KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 79 z 114Strony:  <=  <-  77  78  79  80  81  ->  => 
18-03-16 19:01  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Kapitan 



Na Forum:
Relacje w toku - 2
Galerie - 5


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 5
 

Chyba chodzi o to, że pisząc na kompie, publikując za darmo, można się czasami pomylić, a w książce, za którą trzeba zapłacić to tak nie bardzo...

--
,,Problemem nie jest problem, problemem jest twoje nastawienie do problemu"
Pozdrawiam, Piotr

 
19-03-16 09:52  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:25)

 
21-03-16 08:01  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 428


GROŹNE MALUCHY

Pisząc o okrętach podwodnych nie sposób wspomnieć o ich bardzo specjalnej odmianie, nazywanej po angielsku „midget submarines”, a po polsku nieco dłużej, bo „miniaturowe okręty podwodne” (ujmijmy to skrótem MOP). W latach drugiej wojny obie strony konfliktu budowały takie jednostki, pomimo że ich zastosowanie podlegało bardzo wielu ograniczeniom. Ich działania można porównać raczej do minowania, niż do klasycznego ataku spod wody. Głównie chodziło o podwiezienie okręcików w pobliże stojącego w porcie celu, a następnie na niezauważonym podejściu do wybranego okrętu.

Miniaturowe okręty podwodne dzieliły się na trzy typy:

- Niby-okręty. Ekonomiczne ale mające bardzo krótki zasięg „ludzkie torpedy”, z dwójką siedzących na nich okrakiem mężczyzn. Dowozili oni do celu głowicę bojową którą następnie odłączali od swego pojazdu i albo przymocowywali do kadłuba wrogiej jednostki, albo też kładli na dno, o ile cel stał na w miarę płytkiej wodzie. Największym minusem „ludzkich torped” był brak energii do powrotu na okręt podwodny, w związku z czym załoga powinna niepostrzeżenie wydostać się na ląd... i jak stamtąd przedostać się do swoich? Ludzie byli zbyt wyczerpani żeby podejmować się takiego wyczynu, i dlatego najczęściej po prostu poddawali się, topiąc przedtem swój pojazd.

- „Prawdziwe” MOP z wodoszczelnym kadłubem, zbiornikami balastowymi i peryskopem. Niektóre miały jedną lub dwie wyrzutnie torpedowe ale bez zapasowych pocisków, a inne uzbrojono w odłączalne ładunki wybuchowe do położenia pod kadłubem wybranego celu. W przypadku atakowania okrętów, zwłaszcza dużych, druga metoda wydawała się być lepsza, bo wybuch mógł uczynić prawdziwe spustoszenie w kadłubie, podczas gdy torpeda mogła trafić w przeciwtorpedowy „bąbel”, czyniąc wprawdzie mnóstwo hałasu, ale za to niewiele szkód.

- Wprowadzone pod koniec wojny przez Niemców jedno lub dwuosobowe MOP, niosące torpedy na zewnątrz jednostki.

Ciekawe, że pierwszymi krajami które zaplanowały przeprowadzanie operacji przy użyciu MOP były dwa kraje, nie odnoszące specjalnych sukcesów przy użyciu posiadanej dużej liczby klasycznych okrętów podwodnych, czyli Włochy i Japonia.

Wprawdzie MOP został naszkicowany już w latach dziewięćdziesiątych dziewiętnastego wieku przez słynnego Johna Hollanda, ale pierwszy poważny projekt powstał we Włoszech.

MOP Johna Hollanda


W październiku 1935 roku dwóch młodych inżynierów Teseo Tesei i Elios Toschi opracowało plany pierwszej „ludzkiej torpedy”.

We Włoszech Teseo Tesei ma status bohatera. Napisano o nim kilka książek, a dwie z nich są autorstwa jego kolegi, Eliosa Toschi
, , ,

Nazwali ją Soluro a lenta corsa (SLC) czyli Powolna torpeda. Prototyp zbudowano i wypróbowano w La Spezia pod koniec roku 1936. Jeszcze zanim Włochy weszły do wojny utworzono Gruppo H (Grupa H), zajmującą się możliwościami nowej broni, która szybko otrzymała nieoficjalną nazwę Maiali czyli …Świnie. Jak to-to mogło się skojarzyć ze świnią, tylko Włosi raczą wiedzieć. Gdy wreszcie Mussolini zdecydował się na wejście do wojny, pomyślano o użyciu maiali przeciwko brytyjskim okrętom stacjonującym na Gibraltarze, Malcie oraz w Aleksandrii.

