Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 519
WĄTPLIWOŚCI PO LATACH
Rok 1941. Wojna trwa już dwa lata. Tysiące rumuńskich i bułgarskich Żydów docierają do Konstancy i Warny, mając nadzieję dostać się na statki, który zawiozłyby ich do Palestyny – tam, gdzie nie sięgają hitlerowskie macki. Droga z Konstancy była przecież prosta: krótki przelot przez Morze Czarne, potem Cieśniny Tureckie i wreszcie zaledwie trzy-cztery doby aby znaleźć się daleko od Wehrmachtu i Gestapo! Całkiem niedawno Niemcy zamordowali w Bukareszcie cztery tysiące Żydów, i to stało się dodatkowym dopingiem do ucieczki.
*
Palestyna była brytyjskim mandatem od roku 1920, ale terytorium tym zainteresowani byli działacze żydowskiego ruchu narodowego, syjonizmu. Syjonizm dążył do odtworzenia żydowskiej siedziby narodowej na terenach starożytnego Izraela. Początkowo Brytyjczycy odnosili się w miarę pozytywnie do tej inicjatywy, ale wobec rosnącego oporu palestyńskich Arabów, zaczęto ograniczać przybywanie kolejnych osadników.
W 1938 urząd Wysokiego Komisarza Palestyny objął Harold MacMichael, polityk zdecydowanie proarabski. W praktyce przekładało się to na jak największe ograniczanie żydowskiej imigracji, a już zwłaszcza imigracji nielegalnej. To, że Żydzi uciekali przed urządzaną im przez Hitlera straszliwą rzezią, jakoś nie poruszało serca owego zacnego chrześcijanina. No cóż, niektórzy chrześcijanie tak mają.
Pierwszą próbą ucieczki drogą morską z Rumunii via Bułgaria do Palestyny był przypadek statku „Salvador”. Wczesnym grudniem 1940 roku, zarejestrowana w Urugwaju jednostka zawinęła po uciekinierów do Konstancy a następnie do Warny. Był to drewniany szkuner w fatalnej kondycji bez kabin i koi. Nie było nawet kompasu (!) ani kamizelek ratunkowych. Formalnie mógł on przewozić w tak fatalnych warunkach 30, góra 40 pasażerów, ale weszło na niego aż 327 uchodźców.
Prawdziwym cudem było nie udane zawinięcie do Istambułu po prowiant i wodę, ale w ogóle trafienie do tego portu! Cud się jednak przydarzył i zatłoczony ponad miarę, zdezelowany statek, wyszedł po pobraniu zaopatrzenia na Morze Marmara. Tam natrafił na silny sztorm, który zatopił go 15 grudnia. Pomimo szybkiej pomocy – ostatecznie tragedia przydarzyła się na „kieszonkowym” morzu, niedaleko brzegu – śmierć poniosło aż 204 pasażerów, w tym 66 dzieci.
Spośród 123 uratowanych, Turcy odstawili na granicę z Bułgarią 63 osoby, a 60 udało się przedostać do Istambułu. Dopiero w marcu zabrał ich stamtąd kolejny statek z uchodźcami, „Darien”, płynący z Warny do Palestyny z 723 pasażerami.
„Darien”
15 marca „Darien” wyszedł w morze kierując się na Hajfę, gdzie przyszedł cztery dni później. Tam Brytyjczycy „zwinęli” pasażerów, zamykając ich następnie w obozie dla przetrzymywanych Żydów w Atlit, leżącym 20 kilometrów na południe od Hajfy. Zwolniono ich i pozwolono pozostać w Palestynie 22 maja 1942 roku.
