KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 76 z 114Strony:  <=  <-  74  75  76  77  78  ->  => 
10-03-16 14:17  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:20)

 
10-03-16 15:48  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Za bardzo to się nie zainhalowałem.
Robiłem za "kanoniera" przy "armacie".
Ze stalowych beczek zrobiona była rura wychodząca za burtę zwana właśnie "armatą".
Przy zrębnicy natomiast było drewniane rusztowanie z blokiem i liną. Na linie hak a na nim wiadro opuszczane na same dno. Gdy było pełne szajsu, na okrzyk - "jechał !" - jechałem do góry a potem - o zgrozo ! - zawartość przez "armatę" lądowała w "Archiwum Neptuna".
"Strzelanie" odbywało się nocą a my dużo do gadanie nie mieliśmy. "Papafakosy" natomiast tylko się uśmiechali.
PS - oczywiście było kilka baterii artyleryjskich.

Post zmieniony (10-03-16 15:50)

 
14-03-16 08:03  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 426


POGROMCA OKRĘTÓW PODWODNYCH

Chyba najważniejszym czynnikiem który w latach drugiej wojny światowej doprowadził do rozbicia floty U-bootów na Atlantyku, były lotniskowce eskortowe.

Podczas pierwszych lat wojny Niemcy topili masowo frachtowce pozbawione osłony zarówno okrętów, jak i lotnictwa. Prawdę mówiąc samoloty bardzo skutecznie chroniły konwoje ale dopiero wtedy, gdy te wpływały w ich niewielki przecież zasięg. Poza nim U-booty działały praktycznie bezkarnie i nic dziwnego, że tonaż zatopiony przez najlepszych niemieckich dowódców szedł w setki tysięcy ton. Mijał jednak czas, i wreszcie konwoje mogły się pochwalić dużo solidniejszą eskortą. Cóż z tego jednak, skoro pośrodku drogi pomiędzy Ameryką a Wielką Brytanią wciąż rozciągał się wielki akwen pozbawiony lotniczej osłony. Rzeź frachtowców trwała tam nadal, a wynurzony U-boot miał wielką szansę na ucieczkę nawet po dostrzeżeniu niszczyciela. Gdyby to był szybki samolot, ooo, wtedy sprawa przedstawiałaby się inaczej…

Tęgie głowy z Royal Navy zebrały się, i znalazły sposób na lotniczą osłonę nawet na środku Atlantyku! Na dziobowej części niektórych frachtowców zainstalowano katapulty, na których stawiano myśliwiec Hurricane. Statki takie otrzymały kodową nazwę CAM (Catapult Assisted Merchant – statek handlowy z katapultą).

W razie dostrzeżenia U-boota wyrzucano samolot w powietrze, a ten miał topić (tyle że nie miał czym) lub w najgorszym wypadku zapędzać wroga pod wodę. Hurricane startowały również w przypadku pojawienia się zwiadowczych lub bombowych Focke-Wulfów Fw 200. Pilot krążył potem nad konwojem aż do wyczerpania się paliwa, po czym starał się wodować możliwie blisko któregoś ze statków. Przy większej fali dawało to raczej kiepskie szanse na doczekanie się ratunku, dlatego też ludzi decydujących się na start takim myśliwcem śmiało można było zaliczyć albo do bohaterów, albo też ludzi całkowicie pozbawionych wyobraźni. Ponieważ samoloty były „jednorazowego użytku”, CAM zabierały w rejs po kilka myśliwców.

,

CAM „Empire Spray” w konwoju. Na katapulcie stoi Hurricane. Rok 1942


Wreszcie w czerwcu 1941 roku pojawił się na Atlantyku pierwszy tani i szybki w produkcji lotniskowiec eskortowy, HMS „Audacity” (vide Opowieść 383 „Niemiecko-brytyjski lotniskowiec”). Został on wprawdzie zatopiony już w tym samym roku, ale zdążył pokazać swoją przydatność, co stało się powodem pospiesznego przebudowywania frachtowców na lotniskowce eskortowe.