SLC
, ,



Pierwszą próbę podjęto w sierpniu 1940 roku. Stacjonujące w Aleksandrii okręty zaatakować miały cztery „świnie”, dowiezione w pobliże portu przez okręt podwodny „Iride”. Zanim jednak przeprowadzono tę operację, dwudziestego drugiego sierpnia, podczas przeprowadzania prób wodowania SLC, „Iride” został zaatakowany i zatopiony przez w zatoce Bomba (Cyrenajka) przez samolot z dobrze nam znanego lotniskowca „Eagle”.

Zatopienie „Iride” oraz utrata czterech „świń” wraz z załogami nie powstrzymała Włochów, którzy zaplanowali tym razem podwójną operację. Pojazdy z okrętu podwodnego „Scirè” miały zaatakować Gibraltar, a te z „Gondara”, Aleksandrię. Dowódca pierwszego z nich powrócił z niczym meldując, że w Gibraltarze nie znalazł celów wartych ataku. „Gondar” z kolei skończył tragicznie. Trzydziestego września okręt został zaatakowany i zatopiony w pobliżu Aleksandrii przez australijski niszczyciel „Stuart” oraz brytyjski „Diamond”. Wprawdzie duża część załogi „Gondara” – w tym także personel „świń” – został wyłowiony z wody przez niszczyciele, ale nikt nawet nie pisnął ani na temat specjalnej misji, ani też o tajemniczej broni, wiezionej w specjalnych hangarach na pokładzie okrętu.

„Scirè” jako zwykły okręt podwodny, i jako nosiciel SLC
,

Włosi byli uparci. Przygotowali kolejny atak, tym razem na Gibraltar z użyciem trzech „świń” załadowanych ponownie na „Scirè”. W listopadzie 1940 stała tam jednostka warta poniesienia ryzyka, czyli pancernik „Barham”.

Operacja zaczęła jak się jak zwykle, czyli pechowo. Dwie pierwsze „świnie” doznały awarii układu napędowego, w wyniku czego ich załogi zatopiły pechowe pojazdy i dotarły wpław do brzegów Hiszpanii, skąd wkrótce powróciły do ojczyzny. Trzecia załoga, porucznika Gino Brindinellego, o mało nie udusiła się z powodu złej jakości aparatów oddechowych, ale w końcu na wpół przytomnym marynarzom udało się położyć swój ładunek wybuchowy na dnie, zaledwie 10 metrów od „Barhama”. Ładunek wybuchł, ale nie wyrządził żadnych istotnych szkód na pancerniku. Brindinelli wraz ze swym kolegą Damosem Paccagninim, zostali wzięci do niewoli, dzięki czemu przeżyli wojnę jako kawalerowie orderu za męstwo na placu boju.



Inna Marynarka dałaby sobie wreszcie spokój po tak nieudanych próbach, ale nie odnoszący specjalnych sukcesów w konwencjonalnej wojnie podwodnej, Włosi postanowili kontynuować próby. W końcu musi się przecież, u licha, udać!

W nocy z dwudziestego piątego na dwudziestego szóstego lipca 1941 roku przeprowadzono kombinowany atak na Maltę. Był to wyjątkowo zuchwały plan, bazujący głównie na morale i odwadze biorących w nim udział ochotników. Szybkie, wyładowane materiałami wybuchowymi motorówki miały zrobić wyrwy w chroniących bazę sieciach przeciwko okrętom podwodnym, robiąc przejście dla dwóch „świń”.

Włosi nie docenili brytyjskich radarów. W rezultacie zmasowanego ostrzału pojazd którym dowodził sam Teseo Tesei – już major – został wysadzony w powietrze przez załogę, ale druga „świnia” wpadła w ręce Brytyjczyków! Tesei zginął wraz ze swym towarzyszem.

Nawet tak dotkliwa porażka, połączona ze śmiercią samego Tesei, nie powstrzymała Włochów od zaplanowania kolejnych ataków. Dwudziestego września „świnia” poważnie uszkodziła w Gibraltarze zbiornikowiec „Denbydale”, przymocowując ładunek wybuchowy do jego kilu. Autorami pierwszego –wreszcie! – sukcesu byli porucznicy Visintini i Magro, których w pobliże celu dowiózł „Scirè”.

Najsłynniejszy atak SLC został przeprowadzony w Aleksandrii w nocy z osiemnastego na dziewiętnastego grudnia 1941 roku. W odległości dwóch kilometrów od portu „Scirè” opuściły trzy „świnie”, które przedostały się do środka idąc śladem powracających z patrolu trzech niszczycieli.

