KARTON CAFÉ   
Regulamin i rejestracja regulamin forum  jak wstawiac grafike, linki itp do wiadomosci grafika i linki w postach

Miejsce na rozmowy o rzeczach niekoniecznie związanych z modelarstwem kartonowym, tzw. "rozmowy kanapowe", ciekawostki, humor itd. Tu można się poznać lepiej i pogawędzić ze sobą.


 Działy  |  Tematy/Start  |  Nowy temat  |  Przejdź do wątku  |  Szukaj  |  Widok rozszerzony (50 postów/stronę)  |  Zaloguj się   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 65 z 114Strony:  <=  <-  63  64  65  66  67  ->  => 
30-01-16 13:44  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 04:55)

 
31-01-16 19:58  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Emotikon to forma usprawiedliwienia ?

 
31-01-16 20:44  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 04:55)

 
01-02-16 08:26  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Opowieść 413


BEZ ŚWIATEŁ, ALE ZGODNIE Z PRZEPISAMI

Zwodowany w Buffalo (stan Nowy Jork) w roku 1851 zgrabny drewniany bocznokołowiec nazywał się „Lady Elgin”. Statek woził pasażerów po Michigan, jednym z Wielkich Jezior Amerykańskich. Parowiec miał 1037 GRT i długość 77 metrów, nie należał zatem do małych. Właścicielem statku był amerykański biznesmen Gurdon Saltonstall Hubbard. Nie wiadomo obecnie dlaczego chciał się tak bardzo przypodobać ówczesnemu generalnemu gubernatorowi Kanady, Brytyjczykowi Jamesowi Bruce, ósmemu hrabiemu Elgin i dwunastemu hrabiemu Kincardine, poprzez nazwanie statku „Lady Elgin”, czyli tytułem przysługującym żonie hrabiego, lady Mary Lambton.

Lady Elgin...


...i „Lady Elgin”


Bez wątpienia był to statek pechowy. W roku 1854 zatonął na płyciźnie po uderzeniu w skałę na podejściu do portu w Manitowec, Wisconsin. Wydobyto go, wyremontowano i przywrócono do służby. Rok później doznał tak poważnej awarii maszyny, że trzeba było go holować do najbliższego portu, którym było Chicago. Rok 1857 zaznaczył się pożarem, który zniszczył tylny fragment nadbudówki. W czerwcu 1858 uderzył w skały w pobliżu niewielkiego portu Copper Harbor, Michigan. Kadłub załatano tylko po to, aby zaledwie dwa miesiące później statek wszedł na skalistą mieliznę Au Sable Point Reef, znaną jako „wybrzeże wraków”. Bez wątpienia zatem „Lady Elgin” nie był pierwszym statkiem, który tam zabłądził. W październiku 1859 roku nowu musiał być holowany, po złamaniu się jednej z poprzecznych belek kadłuba. Minął miesiąc i kolejne holowanie, tym razem z powodu pęknięcia wału korbowego. Na statek nie chciał mustrować nikt, kto chociaż w małym stopniu wierzył w przesądy.

Bilet dla pasażera kabinowego. Jak ironia brzmi umieszczone na nim zdanie „Dangers of Navigation, Fire and Collission excepted” czyli „Niebezpieczeństwa nawigacyjne, pożaru i kolizji wykluczone”


Siódmego września 1860 roku „Lady Elgin” z dowodzącym 34-osobową załogą kapitanem Johnem Wilsonem i 350 pasażerami, była gotowa do wypłynięcia z Chicago do Milwaukee. Około 300 osób było członkami obywatelskich organizacji (rodzaju milicji), głównie Irish Union Guard. Podczas pobytu w Chicago mieli oni być świadkami przemówienia niejakiego Stephena A. Douglasa, oponenta Lincolna w wyborach prezydenckich. Teraz wracali do domu. Pozostała pięćdziesiątka to „zwykli” pasażerowie. Liczby te podaje książka „History of the Great Lakes”, wydana w 1899 roku. Dla porządku: gazeta „Milwaukee Sentinel” w numerze z 4 września 1892 pisze o 500-600 pasażerach, ale pozostańmy przy danych z książki.

