KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 77 z 114Strony:  <=  <-  75  76  77  78  79  ->  => 
14-03-16 12:19  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

"Arnima " - Armina.

 
14-03-16 18:18  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Dixie 



Na Forum:
Relacje z galerią - 1
 

...jak to na wojnie: sztabowcy sobie - życie sobie.
Wygrzebałem w swoich szpargałach (może się do czegoś przyda), że CAM-ships używały jedynie wersji Sea Hurricane Mk IA i były to po prostu "przechodzone", pamiętające zapewne BoB, egzemplarze zwykłych Mk IA przerobionych w zakładach Hawkera w Langley i firmie General Aircraft.
Dodawano gniazdo do mocowania zaczepu katapulty parowej, dinghy i automatycznie odrzucaną owiewkę kabiny. Często demontowano podwozie (bo i po co one w jednorazówce?). Po tym RAF przekazywało je do FAA i tak kończyły swój pracowity żywot.
Reszta morskich Hurasiów operowała z baz lądowych (MK I) lub lotniskowców eskortowych (IB, IC, IIB, IIC, XIIA - trochę tych używek było, dorobiono haki do łapania liny hamującej przy lądowaniu, czasem ogrzewanie kabiny i wio) do czasu zastąpienia przez Seafire i Martlety.

Można się z tego śmiać, ale w okresie ich służby Herbaciarzom nie było do śmiechu i każdy sposób był dobry, jeśli tylko przeszkodził Niemcom w ich radosnych planach podboju świata.
A wykryty (z powietrza) u-boot, to uniknięcie zaskoczenia, zaś odpędzenie Condora, to dłuższa chwila bez wilczego stada na karku - wówczas bezcenne.
Psychologia była tu ważna, ale i efekty praktyczne z tego jednak też wynikły, więc pomysł tak do końca głupi nie był ;P

--

Post zmieniony (14-03-16 21:43)

 
15-03-16 15:34  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:22)

 
15-03-16 18:07  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Gratulacje od wiernego czytelnika.

 
17-03-16 08:00  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 427


SMUTNE LOSY PIĘKNEGO PANCERNIKA

Pierwszym francuskim pancernikiem zbudowanym po pierwszej wojnie światowej był „Dunkerque” czyli Dunkierka. Parlament wydał zgodę dziewiętnastego lipca 1931 roku, a już dwudziestego czwartego grudnia położono kil w stoczni marynarki wojennej w Breście. Ponieważ jednak największy nawet dok był za krótki na tak duży okręt, pancernik budowano bez części dziobowej, która – wykonana gdzie indziej – miała być później dołączona do kadłuba.

Po wodowaniu niekompletnego kadłuba, drugiego października 1935 roku zaholowano go „cywilnego” suchego doku Laninon, znajdującego się także w Breście, i tam wreszcie dołączono go do dziobu. Marine Nationale przejęło pancernik pierwszego lutego 1936, ale dopiero rozpoczęte w maju długo trwające próby morskie potwierdziły, że okręt spełnia wszelkie wymagania. Oficjalnie podniesiono na nim banderę pierwszego maja 1937 roku.

Okręt był imponujący, a specjalne wrażenie robiły dwie czterolufowe wieże artylerii kalibru 330 mm. Identyczne rozwiązanie przyjęto później dla pancerników typu Richelieu. Długość „Dunkerque” wynosiła 215 metrów, a wyporność bojowa sięgała 36.270 ton. Okręt był całkiem szybki: 29,5 węzła dla jednostek tej klasy było naprawdę niezłym osiągnięciem. Osiem luf artylerii głównej kalibru 330 mm uzupełniało 16 dział 130 mm (12 czterolufowych i 4 dwulufowe) i 8 przeciwlotniczych dwulufowych działek 37 mm. Do tego dochodziły jeszcze cztery samoloty rozpoznawcze Loire 130 i voilà! Takie cacko można było śmiało pokazać w każdym porcie świata.

