KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 81 z 114Strony:  <=  <-  79  80  81  82  83  ->  => 
23-03-16 14:33  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Twój wpis to forma autoterapii ?
Dla Ciebie makulatura i rupiecie - całe szczęście, że dla innych nie !

 
23-03-16 14:42  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
mondo   

Tak offtopowo:),pierwszym nr-em Żółtego Tygrysa był Cyrk Skalskiego z 1957 r,Altmark był z 1958..

 
23-03-16 14:44  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:28)

 
23-03-16 14:54  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
mondo   

Taa,od tych książeczek zaczęło się moje zainteresowanie II WŚ,chyba od tytułu 'Ruchome twierdze',wizja samotnego KW 2 zatrzymującego cała dywizję pancerną..

 
23-03-16 14:56  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:28)

 
23-03-16 15:51  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Geniuszu, nie Ty jeden czytałeś w takim wieku. mając 5 lat zaczytywałem Verne'a, a jako sześciolatek rzuciłem się na Pana Tadeusza :) Na szczęście ten akurat szybko mnie znudził i jako nastolatek mogłem to przeczytać z przyjemnością.

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
23-03-16 15:54  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:28)

 
24-03-16 07:59  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 429


JEŻE

Nazwa amerykańskiego niszczyciela eskortowego „Solar” nie miała nic wspólnego ze słońcem, ale upamiętniała bosmana Adolfo Solara, artylerzystę z „Nevady”, który zginął w trakcie japońskiego ataku na Pearl Harbor. Okręt należał do bardzo licznego typu Buckley (w latach 1943-1944 w USA zwodowano aż 102 takie jednostki!). Zdjęcie pokazujące chrzest jednocześnie aż sześciu eskortowców tego typu jest znakomitym potwierdzeniem olbrzymiej potęgi gospodarczej Stanów Zjednoczonych. Jakie szanse w starciu z takim gigantem mogła mieć Japonia? Miał rację doskonale znający siłę gospodarki Ameryki admirał Yamamoto mówiąc jeszcze przed wybuchem wojny, że gwarantuje pół roku sukcesów i nic ponad to. Prorocze słowa, zważywszy że właśnie po pół roku, po bitwie pod Midway, losy wojny zaczęły się odwracać.

29 maja 1943 roku, Stocznia Marynarki Wojennej w Filadelfii. Jednoczesny chrzest w suchym doku sześciu niszczycieli eskortowych. W pierwszym rzędzie od lewej „Enright”, „Coolbaugh” i „Darby”. Za nimi, również od lewej, „J. Douglas Blackwood”, „Francis M. Robinson” i „Solar” (DE 221)


Kil pod okręt położono 22 lutego 1943 roku, 29 maja nastąpił chrzest i wodowanie, a do służby „Solar” wszedł 15 lutego 1944 roku. Uzbrojenie składało sie z trzech dział 76 mm, jednego podwójnego 40 mm, ośmiu działek 20 mm, trzech wyrzutni torpedowych, „jeża” (czyli znanego nam już Hedgehoga) oraz bomb głębinowych. Dołożywszy do tego 24 węzły otrzymujemy znakomity, wzorcowy wręcz niszczyciel eskortowy. Załoga liczyła 213 osób.

„Solar”


25 kwietnia 1944 roku okręt włączył się do wojny, wchodząc w skład Task Force 27.1, eskortującej konwój z Nowego Jorku do Casablanki i meldując się z powrotem po upływie dwudziestu jeden dni. Kolejne miesiące upłynęły na eskortowaniu konwojów ze Stanów ma Morze Śródziemne i z powrotem. Taki rozkład był oczywiście związany z trwającą inwazją na południową Francję.

Od połowy grudnia przez miesiąc okręt służył za jednostkę szkoleniową dla marynarzy mających zamustrować na nowozbudowane eskortowce, wracając do zwykłej służby na początku lutego 1945 roku. Tym razem eskortował konwoje do francuskiego Oranu, Morze Śródziemne. I właśnie w drodze z Oranu do Nowego Jorku załoga odebrała od dawna oczekiwaną informację o kapitulacji Niemiec!

