KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 93 z 114Strony:  <=  <-  91  92  93  94  95  ->  => 
30-04-16 21:39  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

ZbiG - nie ma takiego słowa "wpieried" ! Czyli - niejednakowo. Ot, co.

 
02-05-16 07:55  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 440


ZAGŁADA FORCE Z

Zaledwie po trzech dniach po ataku na Pearl Harbor, klęskę poniosła także Royal Navy. Dziesiątego grudnia 1941 roku pancernik „Prince of Wales” i krążownik liniowy „Repulse” zostały zatopione na Morzu Południowochińskim przez japońskie samoloty z 22 Flotylli Powietrznej, bazującej w pobliżu Sajgonu. Dla kraju mieniącego się być morską potęgą był to cios wyjątkowo dotkliwy, wręcz niewiarygodny. Sam Churchill powiedział później że nigdy w latach wojny nie był tak zszokowany jak wtedy, gdy dotarła do niego wiadomość o utracie tych okrętów. Powód owej tragedii był prosty: brak osłony myśliwców, który to brak wynikał z całego łańcucha nieszczęśliwych okoliczności.

Jeszcze przed Pearl Harbor wobec pogarszającej się sytuacji na Dalekim Wschodzie, Churchill naciskał na wysłanie tam ciężkich okrętów mających odstraszyć Japończyków w taki sam sposób, w jaki robił to bazujący w Norwegii „Tirpitz”. Pomysłowi Churchilla przeciwstawiała się Admiralicja, nie chcąca wysyłać ich na zbytnio – jej zdaniem – wysunięte pozycje. Nacisk Churchilla wspartego dodatkowo przez ministra spraw zagranicznych Anthony’ego Edena, okazał się jednak w końcu nie do odparcia. Podjęto decyzję o wysłaniu zespołu Force Z, składającego się z „Prince of Wales”, „Repulse” oraz czterech niszczycieli. Z początkiem grudnia zespół zebrał się w Singapurze. Dowodził nim admirał Sir Tom Phillips, będący do tej pory przez znaczną część wojny zastępcą szefa Sztabu Marynarki.

Admirał Tom Phillips


Phillips wierzył święcie w zdolność odparcia każdego ataku lotniczego dzięki artylerii przeciwlotniczej oraz solidnemu pancerzowi. Powątpiewał także w zdolność Japończyków do przeprowadzenia powietrznych ataków na dużych odległościach.

Pechowo się złożyło, że nowiutki lotniskowiec „Indomitable” (wszedł do służby 10 października 1941 roku) który miał dać Force Z osłonę lotniczą, w listopadzie wszedł na mieliznę przy Kingston na Jamajce. Oznaczało to, że zespół nie będzie miał własnej osłony lotniczej.

Wraz z atakiem na Pearl Harbor Japończycy uderzyli także na wyspy Guam i Wake, oraz na Hong Kong, Filipiny i Malaje. Dzień wcześniej zaobserwowano japońskie wojska przemieszczające się z Indochin w kierunku Półwyspu Malajskiego. Siódmego i ósmego grudnia Japończycy wylądowali w Khota Baru na północy Malajów i w Singorze w Syjamie (obecnie Tajlandia). Prawdopodobnie w takiej sytuacji byłoby lepiej gdyby Force Z znikła gdzieś między licznymi wyspami Indii Holenderskich (obecnie Indonezja), stanowiąc tam samą swoją obecnością zagrożenie dla agresorów. Przywitany jednakże w Singapurze z ogromnym entuzjazmem Phillips nie mógł zdobyć się na taką decyzję w chwili, gdy nad miastem zaczęły zbierać się ciemne chmury. Uznał że jeśli połączy element zaskoczenia z wystarczającą liczbowo osłoną myśliwców, jego zespół będzie miał znakomitą szansę zniszczyć japońskie siły inwazyjne i przerwać linie komunikacyjne wroga.

2 grudnia 1941. „Prince od Wales” podchodzi do kei w Singapurze


Z tym zamiarem Force Z wypłynął z Singapuru wieczorem ósmego grudnia. Oprócz „Prince of Wales” i „Repulse” w skład zespołu wchodziły niszczyciele „Express”, „Electra”, „Tenedos” i australijski „Vampire”. Obrano kurs na północ.

