KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 56 z 80Strony:  <=  <-  54  55  56  57  58  ->  => 
05-06-20 13:40  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Dzisiejsza Opowieść miała być co najwyżej średniej długości, mówiąca jedynie o włoskim pancerniku „Roma”. Jak to jednak zwykle u mnie bywa, w trakcie pisania odkrywałem wciąż nowe informacje i wątki, które grzech byłoby pominąć. I stąd właśnie wzięła się ta kobyła, ilustrowana aż 48 zdjęciami!


Opowieść 542

„ROMA” – JEDEN Z TRZECH „CADILLACÓW” WŁOSKIEJ FLOTY

W 1934 roku Włosi zaczęli realizować plan zbudowania serii potężnych pancerników, mogących stawić czoła najcięższym francuskim okrętom. W październiku położono stępkę pod pierwszy z nich, nazwany „Littorio”. Littorio to po polsku liktor, czyli funkcjonariusz, który podczas pochodów początkowo poprzedzał królów rzymskich, a potem niektórych wyższych urzędników oraz cesarzy. Liktorzy nosili oparte na lewym ramieniu charakterystyczne wiązki rózg, związanych czerwonym rzemieniem z wetkniętymi w nie toporami. Okręt zwodowano w sierpniu 1937, i po trzech latach, 24 czerwca 1940 oficjalnie włączono w skład Regia Marina (Królewskiej Marynarki Wojennej).

Tak na marginesie: 30 lipca 1943 roku, pięć dni po zaaresztowaniu Mussoliniego, zmieniono nazwę pancernika na „Italia”. Skąd ta zmiana? No cóż, postać liktora z rózgami i toporem była jednym z symboli włoskiego faszyzmu, do którego nikt się teraz nie chciał przyznawać.

Ale póki co, wciąż mamy do czynienia z „Littorio”. Wraz z nim budowano drugi okręt z serii, „Vittorio Veneto”. Wbrew pozorom nie było to uczczenie jakiegoś włoskiego Wiktora, ale miasta Vittorio – leżącego na północ od Wenecji - pod którym w listopadzie 1918 włoska armia pobiła wojska austro-węgierskie. Nazwę miasta zmieniono w 1924 na Vittorio Veneto, czyli miasto Vittorio w regionie Veneto.

Po tej krótkiej lekcji geografii wracamy do samego pancernika. Zwodowano go na kilka tygodni przed „Littorio” – w lipcu 1937 – i także ciut wcześniej, bo 1 maja 1940, wpisano na listę floty.

„Littorio” i „Vittorio Veneto” podczas ćwiczeń


Wywiad US Navy drukował dla dowódców okrętów oraz dla lotnictwa podręczniki, ukazujące dwa rzuty wrogich jednostek, celem ułatwienia ich identyfikacji, niekiedy ze zdjęciami. Przy największych okrętach, na kilku kolejnych stronach znajdowały się zdjęcia modelu okrętu – chodziło o widok sylwetki widzianej pod różnymi kątami (dla okrętów nawodnych i podwodnych), oraz – również pod różnymi kątami, ale z widokiem z góry (dla lotnictwa). W identyczny sposób wydawano podręcznik o swoich okrętach, aby uniknąć ostrzelania własnych jednostek.

Pierwsza strona dotycząca pancerników typu Littorio. Całość wydawnictwa dotyczącego okrętów Regia Marina można zobaczyć na stronie https://www.ibiblio.org/hyperwar/USN/ref/ONI/ONI-202/ONI-202.pdf


Ponieważ podana wyżej strona www może być z czasem niedostępna, pokazuję strony takiego podręcznika na przykładzie niemieckiego pancernika „Gneisenau”. Jak widać, było to bez wątpienia bardzo przydatne dla celów rozpoznawczych.









Trzecim pięknym olbrzymem – zaiste kolejnym cadillakiem wśród pancerników! - została „Roma”, czyli Rzym – główny bohater niniejszej Opowieści. Stępkę położono w Trieście we wrześniu 1938, zwodowano w czerwcu 1940, i wprowadzono do służby 14 czerwca 1942 roku.

Wodowanie „Romy”


Przy stoczniowym nabrzeżu wyposażeniowym




Obfitość miejsca pozwoliła na urządzenie wyjątkowo eleganckiego salonu dla wyższych oficerów



Dowiedzmy się teraz czegoś więcej o okrętach typu Littorio (czwartym z nich był „Impero”, którego losy jeszcze poznamy). Formalnie miały one po 35.000 ton – zgodnie z postanowieniami Traktatu Waszyngtońskiego, a jakże – ale de facto ich standardowa wyporność sięgała 40.000 ton.

Głównymi celami projektantów była jak największa szybkość oraz siła ognia i trzeba przyznać, że zostało to osiągnięte. Nie ma jednak niczego za darmo: okręty mogły wziąć jedynie około 4.000 ton paliwa. Niby dużo, ale w rzeczywistości paliwożerne maszyny pozwalały przy szybkości 20 węzłów na pokonanie jedynie około 4.000 mil (7.400 km). Gdyby okręt miał na przykład popłynąć Tarentu do Nowego Jorku z oficjalną wizytą, mógłby mieć spore kłopoty z osiągnięciem celu, odległego o 4.439 mil...

Gdyby zaś okręt płynął całą naprzód (30 węzłów - 56 km/godz) to paliwa starczyłoby mu go raptem na dwa dni i pokonanie 1.620 mil (3.000 km). Nie pozwoliłoby to nawet na przejście wzdłuż Morza Śródziemnego (Gibraltar – Port Said to 1.913 mil). Jaka wielka różnica np. w porównaniu do „Bismarcka”, mającego zbiorniki na aż 7.700 ton paliwa i odpowiednio większy zasięg!

Włosi mieli zatem piękne, szybkie i doskonale uzbrojone pancerniki, które z pewną przesadą można by nazwać „pancernikami obrony wybrzeża”. Z drugiej strony należy jednakże wziąć pod uwagę, że zbudowano je głównie z myślą o flocie francuskiej, znajdującej się przecież w bezpośrednim sąsiedztwie.

Wracamy do naszego głównego bohatera, czyli „Romy”. Przypomnijmy że okręt wszedł do służby 14 czerwca 1942 roku, a 21 sierpnia przeniósł się z Triestu – gdzie go zbudowano – do Tarentu, wchodząc wraz z „Littorio” i „Vittorio Veneto” w skład IX Dywizjonu. Okręt stał tam bezczynnie głównie z powodu skąpych zapasów paliwa, ale także z obawy przed wyjściem w morze, gdzie łatwo było napotkać zdeterminowaną i silną Royal Navy.

Współcześnie pokolorowane zdjęcie pięknego okrętu


„Roma” nie miała okazji użyć swych głównych dział w bitwie

,

[

Ponieważ baza w Tarencie już od dawna nie gwarantowała bezpieczeństwa (naloty RAFu!), okręty przeszły daleko na północ, do La Spezia.

Położenie Taranto i La Spezia (z podkreślonymi nazwami)


12 listopada 1942. „Roma” (na pierwszym planie) i „Vittorio Veneto” sfotografowane z „Littorio”, płyną z Tarentu do Neapolu (a stamtąd do La Spezia)


„Roma” w La Spezia, w efektowym kamuflażu. Zdjęcie z wiosny 1943


La Spezia, 18 kwietnia 1943, zdjęcie z amerykańskiego samolotu. Widoczne trzy okręty typu Littorio: góra lewa „Roma”, dół lewa „Littorio” i po prawej „Vittorio Veneto”



Po lądowaniu na Sycylii alianci uznali że należy usunąć potencjalne zagrożenie, jakim były trzy nowoczesne pancerniki. 5 czerwca 1943 roku Amerykanie przeprowadzili pierwszy dzienny ciężki nalot z dużego pułapu. Wzięło w nim udział aż 118 Latających Fortec (są źródła mówiące o 144), z których sześć musiało zawrócić z powodu usterek. Maszyny należały do 5 Skrzydła Bombowego, mającego bazy w północnej Afryce.

„Littorio” i „Roma”, w towarzystwie ciężkiego krążownika „Bolzano”, stały w basenie Duca degli Abruzzi, podczas gdy „Vittorio Veneto” zakotwiczył blisko zewnętrznego falochronu.

Pierwszy atak Amerykanie przeprowadzili z wysokości 6.000 metrów, w dwóch falach pomiędzy 13:51 i 15:15, w warunkach znakomitej widoczności. Pomimo tego, pojawienie się samolotów nad celem zaskoczyło obronę, poderwaną syrenami alarmowymi zaledwie na siedem minut przed pierwszymi bombami. Tak krótki czas nie pozwolił na położenie zasłony dymnej.

