Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 471
część 2
„OLD RELIABLE”
Jesteśmy z powrotem na „Olympicu”, płynącym z 1600 pasażerami z Nowego Jorku do Liverpoolu. Po otrzymaniu informacji od „Audacious” statek zmienił natychmiast kurs, a maszyny weszły na najwyższe obrotu. Uprzedzono pasażerów o powodach zmiany trasy, nie wdając się zresztą w niepotrzebne szczegóły.
W końcu pasażerowie ujrzeli dramatyczne widowisko. W pobliżu tonącego pancernika widać było liczne szalupy, oraz krążące wokół nich niszczyciele.
Zdjęcie wykonane przez pasażera „Olympica”
Po wyrzuconych za burtę sztormtrapach rozbitkowie wchodzą na pokład liniowca
Podejmowanie rozbitków przebiegało bardzo sprawnie i w końcu na okręcie pozostało jedynie 250 marynarzy, wciąż mających nadzieję na uratowanie pancernika. Przed jego dziobem ustawił się „Olympic”, podając następnie hol, przy pomocy którego miano nadzieję zaciągnąć „Audacious” do Belfastu. Niestety gdy statek ruszył na południe, okaleczony kadłub pancernika szarpnął się w kierunku zachodnim, co doprowadziło do zerwania holu. Szczęścia z kolei próbował lekki krążownik „Liverpool” a po nim węglowiec „Thornhill”, ale i tym razem się nie udało.
„Liverpool” podejmuje próbę wzięcia na hol „Audacious” (po prawej widoczny dziób). Pośrodku, z ciemnym kadłubem niszczyciel „Fury”
Ostatecznie pancernik zatonął tego samego wieczoru rozerwany silną eksplozją magazynu amunicyjnego A lub B, co z kolei spowodowało szereg mniejszych wybuchów. W powietrze wyleciało mnóstwo odłamków, z których jeden zabił wachtowego oficera na „Liverpool”. Była to jedyna śmiertelna ofiara tego dnia.
Mając rozbitków na pokładzie „Olympic” nie popłynął ani do Belfastu, ani tym bardziej do Liverpoolu. Haddock otrzymał rozkaz udania się do zatoki Swilly (Lough Swilly).
Lough Swilly. Na górze lądu widoczny Malin Head
Statek stał tam na kotwicy do 2 listopada. Zdał marynarzy z „Audacious”, po czym silna grupa z Royal Navy wzięła w obroty załogę i pasażerów. Każdego po kolei zmuszano do podpisania zobowiązania do milczenia, popierając to zupełnie niezawoalowanymi groźbami niezwykle poważnych konsekwencji w przypadku posiadania zbyt długiego języka. Oczywiście niewiele to pomogło i wykonane przez pasażerów zdjęcia szybko wyszły na światło dzienne. Sama Admiralicja przyznała się oficjalnie do utraty okrętu dopiero po czterech latach.
Po wyjściu z zatoki „Olympic” wysadził pasażerów w Belfaście – dotarli do Liverpoolu mniejszymi jednostkami – po czym przeszedł na stocznię Harland & Wolff, celem przekształcenia go w transportowiec. Prawdę mówiąc, jeszcze przed zmobilizowaniem 1 września 1915 roku zdarzało mu się przewozić przez Atlantyk żołnierzy, czego dowodem jest zdjęcie z wojskiem na pokładzie, pomimo posiadania wciąż cywilnych, biało-czarnych barw. Swoją drogą pozostawianie białych, doskonale widocznych z daleka nadbudówek przez tak długi czas, świadczyło o wyjątkowo beztroskim podejściu do wojennych zagrożeń.
White Star Line była głęboko nieszczęśliwa widząc swoje cacko sprowadzone do roli, do której nigdy nie było przecież przeznaczone. Na dodatek skarb państwa płacił za czarterowanie statku raptem 23.000 funtów miesięcznie, z czego armator musiał opłacać między innymi pensje załogi. Mało tego, tak naprawdę nie było wiadomo kto pokryje olbrzymie straty w przypadku zatonięcia transportowca. Nie chcąc ryzykować, odpowiednio wielką składkę ubezpieczeniową musiała zapłacić sama White Star Line. Co za parszywy biznes...