W czerwcu 1941 także US Navy wzbogaciło się o taki okręt („Long Island”), ale przez pierwsze miesiące służył on jedynie do badania stopnia przydatności przebudowanych na lotniskowce frachtowców. Dopiero dokonania „Audacity” skłoniły Amerykanów do dołączenia do Brytyjczyków, i rozpoczęcia masowej produkcji okrętów nowej klasy. Przygotowania trwały wprawdzie kilka miesięcy, ale za to rezultaty przeszły wkrótce wszelkie oczekiwania.

Pierwszymi okrętami w aktywnej służbie US Navy zostały lotniskowce typu Bogue, od nazwy pierwszego okrętu z serii. Długie na 151 metrów miały wyporność około 7800 ton, a turbinowy napęd zapewniał im prędkość 18 węzłów. Uzbrojono je w dwa pojedyncze działa 102 mm mogące służyć także jako przeciwlotnicze, dziesięć sprzężonych podwójnie działek 40 mm oraz dwadzieścia siedem dwudziestomilimetrówek. Uzbrojenie to mogło nieco się różnić w przypadku poszczególnych jednostek, zwłaszcza w przypadku najlżejszych działek, których liczbę systematycznie powiększano. Grupę lotniczą stanowiło na ogół szesnaście myśliwców Grumman F4F Wildcat lub FM-1, będące prawie identycznymi samolotami, tyle że produkowanymi przez General Motors. Do tego dochodziło dwanaście maszyn torpedowych Grumman TBF/TBF Avenger lub bombowców Douglas SBD Dauntless.

Wodowanie „Bogue”


Pod nazwą BOGUE widać zamalowaną wcześniejszą, znacznie dłuższą. I rzeczywiście przebudowany na lotniskowiec frachtowiec miał nazywać się „Steel Advocate”



,

Zapoznajmy się z wojennymi losami USS „Bogue”.

Nazwa pochodziła od cieśniny Bogue w Północnej Karolinie. Lotniskowiec został przejęty przez Marynarkę w należącej do niej stoczni Puget Sound Navy dwudziestego szóstego września 1942 roku. W grudniu okręt przeszedł do bazy w Norfolk, Wirginia, gdzie załogę czekał okres intensywnych ćwiczeń. W lutym 1943 „Bouge” popłynął do Argentii na Nowej Funlandii, eskortowany przez niszczyciele „Belknap” i „George E. Badger”. Stamtąd lotniskowiec wyszedł w morze ze swym pierwszym konwojem, płynącym z Kanady na Wyspy Brytyjskie.

Pierwszy sukces przyszedł zadziwiająco szybko, chociaż nie był to jeszcze sukces całkowity. W maju 1943 okręt był częścią eskorty konwoju ON-184. Dwudziestego pierwszego, w odległości 520 mil od przylądka Farewell, Avengery lotniskowca zaatakowały U-231, znajdującego się o 60 mil przed konwojem. Bomby wprawdzie nie zatopiły okrętu, ale uszkodziły jego kiosk na tyle poważnie, że Niemcy musieli się wycofać daleko na wschód, aby tam dokonać napraw.

Avengery. Na drugim zdjęciu Składanie skrzydła Avengera na „Bogue”
,

Dzień później samoloty z „Bogue” zaatakowały aż trzy U-booty: U-468, U-305 i U-569. Ten ostatni miał pecha. Avenger zrzucił bomby głębinowe tak celnie, że nie mając szans na ucieczkę pod wodę Niemcy otworzyli zawory denne, aby tylko nie oddać okrętu we wrogie ręce.

Atakowany U-569. Po prawej doskonale widoczne lecące bomby głębinowe


U-569 idzie na dno. Zdjęcie z kanadyjskiego niszczyciela „St. Laurent”



Zadziwiające, że dowodzący okrętem podwodnym porucznik Hans Johannsen nie dopilnował tego, żeby cała załoga zdążyła się ewakuować! Wraz z U-569 na dno poszło dwudziestu jeden marynarzy. Kanadyjski niszczyciel „St. Laurent” wyciągnął z wody jedynie dwudziestu pięciu ludzi, w tym Johannsena.
„Bogue” 1 – Doenitz 0.

Rozbitkowie z U-569


Pomimo że U-569 był jedynym zatopionym U-bootem, konwój dotarł do celu bez straty żadnego statku, co było znakomitym dowodem na znaczenie powietrznej osłony na wodach środkowego Atlantyku.