Ustawienie okrętów w Aleksandrii w dniu włoskiego ataku. Pośrodku główne cele ataku, po lewej „Lorraine”, ostatni francuski drendot


Silnik pierwszego z pojazdów, dowodzonego przez Luigiego de la Panne przestał pracować krótko po wdarciu się do portu. Ogromnym wysiłkiem de la Penne wraz z Emilio Bianchim zaczęli pchać „świnię” w kierunku pancernika „Valiant”, którego wielka sylwetka wyraźnie odcinała się na tle nocnego nieba. W końcu znaleźli się przy celu i podłożyli pod nim ładunek wybuchowy.

Włosi byli tak wyczerpani że musieli się wynurzyć, i oczywiście natychmiast zostali spostrzeżeni i pojmani. Umieszczono ich na pancerniku, w pomieszczeniu znajdującym się pod linią wodną, przypadkowo bardzo blisko leżącego na dnie ładunku! Czując nachodzącą śmierć, de la Penne poinformował dowódcę „Alianta”, komandora Charlesa Morgana o spodziewanej za pięć minut eksplozji, ale odmówił podania szczegółów. Obaj Włosi znajdowali się na pokładzie, gdy okrętem szarpnęła silna eksplozja.

Akcja udała się także załodze Marceglia/Schergat, którzy umieścili ładunek pod pancernikiem „Queen Elizabeth”. Po wykonaniu zadania udało im się przedostać na ląd, gdzie mieli oczekiwać na powrót „Scirè”. Tym razem jednak szczęście ich opuściło: po dwóch dniach wpadli w ręce egipskich policjantów, którzy przekazali ich Brytyjczykom.

Załogę trzeciej „świni” stanowili Martelotta i Marino. Nie widząc spodziewanego lotniskowca, zdecydowali się na podłożenie swego ładunku pod duży norweski zbiornikowiec „Sagona”. I tej dwójce udało się dotrzeć na ląd, ale podobnie jak ich koledzy, również wpadli w ręce policjantów.

Trzeba przyznać, że wyprawa dzielnej szóstki przyniosła spodziewane efekty. Oba pancerniki zostały poważnie uszkodzone. „Queen Elizabeth” powróciła do linii dopiero po dziewięciu miesiącach, a
„Valiant” po sześciu. Włosi nie mieli jednakże pojęcia o swym sukcesie, bo oba okręty osiadły na dnie na równej stępce, z pokładami wyraźnie powyżej poziomu wody, przez co wyglądały tak, jakby nic się nie stało. Przed wysłaniem pancerników na stocznie z ich kominów wypuszczano co jakiś czas dym – sugerując gotowość do wyjścia – co zmyliło pilotów włoskich samolotów zwiadowczych, mających zaobserwować efekty ataku. Poważnie uszkodzona, wręcz rozbita, została rufowa część „Sagony”. Mocno ucierpiał także stojący przy niej dla pobrania paliwa niszczyciel „Jervis”. Comando Supremo dowiedziało się o skali sukcesu bohaterskiej szóstki dopiero po kilku miesiącach.

„Valiant” z rozerwanym kadłubem na doku


Żeby zabezpieczyć się przed dalszymi tego rodzaju atakami, Brytyjczycy wprowadzili na kotwicowiskach i w portach specjalne jednostki płetwonurków, regularnie sprawdzających dno w pobliżu najcenniejszych okrętów. Pierwsza z tych grup, zwana UWWP (Under-Water Working Party) sformowana została w Gibraltarze, ale efekty jej pracy były raczej mizerne. Właśnie tamtejsza baza stała się celem kolejnej włoskiej podwodnej wyprawy. W Algeciras, hiszpańskim mieście znajdującym się tuż przy brytyjskiej bazie, ulokowano „Grupę Gamma”. Tym razem nośnikiem „świń” nie był okręt podwodny, ale nieduży frachtowiec „Folgore”. Czternastego lipca 1942 roku Włosi uszkodzili trzy stojące w Gibraltarze frachtowce, po czym przeszli na wyższy etap technologiczny. Podwodna część dziobowa kolejnego frachtowca, „Olterra”, została przebudowana w bardzo interesujący sposób. Specjalny, znajdujący się pod powierzchnią wody przedział pozwalał na wypuszczanie „świń” wprost do morza.

„Olterra” i ukryte – a normalnie znajdujące się pod wodą – wyjście...
,

...i jak to wszystko działało



Siódmego grudnia rozpoczęto pierwszy, rozpoczynający się od razu pod wodą, atak. Tak jak poprzednio, do boju ruszyły trzy załogi.