„Olympic” – teraz już nie RMS (Royal Mail Ship) ale HMT (Hired Military Transport – Wynajęty Transportowiec Wojskowy) był gotowy do służby 24 września 1915 roku, otrzymując numer T2810. Pierwszy oficjalny rejs z 6.000 żołnierzy na pokładzie prowadził z Anglii na Morze Śródziemne. W pobliżu Malty podjęto z szalupy marynarzy ze storpedowanego francuskiego frachtowca, przekazując ich później na brytyjskiego „Aragona”. 31 października statek powrócił do Liverpoolu.
Przez kolejne miesiące i lata statek przewoził kolejne tysiące żołnierzy, otrzymując przydomek „Old Reliable”. Dosłownie znaczy to „Stary Niezawodny”, ale po pierwsze statek nie był stary, a po drugie, przymiotnik „old” jest używany także jako wyraz sympatii/przywiązania wobec kogoś/czegoś, co jest definiowane przez następujący po tym słowie przymiotnik. Dobrym tego przykładem jest książkowa postać Old Shatterhanda, będącego przecież młodym człowiekiem. Pozostajemy zatem przy tłumaczeniu „Niezawodny”, w bardzo ciepłym znaczeniu tego słowa.
12 stycznia 1917 roku „Olympic” pojawił się ponownie w macierzystej stoczni, gdzie zainstalowano na dziobie dwa działa 120 mm, a na rufie dwie dwunastofuntówki.
Widoczne prawe dziobowe działo
„Olympic” otrzymał także niezwykły kamuflaż, z różnym wzorem na każdej z burt.
, ,
Przewożący tysiące żołnierzy statek wyposażono w mnóstwo dodatkowych szalup. Zdjęcie pokolorowano w niewłaściwy sposób. Poprawne barwy pokazuje kolejna ilustracja
Nadszedł 12 maja 1918 roku. Płynący z żołnierzami z Nowego Jorku do Cherbourga „Olympic” wszedł na wody Kanału Angielskiego. Od roku 1915 dowodził nim kapitan Bertram Fox Hayes.
Kapitan Bertram Fox Hayes
Była to postać bardzo ceniona w White Star Line. Pierwszy raz jako kapitan stanął w roku 1899 na mostku „Britannica” – tego z 1874 – przewożąc w ciągu trzech lat drugiej wojny burskiej 37.000 żołnierzy. W bardziej spokojnych latach oddawano pod jego dowództwo kolejno „Teutonic”, „Germanic”, „Suevic”, „Arabic”, „Laurentic” oraz „Adriatic”, czyli statki najwyższej klasy. Po zamianie „Olympica” w transportowiec, zastąpił na nim kapitana Haddocka i trwał na mostku do 1921 roku. Za wojenną działalność otrzymał w 1919 tytuł szlachecki, a w latach 1922-1924 miał zaszczyt dowodzić największym wówczas statkiem świata „Majestic”.
Ale na razie był majowy dzień 1918 roku. Hayes został poinformowany o dostrzeżeniu w odległości zaledwie 500 metrów wynurzonego U-boota. Okręt wystrzelił z wyrzutni rufowych dwie torpedy, ale dzięki szybkiej komendzie na ster, obie przeszły przed dziobem transportowca. Wydawałoby się, że Hayes powinien odwrócić się teraz rufą do wroga i dać całą naprzód, co bardzo szybko odebrałoby niemieckiemu dowódcy chęć dogonienia dużo od niego szybszej jednostki. Zamiast tego, wydał rozkaz otwarcia ognia! U-boot – był to U-103 kapitana Klausa Rückera – podjął rozpaczliwą próbę szybkiego zanurzenia się, obierając jednocześnie kurs równoległy do „Olympica”.