,

Łódź latająca Loire 130


Zaledwie szesnaście dni po podniesieniu bandery „Dunkerque” wypłynął z Berestu do Spithead – cieśniny pomiędzy Portsmouth a wyspą Wight - aby wziąć udział w morskiej paradzie urządzonej na cześć koronacji króla Jerzego VI.

Dzień przed uroczystościami na maszcie podniesiono brytyjską banderę


Parada w Spithead. Drugi okręt w drugim rzędzie od prawej to „Dunkerque”



Po tej nietypowej wizycie pancernik wszedł w skład francuskiej L'escadre de l'Atlantique (Eskadra Atlantyku), stając się pierwszego września 1938 roku okrętem flagowym wiceadmirała Marcela-Bruno Gensoula.

W czerwcu następnego roku odbyły się wspólne ćwiczenia Eskadry Atlantyku z brytyjską Home Fleet (Flotą Ojczystą), a miesiąc później Gensoul przeniósł swą flagę na bliźniaczy pancernik „Strasbourg”. No, prawie bliźniaczy. Łatwo je było od siebie odróżnić, bo „Dunkerque” miał mostek jednopoziomowy, a „Strasbourg” dwupoziomowy. Dodatkowe piętro przeznaczone było dla admirała i jego sztabu co oznacza, że już w fazie projektu dla drugiego z okrętów przeznaczono ważniejszą rolę.

„Dunkerque” z jednopiętrowym mostkiem…


…i „Strasbourg” z mostkiem dwupiętrowym



Pod koniec sierpnia francuska flota została postawiona w stan alarmu. Drugiego września „Dunkerque” odprowadził do Casablanki stawiacz min „Pluton”, a krążownik „Jeanne d’Arc” aż na Martynikę.

Z chwilą wejścia Francji do wojny, L'escadre de l'Atlantique została podzielona na kilka zespołów. „Dunkerque” i „Strasbourg” wraz z trzema krążownikami i ośmioma nowoczesnymi niszczycielami utworzyły 1ère Escadre de Ligne (Pierwszą Eskadrę Liniową). Jej zadaniem było przechwytywanie niemieckich okrętów – wiedziano że co najmniej dwa znajdują się na Atlantyku – ale jednostki mogłyby być także użyte do eskortowania konwojów na akwenie rozciągającym się pomiędzy Ushant a Azorami i drugim, pomiędzy Wyspami Zielonego Przylądka a Zatoką Gwinejską.

W październiku eskadra „Dunkerque” została pomniejszona o „Strasbourg”, który stał się zalążkiem kolejnego zespołu. Dwudziestego piątego listopada „Dunkerque” w towarzystwie krążowników „Georges Leygues” i „Montcalm” oraz ośmiu niszczycieli dołączył do Royal Navy, aby wreszcie dopaść pancerniki „Scharnhorst” i „Gneisenau”, dające się we znaki alianckiej żegludze. Jak wiemy nie udało się zrealizować tego celu, i w końcu francuskie okręty wróciły z niczym do Brestu.

Grudzień przyniósł kolejną porcję emocji, ale tylko dla nielicznych na pokładzie „Dunkerque” którzy wiedzieli, co tak naprawdę załadowano na okręt. Była to wielka partia francuskiego złota, wywieziona do Halifaxu, Kanada. Krótko przed Bożym Narodzeniem okręt w towarzystwie krążownika „Gloire” i brytyjskiego pancernika „Nelson” wyszedł z Halifaxu, eskortując konwój wiozący do Wielkiej Brytanii kanadyjskich żołnierzy. Po szczęśliwym wykonaniu tego zadania, francuskie okręty powróciły do Brestu. „Dunkerque” stał tam przez pierwsze miesiące 1940 roku, ale w końcu zdecydowano o przeniesieniu go do Mers El Kébir, leżącego we wschodniej części francuskiej Algierii, w bezpośrednim sąsiedztwie Oranu. Stacjonująca tam flota łatwo mogłaby być użyta przeciwko włoskim okrętom w razie wojny, na którą się bez wątpienia zanosiło. Tak naprawdę to nie było portu Mers El Kébir, a zatoka, na której pod osłoną falochronu stacjonowały okręty, leżała nad kilkoma niewielkimi portami. Przyjęto nazywać to kotwicowisko Mers El Kébir , od nazwy chroniącego go od północy fortu.

