KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 98 z 114Strony:  <=  <-  96  97  98  99  100  ->  => 
13-05-16 00:01  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Mnie nie raziły drobne potknięcia językowo-stylistyczne. Przyjąłem je jako stały element stylu pisarskiego. Wszak na forum można pisać luźniej, niż "na papieru". Opowieści może nie są głównym punktem każdego poniedziałku i czwartku i nie siedzę w te dni odświeżając co chwilę z zegarkiem w ręku (a coniektórym się zdarzało), tym nie mniej stanowią miłe urozmaicenie dnia pracy. Jeśli musi ich być mniej, przyjmuję to z pokorą. Jeśli nie musi - proszę o więcej!

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
13-05-16 08:52  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 09:52)

 
16-05-16 08:01  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 444


STATEK WIDMO


Długi na 75 metrów i mający 1322 GRT parowiec „Ångermanelfven” zwodowano w Goeteborgu dla niemieckiego armatora w roku 1914. Do końca wojny statek pływał nie nękany przez nikogo pomiędzy Hamburgiem i Szwecją. Gdy tylko jednak ustały walki, położyli na nim rękę Brytyjczycy, rekwirując jednostkę w ramach reparacji wojennych. W roku 1921 sprzedano go istniejącej do dzisiaj kanadyjskiej firmie Hudson’s Bay Company, która zmieniła mu nazwę na „Baychimo”. Baychimo to dawna nazwa wspólnoty ludu Inuitów, żyjących na Alasce i w północnej Kanadzie. Obecnie sami nazywają się Umingmaktuuq, co oznacza „Taki jak wół piżmowy”. Cóż za fantastyczna nazwa!

„Baychimo”



Nieprzypadkowo statek nazwano słowem z tego języka: „Baychimo” miał krążyć pomiędzy Vancouver a północnymi wybrzeżami Alaski i Kanady, skupując głównie od Inuitów skóry i futra, w zamian oferując wyroby przemysłowe. Każdy rejs przynosił ogromne zyski, ale także i ryzyko zmiażdżenia statku przez lody.

Pomiędzy rokiem 1921 a 1931 odbyło się dziewięć udanych podróży. Kolejny rejs rozpoczął się w Vancouver w lipcu 1931 roku. Jak zwykle, wypływając z portu na „Baychimo” podniesiono galę banderową. Oto zdjęcie z tej chwili:



Kapitan John Sydney Cornwell w otoczeniu żegnający statek oficjeli


Droga prowadziła wokół Alaski. Pomimo fatalnej pogody i okresowych kłopotów z maszyną, pod koniec lipca „Baychimo” znalazł się przy jej północnych wybrzeżach, gdzie też rozpoczął działalność handlową.



Prawdziwa zima przyszłą tego roku wcześniej niż zwykle. 1 października kapitan John Sydney Cornwell uznał że nie ma co ryzykować i pomimo niepełnych ładowni obrał kurs powrotny. Na wysokości przylądka Barrow (Point Barrow) „Baychimo” ugrzązł jednak w lodach, około półtorej mili od linii brzegowej.



Obawiając się że statek może być lada chwila zgnieciony przez mocno napierające lód nadano SOS, po czym załoga zeszła na stały ląd. Po kilku dniach jednostka uwolniła się z białej pułapki i 37 mężczyzn powróciło na pokład odwołując alarm, ale już 8 października ledwo posuwający się naprzód „Baychimo” znowu stanął, ponownie otoczony zwałami lodu. Nadano kolejne SOS.

„Baychimo” w lodach


15 października Hudson’s Bay Company wynajęło dwa samoloty, mające ewakuować marynarzy. Wywiozły one 22 z nich do odległego o prawie 1000 kilometrów Nome w zachodniej Alasce. Zajęło to sporo czasu, bo każdorazowo każda z maszyn mogła zabrać raptem trójkę pasażerów – ale udało się!

Na górnym ujęciu strzałką zaznaczony statek


Na pokrytym śniegiem lądzie pozostał teraz kapitan, oficer i 12 marynarzy, z których ośmiu było Inuitami. Grupa planowała przeczekanie zimy i po puszczeniu lodów powrót statkiem do Vancouver. W ładowniach znajdowały się futra warte milion dolarów (około 14,5 miliona dzisiaj)!