Po odbyciu remontów oraz kolejnej tury szkoleniowej, „Solar” miał zostać wysłany na Pacyfik, jako jeden z wielu okrętów pełniących zadania tzw. szpicy radarowej („Radar Picket Station”), ostrzegającej główne siły przed nadlatującymi Japończykami. Było to odpowiedzialne, trudne i szalenie ryzykowne zadanie, jako że kamikadze często atakowali pierwszy napotkany okręt US Navy, choćby był to tylko niszczyciel a nie najcenniejszy łup, czyli lotniskowiec. W atakach tych wiele niszczycieli ze szpicy zostało zatopionych albo poważnie uszkodzonych. Dwie z takich niezwykle dramatycznych historii przedstawiły Opowieść 16 (Samobójcy atakują) i 131 (Pamiętny ranek). Załoga „Solara” miała jednak szczęście. Zanim okręt zdążył opuścić stocznię w Bostonie gdzie zamontowano mu najnowszy radar, wojna na Pacyfiku skończyła się.

Koniec wojny oznaczał rozpoczęcie Wielkiej Selekcji bezlitośnie dokonywanej wśród okrętów US Navy. Mający jednak zaledwie półtora roku – a przez to znajdujący się wciąż w znakomitym stanie technicznym – „Solar” nie został odstawiony do rezerwy. Na początku roku 1946 na niszczycielu testowano najnowszą wersję sonaru.

30 kwietnia 1046 roku okręt stał przy kei Leonardo 1 w Naval Weapons Station Earle (Morska Składnica Broni Earle).

„Solar” cumuje przy kei Leonardo


Zdjęcie załogi wykonane na kilkanaście dni przed opisywanymi tu wypadkami



Leonardo było też nazwą pobliskiego miasta, będącego częścią Middletown Township, New Jersey. Przy kei tej przeładowywano amunicję. Pamiętając dobrze co wybuch amunicji może zrobić w przypadku gdy zwykłe budynki mieszkalne stoją zbyt blisko bazy, Marynarka wybudowała długi na 4,7 kilometra pirs wychodzący w głąb zatoki Sandy Hook. Na końcu pirs rozwidlał się na trzy keje.

Budowla nadal służy US Navy


„Solar” miał pójść na remont i dlatego niezbędne było pozbycie się około piętnastu ton amunicji. Z wojennego uzbrojenia nie miał na sobie jedynie torped. Praca szła sprawnie i około 11:30 dwie trzecie niebezpiecznego ładunku opuściło już okręt. Piątka marynarzy zajmowała się wyładunkiem charakterystycznych pocisków „jeża”. Każdy z nich miał ważył 29 kilogramów, miał długość 118 i średnicę 18 centymetrów. O niezwykłej efektywności tej broni świadczą alianckie statystki z lat wojny: potrzeba było aż 60,5 ataków bombami głębinowym dla zatopienia jednego okrętu podwodnego, podczas gdy dla ataku „jeżem” stosunek wynosił 5,7 : 1!

Wyrzutnia Hedgehog (jeż), oraz pocisk do niej
,

6 maja 1945 roku. Za chwilę zaatakowany „jeżem” U-853 pójdzie na dno wraz z całą 55-osobową załogą. Zginęli tuż przed końcem wojny...



Należy przypuszczać, że żaden z marynarzy nie słyszał o tym, co zdarzyło się niszczycielowi HMS „Turner” 3 stycznia 1944 roku. A było tak:

Drugiego stycznia wieczorem „Turner” zjawił się w Dolnej Zatoce Nowojorskiej (Lower New York Bay), w towarzystwie konwoju składającym się z pustych statków. Rzucono kotwice, ponieważ dopiero następnego dnia jednostki miały wejść do nowojorskiego portu.

„Turner”


Następnego ranka o 6:18 na kotwicowisku rozległ się odgłos eksplozji. Według zeznań świadków ze stojącego niecałe trzy kilometry dalej niszczyciela eskortowego „Swasey” nie był to ostry huk, ale raczej coś w rodzaju bardzo głośnego dudnienia. Jednocześnie nad „Turnerem” pojawiły się płomienie wielkie niczym z wulkanu, a spośród nich wyleciały po chwili na boki trzy pociski podobne do rakiet.

