KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 14 z 80Strony:  <=  <-  12  13  14  15  16  ->  => 
20-03-17 18:23  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

ukp - ???

Dopisek: aaaaaaaaaaaaaaaaa, mając refleks szachisty dopiero dziś rano zrozumiałem Twój całkiem niezły dowcip !!!

Post zmieniony (21-03-17 07:49)

 
21-03-17 07:50  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 480
część 2


FLOTA MORZA CZERWONEGO


Po otrzymaniu takich ciężkich batów Włosi przyhamowali operacje okrętów podwodnych, także zresztą z powodu niebezpiecznie kurczących się zapasów paliwa oraz części zamiennych. W rezultacie dopiero 9 września 1940 roku „Gugliemotti” udało się zatopić zaopatrzeniowiec floty „Atlas”.

Potem znowu na Morzu Czerwonym zapanował błogi spokój i było tak aż do października, kiedy to „Gugliemotti” i „Galileo Ferraris” spróbowały przechwycić wielki konwój oznaczony jako BN-7, a składający się z 32 norweskich, brytyjskich, francuskich, greckich i tureckich parowców, eskortowanych przez nowozelandzki krążownik „Leander”, niszczyciel „Kimberley”, trzy slupy „Auckland”, „Yarra” (australijski) i „Indus (indyjski), oraz trałowce „Debry” i „Huntley”. W każdej chwili dodatkową osłonę z powietrza mogło dać 50 stacjonujących w Adenie myśliwców i bombowców. Konwój płynął z Indii do Port Sudanu, a następnie do Suezu.

Wprawdzie żadnemu z okrętów podwodnych nie udało się zlokalizować konwoju, ale za to na jego spotkanie wyruszyły cztery niszczyciele, powiadomione o pozycji przez nieudolnie atakujące go samoloty. Okręty wyruszyły 20 października z Massawy, mając zamiar zaatakować konwój dwoma zespołami. „Pantera” i „Leone” miały skupić na sobie uwagę eskorty, podczas gdy zadaniem „Nazario Sauro” i „Francesco Nullo” było przeprowadzenie ataku torpedowego na parowce.

Na pół godziny przed północą z pokładu „Pantery” dostrzeżono konwój. Włosi ruszyli z zamiarem wyjścia przed jego czoło, aby potem łatwiej było zrealizować swoje cele. Brytyjczycy zauważyli wroga dopiero prawie trzy godziny później! Jako pierwsza otworzyła ogień „Pantera” posyłając pociski ponad dzielącym go od statków „Yarrą”. Szczęśliwie jedyne co się udało Włochom osiągnąć, to lekkie uszkodzenie szalupy na jednostce komodora konwoju. Dopiero wtedy „Panterze” odpowiedział „Auckland”.

Maszyny wszystkich okrętów pracowały na najwyższych obrotach. Ku utrapieniu Włochów Brytyjczycy odcięli im dostęp do konwoju. „Pantera” wystrzeliła dwie torpedy w kierunku „Yarry” ale kapitan Robert William Rankin szybko ustawił swój okręt w kierunku nadciągających pocisków, w rezultacie czego przeszły one wzdłuż obu burt slupa. Kolejny atak torpedowy przeprowadził „Nazario Sauro” obierając za cel krążownik „Leander”, ale i tym razem nie odnotowano trafienia.

Wobec zdecydowania Brytyjczyków Włosi szybko pożegnali się z myślą o rozbiciu konwoju: teraz myśleli jedynie o tym, jak oderwać się od agresywnie walczącego wroga posiadającego w dodatku krążownik, choćby i lekki. Osiem dział 152 mm miało i większy zasięg i większą siłę niszczącą od stodwudziestek włoskich niszczycieli. W dodatku przez wiele minut „Francesco Nullo” miał zablokowany ster, co podczas szybkich starć artyleryjskich postawiło go w fatalnej sytuacji. O 2:20, już po odzyskaniu sterowności, niszczyciel został dostrzeżony z 4200 metrów z pokładu „Leandera”. W trakcie dziesięciominutowej wymiany ognia „Francesco Nullo” został wielokrotnie trafiony pociskami 152 mm.

„Francesco Nullo”


Poważnie zostały uszkodzony żyrokompas oraz - co gorsze - system kierowania ogniem. Dowodzący niszczycielem komandor porucznik Costantino Borsini zdecydował o ucieczce pod osłonę zainstalowanych na wyspie Harmil dział. Harmil to wysunięta na północ wysepka Archipelagu Dahlak, widocznego na pierwszej ilustracji w tej opowieści (mapa).

Gdy o 3:00 do „Leandera” dołączył niszczyciel „Kimberley”, dowódca krążownika zdecydował o odejściu w stronę konwoju, pozbawionego obecnie osłony najsilniejszego okrętu eskorty.

Dopiero o 5:40 z „Kimberleya” wypatrzono wrogi okręt. W tej samej chwili niszczyciel został dostrzeżony z pokładu „Francesco Nullo”, ale Borsini uznał że musi to być nadchodzący z pomocą „Nazario Sauro”. Ku rozpaczy Włochów, o 5:53 „własny” okręt otworzył ogień. Po czterech minutach odezwały się działa „Francesco Nullo”, a o 6:16 do akcji włączyły się także cztery działa kalibru 120 mm z wyspy Harmil.

„Kimberley”


O 6:25 dwa pociski z „Kimberley” eksplodowały w przedniej i tylnej części maszynowni, unieruchamiając okręt. Costantino Borsini wydał skierowania go siłą rozpędu do wyspy, aby osiąść tam na mieliźnie. Prawie natychmiast jednak stało się jasne, że okręt tam nie da rady dojść. Szalupy opadły na wodę, ale nie wszyscy zeszli z pokładu. Gdy Costantino Borsini oznajmił że jest gotów pójść na dno wraz z okrętem – na którym śmierć poniosło jego 12 ludzi – u jego boku stanął 21-letni marynarz Vincenzo Ciaravolo, również odmawiając ratowania się. Pozostałych 106 rozbitków powiosłowało w kierunku lądu.

Gdy o 6:35 do nieruchomego celu doszły dwie torpedy z „Kimberley”, zręcznie wywijającego się spod ognia dział lądowych. „Francesco Nullo” przełamał się i poszedł na dno ze znajdującymi się na mostku Borsinim i Ciaravolo.

