KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 71 z 114Strony:  <=  <-  69  70  71  72  73  ->  => 
22-02-16 08:13  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:09)

 
22-02-16 18:59  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

A kiedy będzie o pierwszym, że się uprzejmie spytam ?

 
24-02-16 03:15  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:10)

 
24-02-16 08:51  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Płomień (pochodnia) w rafineriach naftowych, zakładach przetwórczych, platformach wiertniczych - wydobywczych to spalanie uwalnianego niejako przy okazji gazu ziemnego, który jest produktem ubocznym i nie ma możliwości jego zużytkowania.
Chodziło mi o pierwszego francuskiego drednota.
Masz rację - szukałem, szukałem i znalazłem - jednak litera "c" zmienia się na "k" i taka odmiana jest prawidłowa (!) tzn. Titanika, Olimpika itp.

 
24-02-16 10:15  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:10)

 
25-02-16 08:04  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 421


OSTATNI FRANCUSKI DREDNOT

Wiceadmirał John Cronin Tovey, weteran z niszczycieli znany był jako „szybko myślący, doświadczony wojownik i marynarz”. Dwudziestego czerwca 1940 dowodził z lekkiego krążownika „Orion” zespołem ośmiu okrętów, stojących na redzie Aleksandrii. O 11:30 całą ósemka podniosła kotwicę i obrała kurs na zachód.

Wiceadmirał John Cronin Tovey, i jego flagowy „Orion”
,

Zachęceni szybkim postępem niemieckich wojsk we Francji, zaledwie dziesięć dni wcześniej do wojny przystąpili Włosi. Ich oddziały znajdowały się bardzo blisko Egiptu, bo w Cyrenajce (obecnie wschodnia część Libii), a główna baza mieściła się w Bardii, leżącej zaledwie o sześć mil od granicy. Włosi wprawdzie nie kwapili się do uderzenia na stacjonujące w Egipcie brytyjskie wojska, ale na wszelki wypadek w Londynie postanowiono „zneutralizować” Bardię.

W skład zespołu admirała wchodził pancernik, trzy lekkie krążowniki oraz cztery niszczyciele. Pancernik, hmmm… dlaczego zatem Tovey nie podniósł swej flagi właśnie na tym okręcie? Odpowiedź była prosta: owym pancernikiem był francuski „Lorraine”.

W roku 1940 „Lorraine” znajdował się w służbie już ponad 20 lat. Był jednym z trzech pancerników typu Bretagne, od nazwy pierwszego z nich. Trzecim okrętem był „Provence”. Typ ten stanowił rozwinięcie wcześniejszych drednotów „France”, „Jean Bart”, „Courbet” i „Paris”. Budowę „Lorraine” rozpoczęto pierwszego sierpnia 1912 roku, zwodowano 20 września 1913, a oddano do służby w lipcu roku 1916.

Po odbyciu prób w Tulonie i na pobliskim akwenie, okręt dołączył do 1 Eskadry Floty Śródziemnomorskiej i pełnił tam rolę okrętu flagowego, dopóki go w tej zaszczytnej funkcji nie zmienił „Bretagne”. Pancernik służył na Morzu Egejskim, operując głownie w pobliżu wysp Korfu i Mudro w składzie alianckiego zespołu ciężkich okrętów, utrzymujących blokadę stacjonujących w portach Adriatyku austro-węgierskich pancerników.

W latach 1919-1920 „Lorraine” i jego dwie siostry przechodziły intensywne remonty, w trakcie których otrzymały trójnożne główne maszty i nowocześniejsze wyposażenie kontroli ognia. W połowie lat dwudziestych cała trójka został ponownie zmodernizowana, a najważniejsza zmiana polegała na zastąpieniu węgla olejem napędowym. Ponadto zdjęto osiem dział kalibru 140 mm, instalując w ich miejsce działka przeciwlotnicze.

Rok 1923. „Lorraine” jeszcze z wieżą działową 380 mm na śródokręciu, ale już z trójnożnym masztem


Nie wiedzieć dlaczego, największym modernizacjom podlegała „Lorraine”. W latach 1932-1935 okręt ponownie trafił w ręce stoczniowców, którzy zmienili jego sylwetkę. Usunięto dwulufową wieżę dział 380 mm ze śródokręcia, instalując w to miejsce katapultę oraz hangar na cztery rozpoznawcze samoloty. Były nimi Potezy 452, dwumiejscowe łodzie latające.