U-103 i jego dowódca (tu już jako komandor podporucznik)
,
Według zeznań niemieckich jeńców załoga miała jednak problemy z zalaniem opróżnionych wyrzutni rufowych, stąd kłopoty z natychmiastowym zejściem pod wodę. Właśnie ten fakt, połączony z niewielką odległością dzielącą obie jednostki skłonił Hayesa do gwałtownej zmiany kursu. Idący pełną szybkością „Olympic” przechylił się podczas ostrego zwrotu na burtę, po czym przejechał się po kadłubie U-boota, tuż za jego kioskiem. Los okrętu był w jednej chwili przesądzony. Aby zwolnić tempo tonięcia, załoga U-103 włączyła przedmuchiwanie balastów, po czym rozpoczęła ewakuację.
Mocno przesadzona scena staranowania U-boota
„Olympic” nie tylko że się nie zatrzymał, ale nawet nie zwolnił – zbyt wielkie było niebezpieczeństwo obecności innego U-boota, tym razem skrytego pod wodą. Zadanie wyłowienia rozbitków przypadło amerykańskiemu niszczycielowi „Davis”, który znajdował się w pobliżu na patrolu, i z którego pokładu dostrzeżono światło zapalonych przez rozbitków flar. Amerykanie wyciągnęli z wody 35 Niemców, a wśród nich kapitana Rückera. Dziewięciu marynarzy z rufowej części U-boota poszło wraz z nim na dno.
„Davis” podchodzi do U-103
„Olympic” był jedynym cywilnym statkiem, który podczas Wielkiej Wojny zatopił U-boota. Za swój wyczyn kapitan Hayes otrzymał Distinguished Service Order (Order za Wybitną Służbę).
Godzinę później na drodze „Olympica” ustawił się UB-72, ale zanim doczekał się nadejścia transportowca, sam padł ofiarą torped. Szczęśliwym myśliwym był brytyjski okręt podwodny D4.
D4. Gdyby nie ten okręt, być może „Olympic” nie doczekałby końca wojny
W Cherbourgu nurkowie sprawdzili kadłub statku, znajdując jedynie wygięty na dwa i pół metra w lewo podwodny fragment dziobu, oraz kilka wgiętych blach poszycia. Zero przecieków. Wzmocniony dziób oraz podwójne dno okazały się nie do zdarcia!
Kiedy w roku 1919 wracający do cywilnej służby „Olympic” stanął na doku, odkryto pośrodku zewnętrznego kadłuba czterdziestocentymetrowe wgięcie z kilkunastocentymetrowym pęknięciem – wszystko to trzy metry poniżej linii wodnej. Ponieważ nie odnotowano wcześniej żadnej kolizji która mogłaby spowodować te uszkodzenia kapitan uznał, że musiał to być ślad po torpedzie, która szczęśliwie nie wybuchła. Nie mogła to być torpeda z U-103, a zatem to jakiś inny U-boot miał swój pechowy dzień nie zatapiając statku, którego sylwetkę bez wątpienia musiał rozpoznać.
Na doku w Southampton
, ,
Przywrócenie liniowcowi dawnej klasy zajęło mnóstwo czasu. Prace rozpoczęto w sierpniu 1919 i zakończono dopiero po półtora roku, a jedną z najbardziej kosztownych i czasochłonnych było przystosowanie silników do spalania oleju napędowego zamiast węgla. 17 czerwca 1920 statek był gotowy, a po dziewięciu dniach znajdował się już w drodze do Nowego Jorku. Po powrocie pod stęsknione skrzydła White Star Line „Olympic” cieszył się ogromnym powodzeniem wśród pasażerów. Każdy chciał popłynąć na bliźniaku słynnego „Titanica”. Statek ten wybrał także sam Charles Chaplin. W 1921 kapitan Hayes został zastąpiony przez Alexandra Hambletona, który właśnie zszedł z „Adriatica”.
22 maja 1924 roku mający holownik przy dziobie „Olympic” szykował się do rzucenia cum w Nowym Jorku. Pogoda była znakomita. W dół rzeki płynął dwa razy krótszy (125 wobec 269 metrów) „pasażer”, należący do Furness Bermuda Line „Fort St. George”. Jak dowiodło śledztwo, statek płynął z szybkością 15 węzłów czyli taką, jaką zwykle rozwijał na otwartym morzu!
