Akra
Na Forum: Relacje w toku - 2 Relacje z galerią - 5
- 2
|
Opowieść 434
ILU ZGINĘŁO NAPRAWDĘ?
Po inwazji Japonii na Chiny, wojna domowa toczona w tym kraju przez rząd Czang Kai-szeka (z partii Kuomintang) z komunistami Mao Tse-tunga musiała być siłą rzeczy zawieszona. Skrajnie okrutni japońscy okupanci stanowili zbyt wielkie zagrożenie dla kraju, aby nie uznać ich zabijanie za cel usuwający na bardzo daleki plan jakiekolwiek wewnętrzne spory. Wojna jednak się skończyła, Japonia poniosła sromotną klęskę, więc dozbrojeni przez Rosjan i Amerykanów antagoniści bezzwłocznie wznowili walkę o opanowanie całego kraju.
Dopiero w 1948 szala zwycięstwa zaczęła się bardzo zdecydowanie przechylać na stronę komunistów. Wojska Kuomingtangu dostały potężne lanie w bitwie podczas ofensywy, znanej obecnie pod nazwą Huai-Hai. Czang Kai-szek stracił tam aż 39 dywizji! Wojska Mao Tse-tunga zaczęły szybko zbliżać się do Szanghaju, i wreszcie doszły do jego najdalszych przedmieść. Mieszkańców Szanghaju opanowała panika. Trzeciego grudnia dziesiątki tysięcy przerażonych ludzi wdarły się do portu, rozglądając się za statkami, które mogłyby ich wywieźć jak najdalej od komunistycznej armii. W tłumie krążyły coraz straszniejsze opowieści o żołnierzach dokonujących okropnych czynów na ludności cywilnej. A więc uciekać! Jak najszybciej uciekać! Postawione często na drewnianych palach keje tańczyły na boki pod ciężarem tabunów ludzi, a kilka z nich po prostu się rozleciało, wrzucając do mętnej wody setki i tysiące osób.
Jednym ze stojących akurat w porcie statków był zbudowany w 1939 roku, mocno pordzewiały pasażerski parowiec „Kiangya” (lub „Jiangya” – odmiennie pisane nazwy tego samego miasta), należący do Chińskiej Grupy Handlowej. Mający 3731 GRT i długość 98 metrów statek miał dokumenty upoważniające do zabrania 1186 pasażerów, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Kolejni uciekinierzy szturmowali przeciążone ponad wszelką miarę trapy.
Załoga poprzestawała jedynie na sprawdzaniu biletów – kapitan miał jasny rozkaz nie wpuszczania na pokład gapowiczów – ale bardzo wielu ludzi po przejściu kontroli rzucało swoje bilety członkom rodzin czekającym na zatłoczonej kei w nadziei, że w ten sposób będą mogli dostać się na upragniony statek. Komuniści byli tak blisko! Niektóre bilety zniesione wiatrem wpadały do wody, do której natychmiast wskakiwało tuziny ludzi, starających się przejąć bezcenny papierek. W bezlitosnej walce o dostęp do trapów posuwano się nawet do zabójstw! W niebo wzbijał się wielki krzyk i płacz.
Od strony wody setki ludzi podpływało pod statek sampanami i czymkolwiek co tylko mogło się pływać, wdrapując się po burcie na coraz bardziej zatłoczony statek. Szturm z lądu i wody przerwano dopiero wtedy, gdy statek został dosłownie wypełniony po brzegi. Nikt oczywiście nie miał najmniejszego pojęcia o liczbie pasażerów. Oficjalnie sprzedano 2150 biletów, ale bez wątpienia przy wliczeniu załogi znalazło się tam co najmniej drugie tyle osób. Około czterystu mężczyzn należało do rozwiązanych właśnie kilku oddziałów wojsk Kuomingtangu. O wpół do siódmej wieczorem statek oddał cumy i wypłynął na rzekę Huangpu. Kto tylko mógł siadał, przygotowując się do długiej podróży.
Gdy „Kiangya” znajdowała się już około osiemdziesięciu kilometrów od Szanghaju, blisko ujścia rzeki do morza, rufową częścią statku szarpnęła bardzo silna eksplozja, zabijając stłoczonych tam ludzi.