Kilka dni później „Bogue” dołączył do eskorty płynącego do Stanów konwoju GUS-7A. Czwartego czerwca Avengery z lotniskowca zaatakowały przyłapanego na powierzchni U-641, ale musiały w końcu zrezygnować z walki wobec niezwykle silnego ognia przeciwlotniczego. Po południu bomby wybuchły w pobliżu U-603, ale nie na tyle blisko, aby Niemcom nie udało się uciec pod wodę. Czyżby szczęście opuściło Amerykanów? Odpowiedź przyniósł już następny dzień.

Płynący w wynurzeniu U-217 nie miał tyle szczęścia, co jego poprzednicy. Wildcaty i Avengery obsiadły go tak bezlitośnie, że nie było szans na zanurzenie. Rozpaczliwe manewry nie zdały się na nic wobec zwrotnych samolotów i w rezultacie okręt poszedł na dno wraz z całą, 50-osobową załogą.
„Bogue” 2 – Doenitz 0.

Proporczyk U-217


Były to czasy, w których łatwiej było napotkać na Atlantyku U-boota, niż prawdziwka w lesie. „Bogue” doświadczał tego wielokrotnie. Już po czterech dniach pilot Avengera dostrzegł U-758. Jego dowódca, kapitan Helmut Manseck, nie mógł po prostu uciec pod wodę, ponieważ w trakcie zanurzenia stałby się łatwym celem dla bomb głębinowych samolotu. Zamiast tego rozkazał dać podwójną całą naprzód, i zygzakując otworzył ogień z zamontowanych na krótko przed wyjściem na patrol poczwórnych działek 20 mm. Skoncentrowany ogień spowodował że bomby Avengera spadły wystarczająco daleko od okrętu, aby nie trzeba się było obawiać o jego całość. Na pomoc przyszedł wprawdzie kolejny samolot, ale szybko został paskudnie postrzelany. Dopiero trzeci samolot z „Bogue”, tym razem Wildcat, miał nieco więcej szczęścia. Nieco. Pilot myśliwca, Phil Perabo uszkodził działka U-boota oraz zabił lub zranił prawie całą jego obsadę. Manseck zaprzestał wtedy walki i szczęśliwie dla siebie schronił się pod wodą.

Na „Bogue” bywało czasami i tak. Akcja ratowania samolotu, wiszącego lewą połową nad wodą


Dwunastego czerwca samolot z „Bogue” dostrzegł na powierzchni oceanu, na zachód od Azorów, U-118 i to znajdującego się zaledwie 18 mil za rufą lotniskowca. Odnotowano godzinę: była 11:47. Zanim Niemcy się zorientowali, atakowało już ich siedem samolotów! Zaledwie po osiemnastu minutach U-boot został przełamany przez bomby głębinowe i poszedł na dno wraz z czterdziestu trzema marynarzami. Do niewoli trafiło szesnastu Niemców.
„Bogue” 3 – Doenitz 0.

Zatopienie U-118 zostało utrwalone na wielu fotografiach. Oto niektóre z nich:


Dwóch marynarzy z obsługi działka chowa się za kioskiem




Tonący U-boot


Samoloty krążą nad miejscem zatonięcia. Wciąż widoczny kręty kilwater robiącego uniki okrętu



Nie było lekko. Po kilku zaledwie dniach wypoczynku w Norfolk przyszło kolejne wyjście z konwojem, tym razem o kryptonimie UGS-12. Dwudziestego trzeciego czerwca, kiedy konwój znajdował się o 194 mile od Sao Miguel na Azorach, niszczyciel „George E. Bader” uchwycił kontakt w odległości zaledwie jednej mili. Był to U-613 z ładunkiem min, mających być postawionych wzdłuż wybrzeży amerykańskich. Przez dwie godziny niszczyciel grał z U-bootem w śmiertelną ciuciubabkę, aż wreszcie bomby trafiły idealnie w cel. Pośród wielkich bąbli powietrza, na powierzchni zaczęły się pojawiać szczątki niemieckiego okrętu. Wśród nich znajdował się wyłowiony przez „Badgera” niemiecki egzemplarz opowiadania Edgara Allana Poe pod tytułem „Morderstwo na Rue Morgue”. Nie ocalał nikt z 48-osobowej załogi.