Ósmy grudnia. Z Singapuru wypływa na spotkanie swego przeznaczenia „Repulse”...


...i „Prince of Wales”



Rankiem następnego dnia admirał Phillips odebrał informację z Singapuru, że myśliwska osłona o którą występował, nie zostanie mu przyznana. W bazie stacjonowała wtedy jedynie niewielka liczba wychodzących już z użycia Brewster Buffalo, bardzo potrzebnych na miejscu. Wprawdzie japońskie wojska znajdowały się dopiero o około 500 kilometrów na północ zdobywając lotnisko w Khota Baru, ale naloty na Singapur już się rozpoczęły.

Około 18:30 ze względu na ograniczoną pojemność zbiorników z paliwem, do Singapuru zawrócił stary, bo pochodzący z 1917 roku niszczyciel „Tenedos”. Pozostałe jednostki nadal parły na północ.

Całe zaskoczenie na które tak bardzo liczył Phillips znikło jak sen złoty pod wieczór, kiedy to dostrzeżono na północy japoński samolot zwiadowczy. Wobec niemożności otrzymania wsparcia myśliwców, admirał został zmuszony do przerwania operacji. Wprawdzie dla zmylenia przeciwnika utrzymywał niezmieniony kurs aż do zapadnięcia całkowitych ciemności, ale natychmiast potem zawrócił w kierunku Singapuru. Ironią losu był fakt że gdyby zespół jeszcze ze dwie godziny płynął na północ, w zasięgu jego dział znalazłaby się cztery japońskie krążowniki. Właśnie z jednego z nich wystartował ów samolot, którego meldunek nie przekazano jednakże do dowództwa w Sajgonie!

Uczynił to jednak wcześniej dowódca okrętu podwodnego I.65. W tym czasie 22 Flotylla Powietrzna admirała Sadaichi Matsunagi szykowała się wprawdzie do ataku na „Prince of Wales” i „Repulse”, ale sądzono, że oba okręty stoją nadal w Singapurze. Flotylla była czymś w rodzaju odpowiednika niemieckiego Fliegerkorps X, specjalizując się w atakach na morzu. Trzy grupy Mihoro, Genzan i Kanoya miały do dyspozycji aż dziewięćdziesiąt sześć bombowców Mitsubishi G4M (Betty) oraz czterdzieści osiem bombowców Mitsubishi G3M (Nell). Wszystkie one miały zasięg operacyjny 1500 mil i mogły zabrać albo bomby, albo też jedną lotniczą torpedę typu 91.

Mitsubishi G4M (Betty), Mitsubishi G3M (Nell) i lotnicze torpedy typu 91, tutaj na pokładzie lotniskowca
, ,

Pospiesznie przezbrojono samoloty w torpedy i już około 19:00 nastąpił start. Szczerze mówiąc była to głupia decyzja, bo odnalezienie celu i przeprowadzenie w ciemności skutecznego ataku było bliskie zeru, a do tego dochodziło ryzyko storpedowania własnych jednostek. Bombowce oczywiście wróciły z niczym, pozbywając się po drodze torped i bomb.

W tym czasie admirał Phillips dowiedział się o lądowaniu Japończyków pod Kuantanem. Wiadomość nie była wprawdzie oficjalna, ale ponieważ miasto znajdowało się pomiędzy obecną pozycją Force Z a Singapurem, Phillips uznał, że stosunkowo niewielka dewiacja na zachód nie opóźni zbytnio powrotu do bazy. Konsekwentnie utrzymujący ciszę radiową admirał założył, że dowództwo w Singapurze samo domyśli się, że Force Z pójdzie na odsiecz armii i z tego powodu przyśle mu o świcie myśliwce. Błyskotliwy oficer założył, że jego koledzy w Singapurze będą równie bystrzy jak on i zrobią, co należy.

Położenie Kuantanu względem Singapuru


Dziesiątego o 2:20 zespół został dostrzeżony przez okręt podwodny I.58, który będąc na powierzchni znalazł się akurat dokładnie na trasie Force Z. Okręt zanurzył się i wystrzelił pięć torped, z których jednak żadna nie trafiła. Po oddaleniu się zespołu I.58 wynurzył się, i wysłał odpowiedni meldunek. Najważniejszym jego elementem była nie tylko pozycja, ale przede wszystkim informacja, że zespół płynie na południe.