Vincenzo Ciavarolo melduje dowódcy o swojej decyzji pozostania na okręcie


Ostatnie chwile niszczyciela



Prawie w tym samym momencie jedno z dział z Harmil trafiło wreszcie w cel! Pocisk wybuchł w maszynowni „Kimberley”, unieruchamiając okręt. Niszczyciel rozpoczął ostrzał lądowych baterii, podczas gdy pod pokładem trwała zażarta walka o uruchomienie maszyn. I wreszcie udało się, jakkolwiek tylko na kilka godzin. Tym niemniej pozwoliło to na wyjście z zasięgu włoskiej artylerii. Gdy okręt ponownie zamarł, znajdowały się już przy nim inne jednostki, co pozwoliło na odholowanie go do Port Sudanu przez krążownik „Leander”.

Zadziwia iście „japońska” postawa Borsiniego i jego towarzysza. Obaj ponieśli bezsensowną śmierć na własne życzenie, zamiast wrócić do kraju i tam objąć obowiązki na innej jednostce. Ostatecznie wyszkolenie dobrego oficera trwa wielokrotnie dłużej niż budowa nowego okrętu!

Tak czy owak, poruszona poświęceniem się dwójki z „Francesco Nullo” admiralicja doprowadziła do powstania w ciągu dwóch tygodni Medaglia d’oro al Valore (Złoty Medal za Waleczność). Pośmiertnie przyznano go nie tylko Borsiniemu i Ciaravolo, ale przy okazji także dowódcy zatopionego 28 czerwca 1940 niszczyciela „Espero”, Enrico Baroni, który postąpił identycznie jak Borsini, oraz Lorenzo Bezzi, który dzień wcześniej w ostatniej chwili powrócił na tonący okręt podwodny „Liuzzi”. Obie jednostki poszły na dno na Morzu Śródziemnym. Imieniem Bezziego nazwano po wojnie szkołę podwodniaków w Tarencie.

Costantino Borsini i Vincenzo Ciavarolo
,

Medaglia d’oro al Valore


30 stycznia 2004 podniesiono banderę na patrolowcu „Comandante Borsini”



Kolejne tygodnie mijały bez większych wydarzeń – poza kolejnym nieudanym wypadem przeciwko jednemu z wielu przechodzących tamtędy konwojów - aż do lutego 1941 roku. W Massawie wciąż stały trzy nietypowe jednostki, czyli okręt kolonialny „Eritrea” oraz dwa krążowniki pomocnicze „Ramb I” i „Ramb II”. Od początku wojny używano je jedynie jako baterie przeciwlotnicze. W końcu jednak to nie brytyjskie samoloty przestały stanowić największe zagrożenie, ale posuwające się konsekwentnie w kierunku Massawy oddziały lądowe wroga. Zapadła decyzja o wysłaniu trójki okrętów do Japonii. Pomiędzy 18 a 20 lutego jednostki rzuciły cumy i ruszyły w ryzykowną drogę. Cała trójka minęła szczęśliwie wrogie patrole, wychodząc na Ocean Indyjski. Prześledźmy ich dalsze losy.

„Eritrea” szczęśliwie dotarła do Kobe, skąd miano nadzieję prowadzić rajdy przeciwko alianckim parowcom. Na przeszkodzie temu planowi stanęła oczywiście neutralność Japończyków, którzy wprost zakazali okrętowi opuszczenia portu. Zmieniło się to dopiero po ataku na Pearl Harbor. „Eritrea” otrzymała zadanie polegające na dawaniu osłony okrętom podwodnym, przywożącym z okupowanego przez Niemców Bordeaux materiałów o strategicznym znaczeniu.

„Eritrea”


8 września 1943 roku – dniu wyjścia Włoch z wojny – okręt znajdował się w drodze z filipińskiego portu Sabang do Singapuru, mając dać osłonę włoskiemu podwodnemu transportowcowi „Aquila III” (dawny „Comandante Cappellini”). Po otrzymaniu szokującej informacji dowódca „Eritrei” przytomnie uznał że jeśli już mają zostać jeńcami, to lepiej aby więzili ich Brytyjczycy niż Japończycy, po których słusznie można się było spodziewać najgorszego. I tak okręt trafił do Colombo na Cejlonie, a załoga do znajdującego się tam obozu.

Krążownik pomocniczy „Ramb II”. 23 marca 1941 roku także i ten okręt dotarł bezpiecznie do Kobe, i podobnie jak „Eritrea” zmuszony został stać przy kei.

„Ramb II” w latach pokoju i podczas wojny
,

W marcu 1941 roku zdjęto z niego uzbrojenie, a dwa miesiące później zmieniono nazwę na „Calitea II”. 2 listopada 1942 roku statek został wyczarterowany Japończykom, którzy używali go w charakterze pływającego magazynu. Zaraz po usłyszeniu wiadomości o wyjściu Włoch z wojny pozostająca nadal na pokładzie załoga otworzyła kingstony osadzając statek na dnie w płonnej nadziei, że Japończycy nie będą mogli już z niego korzystać. Oczywiście niedawni jeszcze alianci podnieśli statek, przemianowali na „Ikutagawa Maru”, używając go następnie jako transportowiec żywności. 12 stycznia 1945 bomba z amerykańskiego samolotu posłała statek definitywnie na dno.

I na koniec krążownik pomocniczy „Ramb I”.

„Ramb I”. Zdjęcie przedwojenne


Okręt miał pecha natknąć się na znany już nam krążownik „Leander”, który wypłynął 22 lutego z Bombaju.

„Leander”


27 lutego o 10:37 z pokładu krążownika dostrzeżono przed dziobem jakąś jednostkę. Komandor Robert Hesketh Bevan rozkazał zwiększenie szybkości do 23 węzłów. Wkrótce obserwator zameldował o dziale, zauważonym na nieznanej jednostce. Krótko potem skojarzono jej sylwetkę z krążownikiem pomocniczym „Ramb I”.

Nieświadomi rozpoznania ich Włosi podnieśli o 11:25 brytyjską banderę w naiwnej wierze, że na jej widok krążownik po prostu się oddali. Wezwani do podania znaku rozpoznawczego podnieśli flagi kodu, których zestaw nie widniał jednakże w książce kodów brytyjskich statków. „Ramb I” nadal płynął niezmienioną szybkością i kursem.