Fortece niosły 908-kilogramowe (2000-funtowe) bomby przeciwpancerne i burzące (łatwo wybuchające), eksplodujące z miejsca na trafionym okręcie, albo też – w przypadku wpadnięcia do wody – dopiero na ustawionej głębokości. Wybuchając kilka metrów pod wodą w niewielkiej odległości od kadłuba, mogły poczynić w nim znaczne szkody.

Atakuje pierwsza fala. Na pierwszym planie „Littorio”. Po lewej w głębi „Roma”, daleko po prawej widoczny jest „Bolzano”


Druga fala spotkała port i miasto częściowo przykryte maskującym dymem. Tego dnia miasto zostało mocno zniszczone. Numer 1 pokazuje miejsce gdzie stoi „Roma”, 2 – „Littorio” i 3 – „Bolzano”. „Vittorio Veneto” kotwiczy poza kadrem



Obrona przeciwlotnicza okazała się beznadziejnie słaba. Wprawdzie w powietrze poderwano sporo myśliwców – 28 Macchi C 200, 3 Reggiane 2000, 2 Fiat CR 42 i 1 Fiat G 50, stacjonujące w Sarzanie, raptem 10 kilometrów od La Spezii, ale piloci zgłosili zaledwie jedno zestrzelenie i dwa prawdopodobne, tyle że i to okazało się nieprawdą. Najwyraźniej włoscy myśliwcy nie zamierzali w połowie 1943 roku ryzykować życia.

Zdecydowanie najwięcej szczęścia miał nietknięty „Bolzano”. Powiodło się także „Littorio”, który odniósł jedynie niewielkie uszkodzenia po odległym o kilkanaście metrów wybuchu bomby. Gorzej poszło „Romie” i „Vittorio Veneto”. Obie jednostki musiały iść do Genui na suchy dok, kończąc naprawy po powrocie do La Spezia z tym, że musiały się one remontować po kolei, bo tylko jeden dok tamtejszy miał wystarczające rozmiary. Pierwszeństwo przyznano „Vittorio Veneto”.

Czekająca na swoja kolej w La Spezia „Roma” zdążyła ponownie oberwać podczas kolejnego nalotu, w nocy z 23 na 24 czerwca.

Miejsce eksplozji bomb. Dwa czarne kółka po prawej, z przodu okrętu, to bomby z nalotu 5 czerwca Dwa kółka w pobliżu rufowej wieży to bomby z 24 czerwca


5 czerwca jedna z bomb trafiła w prawą stronę dziobowego pokładu, o metr od jego skraju, wyrywając dziurę o średnicy 60 cm, przebijając się przez całą wysokość kadłuba i wybuchając tuż pod nim. Powstała w dnie okrętu wyrwa miała wymiary pięć na sześć metrów. Druga eksplodowała w wodzie, blisko dziobu po lewej burcie, robiąc w kadłubie dziurę osiem na pięć metrów! Zniszczenia wewnątrz kadłuba były ogromne. Do wnętrza wlało się około 2.350 ton wody. Wprawdzie potężny okręt przechylił się na lewą burtę zaledwie o jeden stopień, ale dziób poszedł w dół aż o półtora metra, opierając się o błotniste dno. Szczęśliwie nie było ofiar w ludziach.

23 czerwca, tuż przed północą, okręt został trafiony w okolicach wieży rufowej artylerii głównej przez dwie burzące bomby (vide powyższy rysunek). Ponieważ tego rodzaju bomby nie mogły się przebić przez pancerny pokład, tym razem uszkodzenia należały do lekkich.

Przez następne dni trwały gorączkowe prace mające postawić okręt na równej stępce, bo tylko wtedy mógłby on wypłynąć z bazy. Aby osiągnąć wymagane 11 metrów, po prowizorycznym załataniu kadłuba, do dziobu przymocowano kilka wielkich pontonów, mających unieść go ponad dno. Następnie wypompowano całą wodę i paliwo z przednich zbiorników, oraz opróżniono magazyny pocisków 381 mm do obu dziobowych dział. Na rufę przeniesiono kotwice i ich łańcuchy.

Wreszcie „Vittorio” zwolnił dok w Genui, robiąc miejsce dla „Romy”. Okręt opuścił La Spezia 1 lipca, wchodząc po dwóch dniach na dok. Remont trwał od 3 lipca do 13 sierpnia, kiedy to pancernik powrócił do bazy. Pięć dni później okręt wziął udział w ćwiczeniach w Zatoce La Spezia.

„Roma” po remoncie. Zdjęcie wykonano na Morzu Liguryjskim około 20 sierpnia. Na dziobowej części pokładu pozostawiono charakterystyczne biało-czerwone ukośne rozpoznawcze pasy, które pozostały tam do samego końca. Na „Vittorio Veneto” i „Littorio” usunięto je już na początku 1943 roku


Na przełomie 26 i 27 sierpnia przez 12 godzin „Roma” wraz z „Italią” (ex „Littorio”) i „Vittorio Veneto” odbyła swoje ostatnie ćwiczenia artyleryjskie – także przeciwlotnicze - tym razem w Zatoce Genueńskiej. Po powrocie do La Spezia, okręt stanął przy kei Duca degli Abruzzi, czekając na rozwój sytuacji polityczno-wojskowej.

W nocy z 7 na 8 września wszystkie włoskie okręty otrzymały rozkaz, iż po otrzymaniu komunikatu „Raccomando massimo riserbo” (Zalecam maksimum tajności), należy dokonać samozatopienia. Przewidując nieuchronność lądowania aliantów w kontynentalnych Włoszech (pod Salerno), admirał Raffaele de Courten, szef sztabu Regia Marina, wydał rozkaz „zespołowi bojowemu z La Spezia i Genui być gotowym do ruszenia w ciągu dwóch godzin począwszy od 14:00, celem przeprowadzenia ofensywnej interwencji rankiem następnego dnia” [w rejonie lądowania]. Na „Romę” zamustrował wiceadmirał Carlo Bergamini, obejmując dowództwo zespołu.

Carlo Bergamini, pośmiertnie awansowany do stopnia admirała


Krótko potem do Bergaminiego przyszedł rozkaz, nakazujący aresztować każdego znajdującego się na włoskich jednostkach Niemców (oficerów łącznikowych?). Rozkaz mówił także, iż w żadnym przypadku okręty nie mogą wpaść w niemieckie ręce. W telefonicznej rozmowie o 21:00 de Courten powiedział Bergaminiemu, iż w przypadku gdyby wymagały tego okoliczności, należy zatopić okręty nawet bez otrzymania sygnału „Raccomando massimo riserbo”.

8 września o 18:30 generał Einsehower – dowódca alianckich wojsk na froncie zachodnim i południowym – ogłosił wejście w życie rozejmu, a o 20:00 potwierdził to w radiowym wystąpieniu włoski marszałek Badoglio. Na mocy ustaleń okręty Regia Marina stacjonujące w Tarencie miały popłynąć na Maltę i tam się poddać, zachowując jednakże włoskie załogi i banderę. Jednostki z baz w La Spezia i Genui winny udać się do Bony (obecnie algierska Annaba), trasą wzdłuż Korsyki i Sardynii.

Tego samego wieczora, o 20:00 Bergamini spotkał się z dowódcami pozostałych okrętów komunikując im, że wciąż nie otrzymał rozkazu o wyruszeniu. Pozostawiony samemu sobie wiceadmirał zadzwonił o 23:00 do de Courtena mówiąc mu, że wszystkie okręty z obu baz wyjdą jutro w morze, kierując się ku Sardynii. Po tej rozmowie Supermarina, czyli naczelne dowództwo włoskiej floty przysłało fonogram, nakazujący wyjście w morze, z obraniem kursu na niewielką wysepkę La Maddalena, leżącą na północ od Sardynii (patrz mapka w dalszej części Opowieści). Chodziło między innymi o doprowadzenie do spotkania z niszczycielami „Antonio da Noli” i „Ugolino Vivaldi”, którym zlecono zadanie specjalne – o czym potem – i które po jego wykonaniu miały tam dołączyć do potężnego zespołu Bergaminiego, aby razem pójść do Afryki Północnej.

02:30, 9 września. Z La Spezia wypływa zespół składający się z trzech siostrzanych pancerników, eskortowanych przez trzy lekkie krążowniki („Eugenio di Savoia”, „Raimondo Montecuccoli” i „Attilio Regolo”), osiem niszczycieli i jeden torpedowiec.

Dodajmy, że kiedy La Spezia została opanowana przez Niemców, w bezsilnej wściekłości z powodu ucieczki tylu cennych okrętów rozstrzelali oni kilku kapitanów mniejszych włoskich jednostek, które nie mogąc z różnych powodów wyjść w morze, zostały zatopione przez własne załogi.

