radę nawet jednostce z działami 254 mm.

A ja przy okazji po raz nie wiem już który przekonałem się, że każdą informację Wikipedii należy dokładnie sprawdzać, bo sporo tam błędów (ostatnio dotyczyło to "Väinämöinena" - "Wyborga").
Na podobną sytuację natknąłem się przy pisaniu najnowszej Opowieści, i w jej treści ponownie obalę nieprawdziwe twierdzenie Wikipedii.

Post zmieniony (19-08-20 12:22)

 
24-08-20 11:40  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 553


NASZA NIEPOWETOWANA STRATA


Statek był francuski, ale zbudowała go w roku 1921 słynna wtedy angielska stocznia Swan Hunter & Wigham Richardson, usytuowana nad rzeka Tyne w miasteczku Wallsend, odległym tylko o kilka kilometrów od Newcastle. Słynna, bo w swoim dorobku miała już takie statki jak „Mauretania” (vide Opowieść 170 „MAURY”), „Carpathia” (Opowieść 509 „CO BYŁO POTEM”) - ta, która ratowała rozbitków z „Titanica”, czy wreszcie zbudowany dla ZSRR „Swiatogor”, przemianowany później na „Krasin”, będący aż do 1950 roku największym lodołamaczem świata.

Należący do Compagnie Gènèrale Transatlantique pasażerski „Lamoricière” miał 4.713 GRT i długość 110 m, a dwie opalane olejem parowe turbiny nadawały mu prędkość 18 węzłów. Nazwa honorowała francuskiego polityka i generała Louis Juchault de Lamoricière (1806-1865) który pomimo raczej krótkiego żywota, nie pozostał jedynie kolejnym nieznanym żołnierzem. Armator oferował 6 kabin deluxe, 106 pierwszej klasy, 116 drugiej i 132 trzeciej, a wszystko to na liczącej 410 mil morskich trasie Algier-Marsylia. Pamiętajmy że Algieria należała wówczas do Francji, stąd znaczny ruch na tej trasie. Ładownie miały pojemność 2.100 metrów sześciennych.



W 1940 roku, wobec trudności z dostępem do oleju napędowego – Niemcy zgarniali każdą jego kroplę - przystosowano statek do spalania węgla, co niestety wiązało się z redukcją szybkości do zaledwie 10 węzłów. No cóż, było to i tak o 10 węzłów więcej, niż mógłby rozwinąć statek unieruchomiony przy kei...

,

Pomimo trwającej wojny, „Lamoricière” bez większych problemów pływał sobie w poprzek morza, nie wadząc żadnej z walczących ze sobą stron - jako jednostka Vichy był przecież statkiem neutralnym. Wreszcie nastał rok 1942.

We wtorek 6 stycznia o 17:00 „Lamoricière” wypłynął z Algieru, kierując się jak zwykle do Marsylii. Na burcie znajdowało się 272 pasażerów, a wśród nich trzech Polaków. Byli to: Jerzy Różycki, 30-letni matematyczny geniusz, który wraz z Marianem Rejewskim i Henrykiem Zygalskim złamał w styczniu 1933 kod niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma, oraz kryptolodzy kapitan Jan Graliński i Piotr Smoleński. Towarzyszył im francuski oficer François Lane. W obawie przed długimi rękami Gestapo, Polacy weszli na statek pod fałszywymi nazwiskami.

Po ataku Niemiec na Polskę, Różycki i jego koledzy znaleźli się we Francji, przenosząc się po niemieckiej inwazji do „wolnej strefy” Vichy. Tam, w leżącym na południu kraju miasteczku Uzés wznowili pracę w kierowanym przez francuskiego pułkownika Gustave Bertranda ośrodku „Kadyks”. Na przełomie 1941-1942 roku Jerzy Różycki wraz ze współpracownikami z Biura Szyfrów zorganizował filię ośrodka w Algierii, aż w końcu przyszedł czas powrotu do Uzés. Pozostałymi pasażerami byli głównie urzędnicy i żołnierze, część z nich z żonami. Jedna z nich, pani kapitanowa de Gransac, płynęła z trójką dzieci. Na pokładzie znalazła się także 28-osobowa gromadka młodzieży od 9 do 19 lat, wracających z ferii przeprowadzonych dla nich przez Centrum Guynemera. Centrum istnieje do dziś (Centrum Społeczno-Kulturalne Guynemer), i przedstawia się jako placówka zorientowana na rodzinę, w szczególności na działania w wolontariacie. Oferuje szereg zajęć związanych z muzyką, mową ciała, literaturą, językami, zajęciami manualnymi, grami, spotkaniami kulturalnymi, wycieczkami itp.

Jerzy Różycki i Jan Graliński

,

Załoga liczyła 120 osób, w tym 49-letni kapitan Joseph Milliasseau, już od dwudziestu lat pracujący u tego armatora. Przez ostatnie trzynaście lat pływał na „Lamoricière”, będąc od 1937 jego dowódcą. Za zasługi w latach Wielkiej Wojny, udekorowany został w 1921 roku Legią Honorową.