1934. „Lorraine” z katapultą na miejscu środkowej wieży 380 mm. Po bokach nowoczesne działa przeciwlotnicze. Na drugim zdjęciu Potez 452
;

W chwili wybuchu drugiej wojny wchodząca w skład Drugiego Dywizjonu „Lorraine” bazowała w Mers-el-Kebir, w pobliżu Oranu we francuskiej Algierii. Razem z pancernikiem stacjonowały tam jego dwie siostry oraz dziewięć niszczycieli. Trójka najcięższych okrętów stanowiła ponad połowę gotowych do boju francuskich pancerników, ponieważ z pozostałej czwórki jedynie „Strasbourg” i „Dunkerque” mogły zostać zaliczone do nowoczesnych. Pozostałe dwa, „Paris” i „Courbet”, były starsze niż trzy jednostki typu Bretagne.

Pierwsze wojenne obowiązki „Lorraine” polegały na eskortowaniu konwojów, oraz na patrolowaniu. W listopadzie 1939 roku, eskortowany przez dwa krążowniki pancernik przewiózł do Stanów Zjednoczonych pierwszą partię złota z rezerw Banque de France. Złoto było niezbędne do płacenia za amerykańskie dostawy, realizowane na znanej nam już zasadzie „cash and carry”. W drodze powrotnej trójka okrętów eskortowała francuski statek, wiozący tak potrzebne w kraju samoloty.

Na początku kwietnia 1940 roku pancernik wziął udział w raczej groteskowym anglo-francuskim pokazie siły, mającym na celu ostrzec Mussoliniego przed ruszeniem na Bałkany: „Popatrz jacy jesteśmy potężni i lepiej powstrzymaj się!” Z Gibraltaru i Mers-el-Kebir do Aleksandrii szła składająca się z dwóch grup procesja. W pierwszej płynął pancernik „Barham” eskortowany przez trzy francuskie krążowniki, jeden krążownik brytyjski oraz osiem brytyjskich niszczycieli. Piętnaście mil za nimi szła druga grupa, składająca się trzech francuskich pancerników, znanych nam już „Lorraine”, Provence” i „Bretagne” w eskorcie dwóch niszczycieli i torpedowca.

Kilka dni po dopłynięciu armady do Aleksandrii, na jej czele stanął świeżo przybyły z Malty dowódca Royal Navy na Śródziemnym, admirał Sir Andrew Browne Cunningham. Podniósł swoją flagę na pancerniku „Barham”. „Zebrana flota wyglądała imponująco” – pisał, „ale większość stanowiły okręty francuskie”. Dowodzący francuskim zespołem wiceadmirał René-Émile Godfroy, określany był przez Cunninghama jako człowiek „wysoce inteligentny i gotowy do działania” a do tego mówiący znakomicie po angielsku. Godfroy z miejsca zaoferował brytyjskiemu admirałowi swoje usługi.

Admirał Sir Andrew Browne Cunningham i jego francuski przyjaciel wiceadmirał René-Émile Godfroy
,

Aby zgrać dwujęzyczną flotę, przeprowadzono wspólne ćwiczenia. Po ich odbyciu Cunningham doszedł do wniosku, że jak na Aleksandrię zespół jest zdecydowanie zbyt liczny. W rozmowie w cztery oczy przekonał Godfroya, aby odesłał dwa ze swych pancerników z powrotem do Mers-el-Kebir. Francuz zgodził się z tym i zdecydował o pozostawieniu na miejscu „Lorraine” oraz lżejszych okrętów.

Zanim jeszcze Włosi zdecydowali się na wejście do wojny, „Lorraine”, cztery krążowniki – „Suffren”, „Duquesne” (flagowy okręt Rene Godfroya), „Tourville”, „Duguay-Trouin” oraz trzy niszczyciele kontynuowały intensywne ćwiczenia wespół z okrętami Royal Navy przeprowadzając skomplikowane manewry, a przed wszystkim nabierając biegłości w stosowaniu i rozumieniu zakodowanych sygnałów.

