Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 339
KORDYT
Jednym z trzech pancerników typu St. Vincent był „Vanguard”, ósmy już okręt Royal Navy noszący tę nazwę. Budowę jednostki zlecono w lutym 1908, stępkę położono już po dwóch miesiącach, a zwodowano po kolejnych dwunastu.
22 lutego 1909. Wodowanie „Vanguarda”
Jako że działająca w Barrow-in-Furness stocznia Vickers Armstrong nie zwykła nie dotrzymywać uzgodnionych terminów, zgodnie z umową, 1 marca 1910 roku pancernik uroczyście wszedł w skład floty. Najnowsze cacko dołączyło do Pierwszej Dywizji (1st Squadron) Home Fleet.
Rufowa wieża dział 305 mm
Dwudziestego czwartego czerwca 1911 roku „Vanguard” wziął udział w Koronacyjnej Paradzie Floty w Spithead, urządzonej z okazji objęcia tronu przez Jerzego V, a krótko potem odbył ćwiczenia na Atlantyku.
W Spithead zebrano ogromną liczbę okrętów Royal Navy. Pośrodku rysunku widać królewski jacht, przepływający pomiędzy rzędami zakotwiczonych jednostek
We wrześniu tegoż roku okręt poszedł na remont, który trwał aż do marca 1912 roku. Po powrocie do służby wrócił do swej kompanii, której nazwę Pierwsza Dywizja zmieniono w maju na Pierwsza Eskadra Bojowa (1st Battle Squadron). Potem kolejne ćwiczenia aż do grudnia, kiedy to na doku wymieniono stępki przeciwprzechyłowe na bardziej efektywne.
W lipcu 1914 roku „Vanguard” przypłynął do Scapa Flow, skąd regularnie wychodził w morze na patrole i kolejne ćwiczenia. Działalność ta mocno się zintensyfikowała od 4 sierpnia, kiedy to Wielka Brytania przystąpiła do wojny. Pomimo częstego pobytu na morzu, okręt nie miał żadnej okazji aby w praktyce wypróbować swoją zdolność bojową. W kwietniu 1916 pancernik przeniesiono do Czwartej Bojowej Eskadry. Nadszedł wreszcie 31 maja i czas bitwy jutlandzkiej.
Pancernik nie zapisał się specjalnie w jej historii, wystrzeliwując zaledwie osiemdziesiąt pocisków i nie odnosząc przy tym żadnego spektakularnego sukcesu. Co więcej, już do końca swego morskiego żywota „Vanguard” nie miał więcej okazji do otwarcia ognia w kierunku nieprzyjaciela.
Kolejne miesiące mijały teraz załodze spokojnie i bez specjalnych emocji, ku niezadowoleniu jedynie tych marynarzy, którzy marzyli o powrocie po wojnie do domu z piersią pełną medali. Rankiem dziewiątego lipca 1917 roku, okręt stał na kotwicy na Północnym Wybrzeżu (North Shore) Scapa Flow. Tym razem dowódca zarządził ćwiczenia, których tematem było opuszczanie okrętu. Ćwiczenia powtórzono kilkakrotnie, aż wreszcie dowódca pancernika, komandor James D. Dick, uznał je za udane. O siedemnastej podniesiono kotwicę, po czym okręt powrócił na swoje zwykłe miejsce, po drodze jeszcze ćwicząc trałowanie. Kotwicę rzucono o 18:30.
„Vanguard” w Scapa Flow
Była 23:20. Marynarze na innych okrętach najpierw zauważyli płomień tuż za przednim masztem, a po krótkiej przerwie z przerażeniem zobaczyli ogromną ognistą kulę, w której uniosły się niczym piórka kawały stali. Po zatoce przetoczył się przerażający huk. Prawie natychmiast kolejna eksplozja zwielokrotniła jeszcze rozmiary ognia i dymu, które przesłoniły okręt a raczej tonące szczątki pięknego jeszcze przed chwilą pancernika, na którym znajdowało się 845 ludzi. Wśród nich trójka nie należała do załogi. Byli to: obserwator z japońskiej Marynarki komandor Kyosuke Eto, oraz dwóch aresztantów z australijskiego krążownika „Sydney”, trzymanych w celach pancernika.
Komandor Kyosuke Eto
Na początku XIX wieku tylko największe okręty miały specjalne cele dla więźniów. W późniejszych latach miały je nawet lekkie krążowniki. Było to ciasne, ponure pomieszczenia bez światła dziennego. Oto jedna z dwóch cel na lekkim krążowniku „Belfast”. W drugiej karę odsiaduje mój syn...
,
W kilkanaście zaledwie sekund zginęli wszyscy poza trzema osobami, które w niezrozumiały sposób przeżyły tak gigantyczną eksplozję. Byli to marynarz Williams, palacz Cox oraz komandor podporucznik Duke który jednakże był tak bardzo poraniony, że zmarł wkrótce w szpitalu. Ocalała także grupa oficerów, którym zezwolono udać się na inny okręt, gdzie akurat tego wieczora odbywał się koncert.