Wybuch na „Turnerze” przypominał erupcję wulkanu


Dowódca „Swaseya”, kapitan rezerwy H. M. Godsey, ogłosił alarm. Marynarze pobiegli w kierunku windy kotwicznej. Od strony „Turnera” dobiegały dźwięki kolejnych eksplozji, ale już nie tak intensywnych jak ta pierwsza. O 6:35 „Swasey” szedł już na ratunek. Na prawej burcie stały w pogotowiu kompletnie wyekwipowane drużyny przeciwpożarowe i ratunkowe. Wszystkie reflektory skierowano na nieszczęsny okręt.

„Swasey”


„Swasey” podchodził od rufy i lewej strony z zamiarem ustawienia się burta w burtę. Kiedy okręty dzieliło już tylko niecałe pięćset metrów, ujrzano podchodzącą pod lewą burtę „Turnera” jakąś niedużą jednostkę. Należało natychmiast zmienić zamiary. Błyskawicznie opuszczono łódź motorową, do której wsiadło piętnastu strażaków i ratowników, mających za zadanie wejść na pokład „Turnera”. „Swasey” ustawił się w odległości dwudziestu metrów od burty płonącego okrętu. Wszystkie dostępne węże zaczęły wylewały hektolitry wody, ale wobec rozmiarów pożaru niewiele mogły zdziałać.

Na lewej burcie „Turnera”, na wysokości drugiej wieży artylerii głównej ziała wielka dziura w kształcie litery V, zaczynająca się o pół metra nad poziomem wody. Dziura kończyła się wielką wyrwą w linii pokładu. Wydobywające się z wnętrza intensywne płomienie gnane wiatrem w kierunku rufy, objęły w końcu także główną, poszarpaną wybuchami nadbudówkę. Wieża numer jeden przechyliła się do przodu, a kształtów drugiej można było się jedynie domyślać wśród masy powyginanej stali. Ktokolwiek znajdował się na części dziobowej okrętu i miał szczęście przeżyć pierwsze minuty skakał do wody, która wnet zaroiła się od nadciągających zewsząd łodzi.

„Swasey” ruszył naprzód przechodząc przed dziobem „Turnera” i pomagając reflektorami wypatrywać unoszących się wzdłuż prawej burty rozbitków. Co chwila z niszczyciela dobiegały kolejne, tym razem słabe eksplozje, zupełnie jakby w jego wnętrzu wybuchały pojedyncze pociski.

Kiedy już nie widać było nikogo po prawej burcie niszczyciela, „Swasey” powrócił na jego lewą stronę, ponownie omiatając wodę reflektorami. Ponieważ dwie łodzie wypełnione rozbitkami odbiły właśnie od „Turnera”, „Swasey” zaczął tak manewrować, aby wreszcie stanąć burta w burtę. Zanim jednak okręty zetknęły się, o 6:50 ogromna eksplozja przed śródokręciem szarpnęła „Turnerem”, który z miejsca przechylił się o 15 stopni na lewą burtę. Z jego wnętrza zaczęło się wylewać paliwo.

Mnóstwo płonących szczątków wyleciało w powietrze, bębniąc po chwili o pokład i nadbudówki „Swaseya”. Rozlane po wodzie paliwo z „Turnera” zajęło się ogniem, od którego zapaliła się farba na lewej burcie nieszczęsnego okrętu. Ogień szybko przeniósł się na pokład rufowy i znajdującą się tam nadbudówkę. W końcu dotarł do wyrzutni bomb głębinowych. Kratownica na prawej burcie była wprawdzie pusta, ale na lewej znajdowało się pięć bomb, które zaczęły wybuchać jedna po drugiej.

Wewnątrz okrętu rozległa się kolejna silna eksplozja: ogień doszedł do magazynu pocisków 127 mm. Wtórowały im słabsze wybuchy pocisków 20 i 40-milimetrowych. Szczątki przedniej nadbudówki zwisały poza prawą burtą okrętu.

O 7:50 kolejna niezwykle silna eksplozja za drugim kominem szarpnęła „Turnerem”. Tego już tak ciężko doświadczony okręt nie był w stanie znieść. Niszczyciel położył się na prawą burtę i poszedł na dno. Jedynie niewielka część dziobu wystawała na metr ponad powierzchnię wody, ale po dwudziestu minutach nie było widać już niczego. Z liczącej 276 osób załogi śmierć poniosło aż 137 marynarzy, oraz włoski jeniec.

