KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 73 z 114Strony:  <=  <-  71  72  73  74  75  ->  => 
29-02-16 08:53  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:13)

 
29-02-16 23:01  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Oooo, nie wiedziałem, że teraz przeszliśmy na Star Trek :)

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
01-03-16 07:52  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:13)

 
03-03-16 08:19  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 423


PRZEGRANA NAJWAŻNIEJSZA BITWA USS „ENTERPRISE”

Trwały ciężkie walki na Okinawie i na przyległych wodach. Po ciężkim uszkodzeniu lotniskowca „Bunker Hill” przez dwóch kamikadze jedenastego maja 1945 roku, admirał Mitscher przeniósł się wraz ze sztabem na lotniskowiec „Enterprise”, znany powszechnie jako Big E.

„Enterprise”


Minęły trzy dni. Czternastego maja wczesnym rankiem pojawiły się wrogie samoloty i nie było wątpliwości, że znakomita większość z nich to kamikadze. Zanim słońce podniosło się całkowicie ponad linię horyzontu, wiele z nich zostało zestrzelonych, ale o siódmej rano obciążony 250-kilogramową bombą myśliwiec Zero wyskoczył z chmury i rozbił się dokładnie na przedniej windzie „Enterprise”. Wielka i ciężka konstrukcja niczym piórko wyleciała w powietrze na ponad dwieście metrów! To co zostało z samolotu i jego pilota Tomi Zai – nazwisko szczęśliwego kamikadze podał po wojnie jego kolega z samolotu obserwującego skutki ataków – wpadło do hangaru. Moment eksplozji został sfotografowany z kilku okrętów.

Pierwsze zdjęcie wykonano z lotniskowca „Baatan”, drugie z pancernika „Washington”. Na obu zdjęciach widać lecącą w górę windę. Zdjęcie z pancernika wykonano ułamek sekundy później, dlatego winda jest tu wyraźnie wyżej
,

Załoga była doskonale przygotowana nawet na tak dramatyczną okoliczność. Oczywiście wszyscy znajdowali się na stanowiskach bojowych, drużyny przeciwawaryjne były w pełnej gotowości, a przednia część pokładu lotniczego była pusta poza dwoma samolotami, z których najbardziej wysuniętemu w stronę dziobu nic się nawet nie stało. Pożar znalazł się pod kontrolą już po siedemnastu minutach, a po kolejnych trzynastu dowódca okrętu, komandor Grover „Budd” Hartley Hall odebrał meldunek o ugaszeniu ognia. Jeszcze trzy lata wcześniej pożar byłby może nawet i niemożliwy do opanowania, ale w roku 1945 systemy skraplaczy, wydajne pompy i znakomity sprzęt w rękach doskonale wyszkolonych strażaków czyniły cuda. Na znacznie większą skalę wszystko to sprawdziło się równie doskonale na straszliwie porozbijanym i stojącym w płomieniach lotniskowcu „Franklin” (vide Opowieść 252, „Niepokonany”). Zginęło niestety czternastu ludzi, a sześćdziesięciu ośmiu odniosło rany. Następnego dnia zostali oni przekazani na szpitalny statek „Bountiful”.

„Bountiful” odbiera rannych z lotniskowca


W trakcie gaszenia pożarów i już po jego stłumieniu cały czas strzelała artyleria lotniskowca, strącając dwa samoloty.





„Enterprise” pozostawał na miejscu jeszcze przez dwie doby, prowadząc naprawy możliwe do wykonania o własnych siłach. Poprzez zalatanie dziur w kadłubie i wypompowanie wody zlikwidowano wprawdzie przegłębienie na dziób, ale pokładem lotniczym skutecznie mogła zająć się jedynie stocznia. Od dziury po wyrwanym kwadracie windy aż do nadbudówki drewniany i stalowy pokład wygiął się do góry od metra do metra dwadzieścia i dodatkowo był w wielu miejscach połamany. O dziwo wciąż można było wysyłać w powietrze samoloty, ale działo się to bardzo powoli. Najpierw trzeba było maszynę ostrożnie przepchać tuż obok wielkiej wyrwy i dopiero potem ustawić na sprawnej prawoburtowej katapulcie. Jak na wymogi strefy wojennej było to mocno niezadowalające osiągnięcie, i dlatego szesnastego maja „Enterprise” opuścił zachodni Pacyfik, aby już nigdy tam nie wrócić.