O 11:45 na krążowniku przygotowano zespół abordażowy, a następnie nakazano Włochom zastopować. Odpowiedź przyszła po kilku minutach: brytyjską banderę zastąpiła włoska (cywilna!), a oba działa zaczęły obracać się w kierunku „Leandera”. W tym czasie krążownik płynął burta w burtę w odległości 2700 metrów, mogąc strzelać ze wszystkich dział artylerii głównej, a także odpalić torpedy.

Jako pierwsi o 11:53 ogień otworzyli Włosi, a po 30 sekundach odpowiedzieli im Brytyjczycy. Pomimo szalenie bliskiego dystansu włoski ogień był bardzo niecelny i powolny: każde z dwóch dział 102 mm zdążyło wystrzelić zaledwie trzy pociski. W tym czasie każde z ośmiu dział 152 mm „Leandera” wystrzeliło pięć razy, poważnie uszkadzając wrogą jednostkę i wzniecając na niej pożar. Widząc skuteczność swojej artylerii Bevan wstrzymał ogień i wywiesił sygnał „Czy się poddajecie?”. W odpowiedzi włoska bandera poszła w dół, a załoga zaczęła się krzątać przy szalupach.

Łódź zeszła także z krążownika: grupa abordażowa miała sprawdzić czy uda się ugasić pożary i ocalić „Ramb I”.

Zdjęcie wykonane z „Leandera”. Po lewej szalupa z krążownika, przy śródokręciu włoskiego okrętu łódź z ewakuującą się załogą


Znajdujący się w wodzie włoski oficer zaczął krzyczeć żeby łódź z „Leandera” nie zbliżała się do płonącej jednostki, ponieważ w jej ładowniach znajdowała się amunicja. Szczęśliwie Brytyjczycy posłuchali tej rady, popartej zresztą coraz gwałtowniej rozszerzającymi się pożarami.

Ostatnie chwile włoskiego okrętu


Oficer nie kłamał. Wielka eksplozja na śródokręciu wzbiła w niebo kolumnę dymu. O 12:43 nastąpił kolejny wybuch i po kolejnych pięciu minutach „Ramb I” poszedł na dno.



„Leander” podjął jego załogę: kapitana, dziesięciu oficerów i 92 marynarzy, z których jeden był ciężko poparzony. Podczas ostrzału zginął marynarz, którego ciało pozostało na okręcie. Niestety także ów ciężko ranny nie przeżył pomimo przeprowadzonej operacji: jego pogrzeb odbył się wieczorem.

Następnego ranka „Leander” dotarł w pobliże będącego częścią Malediwów atolu Addu. Tam nastąpiło spotkanie ze zbiornikowcem marynarki „Pearleaf” na który przeszli jeńcy oraz uzbrojona eskorta, składająca się z oficera i 9 marynarzy. Statek zawiózł ich wszystkich do Colombo.

A co w tym czasie działo się w Erytrei? No cóż, z punktu widzenia Włochów sytuacja wyglądała gorzej niż fatalnie. Brytyjczycy coraz częściej bombardowali Massawę i jasne się stawało, że baza wkrótce wpadnie w ich ręce. Pierwszą sensowną decyzją było wysłanie do będącego pod panowaniem Niemców Bordeaux czwórki pozostałych jeszcze okrętów podwodnych. Jednostki opuściły Massawę 1 marca mając przed sobą ryzykowną, długą na ponad 14.000 mil drogę. 6 maja do celu dotarł „Gugliemotti”, następnego dnia „Archimede”, a 9 maja „Galileo Ferrais”. Jako ostatnia, 20 maja zameldowała się w Bordeaux najmniejsza z tej czwórki „Perla”.

„Gugliemotti” podchodzi do kei w Bordeaux


1 kwietnia Brytyjczycy zdobyli stolicę Erytrei, Asmarę. Dzień przedtem włoskie dowództwo zdecydowało przeprowadzić samobójczą akcję sześciu niszczycieli, polegającą na ostrzelaniu bazy w Port Said. Bazy mającej silną artylerię nabrzeżną, oraz solidną osłonę lotniczą! Dystans 300 mil dzielący Massawę od celu miano pokonać w nocy, aby uniknąć ataków RAFu, całkowicie już wtedy panującego w powietrzu.

Zaczęło się wszystko fatalnie, gdyż krótko po wyjściu z portu „Leone” wszedł na rafę. Ponieważ nie było szans na ściągnięcie go na głęboką wodę a o świcie można było spodziewać się wrogich samolotów, ewakuowano załogę, po czym niszczyciele zniszczyły okręt ogniem artyleryjskim.

„Leone”


Zaledwie dwie godziny później nad pozostałe pięć okrętów nadleciały bombowce Blenheim, które jednakże w ciemnościach nie odnotowały trafień – ale za to podały dokładną pozycję wroga. Jakby mało było włoskich nieszczęść, na „Cesare Battisti” nastąpiła awaria maszyn. Wlokący się okręt odbił od grupy i skierował w kierunku wybrzeża Półwyspu Arabskiego, gdzie też 3 kwietnia został zatopiony przez załogę. Teraz zostało zatem już tylko czterech małych Murzyn... niszczycieli, oczywiście.

„Cesare Battisti”


Gdy z pierwszym świtem 3 kwietnia okręty znalazły się o 30 mil od celu, nastąpiły huraganowe ataki bombowców i myśliwców. Zygzakujące na pełnej szybkości niszczyciele szybko rozbiły się na dwie grupki. Ważące od 120 do 224 kilogramów bomby musiały w końcu osłabić włoską obronę przeciwlotniczą. O 7:30 piloci skoncentrowali uwagę na słabiej uzbrojonych „Daniele Manin” i „Nazario Sauro” (mających po 4 działa 120 mm wobec ośmiu „Pantery” i „Tigre”). Jednocześnie dwa ostatnie okręty – i tak już uszkodzone przez RAF - zostały zaatakowane przez przeważające liczebnie niszczyciele z Port Said co zmusiło je do odwrotu w kierunku wybrzeży arabskich, gdzie też zostały zatopione przez własne załogi.

„Pantera”


„Tigre”



O 9:00 224-kilogramowa bomba trafiła w „Nazario Sauro” przesądzając o jego losie mocno pokiereszowanego okrętu, w rezultacie czego zatonął on w kilka minut, zabierając ze sobą prawie całą załogę.

„Nazario Sauro”


Dwie godziny dłużej walczył osamotniony „Daniele Manin”, przełamując się w końcu po bezpośrednim trafieniu dwoma 224-kilogramowymi bombami. Tego i następnego dnia Brytyjczycy przeprowadzili akcję ratunkową, ale wygląda na to że więcej rozbitków znalazło się w paszczach rekinów, niż na pokładach ratowniczych jednostek.