06:00. Spotkanie w morzu z trzema lekkimi krążownikami z Genui: „Luigi di Savoia Duca degli Abruzzi”, „Giuseppe Garibaldi” i „Emanuele Filiberto Duca d'Aosta”, którym towarzyszy torpedowiec „Libra”.

06:30. Na okręty przychodzi telegram z Supermariny: „Niemieckie oddziały maszerują na Rzym. Wkrótce Supermarina może nie mieć możliwości komunikowania się. Na rozkaz Króla, lojalnie wypełniajcie klauzule rozejmu…”

Idący 22 węzłami zespół ustawiono w takim oto szyku:

- na czele, wysunięty o 4,5 kilometra torpedowiec „Libra”
- pośrodku głównego zespołu 9 Dywizjon: pancerniki „Roma”, Italia” i „Vittorio Veneto”
- po ich lewej stronie 7 Dywizjon: krążowniki „Eugenio di Savoia”, „Raimondo Montecuccoli” i „Attilio Regolo”
- po lewej stronie krążowników 12 Dywizjon: niszczyciele „Mitragliere”, „Ficiliere”, „Carabiniere” i „Velite”
- po prawej stronie pancerników 8 Dywizjon: krążowniki „Luigi di Savoia Duca degli Abruzzi”, „Giuseppe Garibaldi” i „Emanuele Filiberto Duca d'Aosta”
- po prawej stronie krążowników 14 Dywizjon: niszczyciele „Legionario”, „Alfredo Oriani”, „Artigliere” i „Grecale”

07:07. Admirał Bergamini wysyła sygnał „Do wszystkich jednostek: maksymalna uwaga na ataki lotnicze”.

08:40. Dołącza pięć torpedowców, które zajmują pozycję między ”Librą”, a zespołem.

09:05. Wiceadmirał Bruno Brivonesi, drugi zastępca szefa sztabu Supermariny, obecnie urzędujący na La Maddalenie dowódca Marynarki Wojennej na Sardynii, otrzymał wiadomość z Supermariny, że zespół Bergaminiego przybędzie około 14:30. Brivonesi miał dla niego ważne, przywiezione z Rzymu dokumenty. Miał także przy tym poinformować go, żeby po odpłynięciu z La Maddaleny jak najszybciej kontynuować rejs do Bony.

09:41. Niemiecki samolot zwiadowczy typu Junkers Ju-88 dostrzega włoski zespół i nadaje meldunek o trzech pancernikach, sześciu krążownikach i sześciu niszczycielach, płynących w kierunku Zatoki Asinara, leżącej na wschód od wysepki o tej samej nazwie. Meldunek został bezzwłocznie przekazany marszałkowi Wolframowi von Richthofena, dowódcy stacjonującej we Włoszech niemieckiej 2 Floty Powietrznej. Ten natychmiast zarządził postępowanie zgodnie z przygotowanym wcześnie planem „Asche” (Oś), w którym między innymi napisano:
„Włoskie okręty które uciekają lub próbują przedostać się do wroga, winny być zmuszone do powrotu do portu, lub zniszczone”.

Do ataku wyznaczono III Grupę Kampfgeschwader 100 (III KG 100) stacjonującą w Istres, w pobliżu Marsylii, a dowodzoną przez majora pilota Bernarda Jope.

Major Bernard Jope. Po wojnie pracował jako pilot Lufthansy


Grupa miała na wyposażeniu absolutnie nowoczesną broń w postaci Fritza X, czyli kierowaną radiem szybującą bombę. Jej nosicielem były bombowce Dornier Do 217

Fritz X...


...i Dornier Do 217



09:55. Zdając sobie sprawę z faktu że brak osłony powietrznej jest wysoce niepokojący, na widok kolejnej maszyny rozpoznawczej Bergamini rozkazuje, aby na „Italii” i „Vittorio Veneto” przygotowano do startu z katapult myśliwce (Reggiano RE 2000). „Vittorio Veneto” miał dwa takie samoloty, a pozostałe pancerniki po jednym.

16 września 1942, ćwiczenia w zatoce Genueńskiej. RE 2000 startuje z „Vittorio Veneto”


10:03. Zwiększono szybkość do 27 węzłów. Po przechwyceniu szeregu wiadomości przesyłanych zarówno przez Włochów jak i Niemców, Supermarina wystąpiła do Superaereo (dowództwo włoskiego lotnictwa wojskowego) o przysłanie myśliwców do osłony. Pomimo że do działań włączył się sam szef sztabu Superaereo, generał Giuseppe Santoro, udało się poderwać w powietrze jedynie cztery maszyny Macchi MC 202 z lotniska Vena Fiorita w mieście Olbia, leżącego nieco poniżej La Maddaleny. Reszta samolotów z tej bazy już wcześniej odleciała na wschód, aby wesprzeć działania wokół Rzymu.

Dowodzący myśliwcami kapitan pilot Remo Dezzani daremnie jednak ponad godzinę szukał okrętów których spodziewał się po wschodniej stronie Korsyki, podczas gdy flota szła wzdłuż wybrzeża zachodniego! Fatalne niedopatrzenie Supermariny, która nie poinformowała o tym lotników.

W tym czasie Supermarina przekazała rozkaz na poznane już przez nas niszczyciele „Antonio da Noli” i „Ugolino Vivaldi”, aby natychmiast skierowały się na La Maddalena. Czas wyjaśnić, skąd te okręty tam się wzięły.

Siostrzane niszczyciele. Od lewej „Antoniotto Usodimare”, „Antonio da Noli” i „Ugoldino Vivaldi”


Po ogłoszeniu rozejmu, 9 września iszczyciele otrzymały rozkaz pójścia z Genui do Civitavecchia w pobliżu Rzymu, zabrać stamtąd króla i rząd, a następnie zawieźć ich do La Maddalena, poza zasięg niemieckich oddziałów. Jednakże gdy okręty były już blisko celu rozkaz odwołano, ponieważ Niemcy zajęli właśnie drogę Civitavecchia-Rzym, w związku z czym król uciekł w kierunku Pescary, na drugą stronę Półwyspu Apenińskiego.

Na razie tyle. Jeszcze wrócimy do tych niszczycieli.

10:46. Pojawia się kolejny samolot, tym razem rozpoznany na „Romie” jako aliancki. Pomimo tego wyrzucono w powietrze myśliwce, po czym okręty zaczęły zygzakować.

11:00. Z niektórych jednostek zaczęto ostrzeliwać samolot. Bergamini z miejsca zareagował, wysyłając wszystkim wiadomość „Nie strzelać do samolotów rozpoznanych jako brytyjskie lub amerykańskie”.

10:56. Nadlatuje kolejny angielski samolot.

12:04. „Libra” wraz z piątką torpedowców dostaje rozkaz przybliżenia się do zespołu.

12:09. Z powodu bliskości pola minowego, zespół rozciąga szyk. Za torpedowcami płyną po kolei krążowniki, potem jeden za drugim pancerniki i wreszcie, na samym końcu, niszczyciele.

14:30. Gdy armada zbliża się do najwęższego punktu Zatoki Bonifacio, Bergamini dowiaduje się, że La Maddalena wpadła w niemieckie ręce! Admirał Brivonesi wysyła teleks do Supermariny informując że „de facto jest już niemieckim więźniem”, i prosząc admirała Sansonettiego – nieformalnie dowodzącego Marynarką – żeby „natychmiast powiadomił o tym admirała Bergaminiego, znajdującego się obecnie ze swoją flotą z Zatoce Asinara”.

W związku z gwałtowną zmianą sytuacji, Supermarina rozkazuje:
- pancerniki, krążowniki i niszczyciele Bergaminiego idące do La Maddaleny płyną wprost do Bony
- towarzyszące dużym okrętom torpedowce płyną do Piombino (port na zachodnim wybrzeżu Włoch, na wysokości Elby)
- „Antonio da Noli” i „Ugoldino Vivaldi” dołączą do zespołu Bergaminiego

Ponadto Supermarina poprosiła aliantów o powietrzne wsparcie, ale otrzymano odpowiedź, że okręty są zbyt daleko od lotniczych baz.

13:21. Pojawia się kolejny niemiecki samolot.

13:30. Zwolniono do 20 węzłów. Cztery niszczyciele 12 Dywizjonu otrzymały rozkaz przejścia za rufę „Vittorio Vento”. Bergamini stara się utrzymywać łączność z Supermariną, ale wszystko to trwa rozpaczliwie powoli, a to z powodu konieczności szyfrowania i rozszyfrowania wiadomości.