Po paru tygodniach „Dunkerque” i „Strasbourg” wysłano z powrotem do Brestu, aby stamtąd mogły dołączyć do Royal Navy we wspólnej bitwie o Norwegię. Ponieważ jednak Niemcy szybko zajęli ten kraj, oba pancerniki powróciły do Mers El Kébir.

Jedenastego czerwca 1940 Włochy wypowiedziały Francji wojnę, ale dopiero dwanaście dni później Francuzi mogli mieć z nimi do czynienia. Dwudziestego trzeciego czerwca francuskie krążowniki eskortowały konwój płynący z Oranu do Marsylii. Na ich spotkanie wyszły cztery włoskie krążowniki, dowodzone przez wiceadmirała Luigi Sansonettiego, który zamierzał zaatakować wroga w okolicach Minorki. Wywiad francuski pracował jednak sprawnie i wyjście włoskich okrętów zostało natychmiast odnotowane. Na odsiecz konwojowi wyszły z Mers El Kébir „Dunkerque” i „Strasbourg”, a z Algieru wypłynął także dywizjon krążowników. Przy takiej dysproporcji sił Sansonetti zrobił to co należało zrobić, czyli podwinął ogon i zawrócił do bazy. Oba pancerniki powróciły do Mers El Kébir i znajdowały się tam także dwudziestego piątego czerwca, kiedy to o wpół do pierwszej w nocy weszło w życie zawieszenie broni pomiędzy Francją a Niemcami i Włochami.

Położenie Mers El Kébir


Pod koniec czerwca do pary nowoczesnych pancerników dołączyły stare drednoty „Provence” i „Bretagne”, oraz cztery niszczyciele i lotniczy tender „Commandant Teste”. Zgodnie z warunkami rozejmu zaczęto redukować załogi oraz rozbrajać okręty.

Ustawienie francuskich okrętów w Mers El Kébir





Można zrozumieć obawy Brytyjczyków, że mające zredukowane do minimum załogi okręty zostaną w końcu przejęte przez Kriegsmarine, co oznaczałoby gwałtowne pogorszenie stosunku morskich sił na Morzu Śródziemnym, na niekorzyść Royal Navy, oczywiście. Trzeciego lipca 1940 Force H w składzie krążownik liniowy „Hood”, pancerniki „Resolution” i „Valiant”, lotniskowiec „Ark Royal”, lekkie krążowniki „Arethusa” i „Enterprise” oraz jedenaście niszczycieli zjawiła się w pobliżu francuskiej bazy. Do negocjacji z wiceadmirałem Gensoulem admirał James Sommerville wyznaczył dowódcę „Ark Royala”, komandora Cedrica Swinton Hollanda, który na niszczycielu „Foxhound” wpłynął do bazy. Nie skierował się jednakże ku „Strasbourgowi”, flagowemu okrętowi Gensoula, ponieważ Francuz urażony tym, że nie chce się z nim bezpośrednio spotkać sam Sommerville, wyznaczył do rozmów na pokładzie „Dunkerque” Bernarda Dufaya, następnego pod względem rangi (officier général).