„Daniele Manin”


Po samobójczej misji niszczycieli, w Massawie pozostały jedynie dwa sprawne i nieuszkodzone w trakcie nalotów okręty: torpedowiec „Vincenzo Giordano Orsini” i kuter torpedowy MAS 213. Ten ostatni odniósł 6 kwietnia duży sukces, torpedując lekki krążownik „Capetown”. Okręt wprawdzie nie zatonął, ale z bardzo mocnym przechyłem został zaholowany do Bombaju, gdzie remontowano go przez cały rok! „Orsini” z kolei ostrzeliwał podchodzące pod Massawę brytyjskie kolumny opancerzone, i dopiero gdy zabrakło pocisków, załoga zatopiła okręt.

Po zdobyciu 8 kwietnia 1941 roku Massawy zwycięzcy zobaczyli w porcie żałosne resztki Floty Morza Czerwonego:
- uszkodzone i nie nadające się już do niczego kutry torpedowe MAS 204, 206, 210 i 216

Kuter MAS


- leżące na dnie MAS 213, torpedowiec „Vincenzo Giordano Orsini” oraz kanonierki „Porto Corsini” i „Giuseppe Biglieri”

„Vincenzo Giordano Orsini”


- zatopiony w wejściu do portu – po odniesieniu ciężkich obrażeń w wyniku bombardowania lotnictwa – torpedowiec „Giovanni Acerbi”

„Giovanni Acerbi”


- zatopiony przez RAF – z kompletem min na pokładzie! – stawiacz min „Ostia”

„Ostia”


I taki był koniec Włoskiej Floty Morza Czerwonego.

*

Czyszcząc port Brytyjczycy podnieśli wszystkie wraki, ale za wartą odremontowania uznali jedynie kanonierkę „Giuseppe Biglieri”. Okręt został wcielony do Royal Navy, gdzie służył do 1946 roku.

Pozostało nam już tylko poznać losy ostatniej jednostki z Massawy, czyli statku szpitalnego „Ramb IV”.


„Ramb IV” w Massawie i w Port Said, już w brytyjskich rękach
,

Po przejęciu, Brytyjczycy pozostawili jego dotychczasową nazwę. Początkowo jednostka pływała po Morzu Czerwonym, ale w końcu poprzez Kanał Sueski przeniosła się na Śródziemne. W pierwszej połowie 1942 roku statek woził rannych z Tobruku do Aleksandrii. Podczas jednego z takich rejsów wyraźnie oznaczony czerwonymi krzyżami na białym tle statek został zaatakowany przez niemieckie bombowce. „Ramb IV” stanął w płomieniach i w końcu zatonął. Śmierć poniosło 165 ludzi w tym 155 pacjentów, a ocalało 199, wśród nich 114 pacjentów.

„Ramb IV” po ataku bombowców


Post zmieniony (24-06-20 12:25)

 
21-03-17 22:11  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Borowy 



Na Forum:
Relacje z galerią - 13
Galerie - 3


 - 2

Witam. No i wróciliśmy do normalności :)

--


Wykonane:
ORP Błyskawica , ORP Piorun , Torpedowce Kit i Bezszumnyj , Torpedowiec A-56 , Torpedowiec ORP Kujawiak , ORP Burza - stan na 1943 r , Pz.Kpfw. III Ausf J , T-34 , IS-2, Komuna Paryska , Sherman M4A3 , Star 25 - samochód pożarniczy , Zlin 50L/LS , Gaz AA , PzKpfw. VI Tiger I Ausf. H1, Krupp Protze OSP,

W budowie:


Pozdrowienia z krainy podziemnej pomarańczy !

 
22-03-17 08:35  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-04-20 13:06)

 
22-03-17 11:09  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Chyba... Macieju :-)
A skoro już mnie pytasz to wiedziałem tylko o jakiś konwojach płynących do Port Saidu.
Aha... i myślę, że "warrant officer" to chorąży.

 
22-03-17 11:19  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-04-20 13:07)

 
22-03-17 17:32  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Borowy 



Na Forum:
Relacje z galerią - 13
Galerie - 3


 - 2

Witam. Po pierwsze nie ma za co przepraszać :). Po drugie nigdy nie mów nigdy :) A po trzecie mam nadzieję, że paluszki Cie szybko zaswędzą :) Czego i Tobie i sobie i wszystkim czytelnikom tego tematu życzę :)

--


Wykonane:
ORP Błyskawica , ORP Piorun , Torpedowce Kit i Bezszumnyj , Torpedowiec A-56 , Torpedowiec ORP Kujawiak , ORP Burza - stan na 1943 r , Pz.Kpfw. III Ausf J , T-34 , IS-2, Komuna Paryska , Sherman M4A3 , Star 25 - samochód pożarniczy , Zlin 50L/LS , Gaz AA , PzKpfw. VI Tiger I Ausf. H1, Krupp Protze OSP,

W budowie:


Pozdrowienia z krainy podziemnej pomarańczy !

 
28-03-17 10:56  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (17-04-20 13:07)

 
29-03-17 09:22  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 481


MUZYK, SPORTOWIEC, BOHATER WOJENNY


Slade Deville Cutter urodził się 1 listopada 1911 w Chicago, ale zaraz potem wrócił z matką na rodzinną farmę w pobliżu byle jakiej drogi, która dopiero po latach zmieniła się w autostradę Illinois Route 71. Kiedy przyszedł czas na rozpoczęcie edukacji, rodzice zaprowadzili go do lokalnej szkoły nazywającej się Cutter School a to dlatego, że została ona ufundowana przez jednego z przodków naszego bohatera.

Cutter School. Zdjęcie z okresu Wielkiej Wojny


Tak się złożyło że Slade był jedynym uczniem z rocznika 1911, i dlatego przyjęto go od razu do klasy drugiej, gdzie już czekał na niego o rok starszy kolega. Sytuacja powtórzyła się po ukończeniu klasy trzeciej, co skutkowało przejściem od razu do klasy piątej. Młody człowiek okazał się jednak wyjątkowo bystry, inteligentny i łatwo przyswajający wiedzę, co pozwalało mu na bezbolesne „awansowanie” poza zwykłą kolejnością. W rezultacie tego ukończył ósmą klasę w Cutter School mając lat 11 – łatwo wyliczyć że rozpoczął edukacją w wieku lat pięciu! –okazując się zbyt młody, aby kontynuować naukę w szkole drugiego stopnia...