13:29. Cztery niszczyciele 14 Dywizjonu zmieniły pozycję – teraz płyną one za niszczycielami 12 Dywizjonu. Dla bezpieczeństwa pancerników, torpedowce które miały pójść do Piombino, wysunięto teraz na czoło zespołu. Za nim płyną okręty 7, 8 i 9 Dywizjonu, a szyk zamykają niszczyciele.

13:33. „Antonio da Noli” i „Ugoldino Vivaldi” otrzymują rozkaz odłączenia od zespołu i zaatakowania niewielkich jednostek, przewożących niemieckich żołnierzy z Sardynii na Korsykę. Wprawdzie niszczyciele urządziły prawdziwą tam rzeź, ale ich zapał skutecznie ostudziła artyleria lądowa z Korsyki.

Wybiegnijmy nieco do przodu: uszkodzony „Antonio da Noli” wpadł w końcu na minę i poszedł na dno o 17:20, a równie poharatany „Ugoldino Vivaldi” uszedł na zachód ze zredukowaną na skutek uszkodzeń prędkością. Kilka godzin później zaatakowały go niemieckie bombowce, z których jeden zrzucił kierowaną drogą radiową bombę Henschel Hs 293.

Henschel Hs 293


O dziwo, potężna bomba nie dobiła od razu niewielkiego przecież okrętu. Przez wiele godzin na ledwie wlokącym się niszczycielu trwały gorączkowe prace mające utrzymać go na powierzchni. Uszkodzenia okazały się jednak zbyt poważne. Następnego dnia komandor porucznik Alessandro Cavriani rozkazał otworzyć zawory denne i ewakuować okręt. Ponieważ jednak niszczyciel wciąż nie chciał pójść na dno, Cavriani powrócił na niego wraz z ochotnikiem, bosmanem Virginio Fasan. Mężczyźni zeszli pod pokład, i krótko potem „Ugoldino Vivaldi” zatonął, zabierając niestety ze sobą dzielną dwójkę. Był 10 września, 13:30

Alessandro Cavriani


Dramatyczne i szalenie zróżnicowane były losy rozbitków z tego okrętu. Część z nich została wyłowiona przez dwie niemieckie łodzie latające, które krótko potem zaatakował amerykański myśliwiec. Jedna z łodzi rozbiła się w morzu, a na drugiej kilka osób zostało rannych. Dla równowagi później obok grupy rozbitków wodowała amerykańska Catalina, biorąc ich na pokład.

Także niemiecki patrolowiec miał swój udział w ratowaniu rozbitków. Wszyscy oni trafili do jenieckiego obozu w Niemczech. Zdecydowanie więcej szczęścia mieli ci, na których natknął się brytyjski okręt podwodny „Sportsman”, który zawiózł ich do Algieru. Ciekawostką jest fakt, że trzy lata wcześniej, 1 sierpnia 1940 roku płynąc w osłonie konwoju, „Ugolino Vivaldi” staranował i zatopił brytyjski okręt podwodny „Oswald”. Szczęśliwie zginęło wtedy tylko 3 marynarzy; 52 uratowały włoskie okręty.

Kilkunastu marynarzy z niszczyciela dotarło na tratwach do Balearów, niekiedy po dryfie trwającym tydzień i dłużej. Podsumowując: śmierć poniosło 58 marynarzy a 240 albo zostało podjętych z wody, albo też dotarło do Hiszpanii.

Wracamy do zespołu admirała Bergaminiego.

13:46. Z obawy przed minami, okręty płyną 18 węzłami. Nowy kurs ma wyprowadzić je z Zatoki Asinara, otwierając drogę wprost do Bony.

14:47. Niszczyciel „Legionario” dostrzega kolejny niemiecki samolot, który bez wątpienia odnotował nowy kurs zespołu.

Zanim wszystko się zacznie, przyjrzyjmy się mapce wydarzeń. Pomimo jej włoskiego autorstwa, część godzin konkretnych wydarzeń nie zgadza się z również włoskim, dość szczegółowym opisem losów okrętów Bergaminiego, którego dane uznałem za prawdziwe. Prawdę mówiąc różnice czasowe mapka-dokumentacja nie mają większego znaczenia


14:50. Grupa majora Jope otrzymuje rozkaz ataku. Trzy fale Dornierów Do 217, razem 28 maszyn, startują z lotniska w Istres. Siedemnaście z nich należy do III KG 100 a jedenaście przebazowano ze stacjonującej w Cognac II KG 100.

15:15. Dostrzeżono liczne samoloty. Ogłoszono alarm bojowy.

15:16. Jedenaście maszyn rozpoznano jako niemieckie. „Roma” podniosła sygnał „Stanowiska bojowe gotowe do otworzenia ognia”. Ale Joppe nie zaatakował z marszu, chcąc najpierw dokładnie wszystkiemu się przyjrzeć. Mógł to zrobić bezpiecznie z oddali, a to z powodu braku wrogich myśliwców.

15:37. Pierwsze pięć bombowców, dowodzonych osobiście przez majora, nadlatuje na wysokości 5 kilometrów. Nie wyglądało to na przyjmowanie pozycji dogodnej do ataku, i dlatego w pierwszej chwili błysk na poszyciu zrzuconej „zwykłej” bomby, Włosi odebrali jako jakiś sygnał.

Złudzenie trwało jednak krótko, i wszystkie jednostki otworzyły silny ogień. Dorniery były jednakże tak wysoko, że przeciwlotnicze działa większego kalibru – a więc te mogące przysporzyć wrogowi poważnych strat – nie mogły podnieść luf wystarczająco wysoko!

Okręty zygzakowały na pełnej szybkości, co uniemożliwiało katapultowanie myśliwców. Niebo pokryły liczne czarne obłoczki po wybuchających pociskach przeciwlotniczych.



Pierwsza z bomb spada około 50 metrów od krążownika „Eugenio di Savoia”, nie wyrządzając żadnych szkód. Druga z nich wybucha bardzo blisko rufy „Italii”, przerywając dopływ prądu. Okręt natychmiast przeszedł na sterowanie awaryjne, ale szczęśliwie zasilanie wróciło już po kilku minutach gorączkowej pracy mechaników.

15:42. Pojedynczy samolot z zespołu II KG 100 nadlatuje nad „Romę” od prawej strony rufy. Natychmiast do akcji wkroczyły 90-milimetrówki okręt, ale niestety ze znanego nam już powodu działa 152 mm nadal nie mogły ostrzeliwać bezpośrednio bombowców, poprzestając na prowadzeniu rachitycznego ognia zaporowego.

Rysownik popełnił błąd, malując biało-czerwone pasy na rufowym pokładzie. „Roma” miała je jedynie na pokładzie dziobowym (patrz zamieszczone uprzednio zdjęcie okrętu z 20 sierpnia). Także maksymalnie uniesione działa 152 mm powinny prowadzić ogień zaporowy


Pierwszy Fritz z samolotu pilotowanego przez Heinricha Schmetza trafił w pokład prawej burty, pomiędzy wieżami 9 i 10 dziewięćdziesięciomilimetrówek. Pocisk przeszedł przez cały kadłub powodując zalanie kotłowni i pomieszczenia maszyny sterowej. Eksplozja unieruchomiła także prawą zewnętrzną śrubę, redukując szybkość z 22 do 16 węzłów. Przestały działać urządzenie kontroli ognia prawoburtowej artylerii, a kadłub zaczął nabierać wodę. Przechył na prawą burtę zrównoważono zalewając część zbiorników lewoburtowych

u góry - Prawdopodobna ścieżka pierwszej bomby
na dole – Prawdopodobny punkt eksplozji



15:52. „Roma” kręci w lewo o 60 stopni, gdy atakuje ją samolot pilotowany przez Kurta Steinborna. Celowniczy, Eugen Degan, bezbłędnie poprowadził bombę do celu.

Miejsca trafienie obu bomb typu Fritz X


Fritz prześlizgnął się pomiędzy opancerzoną nadbudówką a wieżą dział B głównej artylerii, oraz przednią lewoburtową wieżą dział 152 mm. Skutek trafienia był porażający. Bomba spowodowała brak pary, która wydobywała się z gwizdem przez rozprute rury, a przednia maszynownia uległa zalaniu. To wszystko nie mogło się jednak równać z ogromnym zagrożeniem, jakim był pożar w magazynie pocisków 152 mm. Fakt, że znajdował się on w pobliżu magazynów pocisków 381 mm wieży B, przesądził o losie okrętu. Gdy i do nich dotarł ogień, los „Romy” był przesądzony.