I.58 przeżył wojnę. Zdjęcie z 1 kwietnia 1946 roku pokazuje okręt na krótko przed zatopieniem go przez Amerykanów


Ostatni japoński samolot z nieudanej wyprawy wylądował w Sajgonie o 2:30 w nocy, ale już po trzech i pół godzinach bombowce wystartowały ponownie. Przed nimi leciało dwanaście maszyn z korpusu Genzan: trzy rozpoznawcze Mitsubishi Ki-15 (Babs) oraz dziewięć Betty z bombami. Główna siła uderzeniowa składała się z trzydziestu czterech uzbrojonych w bomby „Nell” i dwadzieścia sześć „Betty” z torpedami.

O ósmej rano Force Z była już pod Kuantanem. Informacja o lądowaniu tam Japończyków okazała się fałszywa. Ani śladu desantu!

Tymczasem wysiłki japońskich samolotów rozpoznawczych nie przynosiły żadnego efektu i dlatego część bombowców zdecydowała się polecieć na południe, w kierunku Singapuru. Około 10:00 kilka maszyn z korpusu Genzan zlokalizowało wracający do bazy niszczyciel „Tenedos”. Okręt wymanewrował zgrabnie wszystkie bomby, po czym nadał informację o swej pozycji i o tym, że właśnie zaatakowały go bombowce. Sygnał z „Tendosa” był dla Phillipsa pierwszym sygnałem, że jego okrętom grozi poważne niebezpieczeństwo.

Prawie wszystkie japońskie maszyny znajdowały się w powietrzu już od pięciu godzin. Większość z nich z nich poleciała na północ, nie mogąc znaleźć celu. Dopiero o 11:05 lecący na rozpoznawczym „Babs” chorąży Hoashi dostrzegł poprzez lukę w chmurach dwa ciężkie okręty. W eter poszła natychmiast elektryzująca informacja. Mamy ich!

Mitsubishi Ki-15 (Babs)


Porucznik Sadao Takai z korpusu Genzan: „Trząsłem się cały w nerwach i nie mogłem się tego pozbyć. Bardzo chciało mi się sikać. Czułem się jak sportowiec przed startem”.

Wyszkolenie pilotów stało na najwyższym poziomie. Pierwsze, atakujące z wysokiego pułapu bombowce chybiły o włos, ale chwilę potem, o 11:13 bomba trafiła w śródokręcie „Repulse”. „Prince of Wales” oberwał z kolei dwoma torpedami, które uszkodziły śruby oraz urządzenie sterowe. Wybuchy musiały także coś zrobić z radiostacją, ponieważ aż do samego końca admirał Phillips zachował ciszę radiową. Komandor William George Tennant, dowódca „Repulse”, dowiedział się o tym dopiero po godzinie walki i wydał rozkaz poinformowania Singapuru o trwającej bitwie.

Japończycy wypuścili szereg pocztówek ze scenami z bitwy
,

„Prince of Wales” (góra) i „Repulse” (dół). Widać ślady na wodzie po sześciu bombach, które spadły bardzo blisko rufy okrętu


„Repulse”


„Prince of Wales” (po lewej) i „Repulse” (na prawo od niego). W prawym dolnym rogu jeden z niszczycieli



Podczas tej godziny Japończycy zrzucali jednocześnie tak wiele torped z różnych kierunków, że „Repulse” nie miał szans na wymanewrowanie ich wszystkich. O 12:20 został trafiony po raz pierwszy, a zaledwie cztery minuty później, cztery kolejne torpedy znalazły swój cel. Okręt przechylił się o 60-70 stopni na lewą burtę i krótko potem zatonął. Była 12:33.

Znajdujący się nieco bardziej na południe „Prince of Wales” także był wściekle atakowany. Wszystkie przeciwlotnicze działa pancernika i trójki niszczycieli zionęły ogniem, ale nie mogło to powstrzymać determinacji Japończyków. Okręt flagowy trafiony został trzema torpedami, które prawie całkowicie wyhamowały jego szybkość. O 13:05 pod jego burtę podszedł „Express” aby przejąć rannych i tych, którzy nie brali bezpośredniego udziału w walce.