Wreszcie nadszedł od dawna oczekiwany moment. Od godziny 19:00 dziesiątego czerwca 1940 roku Włosi oficjalnie stanęli u boku Hitlera. Póki co jednak, w Afryce siedzieli cicho jak mysz pod miotłą, broniąc się jedynie przed rajdami British Army, regularnie przeprowadzanymi wzdłuż granicy Egiptu z Cyrenajką. Pierwszy taki wypad miał miejsce już w nocy z jedenastego na dwunastego czerwca.

Cunningham postanowił zatem wesprzeć walczących na lądzie żołnierzy, bombardując Bardię. Rozkaz miał wykonać Tovey ze swoją dwupaństwową armadą. Jak już wiemy, dwudziestego czerwca na pół godziny przed południem, okręty wyszły w morze. Tovey tak obliczył czas, żeby pod osłoną nocy podejść w bezpośrednie sąsiedztwo bazy i wczesnym świtem rozpocząć jej ostrzeliwanie. Okręty szły w rozciągającej się na milę kolumnie. Prowadził niosący flagę Toveya „Orion”. Za nim szedł „Lorraine”, a następnie krążowniki „Neptune” i australijski „Sydney”. Osłonę stanowiły cztery brytyjskie niszczyciele.

Rozpoczął się wschód słońca, które wisząc tuż nad horyzontem skutecznie oślepiało włoskie posterunki. O 5:48 poszła pierwsza salwa ze 152-milimetrowych dział „Oriona”, a zaraz potem ogień otworzyły pozostałe okręty.

Bardia leżała raptem sześć mil od granicy z Egiptem


Przez dwadzieścia dwie minuty trwała jednostronna strzelanina, podczas której działa francuskiego pancernika wystrzeliły 53 pociski kalibru 340 mm. Krążowniki posłały na bazę czterysta pocisków 152 mm, a niszczyciele dołożyły jeszcze do tego swoich sto pięćdziesiąt sztuk. Eksplozje wstrząsały magazynami amunicyjnymi i pomieszczeniami bazy. Jak okiem sięgnąć, wszystko stało w dymie i płomieniach. Włosi nawet nie mieli czym odpowiedzieć, bo zapowiedziane działa 152 i 203 mm jeszcze nie nadeszły. Rachityczny ogień skierowano jedynie do zwiadowczego samolotu z „Lorraine”, oraz do krążowników. I to wszystko.

Tego samego dnia o 22:40 zespół Toveya wrócił do Aleksandrii. Po zapoznaniu się z raportem Cunningham uznał całą operację jako „niewielką ale pożyteczną”, której rezultaty „w pełni uzasadniły [wartość] wystrzelonej amunicji”.

Nikt nie przeczuwał że, operacja pod Bardią była ostatnią wspólną brytyjsko-francuską akcją, przeprowadzoną przed kapitulacją Francji. Zaledwie po dwóch dniach, dwudziestego drugiego czerwca Francuzi podpisali zawieszenie broni z Niemcami, a krótko potem także z Włochami. Ósmy punkt warunków zawieszenia broni mówił:

„Francuska Flota, poza jej częścią niezbędną dla chronienia francuskich interesów w Imperium Kolonialnym, zgromadzi się w portach gdzie zostanie spisana, zdemobilizowana i rozbrojona pod niemiecką lub włoską kontrolą. Niemiecki Rząd uroczyście deklaruje, że nie ma zamiaru użycia podczas wojny dla własnych celów Floty Francuskiej stacjonującej w portach znajdujących się pod niemiecką kontrolą, poza jednostkami niezbędnymi do kontroli wybrzeża oraz rozminowywania. Poza częścią (zostanie określona) Floty przeznaczonej do ochrony interesów kolonialnych, wszystkie okręty znajdujące się poza francuskimi wodami terytorialnymi muszą być wezwane do Francji”.