Holland przedstawił sformułowane na piśmie żądania. Zostały one wprawdzie zacytowane już w zupełnie niedawno opublikowanej Opowieści 424 (Ostatni francuski drednot), ale dla jasności obrazu wypada je jednak tu powtórzyć:

Brytyjczycy zażądali:
a. Popłynięcie z nami i kontynuowanie aż do zwycięstwa walki przeciwko Niemcom i Włochom.
b. Popłynięcie ze zredukowanymi załogami pod naszą kontrolą do brytyjskich portów. Zredukowane załogi zostaną repatriowane przy najbliższej okazji. Jeśli zaakceptujecie któryś z tych punktów, oddamy wam okręty po zakończeniu wojny, lub zapłacimy pełną rekompensatę jeśli do tej chwili zostaną uszkodzone.
c. Alternatywnie, jeśli czujecie się zobowiązani do tego, że wasze okręty nie zostaną użyte przeciwko Niemcom lub Włochom bo złamałoby to warunki zawieszenia broni, popłyńcie w takim przypadku ze zredukowanymi załogami do jakichś francuskich portów w Indiach Zachodnich – na przykład do Martyniki – gdzie będą mogły zostać zdemilitaryzowane co by nas usatysfakcjonowało, albo zawierzone Stanom Zjednoczonym, gdzie pozostałyby bezpieczne do końca wojny, a załogi zostałyby repatriowane.
Jeśli odrzucicie te uczciwe oferty, będę musiał z głębokim żalem, domagać się od was zatopienia okrętów w ciągu sześciu godzin.
Jeśli to co powyżej zostanie odrzucone, mam rozkaz Rządu Jego Królewskiej Mości użyć siły niezbędnej dla zabezpieczenia waszych okrętów przed wpadnięciem w ręce niemieckie lub włoskie.

Ustami Dufaya Gensoul powiedział że nie ma uprawnień do poddania floty, i że taka decyzja może zostać podjęta jedynie w Paryżu, przez admirała François Darlana. Problem w tym, że tego właśnie dnia główna kwatera Darlana przenoszona była w inne miejsce, przez co bezpośredni kontakt z nim był niemożliwy. Cóż za fatalny zbieg okoliczności!

Upewniono Hollanda że „na siłę odpowiemy siłą” oraz poinformowano, że w mocy jest rozkaz Darlana, aby w przypadku zagrożenia przejęcia okrętów przez Niemców lub Włochów, zostały one natychmiast zatopione. Ponieważ rozmowa poprzez Dufaya była w oczywisty sposób nonsensem, na popołudniowe rozmowy stawił się już Gensoul wraz ze sztabem. Na francuskich okrętach wstrzymano akcję demobilizacyjną, oraz podjęto przygotowania do wyjścia w morze.

O 13:30 samoloty z „Ark Royala” zrzuciły w kanale wyjściowym pięć magnetycznych min co z miejsca podniosło temperaturę negocjacji, jako że Francuzi uznali to za wrogi akt. Mijały kwadranse i godziny, a Gensoul nie zgadzał się na żaden z punktów ultimatum. O 17:25 przerwano prowadzące do nikąd rozmowy, i Holland otrzymał rozkaz powrotu.

Cierpliwość Sommerville’a wyczerpała się. Wraz z wydaniem Hollandowi rozkazu powrotu, do Francuzów poszło ostatnie ostrzeżenie: jeżeli ultimatum nie zostanie przyjęte do 17:30, Brytyjczycy otworzą ogień. Nieuchronnie zbliżała się pierwsza od roku 1815 francusko-brytyjska militarna konfrontacja.

17:54. Znajdujące się w odległości czternastu kilometrów okręty otworzyły ogień. Jak to później określono, „było to jak strzelanie do ryb we wiadrze”. Pierwszą salwę wystrzelił „Resolution”. Jego ciężkie pociski trafiły w falochron, zasypując pokłady francuskich okrętów gradem kamieni. W tym właśnie momencie „Dunkerque” zwalniał cumy, chcąc podjąć próbę wyjścia z portu.