Rodzice posłali go zatem po raz drugi do ósmej klasy, tyle że już w innej, większej szkole. Nie mając w trakcie tego roku wiele do roboty chłopiec rozpoczął naukę gry na flecie i bardzo szybko muzykowanie stało się jego pasją. Parę razy doskonale rozwinięty fizycznie Slade napomykał rodzicom o chęci grania w szkolnej drużynie futbolu amerykańskiego, ale za każdym razem słyszał stanowcze veto ojca. Grający za młodu w drużynie uniwersytetu w Illinois Watts Slade podczas jednego z meczów stracił oko i bał się, że synowi może się przytrafić podobne nieszczęście.

Po powtórnym ukończeniu ósmej klasy młodzieniec został wysłany do czteroletniej East Aurora High School w miasteczku Aurora, będącym obecnie przedmieściem Chicago. Tam dołączył do szkolnej orkiestry ale czując się głupio grając na flecie podczas marszów, wyprosił zamianę na wielki bęben. Oczywiście nie porzucił fletu, jeżdżąc regularnie do Chicago i biorąc tam kosztowne lekcje od pierwszego flecisty Chicagowskiej Orkiestry Symfonicznej. Koszt każdej półgodzinnej zaledwie lekcji wynosił aż 5 dolarów – dzisiaj byłoby to ponad 67! Rezultaty tej niezwykle kosztownej edukacji były olśniewające: Slade wygrał najpierw muzyczny konkurs w mieście, potem w Illinois aż w końcu dotarł do finału konkursu krajowego. Wspaniały popis usłyszał tam słynny Benny Goodman, klarnecista zwany Królem Swingu i zaproponował mu dołączenie do swego zespołu!

Cutter odrzucił (!) fantastyczną propozycję, kontynuując naukę w chicagowskiej szkole muzycznej i tam ...niepodziewanie i chyba fałszywie doszedł do wniosku, że nigdy nie zostanie wielkim muzykiem. Jak wspominał w 1984 roku: „Miałem słuch i technikę, ale nie czułem rytmu”. Trudno jednak uwierzyć, że taki ktoś jak Benny Goodman mógł się mylić.

Ni z tego ni z owego po ukończeniu szkoły Cutter zgłosił się do Severn School w Maryland, szkoły przygotowującej do kontynuowania edukacji w akademiach wojskowych. Severn School przedstawia się z dumą jako szkoła w której uczyło się aż trzech posiadaczy najwyższego amerykańskiego odznaczenia czyli Medalu Honoru, a także znany aktor Robert Duvall i drugi człowiek na Księżycu, Buzz Aldrin. I właśnie w Maryland 22-letni młodzian rozpoczął grę w szkolnej drużynie futbolu: było to wynikiem osobistego zaangażowania szkolnego trenera, który wyprosił zgodę u Wattsa Slade’a.

Następnym krokiem na drodze edukacji była słynna Akademia Marynarki Wojennej w Annapolis. Tam zaczął odnosić sportowe sukcesy. To właśnie on zdobył w ostatnich sekundach rozegranego 1 grudnia 1934 roku meczu punkty, decydujące o pierwszym od trzynastu lat zwycięstwie nad reprezentacją Armii!

Niewielkie zdjęcie zostało cudem odnalezione przez amerykańskich miłośników futbolu. Za chwilę Cutter (po lewej, w kółku) zdobędzie zwycięskie punkty dla Marynarki




W wieku 23 lat Slade Deville Cutter stał się najbardziej znanym i podziwianym studentem w Annapolis. Do talentu na boisku dołączył także umiejętność boksowania, będąc najlepszym uczelnianym bokserem wagi ciężkiej. Myślał nawet o przejściu na zawodowstwo, ale zrezygnował z tego po przyjrzeniu się walce słynnego Joe Louisa. Powiedział po latach: „Spojrzałem obiektywnie na Louisa. Był aż za dobry. Szczerze? Byłem dobry w mojej lidze, ale on wysoko nad nią wyrastał”.

Porzuciwszy zatem plany zostania zawodowym sportowcem, Cutter zdecydował robić karierę w Marynarce. Po ukończeniu w roku 1935 Akademii najpierw służył na pancerniku „Idaho”, będąc oczywiście najlepszym graczem okrętowej drużyny futbolowej. W czerwcu 1938 roku rozpoczął naukę w szkole dla podwodniaków w New London, Connecticut.

18 grudnia 1941 roku Cutter, służący jako starszy oficer na USS „Pompano”, wypłynął w swój pierwszy bojowy patrol.

Wodowanie „Pompano” – pierwszego okrętu podwodny Cuttera


No cóż, wojna zaczęła się dla okrętu i jego załogi fatalnie. Po dwóch dniach w morzu „Pompano” został dostrzeżony przez lotniczy patrol z lotniskowca „Enterprise”, w wyniku czego w kierunku okrętu wysłano bombowce nurkujące. Trzy bomby eksplodowały blisko kadłuba powodując uszkodzenie kilku zbiorników paliwowych, co spowodowało niewielki wprawdzie, ale widoczny – zwłaszcza z powietrza – wyciek ropy.

Pomimo delikatnych sugestii oficerów, dowodzący okrętem komandor podporucznik Lewis S. Parks postanowił nie wracać do bazy. Zgodnie z otrzymanym jeszcze w Pearl Harbor rozkazem skierował „Pompano” w kierunku wyspy Wake a następnie Wysp Marshalla, aby zbierać tam informacje dotyczące dyslokacji japońskich sił. W śladzie torowym okrętu przez cały czas wiła się cienka wstążka paliwa.

W okolicach wyspy Wotje „Pompano” wystrzelił torpedy w kierunku wielkiego transportowca oraz niszczyciela, ale jak się okazało po wojnie, żadna z nich nie doszła do celu.

Na „Pompano” Cutter odbył jeszcze dwa patrole. Podczas drugiego z nich, 9 sierpnia 1942 roku, okręt o mało nie zatonął po ataku bombami głębinowymi. Po szczęśliwym powrocie mocno uszkodzonej jednostki do Pearl Harbor nasz bohater został zmustrowany z „Pompano” i skierowany jak starszy oficer na znajdujący się w trakcie budowy w Kalifornii „Seahorse”, jeden z okrętów znakomitego typu Ballao. Tam poznał swego nowego dowódcę, komandora porucznika Donalda McGregora.