Stało się jasne, że wyeliminowanie francuskiej floty z rejonu Morza Śródziemnego gwałtownie zmienia tam stosunek sił. Pesymiści z brytyjskiej Admiralicji twierdzili nawet, że w tym układzie Royal Navy powinna się wycofać ze wschodniej części morza. Mocno przeciwstawiał się temu Cunningham. Powiedział dobitnie w Londynie, że przyjęcie takiego punktu widzenia „oznaczałoby wielką katastrofę i nic poza tym”. Admirała poparł Churchill i tym samym sprawa została zamknięta.

Ale co zrobić z francuskimi okrętami? W Mers-el-Kebir znajdował się potężny zespół, w tym dwa nowoczesne i szybkie pancerniki „Strasburg” i „Dunkerque”, oraz starsze „Provence” i „Bretagne”. W Aleksandrii stały na kotwicach „Lorraine”, cztery krążowniki, trzy niszczyciele i okręt podwodny. Jak wspominał po wojnie Cunningham: „Podczas ostatnich dni czerwca dowiedzieliśmy się, że planowana jest operacja przeciwko francuskim okrętom w Oranie [dokładnie w Mers-el-Kebir]”. Francuzom przedstawiono cztery opcje w dokumencie dostarczonym admirałowi Marcelowi Gensoul. Brytyjczycy chcieli być pewni, że „najlepsze okręty Marynarki Francuskiej nie zostaną użyte przeciwko nam przez wspólnego wroga”. Aby temu zapobiec, w dokumencie podpisanym przez admirała Sir Jamesa Fownes Sommerville Brytyjczycy zażądali:

(a) Popłynięcie z nami i kontynuowanie aż do zwycięstwa walki przeciwko Niemcom i Włochom.
(b) Popłynięcie ze zredukowanymi załogami pod naszą kontrolą do brytyjskich portów. Zredukowane załogi zostaną repatriowane przy najbliższej okazji. Jeśli zaakceptujecie któryś z tych punktów, oddamy wam okręty po zakończeniu wojny, lub zapłacimy pełną rekompensatę, jeśli do tej chwili zostaną uszkodzone.
(c) Alternatywnie, jeśli czujecie się zobowiązani do tego, że wasze okręty nie zostaną użyte przeciwko Niemcom lub Włochom bo złamałoby to warunki zawieszenia broni, popłyńcie w takim przypadku ze zredukowanymi załogami do jakichś francuskich portów w Indiach Zachodnich – na przykład do Martyniki – gdzie będą mogły zostać zdemilitaryzowane co by nas usatysfakcjonowało, albo zawierzone Stanom Zjednoczonym, gdzie pozostałyby bezpieczne do końca wojny, a załogi zostałyby repatriowane.

Jeśli odrzucicie te uczciwe oferty, będę musiał z głębokim żalem, domagać się od was zatopienia okrętów w ciągu sześciu godzin.
Jeśli to co powyżej zostanie odrzucone, mam rozkaz Rządu Jego Królewskiej Mości użyć siły niezbędnej dla zabezpieczenia waszych okrętów przed wpadnięciem w ręce niemieckie lub włoskie.

Admirał James Fownes Sommerville


W tym czasie w Aleksandrii Cunningham zastanawiał się co zrobić ze „swoimi” francuskimi okrętami. Spytany co myśli o przejęciu ich siłą odparł zupełnie jednoznacznie, że takie rozwiązanie byłoby dla niego całkowicie odrażające. Obie floty razem walczyły, a oficerowie i załogi nawiązały „najserdeczniejsze towarzyskie kontakty”. Ponadto Cunningham określał wiceadmirała Godfroya jako człowieka honoru, któremu można bezwarunkowo wierzyć. „Nagły i bez ostrzeżenia atak na jakikolwiek okręt, w wyniku czego wielu jego ludzi zginęłoby lub odniosło rany jawił mi się jako akt bezprzykładnej zdrady… tak nierozsądnej jak to tylko możliwe”.

Cunningham przytomnie uznał, że jakikolwiek akt przemocy poróżni w sposób nieodwołalny Francuzów z Brytyjczykami, i dlatego niezbędne są negocjacje. Przebieg wydarzeń w Mers-el-Kebir – o czym dalej - uznawał za niedorzeczny i głupi, i dlatego opracował własny plan dla rozwiązania nabrzmiałego problemu. Zaprosił wiceadmirała Godfroya na pokład „Warspite” na trzeciego lipca, godzina siódma rano.