Pierwsze francuskie okręty odpowiedziały ogniem po trzech minutach, a po kolejnych trzech ryknęły także ciężkie działa „Dunkerque”. Lżejsze, 130-milimetrowe, zaczęły strzelać do samolotów obserwacyjnych, korygujących ogień brytyjskich okrętów. Prawie natychmiast został trafiony stary „Bretagne”, a o 18:03 ciężki pocisk dopadł także „Provence”. O 18:07 „Bretagne” płonął od dziobu do rufy, a po kolejnych dwóch minutach gdy zaczął się kłaść na burtę, nastąpiła wewnętrzna eksplozja. W tym czasie „Strasbourg” płynął już piętnastoma węzłami w kierunku wyjścia. Blisko niego znajdował się „Dunkerque”, i to on właśnie stał się teraz celem dział „Hooda”. Pancernik z miejsca odpowiedział, wystrzeliwując w kierunku brytyjskiego okrętu czterdzieści 330-milimetrowych pocisków.

Ogień „Dunkerque” był celny, a że dodatkowo „Strasbourg” znajdował się już blisko otwartego morza, Brytyjczycy obrali kurs na zachód, gdzie schronili się za położoną przez niszczyciele zasłoną dymną. W tym czasie „Dunkerque” wreszcie ruszył z miejsca, ale ogień pancernika nagle stał się niedokładny, bo pomiędzy jego dalmierzami a „Hoodem” znalazło się wypiętrzenie terenu. Kiedy pancernik zaczął wykonywać zwrot, trafił w niego 381-milimetrowy pocisk z „Hooda” przebijając się przez hangar lotniczy, pomieszczenia podoficerów i wreszcie poszycie burty 2,5 metra poniżej linii wodnej. Niewiarygodnym szczęściem było to, że przeciwpancerny pocisk znajdował na swej drodze jedynie stosunkowo cienkie blachy, które nie uaktywniły zapalnika! Na rysunku okrętu miejsce trafienia oznaczono numerem 1.



Krótko po rozkazie nakazującym obranie kursu na wyjście z portu, „Dunkerque” został ponownie trafiony, tym razem aż przez aż trzy pociski 381-milimetrowe. Pierwszy z nich rozbił prawą stronę pokrycia drugiej wieży artylerii głównej rozrywając pancerz na kawałki, które później znajdowano na lądzie w odległości nawet dwóch kilometrów! Toksyczny dym i ogień zabił prawie natychmiast całą obsadę dwóch prawych dział. Szczęściem w nieszczęściu znajdująca się wewnątrz wieży stalowa ściana dzieląca ją na lewą i prawą część wytrzymała, dzięki czemu dwie lewe lufy nadal mogły prowadzić ogień. Na rysunku numer 2.

Drugi z pocisków przebił górną część prawej burty na śródokręciu (numer 3). Poważnie uszkodzone zostało pomieszczenie, skąd podawano pociski do znajdującej się powyżej podwójnej wieży 130 mm. Przeciwpancerny pocisk przebił się następnie przez dwie poziome blachy mające chronić przed odłamkami i w końcu eksplodował w pomieszczeniu z aparaturą klimatyzacyjną. Cała obsada tego pomieszczenia poniosła śmierć na miejscu. Ułamek sekundy później zaczęły eksplodować pociski 130 mm znajdujące się w pomieszczeniu przebitym na samym początku, również zabijając wszystkich znajdujących się tam marynarzy.

Ostatni pocisk z „Hooda” (numer 4) trafił w burtę tuż pod 225-milimetrowym pancerzem pokładu. Przebijał pokład za pokładem, aż wreszcie wybuchł w kontakcie z przeciwtorpedowym bąblem, czyniąc wokół ogromne uszkodzenia. Odłamki pocisku i porwanych blach zniszczyły główną magistralę parową pomiędzy kotłami a turbinami. W mgnieniu oka ogromne ilości przegrzanej pary wypełniły kotłownię, przynosząc obecnym tam ludziom śmierć w straszliwych męczarniach.

Uszkodzenia kolejnych urządzeń i połączeń spowodowało konieczność przejścia na ręczne sterowanie. Ponieważ główna rozdzielnia elektryczna także uległa uszkodzeniu, włączono awaryjny dziobowy generator, dzięki czemu sześć luf głównej artylerii mogło wznowić ostrzeliwanie „Hooda”.