Obóz w Atlit
Zatonięcie „Salvadora” i ilość ofiar uświadomiły Turkom że na tym się nie skończy, i należy coś przedsięwziąć, aby wkrótce na ich wodach nie nastąpiły podobne tragedie. Rząd wystąpił do Waszyngtonu z planem „cywilizowanego” przewiezienia 300.000 rumuńskich Żydów poprzez tureckie porty do Palestyny. Rzecz jasna, w realizacji tego planu mieli mieć swój udział także Brytyjczycy. Amerykanie odrzucili plan, zasłaniając się brakiem odpowiedniego tonażu, a także przywołując opublikowany w 1939 roku Brytyjski Biały Dokument (British White Paper), pozwalający na przyjazd do Palestyny najwyżej 75.000 żydowskich imigrantów, i to w okresie pięciu lat. Ponadto Mr. Cavendish W. Cannon z amerykańskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Wydział Spraw Europejskich dodał, iż Arabowie zdecydowanie sprzeciwiają się żydowskiemu exodusowi do Palestyny.
*
Nic takiego nie mogło powstrzymać Żydów, zwłaszcza rumuńskich, od prób ucieczki przed niechybną zagładą. Największym problemem było znalezienie statku, którego właściciel zgodziłby się odbyć ryzykowny rejs. Do grudnia 1941 roku Niemcy zdążyli już zarekwirować wszystkie statki oraz barki dla transportowania Dunajem żywności i bydła z Rumunii do Rzeszy. Nie zwrócili jednakże uwagi na zapuszczoną łajbę, bo też i nie było na co patrzeć, nie mówiąc już o wykorzystaniu jej. Mowa jest o zbudowanym w 1867 roku – a więc już 74-letnim! – rzecznym statku „Macedonia”. Miał on 61 metrów długości i 6 szerokości. Stało to-to przy kei, i wreszcie zostało kupione za marne grosze przez jakiegoś cwaniaka.
„Macedonia” w latach świetności
Po pobieżnych naprawach łajbę nazwano „Stroma”, i pod koniec listopada 1941 roku zarejestrowano pod panamską banderą. Jak widać, już wtedy znano takie sztuczki! Poszukująca pasażerów do Palestyny agencja żeglugowa zaczęła reklamować rejs na wspaniałym statku, dodając na plakatach rysunek …brytyjskiego superliniowca „Queen Mary”!
Wspaniała reklama szybko znalazła chętnych na rejs ku bezpieczeństwu, i to w dodatku TAKIM statkiem. Bilety wykupiło 769 Żydów:
269 kobiet, w tym ciężarne
103 dzieci, w tym niemowlęta
a także wielu specjalistów, wśród nich
30 fizyków
30 prawników
10 inżynierów
oraz biznesmeni, handlowcy, rzemieślnicy, studenci, a także 60 młodych ludzi z ruchu Betar, syjonistycznej organizacji młodzieżowej. Generalnie rzecz biorąc, pasażerowie z pewnością nie należeli do biednych, i dlatego stać ich było nawet na rejs na rzekomej „Queen Mary”!
Załoga liczyła 10 osób i stanowiła międzynarodową mieszankę: 5 Bułgarów, 4 Żydów i Węgier.
Jednym z uchodźców był 19-letni David Stoliar, wybierający się po nowe życie z narzeczoną Ilse Lothringer, i jej rodzicami.
Młody człowiek wybrał się w podróż sam, bo tylko na jeden bilet stać było mieszkającą w Bukareszcie rodzinę. W nocy 7 grudnia czekał na pociąg do Konstancy. „Kiedy mówiłem ojcu do widzenia czułem, że już nigdy go nie zobaczę”. I dalej „Kiedy byliśmy [ludzie z biletami na statek] już w pociągu, rumuńscy żołnierze pozamykali na klucz wszystkie drzwi, żeby nikt nie mógł się rozmyślić”.
Nietypowy, bo ze zdjęciem bilet Davida Stoliara
Każdy z uchodźców mógł zabrać ze sobą bagaż o wadze 20 kilogramów (co napisano na bilecie), w tym żywność na czas podróży. Najpierw jednak, już w porcie, musieli przejść szczegółową odprawę celną. Była ona tak drobiazgowa, że ostatni pasażer czekał na swoją kolej aż trzy dni! „Musieliśmy wyłożyć wszystkie cenne przedmioty”, mówił Stoliar. „Cała biżuteria i pieniądze zostały skonfiskowane przez rumuńskich celników. Wielu pasażerów rozbierano do przeszukania. Celnicy byli absolutnie niewrażliwi.” Po nich przyszła kolej na przedstawicieli armatora, którzy ważyli każdy bagaż. Okazało się, że wbrew oficjalnej deklaracji (vide informacja na bilecie!) można było wziąć ze sobą tylko dziesięć kilogramów. „Musiałem zostawić połowę moich rzeczy”.