Trzydziestego maja okręt zawinął do Pearl Harbor. Niezwykle gorące przywitanie było niczym w porównaniu z tym, co działo się później na kontynencie. Siódmego czerwca lotniskowiec wpłynął do Bremerton w stanie Waszyngton, gdzie po kilku dniach wszedł na suchy dok stoczni Puget Sound Navy Yard.

Przed wejściem na stocznię większość załogi przeszła na prom „City of Sacramento”


Remonty zakończono na początku września i wreszcie okręt był gotowy do walki, tyle że Japonia zdążyła już skapitulować. Pięćdziesiąt sześć (aż tyle!) przeciwlotniczych czterdziestomilimetrówek mogło być teraz użyte jedynie podczas ćwiczeń.

Dwudziestego trzeciego września „Enterprise” powrócił do Pearl Harbor. Tam na okręt wszedł wiceadmirał Frederick C. Sherman oraz nowy dowódca lotniskowca komandor William L. Rees, a ponadto 1149 byłych jeńców wojennych, niecierpliwie czekających na powrót do domu. Portem docelowym był Nowy Jork, a droga wiodła przez San Francisco i Kanał Panamski.

Byli jeńcy zamieszkali w hangarze „Enterprise”


Wyjątkowo niezwykłe zdjęcie! San Francisco, wrzesień 1945. Obok siebie przedstawiciele czterech typów lotniskowców biorących udział w zmaganiach z Japonią. Od lewej „Saratoga” (typ Lexington), „Enterprise (typ Yorktown), „Hornet”, ten drugi (typ Essex) oraz „San Jacinto” (typ Independence). Brak jedynie „Waspa”, jedynego w swoim typie, utraconego we wrześniu 1942 roku, żeby mieć na wspólnym zdjęciu stuprocentowy przegląd wszystkich typów amerykańskich lotniskowców uderzeniowych z lat drugiej wojny



Okręt był częścią efektownie wyglądającego zespołu. Wraz z nim płynęły do kraju lekkie lotniskowce „Monterey” i „Baatan”, oraz cztery pancerniki i trzy lżejsze okręty. Jak miło było wreszcie płynąć bez stałego wypatrywania japońskich okrętów podwodnych! Najpierw odbyło się huczne powitanie w Kanale Panamskim, aż wreszcie szesnastego października zespół znalazł się zaledwie o godziny od Nowego Jorku. Sto jeden samolotów z trzech lotniskowców poleciało nad miasto, zapowiadając rychłe pojawienie się wojennych bohaterów, mających wkrótce wziąć udział w Navy Day (Dniu Marynarki Wojennej). Od 1922 roku Navy Day obchodzono każdego dwudziestego siódmego października, w dniu urodzin Franklina Delano Roosevelta, wielkiego entuzjasty Marynarki. Tegoroczne, pierwsze po zakończeniu wojny uroczystości, miał zaszczycić prezydent Harry S. Truman.



Gdy „Enterprise” wpływał wczesnym rankiem siedemnastego października do Nowego Jorku, witały go dwa sterowce Navy, mnóstwo prywatnych samolotów, a holowniki i stateczki wszelkiego rodzaju prawie tonęły pod ciężarem fotoreporterów.

” wpływa na rzekę Hudson...


..i w asyście holowników podchodzi do nabrzeża



Gdy okręt cumował przy kei nr. 26 przy Beach Street, witały go tam tłumy ludzi. Grała orkiestra, a piękne dziewczyny z Czerwonego Krzyża dały pokaz niczym dzisiejsze czirliderki na sportowych imprezach. Na ich widok z kolei oszalała załoga lotniskowca. Statki pożarnicze wystrzeliwały wielkie fontanny wody.

Także prasa zachwycała się okrętem. New York Times napisał że „Enterprise” jest „ogólnie uznawany za uczestnika największej liczby bitew w historii amerykańskiej Marynarki”. The Sun: „Duma Marynarki wraca świtem do domu”. Times: „Lotniskowiec Enterprise, największa duma Marynarki” a New York World-Telegram napisał, także na pierwszej stronie: „Big E, najwaleczniejszy lotniskowiec już jest u nas!”.