Pogoda była kiepska i kapitan zwlekał z wyjściem, czekając na poprawę pogody. Zniecierpliwieni pasażerowie zaczęli jednak wywierać na niego tak ogromny nacisk, że w końcu pod wieczór Wilson rozkazał rzucić cumy.

Kapitan John Wilson


Początek rejsu upłynął w rytm muzyki niemieckiej orkiestry dętej, grającej licznym tańczącym parom. Zabawa na pokładzie skończyła się około północy gdy zmienił się kierunek wiatru, i zaczął padać deszcz, po czym przeniosła się do dziobowych kabin.

*

Szkuner „Augusta” zwodowano w roku 1855 dla Thomasa Carringtona, największego handlarza zbożem w Oswego, porcie na jeziorem Ontario. Statek był stosunkowo niewielki: miał zaledwie 266 GRT i 39 metrów długości. Ładownia pozwalała na zabranie 15 tysięcy buszli zboża, co odpowiada 528 metrom sześciennym. W godzinach nocnych „Augusta” przecinała fale niczym duch, jako że w owym czasie żaglowce na Wielkich Jeziorach nie miały obowiązku nosić świateł pozycyjnych! W nocy z siódmego na ósmego września „Augusta” wiozła pełnostatkowy ładunek tarcicy.

„Augusta”


*

O drugiej w nocy (inne źródła podają drugą trzydzieści a nawet trzecią) szkuner wbił się w środek lewej burty bocznokołowca. Z powodu drewnianej konstrukcji kadłuba „Lady Elgin”, dziób „Augusty” przekroił go prawie do połowy! Z miejsca wybuchła jakże zrozumiała w takich okolicznościach panika, spotęgowana jeszcze tym, że na skutek potężnego wstrząsu pogasły wszystkie lampy. Wybiegający na pokład ludzie zdążyli jeszcze zobaczyć znikający w ciemności żaglowiec. Pasażerowie zaczęli przebiegać na nietkniętą część dziobową „Lady Elgin”. Słychać było liczne krzyki „Co się stało, co się stało?!”.



Mimo że statek zaczął się przechylać na lewą burtę, po kilku minutach część pasażerów wróciła do kabin (!), a nikt z załogi nawet nie próbował ich od tego odwieść. Fakt, że marynarze zbytnio byli zajęci znoszeniem materaców, brezentów i belek w nadziei, że uda się nimi załatać wyrwę w burcie.

Nadzieje te rozwiały się z chwilą gdy do kapitana dotarł meldunek, iż największa wyrwa znajduje się pod linią wodną, co przesądzało o losie statku. Pospiesznie wygaszono paleniska w kotłach, opuszczając jednocześnie szalupy. Marynarze zrywali deski z pokładu i zbijali je, tworząc prymitywne tratwy. Do wody leciały wyjmowane z framug drzwi, krzesła, stoły i co jeszcze tylko mogło zachować pływalność.



Pasażerowie i załoga dziesiątkami skakali do zimnej, wzburzonej wody rozglądając się, czy w pobliżu nie ma jakiegoś kawałka drewna, którego można by się uczepić. Na wysokiej fali część wypełnionych po brzegi szalup wywróciła się, skazując zdecydowaną większość znajdujących się w nich ludzi na utonięcie. Wśród niemilknących krzyków, po zaledwie trzydziestu minutach „Lady Elgin” poszła dziobem na dno. Tuż przed zniknięciem pod wodą fale oderwały sporą część drewnianej nadbudówki. Jej poszarpane, unoszące się na fali fragmenty dały teraz dodatkową szansę rozbitkom.



W świetle dnia z trudem utrzymujący się na powierzchni przemarznięci i wycieńczeni ludzie dostrzegli wysoki, oddalony o około dziesięć mil brzeg. Znajdował się on na wysokości wsi Winnetka, kilkanaście mil na północ od Chicago. Tak blisko i tak daleko jednocześnie... Znaczna część z tych, którym udało się dopłynąć do lądu ginęła rozbijana siłą przyboju o skały, albo też utonęła po zmyciu z tratew. Na szczęście na brzegu zjawili się już mieszkańcy Winnetki. Zarówno wśród nich jak i wśród rozbitków odnotowano wtedy wiele przykładów prawdziwego bohaterstwa i prawdziwych tragedii.