Żeby widzieć dokąd się płynie, należało od czasu do czasu wychodzić na powierzchnię, i to właśnie stało się powodem fiaska całej operacji. Włosi zostali dostrzeżeni, i następnie skutecznie zaatakowani. Pierwszy z podwodnych pojazdów został uszkodzony przez bomby głębinowe, które zabiły jednego z marynarzy. Atak bombami głębinowymi na kolejną „świnię” przyniósł śmierć obu dzielnym ochotnikom znanym nam już z udanego ataku na „Denbydale”, czyli Visintiniego i Magro. Jedynie trzecia załoga, pomimo ostrzału z broni maszynowej powróciła bez strat na „Olterrę”.

Dopiero w maju 1943 roku Włochom udało się przerzucić na „Olterrę” kolejne trzy „świnie”, oraz ich załogi. Wszystko robiono w takiej tajemnicy, że nie miało o niczym pojęcia włoskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Dlaczego mowa akurat o tym ministerstwie? Otóż Marynarka potajemnie wykorzystywała transporty MSZ idące z zaopatrzeniem dla włoskiej ambasady w Madrycie, aby dołączać do nich swoje własne przesyłki. Całkiem słusznie nie robiono tego za zgodą ministerstwa, bo pewnie Brytyjczycy szybko by się dowiedzieli o dziwnych skrzyniach, wysyłanych przez Marynarkę do Hiszpanii.

Ósmego maja trzy „świnie” wdarły się do Gibraltaru, zatapiając frachtowiec i poważnie uszkadzając dwa kolejne. A co na to podwodne patrole UWWP? No cóż, pilnie i skutecznie strzegły największych okrętów, nie mając wystarczająco wielu ludzi do ochrony wszystkich znajdujących się w Gibraltarze jednostek. Cała trójka „świń” wróciła bezpiecznie na „Olterrę”, ale z powodu kłopotów z częściami zamiennymi, kolejny atak odbył się dopiero w sierpniu. Tym razem zatopiono dwa frachtowce i duży zbiornikowiec. I to już była ostatnia akcja przed kapitulacją Włoch.
W 1940 roku Włosi zrealizowali także znacznie bardziej wyszukany projekt, czyli MOP typu CB. Były to jednostki z napędem spalinowo-elektrycznym i z prawie prawdziwym kioskiem. Na zewnątrz kadłuba przymocowane były dwie torpedy. Załoga liczyła cztery osoby. Prędkość na powierzchni wynosiła 7,5 węzła, a podwodna była niższa raptem o pół węzła. Z zaplanowanych 72 jednostek ukończono jedynie dwanaście (pierwsza szóstka weszła do służby od stycznia do maja 1941 roku), plus kolejne dziewięć już po wyjściu Włoch z wojny.

CB przeznaczone były do zwalczania wrogich okrętów podwodnych czyhających na łatwy cel u wejścia do włoskich portów. Ponieważ jednak patrolowanie bardzo powolnych jednostek wzdłuż własnych wybrzeży nie przynosiło żadnych efektów, na początku roku 1942 przerzucono sześć jednostek na Morze Czarne. Ich bazą była rumuńska Konstanca, a celem ofensywnych (!) ataków radzieckie okręty podwodne. CB współpracowały ściśle z czterema kutrami torpedowymi typu MAS 500, wchodzącymi w skład tej samej flotylli.

CB, na drugim zdjęciu w Konstancy
,

Już w lecie 1942 roku jeden z CB został zatopiony przez samolot, ale pozostała piątka doczekała włoskiej kapitulacji, po czym szybciutko przekazana Rumunom, aby tylko okręty nie wpadły w niemieckie ręce. A czy włoskie CB odniosły jakieś sukcesy w walce przeciwko Czerwonej Flocie? No cóż, załogi zgłosiły zatopienie dwóch okrętów podwodnych, oraz uszkodzenie trzeciego – i jest to całkiem prawdopodobne.

Tymczasem sukcesy Włochów w Gibraltarze i Aleksandrii dały Brytyjczykom do myślenia. Do bardzo szybkiego myślenia, w rezultacie czego zbudowali swoją własną „świnię” i to nie w kilka lat jak Włosi, ale zaledwie w kilka miesięcy. Tym razem pojazdy otrzymały znacznie sympatyczniejszą potoczną nazwę, mianowicie „chariots” (rydwany). Ich głównym celem miał być bazujący w norweskim Trondheim pancernik „Tirpitz”.