No jak to, zatopiono U-Boota, a „Bogue” nie miał z tym nic wspólnego? Czyżby szczęście opuściło wreszcie dzielny okręt?

Zaledwie po kilku godzinach pytanie to stało się zupełnie bezprzedmiotowe. Avengery z „Bogue” dostrzegły aż dwa U-booty. Wracający z rajdu po Zatoce Meksykańskiej U-527 pobierał właśnie paliwo z „Mlecznej Krowy” U-648. „Mleczne Krowy” czyli Milchkuhe, były okrętami typu XIV, zaopatrującymi bojowe jednostki w paliwo, torpedy i nawet żywność, jako że wyposażono je w duże chłodnie. Niemcy spostrzegli samoloty już z daleka i U-648 natychmiast dał nura pod wodę, podczas gdy porucznik Herbert Uhli z U-527 fatalnie ocenił odległość i szybkość samolotów, postanawiając ujść im poprzez wejście w nie tak znowu odległą ścianę mgły. W razie czego liczył na swoje poczwórne działko. Była to najgorsza decyzja w jego życiu.

Rozpaczliwe manewry U-527 nie na wiele się zdały
, ,

Zaledwie kilka minut później bomby z Avengerów obramowały U-boota tak skutecznie, że ten zatonął, zabierając ze sobą czterdziestu marynarzy. Ranny Uhli znalazł się wśród trzynastu ocalałych.
„Bogue” 4 – Doenitz 0.

U-527 tonie


Ocaleli nieliczni


Następnego dnia szalupa z niszczyciela „Clemson” przewiozła rozbitków na „Bogue”. Na noszach leży ranny porucznik Herbert Uhli



Siódmy wojenny rejs niepozornego lotniskowca rozpoczął się na początku września 1943 roku. Był to okres w którym U-booty dostawały coraz solidniejsze lanie, i z tego to powodu Doenitz przeniósł wiele z nich z Północnego Atlantyku na słabiej bronione akweny. Minął sierpień, wrzesień, październik i wkrótce miał się skończyć listopad, a „Bogue” wciąż nie miał okazji na powiększenie listy swych ofiar. Czyżby Bitwa o Atlantyk została już wygrana?

Nie było aż tak dobrze. Dwudziestego dziewiątego listopada wychodzący z chmury samolot z lotniskowca dostrzegł U-boota płynącego na powierzchni około 385 mil na wschód od Azorów. Nie było tym razem żadnego polowania, ani nawet walki. Szybka seria bomb głębinowych i zanim Niemcy się zorientowali, ich U-86 rozpoczął swój ostatni rejs ku morskiemu dnu. Razem z nim zginęła cała, 50-osobowa załoga.
„Bogue” 5 – Doenitz 0.

U-86 miał interesujące godło


Po kilkudniowym postoju w Casablance komandor Joseph E. Dunn, trzeci już dowódca lotniskowca, otrzymał rozkaz eskortowania konwoju GUS-23. To był kolejny udany rejs! Dwunastego grudnia Avenger kapitana Gaylorda zaatakował U-172, znajdujący się akurat w drodze na Ocean Indyjski. Powtórzyła się niedawna historia: U-172 brał akurat nadwyżkę paliwa z U-219. Drugiemu z okrętów udało się błyskawicznie pójść pod wodę i uciec pogoni, ale U-172 miał pecha. Lekko uszkodzony okręt wprawdzie zanurzył się, ale miejsce to zostało oznaczone przez Avengera dymną pławą. Zaraz potem zjawiły się niszczyciele „George E. Badger” i „Osmond Igram”, rozpoczynając dewastujący atak przy pomocy „jeży” (hedgehog – moździerz miotający jednocześnie 24 stosunkowo niewielkie bomby głębinowe).