Dwaj admirałowie spotkali się w kabinie Cunninghama i przez półtorej godziny omawiali sytuację, po czym Godfroy w asyście szefa sztabu powrócił na swój krążownik. Cunningham żądał aby Francuzi zgodzili się na pozostawienie w porcie swych okrętów, ale w stanie nie nadającym się do wyjścia w morze. Oczekiwał odpowiedzi do południa trzeciego lipca.

Godfroy jednakże zdecydował o samozatopienia okrętów i zakomunikował o tym brytyjskiemu przyjacielowi, prosząc o czterdzieści osiem godzin aby mieć czas na przeprowadzenie wszelkich działań, mających na celu zapewnienie bezpieczeństwa załogom. Cunningham przyjął tę decyzję z „głębokim żalem”, po czym poprosił Godfroya, aby w takim razie rozkazał wypompować całe paliwo, oraz zdjął i przewiózł na ląd głowice bojowe torped. Francuz zgodził się z tą propozycją. O 17:30 trzeciego lipca zaczęto przepompowywać paliwo na barki. W powietrzu było czuć napięcie.

W Mers-el-Kebir negocjacje nie przebiegały tak spokojnie. Wobec nieprzejednanej postawy Francuzów, Sommerville został zmuszony otworzyć ogień do stojących w porcie okrętów.

,

Dostało się tam także siostrzanym okrętom „Lorraine”. „Bretagne” wyleciał w powietrze po czym osiadł na dnie, a mocno uszkodzony „Provence” został wyrzucony przez załogę na mieliznę. Ciężko uszkodzony został także „Dunkerque”. Jedynym pancernikiem który ocalał był „Strasbourg”, któremu udało się przedrzeć przez brytyjskie linie. Owego koszmarnego dnia śmierć poniosło aż 1297 francuskich marynarzy.

Niemiecki plakat propagandowy NIE ZAPOMNIJCIE ORANU!


W Aleksandrii wypadki gwałtownie przyspieszyły. Godfroy słyszał o ultimatum z Mers-el-Kebir i otrzymał bezpośredni rozkaz z francuskiej Admiralicji, nakazujący mu wyjście w morze, w razie potrzeby nawet przy użyciu siły. Usłyszawszy o tym rozkazie Cunningham natychmiast wysłał do Godfroya kontradmirała Algernona Willysa który dowiedział się, że Francuz zdaje sobie sprawę z tego, iż wykonując rozkaz dowództwa, doprowadzi do bitwy. Wprawdzie Godfroy dał do zrozumienia Willysowi że wolałby zatopić swoje okręty, ale rozkaz był jasny…

Cunningham raz jeszcze przeanalizował sytuację. Były trzy opcje:

1. Próba zdobycia okrętów abordażem
2. Zatopienie ich ogniem artyleryjskim i torpedami tam, gdzie stoją
3. Zażądanie poddania się lub wyrażenia zgody na internowanie, chociaż w takim przypadku Godfroy pewnie natychmiast posłałby swoją flotę na dno.

Punkt pierwszy z miejsca odpadł, bo po Mers-el-Kebir francuskie załogi trwały w ciągłym pogotowiu. Drugi odpadał tym bardziej – któż zaryzykowałby bitwę W PORCIE? Pozostawał zatem punkt trzeci.

Czwartego lipca krótko przed siódmą rano Cunningham otrzymał list od Godfroya. List nie pozostawił wątpliwości że Francuzi zechcą wyjść w morze, choćby i siłą. Admirał wyszedł ze swej kabiny. Widoczny na francuskich okrętach wzmożony ruch oznaczał bez wątpienia przygotowania do ruszenia z miejsca. Wydobywający się z kominów dym oznaczał gwałtowne podnoszenie pary.

Wprawdzie to co się działo było do Brytyjczyków prawdziwym szokiem, ale przez przypadek ich ciężkie okręty stały tak, że w każdej chwili mogły oddać burtową salwę, a niszczyciele po paru minutach gotowe byłyby wystrzelić torpedy. Naprawdę szykowała się bitwa w porcie!