„Rydwan”


Problemem był długa droga, którą „rydwany” musiałby pokonać samodzielnie. O ile przez Morze Północne miały je przewozić rybackie kutry, o tyle droga od miejsca wodowania do celu była bardzo długa i niebezpieczna. Po miesiącach długich przygotowań i uzgadniania szczegółów z norweskim ruchem oporu – po akcji załogi miały przedostać się na brzeg pod jego opiekę – załadowano dwa „rydwany” do ładowni rybackiego statku „Arthur”, który dwudziestego szóstego października wypłynął pod norweską banderą z Szetlandów. Dowodził nim Norweg należący do ruchu oporu, Leif Larsen. Kiedy Larsen uznał że nie grozi mu już napotkanie niemieckich patrolowców, wyciągnął pojazdy z ładowni, zwodował i następnie wziął na hol. Nietypowy konwój wpłynął do prowadzącego do Trondheim kanału tylko po to, aby po przebyciu zaledwie dziesięciu mil stwierdzić, że oba „rydwany” zerwały się z holu i zatonęły.

Obawiając się że w drodze powrotnej na Szetlandy natkną się na Niemców – a jak wtedy wytłumaczyłby im zachodni kurs? – Larsen zdecydował o zatopieniu „Arthura” i przedarciu się do Szwecji. Udało się to wszystkim oprócz jednego z brytyjskich marynarzy: A.B. Evans został zraniony i następnie pochwycony przez Niemców tuż przy granicy. Uznano go za szpiega i rozstrzelano.

Po tym niewypale zawieszono na razie akcję przeciwko „Tirpitzowi”, szykując na niego „prawdziwy” miniaturowy okręt podwodny zwany „X-Craft” (Jednostka X). Nie pożegnano się jednak z „rydwanami”, transportując je na Morze Śródziemne. Trzeciego stycznia 1943 roku trzy „rydwany” wdarły się do Palermo, topiąc będący w budowie lekki krążownik „Ulpio Traiano”, oraz poważnie uszkadzając transportowiec „Vimina”.

„Ulpio Traiano” należał do typu Capitani Romani. Na zdjęciu jeden z okrętów tego typu, „Scipione Africano”


Podniesiony po wojnie kadłub „Ulpio Traiano” – na części dziobowej widać doskonale, do którego miejsca zanurzony był w wodzie po ataku „rydwanów”



Z kolei przed inwazją na Sycylię załogi „rydwanów” badały podejścia do plaż, na których mieli lądować alianci. Największy sukces przyszedł w czerwcu 1944, w trzy tygodnie po kapitulacji Włoch. Pojedynczy „rydwan” przedarł się przez sieci chroniące bazę w La Spezia, po czym zatopił będący w niemieckich rękach ciężki krążownik „Bolzano”.

„Bolzano” po ataku „rydwanu”


Na Dalekim Wschodzie Japończycy zaczęli pracować nad nową bronią już pod koniec lat trzydziestych, ale od razu poszli w kierunku mini-okrętów, w których załoga nie miała bezpośredniej styczności z wodą. Zwane „HA” składały się z dwóch ustawionych jedna na drugiej wyrzutni torpedowych, za którymi z ledwością mieściła się dwuosobowa załoga. Za nimi umieszczono elektryczne silniki, które ze względu na słabą moc akumulatorów pozwalały na przebycie raptem osiemdziesięciu mil. Zanurzony okręcik rozwijał szybkość – a raczej powolność – dwóch węzłów, co było na granicy sterowności.

Pięć takich jednostek dowiezionych w pobliże Pearl Harbor przez okręty podwodne wzięło udział w ataku. Żadnemu z nich nie udało przedostać w bezpośrednie sąsiedztwo amerykańskich pancerników.

Po serii dramatycznych wydarzeń pierwszy z okręcików, HA-19 został wyrzucony na plażę, a jego dowódca Kazuo Sakamaki stał się pierwszym japońskim jeńcem w rękach Amerykanów. Jego kolega, Kiyoshi Inagaki, utonął. Wydobyty i wyremontowany okręcik stał się eksponatem obwożonym po Stanach i mającym skłaniać do kupowania obligacji wojennych. Obecnie znajduje się w National Museum of Pacific War we Fredericksburgu, Teksas.

HA-19 na plaży Oahu, i obwożony podczas wojny po Stanach (rok 1942, w aucie prezydent Roosevelt) oraz jako eksponat w muzeum
, ,

Wojna dla Kazuo Sakamaki zakończyła się jeszcze przed jej rozpoczęciem



HA-18 został tak uszkodzony bombami głębinowymi, że załoga musiała go opuścić. Obaj Japończycy zginęli. Okręt stanowi obecnie eksponat w akademii marynarki wojennej w Etajima.