,

16:01. Dowódca idącego w ariergardzie zespołu 7 Dywizjonu krążowników, mający słońce wprost w oczy wiceadmirał Romeo Oliva, widząc daleko z przodu gigantyczny słup gęstego dymu, pyta przez krótkofalówkę dowódcę „Vittorio Veneto”, wiceadmirała Enrico Accorettiego: „Od dowódcy 7 Dywizjonu do okrętu Veneto. Który okręt został poszkodowany?”

16:07. Wiceadmirał Luigi Biancheri, dowódca 8 Dywizjonu krążowników rozkazuje niszczycielom „Mitragliere”, „Fuciliere” i „Carabiniere” ratować rozbitków. Interesujące że Biancheri nadal nie miał pewności, czy atakują samoloty niemieckie, czy też może jednak alianckie! Z tego to powodu zaproponował Olivie – najstarszemu z obecnych wiceadmirałów -zawrócenie do La Spezia, ale ten stanowczo sprzeciwił się, powołując się na wciąż obowiązujące rozkazy.

16:11. „Roma” przewraca się do góry dnem i przełamuje



16:13. Oliva wysła do akcji ratowniczej krążownik „Attilio Regolo” i trzy torpedowce.

16:15. „Roma” znika z powierzchni wody, zabierając ze sobą mnóstwo ofiar.
Oto zestawienie w kolejności: stopień – na okręcie – martwi lub zaginieni – przeżyli
Oficerowie: 115 – 85 – 30
Podoficerowie: 279 – 231 – 48
Marynarze: 1627 – 1077 – 550
RAZEM: 2021 – 1393 – 628

Admirał Bergamini zginął wraz z całym sztabem #8211; ich stanowisko znajdowało się zbyt blisko eksplodujących komór amunicyjnych.

16:22. Romeo Oliva informuje wszystkie okręty „Obejmuję dowództwo 162209” [16:22, 09 to data], po czym rozkazuje jednostkom nie zaangażowanym w akcję ratunkową sformowanie szyku i obranie zachodniego kursu, celem wyjścia z Zatoki Asinara.

17:09. Dopiero teraz Oliva wysyła do Supermariny hiobową wieść „Od dowódcy 7 Dywizjonu do Supermariny. Okręt Roma poważnie trafiony stanął w ogniu od latających bomb na szer. 47˚70’ N długości 08˚40’ w wyniku czego zatonął. Przejąłem dowództwo. Proszę o instrukcje”.

18:54. Niszczyciele zgłaszają zakończenie akcji ratunkowej. Supermarina potwierdza rozkaz płynięcia do Bony.

19:20 i 19:40. Dwa lotnicze ataki skierowane przeciwko obu pancernikom i wracającym do szyku niszczycielom z rozbitkami. Z tego samego powodu co poprzednio działa 152 mm nie strzelają do samolotów, stawiając jedynie zaporę ogniową aby uniemożliwić atak z niskiego pułapu.

10 września 08:38. 120 mil na północ od Bony włoski zespół spotkał „komitet powitalny” w składzie:
- pancerniki „Warspite” i „Valiant”
- niszczyciele „Echo”, „Faulknor”, „Fury”, „Intrepid”, „Raider”, „Le Terrible” (francuski) i „Vasilissa” (grecki)
Oliva otrzymuje rozkaz wspólnego popłynięcia na Maltę.

Na krótko przed dojściem do Malty Biancheri zaproponował Olivie – i to w taki sposób, że wiadomość odebrały wszystkie włoskie jednostki! – zatopienie okrętów w pobliżu wyspy, ale ten po trwającym godzinę namyśle odrzucił pomysł.

Rankiem 11 września okręty rzucają kotwice na maltańskich wodach. Dla ich załóg wojna się właśnie skończyła.



*

Jaki był dalszy los dwóch ocalałych włoskich „cadillaków”?

Z Malty popłynęły do Egiptu, najpierw do Aleksandrii, skąd jeszcze we wrześniu przeszły na Wielkie Gorzkie Jezioro. Stały tam przez wiele miesięcy, zanim pozwolono im wrócić do Włoch.

W drodze do Aleksandrii. „Italia” sfotografowana z „Vittorio Veneto”. Okręty zachowały włoskie bandery


Zgodnie z podpisanym 10 lutego 1947 roku traktatem pokojowym, włoska flota została rozdysponowana pomiędzy zwycięskie państwa. „Italię” otrzymali Amerykanie, a „Vittorio Veneto”, Brytyjczycy. Tyle że już po wojnie żadna z tych Marynarek nie potrzebowała brać na utrzymanie kolejnych pancerników, i to w dodatku „przybrzeżnych”. W rezultacie oba okręty zostały zezłomowane w 1948 roku.

*

Wypada tu także wspomnieć o czwartym okręcie z serii, „Impero”, zwodowanym w listopadzie 1939 roku.

Wodowanie „Impero”


W czerwcu następnego roku zaprzestano na nim wszelkich prac słusznie uważając, że Supermarina ma pilniejsze potrzeby niż kolejny pancernik. Na krótko wznowiono niemrawe prace w styczniu 1942, ale po przeholowaniu do Triestu ponownie o okręcie zapomniano. We wrześniu następnego roku „Impero” przejęli Niemcy, którzy oczywiście również nie podjęli prac. Zbombardowany przez aliantów okręt został w 1950 roku pocięty na złom.

,

*

17 czerwca 2012 odnaleziono wrak „Romy”! Leży on w podwodnym kanionie Zatoki Asinara, 16 mil od wybrzeża, na głębokości 1000 metrów. Okręt przełamany jest na cztery części. Część dziobowa, leżąca dnem do góry znajduje się kilkaset metrów od największej zachowanej części kadłuba, również odwróconej o 180 stopni. Tak znaczne oddalenie dziobowej części od reszty okrętu, z pewnością jest wynikiem eksplozji w magazynie pocisków 381 mm.

Działa 90 mm


--

Post zmieniony (25-07-20 14:56)

 
05-06-20 18:38  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
GrzechuO   

Na stronie file:///C:/Users/ankr113/AppData/Local/Temp/ONI-202-1.pdf przeciętny użytkownik internetu raczej niewiele zobaczy :)
Chyba że nie jest przeciętnym użytkownikiem i ma umiejętności pozwalające na... hmmm... niestandardowy dostęp do tej lokalizacji ;)

Prawidłowy adres to np. https://www.ibiblio.org/hyperwar/USN/ref/ONI/ONI-202/ONI-202.pdf

--
Pozdrówka

GrzechuO

 
05-06-20 18:45  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
yak   

Trochę się Szanowny Autor napracował. To ja pifko za zdrowie wychylę, żeby się opowieści nie rozeschły.... .

 
05-06-20 22:21  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

GrzechuO - nie wiem co jest co, ale przecież strony której adres napisałem nie wyssałem z palca... ale pewnie mi się coś pop... pomyliło. Wielkie dzięki za wpis, poprawiłem w tekście! Przy okazji: JAK ZNALAZŁEŚ WŁAŚCIWY ADRES???

Swoją drogą miałem kiedyś reprint takiego wydawnictwa o flocie japońskiej:

ale kiedyś pożyczyłem jakiemuś łobuzowi bez zapisania jego nazwiska i... książka przepadła...Szkoda wielka.

yak - zapowiadałem że po chianti będzie sake, i - qrczę pieczone! - znowu mam ogrom materiałów do kolejnej Opowieści!

Post zmieniony (05-06-20 22:38)

 
06-06-20 01:25  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
GrzechuO   

Pobrałeś ze strony, ale adres skopiowałeś już dla pobranego pliku, zapisanego na swoim dysku.
A właściwy źródłowy plik znalazłem poprzez Google oczywiście :)

Co do "japończyków" - może to będzie chociaż namiastka "przepadłej" książki:
https://maritime.org/doc/id/oni222j-japan-navy/index.htm

Sposób przeglądania jest co prawda mało komfortowy, ale zdeterminowani mogą pobrać sobie wszystkie obrazki do wykorzystania "na później".

--
Pozdrówka

GrzechuO

 
06-06-20 08:31  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Wielkie dzięki, ale... przed chwilką znalazłem na Amazonie "moją" książkę, również w twardej oprawie za raptem 5 dolarów i ją kupię. Fakt, że to książka "second hand" (nowa kosztuje dolców aż 75!) ale chyba nikt do niej nie wlewał ani kawy ani zupy?

A moja książka nie "przepadła", tylko została bezczelnie przez kogoś przywłaszczona (czytaj: skradziona) - w latach gdy za bardzo wierzyłem ludziom i nie zapisywałem co komu. Miałem pewność 99% co do osoby grzesznika, ale ten konsekwentnie się zapierał. C'est la vie.