Kolejne dni nie zmniejszyły zainteresowania okrętem ani o trochę. Codziennie tysiące zwiedzających, a wśród nich liczna wycieczka z akademii wojskowej w West Point. Na wejście trzeba było czekać godzinami, ale nikt nie rezygnował z miejsca w kolejce.

W tym czasie do Nowego Jorku przypływały kolejne okręty, mające wziąć udział w uroczystościach zwycięskiego Navy Day. Wszystko było dopracowane do najmniejszego szczegółu, a prasa otrzymywała odpowiedzi na każde pytanie.

Brooklyn Daile Eagle była jedną z wielu gazet, które zamieściły plan uroczystości, a także informację, gdzie jaki okręt będzie stał


Od dołu: krążownik „Augusta”, lotniskowiec „Midway”, „Enterprise” i „Missouri”. Na pancerniku prezydent Truman wydał uroczysty lunch, na którym była m.in. wdowa po Roosevelcie


Od lewej: „Midway”, „Enterprise” i „Missouri”



Navy Day zebrał od 4 do 6 milionów ludzi, chcących na własne oczy zobaczyć Bohaterów Pacyfiku. Pod wieczór przy pomocy katapult z „Enterprise” wystartowała grupa nocnych myśliwców, która przeleciała na okrętami w formacji V jak Victory. Na koniec dla uczczenia swojego okrętu piloci ustawili się w kształt litery E, ponownie dając pokaz znakomitego wyszkolenia.

Po owym niezapomnianym dniu okręt popłynął do stoczni Marynarki w Bostonie, gdzie przystosowano hangar do pomieszczenia jak największej liczby ludzi. W dwóch rejsach pomiędzy listopadem 1945 a połową stycznia 1946, w ramach operacji Magic Carpet (Czarodziejski Dywan) okręt przywiózł do kraju ponad dziesięć tysięcy żołnierzy oraz byłych jeńców wojennych.

Okręt z amerykańskimi żołnierzami wychodzi z Southampton 23 listopada 1945


„Enterprise” z żołnierzami już w domu



Operacja Magic Carpet skończyła się, i przyszedł czas na zastanowienie się nad dalszymi losami okrętu. Nie było sensu utrzymywać go na liście floty, ponieważ US Navy miała mnóstwo większych i nowocześniejszych lotniskowców typu Essex, a ponadto także trzy wielkie okręty typu Midway. Jako pierwszy głos w tej sprawie zabrał wiceadmirał Sherman, który jeszcze w październiku 1945 roku powiedział dziennikarzom, że spodziewa sie, iż „Enterprise” zostanie zachowany w charakterze okrętu-muzeum.

Pierwszego listopada Harry Truman otrzymał w sprawie okrętu następujący list od Sekretarza Marynarki, Jamesa Forrestala:

„Czas zrobił to, czemu nie dał rady wróg w trakcie czteroletniego desperackiego i kosztownego wysiłku; USS ENTERPRISE musi być wyłączony ze służby, ponieważ nowoczesne samoloty nie mogą latać z jego pokładu w warunkach bojowych.

Okręt był sercem Floty, gdy wojna toczyła się nie po naszej myśli. W zapisie służby znajdują się nie tylko informacje o bojowych zasługach, ale także o przetrwaniu wielu ataków. Okręt zaatakował jako pierwszy japońskie terytoria na [wyspach] Marshalla i Gilberta w lutym 1942, pływał pod flagą admirała (wtedy kontradmirała) Spruance w bitwie o Midway, jednej z decydujących bitew w historii, a po utracie Horneta w bitwie o wyspy Santa Cruz, Enterprise został naszym jedynym lotniskowcem na Pacyfiku. Jego załoga z duma głosiła, że było to ENTERPRISE [gra słów: enterprise = inicjatywa, przedsięwzięcie] przeciw Japonii i popłynęła do bitwy o Guadalcanal. Jej eskadry zestrzeliły prawie tysiąc nieprzyjacielskich samolotów i zatopiły siedemdziesiąt cztery okręty i statki.

Ludzie którzy na nim walczyli, kochali ten okręt. Zasmuciłoby mnie umieszczenie [mojego] nazwiska na dokumencie skazującym go na pocięcie na załom.

Wierzę, Panie Prezydencie, że ENTERPRISE powinien być zachowany na zawsze w jakimś odpowiednim miejscu jako widoczny symbol amerykańskiego męstwa i wytrwałości, oraz naszej woli zwalczania wrogów którzy na nas napadają i [dlatego] proszę o aprobatę dla tej propozycji”.