Okręt typu HA w Etajima


Kolejny HA zatopiony został przez niszczyciel „Ward”, a czwarty z okręcików, HA-22 wdarł się wprawdzie do portu, ale obie jego torpedy chybiły. Okręt poszedł na dno po ataku niszczyciela „Monaghan”. Piąta jednostka zaginęła bez śladu.

Miniokręty HA dały znać o sobie ponownie 30 i 31 maja 1942 roku, kiedy to Japończycy postanowili przeprowadzić dwie duże akcje, mające za zadanie odwrócić uwagę Amerykanów od przygotowywanej inwazji na Midway. Prawie jednocześnie dwa zespoły zaatakowały brytyjską bazę Diego Suarez na Madagaskarze i amerykańskie okręty w Sydney. Zwłaszcza atak na Madagaskar przygotowany został niezwykle starannie, z wykorzystaniem samolotu rozpoznawczego, kilkakrotnie wystrzelonego z okrętu podwodnego I-10. Obecność samolotu zaalarmowała wprawdzie Brytyjczyków, ale nie zapobiegło to udanemu atakowi na pancernik „Ramillies”, który został ciężko uszkodzony. Zatopiony został także zbiornikowiec.

Port w Sydney zaatakowało w nocy 31 maja aż osiem HA, ale jedyne co wskórały to zatopienie starego promu, służącego w charakterze pływającego hotelu dla amerykańskich marynarzy.

W kolejnych latach Japończycy stopniowo rozwijali konstrukcję HA, ale dopiero w styczniu 1945 roku uznano typy C i D (Koryu i Kairyu) za warte wprowadzenia do masowej produkcji



Zaplanowano budowę aż 540 takich jednostek, ale zabrało na to czasu. Zmasowane naloty B-29 zdemolowały doki wraz ze znajdującymi się w nich licznymi prawie lub całkowicie ukończonymi okrętami.

Okręty typu C („Koryu”) w doku, już po zakończeniu wojny
,

Nie udała się Japończykom także torpeda dla samobójców, czyli „Kaiten”. Użyto ich po raz pierwszy w listopadzie 1940 roku. Do końca wojny torpedy zatopiły jedynie dwie amerykańskie jednostki: zbiornikowiec „Mississinewea” oraz niszczyciel „Underhill”. Kilka frachtowców zostało uszkodzonych. Niby nie tak źle, ale straty poniesione przez Japończyków zarówno jeśli chodzi o pilotów torped, jak i niosące je okręty podwodne – Amerykanie zatopili aż osiem takich jednostek! – były zbyt wysokie, aby zamierzenie uznać za sensowne.

Kaiten w tokijskim muzeum


Kaiteny na pokładzie okrętów podwodnych znacznie ograniczały ich zdolności bojowe



Najbardziej efektywny i udany MOP zbudowali Brytyjczycy. Był to czterosobowy okręt „X” (X-craft) o napędzie spalinowo-elektrycznym. Jeden z marynarzy mógł – korzystając ze specjalnej komory – wychodzić na zewnątrz, aby przeciąć sieci zaporowe lub usunąć jakąś przeszkodę, po czym tą samą drogą wracał do kolegów. Atak polegał na podpłynięciu pod kadłub celu, po czym do wody wychodził nurek, mocujący na magnes przewożony na zewnątrz ładunek wybuchowy.

X-craft
,

Z pewnością nikt z załogi nie mógł cierpieć na klaustrofobię



Pomimo absolutnie nowatorskiej konstrukcji, już pod koniec 1942 roku prototyp miał za sobą udane próby, a siedemnastego kwietnia 1943 roku sformowano 12 Flotyllę Okrętów Podwodnych, mająca na celu szkolenie w użyciu nowej broni. Cel określono z góry: zagrażające arktycznym konwojom, a stacjonujące w Norwegii pancerniki „Tirpitz” i „Scharnhorst” oraz pancernik kieszonkowy „Lützow”.

Operujący z terenu Rosji zwiadowczy „Spitfire” znalazł okręty przeniesione daleko na północ, na kotwicowisko fiordu Alten (Altenfjord). Drogę ze Szkocji „Iksy” miały odbyć na holu okrętów podwodnych, a znajdujące się na nich „przejściowe” załogi miały ustąpić miejsca kolegom mającym pójść do ataku dopiero możliwie blisko celu.

