Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 498
MECZ JEST NAJWAŻNIEJSZY
Niezliczona liczba greckich wysp i wysepek powoduje – podobnie jak w przypadku Filipin – konieczność utrzymywania licznych linii promowych. Oszczędni Grecy chętnie używali i nadal używają do tego celu statków, mających już za sobą wieloletnią służbę pod innymi banderami, zamiast wydawać ogromne sumy na „nówki” wprost ze stoczni. Tak właśnie było również w przypadku zbudowanego w Saint Nazaire promu pasażersko-samochodowego (1500 pasażerów + 170 samochodów) „Express Saminy”, który rozpoczął służbę w roku 1966 jako francuski „Corse” (Korsyka). Bliźniaczy statek nosił nazwę „Comte de Nice”. Obie jednostki pływały po Morzu Śródziemnym.
„Corse”
Pierwszym armatorem była znana firma Compagnie Generale Transatlantique. Trzy lata później statek formalnie przejęła Compagnie Generale Transmediterraneenne, będąca jednakże pod kontrolą poprzedniego właściciela. Nazwa promu pozostała niezmieniona.
W 1976 Compagnie Generale Transmediterraneenne przemianowała się na Société Nationale Maritime Corse-Méditerranée (SNCM). Zadaniem „nowego” armatora promu było utrzymywanie połączenia pomiędzy Francją kontynentalną, a Korsyką. Firma wyszła na tym doskonale, ponieważ udało się jej podpisać aż 25-letni rządowy kontrakt na obsługę tej trasy.
W roku 1982 Francuzi doszli do wniosku że wypadałoby odnowić flotę na tak lukratywnej trasie i zamówili ponownie w Saint Nazaire parę nowoczesnych statków, nazwanych „Corse” oraz „Estérel”.
Nowy „Corse”
Komu sprzedać dotychczas używane bliźniacze promy? Oczywiście oferty przyszła z Grecji. „Corse” nabyła firma Stability Maritime płacąc Francuzom 1,5 miliona dolarów, a „Comte de Nice” przeszła za podobną kwotę w ręce Naias Piraeus Shipping, zmieniając się w „Naias II”.
Nowa nazwa „Comte” brzmiała teraz „Golden Vergina”
Nowy właściciel promu wszedł z nim na nietypową linię Włochy–Grecja-Izrael, ale po sześciu latach zrezygnował z utrzymywania serwisu. W 1988 roku kolejnym właścicielem stała się również grecka firma, Agapitos Bros, która nie zmieniając nazwy promu skierowała go na szlaki Morza Egejskiego: z wyspy na wyspę.
Po jedenastu latach znalazł się kolejny chętny na statek, również z Grecji, czyli Minoan Flying Dolphins. Nazwę zmieniono na „Express Samina”, pozostawiając jednakże prom na Morzu Egejskim.
„Express Samina”. Wymalowana na burtach nazwa HELLAS Ferries to nazwa operatora statku, będącego zresztą częścią Minoan Flying Dolphins
,
Pod nowym armatorem dawny „Corse” miał wreszcie okazję spotkać się ponownie z siostrzanym „Comte de Nice”, również od 1999 roku należącym do Minoan Flying Dolphins. Obecna nazwa tego promu brzmiała „Express Naias”.
„Express Naias”
Przenosimy się do 26 września 2000 roku. O godzinie 17:00 „Express Samina” opuścił Pireus z 447 pasażerami i 63-osobową załogą. Jak to jednak zwykle w takich przypadkach bywa można znaleźć także inne liczby, takie jak 473+61, ponad 500, 533, 540 osób albo 550 pasażerów bez podania liczebności załogi. Zgodnie z planem rejsu prom miał odwiedzić pięć wysp, w kolejności Paros (port Parikia) – Naxos – Ikarię – Samos i Patmos.
Na mapie Morza Egejskiego zaznaczone są wszystkie wyspy, poza niewielką Patmos, na które miał zawinąć prom
Późnym wieczorem będący na wachcie pierwszy oficer Anastasios Psychoyios ustawił kurs na automatycznym pilocie, po czym wraz z innymi obecnymi na mostku ...poszedł oglądać mecz w telewizji Panathinaikos – Hamburger SV. Statek płynął w ciemności sam!