Wszystko zatem znajdowało się na dobrej drodze. Siedemnastego lutego 1947 roku w Bayonne, stan Nowy Jork, opuszczono na lotniskowcu banderę, a jako ostatni z pokładu zszedł jego dowódca, komandor porucznik Lewis F. Davis. Od tego dnia „Enterprise” wchodził w skład Rezerwowej Floty Atlantyku. Oznaczało to jedynie szkieletową załogę która dbała o to, żeby okręt nie nabierał wody ani żeby nie zagroził mu pożar. Nic dziwnego zatem, że z każdym rokiem „Enterprise” był coraz brudniejszy, i coraz mocniej domagający się świeżej farby.

Jeszcze w roku 1949 okrętem zainteresowało się Muzeum Nauki i Przemysłu w San Francisco. Zarząd muzeum widział „Enterprise” zacumowany na wyspie Treasure (Treasure Island), leżącej w połowie drogi pomiędzy San Francisco i Oakland. Ponieważ wyspa połączona była z tymi miastami mostem, niecodzienny eksponat mógłby liczyć na wielkie zainteresowanie. Niby pięknie, ale... muzeum spodziewało się, że okręt przypłynąłby do nich na koszt Marynarki, i że ta sama Marynarka zajmowałaby się potem utrzymaniem go w dobrym stanie. Też na swój koszt. W następnych latach pojawiały się kolejne pomysły, tyle że kolejni chętni na „Enterprise” nie byli równie chętni do utrzymywania go z własnych funduszy.

W przeciwieństwie do licznych entuzjastów, Navy stała mocno na gruncie ekonomii. W 1956 roku Sekretarz Marynarki Thomas S. Gates opublikował długą listę okrętów, których utrzymywanie w rezerwie nie miało już dłużej sensu. Oznaczało to sprzedanie ich na złom. Jednym z okrętów na liście był „Enterprise”!

Co interesujące, okręt właściwie nie był aż tak stary: wszedł do służby raptem osiemnaście lat wcześniej. Fakt, stary nie był, ale był niestety przestarzały. Podobnie jak skazane na ten los pancerniki „South Dakota”, „Washington”, „North Carolina” i „Alabama” oraz liczne krążowniki i niszczyciele.

Lista Gatesa wstrząsnęła wielu sympatykami najbardziej zasłużonego okrętu w historii US Navy. Do boju ruszył Joe Morchouser, dziennikarz piszący dla szalenie popularnego wtedy magazynu „Look”. W artykule z piątego marca 1957 roku zaapelował do czytelników o pisanie do swoich kongresmenów z prośbą o wsparcie pomysłu na okręt-muzeum. Morchousera wsparł w wysiłkach emerytowany już admirał Bill Halsey! Występował w tej sprawie wielokrotnie w telewizji, oraz udzielał niezliczonych prasowych i radiowych wywiadów w gorącej nadziei że kogo jak kogo, ale że JEGO zdanie będzie się liczyło. Póki co wszystko układało się dobrze.

Dwudziestego drugiego maja 1957 roku, przed połączonymi izbami Kongresu zabrał włos senator Warren G. Magnuson. W emocjonalnym przemówieniu przedstawił on projekt rezolucji dotyczącej zachowania „Enterprise” w dystrykcie Columbia w charakterze „narodowej świątyni”. I – udało się! Rezolucja została przyjęta, a w końcu podpisał ją także prezydent Dwight Eisenhower. Cała rezolucja jest długa, ale koniecznie trzeba zacytować jej drugi i trzeci rozdział:

„Rozdz.2. W celu realizacji niniejszego aktu, Sekretarz Marynarki jest upoważniony przekazać Enterprise do Enterprise Association [Stowarzyszenie Enterprise skupiające setki dawnych członków załogi okrętu] pod następującymi warunkami:

1. [Stowarzyszenie] przedstawi Sekretarzowi Marynarki satysfakcjonujące dane, iż ma odpowiednie zabezpieczenie finansowe, albo będzie miało takie zabezpieczenie dla przeprowadzenia napraw, renowacji, utrzymywania kei, przygotowania do pokazywania [zwiedzającym], konserwacji i administrowania okrętem w sposób satysfakcjonujący i ku dobru interesowi publicznemu zgodnie z treścią aktu.