„Fort St. George”
Gdy „Olympic” starał się ustawić się mniej więcej równolegle do kei, kapitan „Fort St. George” zorientował się w pewnej chwili, że pomiędzy brzegiem a olbrzymim statkiem jest zbyt mało miejsca, aby przejść za jego rufą. Pospiesznie wydana komenda „Cała wstecz!” niczego już nie mogła zmienić. Wprawdzie udało się uniknąć uderzenia „Olympica” dziobem, ale za to został on staranowany rufową częścią „Fortu”.
Oba statki poważnie przy tym ucierpiały. „Fort St. George” musiał zawrócić do portu i wysadzić pasażerów, ponieważ uszkodzenia nie pozwalały na kontynuowanie podróży. Obrażenia „Olympica” wydawały się z początku mało istotne, ale po przybyciu do kraju okazało się że silnie wygięta rufowa wręga musi być koniecznie wymieniona. Zamknijmy tę sprawę informacją, że śledztwo potwierdziło winę kapitana „Fort St. George”.
Pięć lat później „Olympic” był świadkiem niezwykłego zjawiska. 18 listopada, gdy statek znajdował się o kilka stopni od pozycji na której zatonął „Titanic”, zaczął się silnie trząść i trwało to przez wlokące się w nieskończoność dwie minuty. Spanikowani pasażerowie i niewiele spokojniejsza załoga z trwogą oczekiwali na rozwój sytuacji. Czyżby wielki statek miał się za chwilę rozpaść? Dopiero po przybyciu do Nowego Jorku wszystko stało się jasne. Cztery kilometry pod „Olympikiem” trwało wtedy silne trzęsienie ziemi, opisane później jako Grand Banks Earthquake (Trzęsienie ziemi Grand Banks).
Oto dlaczego wody Grand Banks są prawie zawsze silnie zamglone: zimny Prąd Labradorski (Labrador Current) spotyka się z ciepłym Golfstromem (Gulf Stream)
Gdy rozpoczęły się lata trzydzieste, coraz częściej zaczęły pojawiać się kłopoty z dwudziestoletnim już, mocno wyeksploatowanym statkiem. Pomimo tego armatorowi trudno było rozstać się ze sławnym i luksusowym liniowcem. I tak „Olympic” doczekał maja roku 1934. Dowodził nim kapitan John W. Binks.
*
LV 117 był czterdziestometrowym latarniowcem, zakotwiczonym 50 mil na południowy wschód od płycizny Nantucket (Nantucket Shoals).
LV 117 i Nantucket Shoals
6 stycznia 1934 roku latarniowiec tylko o włos uniknął w gęstej mgle zatopienia przez „Washington”, pasażerski dwukominowiec United States Lines. Jedynie dzięki rozpaczliwemu manewrowi statku skończyło się na obcierce, dzięki czemu skończyło na nieistotnych uszkodzeniach. Cztery miesiące później jedenastoosobowa załoga latarniowca nie miała już tyle szczęścia.
*
15 maja „Olympic” rozpoczął ostatnią fazę rejsu do Nowego Jorku, zbliżając się do Nantucket Shoals.
„Olympic” sfotografowany z pokładu LV 117 kilka miesięcy przed opisywanymi tu wypadkami
Droga znaczona była naprzemiennie obszarami mgły i w miarę przejrzystego powietrza. Wobec nienajlepszej widoczności, statek robił tylko 10 węzłów.
Kiedy na „Olympicu” dostrzeżono znajdujący się dokładnie przed dziobem latarniowiec, było już za mało czasu na skuteczną reakcję. Kapitan Binks wydał komendę na ster „lewa na burtę!”, do maszyny „cała wstecz!”, oraz rozkazał pozamykać na całym statku wodoszczelne drzwi. Identyczne komendy wydał na „Titanicu” kapitan Smith tuż przed zderzeniem z górą lodową!
Natychmiastowa reakcja mechaników spowolniła statek do 3-4 węzłów, ale z powodu wielkości i wagi, nie zareagował on równie szybko na wychylenie steru. „Olympic” uderzył w burtę LV 117. Jest bardzo prawdopodobne że uniknięto by zderzenia, gdyby nie efekt zassania mniejszego statku przez większy, co oznaczało powtórzenie przypadku „Hawke”!