Być może zresztą nikt by się o opuszczeniu mostku nie dowiedział, gdyby nie pewien istotny fakt: otóż przestarzały autopilot nie potrafił automatycznie kompensować wpływu wiatru i prądów. Jakby tego było mało, wprawdzie uruchomiono system wysuwania po obu burtach stabilizatorów, ale nie zauważono przy tym, że lewy pozostał złożony wewnątrz kadłuba, co dodatkowo powodowało stopniowe schodzenie z kursu.
Mecz się wreszcie skończył i wtedy na mostku raczył się pojawić Psychoyios, który szybko zorientował się że prom mocno zszedł z kursu, płynąc wprost na skały! Oficer natychmiast wyłączył automatyczne sterowanie po czym odepchnąwszy sternika zaczął kręcić co sił w prawo, ale było już za późno. O 22:12 płynący z szybkością 18 węzłów statek wjechał na skały Portes (Portes Islets), które wyrwały powyżej linii wodnej otwór sześć metrów na jeden.
Portes Islets
Gdyby się tylko na tym skończyło, okaleczony statek dotarłby pewnie do portu. Niestety uderzenie w skały spowodowało także wyłamanie wysuniętego stabilizatora o ponad 90 stopni do tyłu, w wyniku czego rozciął on poszycie dna. Wlewająca się przez trzymetrowy otwór woda zalała znajdujący się przy maszynowni główny agregat, na skutek czego na całym statku zabrakło prądu. Nawet i to jednak nie musiało oznaczać najgorszego gdyby nie to, że wbrew przepisom dziewięć z jedenastu drzwi wodoszczelnych promu nie było zamkniętych! Ponieważ brak prądu uniemożliwił zdalne ich zamknięcie, woda bardzo szybko zalała maszynownię.
Zaledwie po trzech minutach statek przechylił się o 5 stopni na prawą burtę, a po kolejnych dziesięciu - o 22:25 - przechyłomierz wskazywał już stopni 14. Powiadomiono port w Parikii, wzywając pomocy. Rozdarta powyżej linii wodnej burta znalazła się szybko pod wodą, pogłębiając przechył. Na wodę zeszły cztery szalupy prawej burty.
22:25 – 23 stopnie przechyłu uniemożliwiły opuszczenie pozostałych czterech szalup, znajdujących się na lewej burcie. Pasażerowie którymi nikt się z załogi nie zajmował, wpadli w panikę. Zrzucono za burtę pneumatyczne tratwy, ale po ich napełnieniu powietrzem zostały zniesione przez silny wiatr i dużą falę, zanim ktokolwiek mógł do nich wejść.
Z powodu silnego przechyłu na prawą burtę nie było możliwości zwodowania tych czterech lewoburtowych szalup
22:32 – 33 stopnie przechyłu
22:50 – statek położył się na burcie
23:02 – „Express Samina” znikła pod powierzchnią wody
Wspomina jeden z pasażerów: „Kilka osób wskoczyło do wody starając się dopłynąć do skały. Udało się tego dokonać, ale po chwili fala zmiotła nas stamtąd. Cudem zaniosła nas do innej [skały], na której usiedliśmy: zmarznięci, wystraszeni i przemoczeni pasażerowie promu – kurczowo ściskając się za ręce. Bezsilnie obserwowaliśmy krążący nad nami samolot ratowniczy, flary i tuziny lokalnych łodzi rybackich oraz wycieczkowego stateczku które wyruszyły na poszukiwanie rozbitków. Wiele łodzi musiało jednak się wycofać, bojąc się z powodu wiatru i fali wpaść na skały” [wiele jednak pozostało, a ich załogi poszukiwały rozbitków ryzykując życiem].
O świcie grupka została w końcu wciągnięta na pokład śmigłowca Royal Navy, który odstawił ich na brytyjski lotniskowiec „Invincible”, wchodzący w skład eskadry biorącej udział w ćwiczeniach NATO. Na miejsce tragedii szły także całą naprzód inne brytyjskie okręty, oraz jednostka greckiej straży przybrzeżnej.