Wodowanie „Seahorse’a”


Oficjalna uroczystość zaraz po wodowaniu. Od lewej komandor porucznik Donald McGregor, matka chrzestna okrętu oraz zastępca dowódcy, kapitan Slade Cutter


Okręt podczas prób morskich

,

Po kilkumiesięcznych ćwiczeniach załogi okręt dotarł do Pearl Harbor, skąd 3 sierpnia 1943 roku wyruszył w pierwszy patrol na wodach otaczających Wyspy Palau. Rankiem 29 sierpnia, podczas zajmowania pozycji do przeprowadzenia ataku na konwój okręt został wykryty i zaatakowany bombami głębinowymi, ale powstałe uszkodzenia były na tyle nieznaczne, że McGregor nie przerwał patrolu. 27 września „Seahorse” powrócił do bazy, nie odnosząc żadnego sukcesu. Zamiast tego przywiózł dwóch mocno skonfliktowanych ze sobą ludzi: w trakcie rejsu Cutter wielokrotnie ostro protestował przeciwko unikaniu atakowania statków mających silną eskortę. W rezultacie po zacumowaniu McGregor rozkazał swemu zastępcy udać się do koszar i tam czekać na dalsze polecenia.

Tyle że Cutter nie zamierzał być chłopcem do bicia i po prostu złożył w dowództwie szczegółowy raport z przebiegu rejsu, z podaniem powodów dla których został zmustrowany. Ponieważ podane fakty zostały potwierdzone przez innych członków załogi, dowództwo uznało McGregora za zbyt mało agresywnego jak na kapitana okrętu podwodnego zdejmując go ze stanowiska i zastępując Cutterem, awansowanym przy okazji na komandora podporucznika.

McGregora przeniesiono za biurko do działu zaopatrzeniowego US Navy, gdzie męczył się przez następny rok. We wrześniu 1944 otrzymał kolejną nominację na dowódcę, ale był to jedynie transportowiec „Laurens”, tyle że działający w bezpośredniej bliskości miejsc, w których toczyły się walki. Tam doczekał końca wojny.

Drugi patrol „Seahorse” rozpoczął się 20 października. Wyznaczony rejon znajdował się na południe od wyspy Honsiu. Pierwsze sukcesy nie wymagały zbytniej odwagi: pomiędzy 29 a 31 okręt zatopił ogniem artyleryjskim trzy japońskie kutry rybackie. Później przestało być tak łatwo.

1 listopada okręt podwodny „Halibut” wykrył duży japoński konwój, zaatakowany następnego dnia również przez „Seahorse” oraz pospiesznie ściągnięty na pozycję „Trigger”. „Seahorse” zatopił aż trzy transportowce („Yawata Maru”, „Chihaya Maru” i „Ume Maru”). Po powrocie do bazy Cutter zgłosił zatopienie tego dnia aż czterech statków, ale powojenne badania potwierdziły „tylko” trzy zdobycze.

Po 20 dniach samotnie tym razem polujący okręt storpedował na Morzy Wschodniochińskim transportowiec „Daishu Maru”, a pięć dni później – 27 listopada – łupem torped padł zbiornikowiec „San Ramon Maru”. Trzy dni później po wielogodzinnym pościgu i ustawianiu się w wygodnej po ataku pozycji „Seahorse” wystrzelił z wyrzutni rufowych w kierunku konwoju swoje ostatnie torpedy. Niestety jedna z nich eksplodowała krótko po opuszczeniu rury, ściągając na siebie uwagę eskorty. Po kilkugodzinnym bombardowaniu Japończycy wreszcie dali sobie spokój i popłynęli za oddalającym się konwojem. Pozbawiony torped i mający paliwo na wyczerpaniu okręt zawrócił do bazy. Zakończony 11 grudnia 1943 roku patrol zakończył się zatopieniem pięciu statków o łącznym tonażu 27.579 ton plus trzy trawlery, oczywiście. Sukces ten przyniósł Cutterowi jego pierwszy Navy Cross (Krzyż Marynarki), najwyższe odznaczenie w US Navy.

Navy Cross


6 stycznia 1944 roku „Seahorse” rozpoczął trzeci patrol, prowadząc go na znanych już Cutterowi wodach wokół Wysp Palau. I znowu wszystko mu wychodziło!

16 stycznia znajdując się około 300 mil na północ od bazy w Truk, dostrzegł wieczorem frachtowiec („Nikko Maru”), idący w eskorcie czterech okrętów. W śmiałym nocnym ataku z powierzchni Cutter zatopił statek, zręcznie wymykając się ścigającym go Japończykom. Pięć dni później odebrał wiadomość o pozycji dostrzeżonego przez samoloty niewielkiego konwoju, składającego się z transportowca „Ikoma Maru” i frachtowca „Yasukuni Maru”, oraz trzech eskortowców. Wystrzelono trzy torpedy do nieco większego transportowca, z przyjemnym zaskoczeniem odnotowując jednakże wybuchy także przy burcie drugiego statku. O ile jednak pierwszy z nich szybko poszedł na dno, to drugi musiał dostać dwie kolejne torpedy aby wreszcie zapaść się pod wodę wśród morza płomieni wydobywających się z przewożonych beczek z paliwem. Wściekły kontratak eskorty nie przyniósł podwodniakom żadnej szkody.

Teraz okręt skierował się wprost na Palau. 28 stycznia Cutter dostrzegł trzy wychodzące z portu statki, chronione przez silną eskortę. Podążając za konwojem przez 32 godziny znalazł się wreszcie w nocy z 29 na 30 na pozycji do strzału. O 2 w nocy poszły trzy torpedy w stronę „Toku Maru”. Jedna z nich oderwała statkowi rufę, w wyniku czego prawie natychmiast poszedł na dno, zabierając ze sobą ponad 450 przewożonych na nim żołnierzy!

Pomimo długotrwałego kontrataku eskorty wspartej przez samolot, „Seahorse” uparcie podążał za „swoim” konwojem. Czekał na właściwą chwilę do północy 1 lutego, kiedy to wystrzelił aż osiem torped. Ku ogromnemu rozczarowaniu nie było słychać ani jednego odgłosu eksplozji: na koniec swego przebiegu torpedy bezsilnie opadły na dno. Zanim jeszcze nadeszła oczywista reakcja eskorty, w ostatnim manewrze przed zejściem w głębiny Cutter wystrzelił dwie ostanie torpedy z wyrzutni rufowych. Wśród szarpiących nerwy wybuchów licznych bomb głębinowych udało się wyłapać odgłosy eksplozji dwóch torped! Tym razem na dno poszedł przewożący paliwo w beczkach „Toei Maru”.