2. Miejsce postoju okrętu będzie miało odpowiedni dostęp z lądu i zostanie aprobowane przez:
a. Sekretarza Marynarki, National Capital Planning Commission [rządową komisję zajmującą sie planami dotyczącymi dystryktem Waszyngton], Secretary of Commerce [ścisłe kierownictwo wydziału mającego na celu wzrost gospodarczy] oraz
b. jeśli takie miejsce jest na obszarze lub sąsiaduje z terenami pod ich jurysdykcją, także Sekretarzowi Spraw Wewnętrznych, Fine Arts Commission [zajmującą się m.in. pomnikami upamiętniającymi wydarzenia wojskowe], Board of Commissioners of the District of Columbia [jedenastoosobowe ciało kierujące sprawami dystryktu]
c. Enterprise nie będzie nastawiony na zysk, a wpływy mają jedynie pokrywać utrzymanie go i konserwowanie.

Rozdz. 3. Jeśli warunki opisane w rozdziale 2 nie zostaną spełnione w ciągu 6 miesięcy od dnia wydania niniejszego aktu, Sekretarz Marynarki może zgodnie z prawem dysponować USS Enterprise”.

Powyższe słowa oznaczało wyrok na lotniskowiec, ponieważ pobieżne wyliczenia wykazały, że Enterprise Association musiałoby na dzień dobry pokazać dwa miliony dolarów. Dziś byłoby to siedemnaście!

Podsumowując fakty, o losie „Enterprise” przesądziło:

- Okręt miał być pierwszą wielką jednostką z okresu drugiej wojny, prezentowaną publiczności jako muzeum. Pomimo ogromnych wojennych zasług lotniskowca na rozwoju sytuacji zaciążył fakt, że pomysł Morchousera i Halseya był bezprecedensowy, i dlatego nie bardzo wiedziano, jak się poruszać w labiryncie stawianych wobec Enterprise Association warunków – ani też w jaki sposób zebrać w pół roku tak ogromną kwotę, jak dwa miliony dolarów.

- Nie był to dobry moment. Wojna skończyła się raptem dwanaście lat wcześniej, i wiele okrętów walczących u boku „Enterprise” wciąż jeszcze znajdowało się w służbie. Z tego powodu trudno było przedstawić lotniskowiec w historycznym kontekście. W 1957 Rosjanie wystrzelili pierwszego sputnika i nagle cały kraj, wraz z rządem, skierował swoją uwagę na przyszłość. Z tego punktu widzenia sprawa jakiegoś tam starego okrętu, choćby i najbardziej zasłużonego, wydawała się nieistotna i niewarta głębszej analizy.

- Zbyt krótki okres wyznaczony Enterprise Association na zebranie bardzo dużej kwoty. Kongres nie był chętny do dołożenia się bo budżet był bardzo napięty, no a po Sputniku każdego dolara trzeba było skierować do szykowanej do otwarcia agencji NASA. Rosnąca potęga morska ZSRR spowodowała także że łatwiej było wydać miliony na nowy okręt, niż na stary, zardzewiały lotniskowiec.

Przedstawiciele Enterprise Association spotkali się Sekretarzem Marynarki Gatesem starając się go przekonać do współfinansowania projektu, albo choćby tylko do przedłużenia terminu na zebranie pieniędzy, ale odbili się od niego jak od ściany. Gates miał pieniądze jedynie na rozbudowę i działanie floty operacyjnej, ale na pewno nie na dalsze utrzymywanie w rezerwie zupełnie mu niepotrzebnego, przestarzałego lotniskowca.

Z bólem w sercach członkowie Stowarzyszenia zgodzili się na podpisanie kolejnego aktu, w którym ogłosili swoją kapitulację wobec bezlitosnej rzeczywistości. Uzgodniono co następuje:

1. Pierwszy amerykański atomowy lotniskowiec będzie nazywał się „Enterprise”
2. Wieża na nowym stadionie morskiej uczelni w Annapolis otrzyma nazwę Enterprise. Na wieży stanie trójnożny maszt z lotniskowca z powiewającą stale banderą.
3. Stowarzyszenie otrzyma części okrętu, mogące go upamiętnić.

Okręt został sprzedany na złom pierwszego lipca 1958 roku za 561.333 dolarów, równowartość 4.600.000 obecnych dolarów.