W obecnym stanie nie można już było nawet marzyć o przebiciu się śladem „Strasbourga” na otwarte morze. Wiceadmirał Gensoul który po odjeździe Hollanda nie zdążył powrócić na swój flagowy okręt, rozkazał kapitanowi zmienić kurs i pójść w prawo, w kierunku portu St. André, osłoniętego nieco przez znajdujący się na wzgórzu Fort Santon.

Wszystkie przedstawione tu dramatyczne wydarzenia trwały niewiele dłużej, niż przeczytanie ich opisu. Kiedy „Bretagne” zatonął, a „Provence” przestał już strzelać, Sommerville wstrzymał ogień. Była 18:12. Ileż to wydarzyło się raptem przez osiemnaście minut! Osiemnaście minut!

Minutę później „Dunkerque” rzucił kotwicę tuż przy St. André, mając pod stępką piętnaście metrów wody. Do dowódcy okręty zaczęły wpływać meldunki o uszkodzeniach:

- Wieża III 130 mm, prawa burta wyłączona z akcji z powodu pożaru w pomieszczeniu do podawania pocisków,
- Obwody elektryczne na prawej burcie zostały zerwane. Drużyny przeciwawaryjne starają się zrobić prowizoryczne połączenia,
- Przednia maszynownia i jej kotłownia wyłączone z akcji,
- Podnośnik amunicyjny wieży IV 130 mm prawej burty wyłączony z akcji,
- Rozbita prawa połowa wieży II 330 mm,
- Wieża I 330 mm nieuszkodzona, zasilana z awaryjnego generatora 400 kW,
- Urządzenia hydrauliczne dla otwierania i zamykania opancerzonych drzwi niesprawne z powodu uszkodzeń,
- Dalmierze dla dział 330 i 130 mm wyłączone z akcji w powodu braku zasilania.

Nie było mowy o wyjściu w morze w takim stanie, nawet po odejściu brytyjskich okrętów. Gensoul rozkazał osadzić okręt na mieliźnie, co było decyzją co najmniej kontrowersyjną – pancernikowi nie groziło przecież zatonięcie! Przewieziono na ląd większość załogi, pozostawiając jedynie czterysta osób, zaangażowanych bezpośrednio w prace remontowe. Była to praca podwójnie paskudna, bo co chwila marynarze znajdowali przy okazji popalone, porozrywane lub wręcz ugotowane w parze ciała swych kolegów.

Francuska prasa rozpisywała się o zbrodni niedawnych aliantów. Na zdjęciu Gensoul


O 19:00 pod pancernik podeszły holowniki „Esterel” i „Cotentin” oraz patrolowce „Terre Nueve” i „Setoise”. Cała ta czwórka zaholowała okręt w miejsce, gdzie głębokość wynosiła osiem metrów, co w razie potrzeby ułatwiłoby ściągnięcie pancernika na głęboką wodę. Ne mieliźnie siedziało zresztą tylko około trzydziestu metrów kadłuba w jego środku, zaś części dziobowa i rufowa wisiały nad głęboką wodą. I wszystko byłoby ładnie, gdyby nie zbrodnicza wręcz bezmyślność admirała Jean-Pierre Estevy, który czwartego lipca wydał komunikat dla prasy informujący iż „uszkodzenia Dunkerque są niewielkie, i będą szybko naprawione”. Oczywiste jest, że już po niewielu godzinach wiedzieli o tym Brytyjczycy, którzy natychmiast postanowili naprawić swoje niedopatrzenie.

Głupota admirała Jean-Pierre Estevy (tu z marszałkiem Pétainem) była doprawdy niezmierna


Wieczorem piątego lipca Force H ponownie wypłynęła z Gibraltaru, pomniejszona jedynie o pancernik „Resolution”. Tym razem Sommerville postanowił nie wdawać się w walkę artyleryjską, ale użyć uzbrojonych w torpedy Swordfishów z „Ark Royala”. Szóstego lipca o 5;20, gdy do celu było już tylko 90 mil, z lotniskowca wystartowało dwanaście Swordfishów oraz dwanaście myśliwców typu Skua. Brytyjczycy zaskoczyli zrazu obronę przeciwlotniczą, ale szybko odezwały się francuskie działa, a w górę wzbiły się francuskie myśliwce.