Kiedy sprzedawano bilety mówiono, że starannie wyremontowany statek zawiezie pasażerów do Istambułu, gdzie w trakcie krótkiego postoju zostaną im wyrobione palestyńskie wizy imigracyjne. Nikomu nie powiedziano jak się nazywa i gdzie stoi ów statek, i z punktu widzenia armatora miało to głęboki sens. Po ujrzeniu owego cuda, a zwłaszcza po wejściu na pokład, pasażerowie zdębieli. „Luksusowa” jednostka miała zaledwie jedną łazienkę, ale za to „aż” dwie szalupy. Na prymitywnych pryczach mogły leżeć po cztery osoby, a każda z nich miała dla siebie 60 na 170 centymetrów. „Jak sardynki” – mówił Stoliar – nie mogliśmy się obrócić. Ale nie było już powrotu”.
Sprawdzający bilety uspokajali niezadowolonych mówiąc, iż „Stroma” ma jedynie wywieźć ich poza rumuńskie wody terytorialne, gdzie już miał na nich czekać duży statek pod amerykańską banderą. Czyli pomęczcie się kilka-kilkanaście godzin, a potem to już ho ho! Za wasze duże pieniądze otrzymacie luksus nad luksusy!
W dzień wyjścia z Konstancy odmówiła maszyna starej łajby, ale statek wysłano w morze za pomocą holownika... Ponieważ rumuńskie wody były zaminowane, przed nimi płynął trałowiec. Oczywiście na otwartym morzu nie czekał ani luksusowy „pasażer” ani żaden inny statek. No cóż, należało przyjąć rzeczywistość taką, jaka była.
Przez całą noc statek stał w dryfie, podczas gdy załoga gorączkowo pracowała w maszynowni. Stoliar: „Powiedziano nam, że silnik „Strumy” został wydobyty z jakiegoś zatopionego statku”. W końcu wysłano prośbę o pomoc, w rezultacie czego przy burcie stanął znany już pasażerom holownik. Jego szyper powiedział że owszem, spróbują naprawić maszynę, ale tylko za godziwą zapłatą. Ponieważ uciekinierzy wydali większość gotówki na bilety, a później na celną „odprawę”, zebrali wszystkie starannie ukryte do tej pory ślubne obrączki, i dzięki temu załoga holownika w kilka godzin przywróciła maszynę do życia.
„Powietrze wewnątrz było duszne, wypełnione dymem z silnika. Tylko niewielki procent pasażerów miał pomieszczenie na górnym pokładzie, i dlatego zmienialiśmy się. Mieliśmy nadzieję, że w Turcji uznają nas za uchodźców, i pozwolą na nasz przejazd do Palestyny drogą lądową.”
Już 15 grudnia silnik ponownie odmówił posłuszeństwa, a na dobitkę zaczął także przeciekać sfatygowany kadłub. Ponieważ jednak było to już blisko Istambułu, turecki holownik wciągnął statek do zewnętrznego portu. „Struma” rzuciła kotwicę. Wciąż mając w pamięci tragedię pasażerów „Salvadora”, Turcy pozwolili na postój u siebie dużo dłużej, niż to wynikałoby z przepisów.
Istambuł. Wypełniona uchodźcami „Struma” stoi na kotwicy
Statek czekał na jakąkolwiek decyzję, a tymczasem i pasażerom i załodze szybko zaczęły się kurczyć zapasy żywności i wody. Tureccy i brytyjscy oficjele zaczęli debatować nad losami uchodźców. Brytyjczycy powoływali się na ograniczający skalę imigracji Biały Dokument, przywołując jednocześnie liczne przypadki żydowsko-arabskich niepokojów w Palestynie. Coraz silniej naciskano na turecki rząd, aby ten uniemożliwił kontynuowanie rejsu „Strumy”.