„Express” przejmuje część załogi „Prince of Wales”


Była na to ostatnia chwila. O 13:20 wielki okręt położył się na lewą burtę i zatonął. Krążący nad pobojowiskiem chorąży Hoashi, niczym sprawozdawca sportowy przekazywał do Sajgonu relację ze zwycięskiej walki.

Tonie „Prince of Wales”. Kolejna propagandowa pocztówka


Kiedy nad pobojowiskiem zjawiły się wreszcie Buffalo z Singapuru, morze pokrywały jedynie liczne szczątki potężnych do niedawna okrętów. Szczęśliwie skoncentrowane na głównych jednostkach samoloty nie miały tylu bomb i torped aby zatopić także niszczyciele, które zajęły się teraz ratowaniem rozbitków. Ośmiuset czterdziestu ludzi poniosło tego strasznego dnia śmierć, a wśród nich admirał Tom Phillips i dowódca „Prince of Wales”, komandor John Leach. Szczęściem japońskie samoloty nie ostrzeliwały ani ratowników ani ratowanych. Straty atakujących były wręcz symboliczne: liczne działa przeciwlotnicze zestrzeliły raptem trzy maszyny.

Akcja ratunkowa niszczycieli


Bitwa pod Kuantanem definitywnie zakończyła erę pancerników. Był to także pierwszy od kilkuset lat przypadek, że Wielka Brytania utraciła morską kontrolę nad Dalekim Wschodem, i nigdy już jej nie odzyskała. Rolę Royal Navy przejęła US Navy i kiedy pod koniec wojny ponownie w tym rejonie pokazały się ciężkie okręty i lotniskowce pod banderą Union Jack, były one już tylko młodszym partnerem potężnej amerykańskiej floty.

Post zmieniony (03-05-20 11:11)

 
02-05-16 07:57  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 09:45)

 
02-05-16 08:44  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

"... na północy Malajów i w Singorze w Tajlandii. " ".... w Syjamie".
Do 1949 r. był to Syjam.
"...między licznymi wyspami Indonezji, ..." - ".....wyspami Indii Holenderskich (lub Archipelagu Malajskiego)
Indie Holenderskie do 1949 r.
PS - sprawę nazwy "Wiepred" zakończyłeś definitywnie. Niech będzie - w sumie to niewielki błąd.

Post zmieniony (02-05-16 08:44)

 
02-05-16 09:05  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Poprawione!

Wpieried - taka pisownia nie jest błędem, skoro wygląda na to, że tak "stało" na burcie.

 
02-05-16 09:43  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

B-)

 
05-05-16 07:59  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 441


SZTORM NA WOŁDZE


Dla takich jednostek Anglicy mają trafną nazwę „pleasure ship” czyli „statek przyjemności”. Tym razem przyjemności miała zagwarantować zbudowana w roku 1955 w Czechosłowacji „Ukraina”. Był to klasyczny rzeczny statek dla turystów, mogący pomieścić 233 pasażerów. Długość 80,2 metra, szerokość 12,5 i zanurzenie 1,9 metra. Prędkość eksploatacyjna wynosiła 12,7 węzła. Statek nie posiadał wodoszczelnych grodzi, dzielących kadłub na przedziały.

[i/Rzeczna stocznia w Komarnie działa do dzisiaj. Pobliski Dunaj pozwala na budowanie tam całkiem sporych statków, które następnie płyną rzeką do Morza Czarnego


W lutym roku 2010 „Ukrainę” przemianowano na „Bułgarię”. Nazwa ta nie odnosiła się jednak do państwa ze stolicą w Sofii, ale do Bułgarii Wołżańsko-Kamskiej (od rzek Wołga i Kama), zwanej także Bułgarią Kamską. Było to państwo istniejące od siódmego do trzynastego wieku na terenie obecnej Rosji.

„Bułgaria” miała klasyczne kształty rzecznego statku wycieczkowego



Po wprowadzeniu nowych przepisów, dopuszczalna liczba pasażerów została drastycznie zmniejszona. Już po wszystkim agencja Novosti napisała, iż zgodnie z dokumentami statek mógł zabrać ich zaledwie stu dwudziestu, ale wiadomo było także, że nikt się tym ograniczeniem nie przejmował.