Ponieważ remonty wszelakiego rodzaju na „Dunkerque” pozbawiały czasowo zasilania między innymi działa przeciwlotnicze, na widok pierwszych samolotów dowódca nakazał natychmiastową ewakuację wszystkich, poza drużynami awaryjnymi. Tak się złożyło, że przy burcie stał akurat patrolowiec „Terre Nueve”, biorący na pokład trumny z ciałami nieszczęśników, którzy zginęli trzeciego lipca. Na ten sam okręt zaczęli teraz przechodzić w pośpiechu zbędni w trakcie walki z samolotami marynarze. Patrolowiec jeszcze nie zdążył odpłynąć, gdy o 6:28 rozpoczął się atak pierwszej z trzech fal. Na początku pojawiły się trzy Swordfishe. Torpedy z pierwszych dwóch samolotów trafiły w falochron, a trzecia, która trafiła w pancernik, nie wybuchła.

O 6:47 pojawiły się trzy samoloty drugiej fali. Pierwsza torpeda pudło! Druga torpeda pudło! Trzecia? Trafiła w śródokręcie „Terre Nueve”, właśnie odbijającego od pancernika. Rozdzielony wybuchem na dwie części patrolowiec poszedł natychmiast na dno. Niewielu znajdującym się na nim marynarzom udało się ocalić życie.

Swordfish atakuje


O 6:50 pojawiła się ostatnia fala napastników w postaci sześciu Swordfishów, osłanianych przez Skua. Trzy Swordfishe zaatakowały z prawej burty, ale znowu bez trafienia, ale trójce nadlatującej z lewej strony powiodło się nieco lepiej. Pierwsza z torped trafiła, tyle że w holownik „Esterel”, znajdujący się o siedemdziesiąt metrów od burty pancernika, dosłownie wyrzucając kompletnie rozbity stateczek w powietrze. Druga najwyraźniej przeszła pod kilem „Dunkerque” i trafiła w rufową część leżącego na dnie „Terre Nueve”. Torpeda spowodowała wybuch znajdujących się na patrolowcu czterdziestu dwóch stukilogramowych bomb głębinowych, co spowodowało rozerwanie burty pancernika na długości czterdziestu metrów, a także uszkodzenie jego pokładu. Przy tej okazji zginęli kolejni marynarze „Dunkerque”, podnosząc tym samym liczbę ofiar na tym okręcie do dwustu dziesięciu. Pancernik przechylił się na prawo i przegłębił na dziób.

Nie tyle torpeda co bomby głębinowe patrolowca rozbiły kadłub pancernika


Ponad miesiąc trwało prowizoryczne uszczelnienie kadłuba i wypompowywanie z niego wody. Ósmego sierpnia okręt znowu stał na głębokiej wodzie, ale remonty przeciągały się w nieskończoność. Dopiero dziewiętnastego lutego 1941 roku „Dunkerque” mógł potajemnie opuścić Mers El Kébir. Tym razem Francuzi nie chwalili się doprowadzeniem okrętu do jako takiego porządku. Tajemnica była tak pilnie strzeżona, że gdy rankiem stoczniowcy przyszli jak co dzień do pracy, zastali jedynie leżące na kei swoje narzędzia, zniesione poprzedniego wieczoru z pokładu pancernika.

Dwudziestego lutego o 23:00 okręt przypłynął do Tulonu, gdzie od razu wszedł na dok, na którym zaplanowano dokończyć remonty. Były to jednak czasy wojenne i na wszystko brakowało pieniędzy, a co dopiero na pancernik, który nie wiadomo z kim miałby walczyć. W rezultacie gdy alianci dokonali inwazji na Afrykę Północną ósmego listopada 1942 roku, okręt wciąż nie był gotowy.