Uchodźcy na „Strumie”
Ankara wystąpiła do brytyjskiego ambasadora, Hughe Knatchbull-Hugessena, o wydanie wszystkim wiz palestyńskich wiz imigranckich, ale dyplomata zdecydowanie odmówił.
Na „Strumie” szybko zapanował głód. Od czasu do czasu wydawano zupę, a typowa kolacja składała się z jednej pomarańczy i garści orzeszków ziemnych. Dzieci dostawały dodatkowo co noc porcję mleka. Jako pierwszy ruszył z pomocą lokalny żydowski biznesmen Simon Brod, który podczas wojny uratował wielu swojaków. Kupował on za własne pieniądze żywność, i przywoził na statek. I wtedy do akcji wkroczył Turecki Czerwony Półksiężyc, który połączył siły z Amerykańsko-Żydowskim Wspólnym Komitetem ds. Dystrybucji w Turcji i żydowską diasporą w Istambule, aby wspólnie karmić 779 przetrzymywanych na statku ludzi.
Uchodźcy starali się nie denerwować rodzin. „Najdrożsi” – napisali na kartce pocztowej do rodziców w Rumunii Anutsa i Abraham Frankel – „nie martwcie się o nas. Wszystko jest w porządku, i w ciągu kilku dni wznowimy podróż do Palestyny”.
„Najdroższa córko” – pisze mężczyzna do córki w Stanach Zjednoczonych – „nie ma ogrzewania i przeziębiłam się ... Możesz sobie wyobrazić, że zapłaciłem 750 lei za dwa bilety na ten statek, suma jak za pomieszczenia pierwszej klasy na liniowcu ze Stanów do Australii. Sprzedaliśmy wszystko co posiadaliśmy, żeby kupić bilety ... Wiele całusów od Mamy i ode mnie”.
Po tygodniach impasu, na ląd zeszło czworo pasażerów. Mający ogromne koneksje i jeszcze większe pieniądze turecki biznesman Vehbi Koc, działając z upoważnienia wicedyrektora Socony Vacuum Oil Company (obecny Mobil), załatwił dla nich imigranckie wizy w brytyjskim konsulacie. Szczęśliwcy dotarli do Palestyny drogą lądową. Statek opuściła także pasażerka Madeea Solomonovici, która bliska rozwiązania trafiła do żydowskiego szpitala Or-Haim w Istambule. Tam wprawdzie poroniła, ale wygrała coś innego – gdy wypisywano ją ze szpitala, „Strumy” nie było już w porcie. Kobieta dotarła ostatecznie do Palestyny lądem.
Ponoć 12 lutego Brytyjczycy zgodzili się także na wydanie wiz dzieciom od 11 do 16 roku życia, tyle że odmówili wysłania po nie statku, a z kolei Turcy nie wyrazili zgody na ich podróż lądem. W rezultacie dzieci zostały na statku. Na „Strumie” wegetowało zatem teraz 765 uchodźców i dziesięciu marynarzy.
Turcy naciskali non-stop na Brytyjczyków, aby ci aktywnie pomogli w rozwiązaniu nabrzmiałego problemu. Przypominano iż jeszcze nie osiągnięto górnego pułapu akceptowanych imigrantów, podanego w Białym Dokumencie, na co Knatchbull-Hugessen odparł, że pasażerowie na „Strumie” pochodzą z kraju będącego niemieckim aliantem, przez co nie mogą być wliczeni do owych 75 tysięcy! Żydowscy uciekinierzy z Rumunii zostali oficjalnie uznani za aliantów hitlerowskich Niemiec – jak można było coś równie skandalicznego powiedzieć? Londyn ogłosił także, że wśród uchodźców znajdują się szpiedzy, no a ponadto przyjęcie pasażerów ze „Strumy” mogłoby spowodować wielką falę ich naśladowców.