Dwójka ocalałych marynarzy w szpitalu któregoś z okrętów
Na pokład pancernika „Bellerophon” spadł ogromny kawał stali z rozerwanego okrętu, szczęśliwie nie robiąc nikomu krzywdy. Stojący o milę dalej trawler pokryły zakrwawione szczątki, w tym połówka ludzkiego korpusu.
Rozpoczęte natychmiast śledztwo mogło opierać się jedynie na przypuszczeniach, które starannie rozważono. Niestety żaden z dwóch ocalałych marynarzy nie był w stanie powiedzieć niczego istotnego: był straszliwy huk, ogromny ogień i dym, a oni nagle znaleźli się w wodzie. Najpierw wypisano możliwe przyczyny eksplozji:
1. Samoczynna detonacja kordytu - czyli ładunku miotającego – który stracił tzw. stabilność.
2. Kordyt zapalił się z powodu zbyt wysokiej temperatury otoczenia. Faktem jest, że niektóre znajdujące się blisko magazynów kordytu kotły wciąż były pod parą a tym samym emitowały mnóstwo ciepła. Dodatkowo na kotwicowisku zwyczajowo otwierano wszelkie wodoszczelne drzwi i grodzie, co sprzyjało rozprzestrzenianiu się gorącego powietrza.
3. Sabotaż.
Jako pierwsze odrzucono podejrzenie o sabotaż. Okręt nie należał do najnowocześniejszych jednostek stojących w Scapa Flow i należało sądzić, że potencjalny sabotażysta wybrałby cenniejszy dla Brytyjczyków okręt. Pozostał zatem kordyt.
Po określonym, liczonym w latach czasie kordyt stawał się mało stabilny i dlatego należało go zdać, po czym wymienić na nowy. Owszem, okręt otrzymywał już nowy kordyt, ale głównie wypełniał on miejsce zwolnione na skutek strzelania podczas ćwiczeń. Przy kolejnym strzelaniu brano oczywiście tylko świeży kordyt znajdujący się tuż przy drzwiach, pozostawiając w głębi stary i nie ruszany od lat. To mogło, ale nie musiało być przyczyną nieszczęścia. Zatem temperatura?
Dochodzenie zakończono takim oto zdaniem: „In conclusion, we would state that we are unable to attribute blame to any person in connection with the loss of His Majesty's Ship "VANGUARD", czyli „Podsumowując, nie jesteśmy w stanie nikogo obciążyć odpowiedzialnością za utratę Okrętu Jego Królewskiej Mości „VANGUARD”.
***
Na cmentarzu Royal Navy w Lyness znajdują się groby siedemnastu ofiar wypadku których udało się zidentyfikować, oraz dwudziestu trzech, których nazwiska pozostały na zawsze nieznane. I to były wszystkie ciała znalezione w mniej więcej jednym kawałku...
Cmentarz w Lynees oraz kilka z nielicznych nagrobków ofiar wybuchu
,
, , ,
Wrak leży nadal na miejscu eksplozji, mając nad sobą 14-15 metrów wody. Część rufowa jest w dużym stopniu nieuszkodzona, leżą tam też torpedy oraz pociski 305 mm. Wrak chroniony jest Ustawą o Ochronie Pozostałości Militarnych. Zanim to jednak nastąpiło, w latach 1958-1959 zeszli na dno nurkowie. Zobaczyli na dnie liczne ludzkie kości.
Jest to najprawdopodobniej wrak „Vanguarda”
Boja stojąca nad wrakiem
Główne koło sterowe pancernika
Oficerski rewolwer
Bulaj okrętu. Muzeum w Lynees
Model „Vanguarda” wykonany przez mata (P.O.- Petty Officer - mat) Croydona Kinghta z pancernika „Agincourt”. Załączony do modelu tekst mówi:
„GWARANTUJĘ, ŻE KADŁUB, WSZYSTKO NA POKŁADZIE ORAZ PODSTAWKA TEGO MODELU ZOSTAŁY PRZEZE MNIE WYKONANE Z ZEBRANYCH FRAGMENTÓW WRAKU HMS „VANGUARD”, KTÓRY WYLECIAŁ W POWIETRZE W WYNIKU WEWNĘTRZNEJ EKSPLOZJI W SCAPA FLOW, DZIEWIĄTEGO LIPCA 1917”.
,
***
Tragedie takie jak „Vanguarda” nie były wcale rzadkie. W latach I wojny światowej te oto okręty wyleciały w powietrze podczas postoju w porcie:
BRYTYJSKIE:
„Bulwark” – przeddrednot
„Vanguard” – drednot
„Natal” – krążownik pancerny
„Princess Irene” – pomocniczy trałowiec
JAPOŃSKIE
„Kawachi” – drednot
„Tsukuba” – krążownik pancerny
WŁOCHY
„Benedetto Brin” – przeddrednot
„Leonardo da Vinci” – drednot
„Basilicata” – krążownik
„Erturia” – krążownik
ROSJA
„Impieratrica Marija”- drednot
Wypadki te dawały słuszną podstawę do twierdzeń wielu oficerów marynarki i projektantów okrętów, iż przechowywanie na okrętach starych materiałów wybuchowych jest niezwykle niebezpieczne. Ale i tak przez lata starsi panowie z Admiralicji wiedzieli swoje...
--
Post zmieniony (02-05-20 13:54)
|