Rozmieszczenie francuskiej floty w Tulonie w chwili wkroczenia tam Niemców. „Dunkerque” stoi w doku, nieco na prawo pod środka planu


Dwudziestego siódmego listopada gdy oddziały niemieckie wkroczyły do Tulonu, cała obecna tam a bardzo liczna flota francuska, została zatopiona przez swoje załogi. Na „Dunkerque” wysadzono artylerię oraz zniszczono turbiny, dalmierze, wyposażenie radiowe i optyczne. Zniszczono także wszelkie inne urządzenia, doprowadzając okręt do stanu idealnej bezużyteczności. Niewiele zresztą brakowało, żeby nienaruszony okręt wpadł w niemieckie ręce, ponieważ jego dowódca, komandor Georges Albin Joseph Antoine Amiel nie zgadzał się na jego zniszczenie bez otrzymania pisemnego rozkazu – w chwili gdy niemieckie czołgi znajdowały się już w porcie! – i dopiero oficer z innego okrętu skłonił go do działania. W jednym ze źródeł napisano, że oficerem tym był dowódca „pobliskiego lekkiego krążownika La Galissonnière” ale jest to ewidentna nieprawda, ponieważ krążownik ten stał wtedy w doku usytuowanym w zupełnie innym rejonie portu.

W roku 1943 na wraku pancernika zjawili się włoscy spawacze, których zadaniem było odzyskanie i wysłanie do kraju jak największej ilości złomu. Aby zwolnić zajmowany przez „Dunkerque” suchy dok, Włosi odcięli część dziobową i zaholowali ją na płyciznę. Kolejnym krokiem miało być uszczelnienie kadłuba i wyciągnięcie go z doku, ale alianckie naloty szybko zmieniły okręt w wielki stos złomu. Włosi zdążyli jedynie odciąć lufy dział 330-milimetrowych, ale niewiele ponad to.

Wrzesień 1944. „Dunkerque” z odciętym dziobem i lufami głównej artylerii


Po alianckich bombardowaniach śródokręcie pancernika było jedną wielką kupą złomu



W roku 1945 Francuzi wyciągnęli z doku resztki pięknego niegdyś okrętu, ale dopiero w 1958 sprzedano wrak za równowartość 723 tysięcy dolarów (równowartość obecnych sześciu milionów).

Post zmieniony (03-05-20 11:04)

 
17-03-16 08:06  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:23)

 
17-03-16 08:18  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:23)

 
17-03-16 10:13  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Dobrze się czyta !
"... zaholowano go [do] „cywilnego” suchego doku..."
"Marine Nationale przejęło[a] pancernik..."
"... a krążownik „Jeanne d’Arc” [popłynął, udał się, skierowano] aż na Martynikę."
"...okręty zostaną w końcu przejęte przez Marine Militare..." (?) Były w MW Francji czyli Marine Militare, MW - jaka - rządu Vichy ?
"Nieuchronnie zbliżała się pierwsza od roku 1815 francusko-brytyjska militarna konfrontacja." [Nieuchronnie zbliżała się militarna konfrontacja} - dwa zdania wcześniej już była o tym mowa.
"... „Dunkerque” pozbawiały czasowo zasilania między innymi działa przeciwlotnicze, na widok pierwszy[ch] samolotów..."
"Wrzesień 1944. „Dunkerque” w doku bez odciętego dziobu oraz luf głównej artylerii" - raczej z odciętym dziobem i lufami

 
17-03-16 10:31  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:23)

 
17-03-16 13:29  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Kolniak 

 - 3

A ja tradycyjnie przyczepię się do stosowania anglojęzycznych nazw w artykule polskim, dot. francuskiego sprzętu. Ushant. Dla Francuzów przecież Ouessant, a i w polskiej literaturze ta nazwa niepodzielnie panuje.

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 77 z 114Strony:  <=  <-  75  76  77  78  79  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024