Niewątpliwie największym bohaterem dnia okazał się Edward Spencer, student Nortwestern University w Evanston, Illinois. Gdy wraz z innymi zjawił się na brzegu, zaczął działać równie systematycznie co zdecydowanie. Znakomity pływak przewiązał się w pasie liną i rzucił pomiędzy omiatane falami skały, ratując rozbitka po rozbitku.

„EDWARD SPENCER I JEGO POMOCNICY DZIELNIE RYZYKUJĄ ŻYCIE W PRZYBOJU ABY URATOWAĆ TONĄCYCH LUDZI”


Wielokrotnie przybój rzucał go na kamienie, i równie często uderzały go szczątki tratew. Kiedy wyciągnął na brzeg siedemnastego (!) rozbitka, stracił przytomność nie tyle z wyczerpania, ile z powodu odniesionych obrażeń. Gdy ocknął się na łóżku, jego pierwsze skierowane do brata słowa brzmiały: „Powiedz mi prawdę. Czy zrobiłem wszystko co mogłem?”

Za swój niezwykły czyn Spencer został uhonorowany tablicą w Northwestern University. Ale jest też smutna strona jego historii. Owego pamiętnego dnia odniósł tak poważne obrażenia, że resztę życia spędził na wózku inwalidzkim. Będąc już w podeszłym wieku powiedział kiedyś ze łzami w oczach: „Nikt [z uratowanych] nigdy nie przyszedł choćby tylko po to, by podziękować”.

Edward Spencer, tu już jako mężczyzna w sile wieku


Po śmierci Spencera w lutym 1917 roku, gazety przypomniały jego bohaterski wyczyn


Na jego nagrobku napisano: BOHATER LADY ELGIN URATOWAŁ 17 ISTNIEŃ



W owych tragicznych godzinach wielkie zdecydowanie i znakomitą postawę wykazał także kapitan Wilson. Bellman, jeden z rozbitków, mówi o tym co działo się po tym jak on, kapitan, i wielu innych znalazło się na tratwach:

„Na zaimprowizowanych tratwach znalazło się nie mniej niż 300 ludzi, z których wielu doczekało światła dnia. Większa część tratew znajdowała się pod wodą z powodu obciążenia. Niektórzy leżeli na nich do połowy, mając ciało od pasa w dół w wodzie. Kapitan cały czas dodawał otuchy i zdaje się, że był jedynym, który stał wyprostowany, nie kładąc się na niepewnej tratwie. Od wyczerpanej i częściowo znajdującej się w wodzie kobiety wziął na ręce dziecko, po czym przekazał pani, siedzącej na najwyższym miejscu tratwy. Wkrótce [dziecko] przepadło. Ciągle napominał tłum żeby zachował ciszę i nie tylko nie robił hałasu, ale powstrzymał się także od ruchów, dzięki czemu krucha konstrukcja [tratwy] będzie mogła dłużej wytrzymać”.

I z lokalnej prasy:

„Kapitan Lady Elgin utonął gdy był już blisko brzegu [około trzydzieści metrów]. Pani Rivers, która była wtedy przy nim uważa, że został uderzony przez tratwę, która gwałtownie wirowała na falach. Kapitan utonął, i już go nie widziano. Wszyscy ocaleli mówili z najwyższym podziwem o jego postępowaniu i wysiłkach dla podnoszenia pasażerów na duchu, gdy starali się dotrzeć do lądu. Nieustannie kazał im być dobrej myśli i instruował jak się przymocować do tratwy. Cały czas zachowywał przytomność umysłu i samokontrolę”.

Ciało kapitana Wilsona zostało znalezione przez załogę holownika dopiero po tygodniu. Pochowano go w Chicago. Razem z nim śmierć poniosło aż 286 osób. Życie uratowało zaledwie 98 rozbitków.

*

A oto jak opisał zderzenie dowódca „Augusty”, kapitan Darius Malott:

„Około trzeciej (?) godziny nadszedł z północy silny szkwał. Statek opuścił do połowy żagle, i zaraz potem dostrzeżono z około ćwierci mili czerwone i białe światła parowca, płynącego kursem pomiędzy północnym i północno-wschodnim. Mocno lało.