Hedgehog okazał się niezwykle groźną bronią, ponieważ jego pociski pokrywały bardzo duży obszar. Wybuchały tylko przy bezpośrednim trafieniu


Wkrótce do polowania dołączył niszczyciel „Clemson”. Doskonale dowodzony U-boot unikał ataków aż przez 36 godzin (!), ale w końcu zaczęło na nim brakować powietrza! O 21:00 trzynastego grudnia, pomimo ciemności, „George E. Bader” dostrzegł uciekającego na powierzchni wroga. Niszczyciel otworzył ogień z dziobowego działa, ale zanim zdążył trafić chociaż raz, usłyszano nadciągającą akustyczną – czyli podążającą za hałasem wytwarzanym przez śruby – torpedę. Była to torpeda T5, przeznaczona do atakowania okrętów eskorty. Zgrabny unik i… nie widać było już U-boota, który korzystając z zamieszania powtórnie się zanurzył. Niszczyciel był jednak na tyle blisko, że zrzucił w to miejsce bomby, nastawione na niewielką głębokość. Wprawdzie na wodzie pojawiła się plama oleju, ale ewidentnie U-boot nie został zniszczony. Dopiero następnego dnia rankiem wynurzony z powodu poważnych uszkodzeń okręt został zaatakowany wspólnie przez okręty i samoloty. Okryty płomieniami U-172 poszedł na dno wraz z czterdziestoma sześcioma ludźmi. Trzynastu szczęśliwców wzięły na pokład amerykańskie okręty.

Ponieważ zatopienie U-172 rozpoczęło się i skończyło dzięki Avengerom i Wildcatom z „Bogue”, możemy chyba doliczyć ten okręt do listy chwały lotniskowca.
„Bogue” 6 – Doenitz 0.

Zaledwie tydzień później Avengery z „Bogue” zatopiły mający zaledwie osiem miesięcy U-850, duży okręt typu IX. Kompletnie zaskoczony kapitan Klaus Ewerth postanowił się wprawdzie bronić na powierzchni, ale najwyraźniej w ogniu walki nie dostrzegł drugiego Avengera, który precyzyjne trafił go bombą 500-funtową, czyli ważącą aż 226 kilogramów. Oznaczało to wyrok śmierci zarówno dla U-boota, jak i dla całej, 66-osobowej załogi.
„Bogue” 7 – Doenitz 0.

Atak na U-850


Pierwsze dwa miesiące roku 1944 były wreszcie wolne od ciężkiej i ryzykownej pracy w osłonie konwojów. Przez cały ten okres okręt dostarczał do Glasgow duże partie samolotów, potrzebnych do inwazji na Normandię.

Nareszcie można było płynąć szybko, troszcząc się tylko o siebie! Wszystko co dobre ma jednak swój koniec, i w maju „Bogue” skończył pracę jako transportowiec. Tym razem miał w asyście niszczycieli miał patrolować wody wschodniego Atlantyku – w pobliżu Afryki – w poszukiwaniu okrętów podwodnych. Nowym dowódcą został komandor A. B. Vosseler. Tylko czy starczy dla nich Niemców, którzy ewidentnie przegrali już bitwę o Atlantyk?

Nie było tak źle. Trzynastego marca należący do grupy „Bogue” niszczyciel „Francis M. Robinson” wykrył U-boota na północny-zachód od Przylądka Zielonego (Cape Verde). „Jeż” i bomby głębinowe niszczyciela zatopiły japoński RO-501, dawny U-1224. Okręt znajdował się w drodze do ojczyzny. Ponieważ RO-501 zatonął wraz ze wszystkimi na pokładzie, dopiero po wojnie ludzie z niszczyciela dowiedzieli się, jakiego to egzotycznego przeciwnika mieli na rozkładzie.

Kolejny „Japończyk” należał już całkowicie do „Bogue”. Dwudziestego trzeciego czerwca lotniskowiec znajdował się o 850 mil Zielonego Przylądka i tam nocą (radar!) natknął się na japońskiego łamacza blokady, okręt podwodny I-52. Zaledwie kilka dni wcześniej Japończycy przejęli z U-530 dwóch oficerów, którzy mieli zaprowadzić ich do Bordeaux. Z U-boota pobrano także paliwo i prowiant. Pilotujący Avengera komandor podporucznik Taylor zrzucił nad okrętem dwie flary, w ślad za którymi poszły dwie bomby. Wprawdzie I-52 zdążył się zanurzyć, ale kierując się wskazaniami akustycznej boi (były już takie!) Taylor wystrzelił przeznaczoną do zwalczania zanurzonych okrętów akustyczną torpedę typu Fido. Podwodna eksplozja mogła oznaczać tylko jedno.