Zdając sobie sprawę że Francuzi nie będą mogli podnieść kotwic jeszcze przez kilka godzin, Cunningham zdecydował o osobistym apelowaniu do marynarzy i oficerów niedawnego alianta. Ponieważ jeden z członków jego sztabu władał płynnie francuskim, zaczęto z pokładu „Warspite” nadawać świetlny komunikat mówiący o:

- Beznadziejnej sytuacji Francuzów
- Szczerej woli nie walczenia ani nie zabijania kogokolwiek
- Przyjęciu brytyjskiej propozycji „bez utraty godności i honoru”

Francuzi nie odpowiadali, ale Cunningham miał nadzieję, że w tym czasie omawiają sytuację. Żeby mieć pewność że komunikat został odebrany i zrozumiany wypisano go na dużej tablicy, którą następnie obwożono na motorówce wokół francuskich okrętów. Na wszelki wypadek, admirał rozkazał przygotować się do starcia, w którym salwy wymieniano by prawie „z przyłożenia”.

Rozpaczliwie dążący do porozumienia Cunningham rozkazał następnie starszym oficerom udać się na francuskie okręty, aby osobiście przekonać ich dowódców do odwiedzenia Godfroya od samobójczej decyzji. Komandor Baillie-Groham z pancernika „Ramillies” popłynął na „Lorraine”, aby rozmawiać z zaprzyjaźnionym dowódcą francuskiego pancernika.

Ku powszechnej uldze, stanowczość i dyplomacja Cunninghama przyniosła wreszcie efekt! Godfroy zgodził się w końcu na unieruchomienie swych okrętów w Aleksandrii. Wznowiono zdawanie paliwa i rozpoczęto wymontowywanie z dział zamków i iglic. Wszystko to miało zostać przewiezione do siedziby francuskiego konsula i tam przechowane aż do końca wojny. Gdy wreszcie wszystko to zostało wykonane, Francuzi zredukowali załogi o mniej więcej 70 procent co jednakże wystarczyło, aby utrzymywać okręty w przyzwoitym stanie.

Przez następne trzy lata okręty Godfroya stały bez ruchu w Aleksandrii ale o dziwo, morale szkieletowych załóg utrzymywało się wciąż na wysokim poziomie. Godfroy rzadko schodził na ląd, przebywając prawie przez cały czas na swym „Duquesne”.

„Lorraine” na kotwicy w Aleksandrii
,

Nadszedł wreszcie maj 1943, kiedy to na Korsyce i północnym wybrzeżu Morza Śródziemnego władzę przejęli Wolni Francuzi De Gaulle’a. Ku swojej – i nie tylko – niewymownej radości wiceadmirał Godfroy mógł znowu nazwać się aliantem Brytyjczyków. Siedemnastego maja jego okręty oficjalnie weszły w skład tworzonej na nowo Marine Nationale. Krótko potem „Lorraine”, krążowniki „Duquesne”, „Tourville”, „Suffren” i „Duguay-Trouin” popłynęły do Dakaru długą drogą wokół Afryki. Zważywszy na bardzo długi okres unieruchomienia, był to niewątpliwy wyczyn, zwłaszcza jeśli chodzi o załogę maszynową.

Z Dakaru „Lorraine” popłynął do Stanów, gdzie przeszedł solidny remont. Przy okazji zainstalowano na nim 20-milimetrowe przeciwlotnicze Oerlikony. Krótko po stoczni okręt powrócił na Śródziemne eskortując konwoje, oraz dając ogniowe wsparcie podczas operacji Dragoon, czyli inwazji na Południową Francję. Operacja rozpoczęła się piętnastego sierpnia, kiedy to alianci pojawili się pomiędzy Tulonem i Cannes. Przez trzy dni okręty wspierały ogniem wojska desantu, po czym odesłano je do zdobycia portu w Tulonie.