Śledczy nie doszli do jednoznacznego wniosku co do przyczyn pierwszego wybuchu, od którego wszystko się zaczęło. Ustalono jednakże, że obsługująca „jeża” załoga nie była w pełni świadoma faktu, iż jego pociski o tak charakterystycznym kształcie (prawdopodobnie to one były owymi trzema, podobnymi do rakiet, pociskami widzianymi z pokładu „Swaseya”), mają tak bardzo delikatne mechanizmy zapalników, że niewłaściwe obchodzenie się z nimi może skończyć się wybuchem.

Dziób ciętego na złom wraku „Turnera”. Stoi na nim dwójka z ocalałych marynarzy


*

Wracamy na „Solara”, mającego jeszcze do wyładowania pięć ton amunicji. Około 11:35 stało się. Jak zeznał świadek okrętowy strażak Jack Horne, marynarz Joseph Stuchinski wynosił pocisk „jeża” z leżącego pod pokładem magazynu, gdy nagle ładunek wysunął mu się z rąk. Stuchinski odruchowo uskoczył za jakieś załamanie korytarza, ratując tym życie. Dla niego wszystko skończyło się jedynie zadrapaniami na klatce piersiowej.

Wprawdzie marynarze z „Solara” nie słyszeli o tragedii „Turnera” – ostatecznie w latach wojny okręty tonęły zbyt często, aby wiedzieć o każdym przypadku – ale zdawali sobie sprawę z nadzwyczajnej delikatności ładunków „jeża”. Jak ze sporą dozą przesady stwierdził jeden z nich „wylatywały [w powietrze] gdy ktoś je dotknął”.

Eksplozja pojedynczego pocisku z „jeża” nie uczyniła wielkich szkód. Dla znajdującego się na pokładzie dowódcy okrętu, komandora podporucznika Eugene R. LaRocque, zabrzmiało to jak wybuch pocisku 76 mm w przednim magazynie.

Jedna trzecia załogi znajdowała się wtedy w mesach na drugim pokładzie. Usłyszawszy wybuch natychmiast wybiegli na zewnątrz i wraz z resztą kolegów pobiegli na stanowiska przeciwpożarowe. Po niecałej minucie rozległ się jednakże kolejny wybuch, po którym LaRocque nie wahał się ani chwili: „Abandon ship!” (Opuścić okręt!).

W tym momencie wielu znajdujących się w pobliżu przedniego magazynu amunicyjnego marynarzy było już mocno poparzonych. Wielu oślepiło paliwo tryskające z rozerwanej magistrali. O 11:38 trzecia, ogromna eksplozja zamieniła całą przednią część „Solara” w olbrzymią kupę chaotycznie poplątanej stali. Na okrętem wzniósł się grzyb dymu, niczym po bombie atomowej.

Niedaleko od „Solara” stały zacumowane dwie barki, wypełnione prawie po brzegi amunicją. Ryzykownym manewrem podeszły do nich holowniki Navy i Coast Guardu, odciągając je spod deszczu płonących szczątków. Na wszelki wypadek przez cały czas pokłady barek były polewane wodą przez niewielki statek strażacki.

Tego dnia można było powiedzieć o dwóch cudach:
1. Nie cała amunicja na „Solarze” eksplodowała
2. Śmierć poniosło zaledwie siedmiu ludzi. Pięciu z nich zginęło w dwóch pierwszych eksplozjach, a pozostałą dwójkę – która zamiast zejść z okrętu próbowała gasić pożar - rozerwał na kawałki trzeci, najsilniejszy wybuch.

Rany odniosło 135 dokerów i marynarzy, a wśród nich z poważnie poparzoną twarzą LaRocque. Komandor wyszedł z tego, i skończył morską karierę wiele lat później będąc w stopniu kontradmirała.

Seria wstrząsających zdjęć wraku. Główna nadbudówka wygięta została do tyłu o ponad 90 stopni!


, , , , ,

Dziewiątego czerwca 1946 roku wrak okrętu został odholowany sto mil od lądu i następnie zatopiony na głębokości 1400 metrów.

Post zmieniony (03-05-20 11:04)

 
24-03-16 08:51  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:30)

 
24-03-16 09:13  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Chyba chodzi o inwazję w północnej a nie południowej Francji, bo tej ostatniej nie słyszałem.

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 81 z 114Strony:  <=  <-  79  80  81  82  83  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024