Inuici z załogi „Baychimo”


Ponieważ uznano że przebywanie na statku mogącym być w każdej zmiażdżonym przez lód jest zbyt ryzykowne, zbudowano solidny drewniany, opatulony brezentami barak, w którym płonący non-stop w beczce po benzynie ogień pozwalał na przeżycie nawet w warunkach alaskańskiej zimy.



Marynarze nie czekali na wiosnę z założonymi rękami, przeciwnie, mieli mnóstwo codziennej roboty do wykonania. Robili długie wyprawy po wyrzucone na brzeg kawałki drewna dla podtrzymywania ognia, nie chcąc naruszać węglowych zasobów statku, potrzebnych przecież na drogę do Vancouver. Każdego dnia wyznaczona grupa wchodziła na „Baychimo” sprawdzając jego kondycję, podczas gdy inni szli do odległego aż o kilka kilometrów zamarzniętego jeziora, skąd wyrąbywali bryły lodu, z których uzyskiwano wodę pitną.

24 listopada rozpoczęła się trzydniowa burza śnieżna. Uwięzieni w baraku mężczyźni tulili się do siebie, aby jak najbardziej ograniczyć ucieczkę ciepła. Kiedy wreszcie przestało wiać i padać, przez kilka godzin w wielkim trudzie odblokowywano zasypane wysoko śniegiem drzwi. Nigdzie nie było widać „Baychimo”! Cornwell uznał, że statek prawdopodobnie zatonął w sztormie. Po kilku dniach napotkany inuicki łowca fok oświadczył jednak, że w odległości 70 kilometrów widział go unieruchomionego w lodach.

Kapitan rozkazał zbudować sanie: na płozach ustawiono szalupy po czym ciągnąc je, ruszono na poszukiwanie statku. I znaleziono go! Przez dwa dni wyładowano z „Baychimo” większość futer, po czym ciągnąc z wielkim mozołem ciężkie sanie, powrócono do bazy.



W lutym 1932 roku, gdy tylko możliwe stało się przygotowanie prowizorycznego pasa startowego, kapitan poprosił o ewakuację. Tym razem samoloty zabrały nie tylko resztę ludzi, ale także prawie cały cenny ładunek.

Wbrew przekonaniu kapitana Cornwella i jego dzielnych towarzyszy, „Baychimo” jednak nie zatonął. Już w marcu statek został dostrzeżony u zachodnich wybrzeży Alaski przez kierującego psim zaprzęgiem myśliwego. Mężczyzna wszedł nawet na jego pokład ale tylko po to aby stwierdzić, że nie ma na nim nikogo żywego – ani martwego.

Kilka miesięcy później statek widziała grupa poszukiwaczy złota.



W marcu roku 1933 na znowu unieruchomionego „Baychimo” weszła grupa Inuitów, która została tam zatrzymana na całe dziesięć dni przez sztormową pogodę. Po poprawie pogody tubylcy pospiesznie zeszli ze statku, mogącego w każdej chwili ulec naciskowi lodu.

Sierpień 1933. Statek dostrzeżono z pokładu „Miss Hutchinson”. Kilku marynarzy przedostało się na opuszczoną jednostkę. Odnotowano jej nazwę i przekazano do Vancouver, dzięki czemu w Hudon’s Bay Company dowiedziano się, że „Baychimo” wcale nie zatonął. Ze względu jednak na odległość i lód, uznano akcję ratowniczą za zbyt ryzykowną i nieopłacalną.

Zdjęcie wykonane przez kapitana „Miss Hutchinson”


Lipiec 1934. Kilku ludzi ze szkunera „Trader” weszło na pokład i przebywało tam przez szereg godzin. Zabrano wtedy z ładowni resztki futer, a także niektóre meble.

We wrześniu 1935 ujrzano statek dryfujący u wybrzeży Alaski. Potem nastąpiła czteroletnia przerwa i gdy już powszechnie uważano „Baychimo” za zatopiony, w listopadzie 1939 roku został ponownie dostrzeżony z amerykańskiego frachtowca. Tym razem dowodzący nim kapitan Hugh Polson zamarzył sobie uratować statek, ale gwałtownie spiętrzające się przy burtach pole lodowe szybko ostudziło jego zamiary.