Do ataku na „Tirpitza” wyznaczono X5, X6 i X7. X8 miał dopaść „Lützowa”, a X9 i X10 – „Scharnhorsta”. Jedenastego i dwunastego września w morze wyszło sześć okrętów podwodnych, każdy z dwoma „Iksami” na holu.

Zaczęło się źle. X9 dostał na dużej fali silnego przegłębienia na dziób, po czym zerwał się z holu i zatonął wraz z załogą. Z kolei w X8 eksplodował jeden z przymocowanych na burcie ładunków wybuchowych tak poważnie uszkadzając okręcik, że trzeba było go zatopić. Pozostała czwórka szczęśliwie dotarła w pobliże Altenfjord. Bojowe załogi zajęły swoje miejsca i dwudziestego drugiego września przystąpiły do ataku.

X10 nie miał jednak czego zaatakować, bo w tym czasie „Scharnhorst” przeprowadzał na morzu ćwiczenia artyleryjskie. Z wielkim rozczarowaniem załoga powróciła do swego „dużego” okrętu podwodnego, który zabrał ją z powrotem do Szkocji.

X5 został zatopiony przez działo 102 mm z „Tirpitza” tuż przed chroniącymi pancernik sieciami.

Jedynie X6 i X7 dostały się w pobliże „Tirpitza”, kładąc ładunki pod jego kadłubem. Z powodu mechanicznych usterek „Iksów” załogi zmuszone były zatopić swoje jednostki, po czym poddały się Niemcom.

Teraz powtórzyła się sytuacja z Aleksandrii, kiedy to pochwyceni Włosi czekali na wybuch znajdując się na zaminowanym przez siebie „Valiancie”. „Tirpitz” nie miał czasu na podniesienie pary w takim stopniu aby mógł pospiesznie opuścić rejon rażenia, a holowniki były zbyt słabe, aby odciągnąć olbrzyma. Jedyne co można było zrobić, to podciągnąć się o własnych siłach na wywiezionych jak najdalej od dziobu kotwicach. Manewr ten odsunął pancernik od miny podłożonej przez X6, ale nie od ładunku z X7. Jego wybuch nastąpił tuż pod maszynownią, co unieruchomiło „Tirpitza” aż do kwietnia 1944 roku. Był to niewątpliwie wielki sukces malutkich okrętów.

Kolejna akcja „Iksów” miała miejsce dopiero w kwietniu 1944 roku, kiedy to holowany przez okręt podwodny „Sceptre” X24 wpłynął do Bergen, gdzie zatopił niemiecki łamacz blokady „Barenfelds”. Po ataku okręcik szczęśliwie uciekł, docierając do „dużego brata”, na holu którego wrócił do domu. X24 powrócił do Bergen jedenastego września, topiąc tym razem wielki dok pływający. Swoją europejską karierę bojową „Iksy” zakończyły, pomagając rozpoznać dojścia do plaż Normandii.

Przez ten cały czas pracowano nad ulepszoną wersją „X”, czyli „XE”, przeznaczoną do walki na Dalekim Wschodzie. Po koniec lipca 1945 roku XE1 i XE3 holowane przez okręty podwodne „Spark” i „Stygian” wyruszyły z Brunei do Singapuru, aby zaatakować stojące tam ciężkie japońskie krążowniki „Takao” i „Myoko”. Potężne okręty stanowiły zbyt realne zagrożenie dla planowanej akcji na Malajach, aby można było o nich zapomnieć.

XE4


Celem XE3 był „Takao”. Brytyjczycy szybko znaleźli krążownik, po czym na zewnątrz wyszedł nurek, starszy marynarz Magennis, który miał przymocować magnes ładunku do dna okrętu. Okazało się to bardzo trudnym zadaniem, bo blachy „Takao” były gęsto porośnięte glonami i muszelkami. W końcu udało sie, Magennis wrócił do kolegów i... musiał ponownie wyjść na zewnątrz, ponieważ ładunek opadł na dno. Wyczerpany do cna marynarz oczyścił nieco kawałek dna, po czym ponownie przymocował bombę. Tym razem trzymała się mocno. Zwolniono jeszcze z zaczepów znajdujące się po obu burtach dwutonowe ładunki, które spoczęły na dnie kotwicowiska, kilka metrów poniżej kadłuba krążownika.

Ponieważ załoga XE1 nie mogła zlokalizować „Myoko”, postanowiła podłożyć swój ładunek także pod „Takao”. Tym razem wszystko poszło gładko i wkrótce obie jednostki mogły rozpocząć odwrót, docierając bezpiecznie do „Sparka” i „Stygiana”.