Nikt się także nie przejmował stanem technicznym „Bułgarii”. Trzeciego lipca 2011 roku statek wracał z rejsu na trasie Kazań – Perm – Kazań. W tym czasie odnotowano dwukrotną awarię maszyn, a po raz trzeci odmówiły one posłuszeństwa zaledwie o sto metrów od kei w Kazaniu, co zmusiło kapitana Aleksandra Ostrowskiego do wezwania dwóch holowników. Za każdym razem awaria powodowała brak prądu, co uniemożliwiało korzystanie z radiostacji. Nikt nigdy nie pomyślał, że powinna ona mieć zasilanie awaryjne! Podczas rejsu nie działały także toalety i nawet chleba było za mało, co zmuszało marynarzy do biegania do sklepów podczas postoju w śluzie! Pitna woda była, a jakże, tylko że mało kto wiedział, że wyciągano ją wiadrami wprost z Wołgi... Awarie tak bardzo opóźniały statek, że ku głębokiemu niezadowoleniu pasażerów odwołano zapłacone przez nich z góry wycieczki w Permie i okolicach.

Po zacumowaniu w Kazaniu armator nie zaplanował jednakże żadnych remontów, każąc za to kapitanowi szykować się do kolejnego rejsu, na który sprzedano już nadkomplet biletów. Statek wyszedł w rejs, wioząc ponoć 166 pasażerów (w tym 18 bez biletów, a między nimi żona kapitana) plus 31 członków załogi. Dziesiątego lipca „Bułgaria” wypłynęła z portu w Bołgar, rozpoczynając drogę do Kazania. Na statku znajdowały się dwie szalupy i cztery pneumatyczne tratwy. Jest bardzo prawdopodobne, że już wtedy nie pracował jeden z silników, co zgodnie z przepisami zobowiązywało kapitana do powrotu do portu.

Po kilkunastu godzinach rejsu statek wszedł w obszar złej pogody. Brzeg odległy był o dwie mile. Wołga jest w tym miejscu bardzo szeroka, ponieważ właśnie tutaj zaczyna się ogromny Zbiornik Kujbyszewski i dlatego silny wiatr powodował powstawanie wysokich fal. Lał rzęsisty deszcz. Nagle statek przechylił się na prawą burtę i zaledwie po trzech minutach przekręcił do góry dnem (jeden z rozbitków mówił o ośmiu minutach), po czym zatonął na głębokości dwudziestu metrów.

Gdzie wtedy przebywała większość pasażerów? Oto tłumaczenia napisów na rysunku:
- Upper deck – Pokład górny
- Middle deck - Pokład środkowy- Main deck – Pokład główny
- Lower deck – Pokład dolny
- Many of the passengers were in bars and restaurants – Wielu pasażerów przebywało w barach i restauracjach
- Cabins were without air-conditioners, most windows and doors were open – Kabiny nie miały klimatyzatorów, większość okien i drzwi było otwartych
- Crew members only had time to open two liferafts – Załoga miała czas na otwarcie tylko dwóch tratew
- Captain’s bridge – mostek kapitański
- Up to 50 children had gathered in a music saloon – Do 50 dzieci zebrało się w salonie muzycznym


Gdy statek zaczął się przewracać, wiele dzieci wybiegło z salonu, ale tonęło po drodze, napotykając liczne przeszkody wynikające z tego, że korytarze znajdowały się akurat w fazie przebudowy. W pobliżu fortepianu znaleziono później jedynie siedem dziecięcych ciał, pozostałe wyciągnięto z zatopionych korytarzy. Późniejsza penetracja kadłuba przez nurków była utrudniona nie tylko przez widoczność sięgająca zaledwie metra, ale także przez fakt, że otrzymane od armatora plany prawie w niczym nie odpowiadały rzeczywistości: liczne dokonywane przez wiele lat przebudowy wnętrza statku nie zostawały uwzględniane na stoczniowych planach, mających teraz wartość jedynie historyczną.

Tylko niewielu pasażerom udało się w porę wybić okna, dzięki czemu mogli wypłynąć na pokrytą ropą powierzchnię rzeki. Mówi jedna z pasażerek:
„Ludzie zostali pochowani żywcem w metalowym sarkofagu. Nam udało się wydostać przez okno. Byłam tam z dziesięcioletnią córką. Nie udało mi się jej uratować: woda dostała się do jej płuc. Kiedy ją wypychałam [przez okno] zorientowałam się, że moje dziecko odeszło” ... „Na statku było mnóstwo dzieci, nawet więcej niż dorosłych. Córka wraz z moim mężem podbiegła do mnie mówiąc: Proszę, załóż pas ratunkowy bo statek tonie. Nie mogłam w to uwierzyć.”