Po roku 1939 widziano samotna jednostkę jeszcze wielokrotnie, ale tym razem nie próbowano wejść na jego pokład.



W marcu 1962 grupa Inuitów dostrzegła „Baychimo” płynącego po Morzu Barentsa. Od tej pory zapadła cisza o statku-widmo. Do roku 1969.

W tym właśnie roku zobaczono go z pokładu lodołamacza „Manhattan”, płynącego szlakiem Przejścia Północno-Zachodniego. Pozbawiony załogi przez długie 38 lat przebywania w lodach i sztormach niewielki, pozbawiony jakichkolwiek remontów statek wciąż unosił się na wodzie. Niewiarygodne! Wygląda jednak na to, że wreszcie znalazł zasłużony odpoczynek na dnie Morza Barentsa, ponieważ od tej pory nikt go już nigdzie nie spostrzegł.

Ostatnie znane zdjęcie „Baychimo” (wykonane z pokładu „Manhattanu”)


W roku 2006 alaskański rząd rozpoczął akcję mającą na celu znalezienie „Baychimo” czy to w lodach czy na dnie, ale do dzisiaj nie podano żadnej pozytywnej informacji na ten temat.

Książka BAYCHIMO ARKTYCZNY STATEK WIDMO


Brytyjskie wydawnictwo Paper Shipwright wydało kartonowy model „Baychimo”

,

Post zmieniony (03-05-20 11:16)

 
16-05-16 08:21  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Ciekawe czy ktoś z naszych kupi ten model i go sklei? Kosztuje 8,5 funta i można go kupić tutaj http://www.papershipwright.co.uk/ss-baychimo/

 
16-05-16 09:22  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Piękny klasyczny stary "dampfer" . Modelik przedni.
A w temacie "lodowym" właśnie czytam nowość:

Fascynująca lektura ! Polecam !

 
16-05-16 10:39  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 09:53)

 
16-05-16 13:10  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

„Ångermanelfven” (komin czarny) i „Baychimo” (komin żółty)

,
,

Post zmieniony (02-04-20 13:31)

 
16-05-16 15:55  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Modele do linii wodnej bez dioram na niebieskim tle - "morzu" a jak pięknie się prezentują ! Widać, że wejście do sterówki było z zewnątrz - jak na "Edwardzie Dembowskim".

 
19-05-16 10:35  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 09:53)

 
19-05-16 11:03  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 445

POWTÓRKA Z „MARY CELESTE”

W 1919 roku stocznia w Bath, Maine, zbudowała efektowny pięciomasztowy szkuner dla mającego już prawie sto statków armatora G. G. Deeringa. Długi na prawie 78 i szeroki na 13,5 metra statek otrzymał na cześć syna właściciela nazwę „Carroll A. Deering”.

Wodowanie żaglowca
,

Pod koniec sierpnia 1921 szkuner wypłynął z Bostonu do Norfolk, Virginia, skąd miał zabrać węgiel do Rio de Janeiro. Kapitanem był współwłaściciel statku William H. Meritt, który korzystając z uprzywilejowanej pozycji zatrudnił swego 29-letniego syna na stanowisku pierwszego oficera. Zaledwie dziewięciu marynarzy – na pięciomasztowcu! – uzupełniało załogę.



Krótko po opuszczeniu Bostonu kapitan zachorował, a jego stan pogarszał się tak szybko, że skierował statek do portu Lewes w Delaware, gdzie też natychmiast wylądował w szpitalu. Chcący opiekować się nim syn zmustrował także. Szkuner stanął przy kei w oczekiwaniu na nowe dowództwo. W końcu na pokład wkroczył 66-letni emerytowany kapitan W. B. Wormell a dzień później pierwszy oficer, Charles B. McLellan.

Kapitan W. B. Wormell


Rejs do Rio, gdzie statek przybył 8 września, przebiegał przy dobrej pogodzie i bez żadnych wydarzeń. Ponieważ na razie armator nie miał dla nich żadnego ładunku, po rozładunku „Caroll A. Deering” pozostał przy kei aż do początku grudnia. W trakcie postoju Wormell spotkał na lądzie starego przyjaciela, kapitana Goodwina. Przy kieliszku zwierzył się koledze że serdecznie nie lubi swego pierwszego oficera z powodu jego bezużyteczności oraz paskudnego charakteru, czyniącego z niego „trouble makera” (człowieka wywołującego kłopoty).