16 lutego 1944 roku okręt wrócił do bazy, mając ponownie na koncie pięć statków, o tonażu 13.176 ton. Dało to Cutterowi drugi już Navy Cross, co oznaczało prawo do przypięcia gwiazdki do posiadanej baretki.

Cutter (pośrodku) z przyjacielem i jego synem


Przyszła nareszcie pora odpoczynku dla zmęczonej psychicznie i fizycznie załogi, a i sam okręt wymagał licznych remontów. Dzięki temu laba na Hawajach trwała cały miesiąc i dopiero 16 marca okręt wypłynął po raz czwarty z Pearl Harbor. Tym razem „Seahorse” miał polować na wodach wokół Marianów. Głównym zadaniem było zwalczanie konwojów, zaopatrujących garnizony na Guam i Saipanie.

8 kwietnia okręt napotkał w pobliżu Guam jeden z takich konwojów. Pierwszą ofiarą jak zawsze ofensywnie nastawionego Cuttera była baza okrętów podwodnych (tender) „Aratama Maru”. Japoński okręt nie zatonął wprawdzie od razu, ale z rozwaloną maszynownią zdryfował na plażę Guam gdzie też w końcu zeszła z niego załoga, uznając okręt za niezdatny do naprawy. Podobnie na raty trwała agonia kolejnego celu, frachtowca „Kizugawa Maru”. Podczas holowania na Guam bardzo poważnie uszkodzony torpedą statek dostał jeszcze bombą lotniczą, w rezultacie czego po dotarciu do celu „Kizugawa Maru” została porzucona. Po wojnie zarówno „Aratama Maru” jak i „Kizugawa Maru” zostały oficjalnie uznane za zniszczone przez okręt Cuttera.

Po krótkim i nieudanym kontrataku okrętów eskorty przed dziobem „Seahorse” znalazł się frachtowiec „Bisaka Maru”, który tym razem nie zwlekał z zatonięciem.

Już następnego dnia „Seahorse” natknął się na spory, po składający się z kilkunastu statków konwój. Widocznie przeznaczeniem Cuttera było topienie podczas tego patrolu „na raty”, ponieważ trafiona dwoma torpedami ”Mimasaka Maru” uparcie nie chciała zniknąć pod wodą. Dwukrotne nocne próby dobicia statku nie udały się – w pobliżu krążyły eskortowce – ale „Mimasaka Maru” postanowiła w końcu zrobić Cutterowi przyjemność, tonąc w południe bez jego dodatkowej asysty.

20 kwietnia doszło do wydarzenia które nigdy nie zostało do końca w pełni wyjaśnione. Będąc na głębokości peryskopowej Cutter zobaczył płynący w wynurzeniu japoński okręt podwodny. Wystrzelono dwie torpedy, a po kilku minutach usłyszano głośną detonację. Po wojnie pojawiła się informacja że ofiarą był I-174 ale inne źródła podają, że okręt ten został zatopiony osiem dni wcześniej przez Liberatora. Istnieją także informacje mówiące o tym, że „Seahorse” zatopił RO-45, tyle że są dane mówiące iż ten okręt zatonął zupełnie gdzie indziej dopiero 30 kwietnia, a nawet 20 maja. Wprawdzie Cutter uparcie twierdził iż zatopił japoński okręt podwodny, ale po wojnie oficjalnie tego nie potwierdzono, wpisując na listę zdobyczy jedynie pięć (znowu!) statków mających 19.375 ton. Piątą ofiarą tego patrolu został spory transportowiec „Akigawa Maru” zatopiony salwą trzech z czterech wystrzelonych torped.

Czas było wracać z patrolu, ale ponieważ okręt zapędził się daleko na południe, tym razem zawinął najpierw 3 maja po paliwo do Zatoki Milne w Nowej Gwinei, a następnie 11 maja do Brisbane, Australia. Kolejny udany patrol zakończył się trzecim już Krzyżem Marynarki i kolejną, drugą już gwiazdką na baretce.

Załoga „Seahorse”. Cutter siedzi pośrodku, ze skrzyżowanymi nogami


Wobec planowanej na połowę czerwca amerykańskiej inwazji na Mariany (Saipan, Guam i Tinian), dowodzący flotą podwodną wiceadmirał Lockwood zdecydował o wysłaniu większej liczby okrętów podwodnych bardziej na zachód, aby przechwytywać japońskie jednostki wiozące zaopatrzenie i żołnierzy. 3 czerwca „Seahorse” opuścił wraz z „Growlerem” Brisbane, zajmując dziesięć dni później pozycję przed Cieśniną Surigao pomiędzy wyspami Mindanao i Leyte.

Admirał Jisaburo Ozawa nie miał wątpliwości co do kierunku następnego amerykańskiego ataku. 13 czerwca rano wysłał w morze potężną flotę z superpancernikami „Yamato” i „Musashi” która miała rozbić okręty US Navy, wysyłając jednocześnie z Davao (na Mindanao) konwój z zaopatrzeniem.

15 czerwca o 18:45, gdy „Seahorse” znajdował się 200 mil na wschód od Cieśniny Surigao, zauważono dym na horyzoncie. Płynący na powierzchni okręt skierował się w tę stronę, ale po przebyciu zaledwie 10 mil jeden z silników uległ mocnemu przegrzaniu, co wymusiło zmniejszenie prędkości oraz w końcu zejście pod wodę. Wściekły na cały świat Cutter przyglądał się ze sporego dystansu szybko oddalającym się okrętom, wśród których wyróżniały się zagadkowo wielkie dwa pancerniki. Rankiem następnego wysłał meldunek do Lockwooda podając kurs i prędkość wrogiego zespołu oraz jego przypuszczalny skład – w tym także informację o parze ogromnych okrętów.