W pobliżu tonącego statku znalazły się niewielki zbiornikowiec i frachtowiec, ale żaden z nich nawet nie zwolnił nie mówiąc o zatrzymaniu się (!), mimo że znajdujący się w wodzie rozbitkowie machali rękami i krzyczeli co sił. Zrobiła to dopiero „Arabella”, młodszy i nowocześniejszy statek wycieczkowy, którego załoga wyciągała z wody nie tylko żywych rozbitków, ale także część ciał tych, których owego dnia szczęście opuściło. Według pracującej na „Arabelli” Swietłany Aleksiejewej, „Bułgaria” zatonęła w ciągu dwóch minut, ale nie wydaje się, żeby wszystko przebiegło aż tak szybko.

„Arabella”


Wiadomość że statek zatonął, szybko dotarła do Bołgaru. Mówi krewny jednej z ofiar:
„Zadzwoniliśmy na policję ale powiedziano nam, żebyśmy kontaktowali centrum ratownicze. Próbowaliśmy, ale nikt nie odpowiadał. Poszliśmy zatem do portu aby się czegoś dowiedzieć, ale nikt tam nic nie wiedział.

„To straszne” – mówiła kolejna osoba chcąca się dowiedzieć o losy najbliższych. „Nie mieliśmy najmniejszego pojęcia co się dzieje. Powinni nam dać jakieś informacje. Dzwoniliśmy do centrum ratowniczego, ale nikt nie podnosił słuchawki”.

Telewizja informuje o katastrofie. Bliscy pasażerów i załogi „Bułgarii” obserwują podchodzącą do kei „Arabellę”


Na moskiewskie lotnisko jechali pospiesznie eksperci z Rosyjskiego Komitetu Śledczego. Na pokładzie Iła-76 mieli dołączyć do psychologów, ratowników i nurków, wysyłanych przez Ministra Obrony Cywilnej, Katastrof i Klęsk Żywiołowych. Minister Transportu powołał centrum kryzysowe.

W końcu rozpoczęto przeszukiwanie wnętrza wraku, wewnątrz którego zainstalowano liczne lampy. Co chwila nurkowie napotykali na kolejne ciała nieszczęśników. Znaleziono także ciała kapitana Ostrowskiego i jego żony. Życie uratowało 56 pasażerów i 23 członków załogi. Według oficjalnych informacji śmierć poniosły 122 osoby, w tym około 50 dzieci. 122+56+23=201, czyli że na statku nie było jednak 197 osób, lecz o cztery więcej (czyżby pasażerów bezbiletowych było nie 18 ale 22?). Spośród uratowanych jeden samodzielnie dopłynął do brzegu, kilku wyciągnęły z wody rybackie łódki, a całą resztę - czyli około 70 rozbitków – uratowała „Arabella”.

Rozpoczęło się śledztwo. Szybko ustalono bezpośrednią przyczynę tragedii: pomimo sztormu na pozbawionym klimatyzacji statku aż 27 znajdujących się nisko nad wodą bulajów lewej burty i 11 po prawej było otwartych. Zgodnie z przepisami nie można ich było w ogóle otwierać po wyjściu z portu, ale nikt z załogi tym istniejącym od zawsze przepisem nigdy się nie przejmował. Silne przechyły spowodowane wiatrem i falą zrobiły swoje. Rozbitkowie zeznali także że część wyjść awaryjnych była zamknięta na głucho, i niemożliwa do otworzenia. Niektóre zeznania mówiły także, że statek miał cały lekki przechył na prawą burtę, prawdopodobnie z powodu złego rozłożenia paliwa. Kilku pasażerów dodało że w związku z przechyłem prosili kapitana o zawrócenie, ale ten pozostał niewzruszony.