Sir Hughe Knatchbull-Hugessen pomógł przypieczętować los uciekinierów
Szukający rozpaczliwie jakiegoś sensownego rozwiązania Turcy zwrócili się do Alexandre Cretzianu, rumuńskiego ambasadora, proponując zawrócenie „Strumy” do Konstancy. Dyplomata stwierdził że jest to niemożliwe, ponieważ pasażerowie opuścili kraj nielegalnie. Fakt ten został potwierdzony podczas procesu Adolfa Eichmanna. Skąd zatem wziął się specjalny pociąg do Konstancy i asysta trałowca podczas wyjścia w morze? No cóż, zwłaszcza wtedy Rumunia była krajem, gdzie wszystko i z każdym można było załatwić za łapówkę.
Ponieważ Turcy nie zezwalali na opuszczenie pokładu także załodze, bułgarski kapitan wpadł na ciekawy pomysł. Stwierdził że ponieważ Panama – pamiętajmy że statek miał panamską banderę – jest od grudnia 1941 w stanie wojny nie tylko z Japonią, Niemcami i Włochami, ale także z Bułgarią (jako aliantem Niemiec) to on, jako Bułgar nie może pływać na statku wrogiego kraju! W rzeczywistości Panama nigdy nie wypowiedziała wojny Bułgarii, ale Turcy i bez tego argumentu zabronili zejścia kapitana i jego ludzi ze statku. W Ankarze zdawano sobie sprawę z tego, że jeśli załoga zejdzie na ląd, statek już nigdy nie opuści kraju!
Turcy zdecydowali się rozwiązać problem siłowo. 23 lutego, po siedemdziesięciu dniach postoju, na pokład próbował wejść niewielki oddział policji, ale uciekinierzy zastawili im drogę. Po kilku godzinach do akcji weszło aż 80 funkcjonariuszy, część z nich od strony wody. Po półgodzinnej przepychance siła zwyciężyła.
Policjanci polecili załodze przekazać łańcuch z kotwicą na holownik, który miał wyciągnąć statek z portu, i zostawić go samemu sobie już na Morzu Czarnym. Gdy „Strumę” ciągnięto wzdłuż Bosforu, pasażerowie wywiesili transparent z napisem RATUJCIE NAS po angielsku i hebrajsku. Bez odzewu.
„Struma” w drodze na Morze Czarne. Na relingu górnego pokładu widać namalowany na dwubarwnym tle rozpaczliwy apel
Pomimo długotrwałej pracy w porcie tureckich mechaników, silnik nie chciał zastartować. Nie bacząc na to, holownik odrzucił kotwicę „Strumy” i... zawrócił! Statek kołysał się bezradnie na fali, około 10 mil od wejścia do Bosforu.
Mijały godziny pełne bezsilności, i czekanie na najgorsze, może nawet na śmierć z pragnienia i głodu. Ale już 24 lutego wczesnym rankiem, czyli następnego dnia, w dryfujący statek trafiła torpeda.
„Większość pasażerów spała” – mówił Stoliar. „Była chyba trzecia lub czwarta nad ranem. Akurat wstałem, i wtedy zostałem wyrzucony w powietrze. Wpadłem do wody, a kiedy wypłynąłem, statku nie było. Nic. Tylko szczątki”.
„Struma”. Na zdjęciu David Stoliar
Większość ludzi na „Strumie” zginęła od eksplozji, a wśród nich narzeczona Stoliara i jej rodzice, śpiący w dolnej części statku. Miejsce Soliara znajdowało się ponad pokładem głównym, i to go ocaliło.
David rozejrzał się wokół i zobaczył około setki pływających rozbitków. Tak jak zrobiło wielu, także i on uchwycił się jakiegoś drewnianego elementu. Później znalazł większy kawałek pokładu, na którym mógł usiąść. Mijały godziny, podczas których lodowata woda zabijała jednego rozbitka po drugim, aż wreszcie rankiem następnego dnia Soliar z przerażeniem stwierdził, że tylko on pozostał przy życiu.
Mężczyzna stracił wszelką nadzieję. Próbował przeciąć scyzorykiem żyły nadgarstków, ale nie dawał rady. „Moje ręce były zbyt spuchnięte od mrozu”. Dopiero po kilku godzinach Stoliar został zauważony z wiosłowej łodzi służby celnej. Po odwiezieniu go do portu Sile, został zabrany do wojskowego szpitala w Istambule. Tydzień później przewieziono go do więzienia, gdzie trzymano jako nielegalnie przebywającego w Turcji. Po 71 dniach za kratami doszła do niego wiadomość o przyznaniu mu przez brytyjski rząd „wyjątkowego” prawa do wjazdu na teren Palestyny. Pociągiem pojechał do Aleppo w Syrii, a stamtąd samochodem do Tel Avivu. Wszystko zaaranżował i koszty pokrył znany już nam Simon Brod.