Szkuner miał efektowne, wielkie podwójne koło sterowe


Wznowienie rejsu nastąpiło dopiero 2 grudnia. Kolejny postój znalazł się na Barbados, gdzie miano czekać na kolejne rozkazy armatora. Na lądzie McLellanowi puściły wszelkie hamulce. W przyportowej knajpie spił się, po czym wobec świeżo tam poznanego kapitana Nortona który wraz z chiefem wpadł na piwo, wyzywał Wormella od najgorszych. Krzyczał że słabo widzący kapitan całkowicie zdał się na niego jeśli chodzi o nawigację, jak i nadzór nad załogą. Swoją perorę zakończył słowami iż zabije Wormella! I wtedy Norton wezwał policję.

McLellan trafił za kratki ale gdy wytrzeźwiał, zaczął okazywać tak wielką skruchę, że Wormell wyciągnął go z aresztu, po czym obaj pojechali na statek. 9 stycznia „Carroll A. Deering” wypłynął z Barbadosu, obierając kurs na Portland w stanie Maine.

Dwadzieścia dni później szkuner przepływał bardzo blisko latarniowca „Cape Lookout” zakotwiczonego przy przylądku w Północnej Karolinie o tej samej nazwie. Zadaniem latarniowca było informowanie przepływających obok statków o zalecanym kursie. Czyniono to albo sygnałami świetlnymi, albo też drogą radiową. Jacobson, kapitan latarniowca usłyszał wtedy jak ktoś z załogi – rudy i z cudzoziemskim akcentem – krzyczał iż żaglowiec stracił kotwice i prosi o powiadomienie o tym armatora, czyli G. G. Deeringa. Żaglowiec nawet jednak przy tym nie zwolnił i w końcu znikł za horyzontem.

W składanych później zeznaniach Jacobson stwierdził iż nie wydaje mu się, żeby krzyczący do niego członek załogi był kapitanem lub pierwszym oficerem. Być może ubiór skłaniał go do stwierdzenia, iż musiał to zwykły marynarz. Zwrócił wtedy także uwagę na nietypowy widok: oto kilku ludzi znajdowało się na dziobie szkunera czyli tam, gdzie na ogół załoga miała prawo wejść jedynie na rozkaz kapitana lub pierwszego oficera.

Tego samego dnia po południu blisko latarniowca przepłynął jeszcze parowiec o nieustalonej nazwie. Ponieważ radiostacja na „Cape Lookout” uległa awarii, Jacobson chciał zwrócił uwagę załogi nadając sygnały potężnym gwizdkiem – słyszalnym aż na pięć mil! - ale parowiec przemknął jakby niczego nie widział ani nie słyszał. Płynął tym samym kursem, co wcześniej „Carroll A. Deering”.

Dwa dni później znajdujący się pod pełnymi żaglami statek zauważono na mieliźnie Diamond (Diamond Shoals), w pobliżu przylądka Hatteras, Karolina Północna. Ponieważ fatalna pogoda uniemożliwiała natychmiastowe dotarcie do statku, ludzie z Coast Guard weszli na jego pokład dopiero rankiem 4 lutego. Nie zastali tam żywej duszy!

W kuchni znaleziono nie przetworzoną jeszcze żywność, ewidentnie przygotowaną na następny dzień. Czyżby statek był opuszczony w pośpiechu? Chyba jednak nie, brakowało bowiem osobistych rzeczy załogi. Znikły dwie szalupy, a zwisające za burtą liny wskazywały, iż użyto ich do ewakuacji. Zabrano także wszystkie dokumenty w tym dziennik okrętowy, oraz instrumenty nawigacyjne. Zauważono podniesioną na maszcie czerwoną latarnię, tak jakby ktoś chciał jej światłem wzywać pomocy. Brakowało obu kotwic.