Zajęto się także statkami, które przepłynęły obok tonącej „Bułgarii” nie zatrzymując się. Były to rzeczny zbiornikowiec „Wołgonieft-104” (lub 38) oraz frachtowiec „Arbat”. Zgodnie z rosyjskim prawem, za nieudzielenie pomocy kapitanom groziły dwa lata więzienia. Sprawa nie była jednak tak prosta jak mogłaby się wydawać, bowiem eksperci przyznali, że ciężko obładowane statki obsadzone minimalną załogą nie były w stanie szybko zastopować ani zawrócić. Artykuł 270 kodeksu karnego pozwalał jednakże nie przyjść z pomocą jedynie w przypadku, gdyby taki manewr narażał życie załogi, o czym w tym przypadku nie było mowy. Ostatecznie jednak uznano niewinnym dowódcę „Wołgoniefta”, oskarżając za to kapitana Jurija Tuczina z „Arbata”. Nie znalazłem sentencji wyroku na Tuczina.

Wydobywanie wraku. Na trzecim zdjęciu doskonale widać, jak nisko nad linią wodną znajdowały się otwarte bulaje!


, , ,

Oskarżony został także Aleksander Jegorow, kapitan holownika „Dunajski 66”, który z dwoma barkami na holu zjawił się na miejscu krótko po zatonięciu „Bułgarii”. Wprawdzie prowadzący akcję ratunkową kapitan „Arabelli” zrezygnował z asysty holownika słusznie uznając, że mając barki na holu do niczego się nie przyda, ale sąd wiedział swoje. 28 lutego 2012 roku Jegorow został uznany winnym. Tylko czego, skoro wyznaczono mu jedynie grzywnę 190.000 rubli (ok. 4.900 euro?). Kapitan oczywiście odwołał się od tego niesprawiedliwego wyroku, ale brak jest informacji o ostatecznej sentencji.

Największe zarzuty postawiono ludziom z lądu. Najgrubszą rybą w tym towarzystwie była Swietłana Injakina, dyrektorka Agroczertur, firmy czarterującej „Bułgarię”. Dziennikarzowi Itar-Tass powiedziała ona jeszcze przed wpłynięciem oskarżenia, iż „Wszystkie naprawy były wykonane i zaakceptowane przez firmę certyfikującą. Wszystko było OK”.

Oczywiście nic nie było OK. Prokurator zażądał dla Injakiny 14,5 roku więzienia i niewiele mniej dla pozostałej trójki, wśród której znalazł się Jakob Iwaszew, który wydał pozytywny certyfikat dla statku. Ostatecznie Injakina została skazana na karę pozbawienia wolności na okres 11 lat w kolonii karnej ogólnego [zwykłego] reżymu. Dwie osoby dostały po 5 lat w kolonii, trzecia 6 lat i czwarta 6,5 roku.

Tablica pamiątkowa w pobliżu miejsca katastrofy


Post zmieniony (03-05-20 11:13)

 
05-05-16 09:13  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 09:46)

 
05-05-16 09:30  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Liudziej mnoga, da spasaj maszynu! A tutaj jakoś do ratunku czegokolwiek chętnych nie bardzo widać.
Zwracam tylko uwagę, że "Bułgaria Kamska" to chyba wytwór rosyjskiej "polityki historycznej". Wszędzie w literaturze spotykałem się tylko ze sformułowaniem "Bułgaria Wołżańska", a miałem zajęcia z wybitnym historykiem Bułgarów (Maciejem Salamonem). Zresztą Bułgarzy spisywani z łacińska to Vulgari - Wołgarzy jak byśmy dziś powiedzieli. No ale rozumiem, że sowiecka poprawność polityczna nie pozwala twierdzić, że pod Moskwą mieszkał jakiś turecki lud. Lepiej zepchnąć go na wschód...

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
05-05-16 09:38  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Na stronach rosyjskich jest szczegółowa analiza zaniedbań, które doprowadziły do tej tragedii oraz postanowienia sądów. Jak np.:
"Светлану Инякину — признать виновной в совершении преступлений, предусмотренных ст.238 ч.2, 143 ч.3 УК РФ и назначить ей наказание в виде лишения свободы сроком на 11 лет с отбыванием наказания в колонии общего режима."
Wolne tłumaczenie:
Swietłanę Injakin - uznać za winną popełnienia przestępstwa zgodnie z (...) i [sąd] skazał na karę pozbawienia wolności na okres 11 lat w kolonii karnej ogólnego [zwykłego] reżymu.

Post zmieniony (05-05-16 09:39)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 93 z 114Strony:  <=  <-  91  92  93  94  95  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024