W sierpniu „Enterprise” przeholowano do stoczni Brooklyn Navy Yard.

W drodze do stoczni. Na okręcie na którym służyło jednocześnie nawet 2900 ludzi, tym razem było ich zaledwie piętnastu!


Na pokładzie leży odcięty trójnożny maszt. Odcięto go po to żeby pusty, a przez to mocno wynurzony okręt zmieścił się pod mostami




W stoczni. Obok Big E stoi kończony właśnie nowy „Independence”



Pod koniec roku lotniskowiec odbył swoją ostatnią podróż z Brooklyn Navy Yard do Kearny w New Jersey, na rzece Haceknsack. Z końcem roku 1959 zasłużony okręt przegrał swoją najważniejszą, ostatnią bitwę. W tym samym roku, w którym zmarł jego wielki admirator, admirał Bill Halsey.

A jak tam z realizacją umowy pomiędzy Enterprise Association a Sekretarzem Marynarki? No cóż, wyszło jak wyszło. Pierwszy atomowy lotniskowiec (CVN-65) nazwano wprawdzie „Enterprise”, ale już z masztem nie wyszło. Projektanci stadionu uznali że wymagałby on stałej konserwacji, podczas gdy oni zbudowali stadion z betonu właśnie po to, żeby jakakolwiek konserwacja stała się zbędna. No i że dwunastometrowa trójnożna konstrukcja nie pasowałaby do architektury stadionu. W rezultacie złożony na pokładzie maszt pocięto na kawałki. Wbrew obietnicom nie pozostawiono zbyt wielu fragmentów okrętu, czego Enterprise Association ewidentnie nie dopilnowało.

Zdjęcia ze stoczni złomowej. Na pierwszym z nich ścian hangaru z wypisanymi dokonaniami okrętu podczas wojny. Fragment ten został zachowany, ale przez następne lata bezmyślnie trzymany na powietrzu, w związku z czym zapisy stały się nieczytelne!


Wiosna 1959


Wbrew obietnicom, maszt także poszedł na złom
,

Sala odpraw pilotów


Zdjęcie wykonane od strony rufy


Resztki dziobu


A oto kilka pamiątek po okręcie:

Fragment rufy z nazwą znajduje się w River Vale Veterans' Memorial Park, upamiętniającym mieszkańców River Vale, którzy służyli w jednostkach zbrojnych Stanów Zjednoczonych
,

W lokalnym muzeum znajduje się także gablota poświęcona okrętowi. Na górze cytat z rozkazu bojowego z listopada 1941: TERAZ SĄ POTRZEBNE SILNE NERWY I ZDECYDOWANE SERCA.


Ten cenny eksponat znajduje się w Akademii US Navy w Annapolis


Kotwica



Post zmieniony (03-05-20 11:00)

 
03-03-16 08:22  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:15)

 
03-03-16 09:42  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:15)

 
03-03-16 13:17  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Dixie 



Na Forum:
Relacje z galerią - 1
 

"W tym samym roku, w którym zmarł jego wielki jego, admirał Bill Halsey."
To drugie "jego" chyba miało być jakimś innym wyrazem.

Miodna opowiastka z gorzkim zakończeniem...

--
...to ja idę sklejać pierogi :)

 
05-03-16 17:14  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Które okręty złomować, a które pozostawić, odwieczny dylemat "cywilizowanych". A co w Polsce? Najsłynniejszy okręt podwodny zaginął na służbie, więc jego bliźniaka można w 1970 r. pociąć. Błyskawica staje się muzeum, to Burza jest już zbędna... Przykłady można mnożyć.

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
06-03-16 08:17  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:15)

 
06-03-16 10:09  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

"Sępa" nie zwiedzałem - pamiętam, że oglądałem go z zewnątrz będąc na spacerze z ojcem.
Natomiast na ORP "Burzy" byłem kilkakrotnie (raził mnie ten drugi szeroki komin po przebudowie).


(zdj. z Muzeum Sopotu)

Tak jak zezłomowano "Burzę" tak samo pozbyto się dwóch Spifire'ów z MWP w Warszawie i wszystkich jeszcze sprawnych "Kubusi" (Piper "Cub"- było ich ok. 130 szt. !)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 73 z 114Strony:  <=  <-  71  72  73  74  75  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024