Nawet na ciężki krążownik było tego wszystkiego za dużo. Eksplozje tak poważnie uszkodziły „Takao”, że Japończycy nawet nie pomyśleli o naprawach!

Mniej więcej w tym samym czasie XE4 i XE5 zlokalizowały i przerwały kable telekomunikacyjne, łączące Hong Kong z Sajgonem i Singapurem. Wprawdzie wojna była już w takim stadium że jeden kabel więcej czy mniej nie miał większego znaczenia, ale akcja ta po raz kolejny potwierdziła, że Brytyjczycy doszli do perfekcji w projektowaniu, budowie i użyciu miniaturowych okrętów podwodnych.

Niemcy pomyśleli o podobnej broni zbyt późno, aby odnieść jakieś liczące się sukcesy. Z braku czasu poszli zresztą na prymitywne rozwiązanie, bazujące na jeszcze przedwojennym pomyśle Japończyków. Wzięli torpedę, zamienili głowicę bojową na podobny kształtem element, a w przedniej części zbudowali prymitywny kokpit dla jednej osoby. Pod tą częścią „załogowo-napędową” podwiesili torpedę i... to już wszystko. Pojazdy nazwano „Neger”, a ich ulepszoną wersję „Marder”. Niestety największym ich sukcesem było uszkodzenie ósmego lipca 1944 roku polskiego krążownika „Dragon”. Nie nadający się do remontu okręt został osadzony na dnie, jako element sztucznego portu Mulberry.

Neger i Marder
,

Służba na Negrach” i „Maderach” w ogromnej większości przypadków kończyła się śmiercią załoganta, co skłoniło Niemców do zbudowania prawdziwych MOP, typu Hecht. Obsadzony przez dwóch ludzi okręcik został dumnie zaliczony do świeżo ustanowionego typu U-XXVII, co było chyba jednak przerostem formy nad treścią.

Hecht


Skonstruowano jeszcze jednoosobowego „Bibera” i dwuosobowego „Seehunda”, noszących po dwie torpedy po bokach kadłuba, ale zabrakło czasu dla odniesienie przez nie sukcesów.

Biber w Imperial War Museum, Londyn, ma tylko jedną torpedę


Seehund


Po zakończeniu wojny nastąpił odwrót od miniaturowych okrętów podwodnych, będących w każdym przypadku jednostkami budowanymi dla wykonania konkretnych zadań, a i to na bardzo ograniczonych akwenach. Co by teraz komuś przyszło z posiadania choćby i dziesięciu flotylli okręcików XE?

Post zmieniony (26-06-20 11:00)

 
21-03-16 08:03  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:26)

 
21-03-16 09:05  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Warto dodać, że włoskich płetwonurków w bazie La Spezia szkolił znany z wypraw przed wojną na Karaiby austriacki płetwonurek i biolog morza Hans Hass, pionier badań podwodnych autor wielu książek m.in."Trzej łowcy na dnie morza" (wyd. po polsku). Po wojnie organizował wyprawy na M.Czerwone.
Po II WŚ Rosjanie budowali i przeprowadzali próby z różnymi "maluchami" przeznaczonymi do celów dywersyjnych. My mamy też w dorobku takiego "dywersanta' - "Błotniaka".

PS:
" Gdy wreszcie Mussolini zdecydował się na wejście do broni [?]..."
"... ich załogi zatopiły pechowe pojazdy i dotarły wpław do brzegów ły [?] dwie Hiszpanii..."

 
21-03-16 11:46  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:26)

 
21-03-16 12:36  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Ten na zdjęciu to nie jest oryginalny "Błotniak" a rekonstrukcja współczesna. Pomyliłem się ze zdjęciem.
Poniżej właściwy - eksponat Muzeum MW w Gdyni.


Post zmieniony (21-03-16 12:39)

 
21-03-16 14:34  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

)

Post zmieniony (13-04-20 05:27)

 
21-03-16 15:40  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

"Podwodne kwadrygi" i "Tajemnice Gibraltaru" - dwa tytuły Miniatur Morskich w tym temacie. Zbierałem je - dużego i małego formatu i wielokrotnie czytałem. Brak było w tamtych czasach tłumaczeń zagranicznych autorów podstawą więc były "miniatury"i książki Pertka, Lipińskiego, Supińskiego (?), Kosiarza, Micińskiego. Miałem je wszystkie - jeszcze kilka się ostało z mocno zażółconymi stronami.
Ech, wspomnienia...

 
21-03-16 15:43  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:27)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 79 z 114Strony:  <=  <-  77  78  79  80  81  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024