Dziś zabieram się za sake. Bardzo dużą porcję, choć nie tak obficie ilustrowaną jak ostatnie chianti. A później przyjdzie kolej na schnappsa :-)

 
06-06-20 09:31  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
yak   

Na takie znikania książek w rosyjskim jest specjalne określenie "зачитать книгу" . Raz mnie "zaczytają knigu" innym razem ja "zaczitam knigu". A potem odkupię od Akry do nauki angielskiego ....

 
08-06-20 08:00  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Japońska historia "się pisze", a tymczasem wykorzystam forum dla prywaty. Poszukuję książki WERSAL ZA FASADĄ PRZEPYCHU.

Gdyby ktoś miał na zbyciu, to bardzo proszę o kontakt.

 
09-06-20 14:05  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 543

KONWÓJ HI-72

9 września 1944 roku japoński konwój oznaczony jako HI-72 opuścił Singapur, kierując się do portu w Japonii (na wyspie Honsiu). W jego skład wchodziło siedem pasażersko-towarowych statków, z których dwa należały do kategorii zwanej przez alianckich jeńców „hell ships” czyli „piekielne statki”. Poznaliśmy już kiedyś losy dwóch takich jednostek (Opowieść 320 „Junyo Maru” i 284 „Oryoko Maru”). Tym razem oba „hell ships” oferowały w miarę znośne warunki dla jeńców.

Na „Kachidoku Maru” znajdował się komodor konwoju. Statek miał 10.509 ton, a więc jak na owe lata zaliczał się do bardzo dużych. Z punktu widzenia Japończyków jego najważniejszym ładunkiem było 6000 ton boksytów, duża liczba bel kauczuku, oraz 582 urny z prochami żołnierzy, wiezionych do kraju celem przekazania ich rodzinom. Oprócz tego w jednej z ładowni ulokowano 900 brytyjskich jeńców.


Drugim „piekielnym statkiem” w konwoju był „Rakuyo Maru”, niewiele mniejszy, bo mający 9.418 ton. Na niego również załadowano kilka tysięcy ton boksytów, bele kauczuku, oraz 718 australijskich i 600 brytyjskich jeńców. Ponieważ dwóch Australijczyków i jeden Brytyjczyk zostało uznanych za niezdolnych do transportu morskiego (czytaj: byli bliscy agonii), ich miejsce zajęła czwórka oficerów: 3 Australijczyków i 1 Amerykanin.


Skąd w Singapurze znalazło się aż tylu jeńców, a zwłaszcza australijskich?

W znakomitej większości pracowali oni niewolniczo przy budowie kolei Tajlandia-Birma, zwanej formalnie Koleją Birmańską. To na jej trasie zbudowano słynny most na rzece Kwai. Kiedy praca była już bliska ukończenia (wszystko co najważniejsze, powstało tam do października 1944) postanowiono przewieźć większość jeńców do Japonii, gdzie czekała ich kolejna niewolnicza praca.

Droga do Singapuru była gęsto znaczona ciałami zmarłych z głodu, pragnienia, ale też równie często zabitych przez japońskie kule i bagnety. W Singapurze 32 z nich uznano za zbyt chorych i słabych, aby dali radę wejść na statek. Łatwo domyśleć się ich losu.

Mamy zatem dwa statki z 2.219 jeńcami. A oto pozostałe jednostki konwoju:

- „Asaka Maru” – 593 pasażerów (jak i na „Kimikawa Maru” większość z nich stanowili japońscy żołnierze), oraz kilka tysięcy ton boksytu


- „Shincho Maru” – 573 pasażerów i pełny ładunek oleju napędowego w beczkach

- „Nankai Maru” – 6.500 ton boksytu i 4.000 beczek paliwa lotniczego

- „Zuiho Maru”, zbiornikowiec – 8.000 ton oleju napędowego luzem

- „Kimikawa Maru” – 273 pasażerów oraz boksyt i paliwo lotnicze

Eskortę stanowił niewielki (860 ton) okręt obrony wybrzeża „Hirado”, dwa bliźniacze eskortowce „Mikura” i „Kurahasi”, dwa ścigacze okrętów podwodnych „11” i „19”, oraz najsilniejsza jednostka w tym towarzystwie, czyli niszczyciel „Shikinami”. Ciekawe że dowódca eskorty, kontradmirał Kajioka Sadamichi, kierował nią z pokładu niepokaźnego „Hirado”, a nie niszczyciela.

Eskortowiec typu Mikura


Ścigacz okrętów podwodnych „14” – identycznie wyglądały „11” i „19” z eskorty konwoju


Niszczyciel „Shikinami”



Ani „Kachidoku Maru” ani „Rakuyo Maru” nie miały wymalowanych na burtach czerwonych krzyży, co mogłoby je chronić – przynajmniej w teorii – przed atakiem nieprzyjaciela.

Ponieważ na obu tych statkach wciąż trwał załadunek boksytu i paliwa, jeńców tymczasowo stłoczono na rozgrzanych pokładach. Oczywiście nie mieli oni żadnej osłony przed palącymi promieniami słońca. Jeńcy przyglądali się podjeżdżającym ciężarówkom, z których wynoszono rannych żołnierzy mających szczęście być ewakuowanym do kraju, gdzie mogli oczekiwać skuteczniejszej pomocy lekarskiej. To, że wraz z nimi na pokład wchodziły pielęgniarki nie było niczym dziwnym, ale absolutnym zaskoczeniem był widok znacznej liczby okrętujących koreańskich i japońskich... prostytutek [wyobraźmy sobie prostytutki na amerykańskich czy brytyjskich transportowcach!]. Większość pasażerów stanowili jednakże żołnierze.

Wspomina szeregowiec Roydon Charles Cornford:

„Każdy wchodzący na Rakuyo Maru jeniec musiał wnieść przy okazji belę kauczuku. Japończycy mówili nam iż w razie czego mogą one służyć jako ratujący życie pływak, ale nie wydawało się nam to możliwe [niesłusznie, w Opowieści 426 „Pogromca okrętów podwodnych” widzimy na zdjęciu wyłowione z morza bele kauczuku, które musiały zatem posiadać pływalność]. Na pokładzie mijaliśmy jig-a-jig [w żołnierskim slangu prostytutki], prostytutki dla japońskich żołnierzy które pluły na nas, i można sobie wyobrazić, jakim językiem im odpowiadaliśmy.

Jeden po drugim wchodziliśmy po trapie, poganiani przez koreańskich (!) strażników, szturchających nas zaostrzonymi kijami bambusowymi. Połowę z nas skierowano na rufę, drugą na dziób. Ja poszedłem do przodu, gdzie zobaczyłem trzy wielkie ładownie. Numer 1 i 3, pełne ładunków, były zamknięte, a numer 2 otwarta, z dwoma międzypokładami przystosowanymi do przewozu żołnierzy. Brutalnie nas tam wepchnięto. Później Japończycy pozwolili połowie z nas przebywać na pokładzie, i szczęśliwie byłem wśród nich”.

Dopiero trzy dni po zaokrętowaniu jeńców konwój wyruszył w drogę do Kiusiu. Przypomnijmy, że było to 6 września. W południe 8 września do konwoju dołączyły „Kaga Maru”, „Gokoku Maru” i „Kibitsu Maru”, które wyszły w morze z Manilii.

Kontynuuje Cornford:

„Płynęliśmy dzień po dniu w pięknej pogodzie. Codziennie widzieliśmy japońską osłonę powietrzną. Pozwolono nam brać prysznic ze słonej wody w pobliżu dziewczyn jig-a-jig które siadały, i obserwowały nas. Część z nich pokazywała rękami jaki rozmiar właśnie widzą. Piątej nocy na morzu mieliśmy aż nadmiar słodkiej wody ale nie dostarczonej przez Japończyków, lecz przez Boga, w postaci ulewnego deszczu. Większość jeńców tańczyła nago i napełniała butelki, pijąc ile tylko można było. Potem ochłodziło się i weszliśmy pod brezent, żeby się wzajemnie ogrzewać.

Japońska osłona powietrzna znikła 12 września około 2 w nocy. Większość jeńców wtedy spała, z tego około 500 na pokładzie. Ja z trzema kolegami stałem na lewej burcie blisko relingu patrząc na japoński niszczyciel [„Shikinami”] nadający świetlne sygnały na tył konwoju, gdy zobaczyłem wielki rozbłysk ognia i usłyszałem eksplozję. Stojący w pobliżu japońscy strażnicy powiedzieli że to wybuch na wyspie, do której strzelają w ramach ćwiczeń artyleryjskich, ale wtedy znów pojawił się niesamowity blask ognia, głośna eksplozja, po czym zapadła ciemność. Kumpel powiedział „Do diabła, ktoś wyciągnął korek zlewowy z wyspy” [i dlatego zniknęła z powierzchni wody].”