Trzymaliśmy statek na kursie wschodnio-południowym aż do chwili gdy zobaczyliśmy że możliwa jest kolizja, i wtedy ostro skręciliśmy. Po dwóch czy trzech minutach uderzyliśmy w tył lewoburtowego koła napędowego parowca. Utrzymywał on kurs płynąc całą naprzód i ciągnął za sobą [sczepioną] „Augustę”. Po około minucie rozdzieliliśmy się i „Augusta odbiła w morze. Zszedłem na dół żeby ocenić rozmiar uszkodzeń, a kiedy wróciłem, [tamten] statek już zniknął...

...Cały nasz dziobowy osprzęt, bukszpryt itp znikł. Po uprzątnięciu [uszkodzonej części dziobowej] podnieśliśmy żagiel fokmasztu (sprawdziliśmy, że statek nie przecieka) i postaraliśmy się ustawić statek z wiatrem i uratować maszty, bo wszystkie sztagi poza jednym poszły ... przybyliśmy do portu w Chicago około dziesiątej trzydzieści 8 września”.

W porcie widziano już o zderzeniu i dlatego na załodze szkunera skupił się gniew mieszkańców miasta. Grożono nawet podpaleniem „Augusty”, ale ostatecznie poprzestano na groźbach. Na wszelki wypadek jednak armator zmienił wkrótce nazwę statku na „Colonel Cook”.

*

Właściciel „Lady Elgin” pozwał armatora „Augusty” do sądu. W odpowiedzi Thomas Carrington... wyekspediował całą załogę szkunera poza granicę hrabstwa mając nadzieję, że w ten sposób nie doprowadzi do rozprawy (z powodu braku świadków jednej ze stron). W końcu jednak kapitana Malotta dopadnięto, i postawiono przed sądem. Ostatecznie ani jemu, ani nikomu innemu z jego załogi nie postawiono zarzutów. Sędziowie uznali, że obowiązuje zasada „para daje pierwszeństwo żaglowi”, a ponadto – zgodnie z prawem! - statki żaglowe nie muszą nosić świateł nawigacyjnych. To absurdalne, wręcz idiotyczne prawo zmieniono dopiero cztery lata później.

Kotwica „Lady Elgin”


Tablica pamiątkowa. Nieprzypadkowo znalazły się tam słowa „At least 300 lives were lost, decimating the Irish Third Ward Community”, czyli „Zginęło co najmniej 300 osób, dziesiątkując [przy tym] irlandzką społeczność Third Ward”. Third Ward to dzielnica Milwaukee. Po śmierci bardzo wielu najbardziej znaczących mieszkańców pochodzenia irlandzkiego, na całe lata rola najważniejszej społeczności Third Ward przypadła Niemcom


Pieśń „Lost on the Lady Elgin” (Zginęli na Lady Elgin) była przez wiele lat wykonywana w centralnej Kanadzie z okazji rodzinnych i społecznych spotkań



Post zmieniony (03-05-20 10:46)

 
01-02-16 09:57  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2

Jasne, że na jeziorze. Poprawię.

 
03-02-16 08:55  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (26-03-20 04:50)

 
03-02-16 09:51  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Kolniak 

 - 3

Dobrze, że nie z dołu (from the deep)...
Oczywiście, poczekamy nie tyle na wiosnę, co na lepsze światło po południu - w zestawieniu z tłem forum widać, że obecnie ok. godz. 16:00 tylko wydaje się, że jest jasno.

--
Dworujesz z forum? Fora ze dwora!

 
03-02-16 17:01  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

A to znasz - "without garden" ?
Kiedyś usłyszałem - "miczekeluk". Dodałem do tego "oko" i jest "okoczekeluk" ;-)))

 
03-02-16 20:59  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Akra 

Na Forum:
Relacje w toku - 2
Relacje z galerią - 5


 - 2



Post zmieniony (13-04-20 04:56)

 
03-02-16 22:48  Odp: TOM 2 Opowieści bardzo ciekawych, ciekawych i takich sobie :-)
Ryszard 



Na Forum:
Relacje w toku - 20
Galerie - 33


W Rupieciarni:
Do poprawienia - 20


 - 9

Eee, "nasze" o blondynkach są lepsiejsze. ;-)

 Tematy/Start  |  Wyświetlaj drzewo   Nowszy wątek  |  Starszy wątek 
 Strona 65 z 114Strony:  <=  <-  63  64  65  66  67  ->  => 

 Ten wątek został zamknięty 


© konradus 2001-2024