A oto relacja 25-letniej Katriny Wallace, Brytyjki, podróżującej z wyspy na wyspę ze swą przyjaciółką. Solidnie się opatuliwszy zamierzały przespać noc pod gwiazdami. Miejsce które wybrały znajdowało się po lewej stronie statku czyli tej, po której zdołano opuścić łodzie. No a poza tym nie musiały się w przerażeniu wydostawać na pokład z ciemnego wnętrza.
„Był głośny huk. Wiedziałyśmy, że coś się stało. Wokół panował chaos. Wstałyśmy, starając się zachować spokój. Wokół biegali ludzie. Nie mogli znaleźć kamizelek ratunkowych. Nie było śladu jakichkolwiek komunikatów. Wszyscy wrzeszczeli po grecku ... Skierowałyśmy się ku szalupie. Kiedy tam się znalazłyśmy widziałyśmy rozpychających się ludzi. [Wciąż] nie było żadnych komunikatów dotyczących pasów ratunkowych i szalup. Zaczęłyśmy działać. Prom pogrążał sie bardzo szybko i zatonął w około 15 minut.
Kiedy znalazłyśmy się w szalupie, winda się zablokowała. Łódź kołysała się z burty na burtę. Ludzie spanikowali i osiem osób wyskoczyło do wody”.
Mówi jej koleżanka, 27-letnia Nicola Gibson-Hosking: „W końcu szalupa osiadła na morzu i zaczęła oddalać się od promu. Gdy po raz ostatni zobaczyłyśmy statek, był [mocno] przechylony”.
Położenie portu Parikia (po prawej) i Portes Islets, na mapie opisane jako N.Portes – w górnym lewym rogu
Relację złożyły także dwie Amerykanki z Seattle – Heidi Hart lat 26 i Christine Shannon lat 32 - które wprawdzie planowały podróż do Meksyku, ale obawiając się zbliżającego się w te rejony sezonu huraganów, postanowiły zwiedzić Grecję.
Krótko po 20 znajdujące się na pokładzie, bardzo ciepło ubrane kobiety usłyszały zmianę tonu silników. Pomyślały że to w związku z podchodzeniem do kei. W rzeczywistości pierwszy oficer wykonywał rozpaczliwy, acz spóźniony manewr.
Hart: Poczułam jak uderzamy w skałę. Popatrzyłam przed siebie i zobaczyłam ją. Wyglądało to jak kręcenie filmu. „To nie jest prawdziwe, oni sobie z nas żartują. To musi być znajdująca się w pobliżu kei duża styropianowa skała”.
Shannon: Spojrzałyśmy na siebie ze śmiechem. „Co jest?”
Hart: Słychać było głos, że [skała] rozdarła burtę. Spojrzałam na Christine i powiedziałam „Toniemy. Lepiej chodźmy do szalupy”.
W wyniku zderzenia pogasły światła, co wzbudziło panikę. Zamieszanie potęgował fakt, że ze strony załogi nie było żadnych informacji i nikt nie dawał wskazówek, co robić. Kobiety zauważyły że wiele kamizelek ratunkowych wyglądało na bardzo stare, a na żadnej nie było instrukcji jak je założyć. Z pomocą zaledwie kilku mężczyzn z 63-osobowej załogi pasażerowie byli zmuszeni sami opuszczać szalupy.
Hart: Popatrzyłyśmy sobie w oczy i wiedziałyśmy, że musimy same zadbać o siebie. Wszyscy zaczęli biec w stronę szalup, w stronę na którą przechylał się statek. Ruszyłyśmy w przeciwnym kierunku [pod górę przechylającego się pokładu]. Po drodze kilku mężczyzn popchnęło mnie tak, że uderzyłam głową o reling. Powiedziałam: „Trzymajmy się z dala od ludzi, bo nas zranią”.
Shannon: To była słuszna decyzja. Poszłyśmy tam, gdzie nikogo nie było.
Hart: Ślizgałyśmy się. Statek był tak mocno przechylony. Oparłyśmy się o barierkę tak, że nie mogłyśmy zjechać na burtę, na którą tonął statek.