1 – Istambuł. 2 – miejsce zatopienia „Strumy”. Pomimo wielu prób, do tej pory nie odnaleziono wraku
W 1942 roku David dowiedział się, że jego matka zginęła w Auschwitz. Chcąc pomścić jej śmierć, odłożył na bok swoje żale wobec Wielkiej Brytanii, i zgłosił się do wojska. Dostał przydział do walczącej w Afryce Północnej Ósmej Armii. Po wojnie dowiedziawszy się z kolei, że jego ojciec cudem przeżył holocaust i nadal żyje w Bukareszcie, ściągnął go do siebie.
Po latach Metro Goldwyn Meyer chciało kupić od niego prawa do nakręcenia filmu na bazie jego przeżyć, ale Stoliar zdecydowanie odmówił.
David Stoliar zmarł w 2014 roku w wieku 91 lat
Harold MacMichael, Wysoki Komisarz Palestyny, mający wielki udział w zablokowaniu „Strumy” został uznany przez palestyńskich Żydów jako winnego śmierci setek uchodźców. Radykalna syjonistyczna organizacja Lechi wydrukowała w związku z tym plakaty o treści:
MORDERSTWO!
SIR HAROLD MAC MICHAEL
Znany jako Wysoki Komisarz Palestyny
POSZUKIWANY ZA MORDERSTWO
800 UCHODŹCÓW KTÓRZY UTONĘLI
W MORZU CZARNYM NA STATKU „STRUMA”
Rezultatem tego oskarżenia było aż siedem zamachów na jego życie. Ostatni przeprowadzono 8 sierpnia 1944 roku, na dzień przed przekazaniem obowiązków kolejnemu Komisarzowi. MacMichael i jego żona cudem uniknęli śmierci, jakkolwiek kobieta odniosła przy tym rany.
Monument w Asdhod, Izrael
Pamięć ofiar „Strumy” uczczono również w innym izraelskim mieście, Holon
Żeby zakończyć Opowieść, musimy jednakże najpierw odpowiedzieć na jedno, jakże ważne, pytanie. Czyja torpeda zatopiła bezbronny, unieruchomiony statek tuż u tureckiego wybrzeża, i przede wszystkim, DLACZEGO?
Przez wiele lat nie potrafiono na to odpowiedzieć. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych w Rumunii oficjalnie głoszono, iż to „gestapowska konspiracja zatopiła Strumę”. W 1965 roku zabrał głos niemiecki historyk Jurgen Rohwer, twierdząc iż statek zatopił radziecki okręt podwodny. W 1978 roku jego artykuł został zamieszczony w – uwaga uwaga! – wydanej w Moskwie książce, i to wydanej przez Wydawnictwo Wojskowe Ministerstwa Obrony Związku Radzieckiego. Na jednej ze stron czytamy, że okręt podwodny Szcz-213 pod dowództwem starszego lejtnanta Dienieżko i komisarza Rojnczewa [pompolit czyli politycznyj pomosznik kapitana był równie ważny co formalny dowódca!], rankiem 24 lutego 1942 roku, śledzili nieprzyjacielski statek towarowy o nazwie „Struma”, mający około 7000 ton [!]. Zaatakowano go z 1,1 kilometra (6 kabli), torpeda trafiła cel i natychmiast zatopiła statek. Dowodzący okrętem otrzymali za ten wyczyn medale za wybitne osiągnięcia.
Szcz-213 nie doczekał końca wojny. Okręt poszedł na dno jesienią 1942 roku
Lata później wyszło na jaw, że ponoć Stalin wydał tajny rozkaz zatapiania na Morzu Czarnym wszystkiego co pływa, także jednostek neutralnych.
--
Post zmieniony (03-05-20 12:19)
|