*

Tej samej nocy konwój został wykryty przez trzy (aż!) amerykańskie okręty podwodne: „Growler”, „Sealion” i „Pampanito”.

02:01. „Growler” z wynurzenia strzela trzy torpedy, trafiając „Hirato”. To właśnie eksplozje na tym okręcie widział i słyszał Cornford. Pierwszy pocisk uderzył tuż za kominem, a dwa kolejne dalej w kierunku rufy. Dla tak niewielkiej jednostki nawet jedna torpeda oznaczała zagładę. Okręt błyskawicznie poszedł na dno zabierając ze sobą 106 marynarzy oraz kontradmirała Sadamichi, znanego z dowodzenia wieloma operacjami desantowymi, w tym ataku na atol Wake.

„Growler”


Natychmiast po zatonięciu „Hirato”, z niszczyciela „Shikinami” dostrzeżono „Growlera”. Japoński okręt wykonał ostry zwrot i ruszył do ataku. Zamiast uciekać w ciemność, komandor porucznik Thomas Benjamin Oakley, Jr. wystrzelił z jednego raptem kilometra trzy torpedy, trafiając niszczyciel! Silnie płonący okręt dostał 70-stopniowego przechyłu na lewą burtę. Podekscytowany Oakley krzyknął „Rozpoczyna podejście do skrzyni umarlaka Davey Jonesa!” [aby dowiedzieć się o jaką skrzynię mu chodziło, wpisz w google „Davy Jones (Piraci z Karaibów)”, zwracając uwagę na ostatnie zdanie: „Postać Davy’ego Jonesa nie została wymyślona przez filmowców podobnie jak jego skrzynia. O tym przerażającym potworze pływającym po morzach opowiadają anglosaskie legendy”].

„Shikinami” zatonął raptem w 10 minut, wraz ze 128 spośród 219 członków załogi. Zginął także dowódca okrętu, komandor porucznik Takahashi Tatsuhiko. Uwaga: można spotkać całkiem wiarygodnie wyglądające źródło mówiące, iż niszczyciel został zatopiony dopiero krótko przed siódmą, gdy „Growler” powrócił na plan boju. Obstaję jednakże przy wersji którą podałem, ponieważ jest ona potwierdzona przez Naval History and Heritage Command czyli Dowództwo Historii i Dziedzictwa Morskiego, będącej instytucją odpowiedzialną za zachowanie, analizę i rozpowszechnianie historii US Navy.

Po zatonięciu niszczyciela dwie torpedy w kierunku konwoju wystrzelił także „Sealion”, ale obie chybiły. Japońskie ścigacze natychmiast ruszyły w stronę okrętu, którego nawodna szybkość była jednak większa, dzięki czemu umknął pościgowi.

„Sealion”


A oto jak to widział Cornford:

„Okręt zatonął i wszyscy wiedzieliśmy że to niszczyciel [jednostką o której teraz mówi Cornford, był dużo mniejszy „Hirato”]. Patrzyliśmy na Japończyków biegnących na stanowiska bojowe, i obsadzających działa. Artylerzyści z naszego statku wystrzelili jaskrawą flarę. Gdy tak świeciła na niebie zauważyliśmy, że Japończycy na naszym statku siedzą już w szalupach, z założonymi kapokami. Nie widzieliśmy żadnego okrętu podwodnego, ale za to większość konwoju.

Wokół leżały dziesiątki kapoków, więc jeńcy zaczęli je wkładać. Miałem swój, tak jak kumple, ale nie każdy jeniec go zdobył (później, w wodzie, zdejmowali je z martwych Japończyków). Ktoś na pokładzie mówił, co się dzieje z ludźmi w ładowni. Później dowiedzieliśmy się, że okręt który zatopił niszczyciel zanurzył się uciekając przed bombami głębinowymi, ale za to trzy inne okręty podwodne [w rzeczywistości dwa – „Sealion” i „Pampanito”] rozpoczęły pościg [za konwojem]”.

Okrętem który uszedł przed pościgiem, był „Growler”.

05:31. W ogniu staje zbiornikowiec „Zuiho Maru”, trafiony przez „Pampanito” (nikt z załogi nie uratował się), a krótko potem „Sealion” torpeduje „Rakuyo Maru”

„Pampanito” uchodzi po trafieniu zbiornikowca


Wracamy do relacji szeregowca, płynącego – przypomnijmy – na „Rakuyo Maru”.

„Jeden z odległych o 500 metrów zbiornikowców eksplodował oświetlając ocean. Widziałem Japończyków starających się go opuścić. Statek oświetlił cały konwój ... Japońska eskorta zygzakowała, rzucając wszędzie bomby głębinowe ... W tej chwili dwie torpedy trafiły Rakuyo Maru. Pierwsza uderzyła w ładownię numer 1. Eksplozja omal nie zmiotła nas za burtę. Po dziesięciu sekundach od trafienia fontanna woda spadła na ładownię z jeńcami, powodując panikę. Dziesięć sekund po pierwszym trafieniu druga torpeda trafiła w maszynownię powodując przechył. Pamiętam Japończyków w szalupach naszego statku krzyczących „torpedy!”, zanim zostaliśmy trafieni. Byliśmy szczęściarzami, że torpedy trafiły po bokach ładowni z jeńcami.

Wiedzieliśmy, że statek nie zatonie od razu. Jeńcy w ładowni uspokoili się, po czym, zachowując porządek, wyszli po drabince na pokład. Torpedy zabiły wielu Japończyków, głównie w maszynowni, a tych przy działku wyrzuciły do wody.

Japończycy z naszego statku opuścili go bez słowa. Wzięli 11 szalup i 2 małe łódki. Część z nich wyskoczyła do wody i bagnetami odganiała chcących dostać się do łodzi jeńców. Widziałem szalupę dryfującą przez płonący olej, i łatwo sobie wyobrazić krzyki palących się w niej żywcem ludzi.

Nasz statek leżał mocno na lewej burcie. Jeńcy zaczęli wyrzucać za burtę tratwy 1,80 na 1,80 metra, deski przykrywające ładownię [lukówki] i wszystko, co pływało. Zaczęliśmy skakać do wody, chwytając się tratew. Kilka razy zdarzyło się, że Anglicy zabili kolegów, zrzucając im tratwy na głowy. Nie były one przystosowane do siedzenia, trzeba było po prostu uczepić się linek. Do tej chwili większość jeńców opuściła statek więc wyznaczyliśmy cztery osoby do pilnowania ostatniej tratwy, którą przeznaczyliśmy dla naszej siódemki. Łyknęliśmy wody, założyliśmy kapoki, wyrzuciliśmy tratwę za burtę, i wyskoczyliśmy do morza.

Nasza siódemka wierzgała w wodzie nogami, aby oddalić się od powoli tonącego statku. Pokonaliśmy mniej więcej 100 metrów, gdy powrócił błyskający aldisem okręt eskorty. Po chwili dostał torpedę i eksplodował. Wybuch mocno nam zaszkodził, zwróciliśmy całą wypitą wcześniej wodę”.

*

22:54. Na „Kachidoku Maru” – statku z 950 jeńcami - dostrzeżono ślady torowe trzech idących w kierunku lewej burty torped. Wystrzelił je „Pampanito”. Gwałtowny manewr pozwolił na umknięcie dwom pociskom, ale trzeci trafił na wysokości ładowni numer 7, powodując wzdłużne pękniecie kadłuba na długim odcinku, i to na linii wodnej. Woda z miejsca wlała się do maszynowni, oraz kolejnych ładowni. O 23:15 kapitan wydał rozkaz opuszczenia statku.

„Pampanito”


23:37. „Kachidoku Maru” poszedł na dno, zabierając ze sobą 12 japońskich marynarzy, 35 pasażerów (wśród nich dziewczyny jig-a-jig) i aż 431 wciąż trzymanych w ładowni jeńców. Wśród wyciągniętych przez Japończyków z wody znalazło się sporo jeńców. Przerzucono ich na „Kibitsu Maru”, który popłynął z nimi do Japonii.

*

Dalszy ciąg relacji o losach rozbitków z „Rakuyo Maru”:

„Była 4 rano, znajdujące się blisko siebie tratwy dryfowały. Mnóstwo [martwych] angielskich jeńców unosiło się wśród płonącego oleju.

Kilku mężczyzn [Anglików] wciąż pozostało na prawej burcie Rakuyo Maru. Znaleźli szalupę której nie udało się Japończykom opuścić na wodę, ale oni dokonali tego. Zobaczyli na pokładzie wystraszoną japońską jig-a-jig, i zabrali ją ze sobą. Już na wodzie podpłynęli do szalupy z Japończykami, i przekazali im dziewczynę.

Całkiem spora grupa jeńców popłynęła z powrotem do Rakuyo Maru i wspięła się na pokład.