Nad ranem niszczyciele natknęły się na wielkie pole szczątków, wśród których najbardziej rzucały się w oczy bele surowego kauczuku, tak potrzebnego niemieckim fabrykom wojskowym. Nie widać było żadnego rozbitka.
„Bogue” 7 – Doenitz 0
„Bogue” 1 – Hirohito 0.

I-52 należał do wielkich okrętów typu C3


Kauczuk był zbyt cennym surowcem, aby pozostawić go w morzu. Wyłowione bele na pokładzie „Bogue”



Nie była to ostatnia ofiara lotniskowca. Dwudziestego szóstego lipca 1944 roku z norweskiego Trondheim wypłynął dowodzony przez komandora podporucznika Armina Linke U-1229, mający za zadanie wysadzić swojego pasażera na brzegach stanu Maine, USA. Pasażerem tym był 40-letni podporucznik – ale tym razem bez munduru – Oskar Mantel. Linke oczywiście nie miał pojęcia, że tajemniczy pasażer przed wojną mieszkał przez dwanaście lat w Yorkville, stan Nowy Jork i oczywiście perfekcyjnie posługiwał się tamtejszą odmianą angielszczyzny.

Wyposażony w chrapy U-boot znajdował się na powierzchni, o 300 mil od przylądka Race w południowo-wschodniej Kanadzie. Niemcy mieli doprawdy kolosalnego pecha, bo dostrzegło ich aż sześć Avengerów i dwa Wildcaty z „Bogue”.

Atak na U-1229. Przed kioskiem widoczny podniesiony maszt z chrapami
,

Okręt został z miejsca ostrzelany rakietami i obrzucony bombami głębinowymi. U-boot wprawdzie natychmiast zanurzył się, ale uszkodzenia były na tyle poważne, że Linke wynurzył się, po czym wydał rozkaz ewakuacji. Oczywiście jak zwykle najwięcej z tym trudności mieli torpedyści i motorzyści, i jak zwykle mało kto spośród nich się uratował. Krótko potem okręt trafiony został przez 226-kilogramową bombę i zniknął w wielkiej eksplozji.
„Bogue” 8 – Doenitz 0
„Bogue” 1 – Hirohito 0.

Wraz z U-1229 zginęło osiemnastu marynarzy, a wśród nich Linke, który według zeznań jeńców odmówił opuszczenia tonącego okrętu. Uratowano czterdzieści jeden osób, w tym tajemniczego pasażera.

Podporucznik Mantel zadziwił marynarzy znakomitą znajomością ich języka


Amerykanie szybko doszli do tego, że Oskar Mantel nie należał do załogi, a do tego znaleziono przy nim 1.740 dolarów w używanych dwudziestkach. Na dzisiejsze byłoby to prawie 26.200 zielonych, czyli całkiem całkiem. Gość był na tyle podejrzany, że pospiesznie przewieziono go do Stanów, gdzie po przesłuchaniu, FBI postanowiło oskarżyć go o zamiar szpiegostwa. I wtedy do akcji włączyła się Marynarka. Bardzo zdecydowanie.

Ludzie z US Navy obawiali się, że informacja o oskarżeniu przez FBI niemieckiego oficera o szpiegostwo – a w rezultacie skazaniu na śmierć – dotrze w końcu do Niemców, którzy zechcą w ten sam sposób odegrać się na amerykańskich jeńcach. Po wielu dyskusjach FBI zaakceptowała w końcu jeniecki status Mantela. Dzięki temu siedział on wprawdzie w obozie dla jeńców wojennych aż do roku 1947, ale nie było to niczym nadzwyczajnym. Praktycznie wszyscy przetrzymywani w Stanach czy Kanadzie jeńcy zostali dopiero wtedy zwolnieni z niewoli. Mantel pozostał zresztą w Ameryce, a jego przyjaciele jeszcze przez parę lat pomagali mu się upominać o zwrot zarekwirowanych dolarów, będących jakoby darem matki Oskara. Czy udało mu się odzyskać pieniądze i dlaczego już po wojnie FBI nie powróciła z oskarżeniami? Historia milczy na ten temat.