Już w chwili wyjścia z portu morze było niespokojne, ale ostatecznie statki są tak budowane, aby dawały sobie radę nawet w złą pogodę. Zakładając – ze względu na falę - średnią szybkość 8 węzłów, rejs winien potrwać prawie dokładnie 2 doby. O ile pogoda się nie pogorszy.

Niestety tak się właśnie stało, i w środę 7 stycznia wiatr doszedł do 7 stopni w skali Beauforta. Przed południem woda dostała się do części zasobni węglowych co oznaczało początek kłopotów, ponieważ i bez tego mający niską kaloryczność węgiel palił się bardzo źle.

O 22:54 odebrano alarmującą wiadomość z francuskiego frachtowca „Jumièges”. Był to 31-letni statek, mający raptem 1.708 GRT.

Kwiecień 1934. „Jumièges” na Sekwanie


Wiadomość brzmiała: SOS – POWAŻNE USZKODZENIA – NIE TRZYMAM KURSU – W ŚRODKU PEŁNO WODY – POZYCJA 40˚25N 4˚25E [około 30 mil na północny wschód od Minorki, mniej więcej w połowie drogi między Algierem a Marsylią].

Ponieważ „Lamoricière” nie znajdował się daleko pod podanej pozycji – statek niedawno minął Minorkę – pomimo własnych kłopotów kapitan Milliasseau zmienił kurs, idąc na ratunek. Gdy jednakże zjawił się tam o 3 rano napotkał tylko puste, coraz bardziej wzburzone morze. „Jumièges” przepadł bez śladu wraz z 20-osobową załogą.

Wzajemnie położenie Algieru (Algiers), Minorki (Menorca) i Marsylii (Marseille)


Biorąc pod uwagę stan morza oraz – co gorsza – ilość niezalanego węgla niewystarczającą na dojście do Marsylii, Milliasseau zdecydował schronić się pod osłoną Minorki. Tyle że statek ledwo się poruszał.

Teraz kapitan zaczął się martwić o swoją jednostkę. Ciśnienie gwałtownie spadało, a ciężko doświadczonym statkiem który dostał przechyłu na lewą burtę, coraz trudniej było manewrować. O 20:00 kapitan rozkazał przenieść na prawą burtę jak najwięcej krat z przewożonymi warzywami i owocami. Katorżnicza praca trwała całą noc i ranek.

Czwartek 8 stycznia, południe. Woda zaczyna przedostawać się do kadłuba - podobno najbardziej zawiniły tu nieefektywne, wykonane z konopii, uszczelki wszelkich zamknięć. O 16:00 woda dostaje się do kotłowni. Wspomagana przez żołnierzy i cywilnych pasażerów załoga tworzy „wiadrowy łańcuch” do usuwania wody, wspierając pracujące na maksimum wydajności pompy.

17:10. Milliasseau wysyła wiadomość: „NIE MOGĘ TRZYMAĆ KURSU – KOTŁOWNIA ZALANA – PROSZĘ O PILNE PRZYBYCIE STATKU MOGĄCEGO MNIE HOLOWAĆ. PRZYBLIŻONA POZYCJA 40.38N 04.38E [bardzo zbliżona do tej, którą podawał „Jumièges”]. ZNOSI MNIE NA POŁUDNIO-POŁUDNIOWY WSCHÓD – MILLIASSEAU”

18:00. Maszyna stanęła, a trzy godziny później zgasły wszystkie światła. Wyrzucono dryfkotwę.

Dryfkotwa przypomina kształtem spadochron. Jej zadaniem jest zmniejszenie prędkości dryfowania z wiatrem i falą oraz ustawienie jednostki dziobem do fali, co zapobiega przewróceniu na burtę. Najczęściej używana jest przy niewielkich jednostkach, szalupach i tratwach


Piątek 9 stycznia 9:15. Wraz z nadejściem francuskiego liniowca "Governor Général Gueydon” pojawiła się nadzieja na uniknięcie najgorszego.



Wykonane z „Gueydona” zdjęcie „Lamoricière” pokazuje, w jakich ogromnych opałach znalazł się statek


Niestety kilkukrotne próby podania holu nie powiodły się, i w rezultacie o 13:00 kapitan Milliasseau rozkazał ewakuację. W pierwszej kolejności na pokładzie szalupowym zebrano kobiety i dzieci. Pierwszeństwo miały dzieci, które weszły do szalupy numer 2. Dołączyły do nich dwie pracujące dla Centrum Guynemera pielęgniarki oraz kilka pań, wśród których była madame de Gransac. Na rozkaz zwierzchnika, komandora Lancelota, w ostatniej chwili do szalupy wsiadł także jej mąż.