Ponieważ nie jest to miejsce na przedstawianie szczegółów słynnej bitwy podczas której poszedł na dno między innymi „Musashi”, przenosimy się od razu do 25 czerwca. Cieśninę Luzon patrolowały „Seahorse” oraz „Growler” i „Bang”. Rankiem 27 Cutter wypatrzył konwój składający się z pięciu statków i pięciu okrętów eskorty. Z charakterystycznym dla siebie zdecydowaniem zajął pozycję i nie zważając na krążące w pobliżu okręty wystrzelił w środek konwoju sześć torped. Jako pierwszy trafiony został zbiornikowiec „Medan Maru”, który też błyskawicznie poszedł na dno. Kolejna torpeda trafiał spory transportowiec „Ussuri Maru”, który – poważnie uszkodzony – wzięty został wprawdzie na hol, ale już następnego dnia zatopił go samolot. No cóż, ten akurat statek poszedł na konto lotników.

3 lipca. Podczas wspólnego ataku z „Bang” na konwój, „Seahorse” zatopił transportowiec „Gyoko Maru” i poważnie uszkodził frachtowiec „Nitto Maru”. Następnego dnia w ponownym ataku na ten sam konwój Cutter dobił „Nitto Maru”, a następnie zatopił „Kyodo Maru”. Razem 4 statki 11.059 ton. 19 lipca triumfujący po raz czwarty Cutte wpłynął do Pearl Harbor po czwarty już Navy Cross, i trzecią gwiazdkę na baretce!

Miejsca patroli „Seahorse” od drugiego do piątego


Po zacumowaniu w bazie można było liczyć na zwykły miesięczny pobyt na lądzie. Cutter wykorzystał ten czas na odwiedzenie rodziny w Stanach, ale i tam go szybko znaleziono. Rozkaz mianował go dowódcą będącego w budowie okrętu podwodnego „Requin”. Matką chrzestną została jego żona, Frances Leffler Cutter. Okręt został przejęty przez Marynarkę 28 kwietnia 1945 roku i przybył do Pearl Harbor – gotowy całkowicie do walki – pod koniec lipca.

Dwa tygodnie później gdy „Requin” znajdował się w drodze na Guam gdzie miał rozpocząć swój pierwszy patrol bojowy, walki na Pacyfiku ustały.



Krótko potem Cutter otrzymał awans na komandora i pożegnał się na dobre z okrętami podwodnymi. Jego nowe zadania łączyły się z pracą sztabową czyli czymś, za czym specjalnie nie przepadał. Dopiero w 1954 roku objął dowództwo właśnie oddanego do służby dwustumetrowego zbiornikowca floty „Neosho”, a w następnej kolejności lekkiego krążownika „Northampton”, będącego okrętem dowodzenia Drugiej Floty.

„Neosho”


„Northampton”



Po definitywnym zejściu na ląd pod koniec lat pięćdziesiątych został dyrektorem sportowym w Annapolis, gdzie w 1965 roku uroczyście włączono go do College Football Hall of Fame, czyli Uczelnianej Sali Futbolowych Sław. Zaraz potem został dyrektorem Centrum Historycznego Marynarki w Waszyngtonie. Zmarł 9 czerwca 2005 roku.



*

Według dokładnie zweryfikowanych informacji, w trakcie czterech patroli „Seahorse” dowodzony przez Cuttera okręt zatopił 19 statków o łącznym tonażu 71.729. Wynik ten dał mu drugie miejsce na liście amerykańskich podwodnych asów zaraz po Richardzie O’Kane, któremu zaliczono 24 statki mające 93,824 tony.

Cutterowi przyznano czterokrotnie Navy Cross plus wiele innych medali. Zawsze z głębokim szacunkiem wypowiadał się o swojej załodze, czego dowodem są te oto słowa:
„W trakcie czterech wojennych patroli Seahorse pod moim dowództwem zatopił 19 statków nieprzyjaciela. Załoga wykonała swoją robotę, a ja byłem jedynie koordynatorem. Byli odważni i utalentowani, nigdy nie musiałem działać na oślep.”

Załoga go uwielbiała, bo po każdym ataku i szczęśliwej ucieczce spod bomb głębinowych zbierał ludzi i szczegółowo opowiadał im jak przebiegał atak i co zatopiono – ostatecznie w większości przypadków przecież tylko on widział przez peryskop co dzieje się na powierzchni. Dlaczego zatem tak dzielny marynarz zakończył karierę zaledwie w stopniu komandora? No cóż, w kontaktach z przełożonymi wychodziła z niego rogata dusza boksera i futbolisty, co przekładało się na coś, co określano jako „sztywniactwo”. A niesympatycznego oficera to i nie szkoda pominąć przy awansie...

Porównajmy jego karierę z dokonaniami Donalda McGregora, pierwszego dowódcy „Seahorse’a” zdjętego ze stanowiska za brak agresywności wobec nieprzyjaciela. Poza rocznym dowodzeniem transportowcem „Laurens” do końca kariery w 1956 roku siedział za biurkiem, zbierając po drodze dziesięć medali i dochodząc do stopnia kontradmirała.

A co z „Seahorse’m?” Dotrwał szczęśliwie do końca wojny, ale pod kolejnym dowódcą zdążył odbyć tylko półtora patrolu. W pierwszym z nich zatopił ogniem artyleryjskim jedynie niewielką dżonkę. Swoją drogą pod koniec wojny trafić na morzu na japońską jednostkę było już praktycznie niemożliwe: prawie wszystkie znajdowały się wtedy na dnie.

Post zmieniony (24-06-20 12:41)

 
29-03-17 18:08  Odp: TOM 3 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
paweł 

Na Forum:
Galerie - 2
 

Interesujące historie wynajdujesz Akra. Wprawdzie nie komentuję ich ale to nie oznacza, że nie czytam ich z niesłabnącym zainteresowaniem.

Swoją drogą może warto by przypomnieć inne historie z wojny podwodnej. Niekoniecznie te najbardziej znane. Dziwne, zastanawiające, śmieszne, tragiczne, koszmarne, różne. Niekoniecznie też dotyczące głównych potęg morskich. Mało było historii o japońskiej, włoskiej czy brytyjskiej flocie podwodnej - a bez wątpienia wiele było ciekawych historii z ich udziałem.

--

Post zmieniony (29-03-17 18:12)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 14 z 80Strony:  <=  <-  12  13  14  15  16  ->  => 

 Działy  |  Chcesz sie zalogowac? Zarejestruj się 
 Logowanie
Wpisz Login:
Wpisz Hasło:
Pamiętaj:
   
 Zapomniałeś swoje hasło?
Wpisz swój adres e-mail lub login, a nowe hasło zostanie wysłane na adres e-mail zapisany w Twoim profilu.


© konradus 2001-2024