Rankiem ocean był gęsto pokryty szczątkami, oraz jeńcami na tratwach i w szalupach. Na tratwach było też mnóstwo Japończyków. Uświadomiliśmy sobie, że statek jest stracony, ponieważ powoli pogrążał się w wodzie. Pomimo tego wciąż widać było chodzących po nim ludzi.

Na horyzoncie pojawiły się dwa japońskie okręty. Płynęły w naszym kierunku poprzez rozlany olej i szczątki statków. Podniosło nas to na duchu. Sądziliśmy, że po długim pobycie w wodzie zbliża się ratunek.

Okręty podjęły wszystkich Japończyków z szalup, po czym opuszczono łódź motorową, która zaczęła krążyć wśród nas, wyławiając Japończyków i Koreańczyków. W tym czasie nadpłynął stary japoński zbiornikowiec, ale nie włączył się do akcji. Miejsca w opróżnionych przez Japończyków szalupach pozajmowali jeńcy, na 11 łodziach znalazło się ich mniej więcej 350. Szczęśliwie nie dostałem się do żadnej z nich.

Po południu statek nagle poszedł dziobem w dół, wyrzucając w powietrze mnóstwo bel kauczuku, i wywołując wielką fontannę. Ci którzy przebywali wtedy na statku, poszli razem z nim na dno.

Związaliśmy dwie tratwy razem, i wepchnęliśmy pod nie kawałki bambusa i desek. Część weszła na nie nią, a pozostali pływali w kapokach.

W nocy tratwy dryfowały; nasze oddaliły się od najbliższej o 100 metrów. Wokół pływali w kapokach martwi Japończycy i jeńcy. Kto z naszych nie miał kapoka, zdejmował go z martwego Japończyka.

Następnego dnia jeńcy w szalupach zaczęli wiosłować w kierunku lądu. Dowiedzieliśmy się później, że dopłynął do nich japoński okręt i otworzył ogień, zabijając wszystkich. Nie wiedzieliśmy o tym aż do końca wojny. Jeńcy którzy obsadzili ostatnią łódź z Rakuyo Maru, powiosłowali w przeciwnym kierunku i zostali dostrzeżeni przez inny japoński okręt który podjął ich, i zawiózł na wyspę Hainan [leżącej u wybrzeży Wietnamu].

Drugiego dnia straciliśmy dwóch ludzi. Po prostu umarli. Nic nie mogliśmy dla nich zrobić. Widzieliśmy mnóstwo martwych jeńców unoszących się wokół. Dopłynęliśmy do pudła chłodni, na której siedział jeden z naszych. Powiedział, że wewnątrz jest pełno suszonej solonej ryby. Wzięliśmy skrzynkę, ale nie dało się tego jeść, tak słone były ryby.

Pokryci byliśmy olejem. Zdjęliśmy kapok z martwego Japończyka i rozerwaliśmy go, aby mieć czym wytrzeć z oleju oczy i twarze. Na szczęście miałem kapelusz i japońską koszulkę, ale twarz i ramiona silnie paliło słońce. Tratwy unosiły się i opadały na falach Morza Chińskiego. Będąc na górze fali widzieliśmy czarne kropki odległych tratew. Widzieliśmy też rekiny, ale żaden z nich nie atakował.

Trzeciej nocy niektórzy jeńcy pili morską wodę i stali się szalenie szczęśliwi śpiewając i opowiadając, co też widzą. Zaraz potem błysnęło i zaczęło padać. Z otwartymi ustami łapaliśmy wodę. Składając razem dłonie mogłeś w nich donieść do ust całkiem sporą porcję. Leżeliśmy i siedzieliśmy potem do samego ranka w półśnie. Czwartego dnia z siedemnastu mężczyzn zostało tylko siedmiu. Ciężko było teraz usiąść na śliskiej od oleju tratwie. Pamiętam że zobaczyłem w pobliżu martwego Japończyka z butelką uwieszoną u szyi. Podpłynąłem do niego, wziąłem butelkę i, osłabiony, ledwo wróciłem na tratwę. Butelka była pełna słonej wody. Nie miała korka.

Nie rozmawialiśmy o ratunku. Pod wieczór czwartego dnia [15 września] widzieliśmy w oddali kilka tratew. Słysząc coś w rodzaju brzęczenia silnika myśleliśmy, że to samolot. Obserwowaliśmy niebo, ale niczego nie dostrzegliśmy. Odgłos silnika wciąż nas prześladował. Nagle zaczął tężeć i gdy fala wyniosła nas w górę, ujrzeliśmy niewielki okręt płynący ku nam. Wydawało się że zbliża się godzinami. Zrozumieliśmy w końcu, że to okręt podwodny, i że płynie do nas.

Okręt [był to „Pampanito”] zbliżył się, marynarz skoczył z liną do zaolejonej wody, i przyciągnął nas do burty, skąd liczne ręce pomogły nam wejść na pokład. Pamiętam jak błagałem żeby nie chwytano mnie za ramiona, pełne pęcherzy i ran. Znalazłem się na pokładzie, i o dziwo mogłem chodzić. Kazano nam zdjąć ubrania a kiedy to zrobiliśmy, usłyszeliśmy „samoloty, samoloty”. Marynarze zgarnęli nas, wrzucając do włazu. I wtedy usłyszałem „wszystko w porządku”. To były jedynie wielkie ptaki.”

*

Nie byli to pierwszy jeńcy uratowani przez „Pampanito”. Kilka godzin wcześniej okręt natknął się na tratwę z dwoma rozbitkami. Zapis z Dziennika Okrętowego: „1634 – Mężczyźni byli pokryci olejem, brudni, nie mogliśmy ich wyciągnąć ... Krzyczeli, ale nie mogliśmy nic zrozumieć poza słowami „Wyciągnijcie nas, prosimy”. Uratowano ich.

„Pampanito” natychmiast poprosił drogą radiową inne okręty o pomoc w akcji ratowniczej. Wzięły w niej udział „Sealion” (uratował 54 ludzi) oraz „Barb” i „Queenfish” (razem 32 rozbitków). Największą liczbę jeńców uratował „Pampanito”, bo aż 73. Siedmiu rozbitków zmarło w drodze na Sajpan, dokąd ich wieziono.

Dwójka pokrytych olejem rozbitków przy burcie „Sealiona” trzyma się tratewki, o której mówił Cornford – zbyt małej, aby można było na niej usiąść


Kolejni rozbitkowie uratowani przez „Sealion”
[

Rozbitkowie przechodzą z tratwy własnej roboty na „Pampanito”


Kolejne zdjęcie z „Pampanito”


Wyczerpanych rozbitków kładziono na koje załogi, troskliwie się nimi opiekując


*

Na zakończenie parę słów o nietypowych powojennych losach „Pampanito”. W nakręconym w 1995 roku komediowym filmie „Down periscope” (polski tytuł „Peryskop w dół”), okręt „zagrał rolę” USS „Stingray”. Na zdjęciu okręt, oraz jego filmowy dowódca komandor porucznik Tom Dodge, grany przez Kelseya Grammera.



Okręt grał rupiecia, i takim rzeczywiście był. Nie tylko nie mógł się zanurzać (w filmie zastępuje go model), ale nawet był niezdolny poruszać się na powierzchni o własnych siłach. Tam, gdzie trzeba było, „Stingraya” po prostu holowano, po czym hol usuwano z kadrów.

Obecnie „Pampanito” stoi w San Francisco jako okręt-muzeum. Mnóstwo ciekawych zdjęć wnętrza okrętu można zobaczyć na https://maritime.org/uss-pampanito/ (kliknąć na VIRTUAL TOUR)



--

Post zmieniony (25-07-20 15:00)

 
09-06-20 18:54  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
yanis 

Na Forum:
Galerie - 1


 - 3

Panie Andrzeju - ten grzesznik jest Bogu ducha winny, bo książka zalega u mnie. Razem z czterema innymi. Ja mam kilka pańskich, pan ma kilka moich. I tak jakoś zleciało kilka lat. W międzyczasie dwie przeprowadzki, los po świecie rzucał. Ale są. Całe i zdrowe.



--
-------------------------------------------------
Modelarstwo teoretyczne opanowałem do perfekcji.

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 56 z 80Strony:  <=  <-  54  55  56  57  58  ->  => 

 Działy  |  Chcesz sie zalogowac? Zarejestruj się 
 Logowanie
Wpisz Login:
Wpisz Hasło:
Pamiętaj:
   
 Zapomniałeś swoje hasło?
Wpisz swój adres e-mail lub login, a nowe hasło zostanie wysłane na adres e-mail zapisany w Twoim profilu.


© konradus 2001-2024