Różnica wagi była tak ogromna, że pasażerowie odczuli jedynie leciutki wstrząs. Zaniepokoiła ich natomiast zmiana rytmu silnika. Ci, którzy najszybciej pojawili się na pokładzie, zdążyli jeszcze zobaczyć pływające szczątki latarniowca. Czuć było zapach rozlanego po morzu paliwa.
Oto jak wspominali te straszne chwile ludzie z latarniowca:
Starszy oficer C. E. Mosher: „Zobaczyliśmy wynurzający się niedaleko z mgły dziób Olympica. Widoczność wynosiła tylko 150 metrów. Zderzenie było nie do uniknięcia. Włączyłem sygnał alarmu zderzeniowego. Wszyscy włożyli kamizelki. Czekaliśmy. Kiedy doszło do kolizji, było to bardziej mocne pchnięcie z drżeniem, skrzypieniem i zgrzytaniem. Nie było mocnego uderzenia, jakby się można było spodziewać. Olympic przepływał po nas”.
Radiooperator John Perry: „W chwili zderzenia byłem w kabinie radiostacji. Niewiele miałem czasu aby wyjść na pokład i popłynąć po życie”.
Smarownik Laurent Robert: „To działo się tak szybko, że nie było czasu na panikę. Wszyscy mieliśmy kamizelki i dobrze że je założyliśmy”.
Zanim jeszcze „Olympic” się zatrzymał, w dół szła już jego lewoburtowa łódź ratownicza. Po kilku minutach na wodę zeszła także identyczna łódź z prawej burty, oraz motorowa szalupa. Łodzie rozproszyły się w poszukiwaniu rozbitków.
Wyciągnięto z wody tylko siedmiu: pozostała czwórka poszła na dno wraz z latarniowcem. Niestety z powodu licznych ran kolejna trójka zmarła w szpitalu „Olympica”. Pięć miesięcy po kolizji zmarł w wyniku komplikacji po ciężkich obrażeniach głowy także starszy oficer George Braithwaite, który z powodu choroby kapitana Davida Studleya pełnił czasowo obowiązki dowódcy LV 117.
Rozbitkowie na pięknej klatce schodowej „Olympica”. Z obandażowaną głową George Braithwaite
Nie znalazłem sprawozdania z rozprawy, wiadomo jedynie że White Star Line zapłaciło rządowi USA – jako że latarniowiec należał do Coast Guardu – 500.000 dolarów, z czego za 300.956 Amerykanie zbudowali dużo większy i nowoczesny w każdym calu LV 112. Rząd wypłacił także odszkodowania rodzinom ofiar.
Pod koniec XX wieku odnaleziono wrak LV 117 i wydobyto ważący 544 kilogramy dzwon.
Przy okazji okazało się że kadłub latarniowca nie został przecięty na pół co potwierdza tylko zeznania oficerów „Olympica”, że w chwili zderzenia szybkość statku była bardzo umiarkowana. Sam transatlantyk miał jedynie tak lekko uszkodzony dziób, że Amerykanie pozwolili na wyjście w rejs powrotny bez konieczności przeprowadzenia jakichkolwiek napraw. Wykonano je dopiero w Southampton.
Wypadek pod Nantucket Shoals spowodował przyspieszone przejście na emeryturę kapitana Binksa – odbyło się to zresztą na jego prośbę. Zszedł na ląd w grudniu 1934 roku, powracając jednakże na mostek dużego statku – na specjalną prośbę armatora - jeszcze na dwa rejsy. Bardzo nietypowe rejsy. W marcu 1937 zaprowadził „Majestica” z Southampton do stoczni złomowej w szkockim Rosyth. Z kolei w styczniu 1938 wszedł w Nowym Jorku na pokład „Leviathana”, aby popłynąć nim również do stoczni złomowej, tyle że tym razem angielskiej.