Z początkiem roku 1945 „Bogue” wrócił do funkcji transportowca samolotów, a w kwietniu wraz z podobnym mu lotniskowcem eskortowym „Core” wypłynął w swój ostatni patrol mający na celu ściganie niedobitków U-bootów. Lotniskowcom towarzyszyło aż dziewięć niszczycieli eskortowych. Gdzie te czasy, kiedy brakowało ich do osłony konwojów!

Dwudziestego trzeciego kwietnia o 13:07 pilot Avengera z „Bogue” wypatrzył znajdującego się na powierzchni U-boota. Był to U-546, dowodzony przez kapitana Paula Justa. Okręt natychmiast zanurzył się, ale nie powstrzymało to Amerykanów. Na podanej przez samolot pozycji jako pierwszy zjawił się w nocy niszczyciel „Frederick C. Davis”, a zaraz za nim kolejne okręty z grupy „Bogue”. Sonary wykryły U-boota, ale niemiecki kapitan nie zamierzał być jedynie gonioną zwierzyną. O 8:35 wystrzelona z niecałych sześciuset metrów torpeda T5 trafiła „Fredericka C. Davisa”! Wystarczyło parę minut, żeby okręt złożył się w pół i zatonął. Z liczącej sto dziewięćdziesiąt dwie osoby załogi, uratowano jedynie sześćdziesięciu sześciu.

„Frederick C. Davis”


Ostatnie chwile niszczyciela



W tej chwili stało się jasne, że pozostała ósemka niszczycieli gotowa jest kontynuować polowanie choćby i do końca wojny, byle tylko dopaść U-boota. Nie zajęło to jednak aż tak wiele czasu. Sonar niszczyciela „Flaherty” wykrył okręt, gdy przemieszczał się pod unoszącymi się na falach rozbitkach z „Fredericka C. Davisa”. Nie zdecydowano się poświęcić życia kolegów tylko po to, by zatopić wroga – eksplozja bomb głębinowych zabiłaby wszystkich unoszących się na wodzie marynarzy – ale po prostu nie wypuszczono już U-boota z wiązki sonaru. Dokładniej mówiąc: siedmiu sonarów. Los Niemców był zatem przesądzony, bo o ile można wymknąć się jednemu prześladowcy, to na pewno nie całej ich gromadzie.

Bezlitosne polowanie trwało przez dziewięć godzin, podczas których U-boot odniósł uszkodzenia, zmuszające go do wyjścia na powierzchnię. Kapitan Just zamierzał ostrzelać prześladowców, oraz wystrzelić w ich kierunku torpedy. Rzecz jasna mogło się to udać jedynie w teorii.

Na wynurzonego U-boota runęła masa pocisków z czterech najbliżej znajdujących się niszczycieli. Zaledwie w kilka minut po wyjściu na powierzchnię U-boot poszedł ponownie pod wodę, tym razem już ostatecznie, a wraz z nim dwudziestu sześciu marynarzy. Trzydziestu trzech Niemców, wśród nich kapitan Just, trafiło na pokłady niszczycieli.

W środku zdjęcia tratwa z U-boota


Jeńców z U-546 umieszczono w przedniej ładowni „Bogue”


Kapitan Paul Just (po lewej) ze swym pierwszym oficerem. Dla nich wojna już się skończyła


I to była ostatnia akcja lotniskowca na Atlantyku.

Nieco przesadzona lista trofeów lotniskowca. Być może zaliczono do niej także okręty zatopione przez niszczyciele wchodzące w skład grupy „Bogue”. Po lewej dowódca okrętu komandor Aurl B. Vosseler w towarzystwie dowódcy Floty Atlantyckiej, kontradmirała Alberta C. Reeda. Norfolk 1944


Luty 1945. W drugiej fazie wojny „Bogue” nosił kamuflaż


Po kapitulacji Niemiec „Bogue” wysłany został na Pacyfik, ale nie miał tam okazji do walki. We wrześniu włączono go do operacji Magic Carpet, czyli przywożenie żołnierzy do Stanów. Trzydziestego listopada 1946 lotniskowiec zawinął do Tacomy, stan Waszyngton, gdzie zacumowano go jako część floty rezerwowej. W roku 1955 okręt przeklasyfikowano na CVHE czyli helikopterowy lotniskowiec eskortowy. Dotrwał tak aż do marca 1959, kiedy to skreślono go z listy floty i sprzedano na złom.