Podczas opuszczania szalupy uderzyła w nią wielka fala, która zerwała rufowy faleń, czyli linę łączącą szalupę z żurawikiem. Wisząca tylko na przednim haku łódź obróciła się, wysypując rozbitków do rozszalałego morza. W ślad za nimi wskoczył do wody Lancelot, chcąc ratować dzieci kapitana. Bohaterski oficer zniknął na zawsze, podobnie jak większość ludzi z szalupy. W trakcie toczącej się później akcji ratunkowej, cudem prawdziwym uratowano dwójkę dzieci z Centrum Guynemera, oraz dwie pielęgniarki.

Jeden z uratowanej dwójki, 9-letni Georges Laporte z marynarzem Louisem Dievalem, któremu zawdzięcza życie


Na ten straszny widok na pokładzie „Lamoricière” wybuchła panika, w rezultacie czego pasażerowie odmówili wchodzenia do szalup. Wobec takiej postawy i widząc że czas się kończy, Milliasseau wydał rozkaz „Ratuj się, kto może!”. Pasażerowie wraz z marynarzami zaczęli skakać do lodowatej wody, gdzie kurczowo chwytali się tratew, i zmytych za burtę desek. Rozpaczliwie starano się płynąć ku "Governor Général Gueydon”.

O 11:45 nadpłynął bliźniak „Gueydona”, "Gouverneur Général Chanzy".



Zdjęcie z „Chanzy”. Po prawej „Gueydon”, po lewej, w głębi, bliski już zatonięcia „Lamoricière”


Piątek 9 stycznia, 12:35. „Lamoricière” obraca się do góry dnem, a po chwili jego dziób unosi się w górę. Widać sylwetkę kapitana Milliasseau, trzymającego się prawoburtowego trapu, i po chwili skaczącego do wody. Dziób trwa nieruchomo przez kilka sekund, po czym wślizguje się pod wodę.

O 16:00 zjawia się awizo Marine Nationale (Francuskiej Marynarki Wojennej), „l'Impétueuse". Godzinę później spostrzega tratwę z 15 rozbitkami, i bierze ich wszystkich na pokład. Wśród uratowanych jest 16-latek z grupy Guynemera. Leży, ciężko oddychając, po czym mówi z wysiłkiem: „Długo pływałem, zanim dostałem się na tratwę”. To był jeden z dwóch chłopców z szalupy numer 2.

Okazało się, że łódź ta nie była jedyną, która zeszła na wodę! Jedna z 25 uratowanych przez „Chanzy” osób, panna Beaujan powiedziała dziennikarzowi:
„Odważny marynarz Charlot, z godną odnotowania odwagą opuścił ostatnią szalupę. Na statku był bosmanem. Razem z około dwudziestu mężczyznami i kobietami odbiliśmy [od burty] i rozpaczliwie walczyliśmy przeciwko prądowi, starającemu się rzucić nas o kadłub statku. Przy użyciu wioseł udało nam się tego dokonać. Oddaliliśmy się od Lamoricière.
Rozpoczęły się straszliwe chwile dla naszej niewielkiej grupki. Sztorm rzucał niewielką łodzią z fali na falę. W oddali, na szczycie jednej z tych monstrualnych fal, widzieliśmy tratwę z uczepionymi jej rozbitkami. Była strasznie zimna noc, z dwudziestki pozostała nas tylko piątka. Dzielny Charlot gdzieś zniknął.
Nagle poderwał mnie krzyk: statek! Chanzy ["Gouverneur Général Chanzy"]. Krzyczeliśmy resztką sił, machaliśmy czym się dało.. Kilka chwil później wielka burta podeszła do nas, zrzucono linę. Na pokładzie otrzymaliśmy najlepszą opiekę od personelu medycznego i załogi.”

Szalupa z panią Beaujan i czwórką jej towarzyszy pod burtą „Chanzego”


*

Przeżyło jedynie 95 rozbitków:
- "Governor Général Gueydon” uratował 55 osób
- "Gouverneur Général Chanzy" – 25
- „l'Impétueuse" - 15

Żywioł odebrał życie aż 297 osobom, wśród nich 88 mężczyzn, 35 kobiet, 26 dzieci, 68 żołnierzy i 80 członków załogi, w tym kapitan Milliasseau. Ze statkiem poszła na dno także trójka Polaków. Nie przeżył również towarzyszący im kapitan Lane.

Polska Wikipedia tak pisze o śmierci Różyckiego: „Statek pasażerski Lamoricière, którego był pasażerem, zatonął w tajemniczych okolicznościach w pobliżu Balearów.”

Pełna zgoda o ile przyjmiemy, iż ogromnej mocy sztorm, który zatopił wtedy dwa statki, można zaliczyć do „tajemniczych okoliczności”...

*

Wrak został znaleziony w roku 2008


--

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 61 z 80Strony:  <=  <-  59  60  61  62  63  ->  => 

 Działy  |  Chcesz sie zalogowac? Zarejestruj się 
 Logowanie
Wpisz Login:
Wpisz Hasło:
Pamiętaj:
   
 Zapomniałeś swoje hasło?
Wpisz swój adres e-mail lub login, a nowe hasło zostanie wysłane na adres e-mail zapisany w Twoim profilu.


© konradus 2001-2024