Na używanej do wykreślania kursu mapie znaleziono pismo, zidentyfikowane jako należące do kapitana Wormella. Ostatni zapis dokonany jego ręką dotyczył pozycji z 23 stycznia. Późniejsze adnotacje dokonywane były innym charakterem. Dziwne było także rozbabrane zapasowe łóżko w kabinie kapitana, oraz stojących tam kilka par butów różnych rozmiarów. Trudno uwierzyć, żeby Wormell pozwolił komuś u siebie spać!

Co się mogło stać?

Wobec braku naocznych świadków, komisja śledcza mogła jedynie wymienić cztery możliwe powody zniknięcia załogi:

1. Bunt.

Teoria bardzo prawdopodobna, ponieważ McLellan mógł skłonić załogę do wystąpienia przeciwko bezużytecznemu ponoć kapitanowi. Było aż nadto świadków potwierdzających fatalne relacje między nim a Wormellem, który też jakoby zaszedł za skórę także kilku marynarzom. Jest zatem możliwe, że McLellan spełniając swoją groźbę z Barbados zamordował kapitana, wyrzucając następnie ciało za burtę.

Jacobson odebrał 29 stycznia meldunek o kotwicach od jakiegoś rudego marynarza, pomimo że zwyczajowo robili to kapitanowie lub pierwsi oficerowie. Porównując to z datą 23 stycznia na mapie można by zatem przyjąć, że zbrodnię popełniono pomiędzy 23 wieczorem a 29 rano.

Teorię buntu popierałby także widok załogi zebranej na dziobie, a widzianej przez Jacobsona, bowiem kapitan Wormell nigdy by na to nie zezwolił.

Tylko że... no właśnie... jeśli McLellan za aprobatą załogi zamordował kapitana, dlaczego obrał kurs zbliżający go do latarniowca i dlaczego któryś z marynarzy prosił Jacobsona o przekazanie armatorowi informacji o zgubionych kotwicach? Szkuner powinien raczej unikać rzucania się w oczy, czyż nie?

2. Przemytnicy rumu.

Były to lata prohibicji i robienia fortun na przemycie alkoholu, a w tym rejonie rumu z Karaibów. Takim przemytnikiem mógł być tajemniczy parowiec udający, że nie słyszy sygnałów latarniowca. Podczas wyładunku rumu na ląd w pobliżu mógł się pojawić zupełnie w takich przypadkach niepożądany świadek, czyli „Carroll A. Deering”. Rozkazano zatem jego załodze opuścić szkuner, po czym na pokładzie parowca marynarzy „załatwiono”.

Tylko że... no właśnie... taka wersja nie wyjaśnia dlaczego po 24 stycznia zapiski na mapie żaglowca nie były prowadzone ręką kapitana Wormella? A może przez szereg dni leżał w kabinie, chory i dlatego nie mógł wypełniać swoich obowiązków?

3. Pogoda.

Państwowe biuro meteorologiczne zdecydowanie twierdziło, że wszystkiemu winny był huragan. Zwrócono uwagę, że w ciągu kilku zaledwie tygodni na przełomie stycznia i lutego zaginęło bez śladu w tym rejonie aż dziewięć statków i meteorolodzy twierdzili, iż przyczyną tego były huragany. Załoga „Derringa” mogła opuścić w panice statek, a później obie szalupy zaginęły bez śladu.

Tylko że... no właśnie... trudno uwierzyć, że wobec nadciągającego huraganu na szkunerze nie opuszczono części żagli.

4. Piraci.

Taka teoria powstała na bazie zaginięcia owych dziewięciu statków, o których mówiło biuro meteorologiczne. W rzeczywistości miały być one porwane przez piratów.

Tylko że... no właśnie... trudno uwierzyć że przed i po kilkutygodniowej nadzwyczajnej aktywności piratów żadna inna jednostka nie zniknęła bez śladu na tym akwenie.

Mając szacunek dla Czytelników, nie przedstawiam tu także wysuwanych teorii o kosmitach i tym podobnych.

No cóż, mamy sytuację jak z restauracyjnego menu: każdy może wybrać sobie z niego to, co mu najbardziej pasuje.

Wrak po kilkunastu latach, i we wczesnych latach pięćdziesiątych
,

Post zmieniony (03-05-20 11:17)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 98 z 114Strony:  <=  <-  96  97  98  99  100  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024