*

Poznajmy jeszcze parę szczegółów, dotyczących japońskiej ofiary samolotu z „Bogue”. I-52 wiózł do Niemiec sporą ilość strategicznych, a tak bardzo potrzebnych tam surowców. Poza dwoma tonami złota (146 sztabek zapakowanych do 49 metalowych skrzyń), na okręt załadowano także 228 ton cyny, molibdenu i wolframu, 54 tony surowego kauczuku i 3 tony chininy przeznaczonej do produkcji morfiny. Zabrano także w rejs czternastu ekspertów z takich firm jak np. Mitsubishi, mających szczegółowo przeanalizować szereg stosowanych w Niemczech technologii. I pewnie wszystko poszłoby jak z płatka, gdyby nie drobny fakt, że dzięki złamanym szyfrom alianci znali trasę i daty rejsu, co zaowocowało znanym nam już sukcesem komandora Taylora.

W latach dziewięćdziesiątych wrak I-52 został odnaleziony i pewnie kwestią czasu jest wydobycie jego cennego ładunku. Sam okręt leży na głębokości 5200 metrów i zachował się w zadziwiająco dobrym stanie. Doskonale widoczna jest dziura wyrwana w kadłubie przez torpedę Taylora.

Wrak I-52 zachował się w zadziwiająco dobrym stanie
,

Post zmieniony (03-05-20 11:03)

 
14-03-16 08:16  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:21)

 
14-03-16 08:46  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Jaki spóźnienie, ZbiGu? A kiedyż to zobowiązałem się do umieszczania Opowieści dokładnie o 8:00, hę?

Porucznik o którym piszesz, to dowódca U-boota, a nie Amerykanin: "Zadziwiające, że dowodzący okrętem porucznik Hans Johannsen nie dopilnował tego, żeby cała załoga zdążyła się ewakuować! Wraz z U-569 na dno poszło dwudziestu jeden marynarzy."

Mowa zatem jest o niefachowej ewakuacji załogi z U-boota, a nie o ich nie ratowaniu przez Amerykanów. Na wszelki wypadek jednak dodałem do pierwszego zdania słowo "podwodnym"

Post zmieniony (14-03-16 08:47)

 
14-03-16 10:01  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Dixie 



Na Forum:
Relacje z galerią - 1
 

- "ale najwyraźniej ogniu walki nie dostrzegł drugiego Avengera"
miedzy "najwyraźniej" a "ogniu" brakuje literki "w".

- "... z norweskiego Trondheim wypłynął dowodzony przez komandora podporucznika Arnima Zinke U-1229..."
W innych miejscach Zinke trzykrotnie występuje jako Linke, więc pewnie zwykła literówka.

Przy okazji: ja wiem, że na bezrybiu i rak ryba i nawet P-38 Lightning uzbrojone w bazooki patrolowały Atlantyk, ale jak kraciasto-szmaciany Huraś z max.8 plujkami 0,707 cala jest stanie skrzywdzić u-boota, to nie mam pojęcia. Załogę opalającą się na pokładzie, owszem, postrzępi, ale nic poza lakierem raczej nie uszkodzi. A sam łatwo mógł stać się karmą dla ubocich Oerlikonów. Lepiej opancerzone Avangery miewały z tym poważne problemy (co fajnie widać w tym opowiadaniu).

No ale na wojnie różne rzeczy są możliwe :)

--
...to ja idę sklejać pierogi :)

 
14-03-16 10:13  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:22)

 
14-03-16 10:42  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
pieczarek   

A ja jeszcze zobaczylem, ze okret-bohater dzisiejszej Opowiesci opanowal technike podrozy w czasie, i to o rowne 50 lat! ;)
"Pierwsze dwa miesiące roku 1994 były wreszcie wolne od ciężkiej i ryzykownej pracy w osłonie konwojów. Przez cały ten okres okręt dostarczał do Glasgow duże partie samolotów, potrzebnych do inwazji na Normandię."

--
pozdrawiam Kuba

 
14-03-16 10:57  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:22)

 
14-03-16 11:59  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
pieczarek   

Alez mnie pasuje jak najbardziej, tylko pytanie, czy inni maja podobne upodobania...

--
pozdrawiam Kuba

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 76 z 114Strony:  <=  <-  74  75  76  77  78  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024