Zanim jednak alianci zdobyli Tulon i pobliską Marsylię, mieli mieć do czynienia z zainstalowanymi na lądzie 340-milimetrowymi działami, pochodzącymi z... „Provence”. Po ostrzelaniu Mers-el-Kebir przez okręty Sommerville’a, ciężko okaleczony pancernik odholowano w listopadzie 1940 do Tulonu, gdzie w końcu zatopiono go w listopadzie 1942 roku. Przedtem jednakże Niemcy wymontowali dwie wieże artylerii głównej, instalując je na wschód od wejścia do Tulonu. Alianci nazwali je „Big Willie”.

„Provence”. To właśnie z tego okrętu Niemcy przenieśli na ląd dwie wieże artylerii głównej


Jak na ironię, to „Lorraine” przypadł 19 sierpnia 1943 roku los oddania pierwszych salw do „siostrzanej” baterii. Po kilkunastu minutach do ostrzału dołączyły trzy amerykańskie okręty: pancernik „Nevada” oraz dwa ciężkie krążowniki „Augusta” i „Quincy”. O dziwo, Niemcy nie odpowiedzieli ogniem.

Działa z „Provence” odezwały się dopiero następnego dnia, a ich pociski eksplodowały niebezpiecznie blisko francuskiego krążownika „Emile Bertin” i amerykańskiego „Philadelphia”. Dwa dni później Niemcy byli o włos od trafienia brytyjskiego lekkiego krążownika „Aurora”. Zaraz potem do akcji ponownie weszła „Nevada”, a dwudziestego piątego dołączyły do niej „Lorraine” i „Ramillies”. Cel i jego okolice pokryły się dymem i wyglądało na to że wreszcie uprzykrzone działa zostały rozbite, ale szybko pojawiające się w pobliżu okrętów wielkie słupy wody udowodniły, że Niemcy nadal mieli szczęście. Potężne działa przestały być zagrożeniem dopiero dwudziestego ósmego sierpnia, kiedy to Niemcy podali Tulon.

Działa z „Lorraine”


Piętnastego grudnia 1944 roku powołano French Naval Task Force (FNTF), dowodzony przez kontradmirała Josepha Rue, który podniósł swoją flagę na „Lorraine”. Pancernikowi towarzyszyły krążowniki „Duquesne” i „Gloire”.

Pancernik wziął jeszcze udział w zdobyciu Royan, francuskiego portu leżącego mniej więcej w połowie długości francuskiego wybrzeża zatoki Biskajskiej, ostrzeliwując niemieckie pozycje. Było to piętnastego kwietnia 1945. Berlin był już bliski upadku, a pomimo tego garnizon w Royan wciąż nie chciał się poddać! „Lorraine”, „Duquesne” i niszczyciele grzmiały przez dwa dni, bez żadnej reakcji ze strony wroga. Wyglądało to raczej na prowadzone na dużą skalę ćwiczenia, a nie działania bojowe. Siedemnastego kwietnia Royan wreszcie poddało się, a francuska piechota wzięła do niewoli 8100 Niemców, chociaż za zwycięstwo zapłacono morzem krwi: zginęło 369 żołnierzy francuskich, a 1500 odniosło rany.

Operacja ta, o kodzie „Venerable” była ostatnią bojową misją „Lorraine”. Zaraz po wojnie stareńki pancernik został przekwalifikowany na szkolny okręt dla artylerzystów. Ostatni francuski drednot został zezłomowany w roku 1953.

Post zmieniony (03-05-20 10:55)

 
25-02-16 08:56  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Tzw. świeczka jest bardziej elementem bezpieczeństwa. Spala się te ilości gazu, które muszą znaleźć ujście podczas wszelkiego włączania/wyłaczania, a których jest tak mało, że bez kontrolowanego, podsycanego "skondensowanym", zwykłym gazem płomienia, groziłyby wybuchem

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
25-02-16 09:15  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:11)

 
25-02-16 09:31  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 05:11)

 
25-02-16 13:01  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Greg77   

To zdanie chyba do poprawki bo ja osobiście nie wiem o co w nim chodzi:
" Dowodzący francuskim zespołem wiceadmirał René-Émile Godfroy, określany przez Cunninghama jako człowiek „wysoce inteligentny i gotowy do działania” a do tego mówiący znakomicie po angielsku"

--
Pozdrawiam
Grzegorz
KWA

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 71 z 114Strony:  <=  <-  69  70  71  72  73  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024