Shannon: Popatrzyłam nad ramieniem Heidi i zobaczyłam kogoś machającego do mnie. Powiedziałam „Idź!”, chwyciłam ją i poszłyśmy. Mężczyzna stał na szczycie metalowych schodów prowadzących w dół na pokład, na którym była szalupa .... Gdy tylko łódź dotknęła wody, fale ją o mało nie wywróciły.
Hart: Siedzieliśmy jeden na drugim. Nikt nie znajdował się na swoim miejscu.
W końcu łodzi udało się odpłynąć od tonącego promu. Pomimo szumu wiatru i fal słychać było wołania o ratunek ludzi znajdujących się w wodzie, ale w ciemnościach znaleziono jedynie dwóch mężczyzn w samej bieliźnie, trzęsących się z zimna. Z wody wyciągnęły ich dzielne Amerykanki.
Shannon: Heidi powiedziała mi „Nabieramy wody”. W łodzie była dziura. Odwróciłam się i powiedziałam to jakiemuś mężczyźnie. Spojrzał na mnie i odparł „Tak, toniemy”. Fale były ogromne. Woda uderzała nam w twarze, co potęgowało jeszcze zamieszanie.
Szczęśliwie pomimo przecieku szalupa nie zatonęła i po 40 minutach od zatonięcia promu została zaholowana przez trawler do portu, gdzie już czekały karetki. Wyziębionych do szpiku kości rozbitków zabrano bezzwłocznie do szpitala.
Emocje towarzyszące wielogodzinnej akcji ratowniczej były tak wielkie, że kapitan portu w Parikii, Dimitris Malamas, zmarł nad ranem na zawał serca.
Owej tragicznej nocy śmierć poniosło 82 osób i wszyscy z nich byli pasażerami. Załoga uratowała się w komplecie. Wiele ciał wydobyto dopiero po kilku dniach. Jeden z nurków wspominał przerażający widok, jaki mu się ukazał pod wodą: „Widziałem trzech ludzi zakleszczonych w relingu. Ugrzęźli w kamizelkach, gdy starali się tamtędy przecisnąć”.
Na wyspę zwożono ciała ofiar. Część z nich dostarczyły śmigłowce z „Invincible”
*
Już na samym początku śledztwa wyszło na jaw, że statek nie miał prawa przewozić w tym rejsie pasażerów! Przez ostatnie pół roku stał na stoczni, gdzie przebudowywano między innymi pomieszczenia dla pasażerów i nie otrzymał jeszcze Świadectwa Zdolności Żeglugowej (Seaworthiness Certificate). Statek dostał jedynie pozwolenie na przejście jedynie z załogą do Pireusu, gdzie miał poddać się szczegółowej inspekcji i ewentualnie otrzymać świadectwo.
Ogromnego rumoru wokół całej sprawy i oskarżenia o kryminalne niedopatrzenia nie wytrzymał psychicznie Pandelis Sfinias, prezes Minoan Flying Dolphins, który 29 listopada popełnił samobójstwo, wyskakując przez znajdujące się na szóstym piętrze okno swojego biura. Podczas sekcji znaleziono w jego organizmie ślady alkoholu i depresantów (środków psychoaktywnych działających uspokajająco na ośrodkowy układ nerwowy). Powszechnie wyrażana nienawiść do najważniejszych osób z tej firmy spowodowała wystąpienie do prokuratora dyrektora działu technicznego Antiniosa Sorokosa z prośbą o wyrażenie zgody na posiadanie broni. Dodatkowo Sorokos ubezpieczył się na życie na miliard drachm, równowartość 122 tysięcy dolarów. O ochronę policyjną wystąpił także prezes HELLAS Ferries (operatora statku) George Agoudimos. Na wszelki wypadek posunął się on także do szantażu: otóż gdzieś znajdowała sie ukryta jego autobiografia zawierająca kompromitujące fakty dotyczącego polityków i ważnych osób z rządu. Agoudimos oświadczył że jeśli cokolwiek przydarzy się jemu czy jego rodzinie, autobiografia zostanie opublikowana. I jak łatwo się domyślić, od tej pory prezes miał całkowity spokój...