Kiedy dwaj wielcy armatorzy połączyli się w firmę Cunard White Star, rozpoczęło się wycofywanie najbardziej leciwych statków. Skoro w roku 1934 postawiono na sznurku nawet powszechnie uwielbianą „Mauretanię” stało się jasne, że i „Olympic” wkrótce pójdzie jej śladem tym bardziej, że wkrótce miało wejść do służby najnowsze cudo czyli „Queen Mary”, a po niej „Queen Elizabeth”. I rzeczywiście. W styczniu następnego roku podano do wiadomości, że pod koniec wiosny „Olympic” zostanie wycofany z linii. 27 marca 1935 roku pod dowództwem kapitana Reginalda Peela liniowiec wyszedł z Southampton w swoją ostatnią okrężną podróż. Wśród załogi tego historycznego rejs znajdował się Frederick Fleet, czyli marynarz który 23 lata wcześniej zauważył górę lodową na kursie „Titanica” krzycząc ICEBERG RIGHT AHEAD! (Na wprost góra lodowa!).
Frederic Fleet z 1912 roku, jako starszy pan w 1964 – na rok przed śmiercią
,
Przez sześć miesięcy opuszczony transatlantyk stał przy kei 108 w Southampton.
„Olympic” (po lewej) i „Mauretania” czekają w Southampton na swoje przeznaczenie. Widoczny nad czwartym kominem „Mauretanii” dym nie pochodzi ze statku, ale z fabrycznego komina stojącego za liniowcem
Przez jakiś czas było głośno o możliwości powrotu na morze, a najpoważniejszą rozważaną opcją był zakup statku przez włoski rząd, który mógłby go wykorzystać do transportu wojsk w rejon Afryki Wschodniej. Skończyło się na sprzedaży we wrześniu Sir Johnowi Jervisowi z Metal Industries za 97.500 funtów. Musiała to być okazyjna cena, ponieważ Jervis natychmiast odsprzedał „Olympica” stoczni złomowej Thomas Ward & Sons Shipbreaking Yard w Jarrow, północno-wschodnia Anglia. Z całą pewnością na tym nie stracił.
11 października 1935 roku „Olympic” odcumował w Southampton po raz ostatni. Szkieletową załogą dowodził kapitan P. R. Vaughan.
Historyczne, ostatnie odejście od kei
Po drodze do morza wspaniały transatlantyk był żegnany syrenami wszystkich mijanych statków, zarówno tych w drodze jak i stojących przy kei.
Statek na rzece Tyne, nad którą leży stocznia złomowa w Jarrow
Syreny żegnały także „Olympica” podczas przemierzani Tyne, a na brzegach rzeki stały machające rękami tłumy. Statek płynął o własnych siłach, jedynie na wszelki wypadek eskortowany przez sześć holowników. Niepotrzebnie, bo jak ze smutkiem powiedział ostatni starszy mechanik „Olympica”: „Mogę zrozumieć że „Old Lady” utraciła swoją efektywność, ale jej maszyny są jak zawsze w doskonałym stanie”.
Gdy statek stanął przy stoczniowej kei i gdy kapitan po raz ostatni wydał komendę „Odstawić maszyny!”, na pokład weszło dwustu oficjalnych gości z burmistrzem Jarrow i jego żoną na czele.
Zanim jednak na statek weszli robotnicy, starannie usunięto z niego mnóstwo mebli oraz liczne elementy wystroju wnętrz. Wszystko to potem poszło na aukcję, przynosząc stoczni pokaźny dochód.
W niepozornym – ale tylko od frontu - hotelu White Swan w Alnwick, północno-wschodnia Anglia, można znaleźć mnóstwo wspaniałych pamiątek po „Olympicu”
, , ,,,
Przybycie „Olympica” do stoczni złomowej było jak gwiazdka z nieba dla nękanej kryzysem i bezrobociem okolicy: aż do września następnego roku kilka tysięcy osób znalazło zatrudnienie przy jego rozbiórce! 19 września 1937 roku ze wspaniałego statku pozostał jedynie ogołocony kadłub.
To już była robota dla większej stoczni. Ponieważ jednak Thomas Ward & Sons miała także złomową stocznię w znanym nam już szkockim Inverkeithing, wystarczyło jedynie zamówić holowniki.
Kadłub „Olympica” opuszcza Jarrow
Na wykonanym w Inverkeithing zdjęciu trudno nawet domyślić się, że przedstawia ono resztki największego i najwspanialszego ongiś statku świata. Old Reliable przechodził do historii
Post zmieniony (24-07-23 15:33)
|