Woda stopniowo zalewała kadłub, we wnętrzu którego pogasły światła. Setki znajdujących się pod pokładem ludzi nie potrafiło znaleźć drogi ucieczki, błyskawicznie tonąc. Widziano kobiece ręce wyrzucające przez iluminatory małe dzieci w nadziei, że ktoś je wyłowi z wody, zanim utoną. Fatalnie się złożyło, że zniszczone zostało pomieszczenie radiostacji, co uniemożliwiło nadanie SOS.
Po trzech godzinach statek osiadł na dnie, wystając nad powierzchnię jedynie górną częścią nadbudówki.
Ocaleli pasażerowie zbili się na niej ciasno, chociaż nie dla wszystkich starczyło tam miejsca. Setki spanikowanych osób stały po biodra w wodzie, mając pod stopami solidny metal lub drewno. Sytuacja wyglądała jednak tak beznadziejnie, że jeden ze stojących w wodzie oficerów statku powiedział do stojącej obok rozhisteryzowanej staruszki „Zaufaj mi”, po czym strzelił jej w głowę, a zaraz potem sobie w usta.
Rozbitkowie tonęli jeden po drugim, w rozpaczliwym oczekiwaniu na ratunek. Z nurtem rzeki spływały setki martwych ciał. W końcu w polu widzenia pojawił się niewielki parowczyk „Hwafoo”, który natychmiast wysłał w eter SOS. Statkiem który potwierdził odbiór był niewiele większy „Mouli”, który jako pierwszy pojawił się przy wraku. Jego kapitan wystraszył się, że masa ludzi może wedrzeć się na „Mouli” i po prostu zatopić go swym ciężarem. Na pomoc przyszedł mu jeden z oficerów zatopionego statku, który uciszył wrzeszczących co sił ludzi, pilnując następnie spokojnej ewakuacji na „Mouli” oraz podpływające rybackie łodzie. Dzięki postawie anonimowego oficera zdjęto z wraku wszystkich pozostałych przy życiu, czyli raptem około siedmiuset ludzi. Ku szczerej rozpaczy, zawieziono ich z powrotem do Szanghaju, wprost w łapy „czerwonych”! Skąd mogli wiedzieć, że wojska Mao Tse-tunga zajmą ich miasto dopiero w maju? Około trzystu kolejnych rozbitków uratowanych przez rybackie łodzie zostało wysadzonych na ląd w rejonie zatonięcia statku.
Jaka była skala tragedii? Armator milczał, a chińska i zagraniczna prasa oceniała liczbę ofiar od trzystu do trzech tysięcy. To się nazywa rozrzut! Według Reutera było to 300-700, Associated Press że co najmniej 3000 a United Press obstawał przy 2300. Jeszcze inni pisali o śmierci 3900 osób. Kalkulowanie rozmiarów strat w ludziach było oczywiście beznadziejne, jako że nieznana była liczba pasażerów, która wdarła się na statek w Szanghaju.
Co było przyczyną eksplozji, która zatopiła statek? Początkowo przyjęto tezę, iż był to artyleryjski pocisk wystrzelony przez komunistów, ale gdy okazało się że w owym czasie znajdowali się oni jeszcze bardzo daleko od tego miejsca, zaczęto szukać innej przyczyny. Ostatecznie ogłoszono, że statek wpadł na japońską minę z lat drugiej wojny światowej.
Po kilku latach kadłub wraku rozpadł się na dwie części i w 1956 zostały one przemieszczone, ponieważ w tym miejscu miał przebiegać głębokowodny tor. Po kolejnych kilku miesiącach podniesiono połówki i zaholowano do znajdującej sie w Szanghaju stoczni Jiangnan. Tam postanowiono je... wyremontować i ponownie połączyć. Po ośmiu latach leżenia w wodzie!
Czwartego lutego 1959 roku „Kiangya” została zatrudniony jako prom na trasie Szanghaj – Wuhan. W listopadzie 1966 roku, w trakcie Rewolucji Kulturalnej, zmieniono nazwę z „Kiangya” na „Dongfang Hong 8”. Nie wiadomo dlaczego miasto Kiangya (Jiangya) tak bardzo naraziło się ludziom Mao Tse-tunga, że nie chcieli widzieć jego nazwy na burcie promu. W 1983 roku statek wycofano z eksploatacji i postawiono „na sznurku”. Stał tak przez nikogo nie niepokojony aż do roku 2000, kiedy to uległ pożarowi. Jedyną po nim pamiątką jest drewniane koło sterowe w muzeum w mieście Ningbo.
Post zmieniony (03-05-20 11:09)
|