Dwójkę głównych oskarżonych stanowili pierwszy oficer Anastasios Psychoyios i kapitan Vassilis Yannakis który powinien znajdować się na mostku przy zbliżaniu się do portu. Przed sądem kapitan oskarżył pierwszego oficera że ten na krótko przed zderzeniem zszedł z mostku, aby poflirtować z pasażerką (inną wersję, o oglądaniu meczu, potwierdziło kilku pasażerów). Powtórzył także to, co kilka dni wcześniej powiedział dziennikarzom „Poszedłem się trochę przespać, na 10 minut, bo nie czułem się dobrze. Zanim wróciłem na mostek, usłyszałem huk”.
Dwójka głównych oskarżonych. Od lewej kapitan Vassilis Yannakis i pierwszy oficer Anastasios Psychoyios
Pierwszy oficer oświadczył że „Na skały wepchnęła nas pogoda. Utrzymywaliśmy bezpieczną odległość. Kiedy zobaczyłem że statek idzie na dwie skały osobiście chwyciłem ster i skręciłem co sił w lewo. Źle się stało. Mój błąd”.
Na skutek ciągłego odwoływania się oskarżonych sprawa przeciągnęła się aż do początku roku 2006. 27 lutego prawomocnym wyrokiem skazano kapitana na 16 lat więzienia uznając go współwinnym katastrofy, spowodowanej jego niedbalstwem. Spytano go między innymi czy pasażerowie przeszli instruktaż dotyczący postępowania w sytuacjach zagrożenia. No cóż, kapitan domagał się od pewnego czasu od Minoan Flying Dolphins odpowiednich kaset wideo, ale armator nie reagował na prośby. Tyle że tym bardziej nie uwalniało to kapitana od obowiązku przeprowadzenia próbnego alarmu. Yannakisowi z pewnością nie pomógł fakt, że w 1989 roku dowodził promem „Nereus”, który w trakcie rejsu z Rodos na Kretę wszedł na mieliznę (na Krecie) i wprawdzie wszyscy zostali uratowani, ale statek uznano za stracony.
Z identycznych paragrafów skazano pierwszego oficera na 19 lat. Obu oficerom zarzucono także opuszczenie statku w chwili, gdy znajdowało się na nim jeszcze bardzo wielu pasażerów. Pięciu innych oskarżonych uznanych winnymi szeregu innych wykroczeń dostało od 15 miesięcy do ośmiu lat dziewięciu miesięcy za kratkami. Byli to drugi oficer, pierwszy mechanik i radiooficer. Dwie osoby z firmy operującej promem dostały po cztery lata. Od winy uwolniono sternika oraz inspektora z Ministerstwa Żeglugi Handlowej, odpowiedzialnego za kontrolowanie stanu technicznego promu.
Żądania finansowe rodzin 82 ofiar sięgnęły 266 miliardów drachm czyli 32,5 miliona dolarów, co oznaczało prawie 400 tysięcy dolarów za osobę. Wprawdzie majątek firmy wynosił jedynie 50 miliardów drachm (6,11 miliona dolarów), ale od czego są ubezpieczyciele? Pierwsze kwoty wypłacono dwóm rodzinom 19 grudnia 2005. Poszło na to 537 tysięcy dolarów czyli znacznie mniej, niż żądano. Jak szło z kolejnymi skarżącymi, trudno teraz dojść.
Ze względu na bliskość lądu, wrak „Express Saminy” jest często odwiedzany przez płetwonurków. Na pierwszym i na trzecim zdjęciu widać szalupy lewej burty, których nie udało się spuścić na wodę
, ,
Na zakończenie dodajmy jeszcze, że siostrzany „Express Naias” pływał przez całe 37 lat nie przysparzając nigdy kłopotów. Pocięto go na złom w Aliadze (Aliağa), Turcja, w roku 2003.
Aliağa. Idący całą naprzód prom o nieustalonej nazwie za chwilę znajdzie się dziobową częścią na lądzie
Post zmieniony (03-05-20 12:12)
|